poniedziałek, 25 września 2017


Cudowna wiadomość


Astrid uśmiechnęła się szeroko, widząc błyszczące z radości oczy jej przyjaciółki. Blondynka odetchnęła wolno i oparła się o ścianę, przy którym stało łóżko. Obie znajdowały się w przybudówce, o którą Lauren prosiła wodza. Czkawka pomógł więc jej zbudować specjalną izbę dla chorych, którymi dziewczyna na co dzień się opiekowała.
- Nie mogę się przyzwyczaić do tej myśli - wyznała cicho Astrid, patrząc na przyjaciółkę. Nie mogła się nie uśmiechać w takiej sytuacji. Uspokoiła się, wiedząc już, co jej dolega.
Lauren zaśmiała się lekko.
- To normalne. A teraz idź i powiedz Czkawce. On zwariuje ze szczęścia - zachichotała pod nosem szatynka, z trudem wstając z krzesła. Duży brzuch uniemożliwiał jej swobodne poruszanie się, ale na szczęście rozwiązanie miało nastąpić już za dwa tygodnie. Jeźdźczyni przytuliła mocno lekarkę.
- Dziękuję za pomoc - rzekła i skierowała się do wyjścia. Jednak zanim opuściła chatkę, odwróciła się do szatynki.
- Tylko na razie nie mów nikomu, dobrze? - Spytała, na co Lauren przystała.
- Oczywiście, będę milczała jak grób - obiecała i jeszcze raz uśmiechnęła się do przyjaciółki. Astrid pożegnała się i wyszła z pomieszczenia. Lauren objęła swój brzuch i pomasowała delikatnie.
- Słyszałeś? Będziesz miał towarzysza do zabaw - powiedziała zabawnie i zabrawszy futro, wyszła z chatki.

         Astrid starała się znaleźć męża, ale nigdzie go nie widziała. Chciała natychmiast powiedzieć mu coś bardzo ważnego. Nie mogła doczekać się reakcji Czkawki. Mimo marnego samopoczucia, nosiła ją niezmierzona radość. W końcu ich marzenie się spełniło.
Po drodze do wioski spotkała swojego brata. Ethan szedł wraz z Gabrielą, rozmawiając o czymś.
- O, cześć, Astrid - przywitał się mężczyzna. - Gdzie tak pędzisz?
- Szukam Czkawki. Muszę z nim porozmawiać - wyznała, patrząc z nadzieją na blondyna.
- Zaraz po przesłuchaniu Hora rozeszliśmy się. Z tego co widziałem, szedł w kierunku kuźni - odrzekł. Astrid westchnęła, zapominając o tym, że Czkawka i Ethan z samego rana przesłuchiwali szpiega wysłanego przez Hallę.
- Ah - cmoknęła z niezadowoleniem.
- Wszystko gra, Astrid? - Zapytała Gabriela, przypatrując się znajomej. Haddock podniosła wzrok i uśmiechnęła się lekko.
- Tak, a czemu pytasz?
Gabriela wzruszyła ramionami.
- Jakoś inaczej wyglądasz - oznajmiła, na co jeźdźczyni machnęła ręką.
- Nie wyspałam się - odparła i nie czekając na odpowiedź, pożegnała się cicho i ruszyła w stronę kuźni. Obserwowała przechodzących obok wikingów, witając się z nimi. Jej myśli powracały do cudownej wieści, o której dowiedziała się niecałą godzinę temu. Tak bardzo chciała powiedzieć bliskim, a potem całej Berk. Ludzie na pewno się ucieszą.
Blondynka weszła do kuźni, unikając siekiery, która wbiła się tuż obok.
- Na Thora, Pyskacz! - Rzuciła wściekle. Kowal uśmiechnął się krzywo.
- Przepraszam, nie zauważyłem cię - mruknął blondyn i kuśtykając, podszedł do drewnianego słupa i wyciągnął broń.
- Wyrabiasz nowe? - Spytała, zwracając uwagę na wszelaki oręż.
- Na rozkaz wodza. Zostało mi tylko dwadzieścia, ale już lata nie te. Ciężkie są te żelastwa.
Kowal usiadł ciężko na krzesło i wydobył z siebie długi jęk. Rozmasował więc kark.
- A ciebie co tu przywiało? - Spytał łagodnie. Blondynka oparła się o blat.
- Szukam Czkawki. Chciałam z nim pilnie porozmawiać - wyjaśniła, zakładając kosmyk włosów za lewe ucho.
- Może jest w twierdzy. Przez przesłuchanie Hora nieźle się zdenerwował - rzekł. Astrid w tym czasie oglądała życie Berk. Jakieś kobiety targowały się przy stoisku z warzywami, dalej biegały dzieci, śmiejąc się wesoło. Kobieta z trudem powstrzymała się, aby dotknąć swojego brzucha. Nie chciała niczego nikomu zdradzać. Potem zaczęłyby się pytania.
- Cóż, pójdę do niego. Miłego dnia, Pyskacz - rzuciła dość pochmurno i wyszła, idąc wolnym krokiem do twierdzy. Miała nadzieję, że zastanie tam swoją zgubę.


          W środku było cicho. Jedynie dźwięk otwieranych drzwi rozniosło krótkie echo. Astrid podreptała do przygarbionej postury wodza i przystanęła obok niego. Położyła dłoń na jego ramieniu, zwracając na siebie uwagę. Szatyn westchnął cicho, nadal wpatrując się w mapę Berk, na której rozstawił figurki smoków.
- Z tego co powiedział Hor, Drago pojawi się na koniec roku. Mamy trzy tygodnie na przygotowanie - powiedział zimno, co wzbudziło w Astrid lekki niepokój. Oczy szatyna były wyraziste, wpatrywały się intensywnie w skrawek papieru, idealnie badając każdy jego cal.
- Już jesteśmy gotowi - zauważyła słusznie blondynka. - Wiem, ale chcę, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik - wyjaśnił cicho, odrywając się od mapy. Spojrzał na Astrid i uśmiechnął się lekko.
- A ty jak się czujesz? -Spytał łagodnie, obejmując delikatnie żonę w pasie. Przyciągnął ją do siebie i ucałował w głowę. Blondynka uśmiechnęła się, zamykając oczy.
- Dobrze. Chciałam z tobą porozmawiać - powiedziała, nabierają odwagi, by powiedzieć mu o tym, że za jakiś czas powstają kolejnego Haddocka w rodzinie. Jednak kiedy otworzyła usta, by wypowiedzieć mały sekret, do twierdzy wpadł Sven. Mężczyzna podbiegł do szatyna, dysząc ciężko.
- Wodzu, goście już przybyli. Czekają w porcie - wyrzucił z siebie. Jeździec skinął głową i podziękował.
- Wybacz, skarbie. Obowiązki wzywają, ale pogadamy w później, dobrze?
Czkawka pocałował krótko Astrid w usta i uśmiechnął się lekko, jednak jego mina zrzedła, kiedy założył futro i ruszył z Svenem do portu.

Sojusznicy tacy jak Albrecht, Dagur, Heathera czy Frojdyn stali przy statkach, dyskutując zawzięcie. Czkawka powitał ciepło swoich przyjaciół, a potem zaprosił do twierdzy, aby omówić ostateczny plan działania.
Astrid siedziała blisko męża, uważnie słuchając jego słów. Wódz tłumaczył swoje pomysły na atak i osłonę pierwszej linii.
- Jeśli chodzi o ludzi starszych, kobiety i dzieci - na południu Berk są jaskinie, które służą za schrony. Zebraliśmy już zapasy, więc tę część możemy wykreślić - powiedział, zapisując coś na kartce.
- Moi ludzie mogą użyć dywersji. Jeśli oddział Drago odejdzie na wschodnią część wyspy, złapiemy ich w zasadzkę - podsunął pomysł Frojdyn.
Czkawka skinął głową, chwaląc dobry plan. Spojrzał następnie na Heatherę i Dagura.
- Berserkowie zabezpieczą tyły. Linie ataku nie powinny dojść tak daleko, ale to wy będziecie ostatnią ochroną przed przedarciem się do schronu.
Dagur prychnął, zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Oj, Czkawka, nie wiesz, że my, Berserkowie, walkę mamy we krwi? - Spytał. Najwyraźniej był niezadowolony, że musiał być na tyłach oddziałów.
- Wiem, ale myślę, że na ostatniej linii równie dobrze się przydacie - powiedział z lekkim uśmiechem. Rudowłosy wódz musiał na to przystać. Wiedział, że Czkawka jest genialny w planowaniu i to jemu zamierzał dowództwo podczas natarcia.
Przez następną godzinę całe towarzystwo omawiało ostateczne plany. Kiedy zaczęło się ściemniać, klany rozeszły się do domów, by odpocząć. Już następnego dnia wszyscy wracali na swe wyspy.
Astrid złapała Czkawkę za dłoń i ścisnęła mocno. Ten odwrócił się do niej. Jej usta uśmiechały się szeroko.
- Co tak ci wesoło? - Zapytał, podejrzliwie. Oboje kierowali się do swego domu. Blondynka wzruszyła ramionami i roześmiała się przez chwilę. Czkawka poczuł ciepło, widząc jak pięknie śmieje się jego ukochana.
- Mam dla ciebie niespodziankę - mruknęła, przystając na chwilę i całując krótko męża w usta. Wódz objął ją za plecy, a prawą ręką gładził jej twarzyczkę.
- To była ta niespodzianka? - Zapytał ze śmiechem. Astrid pokręciła głową. Cmoknęła jego nos i pociągnęła w stronę chaty.
- Mam coś lepszego na myśli - odparła.
- Mam nadzieję, że to nie jest kolejne danie według własnego pomysłu - jęknął, bojąc się, że jego obawy się sprawdzą.
Jeźdźczyni prychnęła.
- Nie, kochanie, ale dziękuję, że mnie doceniasz - zachichotała i otworzyła drzwi od ich domu. Oboje zdjęła wierzchnie ubrania i ruszyli do salonu. Czkawka jednak przeszedł przez pomieszczenie i poszedł do kuchni, by zaparzyć herbaty. Astrid, korzystając z nieuwagi męża, przeszła do sypialni, biorąc do rąk niewielkie pudełko. Zeszła na dół w czasie, kiedy wódz zaniósł na stół herbaty i jabłecznik, który wczoraj zrobiła Valka.
Astrid usiadła na kanapie, czekając cierpliwie na męża, który guzdrał się w łazience.
- No, chodź już! - Ponagliła go. Szatyn wytarł ręce i wrócił do żony, ciężko siadając obok niego.
- Co tam chowasz? - Spytał podejrzanie, patrząc wymownie na pudełko. Astrid uśmiechnęła się szerzej. Nagle poczuła szybkie bicie serca. Wyciągnęła przed siebie pudełko, które Czkawka chwycił z ciekawością. Wódz podniósł je do ucha i potrząsnął. Jedyne, co usłyszał to lekkie stukanie. Zdziwiony otworzył je. W środku znajdowała się para maleńkich bucików, idealnych dla noworodka. Wódz zmarszczył czoło. Przez chwilę wpatrywał się w brązowe buciki wykonane ze skóry. Podniósł w końcu wzrok, napotykając śmiejące się oczy żony.
- Czy to jest to, o czym myślę? - Zapytał z chrypką. Nagle jego oddech przyspieszył.
- Tak, Czkawka. Jestem w ciąży - zaśmiała się głośno.
Przez chwilę szatyn nie wiedział, co powiedzieć. Wpatrywał się raz w Astrid, raz na cudne buciki. Słowa, które wypowiedziała jego żona brzmiały w jego uszach jak słodki miód.
- O bogowie! Astrid, to cudownie! - Rzucił w końcu głośno i porwał ją w ramiona, wstając i kręcąc się z nią po salonie. - Będę tatą!
Dziewczyna śmiała się razem z nim. W jej sercu wybuchła jeszcze większa radość, widząc szczęście wypisane na twarzy ukochanego mężczyzny, z którym zapoczątkowała nowe życie, kryjące się pod jej sercem. Wódz postawił ukochaną na ziemi i przytulił mocno. Ręce mu drżały, a do oczu napłynęły łzy. Tyle czekał, aż pojawi się ich maleństwo. Ich cud, ich owoc miłości.
Astrid poczuła jak Czkawka drży, a po chwili na jej szyi pojawiły się kropelki łez. Wódz oderwał się od niej wolno. Oczy miał czerwone, ale radosne. Żona wytarła jego mokrą cerę opuszkami palców i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Nawet bogowie nie wiedzą, jak bardzo się cieszę - wyjąkał, a po jego policzku stoczyła się pojedyncza łza.
- Wiem, kochany, wiem - wyszeptała, gładząc jego miękką twarz. Czkawka uśmiechnął się lekko, pociągając nosem. Jego ciepła dłoń powędrowała do brzucha żony. Niewiarygodne, że ich dziecko jest takie maleńkie. Gładził go przez chwilę, będąc absolutnie zauroczony nowym życiem.
- Który to miesiąc? - Zapytał, śmiejąc się sam do siebie. Astrid pomyślała, że jej mąż zachowuje się tak jak kobieta w ciąży: raz się śmieje, a za chwilę płacze.
- Szósty tydzień - odparła, kładąc ręce na dłonie męża. Czkawka skinął głową i klęknął przed nią. Położył dłonie na jej biodrach i pocałował jej brzuch.
- Cześć - zaczął, kierując swój wzrok najpierw na podbrzusze, a potem rzucił wzrokiem na roześmianą twarz żony. - Nie wiem od czego zacząć... Może od tego, że mówi twój tata.
Astrid zaśmiała się głośno. Poczochrała włosy męża, niedowierzając, że szatyn mówi do ich nienarodzonego dziecka. Uznała jednak, że jest to niezwykle urocze.
- Bardzo się cieszę, że jesteś z nami. Mam nadzieję, że nie będę złym rodzicem. Poza tym, masz fajną mamę, wiesz? Bardzo fajną - zachichotał cicho. Astrid przewróciła oczyma, ale nie mogła posiąść się z radości. Jej dłonie bawiły się włosami ukochanego, który teraz całował jej brzuszek.
Wódz wstał z kolan i uśmiechnął się do żony chwilę przed tym jak złączył ich usta. Dziewczyna przybliżyła się, oplatając ręce na karku męża. Oderwali się po dłuższej chwili.
- Najpiękniejszy prezent, jaki mogłaś mi dać - musnął wargami jej czoło. - Dziękuję ci za to. Bardzo cię kocham.
Astrid westchnęła, tuląc się do ramienia Czkawki.
- Ale to nie tylko moja zasługa - zaczęła się śmiać. Wódz również się uśmiechnął.
- No tak... Ale ty jednak zrobiłaś znacznie więcej. W końcu musisz wytrzymywać te wszystkie humory - zrobił gest ręką w powietrzu.
Wojowniczka musiała się zgodzić z ukochanym. Już miała dość mdłości i wahania nastrojów, ale wiedziała, że niedługo wszystko się unormuje, a na końcu zapomni o wszystkim, gdy pojawi się dziecko.

