Przygotowania do zimy
Późna jesień panowała na Berk, powodując, że wikingowie z mizernym
humorem wychodzili z domów do pracy. Plusem było to, że wstawali później
niż w czasie trwania lata, ponieważ słońce jesienią wschodziło znacznie
później. Nie zmieniło to jednak złego nastawienia mieszkańców wyspy do
roboty, której zawsze przybywało ilekroć zbliżała się zima. Najwięcej
pracy było na polu. Trzeba było zebrać plony, rozdzielić do odpowiednich
koszy, a potem wsypać do worków i na koniec zanieść do spichlerzy, by
później zużytkować żyto w różnych celach. Połów ryb zawsze był taki sam,
nawet pomimo zimy, gdyż za pomocą smoków można było łatwo roztopić lód i
zarzucić sieć rybacką. Jednak Czkawka zarządził znacznie większy połów
ryb, by starczyło dla nienarodzonych smoków, których wylęgarnia mieściła
się w górach.
- Szefie, a co z owcami? Tylko strzyżenia czy na
żywność? - Zapytał Sven, trzymając na rękach maleńką owieczkę ze swojego
stada. Czkawka zerknął na pokaźną grupę zwierząt i popatrzył w swoje
zapiski.
- Potrzebujemy dużo wełny, więc połowę owiec do
strzyżenia, a na żywność jedną czwartą. Powinno wystarczyć - odparł miło
szatyn i uśmiechnął się do wikinga, który skinął tylko głową i ruszył
do pracy. Zielone oczy przywódcy Berk z dumą obserwowały piękną,
jesienną aurę, która panowała na ziemiach Berk już od dobrych kilku
tygodni. Astrid wyczuła, że chłód przyjdzie wcześniej i wykupiła
materiały od sąsiedniej wyspy Hywol, aby przekazać je Sygrin, miejscowej
krawcowej, by uszyła dla niej kilka nowych ubrań. Czkawka skarżył się
ostatnio, że większość jego koszul albo ma dziury, albo są za małe.
Dziewczyna ośmieliła się nawet wspomnieć, że jeździec przez ostatni czas
przytył, co Czkawka przyjął ze śmiechem, choć patrząc w lustrze
zauważył kilka dodatkowych kilogramów. Nie przejął się tym, uznając, że
dodatkowy tłuszcz uchroni go przed okrutną zimą.
- Czkawka! -
Usłyszał głos Ethana, który pojawił się obok niego, siedząc niepewnie w
siodle Wichury. Z braku czasu mężczyzna musiał pożyczyć smoka siostry,
aby szybciej przemieszczać się z miejsca na miejsce. Blondyn był
odpowiedzialny za zebranie ostatnich jesiennych owoców.
- Byliśmy
już w sześciu sadach, zostało nam dwa, ale w spichlerzu już brakuje
miejsca. Mamy przenieść ostatnie kosze do innego? - Zapytał, zeskakując
niezgrabnie ze smoczycy, która fuknęła, jakby nie była pod wrażeniem
tego wyczynu.
- Ile koszy zebraliście? - Spytał zdziwiony Czkawka. Zazwyczaj miejsca w spichlerzu starczyło na kilka ton jabłek.
-
Ponad trzysta - odparł Ethan i na potwierdzenie słów pokazał wodzowi
kartkę, na której wszystko było idealnie rozpisanie. Szatyn przez chwilę
studiował zapiski, a następnie oddał notes.
- Znacznie więcej niż
w zeszłym roku - zdziwił się. Teraz Czkawka patrzył na kilka
drewnianych, okrągłych budowli, które od lat służyły jako spichlerze. W
zeszłym roku nawet wzmocniono je bursztynem śmiercipieśnia, aby do
środka nie przedostawała się deszczówka. - Zbierzcie owoce z pozostałych
sadów i zanieście je do spichlerza na mąkę. Później przeniesiemy je na
prawowite miejsce - wyjaśnił wódz. Ethan skinął głową i wdrapawszy się
na Wichurę, odleciał w stronę jednego z sadów. Czkawka doprowadził
przyjaciela wzrokiem i sam ruszył na arenę, by popatrzeć na pracę żony.
