sobota, 9 września 2017

Przygotowania do zimy


                Późna jesień panowała na Berk, powodując, że wikingowie z mizernym humorem wychodzili z domów do pracy. Plusem było to, że wstawali później niż w czasie trwania lata, ponieważ słońce jesienią wschodziło znacznie później. Nie zmieniło to jednak złego nastawienia mieszkańców wyspy do roboty, której zawsze przybywało ilekroć zbliżała się zima. Najwięcej pracy było na polu. Trzeba było zebrać plony, rozdzielić do odpowiednich koszy, a potem wsypać do worków i na koniec zanieść do spichlerzy, by później zużytkować żyto w różnych celach. Połów ryb zawsze był taki sam, nawet pomimo zimy, gdyż za pomocą smoków można było łatwo roztopić lód i zarzucić sieć rybacką. Jednak Czkawka zarządził znacznie większy połów ryb, by starczyło dla nienarodzonych smoków, których wylęgarnia mieściła się w górach.
- Szefie, a co z owcami? Tylko strzyżenia czy na żywność? - Zapytał Sven, trzymając na rękach maleńką owieczkę ze swojego stada. Czkawka zerknął na pokaźną grupę zwierząt i popatrzył w swoje zapiski.
- Potrzebujemy dużo wełny, więc połowę owiec do strzyżenia, a na żywność jedną czwartą. Powinno wystarczyć - odparł miło szatyn i uśmiechnął się do wikinga, który skinął tylko głową i ruszył do pracy. Zielone oczy przywódcy Berk z dumą obserwowały piękną, jesienną aurę, która panowała na ziemiach Berk już od dobrych kilku tygodni. Astrid wyczuła, że chłód przyjdzie wcześniej i wykupiła materiały od sąsiedniej wyspy Hywol, aby przekazać je Sygrin, miejscowej krawcowej, by uszyła dla niej kilka nowych ubrań. Czkawka skarżył się ostatnio, że większość jego koszul albo ma dziury, albo są za małe. Dziewczyna ośmieliła się nawet wspomnieć, że jeździec przez ostatni czas przytył, co Czkawka przyjął ze śmiechem, choć patrząc w lustrze zauważył kilka dodatkowych kilogramów. Nie przejął się tym, uznając, że dodatkowy tłuszcz uchroni go przed okrutną zimą.
- Czkawka! - Usłyszał głos Ethana, który pojawił się obok niego, siedząc niepewnie w siodle Wichury. Z braku czasu mężczyzna musiał pożyczyć smoka siostry, aby szybciej przemieszczać się z miejsca na miejsce. Blondyn był odpowiedzialny za zebranie ostatnich jesiennych owoców.
- Byliśmy już w sześciu sadach, zostało nam dwa, ale w spichlerzu już brakuje miejsca. Mamy przenieść ostatnie kosze do innego? - Zapytał, zeskakując niezgrabnie ze smoczycy, która fuknęła, jakby nie była pod wrażeniem tego wyczynu.
- Ile koszy zebraliście? - Spytał zdziwiony Czkawka. Zazwyczaj miejsca w spichlerzu starczyło na kilka ton jabłek.
- Ponad trzysta - odparł Ethan i na potwierdzenie słów pokazał wodzowi kartkę, na której wszystko było idealnie rozpisanie. Szatyn przez chwilę studiował zapiski, a następnie oddał notes.
- Znacznie więcej niż w zeszłym roku - zdziwił się. Teraz Czkawka patrzył na kilka drewnianych, okrągłych budowli, które od lat służyły jako spichlerze. W zeszłym roku nawet wzmocniono je bursztynem śmiercipieśnia, aby do środka nie przedostawała się deszczówka. - Zbierzcie owoce z pozostałych sadów i zanieście je do spichlerza na mąkę. Później przeniesiemy je na prawowite miejsce - wyjaśnił wódz. Ethan skinął głową i wdrapawszy się na Wichurę, odleciał w stronę jednego z sadów. Czkawka doprowadził przyjaciela wzrokiem i sam ruszył na arenę, by popatrzeć na pracę żony.