Nagle Czkawka spochmurniał. Pociągnął Astrid na kanapę i otulił ją i siebie kocem.
- Wiesz, że nie będziesz mogła wziąć udziału w walce? - Spytał, oplatając swoje ręce wokół jej talii. Blondynka skinęła głową.
- Wiem, Czkawka. Może to nie jest dobry czas na dziecko, ale stało się. Mimo wszystko i tak jestem bardzo szczęśliwa.
Szatyn uśmiechnął się lekko, a potem pocałował ją w głowę.
- Ja też. Ale może znajdzie się jakaś lekka praca dla ciebie - zauważył.
To odpowiadało Astrid. Kobieta nie lubiła siedzieć bezczynnie. Cieszyła się, że Czkawka nie zaczął nagle zabraniać jej tego i owego.
- Kiedy powiemy rodzicom i wiosce? - Spytała, odwracając się ku mężowi. Ten uśmiechnął się łagodnie.
- Wydaje mi się, że na razie nie mówmy nikomu. Kto wie, czy na Berk nie ma szpiega... Drago czy Halla na pewno nie przepuściliby okazji, by mnie osłabić. Nie darowałbym sobie, gdyby tobie albo dziecku coś się stało.
Astrid cmoknęła go w policzek.
- Nie martw się, skarbie. Będę na siebie uważać - obiecała. Następnie znalazła jego dłoń i ułożyła ją na swoim brzuchu. Rozkoszowali się życiem tego maleństwa, ciesząc się, że niedługo będą pełną rodziną.









No i co, zadowolone są mordki? :D Mam nadzieję ^^ Będzie dzidzia Hiccstrid! <3

Miłego rozpoczęcia tygodnia :) 



 

sobota, 23 września 2017

Zamach


                  Grupa zwiadowcza wróciła trzy godziny później, krótko przed północą. Astrid cały czas siedziała w twierdzy, czekając na męża. Towarzyszyła jej Valka. Obie kobiety rozmawiały o nocnych zwiadach.
- Nie sądzę, aby cokolwiek znaleźli - westchnęła mama Czkawki, patrząc na otwierające się drzwi. Niestety był to tylko Ethan, który niósł tacę z kubkami. Podszedł do siostry i jej teściowej z uśmiechem.
- Przeniosłem gorącą czekoladę - powiedział, kładąc parujący kubek przed nosem blondynki, a następny obok mamy wodza.
- Oh, to miłe, dziękujemy - uśmiechnęła się Valka. Objęła rękoma naczynie, czując cudownie rozgrzewające ciepło.
Blondyn usiadł obok siostry i sięgnął po swój kubek, tyle że z herbatą.
- Zaraz powinni być - zaczął. - Wiedziałem pochodnie przy lesie Odyna.
Astrid oparła głowę o ramię brata i zamknęła oczy. Była już zmęczona i z rozkoszą zaszyłaby się w ciepłym łóżku, tuląc do ukochanego męża. Chciała jednak zaczekać na Czkawkę i od razu wiedzieć, czy zauważyli coś niepokojącego.
Ethan spojrzał na siostrę i uśmiechnął się lekko. Fajnie było zaznać takiego uczucia, jak siostrzana miłość. Relacje między tą dwójką były naprawdę świetne, a Astrid już dawno zapomniała o przykrych początkach ich znajomości. Cieszył go fakt, że co jakiś czas mieli czas dla tylko siebie. Ethan dowiadywał się wówczas wielu ciekawych rzeczy, poznawał ciekawe lądy, które pokazywała mu Astrid. Dziewczynę zdziwiło to, że jej brat zaczął pytać jak się układa w jej małżeństwie. Kiedy spytała, dlaczego o to pyta, odparł, że jako starszy brat ma obowiązek dbać o dobro młodszej siostry. A Astrid za to wypytywała o Gabrielę. Droczyła się, że niedługo będzie tańczyć na weselu brata, ale blondyn zawsze czerwienił się i milkł.

Miłe myśli o siostrze przerwał głośny dźwięk otwieranych potężnych drzwi twierdzy. Do środka weszła trzydziestoosobowa grupa mężczyzn i kobiet. Z przodu szedł oczywiście Czkawka, a obok niego Nate. Przyjaciele rozmawiali o czymś.
- I jak? - Spytała Valka, wstając. Przyjrzała się synowi, ale na szczęście nie zauważyła żadnego zmartwienia na jego twarzy.
- Niczego nie znaleźliśmy - westchnął wódz i przeszedł dalej. Stanął na schodach i uśmiechnął się lekko do ludzi. Astrid zauważyła, że jej mąż ledwo trzyma się na nogach. Zmartwiła się nieco, ale uspokoiła się, gdy uświadomiła sobie, że to koniec patrolu i Czkawka może odpocząć.
- Dziękuję wszystkim za udział w zwiadach. Idźcie już do domów i wyśpijcie się. Jutro wyruszamy ponownie.
Mieszkańcy bez chwili wahania odwrócili się i wyszli z twierdzy.
- Może jutro ja cię zastąpię na zwiadach, co? - Zaproponował Ethan, gdy szatyn podszedł do stolika.
- Dziękuję, ale nie trzeba - odparł Czkawka i ziewnął przeciągle. - Możesz zastąpić Sączysmarka na patrolu. Marudził dziś, że grypa go dopadła.
Ethan zgodził się na propozycje szwagra. Nie lubił siedzieć bezczynnie, więc nawet zwykły patrol go ucieszył.
- Chodźmy do domu, bo zaraz zaśniesz na stole - mruknęła Astrid, chwytając męża pod ramię. Małżeństwo pożegnało się cicho i opuściło twierdzę.


Był blady świt, kiedy potężny wybuch wstrząsnął centrum Berk. Czkawka i Astrid zerwali się natychmiast i wyszli na zewnątrz. Przez chwilę nie mogli niczego zauważyć, ale po kilku sekundach pojawił się ogień w odległości kilkudziesięciu metrów.
- O Thorze - zląkł się wódz i wrócił do domu tylko po grubą koszulę. Astrid założyła szybko buty i wskoczyła na Wichurę, a zaraz za nią pojawił się szatyn.
 Okazało się, że to spichlerz zajął się ogniem. Przy budynku byli już wikingowie ze swoimi smokami, które zostały specjalnie przeszkolone do takich sytuacji. Siedem zębirogów ugasiło ogień kilka chwil po tym jak na miejsce przybył wódz i jego żona.
- Gustav, Smark, Śledzik, lećcie rozejrzeć się w lesie! - Krzyknął do stojących nieopodal jeźdźców. Czkawka wiedział, że ktoś musiał specjalnie podpalić spichlerz. Spojrzał ma budynek i kiedy upewnił się, że się nie zawali, wszedł do środka. Astrid podeszła do niego, zaglądając do środka.
- Żyto...- Jęknął wódz, łapiąc się za głowę. Ktoś spalił niemal cały ich zapas. Astrid podeszła do kilka beczek, które się ostały. Przeliczyła pozostałe zapasy.
- Zostało jedenaście beczek - powiedziała, odwracając się do męża. Zauważyła jego strach. Czkawka zakrył dłonią usta i przeklął pod nosem.
- To nie może być przypadek, prawda? - Spytała cicho. Czkawka pokręcił głową i wyszedł z budynku. Przed nim stanął Sven.
- Znalazłem to, za spichlerzem - powiedział ponuro, wciskając w dłoń wodza przypinkę. Czkawka przejrzał się jej. Mimo że stop był gorszej jakości, zdołał poznać dwa miecze przebijające smoka.
- Cholera - mruknął Czkawka. Schował znalezisko do kieszeni i odwrócił się do dużej grupy wikingów, którzy zbiegli się usłyszawszy wybuch. Wódz dojrzał na ich twarzach wymalowany strach. Jedna kobieta tuliła do swojej piersi kilkumiesięczne dziecko, inny mężczyzna nerwowo zaciskał palce na mieczu, a stojąca grupka nastolatków szeptała między sobą.
- Wodzu, co się dzieje? - Rzucił jakiś mężczyzna z tłumu. Szatyn sam był zdenerwowany. Ktoś dokonał kolejnego zamachu i po raz kolejny przepadł jak kamień w wodę.
- Proszę, zachowajcie spokój. Niestety wszystko wskazuje na to, że to był zamach - powiedział, nie będąc pewien, czy dobrze robi. Nie chciał martwić takimi problemami mieszkańców, ale z drugiej strony musieli wiedzieć, że muszą być ostrożni jeszcze bardziej.
- Czy to ktoś z ludzi Drago? - Spytała Jura, nastoletnia jeźdźczyni koszmara ponocnika.
- Wszystko na to wskazuje. Idziecie już do domów - polecił. Ludzie spojrzeli po sobie niepewnie, ale po chwili zniknęli, zamknięci w swoich chatach.
-Astrid, ty też idź do domu. Nie wyglądasz najlepiej - poprosił żonę, łudząc się, że kobieta posłucha męża.
- Zostanę. Ktoś zaatakował nasz dom, Czkawka. Chcę zbadać okolicę i dorwać tego drania - odparła twardo. Jeździec zgodził się. Przecież nie mógł jej do niczego zmusić.
Ethan, Saw i Valka podeszli do Astrid i Czkawki.
- Wszystko gra? - Spytał Saw, jednak widząc minę swojej córki i zięcia, pomyślał, że to głupie pytanie.

Kiedy wódz miał pożyczyć Wichurę i lecieć do jeźdźców szukających winowajcy, zauważył postać Hakokła. Smok trzymał coś w łapach, a potem rzucił to przed nogi przywódcy Berk. To "coś" okazało się być człowiekiem. A dokładniej mężczyzną około czterdziestki.
- Uciekał w stronę zatoki Freja - burknął Sączysmark, zeskakując z grzbietu smoka. Czkawka nawet się nie ruszył. Wyręczył go Ethan, chwytając mocno za koszulę i dynamicznie podniósł do góry.
- Kim jesteś? - Warknął nisko blondyn. Astrid podeszła do niego i poprosiła, aby się opanował. Wojownik puścił mężczyznę, ale wykręcił mu nadgarstki za plecami. Mężczyzna jęknął z bólu.
- Ależ my go już znamy - powiedział Czkawka, podchodząc do mężczyzny. - Szkoda, że spotykamy się w takiej okoliczności, Hor.
Zamachowiec podniósł wzrok, ale nic nie powiedział. Czkawka prychnął. Miał ogromną ochotę uderzyć tego mężczyznę w twarz. Wykrzyczeć jak bardzo dotknął go atak na jego ukochaną Berk, jego dom. Jednak ukrył swoje emocje pod kamienną twarzą i kazał zaprowadzić mężczyznę do lochów. Nie miał ochoty teraz z nim rozmawiać. Wraz z pozostałymi obejrzał jeszcze teren wokół spichlerza, a potem wynieśli pozostałe zapasy przed budynek.
- Musimy zburzyć schowek i zbudować od nowa - zasmucił się Saw, oglądając budowlę, która wyszła spod jego rąk.
- Ja polecę do Dagura i Heathery. Może sprzedadzą nam część swoich zapasów - westchnęła Astrid, głaszcząc pysk Wichury. Czkawka skinął głową. Sam wiedział, że będzie musiał użyć wszelkich metod, aby rozwiązać Horowi język. Póki co poprosił, aby jego rodzina poszła do domów.
- Chodź, Astrid, później wszystkim się zajmiemy - odparł i delikatnie pociągnął żonę w stronę domu. Czuł, że sam nie zmruży oka, ale widząc bladą blondynkę, czuł się gorzej. Kobieta już od jakiegoś czasu męczyła się z grypą, a wódz nie chciał jej dokładać dodatkowych zmartwień.

Pomimo zmęczenia i bólu w lewej nodze, Czkawka nie zaznał snu. Całą noc przewracał się z boku na bok, myśląc o Horze. Kiedy przebywał na Salyyn, zauważył, jak ten człowiek jest oddany Halli. Wodza nawet nie zdziwiło to, że to właśnie on został wysłany na szpiegi. Pytanie czy był sam.
Szatyn przewrócił się na lewo i minimalnie ucałował żonę w policzek. Astrid westchnęła cichutko i mocniej przytuliła się do poduszki. Żal było Czkawce wyjść z ciepłego łóżka, zostawiając ukochaną, do której chciałby przytulać się cały czas, ale musiał załatwić sprawy przywódcy. W końcu czekała na niego bardzo poważna sprawa...

