poniedziałek, 11 września 2017


Ciche zabójstwo
 

- Mam nadzieję, że starczy nam miejsca na statku - zachichotała Lauren, biorąc od sprzedawcy torbę z zakupami. Astrid uśmiechnęła się tylko, patrząc jak szatynka płaci za towar dziesięć złotych monet.
- Dobrze, że nie poleciałyśmy na Wichurze - dodała blond włosa jeźdźczyni i wzięła od przyjaciółki torbę. Lekarka przyznała rację Astrid. Popołudniem wypłynęły wraz ze Svenem na Sol, która na szczęście znajdowała się tylko godzinę drogi od Berk. Oczywiście na smoku znalazłyby się w dwadzieścia minut, ale nie chciały przemęczać Wichury, więc wynajęły niewielką łódź.
- Może pójdziemy coś zjeść? Umieram z głodu - zaproponowała Lauren, wpatrując jakiejkolwiek gospody.
- W sumie to dobry pomysł. Mam ochotę na gorącą herbatę - zgodziła się wojowniczka. Wraz z przyjaciółką ruszyły do drewnianego budynku, na którym widniał napis "karczma".
Kiedy uchyliły drzwi, uderzyło w nich niesamowite ciepło. Ludzi nie było dużo, ale za to trzy duże kominki ogrzewały niewielkie pomieszczenie, sprawiając uczucie duchoty.
- Ale tu śmierdzi - jęknęła Astrid, patrząc na obrazy porozwieszane na ścianach. Większość z nich przedstawiało naturę, a inne ludzi lub zwierzęta. Lauren spojrzała zaskoczona na blondynkę.
- Dla mnie pachnie kurczakiem - odparła, wzruszając ramionami i przełożywszy torbę do prawej dłoni, ruszyła do baru. Przywitała ich starsza kobieta o okrągłych kształtach. Buzię miała ubrudzoną na lewym poliku, ale sprzedawczyni raczej nie zdawała sobie z tego sprawy. Szare oczy błysnęły z ciekawością, gdy zauważyła stan w jakim znajduje się Lauren.
- Witamy na Sol. Co podać? - Zapytała uprzejmie, wyjmując dwie karty menu. Lekarka podała jedną Astrid, która nagle poczuła się źle w tak niezbyt przyjemny miejscu. Zawsze tego typu karczmy kojarzyły się jej z bojkami pijanych, spoconych wikingów. - Ja poproszę kurczaka z warzywami i gorący napar z imbiru - poprosiła grzecznie szatynka, oddając pożółkłą książkę z listą dań. Astrid wciąż przeglądała, nie mogąc się zdecydować.
- Ja wezmę  herbatę miętową, kawałek szarlotki i kawałek ciasta wiśniowego - odparła po dłuższej chwili. Sprzedawczyni puściła do niej oczko.
- Dobry wybór. Mamy najlepsze ciasta na całym archipelagu - pochwaliła się, unosząc dumnie podbródek, a potem zniknęła za drzwiami, zapewne chcąc przygotowywać dania.
- Od kiedy ty jesz ciasto wiśniowe? - Zapytała nieco zdziwiona Lauren. Astrid wzruszyła ramionami.
- Może będzie smaczniejsze niż te, które piecze Valka? - Zaśmiała się głośno.
- Jesteś wredna - zachichotała szatynka, choć dobrze wiedziała, jak smakują ciasta teściowej Astrid. Miała już tę "przyjemność " spróbowania słodkości Valki i szczerze powiedziawszy za słodkie to nie były.
Dania pojawiały się już po kwadransie. Obie kobiety zaczęły zajadać ze smakiem, delektując się smakowitym posiłkiem. Astrid ze zdziwieniem uznała, że ciasta naprawdę są pyszne i jeszcze nigdy wcześniej nie jadła niczego lepszego.
- Ale to jest dobre... - Jęknęła blondynka, popijając herbatą. Lauren wyciągnęła widelec i ukradła kawałek ciasta przyjaciółki.
- Trudno się nie zgodzić - przyznała jej rację.
- Tak w ogóle, co ty kupiłaś, że nazbierało się tyle siat? - Spytała jezdźczyni śmiertnika, zerkając odruchowo na dół, gdzie Lauren rzuciła zakupy.
- Przede wszystkim wyprawkę dla malucha. Ubranka, zabawki, kosmetyki. A to nie wszystko. Brakuje jeszcze łóżeczka, kołyski, wanienki...
- Może mój tata zrobi dla was meble? Zna się na rzeczy i muszę szczerze powiedzieć, że potrafi również je ozdobić - zaproponowała jasnowłosa, wpychając do ust ostatni kawałek ciasta, a kiedy przy barze pojawiła się sprzedawczyni zamówiła jeszcze jabłecznik.
- Byłoby wspaniale. Nate uparł się, że jest jeszcze czas, ale został miesiąc, więc wolę mieć wszystko gotowe, gdy dziecko się pojawi - opowiedziała lekarka, jeżdżąc ręką po dużym brzuchu. Ten dotyk był automatyczny i młoda kobieta już się przyzwyczaiła, że maluszek zaraz kopnie, kiedy poczuje dłoń mamy.
- Myślałam, że zacznie panikować - prychnęła blond włosa, wypijając herbatę. Lauren westchnęła lekko. Jakiś czas temu Nate zaczął przygotowywać pokoik dla dziecka, wyłożył pomieszczenie dodatkowym materiałem, żeby ciepło tak szybko nie uciekało. Oboje zamówili również dywanik, na którym maluch mógłby się bawić.
- Poczekaj aż zacznie się poród. Dam sobie rękę odciąć, że będzie bardziej przerażony niż ja.
Obie kobiety wybuchy głośnym śmiechem, zwracając uwagę kilkoro gości, ale nie przejęły się tym.
- Boisz się? - Spytała poważnie Astrid, głaszcząc delikatnie brzuch przyjaciółki. Sama o sobie mówiła, że niedługo zostanie ciocią. Lauren wzruszyła ramionami.
- Odbierałam porody wiele razy i wiem, jak to wygląda, więc strach przed niewiedzą jest mniejszy. Bardziej obawiam się o maleństwo. Najważniejsze, żeby było całe i zdrowe - wyjaśniła, patrząc jak dłoń jezdźczyni zatrzymuje się w jednym miejscu.
- Ej! Kopnął mnie - poskarżyła się pani Haddock, ale oczywiście ze śmiechem.
- Wyobraź sobie, że muszę z tym wytrzymać jeszcze miesiąc - zachichotała. - Ale czego się nie robi dla dziecka...


