sobota, 27 sierpnia 2016

Wyprawa

                 Następnego dnia przed południem, jeźdźcy zebrali się blisko Portu, skąd mieli wylecieć. 
Pogoda była pochmurna, więc wikingowie zaopatrzyli się w dodatkowe futra. Oprócz ciepłego odzienia, zabrali zapas jedzenia i wody, którą i tak będą musieli uzupełniać na bieżąco.
Sączysmark półprzytomny ziewał co chwilę, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Już od miesięcy nie byli na żadnej misji jako jeźdźcy, więc każdy czuł coś w rodzaju satysfakcji. 
Wikingowie ze swoimi skrzydlatymi przyjaciółmi czekali na Czkawkę i Astrid, którzy jako ostatni dołączyli do grupki.
- Tylko proszę was, bądźcie uważani - powtarzał co chwilę wódz, kierując szczególną uwagę w stronę bliźniaków. 
- Czemu na nas patrzysz? - Zapytał zmieszany Mieczyk, drapiąc się w skroń
- Może dostał oczopląsu - odparła znudzona Szpadka, siedząc już na szyi Jota. 
Nikt nie zwrócił na wymianę zdań rodzeństwa, skupiając się na przygotowaniu smoków. 
Nate obładował Pioruna dwoma futrami z jaka, Hakokiel dźwigał zaś zapas kilku litrów wody. 
- No, to chyba na tyle - zaczęła Astrid, kiedy skończyła poprawiać siodło Wichury. 
                             Dziewczyna miała na sobie błękitną bluzkę, która wykonana była na wzór smoczych łusek. Do ulubionej spódniczki przyczepiła pas z niedługim sztyletem i fiolka miksu herbat, które pomagały na różne bóle.
Tradycyjnie włożyła długie, owcze kozaki, naramienniki, tylko białe futro z lisa sprawiało, że wyglądała jakoś inaczej. Wyróżniała się ubiorem wśród jeźdźców, aby pokazać, że to ona nimi dowodzi.
- Napisz, kiedy dotrzecie do pierwszej wyspy - poprosił Czkawka, stojąc blisko żony. Czuł się okropnie z myślą, że Astrid wylatuje na kilka dni. Nie mieli nawet normalnego miesiąca miodowego, czy czasu na spędzenie dni ze sobą po ślubie. Obowiązki przytłoczyły Czkawkę jak ogromne głazy już od początku miesiąca. 
- Spokojnie, napiszę - zaśmiała się blondynka, patrząc na przyjaciół i upewniając się, że każdy jest gotowy. Tylko Nate rozmawiał z Lauren, więc blondynka postanowiła, że da im jeszcze czas.
- Nie martw się - rzekła dziewczyna, podchodząc do męża i przytulając go mocno. - Wrócimy przed upływem tygodnia.
Szatyn westchnął, wybijając w nią niespokojne spojrzenie. To normalne, że się obawiał. W końcu wysyłał na niebezpieczne tereny swoich przyjaciół i żonę. 
- Uważaj na siebie - szepnął z troską, głaszcząc jej policzek. Chciał zapamiętać jej dotyk. 
- Oczywiście, że będę - dotknęła palcem wskazującym jego nosa, a potem wspięła się na palce, całując czule jeźdźca.
Czkawka objął ją mocno, choć czuł, że i tak za chwilę musi ją puścić.
Kiedy oderwali się od siebie, Astrid wyskoczyła zgrabnym ruchem na Wichurę, posyłając pokrzepiający uśmiech ukochanemu.
- Do zobaczenia - krzyknęła, kiedy smoczyca już wbiła się w mroźne powietrze. 
Czkawka obserwował jeszcze długą chwilę sylwetki smoków, próbując uspokoić zszargane nerwy. Przecież wrócą - mówił do siebie.
- Czas wracać do pracy - westchnęła Lauren, klepiąc przyjaciela w ramię. 
Chłopak skinął głową, niechętnie zgadzając się z lekarka i zszedł z pomostu, udając się do Akademii.

                        Lecieli już drugą godzinę. Wokół nich roztaczał się ocean błyszczący w świetle słońca. Granatowy odcień wody sprawiał ciarki i budził niemal strach. Nikt nie chciał skoczyć w zimnym oceanie, nie wiedząc, co pływa pod nimi. 
Astrid co jakiś czas sprawdzała kurs, mając nadzieję, że nie zboczyli z trasy. 
Pierwszym przystankiem miała być wyspa Grot, na której znaleźli niegdyś jajo smiercopiesni. 
Pół godziny później przez mgłę zaczął przebijać się kawałek lądu, na co jeźdźcy odetchnęli. Przez niecałe trzy godziny nabawili się bólem szyi i pleców, a marudzenie bliźniaków działało wszystkim na nerwy.
Wylądowali więc w bezpiecznej odległości od osady, choć wiedzieli, że ludzie są przychylnie nastawieni do Wandali. W końcu to ich dobry sojusznik.
Bystre oczy Astrid rozglądały się, szukając czegoś podejrzanego. Jednak niczego nie dostrzegła, oprócz tego, że nie zauważyła ani jednego smoka. 
- Idziemy do wioski - zarządziła złotowłosa, przypinając do pleców ulubiony topór. Reszta jeźdźców również się uzbroiła. - Niech smoki krążą wokół wyspy - dodała i kiwając do przyjaciół, ruszyła jako pierwsza. 
                          Gęsty las utrudniał szybkie przedostanie się do centrum, ale wikingowie szli w zaparte i za pomocą toporów łamali krzaki, aby dojść do celu. 
Na początku szła Astrid, za nią Sączysmark w parze ze Śledzikiem, następnie bliźniaki, a na końcu czujny Nate, który uważnie rozglądał się po bokach.
                     Kiedy znaleźli ścieżkę, spotkali mieszkańców Grot, którzy zbierali w lesie jagody. Jeden z nich, mężczyzna o długich czarnych włosach związany w idealny kucyk, zaprowadził jeźdźców do swego wodza, którym był Gerard Krzywozęby. Idąc głównym placem, jeźdźcy czuli się niekomfortowo. Wszystkie pary oczu wpatrywały się w nich z nieukrywaną ciekawością. 
- Wejść ! - Usłyszeli potężny głos, kiedy czarnowłosy mężczyzna zapukał do drzwi domu przywódcy.
Astrid oniemiała, kiedy zobaczyła potężnego mężczyznę o karmelowych włosach i niebieskich oczach. Z respektem przyznała, że nie widziała jeszcze człowieka takiego rozmiaru.
- Wodzu, to jeźdźcy z Berk. Chcą z tobą pomówić - przedstawił sytuację miękkim głosem mieszkaniec.
Gerard przyglądał im się dłuższą chwilę, jakby sprawdzał ich autentyczność. 
- Dobrze. Dziękuję, Henryku - odparł przywódca, a jego podwładny skinął głową z szacunkiem i wyszedł, by dokończyć pracę.
- Dawno nikogo z was nie gościłem - przyznał blondyn, siadając na miękki fotel obok okna. Gestem dłoni nakazał, aby sojusznicy uczynili to samo. -Sprowadza nas dość nietypowa sprawa - zaczęła Astrid, próbując uspokoić drżący głos. Nie chodziło o to, że się bała, ale stojąc twarzą w twarz z wielkim wodzem czuła się dość dziwnie. 
                          Dziewczyna wytłumaczyła pokrótce powód wizyty, a Gerard kiwał tylko głową, rozumiejąc.
Mężczyzna roześmiał się głośno, kiedy Astrid wspomniała, że nie widziała żadnego smoka na Grot.
- Są po drugiej stronie - wytłumaczył przywódca, lekko kołysząc się na fotelu.
Nate i Astrid wymienili spojrzenia. - Tam, gdzie wylądowaliście aż roi się od węgorzy, więc smoki przeniosły się na drugą stronę wyspy - wytłumaczył, dostrzegając, że przedstawiciele Berk nie rozumieją.
- To by wszystko wyjaśniło - powiedział tym razem Śledzik, stojący na tyłach domu.
- Nie zabijamy smoków, jeśli o to wam chodzi - zaczął Gerard, pochylając się do pięknej przywódczyni grupy. - Tresujemy je, tak jak Berk, latamy na nich, a nawet mamy coś w rodzaju gwardii. - Pochwalił się, choć jego twarz była kamienna a głos twardy i zimny. 
- Czkawka niepokoi się o smoki, nie chciałby, aby wikingowie pamiętali o nich, patrząc na rysunki - wyjaśniła pospiesznie Astrid, poprawiając z nerwów złoty warkocz.
- Rozumiem - uciął krótko, a potem wstał. Poszwendał się chwilę po domu, a kiedy znalazł swe futro, rzekł :
- Mam nadzieję, że macie chwilę. Z przyjemnością pokażę wam postępy, które moi ludzie dokonują ze smokami.
                       Niecały kwadrans później, jeźdźcy stali obok stajni, skąd otrzymali konie. Niepewni wsiedli na twarde siodła i pokierowali zwierzęciem, udając się za Gerardem.
Astrid szła niemal na równi z wodzem Grot. Wiedziała, że nietaktem było by, gdyby szła z nim ramię w ramię, toteż trzymała się nieco dalej od konia przyjaciela Czkawki.
- Co się dzieje na Berk? - Zapytał z uprzejmości Gerard. Przyhamował konia, aby spojrzeć na blondynkę. Jego jasny wzrok przeszył ją, a dziewczyna pomyślała, że nawet tak jasnych oczu nigdy nie widziała.
- Nic szczególnego. Rozbudowujemy ją nieco - wytłumaczyła jeźdźczyni, oglądając się na boki i podziwiając przyrodę. 
Lasy na Grot były niezwykle bujne, trawa soczysta i wyraźna, nawet powietrze było nieco inne. 
Gerard zatrzymał konia, kiedy przed nimi pojawił się most, a za nim wielkie chaty i coś na wzór areny. 
- Tutaj właśnie trenujemy smoki - wyjaśnił, dumnie prostując się w siodle. Obrócił się do przyjaciół, obserwując ich reakcję, która spodobała mu się. Wandale z podziwem przyglądali się jak różnokolorowe smoki krążyły nad areną, czy nad ogromnymi skałami. Na wielu z nich siedział jeździec, jakiś kawałek dalej grupa dzieci czyściła gady, a jeszcze inni po prostu latali.
- Piękny widok - zachwyciła się Astrid, czując jak ściska się jej serce. Miała ogromną ochotę podejść tam i zacząć trenować, ale niestety gonił ich czas.
- Nieprawdaż ? - Rzekł z dumą w głosie. - Chodźmy, pokaże wam, co przez ostatnie lata udało się nam osiągnąć.