Pogoda była okropna. Od godziny mżyło i wiał dość silny, zimy wiatr. Niebo przysłoniły ciemne i szare chmury, zwiastując większą ulewę. Był to czas również i burz, ale o dziwo, od dwóch lat takie nawałnice się nie zdarzały. Czkawka szedł wraz z Ethanem. Nate również miał iść, ale Lauren źle się czuła, więc w razie czego, chciał zostać. Wódz bez wahania zgodził się. W końcu żona jeźdźca była niemal w dziewiątym miesiącu ciąży i w każdej chwili mogła zacząć się akcja porodowa.
Przy wejściu do zimnych lochów jak zawsze czatował Ed. Mężczyzna odłożył lekturę i wstał, by przywitać się z wodzem.
- To on podpalił spichlerz? - Zapytał cicho rudowłosy. Czkawka przytaknął tylko i poprosił o klucz. Strażnik pokierował go na prawo, a potem na lewo.
Cele były małe, choć Czkawka uważał, że powinny być jeszcze mniejsze ze względu na zajmowanie powierzchni.
- Nie mam czasu na żadne gry, więc gadaj od razu, czemu Halla chce zniszczyć Berk - warknął od razu szatyn, zakładając ręce na klatkę piersiową. Hor podrapał się w ciemny zarost na brodzie i spojrzał z kpiącym uśmieszkiem na młodego przywódcę.
- To wszystko chodzi o kasę i własne zachcianki, tyle wiem. Ja wykonuje tylko swoją robotę i dostaję złoto - wzruszył ramionami. Czkawka prychnął. Nie cierpiał takich cwaniaczków. Poszedł do niego, patrząc na niego pogardliwie.
- Na drugiej stronie wyspy mamy bardzo dzikie, rozdrażnione i głodne smoki. Nie mam zamiaru kryć się z tym, że mogę cię zabić w każdej chwili. A jeśli smoki jakimś cudem cię oszczędzą, ja dokończę robotę - rzekł nisko, niemal tajemniczo, co poruszyło nawet Ethana.
Hor wpatrywał się w niego, jakby zastanawiał się, czy mówi prawdę.
- Halli po prostu odbiło. Jej nie obchodzi twoja osoba, ale te paskudne gady... - Mruknął cicho. Czkawka prychnął. Tak bardzo chciał przyłożyć mu za to określenie o smokach.
- Współpracuje z Drago Krwawdoniem, prawda? - Zapytał tym razem Ethan, stając obok przyjaciela.
- Skąd wy...
- Odpowiedz - naciskał blondyn. Hor przeczuwał, że oni już wszystko wiedzą.
- Tak. Ale jemu chodzi o wodza. Nie słyszałem wiele, bo nie pozwolili mi wejść do namiotu, kiedy Halla i Drago gadali ze sobą.
Czkawka zmrużył oczy, przypominając sobie o martwych smokach na plaży. Zapytał o to Hora, ale przeczuwał, jaka będzie odpowiedz. Jak się okazało, mężczyzna zabił je zatrutymi strzałami, bo zagradzały przejście na drugą stronę wyspy. Czkawka uderzył go w twarz z otwartej dłoni, choć to nie było tak mocne, jak jego ból, przypominając sobie o zabitych gadach.
- Przeszkadzały ci, tak?! - Wrzasnął, nie hamując się. Uderzył ponownie. Tym razem z pięści w nos. - Jesteś żałosnym człowiekiem, Hor.
- Przynajmniej to nie moja wyspa niedługo zostanie zniszczona - odwarknął, spluwając pod buty szatyna. Ethan skrzywił się.
- Gadaj, co jeszcze wiesz, inaczej pożegnasz się z życiem natychmiast - powiedział Hofferson. Czkawka był mu wdzięczny za taką pomoc. Gdyby nie szwagier zapewne rzucił by się na Hora z pięściami. Chociaż, nie wiadomo, czy miałby jakieś szanse.
Szpieg musiał być długo przesłuchiwany, dopóki nie wyjawił swojej wiedzy na temat działań Halli i Krwawdonia. Oczywiście nie obyło się bez użycia rękoczynów, choć Ethan nie chciał pokazywać swojej brutalności.
 Obaj mężczyźni wyszli z celi i nerwowym krokiem skierowali się do centrum Berk. Czkawka chciał najpierw porozmawiać z Pyskaczem i matką. Ethan zaś pożyczył Hakokła i udał się na patrol. Może dwugodzinny lot pomoże mu uporać się z narastającym gniewem...


 Astrid z trudem wstała z łóżka. Znów powróciły mdłości, ból i zawroty głowy. Złapała się za skronie i lekko je rozmasowała, lecz to nic nie dało. Weszła więc do łazienki i obmyła twarz. Spoglądając w lustro, zauważyła przesuszoną cerę i worki pod oczami, choć wydawało się jej, że dobrze spała. Usiadła na taborecie, próbując uporać się z mdłościami, jednak nie dała rady. Pochylila się nad drewnianą miską i zwymiotowała. Na szczęście nie trwało to długo. Szybko posprzątała i użyła mięty zmieszanej z cytryną, by opłukać jamę ustną. Poczuła się nieco lepiej, choć czuła, że coś jest nie tak. To nie było skutkiem przepracowania, więc może grypa zoladkowa?
- Zaraz, zaraz... - Mruknęła blondynka, przechodząc do sypialni. Wyjela z nocnej szafki swój notes, gdzie miała zapisane między innymi ważne kobiece daty. Przewertowała kilka pożołkłych kartek i zobaczyła datę.

30 październik.

Wtedy miała dostać kobiecą krew. A upłynęły już trzy tygodnie. Astrid zmarszczyła czoło i w końcu pomyślała o jednej rzeczy, tak oczywistej, a o której zapomniała.  Przebrała się więc szybko i wyszła z domu, kierując się do chaty Lauren.






 Ta daa! Mam nadzieję, że robi się coraz ciekawiej... Wybaczcie, że nie dodawałam nic od niemal dwóch tygodni, ale skupiłam się na osach. Tak, wróciłam na wattpada! Jeśli nie czytacie osów o naszym kochanym hiccstrid, to zapraszam serdecznie: https://www.wattpad.com/story/80497189-hiccstrid-one-shots-pl


Miłej soboty! :)

wtorek, 12 września 2017


Nowe strategie




          Małżeństwo Haddocków szło wolnym krokiem w stronę twierdzy. Astrid z uśmiechem szła pod ramię z mężem, choć jej myśli  błądziły wokół niedawno zabitych smoków. Z jednej strony czuła ulgę, że przy tym nie była, ale z drugiej chciała przyjrzeć się tym biednym stworzeniom. One nie zasłużyły na tak zimną, okrutną śmierć. Żadne zwierzę nie zasługuje na tak marny koniec.
W środku zebrało się już kilkadziesiąt mieszkańców, którzy z uśmiechem witali się ze swym wodzem i jego żoną. Przy jedynym ze stołów siedzieli smoczy jeźdźcy. Sączysmark opierał się o krzesło, dłubiąc przy paznokciach, Szpadka opierała o jego ramię głowę, a Mieczyk leżał na stole i mamrotał coś cicho.
- Zmęczeni? - Spytał Czkawka przysiadając się. Astrid usiadła blisko niego, czując nieprzyjemny zapach drewna.
- Raczej zdołowani - odparł od niechcenia Mieczyk i podniósł się. Czkawka uśmiechnął się słabo, wiedząc, o co przyjacielowi chodzi. Wódz rozejrzał się po twarzach jeźdźców i westchnął.
- Wiem, że nie było to mile wspomnienie, ale życie toczy się dalej. Nie zwrócimy życia tym smokom - mówił łagodnie. Chciał jakoś wesprzeć na duchu wikingów. Jako jedyny  potrafił inaczej patrzeć na stratę kogoś bliskiego. Stracił ojca, niemal cztery miesiące temu najlepszego przyjaciela, a teraz giną zwierzęta, które ubóstwiał i kochał całym sobą.
- Ale ktoś za to zapłaci - wtrącił Sączysmark. - Chyba wiadomo, że ktoś z ludzi Drago to zrobił - dodał.
- Całkiem możliwe - westchnął wódz. Obejrzawszy się za siebie, spostrzegł, że ludzi przybywa coraz więcej. Wstał więc i pociągnął za sobą Astrid, która miała przedstawić plan działania schronów i patroli. Po dziesięciu minutach niemal wszyscy wandale byli już na miejscu. Czkawka odchrząknął głośno i stanął pośrodku podwyższenia.
- Proszę o ciszę! - Zawołał wódz, ogarniając wzrokiem swój lud. - Jak wiecie, Berk grozi niebezpieczeństwo ze strony Drago Krwawdonia - zaczął wolno i donośnie tak jak w zwyczaju miał kiedyś Stoick.
Czkawka opowiedział o przykrym wydarzeniu, co wywołało poruszenie wśród mieszkańców.
- Jeśli ktoś zauważy cokolwiek podejrzanego, proszę, aby niezwłocznie zgłosił się do mnie - dodał na końcu i spojrzał na Astrid, która czekała cierpliwie na swoją kolej.
- Proszę również o to, aby nikt nie opuszczał domu sam po zmroku. Nie wiadomo, czy wróg może być na wyspie. Teraz Astrid przedstawi plan działania - dokończył szatyn i zszedł z podestu, ustępując miejsca żonie. Kobieta miała przy sobie rozpiskę, aby nie zapomnieć o żadnym szczególe.
- Na początek wzmożemy patrole na smokach. Do tej pory zajmowali się tym główni jeźdźcy, jednak dla bezpieczeństwa chcę, aby do patroli dołączyła Drużyna A - mówiła wyraźnie i dumnie. I tak też wyglądała z powodu długiego futra, które okalało jej plecy. - Tak więc Gustav i Gothi patrolować będą granicę od południa do godziny trzeciej, Gruby i Wiadro wraz z Sączyślinem - od godziny trzeciej do następnej zmiany, która zaczyna się godzinę przed zachodem słońca. Następna sprawa. Będę zbierać ochotników do nocnych obchodów. Ci, którzy chcą pomóc, niech się zgłoszą do mnie po naradzie. Treningi odbywać się będą godzinę dłużej - dodała, słysząc tylko jęki. Blondynka doskonale wiedziała, że jest to niesamowicie ciężkie i fizycznie i psychiczne, ale to wszystko było z myślą o Berk.
- To tyle z mojej strony - dopowiedziała i czując narastający ból głowy, zeszła z podestu. Czkawka poszedł jeszcze do Pyskacza, zaczynając rozmowę o broni.
- Dobrze się czujesz? - Usłyszała głos Sawa, który pojawił się obok córki. Astrid podniosła głowę, spotykając jasne oczy swego ojca.
- Tak, tak, tylko...strasznie tu duszno - wyjąkała i oparła się o jego ramię. Saw chwycił ją mocno i poprowadził do ławki.
- Może chcesz wyjść? - Zapytał, kiedy blondynka przysiadła na mahoniowej ławce. Jeźdźczyni potrząsnęła głową.
- Zaraz przejdzie - mruknęła, skupiając wzrok przed siebie. Chciała dojrzeć Ethana, ale wzrok płatał jej figle i wszystko było zamazane.
- Może jednak wyjdźmy z twierd - przerwała, kiedy zamgliło ją i runęła w dół - prosto w ramiona zmartwionego Sawa.
             Ocknęła się chwilę później, kiedy kilkoro wikingów stało nad nią i wołało jej imię. Gdy otworzyła oczy, wyglądała, jakby spala kilkanaście godzin mocnym snem.
- Odsuńcie się, dajcie jej powietrza - ryknęła Lauren, z trudem kucając przy przyjaciółce.
- W porządku. Już mi lepiej - zapewniła wojowniczka, próbując wstać, ale ostry ból głowy spowodował, że wylądowała z powrotem na zimnej ziemi.
- Poczekaj, nie tak szybko - usłyszała głos Czkawki, który znajdował się gdzieś za nią. Jego ręką delikatnie trzymała złotą głowę żony.
- Zawołajcie jakiegoś smoka. Trzeba ją stąd zabrać - rzuciła głośno szatynka, jednak Astrid nie mogła się skupić na jej głosie. Znowu poczuła dziwną chęć spania. Zamknęła więc oczy, odpływając w krainę snów.

- As, już dosyć spania - zachichotał Czkawka, potrząsając ramieniem żony. Ta odepchnęła go, przekręcając się na bok.- Lauren chce cię zbadać - dodał, siadając na skraj łóżka.
- Później - mruknęła niezrozumiale, co wywołało kolejny śmiech szatyna. Czkawka westchnął i spojrzał na stojąca w drzwiach sypialni Lauren. Kobieta trzymała w ręku kubek herbaty, którą położyła na stoliku nocnym.
- Astrid, przyniosłam ci rumianek - zaczęła lekarka. Blondynka prychnęła przez sen i otworzyła szerzej oczy. Wyciągnęła natychmiast dłoń po kubek i napiła się.
- Czuję się, jakbym spała cały rok - rzekła z delikatną chrypką. Czkawka rzucił spojrzeniem na żonę i westchnął.
- To wszystko przez pracę. Mówiłem ci, że masz odpocząć, a ty robisz swoje - poskarżył się, na co Astrid przewróciła oczyma. Jak zwykle wódz dramatyzował.
- Dużo ostatnio pracowałaś? - Zapytała Lauren, patrząc fachowym wzrokiem na przyjaciółkę. Cera wojowniczki wyglądała na coraz bardziej zaróżowioną.
- Od świtu do nocy - odpowiedział za nią szatyn. Astrid posłała mu piorunujące spojrzenie, z którego Czkawka nic sobie nie robił. Wolał dostać w ramię niż patrzeć jak jego ukochana zamęcza się na śmierć.
- Bolą cię mięśnie? - Zapytała Lauren. Jako lekarka wiedziała, co robić. Widziała różne skutki przepracowania - bóle mięśni, stawów, poprzez mdlenia, a nawet halucynacje.
- Trochę, ale to szybko przejdzie! - Zapewniła blondyna, machając rękami. Wódz pokręcił głową.
- No zwariować idzie z tą kobietą - mruknął i natychmiast poczuł konsekwencje swoich słów w postaci kuksańca w udo od żony.
- Berk mnie potrzebuje. Nie mogę wylegiwać się w łóżku - prychnęła jak obrażone dziecko, które nie dostało lizaka. Lauren zachichotała, ukrywając uśmiech za dłonią.
- Astrid, nie pomożesz ludziom, jeśli będziesz źle się czuć. Weź kilka dni wolnego, odpocznij, a energia od razu wróci - poprosiła szatynka, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciółki. Astrid wciąż wyglądała na naburmuszoną.
- Ethan cię zastąpi - obiecał dodatkowo Czkawka.
- Ale tylko dwa dni - zagroziła palcem blondyna, patrząc na męża.
- Pięć - rzuciła Lauren.
- Chyba żartujesz! Trzy!
- Cztery i koniec kropka - zakończył spór wódz, zatykając dłonią usta żony. Kiedy mruczała coś z oburzeniem, szatyn pokręcił głową.
- Podważasz rozkaz wodza? - Rzucił sprytnie, jednak Astrid nie dała się podejść. Założyła ręce na klatkę piersiową i popatrzyła mu w oczy.
- Raczej swojego męża. Do tego chyba mam prawo - odgryzła się złośliwe. Czkawka tylko uśmiechnął się pobłażliwie. Blondynka czasem bywała trudna, ale wtedy zawsze chodziło o wyższe dobro. Tym razem jako generał Berk nie chciała zostawić szkolenia wikingów i nocnych patroli.
- Kochanie, to tylko cztery dni. Poza tym Ethan również jest świetnym wojownikiem i poradzi sobie - zapewnił ją, obejmując ramieniem. Jeźdźczyni wzruszyła ramionami.
- Może i tak, jednak wolałabym sama trenować ludzi.
- Jeszcze będziesz miała ku temu okazję. Jutro cię odwiedzę i sprawdzę, czy wykonujesz polecenie wodza - powiedziała z uśmiechem Lauren i wstała wolno.
- Czekaj, odprowadzę cię. - Haddock zsunął się z łóżka i poprowadził przyjaciółkę do wyjścia, dziękując przy okazji za zbadanie ukochanej. Kiedy wódz zamknął za szatynką drzwi, czym prędzej wrócił do sypialni, ale zauważywszy śpiącą Astrid, zdziwił się.
- Jak ona mogła tak szybko zasnąć - mruknął cicho do siebie. Przeszedł do łazienki i przebrawszy się, ruszył do łóżka. Przytulił do siebie ukochaną i czując jej ciepło, sam szybko się poddał, zasypiając.