              Czkawka spisywał efekty tegorocznych zbiorów, które były bardzo udane. Wódz siedział w kuźni, grzejąc się przy kominku. Maruda co jakiś czas dodawał do ognia, zionąc mocno.
- Cześć, Czkawka - usłyszał głos matki, dochodzący z wejścia. Obrócił się i uśmiechnął ciepło.
- Cześć, mamo. Coś cię sprowadza? - Zapytał, wracając do pisania. Valka położyła obok niego kilka listów. Szatyn podniósł brew w zaskoczeniu.
- Co to? - Zapytał, biorąc do zamarzniętych dłoni pierwsze pismo. Kobieta usiadła blisko syna.
- Odpowiedzi od sojuszników - wyjaśniła, przez co twarz Czkawki rozjaśniła się natychmiast. Niezwłocznie otworzył trzymany list. Jak się okazało był on od Mali. Valka również pomogła przy otwieraniu listów.
- Wszystkie pozytywne. Pomogą nam! - Zaśmiał się z radością wódz, ściskając mocno mamę. Jeźdźczyni objęła syna, ciesząc się razem z nim. - Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tego. Wiem, że Łupieżcy mają problem z piratami, a mimo to obiecali wsparcie setką ludzi.
- To niezbyt wiele, ale zawsze coś - zgodziła się szatynka i poczochrała czuprynę Czkawki. Kiedy oboje mieli posprzątać bałagan, do kuźni wpadł zdyszany Nate.
- Czka...Czkawka - zaczął, kaszląc. Jeździec natychmiast znalazł się przy nim, pomagając stanąć na nogi.
- Spokojnie, złap oddech - polecił szatyn i poprowadził przyjaciela do krzesła. Nate usiadł z ulgą.
- Już nie ta kondycja - zacharczał i wziął głęboki oddech. Zamknął niebieskie oczy i po chwili odpoczynku, zaczął mówić.
- Na wschodniej plaży znaleźliśmy martwe smoki - rzekł poważnie, a jego głos zabrzmiał lodowato. Czkawka otworzył szeroko usta i oczy.
- Młode? - Spytał, podążając za myślą, że może maluchy zgubiły rodziców i zamarzły przy oceanie, gdzie zawsze panował ziąb. Szczególnie podczas zimy. Wojownik pokręcił głową.
- Nieco starsze, ale nie to jest najgorsze. Ktoś te smoki... zamordował - wyznał, wzbudzając szok na twarzach Haddocków.
- Lećmy tam. Szybko - nakazał wódz i wskoczył na siodło Chmuroskoka. Zaraz za nim pojawiła się Valka, a Nate zapożyczył Marudę.