Blond włosy
wiking gładko wylądował na jałowej ziemi i z podziękowaniem pogłaskał
śmiertnika tuż za kolcami. Astrid mówiła, że smoczyca to uwielbia. Kiedy
wojownik poczuł grunt pod nogami, rozprostował się i przeszedł do
pracy. W zbieraniu jabłek pomagały dzieci i kobiety, a wśród nich była
Gabriela, która pracowicie skupiała się na zadaniu. Ethan próbował jakoś
zagadnąć dziewczynę, ale ta sprytnie wymigiwała się od jakiejkolwiek
dłuższej pogaduszki. Tym razem ruszył wolnym krokiem w stronę pięknej
kobiety, która zawróciła mu w głowie, obiecując sobie, że nie da się
spławić. Gabriela miała na sobie prostą sukienkę w kolorze ciemnego
brązu, który idealnie pasował do jej ciemnych oczu. Na ramionach miała
jeszcze sweter z owczej wełny, który dodawał jej nieco dziewczęcego
uroku. Ethan przystanął obok jabłoni, z której dziewczyna zbierała
soczyste owoce.
- Hej, jak sobie radzisz? - Zapytał miło,
obserwując koleżankę. Blondynka spojrzała na niego i uśmiechnęła się
delikatnie. Jej czerwone usta wyglądały pięknie, kiedy się uśmiechały,
co nie uszło uwadze Hoffersona.
- Dobrze. Mam już spore doświadczenie - odparła dźwięcznie i wrzuciła kilkanaście jabłek do dużego, wiklinowego kosza.
-
W to nie wątpię - rzekł cicho blondyn i oprawszy się o korę drzewa,
obserwował poczynania innych pracujących. Dwie dziewczynki i chłopiec
biegali wokół jabłoni, śmiejąc się głośno, najwyraźniej nie mając na
celu zbieranie jabłek. Odwrócił jednak wzrok, mając obok siebie lepszy
widok. Spojrzał na piękne dwa dobierane warkocze Gabrieli, podziwiając
udaną fryzurę, a następnie skupił się na podziwianiu nieprzeciętnej
urody kobiety. Zdziwił się, gdy zauważył mocno fioletowe miejsce na
prawym policzku. Niezwłocznie podszedł bliżej i przerwał pracę Gabrieli,
łapiąc ją za twarz.
- Co ci się stało? - Zapytał przestraszony. Blondynka zamrugała kilka razy i delikatnie wyrwała się z rąk Ethana.
-
Uderzyłam się klingą od miecza - wyznała cicho i zaczerwieniła się
mocno, ale szybko zganiła siebie za to. Nie chciała pokazywać, że ten
wojownik się jej podoba. Odwróciła się zatem twarzą do jabłoni i
ściągnęła dwa jabłka.
- Ty... ćwiczysz? - Zapytał zaskoczony. Gabriela posłała mu piorunujące spojrzenie.
- A co w tym takiego dziwnego? - Zdenerwowała się nieco. Ethan chrząknął nerwowo.
-
Nie tak to miało zabrzmieć - zaśmiał się nieco i położył dłoń na
ramieniu dziewczyny. - Po prostu nie mogę sobie wyobrazić ciebie,
drobnej dziewczyny, z mieczem w ręce - wyjaśnił i uśmiechnął się głupio,
za co dostał kuksańca w ucho.
- To że jestem kobietą, nie znaczy,
że nie mogę walczyć - odgryzła się i zaniosła jabłka do kosza.
Hofferson spiął się natychmiast. Nigdy nie miał nic przeciwko kobietom.
Zawsze szanował je i chętnie pomagał.
- Chodziło mi o to, że nie wyglądasz...