                Czkawka następnego dnia ruszył do Śledzika, który znalazł kilka informacji na temat strzał. Wódz zapukał do drzwi domu Ingermanów, a gdy usłyszał głośne "proszę " wszedł do środka. Wielka jadalnia wypełniona była przeróżnymi rysunkami, smoczymi ozdobami i przedmiotami domowego użytku, które wisiały na ścianie.
- Cześć, Śledzik - przywitał się miło wódz i uścisnął dłoń przyjaciela. Otyły wiking zaprosił go ręką w głąb mieszkania.
- Mam coś, co zdecydowanie ci się nie spodoba - rzekł Ingerman, przystając obok stołu, na którym panował totalny bałagan. Czkawka zauważył strzałę, obok niej grubą książkę o broni.
- Co znalazłeś? - Spytał wódz, choć naprawdę obawiał się tego, co przyjaciel zaraz mu powie.  Śledzik podał jeźdźcowi pożółkłą kartkę, na której wszystko było rozpisane.
Czkawka usiadł przy stole i zaczął czytać, a z każdym zdaniem był coraz bardziej zdziwiony.
- Smoczy korzeń zabija? - Spytał zaskoczony. Śledzik westchnął ciężko i skinął głową.
-  W bardzo wysokim stężeniu tak. W dodatku połączony z niebieskim oleandrem to zabójcza mieszanka - wyjaśnił szybko, pokazując na papierze kwiaty. Szatyn skrzywił się. Miał złe wspomnienia z tą rośliną i szczerze mówiąc, wolał zapomnieć o tym, jak Szczerbatek niemal przez to umarł.
- Niestety to nie jest najgorsza wiadomość. Czytaj dalej - polecił Śledzik, opierając się ciężko o oparcie krzesła. Okazało się, że owych strzał używała tylko jedna wyspa. Salyyn.
- Dlaczego mnie to nie dziwi - warknął wódz i cisnął kartkę na stół. Dlaczego Halla im to robi? Dlaczego ta kobieta nie zajmie się swoimi sprawami? Czyżby tak wielka nienawiść do smoków była powodem takich działań tej kobiety?
- Trzeba do niej lecieć i to wyjaśnić.
- Dla mnie nic tu nie ma do wyjaśniania - mruknął zniecierpliwiony szatyn i zakrył dłońmi twarz. Czuł jak przegrywa o życie smoków. Że nie będzie w stanie obronić nawet swoich ludzi.
- Co więc zamierzasz? - Zapytał ze smutkiem blondyn, obserwując reakcję przyjaciela. - Muszę najpierw to wszystko przemyśleć - rzekł ciężko i wstał wolno. - Dzięki za pomoc - dodał i wyszedł z chaty, kierując się w stronę klifów.
Usiadł pod wielkim drzewem i zamknął oczy, uspokajając się. Żałował, że w tej chwili nie ma z nim Szczerbatka. Gdyby nocna furia była z nim, przynajmniej mógłby wyrwać się na długi szalony lot i uciec od ciężaru myśli. Ale został sam. I musiał sobie z tym radzić.
Westchnął ciężko i otworzył oczy. Słońce powoli zachodziło, więc wódz powstał. Dzisiaj miał wyruszyć pierwszy nocny patrol. Czkawka liczył na to, że nie znajdą niczego niepokojącego...


- Tylko uważajcie - mruknęła Astrid, poprawiając futro męża. Czkawka przypatrywał się jej przez dłuższy czas.
- Przecież my zawsze uważamy - odparł cicho. Jeźdźczyni pokręciła głową, a jej dłonie spoczęły na klatce piersiowej męża.
- Wiesz, o co mi chodzi - westchnęła blondynka,  próbując spojrzeć Czkawce w oczy, jednak ten uciekał wzrokiem.
- To wszystko staje się coraz bardziej męczące, Astrid. Żyjemy w ciągłym strachu. Kto wie, czy jutro nie będzie wojny - wyjawił swoje lęki. Wojowniczka przyłożyła dłoń do ciepłego policzka męża. Bardzo się martwiła o jego stan psychiczny.
- Cokolwiek będzie, my jesteśmy gotowi. Damy sobie radę - mówiła łagodnie, a jej dłoń wolno gładziła skórę ukochanego.
- Dziękuję, że jesteś - wyszeptał bliski łez. Astrid niezwłocznie przytuliła go, obejmując mocno jego głowę.
- Przecież ja zawsze dla ciebie będę. Kocham cię, Czkawka - powiedziała czule, gładząc jego włosy. Wódz przytulił się jeszcze mocniej.
- Ja ciebie też - odparł i musnął ciepłymi ustami jej skroń, a potem odszedł do licznej grupy wikingów, opowiadając plan działania.








Chyba powoli się wypalam :') Mam nadzieję, że jednak podobają się Wam ostanie rozdziały :D Tym razem nn pojawi się za tydzień, ponieważ chcę skupić się na rysowaniu i czytaniu książek ^^ No i trzeba dobrze przemyśleć dalszą część. Trzymajcie się!


 

poniedziałek, 11 września 2017


Ciche zabójstwo
 

- Mam nadzieję, że starczy nam miejsca na statku - zachichotała Lauren, biorąc od sprzedawcy torbę z zakupami. Astrid uśmiechnęła się tylko, patrząc jak szatynka płaci za towar dziesięć złotych monet.
- Dobrze, że nie poleciałyśmy na Wichurze - dodała blond włosa jeźdźczyni i wzięła od przyjaciółki torbę. Lekarka przyznała rację Astrid. Popołudniem wypłynęły wraz ze Svenem na Sol, która na szczęście znajdowała się tylko godzinę drogi od Berk. Oczywiście na smoku znalazłyby się w dwadzieścia minut, ale nie chciały przemęczać Wichury, więc wynajęły niewielką łódź.
- Może pójdziemy coś zjeść? Umieram z głodu - zaproponowała Lauren, wpatrując jakiejkolwiek gospody.
- W sumie to dobry pomysł. Mam ochotę na gorącą herbatę - zgodziła się wojowniczka. Wraz z przyjaciółką ruszyły do drewnianego budynku, na którym widniał napis "karczma".
Kiedy uchyliły drzwi, uderzyło w nich niesamowite ciepło. Ludzi nie było dużo, ale za to trzy duże kominki ogrzewały niewielkie pomieszczenie, sprawiając uczucie duchoty.
- Ale tu śmierdzi - jęknęła Astrid, patrząc na obrazy porozwieszane na ścianach. Większość z nich przedstawiało naturę, a inne ludzi lub zwierzęta. Lauren spojrzała zaskoczona na blondynkę.
- Dla mnie pachnie kurczakiem - odparła, wzruszając ramionami i przełożywszy torbę do prawej dłoni, ruszyła do baru. Przywitała ich starsza kobieta o okrągłych kształtach. Buzię miała ubrudzoną na lewym poliku, ale sprzedawczyni raczej nie zdawała sobie z tego sprawy. Szare oczy błysnęły z ciekawością, gdy zauważyła stan w jakim znajduje się Lauren.
- Witamy na Sol. Co podać? - Zapytała uprzejmie, wyjmując dwie karty menu. Lekarka podała jedną Astrid, która nagle poczuła się źle w tak niezbyt przyjemny miejscu. Zawsze tego typu karczmy kojarzyły się jej z bojkami pijanych, spoconych wikingów. - Ja poproszę kurczaka z warzywami i gorący napar z imbiru - poprosiła grzecznie szatynka, oddając pożółkłą książkę z listą dań. Astrid wciąż przeglądała, nie mogąc się zdecydować.
- Ja wezmę  herbatę miętową, kawałek szarlotki i kawałek ciasta wiśniowego - odparła po dłuższej chwili. Sprzedawczyni puściła do niej oczko.
- Dobry wybór. Mamy najlepsze ciasta na całym archipelagu - pochwaliła się, unosząc dumnie podbródek, a potem zniknęła za drzwiami, zapewne chcąc przygotowywać dania.
- Od kiedy ty jesz ciasto wiśniowe? - Zapytała nieco zdziwiona Lauren. Astrid wzruszyła ramionami.
- Może będzie smaczniejsze niż te, które piecze Valka? - Zaśmiała się głośno.
- Jesteś wredna - zachichotała szatynka, choć dobrze wiedziała, jak smakują ciasta teściowej Astrid. Miała już tę "przyjemność " spróbowania słodkości Valki i szczerze powiedziawszy za słodkie to nie były.
Dania pojawiały się już po kwadransie. Obie kobiety zaczęły zajadać ze smakiem, delektując się smakowitym posiłkiem. Astrid ze zdziwieniem uznała, że ciasta naprawdę są pyszne i jeszcze nigdy wcześniej nie jadła niczego lepszego.
- Ale to jest dobre... - Jęknęła blondynka, popijając herbatą. Lauren wyciągnęła widelec i ukradła kawałek ciasta przyjaciółki.
- Trudno się nie zgodzić - przyznała jej rację.
- Tak w ogóle, co ty kupiłaś, że nazbierało się tyle siat? - Spytała jezdźczyni śmiertnika, zerkając odruchowo na dół, gdzie Lauren rzuciła zakupy.
- Przede wszystkim wyprawkę dla malucha. Ubranka, zabawki, kosmetyki. A to nie wszystko. Brakuje jeszcze łóżeczka, kołyski, wanienki...
- Może mój tata zrobi dla was meble? Zna się na rzeczy i muszę szczerze powiedzieć, że potrafi również je ozdobić - zaproponowała jasnowłosa, wpychając do ust ostatni kawałek ciasta, a kiedy przy barze pojawiła się sprzedawczyni zamówiła jeszcze jabłecznik.
- Byłoby wspaniale. Nate uparł się, że jest jeszcze czas, ale został miesiąc, więc wolę mieć wszystko gotowe, gdy dziecko się pojawi - opowiedziała lekarka, jeżdżąc ręką po dużym brzuchu. Ten dotyk był automatyczny i młoda kobieta już się przyzwyczaiła, że maluszek zaraz kopnie, kiedy poczuje dłoń mamy.
- Myślałam, że zacznie panikować - prychnęła blond włosa, wypijając herbatę. Lauren westchnęła lekko. Jakiś czas temu Nate zaczął przygotowywać pokoik dla dziecka, wyłożył pomieszczenie dodatkowym materiałem, żeby ciepło tak szybko nie uciekało. Oboje zamówili również dywanik, na którym maluch mógłby się bawić.
- Poczekaj aż zacznie się poród. Dam sobie rękę odciąć, że będzie bardziej przerażony niż ja.
Obie kobiety wybuchy głośnym śmiechem, zwracając uwagę kilkoro gości, ale nie przejęły się tym.
- Boisz się? - Spytała poważnie Astrid, głaszcząc delikatnie brzuch przyjaciółki. Sama o sobie mówiła, że niedługo zostanie ciocią. Lauren wzruszyła ramionami.
- Odbierałam porody wiele razy i wiem, jak to wygląda, więc strach przed niewiedzą jest mniejszy. Bardziej obawiam się o maleństwo. Najważniejsze, żeby było całe i zdrowe - wyjaśniła, patrząc jak dłoń jezdźczyni zatrzymuje się w jednym miejscu.
- Ej! Kopnął mnie - poskarżyła się pani Haddock, ale oczywiście ze śmiechem.
- Wyobraź sobie, że muszę z tym wytrzymać jeszcze miesiąc - zachichotała. - Ale czego się nie robi dla dziecka...


              Czkawka spisywał efekty tegorocznych zbiorów, które były bardzo udane. Wódz siedział w kuźni, grzejąc się przy kominku. Maruda co jakiś czas dodawał do ognia, zionąc mocno.
- Cześć, Czkawka - usłyszał głos matki, dochodzący z wejścia. Obrócił się i uśmiechnął ciepło.
- Cześć, mamo. Coś cię sprowadza? - Zapytał, wracając do pisania. Valka położyła obok niego kilka listów. Szatyn podniósł brew w zaskoczeniu.
- Co to? - Zapytał, biorąc do zamarzniętych dłoni pierwsze pismo. Kobieta usiadła blisko syna.
- Odpowiedzi od sojuszników - wyjaśniła, przez co twarz Czkawki rozjaśniła się natychmiast. Niezwłocznie otworzył trzymany list. Jak się okazało był on od Mali. Valka również pomogła przy otwieraniu listów.
- Wszystkie pozytywne. Pomogą nam! - Zaśmiał się z radością wódz, ściskając mocno mamę. Jeźdźczyni objęła syna, ciesząc się razem z nim. - Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tego. Wiem, że Łupieżcy mają problem z piratami, a mimo to obiecali wsparcie setką ludzi.
- To niezbyt wiele, ale zawsze coś - zgodziła się szatynka i poczochrała czuprynę Czkawki. Kiedy oboje mieli posprzątać bałagan, do kuźni wpadł zdyszany Nate.
- Czka...Czkawka - zaczął, kaszląc. Jeździec natychmiast znalazł się przy nim, pomagając stanąć na nogi.
- Spokojnie, złap oddech - polecił szatyn i poprowadził przyjaciela do krzesła. Nate usiadł z ulgą.
- Już nie ta kondycja - zacharczał i wziął głęboki oddech. Zamknął niebieskie oczy i po chwili odpoczynku, zaczął mówić.
- Na wschodniej plaży znaleźliśmy martwe smoki - rzekł poważnie, a jego głos zabrzmiał lodowato. Czkawka otworzył szeroko usta i oczy.
- Młode? - Spytał, podążając za myślą, że może maluchy zgubiły rodziców i zamarzły przy oceanie, gdzie zawsze panował ziąb. Szczególnie podczas zimy. Wojownik pokręcił głową.
- Nieco starsze, ale nie to jest najgorsze. Ktoś te smoki... zamordował - wyznał, wzbudzając szok na twarzach Haddocków.
- Lećmy tam. Szybko - nakazał wódz i wskoczył na siodło Chmuroskoka. Zaraz za nim pojawiła się Valka, a Nate zapożyczył Marudę.

              Las wyglądał jakby ktoś obdzierał go z liści. Zima będzie sroga - pomyślał Czkawka, obserwując ogołocony busz. Skupił się jednak na locie. Po pięciu minutach byli już na miejscu. Plaża przypominała szatynowi pobojowisko. Kilkanaście smoków leżało bez życia blisko siebie, jakby wciąż chciały się ogrzewać...
- O Thorze...- Jęknęła Valka, zeskakując ze smoka. Czkawka uczynił to samo.
Dwa śmierniki, jeden gronkiel i aż cztery ponicniki  wzbudziły w nim smutek. W grzbietach smoków wbite były strzały o ostrej jak brzytwa końcówce.
- Znalazłem je jakieś pół godziny temu, ale nie żyją prawdopodobnie od około dwóch dni - głos Nate'a wyrwał z zadumy wodza. Czkawka podniósł wzrok na przyjaciela, który równie mocno był poruszony.
- Pytanie,  kto to zrobił... - Mruknął szatyn, podchodząc do śmiertnika. Przyklęknął i wolnym ruchem zamknął oczy biednemu zwierzęciu. Valka powyciągała groty i rzuciła je w jedno miejsce.
- Czkawka, ja nie chcę siać paniki, ale czy to możliwe, że ktoś mógł wdrzeć się na naszą wyspę? - Nate podszedł do niego i z bólem położył dłoń na zimnych łuskach śmiertnika.
- To niewykluczone - odszepnął i spojrzał na strzały. Patyk był w kolorze czerwono - żółtym, jednak owe kolory nie przypominały jezdźowi niczego.
- Mamo, sprowadź, proszę, jeźdźców. Ja załatwię łódź, a ty Nate zostań - polecił i wskoczył na Marudę. Żałował, że nie ma w tej chwili Szczerbatka...