                        Przez godzinę Gerard oprowadzał jeźdźców przez ogromną Arenę. Polana była przestrzenna; trawa była równa, zdeptana przez ciężkie smoki, góry nie były wysokie, ale za to bardzo pomysłowo wykorzystane. Na samym szczycie ustawiono wyrzutnie, z których wystrzeliwywano różne rzeczy, na przykład piłki różnej wielkości, a smoki z mniejszym czy większym trudem łapały je.
Wódz Grot wytłumaczył, że przez ten trening skrzydlaci przyjaciele ćwiczą koncentrację i refleks.
- Przyznam szczerze, że szybko dościgacie Berk - zaśmiała się Astrid, próbując ułożyć grzywkę, która ze złością wlatywała jej do oczu.
- Nie traktuj tego jako rywalizację - odparł na to Gerard.
- Nie chodzi o to - powiedziała miękko. Przywódca i wojowniczka zatrzymali się, pozwalając, aby oczarowani Areną jeźdźcy zwiedzali ją bez nich. - Czkawka zawsze chciał, żeby Archipelag pokochał smoki tak jak Berk. Widząc twoją wyspę, muszę przyznać, że jego marzenie powoli się spełnia - wyjaśniła, patrząc najpierw w oczy sojusznika, a potem na wszystkie smoki, które z radością i chęcią bawiły się z ludźmi.
Gerard milczał przez chwilę, kierując spojrzenie na znajomą twarz nastolatki, która zajmowała się kolorowym Śmiertnikiem.
- Cóż, Czkawka wie, jak przekonać ludzi. Jest niesamowitym przywódcą - przyznał rację dziewczynie. - A poza tym, smoki... one są częścią nas. - Dodał, a potem chrząknął głośno.
- Astrid, pozwól, że przedstawię cię komuś.
                           Wódz zaprowadził jeźdźczynię do jakiejś dziewczyny o rudych włosach, które sięgały jej niemal do pasa. Astrid była pod wrażeniem. Jeszcze nigdy nie widziała tak pięknych, lekko kręconych włosów o tak głębokim kolorze. 
- To jest moja córka, Alia - mężczyzna stanął za nastolatką i położył ciężkie dłonie na jej ramionach.
- Bardzo miło mi cię poznać - uśmiechnęła się jeźdźczyni, przy okazji przyglądając się dziewczynie. Była naprawdę ładna, a zielone oczy i piegi w kolorze włosów dodawały jej uroku. - Mam na imię Astrid.
- Ta Astrid ? Znaczy Hofferson? - Rudowłosa uścisnęła rękę jeźdźczyni z ekscytacja w głosie.
- Teraz już Haddock, ale tak, to ja - zaśmiała się pięknie blondynka.
- Cieszę się, że odwiedziłaś Grot - oznajmiła córka Gerarda. - Mogłabyś pokazać jakieś triki? Oczywiście jeśli nie miałabyś nic przeciwko.
Żona wodza Berk poczuła, że się czerwieni. Ona była dla kogoś wzorem? Na dodatek dość sławna ?
- Myślę, że na kilka godzin możemy zostać - oznajmiła po chwili namysłu złotowłosa.

                     Astrid zwołała więc swoich jeźdźców, którzy od razu przyprowadzili smoki, zaś Alia przyprowadziła swoich znajomych, którzy również chcieli nauczyć się czegoś nowego.
Lekcje trwały ponad trzy godziny, ale żadna z obecnych osób nie wydawała się znudzona. Oczy obecnych nastolatków z zachwytem obserwowały jak sławni jeźdźcy z Berk pokazywali ciekawe sztuczki ze smokami.
Na spotkaniu obecny był również Gerard, który niemal pękał z dumy, widząc jak młodzi uczniowie pilnie słuchali starszych.
Zanim zrobiło się szaro, wódz zaproponował kolację w dużej sali, gdzie wikingowie prowadzili zabawy, planowali, brali śluby - krótko mówiąc, to miejsce było odzwierciedleniem Twierdzy w Berk.
Podczas posiłku przywódca opowiadał, jak dziwnie było przyzwyczaić się do obecnej sytuacji. Wspomniał również swój pierwszy lot, który skończył się tym, że Gerard wylądował w odchodach owiec.
Przedstawiciele Berk również dzielili się zabawnymi sytuacjami, przez co Astrid zdawało się, że przywódca Grot ma do nich większe zaufanie.

                   Oczywiście mile spotkanie nie obyło się bez słodkiego miodu, więc przyjaciele postanowili przenocować, ale z samego rana niestety musieli ruszać. Tak więc zasnęli szybko w pustym domku, czekając aż nastanie świt.



Rozdział miał być w poniedziałek, ale jak jest wcześniej napisany, to po co marnować ? :P
Nie wiem, kiedy będzie następny, ale możliwe, że w piątek :)

czwartek, 25 sierpnia 2016

Planowanie

                      Czkawka i Szczerbatek wrócili do domu krótko przed nocą.
Fryzura jeźdźca totalnie została zniszczona przez silny wiatr, ale chłopak nie trudził się, aby ją poprawiać. Lekko zmarznięty otworzył ciężkie drzwi i prześlizgnął się przez próg, a za nim Szczerbatek, również zmęczony długim i szalonym lotem. Nocna furia ledwo doczłapała do swojego miejsca przy wygasłym kominku, a potem zasnęła beztrosko, wcześniej zapalając drewno.
Zaś wódz wszedł do kuchni, łapiąc kubek i napełniając go świeżą herbatą, którą zapewne zrobiła Astrid.
W głowie Czkawki wciąż drążyły myśli o biednych smokach, które niestety muszą walczyć o swoje życie, uciekając gdzieś dalej lub chowając się przed jakimkolwiek człowiekiem.
Nagle poczuł się gorzej. Od bardzo dawna nie wiedział, co ma robić, a nawet od czego zacząć? Rozpocząć rozmowy z przywódcami Południowych Wysp? Rozeznać się w migracji uciekających stamtąd smoków?
Z ponurym humorem ruszył do swej sypialni, a przechodząc obok Szczerbatka pogłaskał go czule, ciesząc się, że przyjaciel nadal z nim jest.
                    Schody zaskrzypiały cichutko pod napływem ciężaru wodza, który chwilę później znalazł się już w swym pokoju spojonym w ciemności.
- Czkawka? - Usłyszał od razu zmęczony głos Astrid.
- To ja - zaśmiał się lekko, a jego żona szybko zapaliła kilka świec.
Światło rozświetliło jakieś trzydzieści centymetrów sypialni, ale dziewczynie nie chciało się już zapalać następnych świec.
- Gdzie byłeś tak długo ? - Zapytała, odkrywając się i podchodząc do Czkawki, którego objęła mocno, jakby się z nim zegnala. - Martwiłam się...
Chłopak pocałował ją w czoło, oddając uścisk, a potem westchnął, opowiadając o locie.
- W sumie dobrze zrobiłeś. Szczerbatek ostatnio był dość smutny - mruknęła, nadal nie puszczając szatyna, co tylko mu się spodobało.
- Chyba oboje mieliśmy zły humor - odparł i musnął ustami policzek Astrid, a potem   zniknął za drzwiami łazienki.
Wrócił kilka minut później, ubrany w zwykłą bluzkę i luźne spodnie.
- Coś nie tak? - Dopytała dziewczyna, siadając na skraju łóżka. Przełożyła zgrabnym ruchem dłoni rozpuszczone włosy na lewą stronę, a potem wróciła spojrzeniem na Czkawkę, który ściągał protezę.
 - Tak jakby - powiedział. Chłopak nie miał zamiaru oszukiwać Astrid. Głównym powodem było to, że dziewczyna również nie pozwoliłaby, aby jakikolwiek bezbronny smok został skrzywdzony. Ponad to, blondynka jednym spojrzeniem potrafiła rozpoznać, czy wódz kłamie.
Zachęcony tym, że jego żona wpatrywała się w niego, zaczął opowiadać, że martwi się losem smoków, które dziko żyły na Południu.
Usiadł w końcu ciężko obok swej jeźdźczyni, opierając łokcie o kolana.
- Słyszałam od Lauren, że coś się dzieje na Południu, ale mówiła o wojnach domowych... - Zastanowiła się chwilę. Jej jasne oczy utkwione były w brązową podłogę, która tym razem wyglądała jak wielka, czarna dziura.
- Nie uważasz, że to dziwne? - Zapytał poważnie wódz  i odwrócił się do żony.
- Oczywiście - prychnęła.
Chłopak skinął głową, a potem z westchnieniem uderzył delikatnie plecami o miękkie łóżko.
- Nie wiem, od czego zacząć - rzekł cicho, jakby bał się, że Astrid usłyszy drżenie jego głosu. Co miał powiedzieć? Że bał się, że nie zdąży? Albo że dziewczyna parsknie śmiechem, bo on nie mógł niczego wymyślić? Z jednej strony był przekonany, że wojowniczka w żaden sposób go nie wyśmieje, ale jednak w głowie był malutki głosik, który tę kwestię podważał.
- Na pewno polecimy to sprawdzić - wzruszyła ramionami blondynka, ale Czkawka nie zdołał zauważyć tego gestu. - Jutro zwołamy jeźdźców i opracujemy plan - uśmiechnęła się.
Szatyn prychnął cicho, myśląc, w jaki sposób Astrid znajduje wyjście niemal z każdej sytuacji. A już na pewno, kiedy wódz prosił ją o poradę. Zawsze wiedziała, co powiedzieć.
- Brzmi prosto - skomentował szatyn, ale bez złości.
- Na razie to musi nam wystarczyć - wytłumaczyła, wstając i okrążywszy łóżko, położyła się na swoim miejscu. Po chwili Czkawka uczynił to samo i tuląc Astrid do swej piersi, pocałował w głowę, czując delikatny zapach jej ziołowego szamponu.
- Nie mam pojęcia, co bym zrobił bez twojego wsparcia - wypalił, zamykając oczy, kiedy poczuł jak mocny sen łapie go w ramiona.
Dziewczyna zachichotała cicho, nie odpowiadając. Wtuliła się tylko w ciepły tors męża, nie czekając długo, zapadła w sen.

                        Następnego dnia Astrid i Czkawka wyszli o tej samej porze, kierując się do domów pozostałych jeźdźców. Podczas gdy wódz próbował budzić Szpadkę i Mieczyka, jego żona zdążyła zebrać Śledzika i Sączysmarka.
                      Kwadrans później, wszyscy byli już w Twierdzy. Nate również dołączył, ciesząc się jak dziecko, kiedy Astrid powiedziała o nowym zadaniu. Niestety jeszcze nie wiedział, że problem jest poważny.
Siódemka wikingów usiadła przy większym stole, który stał pod jednym z filarów.
- Jeśli wywaliłeś nas z łóżka tylko po to, by pochwalić się swoją mapą, to wrzucę cię do stajni smoków - zagroziła Szpadka, kiedy wódz wyciągnął swą niezawodną mapę na stół. Bliźniaczka opierała swą brodę na rękach, kierując znudzone spojrzenie na Czkawkę. Mieczyk stał obok siostry, najwyraźniej próbując cokolwiek zrozumieć.
- Jestem tego świadomy - burknął na to wódz, nie skupiając się na przyjaciółce. Jego szmaragdowy wzrok przeszukiwał ogromną mapę, szukając odpowiedniej wyspy.
- Będziemy tak tu stać, czy może coś powiesz? - Zapytał zirytowany Sączysmark, zakładając silne ramiona na klatkę piersiową. W tej pozycji, w dodatku z hełmem na głowie i czarnym futrem z niedźwiedzia przypomniał swojego ojca. Nie jeden raz był porównywany do Sączyślina.
- Posłuchajcie - zaczął Czkawka popędzany przez Jorgersona. Reszta jeźdźców cierpliwie czekała, aż przywódca w końcu wytłumaczy powód spotkania. - Na Południowych Wyspach smoki coraz bardziej stanowią problem dla mieszkańców. Z dnia na dzień stają się zwierzyną do polowań i jeśli my czegoś nie zdziałamy, na Południu możemy już nie spotkać żadnego smoka - dokończył z kwaśną miną. Każda para oczu wpatrywała się z szokiem w wodza, który czekał na jakikolwiek odzew.
- Ale pakt z Berk zabrania zabijania - wtrącił się pierwszy Śledzik.
- Teoretycznie - odparł na to Nate, oparty o fragment dębowego stołu. - Wiele przywódców nie bierze tego podpunktu poważnie. Pewnie myślą, że Czkawka się o niczym nie dowie.
- Właśnie - poparł przyjaciela przywódca Berk. - Chciałbym osobiście to sprawdzić, ale jako wódz nie mogę ot tak zostawić wyspy - mruknął, przypominając sobie, że obowiązki trzymają go w stalowym uścisku.
- Dlatego my polecimy - przejęła mowę Astrid, kładąc rękę na ramieniu męża. - Wyrobiliśmy sobie szacunek wśród ludzi, prawda ? Myślę, że zdołamy jakoś zaradzić i ochronić smoki - dodała z uśmiechem, patrząc kolejno na przyjaciół, którzy uważnie słuchali planu.
- Wiesz, łatwo się mówi - rzucił Śledzik, podnosząc rękę, jakby prosił o pozwolenie do przemowy. - Zazwyczaj to Czkawki i Szczerbatka się bał się Archipelag.
- Rujnujesz mój autorytet - oburzył się Smark, stając obok blondyna z groźną miną.
- Nie przesadzajmy - wtrącił się w dyskusję dotychczas milczący Mieczyk. - To że Szczerbatek to jedyna nocna furia, która w dodatku jest w stanie zniszczyć małą wioskę samodzielnie, plus to najszybszy i najniebezpieczniejszy smok, nie znaczy, że każdy ma się go bać ! - Wybuchł, mówiąc głośno i uderzając pięścią w stół.
Wikingowie siedzący nieopodal zerknęli na chłopaka, a potem wrócili do swoich spraw, przypominając sobie, że to normalność.
- Weź się ogarnij - traciła go łokciem Szpadka, a potem znów oparła się o stół.
- Wracając, - chrząknął Czkawka - zrobimy tak...