              Las wyglądał jakby ktoś obdzierał go z liści. Zima będzie sroga - pomyślał Czkawka, obserwując ogołocony busz. Skupił się jednak na locie. Po pięciu minutach byli już na miejscu. Plaża przypominała szatynowi pobojowisko. Kilkanaście smoków leżało bez życia blisko siebie, jakby wciąż chciały się ogrzewać...
- O Thorze...- Jęknęła Valka, zeskakując ze smoka. Czkawka uczynił to samo.
Dwa śmierniki, jeden gronkiel i aż cztery ponicniki  wzbudziły w nim smutek. W grzbietach smoków wbite były strzały o ostrej jak brzytwa końcówce.
- Znalazłem je jakieś pół godziny temu, ale nie żyją prawdopodobnie od około dwóch dni - głos Nate'a wyrwał z zadumy wodza. Czkawka podniósł wzrok na przyjaciela, który równie mocno był poruszony.
- Pytanie,  kto to zrobił... - Mruknął szatyn, podchodząc do śmiertnika. Przyklęknął i wolnym ruchem zamknął oczy biednemu zwierzęciu. Valka powyciągała groty i rzuciła je w jedno miejsce.
- Czkawka, ja nie chcę siać paniki, ale czy to możliwe, że ktoś mógł wdrzeć się na naszą wyspę? - Nate podszedł do niego i z bólem położył dłoń na zimnych łuskach śmiertnika.
- To niewykluczone - odszepnął i spojrzał na strzały. Patyk był w kolorze czerwono - żółtym, jednak owe kolory nie przypominały jezdźowi niczego.
- Mamo, sprowadź, proszę, jeźdźców. Ja załatwię łódź, a ty Nate zostań - polecił i wskoczył na Marudę. Żałował, że nie ma w tej chwili Szczerbatka...

              Smoczy jeźdźcy przenieśli ciała pięknych stworzeń na dużą łódź i mocno popchnęli w stronę horyzontu.
- Co za potwór zrobił coś takiego - rzucił wściekle Sączysmark, kiedy jego płonąca strzała idealnie wbiła się w masz uciekającego statku.
- Niech tylko dorwę go w swoje ręce - dodał równie szorstko Śledzik, rzucając łuk kilka metrów dalej. Czkawka westchnął i odwrócił się do przyjaciół.
- Musimy podwoić liczbę patroli. Ktoś zakradł się na naszą wyspę, a my na to pozwoliliśmy - rzekł twardo. Kierowała nim złość. Ktoś wybił niewinne stworzenia, jakby były zwykłym robactwem. I ktoś za to gorzko zapłaci. Czkawka nie pozwoli, aby winowajca opuścił Berk bez kary. O ile w ogóle ją opuści...
- Przecież mamy dwie zmiany po dwie godziny - wtraciła Szpadka, glaszczac z czułością głowę Jota.
- To nie wystarczy - westchnął wódz i chwycił worek, gdzie były strzały. - Śledzik, mógłbyś zbadać te groty?
Blodnyn wyjął pierwszą strzałę i przyjrzał się.
- Myślę, że tak, ale potrzebuję trochę czasu - rzekł jeździec i schował worek do torby, która zawsze wisiała przy boku Sztukamięs.
- Sączysmark, Nate, zwołajcie mieszkańców do twierdzy, ale wieczorem. Chcę, żeby była przy tym Astrid.
Wojownicy skinęli głowami. Nie chcieli podważać decyzji wodza, choć nawet nie mogli się przyczepić do czegokolwiek. Martwili się jednak o jego stan psychiczny, bowiem wiedzieli, że Haddock najbardziej w świecie nienawidził mordowania niewinnych stworzeń.