-
Jak wojowniczka? - Dokończyła za niego, na co mężczyzna nieśmiało
skinął głową. Nie wiedział, czy poruszył wrażliwą część. - Cóż, może nie
jestem tak wytrenowana jak Astrid, ale jakoś daje sobie radę. Czkawka
mówił, że w każdej chwili może pojawić się wróg - powiedziała poważnie i
usiadła pod drzewem, chwytając czerwone niczym wino jabłko. Ethan
poszedł w jej ślady i w ten sposób usiadł blisko niej, pozwalając, aby
ich ramiona stykały się. Niby nic wielkiego, ale blondyn poczuł nagłe
bicie serca, ale nie przeszkadzało mu to. Uwielbiał towarzystwo
Gabrieli, a w szczególności jej dotyk. Nawet taki drobny jak ten.
-
Tak, to prawda, ale Berk jest dobrze chronione. Mamy świetnych
wojowników, smoki oraz sojuszników - wyjaśnił Ethan, powracając do
narady sprzed dwóch tygodni. Podczas spotkania omówiono postępy w
szkoleniu smoków oraz wikingów. Astrid przedstawiła pierwszy plan
działania podczas niespodziewanego ataku wroga. Wszyscy mieszkańcy
doskonale wiedzieli, co robić w razie konieczności ewakuacji i odparcia
ataku. Teraz została tylko czujność oraz patrole.
- Skoro Drago
wraca musi być doskonale przygotowany i zapewne domyśla się o
zabezpieczeniach, więc jego wojsko musi być niezwykle wielkie - odparła
na to Gabriela, wzdychając ciężko. Ethan spojrzał na nią, a jedyne co
zauważył, to smutek. Niepewnie objął ją, lekko popychając, by położyła
głowę na jego ramieniu. Dziewczyna wzdrygnęła się nieco, ale nie
odsunęła się, czego Ethan się spodziewał. Przyjęła jego uścisk z ulgą i
zamknęła oczy, czując dziwne, dotąd nieznane, ciepło.
-
Powtórzcie rzuty w tarczę! -Nakazała Astrid, patrząc poważnie na
dziesiątki wikingów, którzy ustawili się w pięciu kolejkach, by oddać
rzut. W tym czasie blond włosa jeźdźczyni podeszła do swojego męża,
który od dziesięciu minut przypatrywał się poczynaniom wikingów.
- Jak idzie? - Zapytał miło, kiedy przyjął krótki pocałunek od żony.
- Lepiej niż się spodziewałam - oznajmiła z uśmiechem i odwróciła się, by przez chwilkę popatrzeć na trenujących.
- A jak zapasy?
Czkawka podał jej notes, który otworzyła na ostatnio zapełnionej kartce. Jej mina wskazywała, że jest bardzo zaskoczona.
- Tyle jabłek? Może sprzedamy trochę koszy? - Zaproponowała blondynka, oddając notes mężowi.
-
Też o tym myślałem. Berk zawsze wykorzystywało dwieście pięćdziesiąt
koszy, a poza tym, złota nigdy za wiele - powiedział i zapisał obok
wzmiankę o handlu. - A ty kiedy kończysz trening?
- Za chwilę, to już ostatnie ćwiczenie. Boli mnie już głowa od wysłuchiwania tych jęków - zaśmiała się lekko.
-
Może spędzimy razem dzisiejszy wieczór? - Zapytał cicho. Astrid westchnęła i włożyła dłoń pod ramię męża i oparła się delikatnie o
niego.
- Ale w domu. Nie mam ochoty nigdzie wychodzić.
Wódz
objął ją i musnął ustami jej głowę. Widział jak jego żona ciężko
pracuje. Przez ostatnie tygodnie wcześnie wstawała i nierzadko kładła
się spać później niż Czkawka. Jeździec starał się odciągać ukochaną od
tak wielkiego wysiłku, ale wojowniczka nie słuchała męża i koniec końców
kończyło się według jej planu.