                            Przez następną godzinę Czkawka i Astrid tłumaczyli plan. Co jakiś czas Nate czy Śledzik podsuwali pomysły, które wódz wplatał w ideę.
- Valka też leci? - Zapytał Nate, kiedy obrady zakończyły się.
- Nie, mama ma robotę w Sanktuarium i w Akademii. Ktoś musi was zastąpić - wyjaśnił wódz, delikatnie się uśmiechając.
- Rozumiem. To ja lecę się przygotować, w końcu trochę nas nie będzie - wojownik roześmiał się i wyszedł z Twierdzy, udając się do domu.
                      Czkawka westchnął, znów kierując wzrok na zapiski i mapę. Czy dobrze robił, że wysyłał przyjaciół na niezbyt znane wyspy? Wiedział, że sobie poradzą. Są wikingami, na Thora! W dodatku smoki na pewno stanął w ich obronie, jeśli będzie trzeba, więc czego tu się obawiać?
- O czym myślisz? - Zapytała Astrid, stając obok Czkawki i mierzwiąc mu włosy. Chłopak zamknął oczy pod wpływem tego ruchu, ale niestety nie mógł sobie pozwalać na długie chwile prywatności z Astrid.
- O tym problemie. Czuje złość na samą myśl, że ktoś może zabijać smoki, bo im przeszkadzają - wyżalił się wódz, wykrzywiając usta w grymasie. Teraz cały się trząsł z nerwów, które ogarnęły go z niesamowitą łatwością. Jego twarz wymalowana przez czystą złość sprawiała, że Czkawka wyglądał teraz na niebezpiecznego i bezdusznego przywódcę Wandali.
Zmartwiona wojowniczka chwyciła jego twarz w dłonie, patrząc głęboko w oczy męża.
- Chyba zapomniałeś, że jesteśmy zbyt uparci, by się poddać - mówiła twardo i pewnie. - Będziemy działać aż do skutku.
                       Wódz westchnął, unikając przeszywającego go wzroku jeźdźczyni.
Tym razem czuł, że będzie inaczej. Nawet jeśli w doświadczeniu mieli pokonanie Drago, wcześniej Viggo, czy innych wrogów. Czkawka chyba zaczął rozumieć, że dorosłe życie usiane jest decyzjami na każdym kroku, a nawet najmniejsze potknięcie może odbić się piętnem na całe życie.
- W końcu jesteśmy Wikingami - mruknął, udając uśmiech, choć słowa żony niezbyt go pocieszyły. Mimo to, był jej niezmiernie wdzięczny, że zawsze przy nim jest. Czasem mu się zdawało, że naprawę śni...
- Otóż to, skarbie - zaśmiała się blondynka, całując piegowaty policzek męża i spleciwszy dłonie w uścisku, wyszli z Twierdzy.

                       Resztę dnia Czkawka spędził na wypisywaniu kolejnych zamówień. Minus posiadania szerokiej sieci handlowej - mówił zirytowany, kiedy kolejny raz musiał zajmować się stertą głupich papierzysk. Nawet kiedy Astrid mu pomagała, praca szła mozolnie. Tym razem blondynka poszła pomóc Lauren zebrać ostatnie leśne owoce i zioła, które następnie lekarka suszyła.
                    Kiedy wódz zajął się odpisywaniem listu od Ruttów, ktoś zapukał do drzwi, a za pozwoleniem szatyna, wszedł do środka.
- Cześć, mamo - przywitał się jeździec, wyraźnie ucieszony na widok rodzicielki.
- Dzień dobry - odparła Valka z jak zawsze miłym uśmiechem. Usiadła obok syna, zaraz po tym jak poczęstowała się słodką herbatą z miodem kwiatowym.
- Dużo pracy, co? - Zapytała, przypatrując się jak wódz skupia wzrok na papierze.
- Jeszcze chwila i skończę - odparł i posłał kobiecie delikatny uśmiech, aby ukryć zmęczenie.
Oczy mu  się plątały od czytania drobnych literek, ale nie chciał przerywać, kiedy zostało mu już niewiele.
- Przyznam szczerze, że za czasów Stoicka Berk miało niewiele traktatów handlowych. Zwykle kupowaliśmy towary jednorazowo - rzekła Valka, biorąc do ręki przypadkowy list. Obejrzała go uważnie, a potem odłożyła z powrotem.
- Może dlatego, że wtedy prawie wszystko było niepewne - westchnął w odpowiedzi, prostując się w krześle. Mimo że było bardzo wygodne, Czkawka czuł ból w okolicach krzyża.
- Pewnie tak - odparła i spojrzała poważnie na syna. - Dzięki tobie Berk tak bardzo rozkwitła. Jeszcze nigdy nie widziałam w życiu tak pięknej wyspy. Na dodatku to sprawił mój syn ! - Zachwycała się ze wzruszeniem. Jej zielone oczy błysnęły w przypływie łez szczęścia. - Jestem z ciebie bardzo dumna, Czkawka - wyszeptała ze wzruszeniem, chwytając dłonie syna i uśmiechając się szeroko.
Chłopak poczuł się niesamowicie. Słysząc te słowa, które w dodatku płynęły prostu z serca, sprawiły, że zapomniał o złym humorze i bólu pleców.
- Dziękuję, mamo - powiedział, wstając i tuląc ją w mocnym uścisku.
                   Kiedy Czkawka skończył, zabrał kilka straszliwców i wysłał listy do pięciu przywódców.
A kiedy zauważył, że do zachodu została jeszcze ponad godzina, wziął Szczerbatka i dołączył do Valki, która próbowała nowych sztuczek z Chmuroskokiem.
                     Zadowolony wódz znów poczuł, że jego głowa uwalnia się od myśli. Chyba smoki i niebo mają to do siebie, że każdy zapomina o zmartwieniach, by na chociaż na kilka chwil uciec od kłopotów i cieszyć się po prostu drobnymi rzeczami.




Czasem zdarza się, że myślniki od rozmowy są jakoś dziwnie obok albo pod zdaniem, ale blogger chyba sobie żarty stroi. Kiedy piszę, wszystko jest ok, ale na telefonie, gdy wchodzę na bloga właśnie takie coś mi się zdarza :( 
Nie mam pojęcia, skąd to się bierze, ale przepraszam Was bardzo za problemy w czytaniu. :)



środa, 24 sierpnia 2016



 Przyjaciele
one shot


                        Czkawka stał blisko swej chaty, obserwując jak Astrid uczy pewnego młodego Wikinga, który rozpoczął właśnie szkolenie na jeźdźca. Eryk próbował trafić dwoma toporami w tarczę, co szło mu mozolnie.
Czkawka widział jak Astrid uśmiechała się nerwowo, ilekroć Eryk stał zbyt blisko niej. Jego ciemne oczy błyszczały, chłonąc urodę blondynki, ale dziewczyna udawała, że tego nie widzi i z powrotem pokazywała nowe ruchy.
Oczywiście Czkawce się to nie podobało, ale co mógł zrobić ? Nie byli parą, nie mógł porozmawiać o tym z Astrid i powiedzieć, żeby nie ćwiczyła więcej z Erykiem.
- Będziesz tak stał i się gapił, czy coś zrobisz? - Czkawka usłyszał delikatny głos Heathery, która stanęła o krok za nim.
- O co ci chodzi? - Mruknął niezbyt uprzejmie, ale jakoś się tym nie przejmował. Przed jego oczami był większy problem.
Czarnowłosa westchnęła ciężko i zrównała się ramieniem z Haddockiem.
- Myślisz, że tego nie widać? - Spytała, patrząc wymownie w jego oczy. Chłopak oderwał wzrok od ćwiczących i z lekkim przerażeniem spojrzał na Heatherę. Odynie, czy ona się domyśla? Przeszło przez myśl szatynowi.
- Niby co takiego? - Udawał, że nie wie, o co chodzi. Nie potrzebował się zwierzać Heatherze. W dodatku dziewczyna była bliską przyjaciółką Astrid i mogłaby jej wszystko powiedzieć.
Czarnowłosa przewróciła oczami, zirytowana do granic możliwości.
- Twoją zazdrość - powiedziała wprost.
Czkawka odwrócił się do niej, a na jego twarzy malowało się czyste zaskoczenie.
- Ja zazdrosny? - Prychnął, śmiejąc się nerwowo. Jednak dziewczyna w żadnym wypadku nie dała się oszukać.
- Mnie nie okłamiesz - rzekła twardo z zadziornym uśmiechem. Jej oczy błyszczały, widząc, że jej przyjaciel staje się nerwowy.
- Po prostu lubię Astrid i nie chcę, żeby wkopała się w coś złego - odparł, wzruszając ramionami, jakby mówił o czymś niezbyt ważnym. Nawet jego głos był beznamiętny, choć w środku aż wrzało od emocji.
                  Tak naprawdę Czkawka miał ochotę podejść tam, powiedzieć co nieco Erykowi, zabrać Astrid i ewentualnie dokopać chłopakowi.
- Czkawka, - znów zaczęła Heathera, tym razem dobitniej - idź do niej. No chyba że chcesz, żeby ten Eryk odbił ci "przyjaciółkę " - mówiąc ostatnie słowo, zaznaczyła w powietrzu cudzysłów. Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie, patrząc na twarz Czkawki, który nie wiedział, co powiedzieć.
Jeździec chciał coś powiedzieć, ale jednak zamknął usta i zbiegł po schodach.