                Astrid i Lauren wróciły godzinę przed zmierzchem, jednak nie dane było im odpocząć. Kiedy statek wpłynął na wody Berk, dziewczyny dostrzegły Sączysmarka latającego nad nimi.
- Czekaliśmy na was - rzucił Smark, a potem wylądował wraz z Hakokłem na pokładzie. Łódź zakołysała się mocno, ale utrzymała kurs.
- Dlaczego? - Zdziwiła się Astrid. Natychmiast zaczęła podejrzewać, że coś się stało. Sączysmark opowiedział przyjaciółce o zabitych smokach.
- Cholera, mogłam zostać na Berk - mruknęła zła, uderzając z pięści maszt.
- Przestań. Skąd mogłaś wiedzieć, że ktoś zakradnie się na wyspę i wybije nam smoki? - Prychnął Jorgerson i wskoczył na siodło Hakokła, który chwycił dziób i przyspieszył dobicie statku do portu. Astrid spojrzała ze strachem na roztaczającą się wyspę. Taka piękna, łagodna, a zagraża jej poważne niebezpieczeństwo.
- Trzeba zwołać ludzi do twierdzy - powiedziała blondynka do Sączysmarka, który pomagał kobietom wyjść z łodzi.
- Czkawka już się tym zajął, ale rada czekała na ciebie - wyjaśnił wojownik i skierował wzrok na wioskę. Astrid podziękowała cicho i pomogła Lauren wyjąć bagaż, a gdy zaniosły zakupy do domu lekarki, jeźdźczyni ruszyła najpierw do domu. Miała nadzieję, że zastanie Czkawkę i dowie się szczegółów na temat zabitych smoków.
- Czkawka? - Rzuciła od razu, gdy przekroczyła próg domu. Zdjęła buty i futro, by przejść do jadalni.
- Jestem na górze! - Usłyszała głos męża, a po chwili odgłos stukotu jego metalowej nogi. Czkawka powitał się z żoną, biorąc ją w ramiona i całując w czoło.
- Fajnie, że już jesteś - wyszeptał czule, gładząc plecy ukochanej.
- Też się cieszę. Zwłaszcza, że dzieje się coś złego na Berk - wychapała, odrywając się od szatyna. Ten posmutniał nagle, przypominając sobie ciała biednych stworzeń. Wódz z westchnieniem ruszył do kuchni i wstawił wodę na herbatę.
- To było straszne. Ktoś po prostu przestrzelił ich serca i zostawił, aby konały w męczarniach - mówił cicho, przypominając sobie łódź, na której ułożyli smoki, a potem odesłali do lepszego świata.
- Szpieg? - Zapytała blondynka; siadając blisko męża. Chwyciła jego dłoń i ścisnęła. Widziała ból w oczach Czkawki. Jego wrażliwe serce zawsze brało za dużo cierpień.
- Być może. Pół godziny po zachodzie mamy spotkać się w twierdzy i powiedzieć o tym ludziom. Muszą wiedzieć, że niebezpieczeństwo jest coraz bardziej realne.
Astrid skinęła głową i objęła wątłym ramieniem męża.
- Może zróbmy nocne patrole i patrole ziemne? - Zaproponowała i wstała, by zalać herbaty. Szybko przyniosła dwa kubki pełne ziół. Czkawka w tym czasie chwycił notes i rzucił okiem na wcześniejsze zapiski.
- To nie jest zły pomysł - odparł po chwili i wziął mały łyk napoju.-  Tylko musimy dobrze to rozegrać - dodał.
- O to się nie martw. Ja zajmę się naborem ochotników.
Czkawka uśmiechnął się do niej i musnął krótko jej usta. Ze zdziwieniem zauważył, że są zimne jak lód.
- Jesteś chora? - Zapytał, przykładając dłoń do jej czoła. Astrid zaśmiała się nieco.
- Boli mnie głowa, ale poza tym wszystko gra -zapewniła i wziąwszy łyk herbaty, wstała, mówiąc:
- A teraz chodź do twierdzy. Trzeba zacząć działać.