Kiedy trening dobiegł
końca, blondynka podziękowała wikingom za udział i dała dzień wolny.
Wychodząc Czkawka splótł ich dłonie i poprowadził do domu.
- Idź się odśwież, ja zrobię szybką kolację - nakazał szatyn.
-
Tylko żeby było dobre - zachichotała wojowniczka i ruszyła schodami na
górę. Czkawka nieco martwił się, że Astrid za bardzo się przemęcza,
zwłaszcza, że ostatnio złapała ostre zapalenie gardła. Nawet to nie
powstrzymało ją od prowadzenia zajęć dla wikingów, a wieczorami latała z
Wichurą.
Czkawka postanowił ugotować kaszę z warzywami. Wyciągnął
z szafy pokrojone wcześniej pomidory, brokuły, kukurydzę oraz marchew.
Kaszę wsypał do gotującej się wody i w międzyczasie przygotował herbatę z
imbirem i cytryną. Kiedy kolacja była już gotowa, Czkawka ruszył na
górę, ale to, co zobaczył wprawiło go w zaskoczenie. Astrid leżała w
łóżku, lekko pochrapując. Nie była nawet przebrana w miękką piżamę.
Jeździec pokręcił głową ze zrezygnowaniem i wolnymi ruchami zdjął jej
spódniczkę i naramienniki. Następnie chwycił ją i podniósłszy, odkrył
kołdrę i ułożył żonę pod nią.
- Słodkich snów, my lady - wyszeptał i pocałował ukochaną w czoło. Astrid chuchnęła przez sen i przytuliła głowę do poduszki.
Następnego dnia obudził ją Czkawka, potrząsając ramieniem.
- Wstawaj, śpiochu - szeptał do jej ucha. Astrid odwróciła się do niego plecami, próbując ponownie zasnąć.
- Cicho...- Mruknęła, jednak nie było jej dane wylegiwanie się w łóżku.
-
Astrid, jest niemal południe - zaśmiał się Czkawka, co rozbudziło
zaspaną wojowniczkę. Poderwała się na łokcie, patrząc na pogodę zza
oknem.
- Czemu mnie nie obudziłeś - spytała z wyrzutem i jak najszybciej wyszła z ciepłego łóżka.
-
Jesteś przemęczona. Odpocznij. Poza tym dziś i tak nie masz zajęć -
mówił wódz, siadając na skraj łóżka. W tym czasie jego żona szukała
czystych ubrań w szafie.
- Ale umówiłam się z Lauren. Obiecałam,
że polecę z nią na pchli targ na Sol - odparła poirytowana, wyciągając
przy okazji ręcznik i czystą bieliznę.
- Eh, kobiety - westchnął wódz.
-
Słyszałam! - Odgryzła się jego żona, będąc zza drzwiami łazienki. Wódz
wzdrygnął się nieco i chcąc uniknąć wzroku Astrid, powiedział głośno " do
zobaczenia" sam ruszył na patrol.
Wariuję z tymi rozdziałami i zanim się obejrzę będzie już koniec xD Ale Wy chyba nie narzekacie, co? :3 Postaram się napisać następny do środy ^^
Rozdział oczywiście jest świetny jak zawsze 😘😘😘😘 śle wenę 😘
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! Wena się przyda 😊
UsuńSpokojny rozdzialik na weekend, to mi się podoba 😅💓 Tysiące kilogramów weny ślę i czekam na nexta 😘
OdpowiedzUsuń//Wika
Bardzo dziękuję! Zapas weny mile widziany ♡
UsuńCudoooooooooooooooooooooo❤❤❤❤❤ Jak Drago się pojawi, to przyłoże mu w gębę😘
OdpowiedzUsuńKażda pomoc mile widziana! Dzięki wielkie 🌻😍
UsuńRozdziałów nigdy za wiele ;)
OdpowiedzUsuńJa to wiem 😎😎
Usuń