                   Eryk właśnie mierzył się z Astrid na miecze. Dziewczyna z trudem odparowywała ataki dwudziestoletniego wojownika, który nie zamierzał przegrać. Kiedy blondynka przewróciła się na plecy, Eryk uśmiechnął się zwycięsko.
- Cóż, może z toporem nie radzę sobie najlepiej, ale za to mieczem walczę lepiej niż nie jeden wiking- wysapał, a potem podał rękę Astrid i pomógł wstać.
- Zauważyłam - mruknęła wojowniczka.
- Jeśli chcesz, mogę ci pokazać jeden prosty ruch, który pozwoli ci obezwładnić przeciwnika - rzekł miło, obserwując uważnie jak Astrid poprawia zepsuty warkocz.
- Pewnie. Treningu nigdy nie za wiele - odparła.
                    Eryk skinął głową i przesunął  się za plecy jeźdźczyni. Swój miecz oparł o tarczę, a potem pochylił się od tylu do ucha dziewczyny.
- Klingę chwyć mocno - zaczął, łącząc jej dłoń z mieczem. - Zanim cokolwiek zrobisz, patrz wrogowi w oczy. Wtedy możesz przewidzieć jego ruch - Astrid kiwnęła głową, rozumiejąc, co chłopak ma na myśli.
                       Dziewczyna drgnęła, kiedy Eryk położył swą lewą dłoń na jej wąską talię. Zaczerwieniła się, nie do końca wiedząc, czy przerwać. Nie chciała, żeby Czkawka źle to odczytał...
- Jak idzie trening? - Usłyszeli głos Czkawki, który przystanął za ich plecami. Astrid odwróciła się gwałtownie, widząc jak jej przyjaciel surowo mierzy Eryka. Odsunęła się więc od niego i posłała delikatny uśmiech Haddockowi. Ten jednak nie zauważył tego gestu, był zbyt zajęty piorunowaniem Wikinga.
- Bardzo dobrze - pochwalił się Eryk, zerkając  jednoznacznie na Astrid, która zaczerwieniła się.
- Super - mruknął Czkawka, ledwo co powstrzymując się przed uderzeniem ciemnowłosego wojownika. To że kleił się do Astrid gorzej niż Smark do Szpadki, działało mu na nerwy. Jeszcze nigdy nie czuł tak wielkiej zazdrości. Astrid dla niego była wręcz cenna. Bo kto inny, oprócz Szczerbatka, słuchał go tak uważnie, pomagał, troszczył się? Astrid. Bogowie nawet nie mają pojęcia, co ten chłopak teraz przeżywa. Myśl, że ktoś inny mógłby miecz blondynkę dobijała go do samego dna.
- Astrid, chciałabyś może polatać ze Szczerbatkiem i ze mną? - Zapytał Czkawka, zakładając ręce na klatkę piersiową i uśmiechając się do Hofferson w sposób przeznaczony tylko dla niej. Dziewczyna rozweseliła się i szybkim ruchem wzięła swój topór.
- Z wami zawsze - odparła.
- Ej, ej ! - Zawołał Eryk za dziewczyną, wyciągając rękę, jakby chciał ją chwycić. Jednak wojowniczka była już obok Haddocka. - A nasz trening? Nie pokazałem ci jeszcze innych ruchów !
Nie pokazałeś żadnego - burknęła w myśli zirytowana Astrid.
- Może kiedy indziej. Nasze smoki się niecierpliwią, dlatego wybacz, musimy już iść - rzekł chłodno przywódca jeźdźców i objąwszy Astrid za ramiona, ruszył do Szczerbatka i Wichury.

                            Bawili się wśród gęstych drzew, przy okazji ćwicząc omijanie. Wichura wyprzedziła nocną furie i w mgnieniu oka poszybowala w górę. Czkawka zmienił ułożenie lotki, kierując się w tym samym kierunku, co jego przyjaciółka.
Szatyn oczarowany oglądał wąską talię  Astrid i jej złoty warkocz muskany przez delikatny wiatr. Jego serce biło znacznie szybciej, kiedy pomyślał o tym, aby powiedzieć jezdzczyni o tłamszonych emocjach. Oczywiście nie mógł tego zrobić. Bał się, że dziewczyna nie odwzajemni tego samego, wyśmieje czy zerwie przyjaźń, która dla Haddocka była bardzo cenna.
Ponad to, czuł, że to nie jest odpowiedni moment. Codziennie musieli z czymś się zmierzyć, chronić smoki, dorwać Viggo... Na uczucia nie było miejsca, ale jednak dusza chciała wszystko wykrzyczeć, poczuć w końcu ulgę.
- Czkawka, - zawołała Astrid, podlatując do chłopaka - pasy mi się poluzowały, muszę lądować - powiedziała i nie czekając na przyjaciela, zniżyła lot.
- W porządku? - Zapytał Czkawka, kiedy i on wylądował na małej polanie, gdzie rosły kolorowe kwiaty.
- Chyba te pasy są już zużyte - mruknęła wojowniczka, mocując się z siodłem.
- Pokaż - powiedział szatyn, zeskakując ze Szczerbatka i podchodząc do przyjaciółki.
Jeździec naciągnął strzemię, ale nie do końca, gdyż pasek łączący zerwał się.
- Wygląda na to, że będziemy musieli wrócić na Skraj...- Westchnął smutny Czkawka. Astrid jednak już go nie słuchała. 
                      Odeszła kawałek i z błyszczącymi oczyma przyglądała się zielonej polance. Każde miejsce przestrzeni zajmowały kwiaty, których woń docierał do nosów jeźdźców.
- Nie byłam tu jeszcze - wytłumaczyła, odwracając się do przyjaciela. Szatyn odłożył siodło, rzucając gdzieś na bok i podszedł do Astrid.
- Ja też - dodał.
                          Wtedy dziewczyna z uśmiechem położyła się na polanie, a wokół jej ciała tańczyły na wietrze polne kwiaty.
Zdziwiony Czkawka spojrzał na Szczerbatka, który również udał się w ślady wojowniczki, kładąc się obok swej smoczej przyjaciółki.
- No co tak stoisz ? - Żachnęła ze śmiechem niebieskooka. - Połóż się obok mnie.
Szatyn z zadziornym uśmieszkiem usiadł obok głowy Astrid, a potem położył się.
Oboje odpoczywali w swojej obecności, ciesząc się słoneczną pogodą i świeżym powietrzem połączonym z wonią kwiatków.
- Muszę ci podziękować - zaczęła po ponad dwudziestu minutach. Czkawka zmarszczył czoło. - Za to, że wyciągnąłeś mnie od Eryka - sprostowała.
Jeździec nocnej furii wzruszył ramionami, otwierając dotychczas zamknięte oczy.
- Myślisz, że pozwoliłbym, aby moja najlepsza przyjaciółka miała przekichane z takim półgłówkiem? - Zaśmiał się, pokazując lekko krzywe zęby. Astrid otworzyła oczy i zerknęła na niego z anielskim uśmiechem.
- A jestem twoją najlepszą przyjaciółką ? - Droczyła się.
Jesteś kimś znacznie więcej - przeszła od razu myśl Czkawki. Serce ścisnęło się nieznacznie, kiedy o tym pomyślał. Chciał być kimś więcej w oczach Astrid.
- Bez wątpienia - wyszeptał i chwytając się magii chwili, wyciągnął dłoń, by złączyć ją z delikatną dłonią złotowłosej.
Astrid drgnęła, ale z przyjemnością odwzajemniła uścisk, a po chwili nachyliła się, muskając ustami policzek szatyna.

- Jeszcze raz dziękuję.


Jest to ostatni one shot na tym blogu, gdyż stwierdziłam, ze pisanie osów tutaj i na Wattpadzie będzie wymagało ode mnie dużo myślenia ;p 

Nn w  piątek lub sobotę ;)