              Smoczy jeźdźcy przenieśli ciała pięknych stworzeń na dużą łódź i mocno popchnęli w stronę horyzontu.
- Co za potwór zrobił coś takiego - rzucił wściekle Sączysmark, kiedy jego płonąca strzała idealnie wbiła się w masz uciekającego statku.
- Niech tylko dorwę go w swoje ręce - dodał równie szorstko Śledzik, rzucając łuk kilka metrów dalej. Czkawka westchnął i odwrócił się do przyjaciół.
- Musimy podwoić liczbę patroli. Ktoś zakradł się na naszą wyspę, a my na to pozwoliliśmy - rzekł twardo. Kierowała nim złość. Ktoś wybił niewinne stworzenia, jakby były zwykłym robactwem. I ktoś za to gorzko zapłaci. Czkawka nie pozwoli, aby winowajca opuścił Berk bez kary. O ile w ogóle ją opuści...
- Przecież mamy dwie zmiany po dwie godziny - wtraciła Szpadka, glaszczac z czułością głowę Jota.
- To nie wystarczy - westchnął wódz i chwycił worek, gdzie były strzały. - Śledzik, mógłbyś zbadać te groty?
Blodnyn wyjął pierwszą strzałę i przyjrzał się.
- Myślę, że tak, ale potrzebuję trochę czasu - rzekł jeździec i schował worek do torby, która zawsze wisiała przy boku Sztukamięs.
- Sączysmark, Nate, zwołajcie mieszkańców do twierdzy, ale wieczorem. Chcę, żeby była przy tym Astrid.
Wojownicy skinęli głowami. Nie chcieli podważać decyzji wodza, choć nawet nie mogli się przyczepić do czegokolwiek. Martwili się jednak o jego stan psychiczny, bowiem wiedzieli, że Haddock najbardziej w świecie nienawidził mordowania niewinnych stworzeń.

                Astrid i Lauren wróciły godzinę przed zmierzchem, jednak nie dane było im odpocząć. Kiedy statek wpłynął na wody Berk, dziewczyny dostrzegły Sączysmarka latającego nad nimi.
- Czekaliśmy na was - rzucił Smark, a potem wylądował wraz z Hakokłem na pokładzie. Łódź zakołysała się mocno, ale utrzymała kurs.
- Dlaczego? - Zdziwiła się Astrid. Natychmiast zaczęła podejrzewać, że coś się stało. Sączysmark opowiedział przyjaciółce o zabitych smokach.
- Cholera, mogłam zostać na Berk - mruknęła zła, uderzając z pięści maszt.
- Przestań. Skąd mogłaś wiedzieć, że ktoś zakradnie się na wyspę i wybije nam smoki? - Prychnął Jorgerson i wskoczył na siodło Hakokła, który chwycił dziób i przyspieszył dobicie statku do portu. Astrid spojrzała ze strachem na roztaczającą się wyspę. Taka piękna, łagodna, a zagraża jej poważne niebezpieczeństwo.
- Trzeba zwołać ludzi do twierdzy - powiedziała blondynka do Sączysmarka, który pomagał kobietom wyjść z łodzi.
- Czkawka już się tym zajął, ale rada czekała na ciebie - wyjaśnił wojownik i skierował wzrok na wioskę. Astrid podziękowała cicho i pomogła Lauren wyjąć bagaż, a gdy zaniosły zakupy do domu lekarki, jeźdźczyni ruszyła najpierw do domu. Miała nadzieję, że zastanie Czkawkę i dowie się szczegółów na temat zabitych smoków.
- Czkawka? - Rzuciła od razu, gdy przekroczyła próg domu. Zdjęła buty i futro, by przejść do jadalni.
- Jestem na górze! - Usłyszała głos męża, a po chwili odgłos stukotu jego metalowej nogi. Czkawka powitał się z żoną, biorąc ją w ramiona i całując w czoło.
- Fajnie, że już jesteś - wyszeptał czule, gładząc plecy ukochanej.
- Też się cieszę. Zwłaszcza, że dzieje się coś złego na Berk - wychapała, odrywając się od szatyna. Ten posmutniał nagle, przypominając sobie ciała biednych stworzeń. Wódz z westchnieniem ruszył do kuchni i wstawił wodę na herbatę.
- To było straszne. Ktoś po prostu przestrzelił ich serca i zostawił, aby konały w męczarniach - mówił cicho, przypominając sobie łódź, na której ułożyli smoki, a potem odesłali do lepszego świata.
- Szpieg? - Zapytała blondynka; siadając blisko męża. Chwyciła jego dłoń i ścisnęła. Widziała ból w oczach Czkawki. Jego wrażliwe serce zawsze brało za dużo cierpień.
- Być może. Pół godziny po zachodzie mamy spotkać się w twierdzy i powiedzieć o tym ludziom. Muszą wiedzieć, że niebezpieczeństwo jest coraz bardziej realne.
Astrid skinęła głową i objęła wątłym ramieniem męża.
- Może zróbmy nocne patrole i patrole ziemne? - Zaproponowała i wstała, by zalać herbaty. Szybko przyniosła dwa kubki pełne ziół. Czkawka w tym czasie chwycił notes i rzucił okiem na wcześniejsze zapiski.
- To nie jest zły pomysł - odparł po chwili i wziął mały łyk napoju.-  Tylko musimy dobrze to rozegrać - dodał.
- O to się nie martw. Ja zajmę się naborem ochotników.
Czkawka uśmiechnął się do niej i musnął krótko jej usta. Ze zdziwieniem zauważył, że są zimne jak lód.
- Jesteś chora? - Zapytał, przykładając dłoń do jej czoła. Astrid zaśmiała się nieco.
- Boli mnie głowa, ale poza tym wszystko gra -zapewniła i wziąwszy łyk herbaty, wstała, mówiąc:
- A teraz chodź do twierdzy. Trzeba zacząć działać.









 Co tu się dzieje, ło matko xD Tempo jest, aż sama się dziwię :p Muszę teraz przejść do poważniejszych akcji, a co! Niech się dzieje  😂

sobota, 9 września 2017

Przygotowania do zimy


                Późna jesień panowała na Berk, powodując, że wikingowie z mizernym humorem wychodzili z domów do pracy. Plusem było to, że wstawali później niż w czasie trwania lata, ponieważ słońce jesienią wschodziło znacznie później. Nie zmieniło to jednak złego nastawienia mieszkańców wyspy do roboty, której zawsze przybywało ilekroć zbliżała się zima. Najwięcej pracy było na polu. Trzeba było zebrać plony, rozdzielić do odpowiednich koszy, a potem wsypać do worków i na koniec zanieść do spichlerzy, by później zużytkować żyto w różnych celach. Połów ryb zawsze był taki sam, nawet pomimo zimy, gdyż za pomocą smoków można było łatwo roztopić lód i zarzucić sieć rybacką. Jednak Czkawka zarządził znacznie większy połów ryb, by starczyło dla nienarodzonych smoków, których wylęgarnia mieściła się w górach.
- Szefie, a co z owcami? Tylko strzyżenia czy na żywność? - Zapytał Sven, trzymając na rękach maleńką owieczkę ze swojego stada. Czkawka zerknął na pokaźną grupę zwierząt i popatrzył w swoje zapiski.
- Potrzebujemy dużo wełny, więc połowę owiec do strzyżenia, a na żywność jedną czwartą. Powinno wystarczyć - odparł miło szatyn i uśmiechnął się do wikinga, który skinął tylko głową i ruszył do pracy. Zielone oczy przywódcy Berk z dumą obserwowały piękną, jesienną aurę, która panowała na ziemiach Berk już od dobrych kilku tygodni. Astrid wyczuła, że chłód przyjdzie wcześniej i wykupiła materiały od sąsiedniej wyspy Hywol, aby przekazać je Sygrin, miejscowej krawcowej, by uszyła dla niej kilka nowych ubrań. Czkawka skarżył się ostatnio, że większość jego koszul albo ma dziury, albo są za małe. Dziewczyna ośmieliła się nawet wspomnieć, że jeździec przez ostatni czas przytył, co Czkawka przyjął ze śmiechem, choć patrząc w lustrze zauważył kilka dodatkowych kilogramów. Nie przejął się tym, uznając, że dodatkowy tłuszcz uchroni go przed okrutną zimą.
- Czkawka! - Usłyszał głos Ethana, który pojawił się obok niego, siedząc niepewnie w siodle Wichury. Z braku czasu mężczyzna musiał pożyczyć smoka siostry, aby szybciej przemieszczać się z miejsca na miejsce. Blondyn był odpowiedzialny za zebranie ostatnich jesiennych owoców.
- Byliśmy już w sześciu sadach, zostało nam dwa, ale w spichlerzu już brakuje miejsca. Mamy przenieść ostatnie kosze do innego? - Zapytał, zeskakując niezgrabnie ze smoczycy, która fuknęła, jakby nie była pod wrażeniem tego wyczynu.
- Ile koszy zebraliście? - Spytał zdziwiony Czkawka. Zazwyczaj miejsca w spichlerzu starczyło na kilka ton jabłek.
- Ponad trzysta - odparł Ethan i na potwierdzenie słów pokazał wodzowi kartkę, na której wszystko było idealnie rozpisanie. Szatyn przez chwilę studiował zapiski, a następnie oddał notes.
- Znacznie więcej niż w zeszłym roku - zdziwił się. Teraz Czkawka patrzył na kilka drewnianych, okrągłych budowli, które od lat służyły jako spichlerze. W zeszłym roku nawet wzmocniono je bursztynem śmiercipieśnia, aby do środka nie przedostawała się deszczówka. - Zbierzcie owoce z pozostałych sadów i zanieście je do spichlerza na mąkę. Później przeniesiemy je na prawowite miejsce - wyjaśnił wódz. Ethan skinął głową i wdrapawszy się na Wichurę, odleciał w stronę jednego z sadów. Czkawka doprowadził przyjaciela wzrokiem i sam ruszył na arenę, by popatrzeć na pracę żony.

    Blond włosy wiking gładko wylądował na jałowej ziemi i z podziękowaniem pogłaskał śmiertnika tuż za kolcami. Astrid mówiła, że smoczyca to uwielbia. Kiedy wojownik poczuł grunt pod nogami, rozprostował się i przeszedł do pracy. W zbieraniu jabłek pomagały dzieci i kobiety, a wśród nich była Gabriela, która pracowicie skupiała się na zadaniu. Ethan próbował jakoś zagadnąć dziewczynę, ale ta sprytnie wymigiwała się od jakiejkolwiek dłuższej pogaduszki. Tym razem ruszył wolnym krokiem w stronę pięknej kobiety, która zawróciła mu w głowie, obiecując sobie, że nie da się spławić. Gabriela miała na sobie prostą sukienkę w kolorze ciemnego brązu, który idealnie pasował do jej ciemnych oczu. Na ramionach miała jeszcze sweter z owczej wełny, który dodawał jej nieco dziewczęcego uroku. Ethan przystanął obok jabłoni, z której dziewczyna zbierała soczyste owoce.
- Hej, jak sobie radzisz? - Zapytał miło, obserwując koleżankę. Blondynka spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie. Jej czerwone usta wyglądały pięknie, kiedy się uśmiechały, co nie uszło uwadze Hoffersona.
- Dobrze. Mam już spore doświadczenie - odparła dźwięcznie i wrzuciła kilkanaście jabłek do dużego, wiklinowego kosza.
- W to nie wątpię - rzekł cicho blondyn i oprawszy się o korę drzewa, obserwował poczynania innych pracujących. Dwie dziewczynki i chłopiec biegali wokół jabłoni, śmiejąc się głośno, najwyraźniej nie mając na celu zbieranie jabłek. Odwrócił jednak wzrok, mając obok siebie lepszy widok. Spojrzał na piękne dwa dobierane warkocze Gabrieli, podziwiając udaną fryzurę, a następnie skupił się na podziwianiu nieprzeciętnej urody kobiety. Zdziwił się, gdy zauważył mocno fioletowe miejsce na prawym policzku. Niezwłocznie podszedł bliżej i przerwał pracę Gabrieli, łapiąc ją za twarz.
- Co ci się stało? - Zapytał przestraszony. Blondynka zamrugała kilka razy i delikatnie wyrwała się z rąk Ethana.
- Uderzyłam się klingą od miecza - wyznała cicho i zaczerwieniła się mocno, ale szybko zganiła siebie za to. Nie chciała pokazywać, że ten wojownik się jej podoba. Odwróciła się zatem twarzą do jabłoni i ściągnęła dwa jabłka.
- Ty... ćwiczysz? - Zapytał zaskoczony. Gabriela posłała mu piorunujące spojrzenie.
- A co w tym takiego dziwnego? - Zdenerwowała się nieco. Ethan chrząknął nerwowo.
- Nie tak to miało zabrzmieć - zaśmiał się nieco i położył dłoń na ramieniu dziewczyny. - Po prostu nie mogę sobie wyobrazić ciebie, drobnej dziewczyny, z mieczem w ręce - wyjaśnił i uśmiechnął się głupio, za co dostał kuksańca w ucho.
- To że jestem kobietą, nie znaczy, że nie mogę walczyć - odgryzła się i zaniosła jabłka do kosza. Hofferson spiął się natychmiast. Nigdy nie miał nic przeciwko kobietom. Zawsze szanował je i chętnie pomagał.
- Chodziło mi o to, że nie wyglądasz...
- Jak wojowniczka? - Dokończyła za niego, na co mężczyzna nieśmiało skinął głową. Nie wiedział, czy poruszył wrażliwą część. - Cóż, może nie jestem tak wytrenowana jak Astrid, ale jakoś daje sobie radę. Czkawka mówił, że w każdej chwili może pojawić się wróg - powiedziała poważnie i usiadła pod drzewem, chwytając czerwone niczym wino jabłko. Ethan poszedł w jej ślady i w ten sposób usiadł blisko niej, pozwalając, aby ich ramiona stykały się. Niby nic wielkiego, ale blondyn poczuł nagłe bicie serca, ale nie przeszkadzało mu to. Uwielbiał towarzystwo Gabrieli, a w szczególności jej dotyk. Nawet taki drobny jak ten.
- Tak, to prawda, ale Berk jest dobrze chronione. Mamy świetnych wojowników, smoki oraz sojuszników - wyjaśnił Ethan, powracając do narady sprzed dwóch tygodni. Podczas spotkania omówiono postępy w szkoleniu smoków oraz wikingów. Astrid przedstawiła pierwszy plan działania podczas niespodziewanego ataku wroga. Wszyscy mieszkańcy doskonale wiedzieli, co robić w razie konieczności ewakuacji i odparcia ataku. Teraz została tylko czujność oraz patrole.
- Skoro Drago wraca musi być doskonale przygotowany i zapewne domyśla się o zabezpieczeniach, więc jego wojsko musi być niezwykle wielkie - odparła na to Gabriela, wzdychając ciężko. Ethan spojrzał na nią, a jedyne co zauważył, to smutek. Niepewnie objął ją, lekko popychając, by położyła głowę na jego ramieniu. Dziewczyna wzdrygnęła się nieco, ale nie odsunęła się, czego Ethan się spodziewał. Przyjęła jego uścisk z ulgą i zamknęła oczy, czując dziwne, dotąd nieznane, ciepło.