 Co tu się dzieje, ło matko xD Tempo jest, aż sama się dziwię :p Muszę teraz przejść do poważniejszych akcji, a co! Niech się dzieje  😂

14 komentarzy:

  1. #PIERWSZAXD
    O mój Thorze! Wróciłam przed chwilą ze szkoły, wchodzę na bloga i co widzę? Nowy rozdział! 😅💓 Po prostu mega, dzieje się duużo, a co do Astrid to mam w głowie najczarniejszy scenariusz 😨 Ale miejmy nadzieję, że to nie to o czym myślę 😓 Weny życzę i czekam na nexta ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki czarn scenariusz?😮 Przecież ona nie umiera xdd Bardzo dziękuję Ci za komentarz! Szykuj się, ponieważ nn pojawi się jutro ♡

      Usuń
    2. Myślałam, że As się może czymś zatruła czy coś XDD Ach ta bujna wyobraźnia 😂 Jejj jutro nn 😍

      Usuń
    3. Jest chora nieco, poza tym, ktoś musiał złapać choróbsko z hiccstrid, żeby drugie się słodko opiekowało :>

      Usuń
    4. Ajj słodziutkie hiccstrid 😍

      Usuń
  2. Zadziwiasz mnie😍 Tyle rozdziałów ❤❤❤❤❤❤❤ Jak przeczytałam tytuł rozdziału, a pod nim słowo "Lauren", to się przestraszyłam, że zechcesz ją zabić😱 Arcydzieło❤ Miłego dnia i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłabym chyba potworem, gdybym zabiła Lauren, która jest w ciąży 😨 Rozdział już jutro! Bardzo dziękuję za każdy komentarz😘

      Usuń
  3. Co za zwyrodnialec zabił smoki?!😒 Dajcie no go tu, a dostanie w gębę z patelni!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah, dawaj na Berk! Będziemy szukać tego dupka! 😖

      Usuń
  4. Smilee jesteś extra skupi supi!!!!! KOCHAM JAK PISZESZ KOCHAM CZKAWKE KOCHAM ASTRID CZKAWKE I ASTID I CIEBIE !!LOVE LOVE LOVE CZEKAM NA NEXTA !!!😘😘😍😍😚

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, BAAAARDZO dziękuję 💕 Ja za to kocham takie komentarze. Next już jutro!😘

      Usuń
  5. Chcę dostać namiary na tego kto zabił smoki, uduszę potwora!
    Next jak zwykle cudny i czekam na następny
    Pozdrawiam ♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko w swoim czasie ;) Dziękuję bardzo za kom😍

      Usuń
  6. (Dobra przyznaje się nie zauważyłam tego rozdziału(ale nie bij), który swoją drogą jest świetny). Naprwadę nie rozumiem jak można zabijać zwierzęta. Naszego zeszłorocznego karpia (pływan na zmianę w wiaderku i w wannie) trzymaliśmy dopóki nie zdechł, a i po Stefanie była rozpacz.
    Albo takie szczeniaki. Moja ciocia będąc ostatnio na stacji przy drodze prowadzącej na Chehło usłyszała z samochodu obok piszczenie. To prosła faceta żeby otworzył bagarznik, ale nie chciał. To znalazło się takich dwóch młodych, napakowanych i powiedzieli mu, że otworzy po dobroci albo sami to zrobią. Facet otwiera, ciotka patrzy... Na trzy szczeniaki w worku płóciennym z cegłówką. Gościu tak po prostu chcił je wrzucić do jeziora. Przygarnełam jednego. Rodzina ochrzciło go Rocky i lata za moimi długimi włosam jak głupi.

    Ja naprwdę rozumiem, że ktoś może nie chcieć małych psów, ale to się albo pilnuje albo umawia się na sterylizację. A jak już się zdarzy to od czego są schroniska? Pracowałam jako wolontariuszka w schronisku i z doświadczenia wiem, że szczeniaki schodzą jak ciepłe bułeczki.

    OdpowiedzUsuń