piątek, 19 sierpnia 2016

Nowe problemy


                   Trzy tygodnie po ślubie Astrid i Czkawka zdołali jakoś urządzić swój dom, choć spora część mebli wciąż stała, nie mając swego miejsca.
Jeździec nocnej furii był zajęty sporem, który wybuchł na południe od Berk. Kłótnia dotyczyła plagi smoków. Kilkoro przywódców chciało je wybić, ale wiążący ją pakt z Berk na to nie pozwalał. Gdyby wodzowie posunęliby się do eksterminacji tak kolosalnej liczby smoków, mieliby poważne problemy z wyspami, które tresują i kochają smoki.
Sankcje handlowe to byłby początek.
                         Chłopak obudził się jak zawsze o tej samej porze i obrócił głowę ku Astrid, która nadal spała, mając lekko uchylone usta. Jej rozpuszczone włosy rozlane były po kolorowych poduszkach. Jeździec uśmiechnął się lekko, znów przypominając sobie, że są małżeństwem. Chyba jeszcze przez długi czas nie będzie mógł w to uwierzyć.
W końcu wódz zsunął z siebie ciepły koc, drżąc nieco, kiedy jego naga skóra spotkała się z zimnym powietrzem. Szatyn włożył na siebie czarną koszulę z bawełny, a następnie podszedł do okna i zamknął je szczelnie.
Żal mu było zostawić Astrid, szczególnie kiedy tak słodko spała, ale obowiązki same się nie wypełnią. Podszedł cicho do żony, tak aby jej nie obudzić i pocałował ją delikatnie w policzek, żegnając się w ten sposób, mimo że znów zobaczą się za kilka godzin.
Zszedł na dół, wchodząc do kuchni, gdzie stały jabłkowe placki z miodem polanym na wierzchu. Wódz zrobił sobie gorącą herbatę i usiadł na krześle, by w spokoju zjeść śniadanie.
Chłopak martwił się sytuacją smoków na południu. Wiedział, że żyją tam rzadkie gatunki tych pięknych stworzeń, ale przywódcy nie zrozumieją tej więzi. Dla nich smoki to szkodniki i pasożyty, które należy wytępić.
Czkawka nie wiedział, jak może odciągnąć przywódców od myśli eksterminacji gadów.
Przecież nie pozwoli, aby jakiekolwiek stworzenie zginęło z rąk ludzi, którym przeszkadza samo ich istnienie.
Zielonooki rozejrzał się po kuchni, szukając punktu zaczepienia, ale oprócz ciemnych mebli i kilku ramek z rysunkami smoków nie zauważył nic szczególnego.
                    Kiedy skoczył śniadanie, do kuchni wkroczył wolno Szczerbatek, mając zaspane oczy. Smok ledwo poczłapał do przyjaciela, z którym przywitał się ciepło.
- Jesteś głodny? - Zapytał Czkawka, głaszcząc głowę Nocnej Furii, która z zadowoleniem zamknęła oczy. Chłopak miał wrażenie, że jego smoczy kumpel uśnie na stojąco
Wódz poszedł do spiżarni po kosz ryb i podał go Szczerbatkowi, który ożywił się pod wpływem zapachu dorszy i pstrągów.
- Czeka nas pracowity dzień - mruknął niepocieszony wódz, mając wolno talerz i kubek. Jego wzrok zatrzymał się na stajni, gdzie trzymano kilkanaście koni, których używali bardziej nastolatkowie. Trzeba to rozbudować - przeszło mu przez myśl, widząc jak dziewczyna o krótkich rudych włosach z trudem wyprowadza kasztanowego konia przez wąskie drzwi.
Szczerbatek w końcu odłożył grzecznie kosz na miejsce, a potem zaczął szturchać swego jeźdźca, aby przywołać go do rzeczywistości.
- Już idę, mordko - powiedział szatyn i odłożył mokre naczynia do tak zwanej suszarki i wyszedł z domu w towarzystwie swego wiernego smoka.
                   Życie Berk toczyło się jak zawsze - wesoło, ale i czasem ciężko. Idąc przez wioskę z każdej strony Czkawka słyszał rozmowy, brzęki wykuwanej lub naprawianej broni, wesołe pomrukiwania smoków, czy też krzyki dzieci.
                  Wódz wszedł właśnie do kuźni, gdzie zastał Pyskacza siedzącego przy stole i popijającego wodę. Chłopak zmarszczył czoło, przypuszczając, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku? - Zapytał gładko, siadając naprzeciwko przyjaciela.
- Czemu pytasz? - Zdziwił się kowal, wstając ostrożnie i kuśtykając podszedł do jednego z blatu, gdzie jak zawsze panował bałagan.
- Wydajesz się zmartwiony - stwierdził jeździec, wzruszając ramionami. Pyskacz zaśmiał się chwilę, a potem odwrócił do wodza.
- Zastanawiam się nad tymi z południa - mruknął już mniej radośnie. Jego niebieskie oczy skierowane były na ludzi, którzy co chwilę przebiegali przez plac w pośpiechu. - Dziwi mnie dlaczego akurat teraz zabrali się za zabijanie smoków - westchnął niskim głosem, który Czkawka słyszał rzadko. Zazwyczaj wtedy, kiedy jego serdecznego przyjaciela coś trapiło albo smuciło.
- Co przez to chcesz powiedzieć? - Dopytał szatyn, wymieniając spojrzenie ze Szczerbatkiem, który usiadł na tylnych łapach przy wejściu.
- Nic - burknął. - No, może oprócz tego, że coś mi tu śmierdzi - odparł, a potem wyjął zza koszuli kartkę, którą następnie podał wodzowi.
- Też o tym myślałem - mówił chłopak, czytając listę zamówień, którą kowal sporządzał co miesiąc. Zadaniem Czkawki było sprowadzenie metalu do nowych broni, czasem zdarzało się, że potrzebne były części do maszyn.
- Na twoim miejscu nie ignorowałbym tego - Pyskacz pogroził  mu przed nosem grubym palcem, a potem założył maskę, by zabrać się do pracy.
                      Chłopak wyszedł z kuźni, zastanawiając się nad słowami starego kowala. Pyskacz miał rację, coś tu nie pasowało, ale co? Jaki cel chcieli osiągnąć przywódcy południowych wysp, zabijając smoki ? Czy tylko im przeszkadzały ? A może odpowiedź jest zupełnie inna ?
Czkawka przygryzł dolną wargę, nieco się denerwując. Nie lubił rozmyślać nad tego typu sprawami, ale jednak nie mógł też zostawić tej sprawy. Tu chodziło o tysiące smoków! Jeżeli Czkawka nie zdołała powstrzymać ludzi, to chyba nikt nie będzie w stanie.
Z tą myślą sprawdzał stan stajni, którą chciał wyremontować, a potem poszedł do portu, gdzie czekał na niego Johann.
                           Wódz podał mu listę Pyskacza, a potem oparł się o maszt statku. Na pokładzie Kupczy miał dosłownie wszystko: począwszy od broni, ubrań, biżuterii, do czegoś rzadszego jak szkła powiększające, skóry z jeleni, dzików czy innych zwierząt, które nie żyły w okolicach Berk.
Szatyn rozglądał się przez chwilę, samemu nie wiedząc, czego szuka. Johann zniknął chwilę temu pod podkładem.
- Mistrzu Czkawko - zwrócił się handlarz do wodza - nie miałem jeszcze okazji, by złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji ślubu.
Szatyn uśmiechnął się delikatnie. Takich życzeń on i Astrid dostali setki.
- Dziękuję - odparł. - Posłuchaj, mam takie pytanie... - Zaczął, chodząc po pokładzie i przypatrując się towarom Johana. Wziął w końcu jakiś ostry sztylet i zaczął go obracać w dłoni. - Jak często płyniesz na Południowy Archipelag?
- Zależy - zastanowił się handlarz, drapiąc długą brodę związaną w grubego warkocza. - Dwa razy w miejscu - odparł po chwili. Czemu wódz o to pyta?
- Chciałem rozeznać się w sytuacji smoków. Ponoć przywódcy na południu chcą się ich pozbyć - wytłumaczył, odkładając sztylet, by założyć ręce na klatkę piersiową.
- Z tego co wiem, smoki na tamtych terenach są zagrożone, ale nie zabijane - wyznał Johan, będąc w niemałym szoku. Zazwyczaj robił to, co musiał, nie zwracając uwagi na otoczenie. Dla każdego handlarza najważniejszy był zysk.
- Dzięki za informację - podziękował szatyn uśmiechając się i klepiąc delikatnie ramię znajomego.
                            Kiedy Johan odpłynął z portu, Czkawka ruszył sprawdzić Akademię, gdzie ćwiczenia rozpoczynał właśnie Nate. Oboje podali sobie ręce na powitanie.
- Jak ci idzie? - Zapytał wódz, patrząc jak siódemka dziesięciolatków siedzi na kamiennej podłodze, uparcie coś pisząc na swych kartkach.
- Nie narzekam - odparł. Swoje szerokie ramiona założył na klatce piersiowej, bacznie pilnując uczniów. Chłopak zastępował Śledzika, który wraz z bliźniakami i Smarkiem wybrał się na wyspę Łupieżców, pomagając rozprawić się z dzikimi smokami, które pożarły część zapasów sojuszników Berk.
- Tylko Śledzik mógł wymyślić egzaminy z anatomii smoków - mruknął Nate, zwracając się do wodza.
- Kiedyś im się to przyda - powiedział poważnie szatyn, będąc dumnym, że już tak młodzi wikingowie chcą uczyć się o tych pięknych stworzeniach.
                         Każdy kto zapiszę się do Smoczej Akademii musi się pilnie uczyć. Egzaminy to nic w porównaniu z uczeniem się odpowiedzialności za smoka albo nauka zbierania żelu ponocnika.
Zapytany o problemy Berk, Czkawka zaczął opowiadać o tym, co go trapi. Nate uważnie słuchał przyjaciela, również myśląc, że coś jest na rzeczy.
- Jeżeli Wilhelm albo którykolwiek z wodzów nie będzie chciał wyjaśniać chęci zabijania smoków, zagróź im sankcjami - rzucił wojownik, odbierając pierwszy skończony egzamin od Pelonii.
- Jeśli to zrobię, mogę stracić ich zaufanie - westchnął szatyn, odbierając z rąk kolegi sprawdzian dziewczynki. Jego zielone oczy uważnie przestudiowały informacje napisane na pożółkłym pergaminie.
- No to może polecisz to sprawdzić? - Zapytał, zwracając na jeźdźca.
- To na pewno - odpowiedział, choć czuł się dziwnie. Jakby zawiedziony. Przez ponad rok starał się, aby na Berk ludzie przyzwyczaili się do smoków i ich nie zabijali, a co dopiero cały Południowy Archipelag, który słynie z licznych rabusiów i niebezpiecznych okolic.
Już z początku Czkawka czuł się przegrany, ale nie zamierzał się poddawać. Nigdy by sobie tego nie wybaczył.
- Dobra, dzieciaki, czas kończyć ! - Zawołał Nate głośno, a uczniowie z niezadowoleniem oddali swoje kartki, które wojownik ułożył w dłoni.
                      Wódz i wojownik pożegnali się ciepło, a potem każdy poszedł w swoją stronę.
Zanim Czkawka doszedł do Gothi, aby pomóc jej wnieść ciężkie skrzynki do jej chaty, zatrzymał go Eryk, czternastolatek o gęstych i kręconych włosach w kolorze atramentu.
Nastolatek poprosił wodza o pomoc, gdyż jego smok zjadł coś szkodliwego. Młody jeździec wpadł w panikę, więc Czkawka nie mógł odłożyć tego na później. Jak się okazało dolegliwość nie była poważna i smok szybko stanął na nogi.
                     Po godzinie szatyn odnalazł Szczerbatka, który sam miał okazję wykazać się jako alfa. Smokowi nie było łatwo ujarzmić dzikich pobratymców ale ku jego szczęściu udało się.
- Co powiesz na małą przerwę? - Zwrócił się wódz do nocnej furii z zawadiackim uśmiechem. Szczerbatek podskoczył radośnie, przystając przed przyjacielem, aby ten szynko wskoczył na siodło.
Kiedy czarny gad poczuł na grzbiecie ciężar, rozłożył skrzydła i szybko wzbił się w powietrze.
Zielonooki zerknął przez ramię jeszcze raz na wyspę, zostawiając na chociaż chwilę swe troski i zmartwienia, ciesząc się tylko wspaniałym lotem z najlepszym przyjacielem.




O luju, strasznie ciężko pisało mi się ten rozdział, więc jakby co, to wybaczcie. Możliwe, że przez dłuższy czas nie pojawi się nic nowego na blogu, gdyż muszę pomyśleć, co dalej. 
Ale nie martwcie się, wrócę na pewno :D 

Ps. Miałam pomysł, aby co jakiś czas dawać post, w którym zamieszę trochę informacji o mnie, będą też rysunki itp. Co wy na to?

wtorek, 16 sierpnia 2016

Nocne wyznania

                         Zaraz po ceremonii przyszedł czas na wspólne świętowanie.
Zanim Wikingowie usiedli do stołów, wznieśli toast na cześć bogów, a potem za nowożeńców.
Astrid i Czkawka siedzieli obok siebie przy głównym stole, gdzie oprócz nich siedziała  także Valka, Pyskacz oraz rodzina Astrid. Jeźdźcy śmiali się z anegdot kowala, który żywo opowiadał jedna po drugiej. Gdzieś w oddali rozbrzmiewała głośno muzyka, do której już tańczyli zagorzali fani tańca.
Sączysmark, Śledzik oraz bliźniaki usadowili się po prawej stronie Twierdzy, gdzie stały beczki z przyjemnie chłodnym miodem.
Nie tylko mieszkańcy Berk zostali zaproszeni, ale także i ważne głowy innych wysp, z którymi Czkawka utrzymał świetne relacje.
                       Astrid czuła się jak we śnie. Wielka Sala urządzona w pięknych kolorach tylko dla niej i Czkawki. Wokół sami ludzie, którzy śmiali się głośno, tańczyli czy wspólnie pili. A obok niej siedział jej mąż Czkawka. Odynie, jak to dziwnie brzmi - pomyślała z zaskoczeniem blondynka, nie mogąc przyzwyczaić się, że chłopak jest już jej mężem. Jednak uśmiechnęła się szeroko do Czkawki, który przypatrywał się jej dłuższą chwilę.
- Czkawka, - zawołał Saw, pochylając się do zięcia - chyba nie muszę wspominać, że masz dbać o Astrid? - Zapytał, patrząc na niego uparcie, choć z złośliwym uśmieszkiem.
- Nie musisz - zaśmiał się wódz. - Może my pójdziemy do reszty ? - Zapytała Astrid, chwytając dłoń swego jeźdźca, który bez wahania zgodził się.
                         Para przedostała się do pozostałych jeźdźców, którzy już popalili miód.
- Któż  nas zaszczycił - rzucił uszczypliwie Smark, odwracając się do przyjaciół i unosząc kubek do ust. - Pan i pani Haddock!
Reszta ryknęła śmiechem, wybijając spojrzenie w nowożeńców. Astrid i Czkawka usiedli obok Szpadki, która musiała przysunąć się do Śledzika.
- Czkawka, ty wiesz, że teraz będziesz miał przekichane ? - Rzucił Mieczyk, uderzając o sosnowy stół kubkiem. Wódz podniósł w zaskoczeniu brew.
- Niby czemu ? - Zapytał.
- No wiesz, od teraz Astrid nie da ci żyć. A wiesz, że wkurzona żona to zły znak? - Wyjaśnił, bawiąc się swoim napojem, aż w końcu miód trafił do ust bliźniaka.
- Powiedział znawca - prychnęła Szpadka, zanim Astrid zdążyła otworzyć usta, by kłócić się z Mieczykiem.
- Was też to czeka, prędzej czy później - dopowiedział Czkawka, wzruszając ramionami. Cała śmietanka towarzyska zaśmiała się, oprócz Śledzika, który nieśmiało sączył sok.
- A ja uważam, że w życiu to trzeba się ustatkować. Od małżeństwa zaczynając - rzucił swoje trzy grosze Ingerman, kładąc na blat kubek.
- No to na co czekasz, Śledziu? - Wtrącił się złośliwie Smark, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Na każdego przyjdzie czas - bronił kolegę wódz Berk, posyłając przy okazji rozbawione spojrzenie Astrid.
                           Para siedziała wśród przyjaciół jeszcze kwadrans, a potem naskoczył na nich tłum Wikingów, którzy nie zdążyli wcześniej złożyć życzeń młodym.
Kiedy Astrid i Czkawka zdołali opanować gości, podeszli do Lauren i Nate'a, którzy, niestety, siedzieli wraz z Berta i jej rodziną.
- Ślub mieliście piękny, - powiedziała od razu ciotka, unosząc głowę, jakby w przypływie dumy - ale wesele coś drętwe.
Astrid westchnęła ciężko. Ta kobieta potrafi zniszczyć dosłownie wszystko.
- Niedługo się rozkręci - przyrzekł Czkawka, biorąc na kolana swą żonę, gdyż nie starczyło miejsca.
- Jak się podoba? - Zwróciła uwagę Astrid do Lauren, która wolno wygładzała swą lawendowa suknię.
- Jest bardzo przyjemnie - uśmiechnęła się lekarka do przyjaciół. - Może kiedyś i mi się trafi taki ślub - zamruczała szatynka, kładąc głowę na ramieniu Nate'a, którego policzki płonęły.
Czkawka zachichotał, a Astrid poczuła jak jego oddech głaszcze ją w gładką skórę.
- Ej, - wtrącił Nate, obejmując ramieniem swą dziewczynę, choć wzrok utkwił w nowożeńcach - a wy co tu jeszcze robicie ? Zasuwać na parkiet! - Zawołał ze śmiechem. - Migusiem, chcę się pośmiać z Czkawki !
- Ranisz, przyjacielu - udawał teatralnie smutek Czkawka, specjalnie wykrzywiając usta w dół. Jeździec ponocnika przewrócił oczami.
- Kochanie, masz ochotę ze mną zatańczyć ? - Zapytał szelmowsko szatyn, odwracając głowę ku żonie. Astrid miała położone ręce na karku ukochanego, przez co lepiej się trzymała.
- Z przyjemnością - odpowiedziała miło, cmokając wodza w policzek.
Czkawka chwycił dłoń blondynki i poprowadził na środek. Oboje ustawili się, czekając chwilę na nową piosenkę, aby zacząć nowy taniec.
Kiedy pierwsze nuty rozbrzmiały, chłopak objął swą wybrankę w pasie i zaczął prowadzić szybki taniec.
                            Siedząca obok Nate'a Lauren przypatrywała się zakochanym z zapartym tchem. Tak bardzo do siebie pasują ! -Pomyślała dziewczyna. Jej ciemne oczy czuje obserwowały płynne ruchy jeźdźców, jakby mieli jeden umysł albo jakby znali swoje myśli. Astrid i Czkawka patrzyli głęboko w swoje oczy, a ich usta nie przestały się uśmiechać nawet na sekundę.
- Wyglądają cudownie - powiedziała do swojego chłopaka Lauren, a Nate skinął, zgadzając się z nią. On również obserwował przyjaciół. Tak naprawdę nie wiedział, jak opisać tych dwoje. Wyglądali niemal jak młodzi bogowie. Suknia Astrid falowała pod wpływem jej żwawych ruchów, a Czkawka wtedy uśmiechał się jeszcze bardziej.
- My też będziemy kiedyś tacy szczęśliwy - wyszeptał Nate do ucha Lauren, na co dziewczynie zaświeciły się oczy. Odwróciła się do jeźdźca, a jego spojrzenie mówiło, że nie żartuje.
Lekarka wzruszyła się i złączyła ich usta w gorącym pocałunku.