- Powtórzcie rzuty w tarczę! -Nakazała Astrid, patrząc poważnie na dziesiątki wikingów, którzy ustawili się w pięciu kolejkach, by oddać rzut. W tym czasie blond włosa jeźdźczyni podeszła do swojego męża, który od dziesięciu minut przypatrywał się poczynaniom wikingów.
- Jak idzie? - Zapytał miło, kiedy przyjął krótki pocałunek od żony.
- Lepiej niż się spodziewałam - oznajmiła z uśmiechem i odwróciła się, by przez chwilkę popatrzeć na trenujących.
- A jak zapasy?
Czkawka podał jej notes, który otworzyła na ostatnio zapełnionej kartce. Jej mina wskazywała, że jest bardzo zaskoczona.
- Tyle jabłek? Może sprzedamy trochę koszy? - Zaproponowała blondynka, oddając notes mężowi.
- Też o tym myślałem. Berk zawsze wykorzystywało dwieście pięćdziesiąt koszy, a poza tym, złota nigdy za wiele - powiedział i zapisał obok wzmiankę o handlu. - A ty kiedy kończysz trening?
- Za chwilę, to już ostatnie ćwiczenie. Boli mnie już głowa od wysłuchiwania tych jęków - zaśmiała się lekko.
- Może spędzimy razem dzisiejszy wieczór? - Zapytał cicho. Astrid westchnęła i włożyła dłoń pod ramię męża i oparła się delikatnie o niego.
- Ale w domu. Nie mam ochoty nigdzie wychodzić.
Wódz objął ją i musnął ustami jej głowę. Widział jak jego żona ciężko pracuje. Przez ostatnie tygodnie wcześnie wstawała i nierzadko kładła się spać później niż Czkawka. Jeździec starał się odciągać ukochaną od tak wielkiego wysiłku, ale wojowniczka nie słuchała męża i koniec końców kończyło się według jej planu.

         Kiedy trening dobiegł końca, blondynka podziękowała wikingom za udział i dała dzień wolny. Wychodząc Czkawka splótł ich dłonie i poprowadził do domu.
- Idź się odśwież, ja zrobię szybką kolację - nakazał szatyn.
- Tylko żeby było dobre - zachichotała wojowniczka i ruszyła schodami na górę. Czkawka nieco martwił się, że Astrid za bardzo się przemęcza, zwłaszcza, że ostatnio złapała ostre zapalenie gardła. Nawet to nie powstrzymało ją od prowadzenia zajęć dla wikingów, a wieczorami latała z Wichurą.
Czkawka postanowił ugotować kaszę z warzywami. Wyciągnął z szafy pokrojone wcześniej pomidory, brokuły, kukurydzę oraz marchew. Kaszę wsypał do gotującej się wody i w międzyczasie przygotował herbatę z imbirem i cytryną. Kiedy kolacja była już gotowa, Czkawka ruszył na górę, ale to, co zobaczył wprawiło go w zaskoczenie. Astrid leżała w łóżku, lekko pochrapując. Nie była nawet przebrana w miękką piżamę. Jeździec pokręcił głową ze zrezygnowaniem i wolnymi ruchami zdjął jej spódniczkę i naramienniki. Następnie chwycił ją i podniósłszy, odkrył kołdrę i ułożył żonę pod nią.
- Słodkich snów, my lady - wyszeptał i pocałował ukochaną w czoło. Astrid chuchnęła przez sen i przytuliła głowę do poduszki.

            Następnego dnia obudził ją Czkawka, potrząsając ramieniem.
- Wstawaj, śpiochu - szeptał do jej ucha. Astrid odwróciła się do niego plecami, próbując ponownie zasnąć.
- Cicho...- Mruknęła, jednak nie było jej dane wylegiwanie się w łóżku.
- Astrid, jest niemal południe - zaśmiał się Czkawka, co rozbudziło zaspaną wojowniczkę. Poderwała się na łokcie, patrząc na pogodę zza oknem.
- Czemu mnie nie obudziłeś - spytała z wyrzutem i jak najszybciej wyszła z ciepłego łóżka.
- Jesteś przemęczona. Odpocznij. Poza tym dziś i tak nie masz zajęć - mówił wódz, siadając na skraj łóżka. W tym czasie jego żona szukała czystych ubrań w szafie.
- Ale umówiłam się z Lauren. Obiecałam, że polecę z nią na pchli targ na Sol - odparła poirytowana, wyciągając przy okazji ręcznik i czystą bieliznę.
- Eh, kobiety - westchnął wódz.
- Słyszałam! - Odgryzła się jego żona, będąc zza drzwiami łazienki. Wódz wzdrygnął się nieco i chcąc uniknąć wzroku Astrid, powiedział głośno " do zobaczenia" sam ruszył na patrol.









 Wariuję z tymi rozdziałami i zanim się obejrzę będzie już koniec xD Ale Wy chyba nie narzekacie, co? :3 Postaram się napisać następny do środy ^^

czwartek, 7 września 2017

Rocznica

                   Pierwszą rocznicę ślubu Czkawka i Astrid obchodzili wraz ze znajomymi i rodziną. Blondynka z Valką i Lauren przygotowały kolację, a najlepsza kucharka w Berk, Elwira, upiekła dwa pyszne ciasta. Kiedy kobiety zajmowały się gotowaniem, Czkawka wyrabiał drobny prezent dla swej żony na rocznicę ślubu. Kiedy skończył, odłożył podarek w bezpieczne miejsce i zaczął spisywać, czego brakuje. Za jakiś czas każda broń może być przydatna. Mimo że sprawa z Travisem została rozwiązana ponad tydzień temu, wódz nadal czuł obawy. Wraz z radą Berk postanowił wdrożyć w życie plan dodatkowej obrony. Uzgodniono więc, że każdy zdolny do walki wiking przejdzie kilkutygodniowe szkolenie, którym dowodziła Astrid. Czkawka miał za zadanie rozesłać list z ostrzeżeniem do swych sojuszników, Śledzik i Sączysmark patrolowali tereny Berk rankiem, a Valka i bliźnięta wieczorami.
Mieszkańcy zagrożonej wyspy wiedzieli o czyhającym niebezpieczeństwie, toteż w ich domach pojawiło się znacznie więcej broni, a niektórzy zdecydowali się nawet na adopcję wytresowanego smoka.
- Nie denerwuj się, Czkawka. Cokolwiek będzie, my damy radę. Pokonaliśmy niejednego wroga i zrobimy to znów - powiedziała dzisiejszego ranka Astrid i musnąwszy ustami policzek męża, wyszła z domu, by przeprowadzić trening.
Wódz westchnął głośno i pomyślał o Szczerbatku. Minęło trzy tygodnie odkąd przyjaciele zostali rozdzieleni. Czkawka już nie był smutny, ale bardzo tęsknił za roześmianą mordką Szczerbatka, za wspólnymi lotami i zabawami. Czasami nocna furia pojawiała się w jego snach, ale zamiast poprawić humor, sen przypominał Czkawce tylko stratę. Teraz wódz przypatrywał się mapie, zapominając o smutnym wspomnieniu. Na żółtym papierze widniał rysunek Berk z lotu ptaka. Astrid zaznaczyła trzy punkty, które oznaczały jaskinie jako schrony. Haddock wiedział, że kobiety, dzieci i ludzie niezdolni do walki będą musieli przesiedzieć w schronie przez dłuższy czas. Póki co, jeździec musiał ruszyć na pola, gdzie zaczęto zbierać pierwsze plony.


                 W domu Haddocków wybuchł kolejny niekontrolowany atak śmiechu Mieczyka. Pozostali zawtórowali mu tym samym, nie szczędząc głosu. Czkawka również nie krył uśmiechu, słysząc zabawną historię Pyskacza. Słodkie wino pomagało rozluźnić się gościom oraz gospodarzom małej imprezy. Nawet ponury humor wodza uległ zmianie.
- Toast za nasze hiccstrid! - Krzyknął Sączysmark, wznosząc kubek pełen wina. Wojownik nieco już wypił i dobry humor udzielał mu się bardziej niż komukolwiek. Jednak nikt nie zwrócił uwagi na jego stan i z chęcią podnieśli kubki, a następnie wypili łyk. Tylko Lauren musiała zadowolić się sokiem pomarańczowym, ale nie przeszkadzało jej to. Z czułością gładziła delikatnie brzuch, a Nate otaczał ją ramieniem. Przed przyjściem na kolację do Haddocków, Nate poprosił Czkawkę o udzieleniu ślubu. Szatyn z radością zgodził się i sam powiedział, że nie może się doczekać końca września, kiedy miały odbyć się zaślubiny.
- A teraz gorzko! Gorzko! - Zakrzyknął wesoło Mieczyk, patrząc z wyzwaniem na młode małżeństwo. Astrid i Czkawka zaśmiali się głośno, kiedy pozostali goście zaczęli skandować "gorzko". Wódz nachylił się ku żonie i mocno pocałował w usta. Blondynka przyjęła słodki pocałunek, kładąc dłonie za kark męża.
- Ale słodko - zapiszczała Szpadka, patrząc ze wzruszeniem na parę, jakby patrzyła na słodkiego szczeniaczka. Szatyn oderwał się od żony i uśmiechnął szeroko. Ciężko było mu uwierzyć, że minął rok odkąd poślubił piękną wojowniczkę, która teraz siedziała obok niego i dzieliła z nim życie. Uderzył w niego fakt, że już dawno temu zapomniał jak kto jest pójść z ukochaną na spacer bądź leżeć wspólnie do późna w łóżku i wylegiwać się wśród wspólnego ciepła. Musiał nadrobić te stracone miesiące.
                   Goście wyszli przed północą, zostawiając Haddocków z górą brudnych naczyń. Czkawka odłożył je do zlewu, a potem westchnął ciężko, obserwując jak Astrid sprzątała stół.
- Minął już rok - zaczął wódz, podchodząc do żony. Objął ją od tyłu, tuląc do siebie i całując w policzek. Dziewczyna zaśmiała się cichutko i wolno odwróciła do ukochanego. Czkawka wyglądał na zmęczonego, ale błyszczące oczy i uśmiech mówiły, że mężczyzna ma jeszcze trochę energii. Astrid położyła słonie na klatce piersiowej Czkawki i cmoknęła go w nos.
- A jednak ze mną wytrzymałeś - zachichotała, bawiąc się następnie jego delikatnymi włosami. Haddock prychnął.
- Tylko ty mnie chciałaś, więc nie będę wybrzydzał - droczył się, wywołując kolejny śmiech żony.
Astrid przewróciła oczyma, a potem złączyła ich usta w czułym i namiętnym pocałunku, który powoli przeradzał się w bardziej zachłanny. Blondynka poczuła delikatny smak wina na wargach męża, ale nie przeszkodziło jej to. Ich języki wolno połączyły się ze sobą, wywołując ciche mruczenie jeźdźców.
- Zaraz zapomnę, jak się oddycha - rzekł Czkawka, odrywając się od żony. Objął wybrankę swego serca mocnej i kładąc podbródek na jej ramieniu, zapytał:
- Idziemy spać?
Astrid zmarszczyła czoło.
- Myślałam, że będziemy świętować rocznicę... sami. Tylko we dwoje - mruknęła uwodzicielsko, oplatając biodro szatyna prawą nogą. Czkawka nagle pojął, o co jej chodzi i z niekrytym uśmiechem podniósł ją i ruszył na górę. Położył ją delikatnie na łóżku i zaczął powoli całować jej odsłoniętą szyję. Ręka wodza z czułością gładziła jej plecy, a usta już pieściły brodę i malinowe wargi wojowniczki. Astrid zamknęła z przyjemnością oczy i zrelaksowała się pod wpływem dotyku męża. Uwielbiała, kiedy tak delikatnie się z nią obchodził. Jakby była drogocennym diamentem. Wplotła psotnie palce w jego włosy i przeczesała je niczym grzebieniem. Czkawka westchnął cicho i oderwał się na chwilę, by zdjąć czerwoną koszulę. Astrid cmoknęła z zadowoleniem i mrugnęła do szatyna.
- Widzę, że nie szczędziłeś siebie na treningach - rzekła z rozbawieniem. Wódz cmoknął ją w usta.
- A to wszystko z myślą o ukochanej żonie - odparł niby z powagą, ale uśmiech zdradził go i po sekundzie oboje zaśmiali się głośno.
- Cieszę się, że możemy w końcu być sam na sam - wyznała, gładząc ciepły policzek męża. Ten chwycił ją i szarmancko ucałował.
- Żałuję tylko, że przez to wszystko zapomniałem, że jako mąż powinienem zająć się również żoną - odparł. Jego ręką wciąż nie przestawała dotykać uda Astrid. - Przepraszam, że cię odtrącałem - dodał szeptem i przytulił się do niej. Blondynka westchnęła tylko i pogładziła jego głowę z troską.
- Bardzo dobrze cię rozumieniem, kochany. Naprawdę. A poza tym, to warto było czekać. Może dziś mi to jakoś wynagrodzisz.
Czkawka nie mógł się nie zaśmiać. Astrid miała rację - już dawno się nie kochali, ale nie słyszał, żeby jego żona się skarżyła. Był jej wdzięczny, że potrafiła zrozumieć jego ciężką sytuację.
- Jak moja pani sobie życzy - odparł i pomógł zdjąć jej bluzkę, a potem długo obsypywał ją pocałunkami. Sam musiał się przyznać, że i jemu brakowało tego intymnego dotyku i przyjemności, którą czerpali ze swojej miłości. Astrid rozpuściła warkocza i wygięła się w łuk, kiedy jej mąż z pragnieniem zdejmował jej przepaskę na biust. Objęła go mocno ramionami, przyjmując z utęsknieniem każdą czułość ze strony męża...