    Blond włosy wiking gładko wylądował na jałowej ziemi i z podziękowaniem pogłaskał śmiertnika tuż za kolcami. Astrid mówiła, że smoczyca to uwielbia. Kiedy wojownik poczuł grunt pod nogami, rozprostował się i przeszedł do pracy. W zbieraniu jabłek pomagały dzieci i kobiety, a wśród nich była Gabriela, która pracowicie skupiała się na zadaniu. Ethan próbował jakoś zagadnąć dziewczynę, ale ta sprytnie wymigiwała się od jakiejkolwiek dłuższej pogaduszki. Tym razem ruszył wolnym krokiem w stronę pięknej kobiety, która zawróciła mu w głowie, obiecując sobie, że nie da się spławić. Gabriela miała na sobie prostą sukienkę w kolorze ciemnego brązu, który idealnie pasował do jej ciemnych oczu. Na ramionach miała jeszcze sweter z owczej wełny, który dodawał jej nieco dziewczęcego uroku. Ethan przystanął obok jabłoni, z której dziewczyna zbierała soczyste owoce.
- Hej, jak sobie radzisz? - Zapytał miło, obserwując koleżankę. Blondynka spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie. Jej czerwone usta wyglądały pięknie, kiedy się uśmiechały, co nie uszło uwadze Hoffersona.
- Dobrze. Mam już spore doświadczenie - odparła dźwięcznie i wrzuciła kilkanaście jabłek do dużego, wiklinowego kosza.
- W to nie wątpię - rzekł cicho blondyn i oprawszy się o korę drzewa, obserwował poczynania innych pracujących. Dwie dziewczynki i chłopiec biegali wokół jabłoni, śmiejąc się głośno, najwyraźniej nie mając na celu zbieranie jabłek. Odwrócił jednak wzrok, mając obok siebie lepszy widok. Spojrzał na piękne dwa dobierane warkocze Gabrieli, podziwiając udaną fryzurę, a następnie skupił się na podziwianiu nieprzeciętnej urody kobiety. Zdziwił się, gdy zauważył mocno fioletowe miejsce na prawym policzku. Niezwłocznie podszedł bliżej i przerwał pracę Gabrieli, łapiąc ją za twarz.
- Co ci się stało? - Zapytał przestraszony. Blondynka zamrugała kilka razy i delikatnie wyrwała się z rąk Ethana.
- Uderzyłam się klingą od miecza - wyznała cicho i zaczerwieniła się mocno, ale szybko zganiła siebie za to. Nie chciała pokazywać, że ten wojownik się jej podoba. Odwróciła się zatem twarzą do jabłoni i ściągnęła dwa jabłka.
- Ty... ćwiczysz? - Zapytał zaskoczony. Gabriela posłała mu piorunujące spojrzenie.
- A co w tym takiego dziwnego? - Zdenerwowała się nieco. Ethan chrząknął nerwowo.
- Nie tak to miało zabrzmieć - zaśmiał się nieco i położył dłoń na ramieniu dziewczyny. - Po prostu nie mogę sobie wyobrazić ciebie, drobnej dziewczyny, z mieczem w ręce - wyjaśnił i uśmiechnął się głupio, za co dostał kuksańca w ucho.
- To że jestem kobietą, nie znaczy, że nie mogę walczyć - odgryzła się i zaniosła jabłka do kosza. Hofferson spiął się natychmiast. Nigdy nie miał nic przeciwko kobietom. Zawsze szanował je i chętnie pomagał.
- Chodziło mi o to, że nie wyglądasz...
- Jak wojowniczka? - Dokończyła za niego, na co mężczyzna nieśmiało skinął głową. Nie wiedział, czy poruszył wrażliwą część. - Cóż, może nie jestem tak wytrenowana jak Astrid, ale jakoś daje sobie radę. Czkawka mówił, że w każdej chwili może pojawić się wróg - powiedziała poważnie i usiadła pod drzewem, chwytając czerwone niczym wino jabłko. Ethan poszedł w jej ślady i w ten sposób usiadł blisko niej, pozwalając, aby ich ramiona stykały się. Niby nic wielkiego, ale blondyn poczuł nagłe bicie serca, ale nie przeszkadzało mu to. Uwielbiał towarzystwo Gabrieli, a w szczególności jej dotyk. Nawet taki drobny jak ten.
- Tak, to prawda, ale Berk jest dobrze chronione. Mamy świetnych wojowników, smoki oraz sojuszników - wyjaśnił Ethan, powracając do narady sprzed dwóch tygodni. Podczas spotkania omówiono postępy w szkoleniu smoków oraz wikingów. Astrid przedstawiła pierwszy plan działania podczas niespodziewanego ataku wroga. Wszyscy mieszkańcy doskonale wiedzieli, co robić w razie konieczności ewakuacji i odparcia ataku. Teraz została tylko czujność oraz patrole.
- Skoro Drago wraca musi być doskonale przygotowany i zapewne domyśla się o zabezpieczeniach, więc jego wojsko musi być niezwykle wielkie - odparła na to Gabriela, wzdychając ciężko. Ethan spojrzał na nią, a jedyne co zauważył, to smutek. Niepewnie objął ją, lekko popychając, by położyła głowę na jego ramieniu. Dziewczyna wzdrygnęła się nieco, ale nie odsunęła się, czego Ethan się spodziewał. Przyjęła jego uścisk z ulgą i zamknęła oczy, czując dziwne, dotąd nieznane, ciepło.