                         Valka stała wraz z przyjaciółkami, trzymając w ręce swoją ulubioną zimną herbatę. Jej zielone oczy uważnie śledziły syna i jego żonę. Co teraz poczuła by każda matka? Czy tylko wzruszenie? W każdym razie, starsza jeźdźczyni nie mogła pojąć swojej radości, ale z drugiej strony żałowała, że nie ma tu Eiry ani Stoicka. Tak ważne osoby w życiu nowożeńców odeszły do Odyna, ale Valka była pewna, że jej mąż i mama Astrid uśmiechają się nie mniej od niej.
- Valka, nie płacz - usłyszała głos Phlegmy, która stała za jej plecami, uśmiechając się współczująco.
Matka wodza otarła szybko kilka łez i westchnęła głośno.
- Dzieci tak szybko dorastają...- Wyrzuciła z siebie, patrząc tym razem, jak Czkawka całował z uczuciem Astrid, podczas kiedy obok nich wirowało kilka innych par.
- Oj, tak, zbyt szybko - poparła ją przyjaciółka.
                      Kiedy muzyka się skończyła, każdy tańczący Wiking bił gromkie brawo, dziękując tym samym za taniec.
Większość rozeszła się do stołów, połykając od razu kilka zachłannych łyków wody, a pozostali wciąż imprezowali na parkiecie.
Korzystając z nieuwagi gości, Czkawka pociągnął Astrid w stronę wyjścia, chcąc pójść na spacer.
                        Tak więc para szła wzdłuż klifów, trzymając się za ręce. Noc była zimna, co dawało znaki, że zbliża się powoli jesień. Księżyc jak zawsze wisiał nad głowami jeźdźców, oświecając pobliskie drzewa i domy.
Świeża bryza znad oceanu docierała do nosów małżonków, którzy skierowali spojrzenie na spokojnie wody. Fale delikatnie muskały brzeg Berk, co jakiś czas  pozostawiając na piachu glony, czy drobne owoce morza.
- Najlepszy dzień mojego życia - rzekła cicho Astrid, wpatrując się z uwagą w ocean. Czkawka spojrzał na jej czerwone z zimna policzki, a potem w jej oczy, które wydawały się być tego samego kolory, co roztaczający się przed nimi ocean.
- Niewątpliwe - poparł chłopak, kładąc rękę na talii Astrid, by potem móc ją przyciągnąć i otulić futrem.
- Pomyśleć, że to przez Szczerbatka - zaśmiała się delikatnie, odganiając jasną grzywnę, kiedy delikatny wiatr zaczął bawić się jej włosami. - Gdybyś go nie wytresował, a potem nie sprzeciwiłbyś się ojcu...nasze drogi wyglądały by zupełnie inaczej - dokończyła mniej entuzjastycznie.
- Nie gdybajmy nad tym, co by było gdyby - rzekł miękko szatyn, siadając na trawę i pociągając Astrid za sobą. Jeźdźczyni znalazła się pomiędzy nogami ukochanego, aby ten mógł ją ogrzać. - Liczy się teraźniejszość - dodał, całując ją w skroń.
- Cieszę się, że jesteśmy razem - wyznała złotowłosa, odwracając głowę do męża. Złapała kwadratową twarz jeźdźca i chwilę się mu przyglądała. W jego zielonych oczach mogła tonąć bez ustanku. -  Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie...
Czkawka uśmiechnął się słabo i założył zbuntowany kosmyk włosów za ucho Astrid.
- A ja bez ciebie - odparł, stykając się z nią czołem.
W takim uścisku mogli by siedzieć godzinami, dopóki starczyło by im sił.
Kiedy oboje spędzali czas w swoim towarzystwie czuli się jak w niebie. Nawet zwykle rozmowy były dla nich były jak lekarstwo na rany serca, a co dopiero uścisk czy czuły pocałunek.
Dla Astrid wystarczyło to, że Czkawka był dla niej najlepszym ludzkim przyjacielem. Gdyby Odyn nie postawił tego chłopca na jej drodze... Już nawet nie chciała o tym myśleć. Najważniejsze, że są obok siebie, patrzą sobie w oczy, nic nie mówiąc. Nawet cisza bywa wymowna, a jedno spojrzenie potrafiło wyrazić więcej niż słowa.
Teraz oboje czuli, że są niezniszczalni. Przez to co przeszli nie jedna para mogła by się rozstać, ale nie oni. Można z ręką na sercu rzec, że stali się silniejsi niż kiedykolwiek.
                   Astrid i Czkawka nie wracali jeszcze przez dłuższy czas do Twierdzy. Wiedzieli, że goście nie obraża się z powodu ich nagłego zniknięcia. A zresztą, nawet jeśli, oboje mieli to gdzieś. Chociaż raz mogą zapomnieć o Berk i poświęcić dla siebie czas.
Napawając się pięknym widokiem i swoją obecnością, odpoczywali, aż końcu nie znalazła ich Valka, która czekała na dalsze tradycyjne zabawy.
We trójkę wrócili do Wielkiej Sali, bawiąc się do białego rana.



Trochę chaotycznie i krótko, ale nie miałam pomysłu na to ;/ 
Następny rozdział będzie również krótki (tak, już go napisałam xD), ale za to ciekawszy...Przynajmniej tak sądzę ;) 

piątek, 12 sierpnia 2016

Ślub 

                   To jest ten dzień. Bardzo  stresujący, ale przepełniony ogromną radością, w końcu ślub bierze sam wódz.
Astrid i Czkawka nie widzieli się przez ostatnie dwa dni, ponieważ tak nakazuje tradycja. Para śmiała się z tego, ale rodzice młodych brali to na poważnie i upominali, żeby lepiej nie igrać z Firgg. Tak więc, dla świętego spokoju, postanowili spełnić tradycję.
                           Astrid Hofferson stała w swoim pokoju, przeglądając się w dużym, prostokątnym lustrze. Jej oczy lśniły, gdy dziewczyna patrzyła na swą białą sukienkę projektu Eiry. Na ramionach doczepione było futerko z niedźwiedzia brunatnego, co nakazywało pamiętać, że Astrid wciąż była wojowniczka. Delikatne złote nici przepasały jej szczupłą talię, a przy samej szyi blondyna dodała delikatne przypinki w kształcie czaszek.
Świeżo umyte włosy blondynki spływały po jej plecach w fali delikatnych loków. W złotych włosach panny młodej pojawiły się malutkie kwiatki, które znaczyły, że nosząca je kobieta jest łagodna. Zdecydowanie nie pasowało to do Astrid, ale Lauren uznała, że wygląda zbyt uroczo, by ściągnąć delikatne kwiatki. Dziewczynie pomagała właśnie lekarka, która zmyla się godzinę temu, aby sama doprowadzić się do porządku.
                        Drzwi otworzyły się spokojnie, a do pokoju wszedł Saw, posyłając od razu uśmiech do swej córki. Ta odwzajemnia go, a potem znów odwróciła się do lustra, biorąc głęboki wdech.
- Wyglądasz wspaniale - powiedział oczarowany Saw, podchodząc do jeźdźczyni. Mężczyzna nie mógł nadal uwierzyć, że jego jedyna córka wychodzi za mąż. Ta mała Astrid, która wyrosła na piękną kobietę za niecałą godzinę będzie oddana w ramiona innego mężczyzny.
- Dziękuję - odparła, patrząc na odbicie rodzica. - Denerwuje się - dodała, tym razem odwracając się do Wikinga.
- To normalne, skarbie - rzekł pewnie, kładąc delikatnie dłonie na ramiona córki, jakby bał się, że może pobrudzić przepiękną suknię panny młodej. - Wszystko będzie dobrze. Czkawka wszystkiego dopilnował - powiedział, a Astrid przytuliła się do niego, wąchając delikatnie zapach jego czarnej, bawełnianej koszuli.
Saw poczuł uścisk w gardle, kiedy trzymał tak w ramionach swoje oczko w głowie. Przez chwilę miał wrażenie, że cofnął się w czasie i tulił do piersi pięciolatkę, a nie ponad dwudziestoletnia kobietę. Jednak w jego oczach Astrid zawsze będzie dzieckiem.
- Ej, tato, nie płacz - zaśmiała się delikatnie, patrząc z uśmiechem na wzruszonego rodzica, który otarł małą łzę. - Przecież ja biorę tylko ślub, a nie wyprowadzam się na koniec świata - wytłumaczyła blondynka, trzymając dłonie w dużej ręce Wikinga.
- Tylko ślub - mruknął, patrząc na lewo, gdzie znajdowało się okno, a obok niego kilka rysunków oprawionych w sosnowe ramki. - Zobaczysz, to twoje nowe życie, skarbie - westchnął, powracając wzrokiem do Astrid, która uważnie go słuchała.
Nastała chwilowa cisza, przez którą przebijały się głosy mieszkańców, którzy szli już do twierdzy. Saw, podążając wzrokiem za małą grupą, uśmiechnął się i chwyciwszy delikatnie głowę Astrid, ucałował ją z troską w czoło.
- Jesteś pewna? - Zapytał chytrze, posyłając jej rozbawione spojrzenie. Panna młoda zaśmiała się, odchylając delikatnie głowę.
- Jestem - odparła stanowczo.
- No dobrze, to idziemy. Było by niezręcznie, jeśli pan młody by się pojawił, a panna młoda nie - dorzucił rozbawiony, a Astrid złapała tatę pod ramię i tak wyszli z domu, gdzie złotowłosa spędziła w nim  ostatnie chwile.