                 Noc dla młodego małżeństwa była długa - przepełniona miłością i namiętnością. Nic więc dziwnego, że obudzili się krótko przed południem, wtuleni mocno w siebie. Astrid obudziła się pierwsza. Przeciągnęła leniwie, czując ból w dole kręgosłupa, który był pozostałością po upadku, kiedy dziewczyna miała dziewiętnaście lat. Wspominając poprzednią noc, na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo pragnęła bliskości męża. Teraz, kiedy Czkawka miał dzień wolny, mógł sobie pozwolić na chwile relaksu z ukochaną. Blondynka wyciągnęła szyję i pocałowała męża w czoło, a potem chwyciła długi, zwiewny szlafrok i szybko narzuciła go na nagie ciało. Przeszła cichutko do łazienki i rozpaliła ogień pod balią. Chciała się szybko odświeżyć, a potem zrobić śniadanie. Była bardzo głodna i przypuszczała, że Czkawka również. Kiedy skończyła kąpiel, ubrała ciepły sweter z owczej wełny i długie spodnie. Na Berk chłód przybył znacznie szybciej niż wikingowie przypuszczali, toteż musieli zaopatrzyć się w ciepłe ubrania. Astrid wyszła z łazienki, minęła komodę, nad którą wisiały trzy rysunki Czkawki i cicho wyszła z sypialni.
Na dole panował jeszcze mały bałagan, ale wojowniczka uznała, że sprzątanie może poczekać i zaczęła przygotowywać śniadanie. Nie była dobrą kucharką, zawsze dawała za dużo soli, pieprzu, przypalała naleśniki, a ciasta najczęściej wychodziły z zakalcem, ale jajecznicę i zwykle kanapki potrafiła zrobić. Pokroiła warzywa, kilkanaście plasterków świeżej kiełbasy, jajecznicę doprawiła bazylią i dodała szczypiorku. W międzyczasie zrobiła dzbanek herbaty. Naczynie wykonane było z gronklowego żelaza, co pozwalało utrzymać temperaturę napoju przez wiele godzin. Czkawka zrobił nawet przenośne kubki, aby wikingowie w czasie pracy mieli gorący napitek. Jeździec miał na swym koncie bardzo wiele wynalazków, które jakiś czas temu zaczęły być sprzedawane na większą skalę. Blondynka położyła talerze na stół i poszła zbudzić męża, który chrapał w najlepsze, ale usłyszawszy, że śniadanie czeka na stole, wyszedł niezwłocznie z łóżka, umył się i ubrał. Już po dziesięciu minutach oboje zajadali pachnącą jajecznicę i kanapki.
- Pójdziemy na spacer? - Zapytała w pewnej chwili Astrid, biorąc kęs kanapki z serem. Czkawka uśmiechnął się ciepło do żony.
- Pewnie. Dziś jestem tylko do twojej dyspozycji, my lady - odrzekł jak na dżentelmena przystało i puścił do niej oczko. Blondynka chrząknęła i odstawiła swoje naczynia do zlewu, a następnie wlała wody do drewnianej miski i szybko je umyła. Nie wiedziała dlaczego, ale znowu pomyślała o dziecku. Może było to spowodowane tym, jak wczorajszego wieczoru wyglądała Lauren i Nate. Oboje tacy szczęśliwi. Nie mogli oderwać się od dyskretnych uśmiechów ani od dotykania brzucha lekarki. Astrid przyglądała się im długie chwile. Pomyśleć, że na początku Lauren była przerażona, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży. Przez pierwszy miesiąc była przygnębiona, mówiła, że się nie nadaje... A teraz? Nie może przestać się uśmiechać i opowiadać o nowych ubrankach czy zabawkach dla dziecka. Mimo że zanim maluszek pojawi się na świecie miną niespełna cztery miesiące, szatynka przygotowała już pokoik.
- Myślisz nad czymś? - Spytał znienacka Czkawka, pojawiając się jak duch obok Astrid. Blondynka wessała odruchowo powietrze, jakby przyłapano ją na przestępstwie.
- Myślałam o zapasach. Jest coraz więcej pracy - zająkała się na moment i chwyciła naczynia Czkawki, by je umyć. Wódz przypatrzył się jej i westchnął.
- Nie tylko ja jestem kiepskim kłamcą - rzucił, obserwując reakcję żony. Ta wyglądała na zrezygnowaną. - No już, powiedz o co chodzi.
Wojowniczka wytarła mokre ręce i oparła się o kuchenny blat. Nie miała pojęcia, jak zacząć. Jeszcze wcześniej nie rozmawiała z Czkawką na ten temat tak szczegółowo, ale blondynka czuła, że nie może długo trzymać tego w sobie.
- Nie wiem, jak zacząć - mruknęła nieco nerwowo, co szatyn wychwycił od razu. Ze zmartwioną miną pogładził ramię żony, zachęcając tym samym do rozmowy. - Po prostu myślałam o dziecku... Wiem, że chciałbyś zostać ojcem, tylko ja... ja nie wiem, czy jestem gotowa - wyrzuciła to z siebie na jednym wydechu i odwróciła wzrok. Wódz westchnął. A więc o to chodzi - pomyślał i objął Astrid.
- Wiesz, że nie musimy mieć dziecka teraz - zaśmiał się nieco i cmoknął głowę blondyny, czując zapach ziołowego szamponu. - Poza tym, ten moment jest najmniej odpowiedni. Wojna z Drago wisi na włosku, a ja nie chcę ciebie narażać. Szczególnie jeśli byłabyś w ciąży...
- Wiesz, że tej nocy ja mogłam... - Zaczęła niepewnie, ale Czkawka szybko jej przerwał.
- O tym nie pomyślałem...
Astrid podniosła smutne oczy, ale Czkawka uśmiechnął się tylko i przytulił ją do swojej piersi.
- Teraz i tak nie cofniemy czasu - zaczął, gładząc jej plecy. Kobieta przytuliła się do niego mocniej i zamknęła oczy, chcąc jakoś uspokoić myśli. - Myślę, że poradzimy sobie, jeśli dziecko pojawiłoby się teraz, ale jeśli nie... Cóż, będziemy o tym myśleć później. Nie chcę cię do niczego zmuszać, Astrid. Jesteś moją żoną, ale to nie oznacza, że musisz dać mi potomka. Ja poczekam, naprawdę.
Powiedział to z całym przekonaniem, patrząc w oczy swej ukochanej. Blondynka poczuła znaczną ulgę, kiedy podzieliła się z mężem swoimi obawami. Jej wąskie usta rozszerzyły się w uśmiechu i już po chwili objęła wodza mocno, całując w policzek.
- Jesteś kochany. Dziękuję - powiedziała i wolno oderwała się od klatki piersiowej szatyna.
- Ale jeśli się okaże, że za jakiś czas zostaniemy rodzicami, to chciałbym mieć najpierw dziewczynkę - rzucił, ruszając śmiesznie brwiami. Blondynka wybuchła śmiechem.
- A to dlaczego? - Zapytała pół żartem, pół poważnie. - Ja chciałabym najpierw mieć synka. Byłby idealnym starszym bratem dla młodszej siostry. Tak jak Ethan - dodała z małym uśmiechem. Czkawka pociągnął Astrid do kanapy i otulił ją swoim ramieniem.
- Ponieważ dziewczynki są grzeczne i nie sprawiają tyle problemów, co chłopcy - wyjaśnił, bawiąc się warkoczem żony. - Poza tym, chciałbym, aby była równie piękna, jak jej mama.
Blondynka poczuła przyjemne ciepło. Czkawka doskonale wiedział, jak dotrzeć do jej serca.
- Ale chłopcy za to są z reguły odważniejsi. Nasz syn byłby genialnym wojownikiem - droczyła się, przybierając poważną minę.
- To prawda, ale nie sądzisz, że nasza córeczka byłaby świetną jeźdźczynią? - Odbił piłeczkę wódz, składając delikatny pocałunek na ustach żony.
- Ale chłopak mógłby obronić siostrę. W końcu od tego są starsi bracia.
Szatyn westchnął i pokręcił głową, ostatecznie dając za wygraną. Ucieszona z tej małej wygranej Astrid oparła się o pierś Czkawki i znalazła jego dłoń, by ścisnąć mocno.
- Może pozostawmy to losowi, hmm? Ważne, żeby nasze przyszłe maleństwo urodziło się zdrowe - zakończyła rozmowę blondynka i z przyjemnością zamknęła oczy. Nie była śpiąca, ale zapach Czkawki był niezwykle uspokajający.
- Myślę, że to idealne rozwiązanie - poparł ją wódz i wyciągając koc spod pleców, przykrył nim Astrid.







Ta daaa! Czy wiecie, że to już SETNY rozdział? Nie spodziewałam, się, że dobrnę tak daleko :p Mam nadzieję, że ten lekki, słodki rozdział pomoże po ciężkim dniu w szkole. Trzymajcie się mordki, kochane!😃
Następny rozdział przewiduję na poniedziałek/ wtorek 💖💖 



  

niedziela, 3 września 2017

Decyzje wodza


                      Sprawa z Travisem została wyjaśniona dopiero po kilku dniach, kiedy Czkawka wypoczął i zajął się najważniejszymi zadaniami. Wódz podjął decyzję o zbudowaniu nowego leża dla smoków w północnej części Berk. Czkawka starał się jakoś odciągnąć myśli o Szczerbatku, rzucając w wir pracy. Udawało mu się to, dopóki nie chciał wołać swojego przyjaciela, by szybko przedostać się w inną część wyspy. Czasem pożyczał Wichurę, ale wiedział, że to nie może ciągnąć się w nieskończoność. Tak więc wytresował starego koszmara, który nie latał szybko, ale Czkawka i tak nie miał zamiaru lecieć dalej niż za obszary Berk. Huragan, tak nazwał ponocnika, który wylegiwał się teraz w cieniu obok twierdzy. Wódz poglaskal go czule po pysku i obejrzał się za siebie. Czekał na Nate'a i Ethana, którzy mieli pomóc mu rozwiązać problem z Travisem.
- Cześć, Czkawka - przywitał się Ethan, przystając za plecami szwagra. Jeździec obrócił się i uśmiechnął lekko na widok wikinga. Oboje podali sobie ręce na przywitanie i wspólnie czekali na przybycie Nate'a.
- Jestem ciekaw, jaki interes miał Travis w naszej wyprawie - zaczął szatyn, opierając się o chłodny mur twierdzy. Ethan westchnął ciężko. Przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć, żeby nie wspomnieć o Szczerbatku i znalezionych nocnych furiach...
- Na pewno to ma coś wspólnego z waszym wyjazdem. Nate wspomniał, że to Travis przywiózł jakąś mapę - rzucił blondyn, patrząc jak w ich stronę zmierza czarnowłosy wiking. Nate przywitał się szybko i zaczesał włosy do tyłu.
- O czym rozmawiacie? - Zapytał miło, patrząc na przyjaciół.
- O Travisie - westchnął Czkawka i ruszył w stronę więzienia. Miał nadzieję, że mężczyzna wszystko mu wyjaśni.

                      Więzienie mieściło się u podnóża gór. Lochy były ciemne, oświetlane jedynie przez kilkanaście pochodni, które ciągnęły się przez kilkadziesiąt metrów. Czkawka przywitał się z dwoma wikingami, od lat pilnującymi  więźniów, choć zazwyczaj są to nastolatkowie, którzy wdali się w bójkę lub nagięli prawo Berk w inny sposób.
- W której celi jest Travis? - Zapytał wódz Eda, który odłożył kubek i wskazał drogę. Czkawka podziękował cicho i ruszył wolnym krokiem w odpowiednim kierunku. Mijał kilkanaście pustych celi, aż w końcu stanął przed odpowiednią. Przez chwilę nie zauważył zgarbionej postury Travisa, ale kiedy wzrok wodza przywykł do ciemności, zdołał dostrzec starszego mężczyznę. Czkawka chwycił grubą kłódkę i włożył do niej odpowiedni klucz, który podał mu Ed. Za wodzem wszedł Ethan i Nate, stając tuż przy wyjściu. Mężczyźni nie chcieli wtrącać się do rozmowy Czkawki z Travisem. Szatyn zmierzył przybysza surowym okiem. Zauważył wiele oznak starości, jak siwe pasma włosów, wiele zmarszczek i przebarwień na jasnej cerze.
- Po co wróciłeś na Berk? - Zaczął spokojnie wódz, zakładając ręce na klatkę piersiową. Travis poprawił się na niewygodnym łóżku, siadając na jego brzegu i westchnął ciężko. Wyglądał jakby był zmęczony samym życiem.
- Powiedz prawdę, a kara będzie mniejsza - dodał wódz, choć nie chciał być wrogo nastawiony do tego człowieka. Dla Czkawki najważniejsze było poznanie prawdy.
- Powiem wszystko, ale pod jednym warunkiem - rozbrzmiał chłodny głos Travisa. Nate spojrzał na niego spode łba i prychnął znacząco. Ethan też nie czuł chęci do słuchania tego szpiega. Czkawka zignorował jednak przyjaciół i skupił się na rozmowie.
- Jakim? - Spytał Czkawka, podchodząc o krok bliżej.
- Chcę prosić o azyl... - Rzekł cicho, nie patrząc na wodza Berk. Czkawka podniósł brwi w zdziwieniu i spojrzał na swych towarzyszy.
- Ktoś cię ściga? - Rzucił sucho Nate. Wiking nie miał cierpliwości do takich ludzi. Nienawidził szpiegów i przestępców, więc nic dziwnego, że poruszyła to nietypowa prośbą Tavisa. Więzień podniósł wzrok. Czkawka dojrzał w tym spojrzeniu strach i niepewność, jakby Nate trafił jednym pytaniem w sedno.
- Odpowiedz - zmusił go jeździec koszmara ponocnika. Travis zaczesał ciemne włosy do tyłu i odchylił głowę.
- Kiedyś zapożyczyłem się u pewnego człowieka. Po kilku miesiącach chciałem wszystko mu oddać, ale on zażądał odsetek. Znacznie wyższych... Nie miałem z czego oddać więc w zamian za spłacenie sumy, miałem dać wodzu Berk mapę południa i opowiedzieć o nocnych furiach - mówił wolno i cicho. Czkawka zaczął naprawdę się niepokoić. Był ktoś, kto mógł stać się poważnym zagrożeniem dla jego wyspy...
- Mapa, którą mi dałeś, to była zmyłka, prawda? - Zapytał szatyn, wyciągając z kieszeni owy skrawek papieru. Travis skinął głową, potwierdzając.
- Wiedziałem, że zależy ci na znalezieniu tego gatunku i że skorzystasz z tego. Podczas twojej nieobecności miałem poznać całą wyspę, zbadać każdy jej skrawek i zrobić notatki o zasobie broni.
Z każdym zdaniem cała trójka wikingów czuła się coraz gorzej. Ktoś zabawił się ich kosztem, a oni uwierzyli w to jak małe dzieci! Czkawka zacisnął pięść i wziął głęboki oddech, by się uspokoić. Mało brakowało, aby zaczął krzyczeć.
- Dla kogo miały być te informacje? - Spytał Ethan, stając obok szwagra. Blondyn widział przejęcie na twarzy Czkawki, więc postanowił, że będzie lepiej, gdy on wkroczy do akcji. Travis zacisnął usta w wąską linię i zamknął oczy. Nie chciał wyjawić swojego "pracodawcy", ale wiedział, że nie było innego wyboru.
- To mężczyzna o imieniu Halvar - rzekł w końcu. Czkawka zmarszczył czoło. Nie słyszał o tym imieniu. Spojrzał za siebie, ale na twarzach przyjaciół również malowało się zaskoczenie. - Jednak to nie on jest głównym dowodzącym...
- Więc kto nim jest? - Westchnął Czkawka, irytując się z każdą chwilą coraz bardziej. Travis spojrzał w zielone oczy jeźdźca. Przez chwilę chciał skłamać ze strachu, ale uporczywe spojrzenie wodza Berk nie dało mu innego wyjścia.
- To Drago Krwawdoń... - Odparł po chwili, wywołując tym samym zdziwienie na twarzach całej trójki.