- Powtórzcie rzuty w tarczę! -Nakazała Astrid, patrząc poważnie na dziesiątki wikingów, którzy ustawili się w pięciu kolejkach, by oddać rzut. W tym czasie blond włosa jeźdźczyni podeszła do swojego męża, który od dziesięciu minut przypatrywał się poczynaniom wikingów.
- Jak idzie? - Zapytał miło, kiedy przyjął krótki pocałunek od żony.
- Lepiej niż się spodziewałam - oznajmiła z uśmiechem i odwróciła się, by przez chwilkę popatrzeć na trenujących.
- A jak zapasy?
Czkawka podał jej notes, który otworzyła na ostatnio zapełnionej kartce. Jej mina wskazywała, że jest bardzo zaskoczona.
- Tyle jabłek? Może sprzedamy trochę koszy? - Zaproponowała blondynka, oddając notes mężowi.
- Też o tym myślałem. Berk zawsze wykorzystywało dwieście pięćdziesiąt koszy, a poza tym, złota nigdy za wiele - powiedział i zapisał obok wzmiankę o handlu. - A ty kiedy kończysz trening?
- Za chwilę, to już ostatnie ćwiczenie. Boli mnie już głowa od wysłuchiwania tych jęków - zaśmiała się lekko.
- Może spędzimy razem dzisiejszy wieczór? - Zapytał cicho. Astrid westchnęła i włożyła dłoń pod ramię męża i oparła się delikatnie o niego.
- Ale w domu. Nie mam ochoty nigdzie wychodzić.
Wódz objął ją i musnął ustami jej głowę. Widział jak jego żona ciężko pracuje. Przez ostatnie tygodnie wcześnie wstawała i nierzadko kładła się spać później niż Czkawka. Jeździec starał się odciągać ukochaną od tak wielkiego wysiłku, ale wojowniczka nie słuchała męża i koniec końców kończyło się według jej planu.

         Kiedy trening dobiegł końca, blondynka podziękowała wikingom za udział i dała dzień wolny. Wychodząc Czkawka splótł ich dłonie i poprowadził do domu.
- Idź się odśwież, ja zrobię szybką kolację - nakazał szatyn.
- Tylko żeby było dobre - zachichotała wojowniczka i ruszyła schodami na górę. Czkawka nieco martwił się, że Astrid za bardzo się przemęcza, zwłaszcza, że ostatnio złapała ostre zapalenie gardła. Nawet to nie powstrzymało ją od prowadzenia zajęć dla wikingów, a wieczorami latała z Wichurą.
Czkawka postanowił ugotować kaszę z warzywami. Wyciągnął z szafy pokrojone wcześniej pomidory, brokuły, kukurydzę oraz marchew. Kaszę wsypał do gotującej się wody i w międzyczasie przygotował herbatę z imbirem i cytryną. Kiedy kolacja była już gotowa, Czkawka ruszył na górę, ale to, co zobaczył wprawiło go w zaskoczenie. Astrid leżała w łóżku, lekko pochrapując. Nie była nawet przebrana w miękką piżamę. Jeździec pokręcił głową ze zrezygnowaniem i wolnymi ruchami zdjął jej spódniczkę i naramienniki. Następnie chwycił ją i podniósłszy, odkrył kołdrę i ułożył żonę pod nią.
- Słodkich snów, my lady - wyszeptał i pocałował ukochaną w czoło. Astrid chuchnęła przez sen i przytuliła głowę do poduszki.

            Następnego dnia obudził ją Czkawka, potrząsając ramieniem.
- Wstawaj, śpiochu - szeptał do jej ucha. Astrid odwróciła się do niego plecami, próbując ponownie zasnąć.
- Cicho...- Mruknęła, jednak nie było jej dane wylegiwanie się w łóżku.
- Astrid, jest niemal południe - zaśmiał się Czkawka, co rozbudziło zaspaną wojowniczkę. Poderwała się na łokcie, patrząc na pogodę zza oknem.
- Czemu mnie nie obudziłeś - spytała z wyrzutem i jak najszybciej wyszła z ciepłego łóżka.
- Jesteś przemęczona. Odpocznij. Poza tym dziś i tak nie masz zajęć - mówił wódz, siadając na skraj łóżka. W tym czasie jego żona szukała czystych ubrań w szafie.
- Ale umówiłam się z Lauren. Obiecałam, że polecę z nią na pchli targ na Sol - odparła poirytowana, wyciągając przy okazji ręcznik i czystą bieliznę.
- Eh, kobiety - westchnął wódz.
- Słyszałam! - Odgryzła się jego żona, będąc zza drzwiami łazienki. Wódz wzdrygnął się nieco i chcąc uniknąć wzroku Astrid, powiedział głośno " do zobaczenia" sam ruszył na patrol.









 Wariuję z tymi rozdziałami i zanim się obejrzę będzie już koniec xD Ale Wy chyba nie narzekacie, co? :3 Postaram się napisać następny do środy ^^

8 komentarzy:

  1. Rozdział oczywiście jest świetny jak zawsze 😘😘😘😘 śle wenę 😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Spokojny rozdzialik na weekend, to mi się podoba 😅💓 Tysiące kilogramów weny ślę i czekam na nexta 😘
    //Wika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Zapas weny mile widziany ♡

      Usuń
  3. Cudoooooooooooooooooooooo❤❤❤❤❤ Jak Drago się pojawi, to przyłoże mu w gębę😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda pomoc mile widziana! Dzięki wielkie 🌻😍

      Usuń
  4. Rozdziałów nigdy za wiele ;)

    OdpowiedzUsuń