                               Z zewnątrz Twierdzę stroiły kwiaty w kolorze różowym i purpurowym oraz gęsty bluszcz, które przedwczoraj zbierały dzieci. Po obu stronach drzwi paliły się pochodnie, spokojnie skacząc na delikatnym wietrze. Przy wejściu czekała Valka, rozmawiając z Talia. Kiedy kobiety ujrzały pannę młodą, zamarły, wpatrując się z ogromnym zachwytem w przyszłą żonę wodza.
- Pięknie wyglądasz - rzekła cicho Valka, zakrywając usta, kiedy do jej zielonych oczu napłynęły łzy. Dzisiejszego wieczoru będzie ich wiele...
- Dziękuję - podziękowała miło Astrid i wyjęła dłoń spod ramienia ojca, który skinął w stronę starszej jeźdźczyni, a potem wślizgnął się do środka Wielkiej Sali.
- Gotowa? - Uśmiechnęła się Valka. Kobieta miała na sobie delikatną suknię w kolorze bordowym z czarnym pasem przepasającym jej talię, a na ramionach spoczywało dłuższe futro z białego lisa północnego. Astrid nie odpowiedziała. Pokiwała tylko głową, a wikingowie stojący po obu stronach drzwi otworzyli je szeroko, ukazując tłum Wandali.
Każda para oczu wpatrywała się w idącą środkiem Astrid oraz Valkę, która trzymała synowa pod wątłym ramieniem. Do uszu jeźdźczyń doszły szepty zachwytu, szczególnie ze strony kobiet, które uważnie przyglądały się urodzie Astrid.
                       Złotowłosa jednak patrzyła wprost - na sylwetkę odwrócona do niej tyłem. Plecy Czkawki osłonięte były przez futro, które należało niegdyś do Stoicka. Z małą pomocą, skrócono je, więc płaszcz  pasował do młodego wodza perfekcyjnie.
Astrid stanęła po prawej stronie ołtarzu ozdobionego kolorowymi kwiatami, winoroślami, czy nawet gałązkami brzozy.
Matka wodza zatrzymała się naprzeciw nowożeńców, posyłając im uśmiech, choć każdy w tej chwili się stresował, choć nie wiadomo czym.
W końcu Czkawka skierował głowę na ukochaną, lekko otwierając usta.
Ona wyglądała jak najprawdziwszy anioł. Jej śliczne oczy o głębszym niż zazwyczaj kolorze, różowe usteczka wykrzywione w nieśmiałym uśmiechu, a jej suknia...Czkawce zdawało się, że najwyższa bogini, żona samego Odyna - Frigg - nie powstydziłaby by się jej nawet w najmniejszym stopniu.
A ten anioł zaraz zostanie jego żoną.
Szmer w końcu ustal, więc Pyskacz odchrząknął mocno i donośnym głosem zawołał:
- Zebraliśmy się w tym miejscu, aby z pomocą bogów połączyć syna Odyna i córkę Firgg węzłem małżeńskim. Niech najwyższa pani będzie łaskawa udzielić im błogosławieństwa.
                           Śluby wikingów od zawsze opierały się na błaganiach bogów o dobre pożycie małżeńskie. Lud Wandali gorliwie wierzył, że tylko poprzez modlitwy mogą uzyskać przychylność bogów, toteż Pyskacz odmawiał właśnie jedną z nich, wznosząc kielich wypełniony winem.
-Czkawko Haddocku, - odezwał się po skończonej modlitwie kowal, patrząc twardo na wodza - czy przyrzekasz Frigg, że trwać w małżeństwie będziesz, ognisko domowe,  stawiać będziesz jako najważniejsze i że dbać będziesz o córę Frigg bardziej od siebie ?
Wódz wziął głęboki wdech, aby ukryć, że głos mu drży. 
- Ja, Czkawka Haddock, przyrzekam na życie swe, że obowiązki małżeńskie będę spełniać zgodnie z wolą Frigg - recytował i dyskretnie zerknął na Astrid i ich złączone dłonie.
Pyskacz uśmiechnął się delikatnie, a potem jego wzrok powędrował do Astrid, pytając o to samo. Odpowiedź również była twierdząca.
- Niech Odyn połączy tych dwojga, by czas ich nie łamał, choroba, czy śmierć sama - mówił głośno, a jego głos odbijał się od ścian Twierdzy. Stojący Wandale z uwagą obserwowali wodza i blondynkę, którzy właśnie spożywali wino ze starego puchara, który liczył setki lat.
Kiedy Czkawka podał z powrotem naczynie, przyszedł czas na krótkie zaprzysiężenie i założenie obrączek wykonanych ze szczerego złota.
- Jako mąż twój, pragnę, abyś przejęła tę obrączkę - mówił chłopak trochę ciszej niż Pyskacz, choć jego głos barwiły emocje. - Na życie swe przysięgam bronić cię, opiekować, być przy boku twoim i kochać szczerze, aż do końca mych dni.
Czkawka wyciągnął dłoń żony i na serdeczny palec wsadził piękną obrączkę.
Astrid uśmiechnęła się przez łzy wzruszenia i podjąwszy  sygnet od Valki, przemówiła:
- Jako żona twoja, pragnę, żebyś przyjął tę obrączkę. - Astrid powoli wsunęła piękną rzecz na szeroki palec ukochanego i wzięła głęboki wdech. - Na życie swe przysięgam, że będę wspierać cię w decyzjach, w obowiązkach pomagać, troszczyć i kochać szczerze do końca dni -dokończyłaściskając dłoń szatyna i uśmiechając się szczerze, aż po pąsowych policzkach spływały łzy.
                        Teraz, kiedy w końcu stali się małżeństwem, Czkawka podszedł i chwyciwszy w dłonie twarz żony pocałował ją czule, na co Wikingowie od razu wybuchli gromkim brawem i wiwatem.
Znajdujące się w Twierdzy smoki ryknęły głośno, ciesząc się wraz z ludzkimi przyjaciółmi. Najgłośniej oczywiście cieszył się Szczerbatek, który skakał blisko Wichury z wywalonym jęzorem.
Usta Czkawki odsunęły się od ust Astrid. Chłopak spojrzał jej głęboko w oczy, w których widział tylko miłość. Tak głęboką, szczerą i czystą, że nie jeden człowiek padłby z wrażenia.
- W końcu razem - wychlipała Astrid, pozwalając, aby łzy kapały z jej oczu, niczym deszcz. Wódz ścisnął jej ręce, nie mniej szczęśliwy i skinął głową, znów tonąc w pocałunku z świeżo zaślubioną żoną.



Krótko, ponieważ chciałam skupić się na samej ceremonii. Mam nadzieję, że wyszło dobrze, zważywszy, że to ślub naszego OTP xD 
Niedługo opis imprezki :D


wtorek, 9 sierpnia 2016

Dom  

               Rodzina szła wolno, rozkoszując się widokami wyspy. Zoja i Bjorn poznali kilka ciekawych przygód Astrid i Czkawki, kiedy ci byli jeszcze nastolatkami. Ethan również słyszał je pierwszy raz i śmiał się chyba najgłośniej, szczególnie z nieporadności przyszłego szwagra.
- Długo się znacie? - Zeszła z tematu o Smoczym Skraju Zoja, patrząc na kuzynkę i wodza. Oboje wymienili szybkie spojrzenia i uśmiechnęli się szeroko.
- Odkąd pamiętamy - powiedziała wolno Astrid, patrząc gdzieś w dal, jakby wielki ekran wyświetlał jej wspomnienia. - Ale zaczęliśmy się przyjaźnić, mając jakieś piętnaście lat - dodała, chichocząc delikatnie i cicho, przypominając sobie pierwszy jej lot na Nocnej Furii.
- Wydaje mi się, że gdyby nie Szczerbatek, nie bylibyśmy teraz parą - rzucił od siebie Czkawka, zerkając ukradkiem na reakcję narzeczonej, która skrzywiła się, ale przyznała mu rację.
- Ten smok, to przez niego się wszystko zmieniło, tak ? - Wykazała zainteresowanie Zoja. - Z całą pewnością! - Odparł jeździec Nocnej Furii i znów zaczął opowiadać, jak to poprzez próby ochrony  Szczerbatka sprawiły, że postawił się ojcu i całemu plemieniu. Ale zawsze mówił, że jak za nic w świcie było warto. Dla pokoju, dla poprzestania mordowania zarówno ludzi jak i tych pięknych, skrzydlatych stworzeń.- Jeżeli chcecie, możemy wybrać się jutro na lot. Zobaczycie, jak to jest być smoczym jeźdźcem.
- To miłe z twojej strony, - powiedział tym razem Bjorn, idąc równo z o trzy lata młodszą siostrą - ale czy smok nic nam nie zrobi...? Miesiąc temu jakiś chuligan wpuścił na naszą wyspę kilka dzikich pomocników. Jeden z nich o mal nie zabił mi żony - rzekł, a Czkawka wyczuł w jego głosie pretensje. Cóż, gdyby jakimś cudem smok zaatakował kogoś bliskiego, pewnie czułby się tak samo.
- Dziki smok, a wytresowany, to dwie różne rzeczy, przyjacielu - orzekł szatyn, patrząc spokojnie na Bjorna, którego oczy jednak przepełniała obawa.
- Szczerbatek muchy by nie skrzywdził - dodała Astrid, uczepiona ramienia ukochanego. - Ale tuńczyka już tak.
                    Każdy roześmiał się szczerze, rozładowując lekkie napięcie.
- Może wracajmy już - zaproponowała Zoja, kiedy ostry wiatr przebijał ją do skóry, niczym kryształki lodu.
I tak każdy Ethan zabrał kuzynostwo do domu, a Astrid i Czkawka nadal błądzili po wiosce, która głęboko spała. Dziewczyna ewidentnie nad czymś myślała, ale za każdym razem, kiedy otwierała usta, nagle je zamykaławycofując się. Wódz zauważył niecodzienne zachowanie jeźdźczyni, ale czekał cierpliwie, aż sama mu powie.
- Myślisz, że wieczór może dodać do udanych ? - Rzuciła w końcu, a z jej ust wydobyła się stróżka dymu.
Szatyn objął ją ciasnej, wyprowadzając z labiryntu między domami.
- Myślę, że tak - orzekł, przekonany. - Berta nie była aż tak zła, ale kiedy powiedziała o dzieciach, to myślałem, że pęknę - rzucił, niby zły, ale zaśmiał się. Wścibstwo ciotki Ethana i Astrid było tak bezczelne, że wódz zaczął się z tego śmiać.
- No, ale Czkawuś, pomyśl ! - Zaczęła go przedrzeźniać Astrid, zarzucając ręce na szyję ukochanego. - Kobieta, a w szczególności żona kogoś tak ważnego jak wodza, powinna siedzieć w domu, gotować, sprzątać i wychowywać dzieci! Co najmniej czwórkę ! - Mówiła wysokim głosem, przypominając dodatkowo wyraz twarzy Berty. Kobieta była tradycjonalistka do bólu. Uważała, że płeć słaba powinna nie wpychać się do wojowania, a tym bardziej do męskich robót. Cóż, jako najstarsza córka została tak właśnie wychowana.
Szatyn ryknął śmiechem, od razu upominając siebie samego, że musi być cicho. W końcu wikingowie chcieli odpocząć od ciężkiego dnia.
- Dzięki Thorowi, że moja narzeczona nie jest tak stuknięta - powiedział ze śmiechem, głaszcząc policzek blondynki.
- Nigdy nie mów nigdy - droczyła się z nim, wystawiając język, a Czkawka tylko przewrócił oczami i położył dłoń na ramię Astrid, prowadząc dalej.