                   Czkawka nie krył złości. Piorunował wzrokiem Travisa, zaciskając mocno szczękę. Ethan na szczęście nie dał ponieść się zanadto emocjom i zaczął zadawać więcej pytań. Travis nie krył już niczego. Opowiedział wszystko, dając tym samym dużo informacji wikingom z Berk. Okazało się, że zagrożenie ze strony Drago i jego armii jest znacznie większe niż Czkawka mógł przypuszczać. Wódz przypomniał sobie wydarzenie sprzed ponad czterech lat, kiedy Krwawdoń zniknął w wodzie wraz ze swoim oszołomostrachem. Szatyn nie był pewien, czy zabójca jego ojca zginął... Szczerze liczył, że stracił życie w lodowatej wodzie oceanu. Jednak prawda była zupełnie inna. Drago powrócił i na pewno będzie chciał zemścić się za ostatnią porażkę.
- Halvar chciał pozbyć się kilku ważnych osób w Berk, ale ostatecznie zrezygnował z tego, bo zamach wzbudziłby waszą czujność i plany Drago mogłyby się posypać - dodał Travis, podpierając się o zimną, grubą ścianę więzienia. Czkawka podniósł oczy, wybudzony z rozmyślań.
- Kogo chciał się pozbyć? - Zapytał cicho Ethan.
- Gbura, generała i kogoś z rady... - Mruknął niechętnie starszy mężczyzna. Teraz czuł się jak nędzny robak. Zawsze kierował się prawdą, był szczery i o dobrym sercu. Może wyjawienie prawdy i ostrzeżenie wodza Berk trochę pomoże mu odkupić winy...
Astrid. Pomyślał gorączkowo Czkawka i spojrzał przestraszony na Ethana. Blondyn poczuł nagły gorąc na twarzy. Myśl, że ktoś mógłby zabić jego ukochaną siostrę wprawiała go w nieopisany strach.
- Czy jest jeszcze coś, co chcesz powiedzieć? - Zapytał Ethan, kładąc prawą rękę na biodro, skąd wychodził miecz.
- Drago nie chce się spieszyć. Szykuje wielką armię, znacznie większą niż kiedykolwiek. Nawet z waszymi smokami macie marne szanse - powiedział beznamiętnie. Nate prychnął i wyszedł z celi. Już wystarczyły mu wzmianki o Drago... Myślał, że Krwawdoń już nigdy nie namiesza w życiu jego i Berk. Nate poczuł nagły chłód. Drago to jego ojciec i choć minęło wiele lat, Nate nigdy nie mógł zapomnieć tego, co Krwawdoń uczynił. Przez niego zginęła cała wioska. Przez niego Nate stracił matkę i siostrę. Jednak teraz miał szanse, żeby się odegrać. Drago zapłaci za wszystkie lata podczas których Nate musiał stoczyć walkę o lepsze życie.
- Wychodzimy - warknął Czkawka i nie czekając na Ethana, opuścił celę. Kiedy cała trójka znalazła się na zewnątrz, wódz wziął głęboki oddech. Musiał się uspokoić.
- Co z nim zrobimy? - Spytał cicho Ethan, oglądając się za siebie, jakby jeszcze raz chciał spojrzeć na Travisa.
- Jeszcze nie wiem, ale na pewno nie chcę trzymać go na Berk - wyjaśnił wódz i usiadł na murku, który prowadził do więzienia. Zakrył twarz szorstkimi dłońmi i wydobył z siebie długie westchnienie. Zdenerwował się, kiedy usłyszał o planowanym ataku. Myśląc nad tym, doszedł do wniosku, że zamach na te osoby byłby logiczny, mimo wszystko. Pyskacz jest świetnym wojownikiem, przeżył niejedną bitwę, więc ma sporo doświadczenia w boju. Poza tym potrafi dobrze kombinować, jest jedynym kowalem w Berk i wytwarza znakomitą broń. Nic dziwnego, że Halvar planował ciche zabójstwo. Najbardziej zmartwił się, kiedy usłyszał od Travisa, że na celowniku była również Astrid. Blondynka również świetnie walczy, układa precyzyjne i efektywne strategie podczas bitew. Ponad to jest generałem i to ona wydaje główne polecenia. Zabicie jej byłoby dla Drago coś w rodzaju małego trofeum i zapewne jej śmierć podniszczyłaby wodza Berk.
- Nie mówcie o tym nikomu, jasne? Panika i strach tylko pogorszą sprawę - poprosił Czkawka, wydając ostatecznie z murku. Nate skinął głową i pożegnał się cicho. Chciał polatac z Piorunem, zanim złość całkowicie nim zawładnie. Ethan i Czkawka odprowadzili go wzrokiem, zanim jeździec zniknął za wzgórzem.
- Zaczynam naprawdę niepokoić się o ludzi - westchnął szatyn, patrząc przed siebie. Oczy miał smutne, jakby pojął, że nie zdoła ochronić swojego ludu...
- Spokojnie. Travis powiedział, że miną miesiące zanim Drago przybędzie w nasze strony. Poza tym zima w północy jest niebezpieczna i zabójcza. Nie sądzę, aby żołnierze przetrwali taki ziąb - uspokoił szwagra blondyn i poklepał po ramieniu. Jeździec uśmiechnął się słabo. Mimo że Ethan miał rację, zagrożenie wzrastało i jeśli Czkawka nic nie zrobi, Berk może czekać zagłada.
- Trzeba zwołać naradę. Musimy dobrze się przygotować - powiedział poważnie wódz, patrząc w rozległy ocean. Żałował, że nie ma przy sobie Szczerbatka. Szalony lot pomógłby uspokoić niespokojne serce wodza...


                      Głośne pukanie do drzwi rozległo się zaraz po tym, jak Lauren posprzątała brudny od mąki blat. Kobieta wytarła ręce i z uśmiechem otworzyła drzwi, w których pojawiła się Astrid.
- Przepraszam za spóźnienie - wysapała blondynka, przechodząc przez próg. Lauren machnęła ręką.
- Nic nie szkodzi. Właśnie skończyłam piec ciasto marchewkowe - uśmiechnęła się szeroko i ruszyła do kuchni, a zaraz za nią Astrid. Blondynka usiadła blisko kominka, czując przyjemne ciepło pochodzące od rozżarzonego drewna.
- Opowiadaj, jak było - zaczęła lekarka, krojąc pięknie pachnące ciasto na równe kawałki. Wojowniczka skrzywiła się nieco. Nie za bardzo lubiła opowiadać o długiej wyprawie ze względu na Szczerbatka. Był to dla niej ciężki temat, a co dopiero dla Czkawki. Opowiedziała jednak szybko, co się wydarzyło. Lauren podała w międzyczasie herbatę i usiadła naprzeciw przyjaciółki, słuchając historii.
- Dlatego Czkawka przyleciał na tajgumerangu - zasmuciła się Lauren, wolno żując ciasto. Astrid przytaknęła krótko.
- Mam nadzieję, że jeszcze zobaczymy Szczerbatka. Ja też za nim tęsknię - odparła cicho i pociągnęła łyk zielonej herbaty. - Jakoś staramy się przyzwyczaić do takiej sytuacji. Czkawka mówi, że powoli się z tym godzi. Myślę, że da sobie radę - dodała po chwili i uśmiechnęła się do Lauren.
- Ma jeszcze ciebie - rzekła szatynka. Astrid zarumieniła się nieco, choć wiedziała ile znaczy dla Czkawki.
- A co u ciebie? Jak się czujesz? - Zmieniła temat wojowniczka, patrząc wymownie na brzuch przyjaciółki. Lauren zaśmiała się dźwięcznie, kładąc rękę na miejsce, gdzie przed chwilą poczuła kopnięcie.
- Na początku czułam się tragicznie. Co chwilę musiałam biegać do łazienki, objadałam się i miewałam huśtawki nastrojów, ale teraz już jest dobrze. Maleństwo ma mocne kopnięcia - odpowiedziała, patrząc czule na wypukły brzuch. Astrid uśmiechnęła się szeroko. Cieszyła się, że jej przyjaciółka znalazła szczęście i że niedługo zostanie mamą.
- Gothi wywróżyła płeć? - Spytała Astrid, wstając i siadając obok przyjaciółki, by dotknąć jej brzucha.
- Będzie chłopiec - uśmiechnęła się szczerze, patrząc jak dłoń blond włosej jeźdźczyni spokojnie spoczywa na środku brzucha.
- Nate musi być dumny - zaśmiała się Astrid.
- Powiedział, że chciałby mieć najpierw córeczkę - zachichotała szatynka, opierając się o podparcie krzesła. Astrid podniosła brew w przypływie zaskoczenia. - Nate uważa, że dziewczynki są grzeczniejsze - wyjaśniła lekarka, na co niebieskooka prychnęła.
- Czy ja wiem... Patrząc na Szpadkę jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
Obie kobiety zaśmiały się głośno. Lauren w pewnym momencie wstała i wyjęła coś z komody znajdującej się przy schodach na górę. Podała wisiorek Astrid, która doskonale wiedziała, co to oznacza.
- O bogowie! Zaręczyliście się! Czemu nic nie powiedziałaś? - Rzuciła radośnie Astrid, mocno obejmując ciężarną. Lauren odgarnęła grzywkę ze swojego czoła.
- Miała być niespodzianka - szatynka oderwała się i spojrzała na piękny wisiorek w kształcie malutkiego kółeczka, gdzie wyryta była data ich zaręczyn.
- To kiedy ślub? - Pytała Astrid, nie ukrywając podekscytowania. Lauren wzruszyła ramionami.
- Myślałam o końcu września. Zdążylibyśmy przed zimą, a poza tym nie chciałbym wyglądać w sukni ślubnej jak wieloryb.
- To byłby dobry czas - przyznała rację Astrid, siadając z powrotem na swoje miejsce. Blondynka wzięła kolejny kawałek ciasta i wpakowała od razu kęs do ust. - Nie mogę się doczekać. Dawno nie tańczyłam - rozmarzyła się na chwilę.
- To za miesiąc, więc masz czas na znalezienie sukni - dodała szatynka i również usiadła, wcześniej głaszcząc brzuch. - A tak z innej beczki... Kiedy Berk doczeka się dziedzica Czkawki?
Blondynka zakaszlnęła. Coraz częściej słyszała to pytanie i prawdę mówiąc, zaczęła się irytować. Odłożyła widelczyk na bok i popiła ciasto herbatą.
- Nie wiem - przyznała szczerze żona wodza. - Czkawka chciałby mieć już dziecko, ale ja nie czuję się do końca pewna...
Lauren zaskoczyło wyznanie Astrid. Od lat znała tę dziewczynę i blondynka zawsze wyrażała chęć posiadania rodziny, więc wahanie wojowniczki sprawiło, że Lauren nie wiedziała, co o tym myśleć.
- Dlaczego? - Spytała.
Astrid wzruszyła ramionami.
- Może dlatego, że się boję? Tego, jak będę wyglądać, czy dam sobie radę... Czkawka będzie cały czas poza domem, a ja nie chcę wychowywać dziecka sama - mruknęła cicho, uciekając wzrokiem w bok. Szatynka złapała dłoń przyjaciółki i ścisnęła ją lekko.
- Mówiłaś o tym Czkawce? - Zapytała łagodnie.
Jeźdźczyni pokręciła głową, zaprzeczając tym samym.
- Nie chciałam mu mówić, bo zapewne zrobiłoby mu się przykro. On naprawdę pragnie tego dziecka, a kiedy zaczyna o tym mówić, ja uciekam - rzekła z żalem i schyliła głowę. Do tej pory nikomu nie mówiła o swoich lękach. Astrid chciała mieć dzieci, ale nie sądziła, że wdrożenie tego marzenia w życie będzie takie trudne. Bała się powiedzieć o tym mężowi, ponieważ sadziła, że Czkawka nie zrozumie... Mimo że zawsze o wszystkim rozmawiali i Haddock potrafił spojrzeć na wszystkie sprawy obiektywnie. Ale czy w tej kwestii również?
- Jesteście małżeństwem, Astrid. Takie decyzje podejmuje się wspólnie. Poza tym Czkawka nie będzie cię do niczego zmuszał - uspokoiła ją szatynka.
- Ale jest wodzem... Powinien mieć dziecko - jęknęła blondyna, opierając się łokciem o dębowy stół.
- Ale nie musi mieć je teraz. Jesteście młodzi, macie czas.
- A co jeśli Czkawka zginie i nie będzie miał komu przekazać władzy? - Astrid podniosła smutny wzrok. Wyglądała naprawdę na przygnębioną.
- Gadasz głupoty. On zawsze wychodzi cało z każdych kłopotów.
Ale szczęście nie zawsze sprzyja - pomyślała ponuro, lecz uśmiechnęła się wdzięcznie do Lauren. Wspaniałe jest mieć tak cudowną przyjaciółkę, która zawsze potrafi pomóc i doradzić w każdej kwestii.






 Na pocieszenie rozdzialik ^^ Mam nadzieję, że złagodziłam trochę Wasze łaknienie na potomka hiccstrid xD 
Kolejny pod koniec tygodnia. Miłego rozpoczęcia (o ile może być miłe :') Do której klasy się wybieracie? Piszcie w komentarzach :3