                          Mimo że była już niemal północ, para nie chciała wracać. Księżyc był duży i dawał dużo światła, choć Czkawka potykał  się metalową nogą o kamienie czy inne wypustki. W końcu znaleźli się na środku wioski, gdzie stała kamienna studia. Astrid pochyliła się na nią, lekko uśmiechając, a potem usiadła na murku.
- Jakoś nie chce mi się wracać - powiedziała.
- A kto by chciał wracać, mając tak świetne towarzystwo - tym razem to on rzucił, drocząc się. Dziewczyna zaśmiała się, ukazując białe jak perły zęby, a porem wtuliła się w tors ukochanego, czując jego rozgrzewające ciepło.
                         Czkawka nagle spojrzał na lekki pagórek, gdzie stała piękna chata. Chyba najładniejsza ze wszystkich domów w Berk. Chłopak czuł dumę, że to jego autorski projekt. Ponad to, to jego przyszły dom, który zamierzał dzielić już tylko z Astrid.
- Na co tak patrzysz? - Zaciekawiła się blondyna, patrząc w tym samym kierunku, co szatyn.
- Pokażę ci coś - wyminął pytanie i objął ukochaną w pasie, prowadząc do budynku.
Przy domie stało wiele  narzędzi, taczka, belki, a nawet drobne dekoracje. Sam budynek nie był dobitnie wykończony - zostały jeszcze schody do zrobienia, zawieszenia płaskorzeźby Wichury i Szczerbatka, wstawienie szyb i innych małych drobiazgów.
- Jest niesamowity - szepnęła dziewczyna, a jej oczy lśniły z podziwem. Czkawka odetchnął z ulgą, ciesząc się, że mieszkanie się jej podoba. - Czyj on jest ?
Wódz uśmiechnął się szeroko, nadal obejmując ukochaną w pasie.
- To, kochanie, jest nasz dom - powiedział, patrząc prosto na budynek. Astrid tymczasem zatkało. Spięła się nagle i spojrzała z powagą na narzeczonego.
- Co? Jak to? - Dopytywała się, myśląc, że Czkawka się przejęzyczył.
- Po ślubie w nim zamieszkamy - wyjaśnił ze śmiechem, a blondyna nie mogła wyjść z podziwu.
- Myślałam, że wprowadzę się do ciebie - oznajmiła. Szatyn zaprzeczył ruchem głowy.
- Cóż, pomyślałem, że tamten dom zostawię mamie, a dla nas stworze coś bardziej niepowtarzalnego - puścił do niej oczko i musnął delikatnie jej usta.
- Chodź, pokaże ci, jak jest w środku - orzekł, biorąc Astrid za rękę i prowadząc do drzwi, które były otwarte. Wziął jeszcze pochodnie i przy pomocy straszliwca szybko ją zapalił.- Później zamontuje zamek - mówił chłopak, pokazując śliczne, nienaruszone drzwi wykonane z wysokiej jakości dębu.
Para weszła najpierw do przedsionka, gdzie na razie nic nie stało.
- Miejsce na futra, czy coś - pokazywał jej gestem ręki ścianę, gdzie miał zamiar wbić haki, które następnie będą służyć jako wieszaki.
- Tu będzie salon - oznajmił, będąc w dalszej części budynku. - Pomyślałem,  że moglibyśmy postawić stół na środku, ale ty zdecydujesz, bo ja nie znam się na wystrojeniu wnętrz.
- A tutaj - pokazał dłonią kamienie, które stały mocno, tworząc jakby murek. - Będzie kominek. Dalej po prawej jest wejście do kuchni. - Czkawka pociągnął dziewczynę do pomieszczenia, które wydawało się duże. W środku znajdowały się dwa miejsca na okna i duża przestrzeń na ustawianie blatów.
- Thorze...- Szepnęła Astrid, zakrywając dłonią usta. Wszystko powaliło ją doskonałym wykonaniem, nawet malutki szczegół wykonany był z mistrzowska uwagą.
- Niedługo przyjdą meble. Są robione specjalnie na moje zamówienie - objął ją od tyłu i położył podbródek na jej futrzanym kapturze.
- Dlatego tak często wylatywałeś - zauważyła wojowniczka, przypominając sobie sytuacje, kiedy jej narzeczony wybywał z Berk na długie godziny. Swą nieobecność tłumaczył nowymi odkryciami. - Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
- Miała to być niespodzianka dla ciebie. Chciałem ci to pokazać, kiedy wszystko będzie gotowe - wytłumaczył, wbijając w nią zielone spojrzenie, od którego zakręciło się w głowie Astrid.
- Ja...ja nie wiem, co powiedzieć - wydusiła z siebie, oglądając jeszcze raz z zachwytem kuchnię. Czkawka uśmiechnął się i sięgnął jej dłoni.
- Chodźmy dalej.

- Tu jest schowek albo spiżarnia - powiedział, pokazując malutkie wejście obok kuchni. Astrid skinęła głową, rozumiejąc, co jej ukochany chce jej przekazać. - Myślałem jeszcze nad zrobieniem piwnicy, gdzie będę mógł tworzyć nowe wynalazki - dodał.
- Nie będzie za ciemno? - Zapytała, patrząc na piegowata twarz jeźdźca.
- No właśnie w tym problem, ale zawsze można użyć pochodni - zaśmiał się.
- Po lewej będzie mała łazienka, nie wiem, jakim cudem udało mi się ją tam wcisnąć, mimo ze dom jest duży - pokazał jej drzwi do pokoju, które następnie szybko zwiedzili.
- To tyle z dolnego piętra - rzekł, pokazując palcem na górę.
- Każdy dom wikinga ma połowę drugiego piętra, a ja chciałem eksperymentować i uznałem, że poprzez zakrycie będziemy mieli więcej miejsca - tłumaczył jak najęty, ale podekscytowany. Zresztą, Astrid również bardzo się cieszyła, że będzie mieszkać w tak cudownym domu. Nawet w snach nie mogła sobie wymarzyć coś równe pięknego.
- Schody są niestabilne, ale niedługo się tym zajmę - rzucił przez ramię do narzeczonej, która szła za nim.
- Nasza sypialnia - mruknął uwodzicielsko, wyciągając rękę, jakby prezentował niezwykły okaz smoka. Astrid zaśmiała się i przekroczyła próg, zwracając uwagę na duże okno, które znajdowało się po prawej stronie.
- Jak ty to wszystko wymyśliłeś ?-  Zapytała z szokiem, opierając się o ramę okna i spoglądając wprost, na las, który roztaczał się szeroko przed nią.
- Projekt zajął mi kilka miesięcy - przyznał. - Ale z przerwami. - Sama budowa domu jakieś cztery miesiące.
- Nie mogę w to uwierzyć - oznajmiła, tym razem odwracając głowę do szatyna.
- Musisz uwierzyć, bo niedługo będziesz oglądać te ściany do końca życia - zażartował i kiwnął głową na tył. - To jeszcze nie koniec.
                           Oboje doszli do kolejnej łazienki, malutkiego pokoju gościnnego, aż doszli do ostatniego pomieszczenia. Czkawka otwarł drzwi wolno, ukazując znów puste wnętrze. Astrid weszła i stanęła na środku, patrząc z szerokim uśmiechem na przyszłego męża, który oparł się o framugę.
- A ten pokój to... ? - Spytała, obracając się spokojnie i podziwiając idealnie oszlifowane ciemne deski.
- To....eee - zaciął się na moment, nieco czerwieniejąc. - To właściwie pokój dziecięcy - burknął speszony. Astrid i Czkawka wcześniej nie rozmawiali na ten temat. Zawsze zostawiali go na koniec, mówiąc, że mają bardzo dużo czasu, co było prawdą. Chociaż wódz wiedział, że ślub się zbliża, a rodzinę kiedyś trzeba założyć.
- Podoba mi się - powiedziała cicho, po tym jak otrząsnęła się z małego zaskoczenia. Po chwili podeszła do Czkawki i zarzuciła mu ręce na szyję, lekko całując jego usta.
- Jesteś cudowny - rzekła, wpatrując się w jego oczy, jakby widziała w nich skarb. Czkawka objął ją mocno, kładąc rękę w jej włosy.
- Dla ciebie wszystko - powiedział szeptem, czerpiąc z tej chwili jak najwięcej.
- A tak właściwie - zaczęła po chwili, odrywając się od narzeczonego i kładąc ręce na jego przedramionach. - To ile chciałbyś mieć dzieci? - Zadała pytanie, nieco speszona. Chłopak wzruszył ramionami, czując jak policzki stają się czerwone.
- Sam nie wiem - mruknął. Jego wzrok błądził gdzieś w pokoju, jakby jego twórca szukał odpowiedzi. - Może trójkę.
- Trójkę? - Zaskoczyła się Astrid, ale na jej ustach pojawił się uśmiech.
- Zawsze chciałem mieć rodzeństwo, dużą rodzinę - wyjaśnił, powracając oczami do narzeczonej. Jego wzrok zatrzymał się na chwilę na jej ustach, ale wódz wstrzymał się z pocałunkiem. - Ale z wiadomych przyczyn, zostałem sam. Chyba stąd ta myśl.
                     Dziewczyna skinęła głową, nadal podśmiewając się. Rozmowy na temat ich przyszłości, wyobrażanie jej było czymś niesamowitym. Za każdym razem towarzyszyło im to znane uczucie blokady, ale kiedy ją pokonywali, wierzyli, że ich wspólne życie będzie ułożone, zupełnie jak oni je napiszą własnym piórem.
Wojowniczka była nieco przestraszona wizją posiadania gromadki dzieci, ale nie z niechęci ich posiadania, ale z obawy, że wraz z Czkawką nie poradzą sobie. Jeździec był wodzem Berk - wyspy, która ciągle potrzebuje swego przywódcy. A sama Astrid miała nawal pracy w Akademii, w szkoleniu młodych wojowników i trenowaniu smoków. Pocieszająca była myśl, że zarówno Valka jak i Saw pomogą im w obowiązkach.
- Dostanę jakieś podziękowania ? - Zapytał kokieteryjnie, bawiąc się złotym warkoczem przyszłej żony. - Jakby nie patrzeć, długo zajęło mi budowanie.
Dziewczyna zaśmiała się perliście, odchylając głowę do tyłu. W końcu stanęła na palcach i sięgnęła zimnych ust Czkawki. Chłopak przyciągnął ją mocno do siebie, choć pomiędzy nimi nie było już prawie miejsca i przyłożył się do pocałunku.
- Uwielbiam, kiedy mnie całujesz - wyszeptał chłopak niskim, wręcz tajemniczym głosem. Astrid uniosła dłoń i uderzyła delikatnie ramię jeźdźca, rumieniąc się. Wódz zaśmiał się z typowej reakcji blondynki, a potem wcisnął jej rękę pod swe ramię i odprowadził do domu.



W mojej głowie lepiej to wyglądało :') Ale przynajmniej hiccstrid mają cudowny dom *o* 

Ale zanim się pożegnam, mam dla Was małą informację ;P

Otóż niedawno założyłam Wattpada, gdzie prowadzę dwa opowiadania. 









Pierwsze opowiadanie to romans. 

Osiemnastoletnia Marion jest nieco zamknięta w sobie. Woli ciche, spokojne życie wśród rodziny i najlepszych przyjaciół. Jednak jej spokojne życie zostaje zakłócone przez nowego nauczyciela. Marion z początku go ignoruje, ale przypadkowe spotkania sprawiają, że zaczyna czuć to, czego nie powinna...

No a drugie, to raczej widać. Różne historyjki o hiccstrid, ale na pewno trafią się i inne, coś jak Stoick i Valka, Stoick i Czkawka :)

Mam nadzieję, że jesteście zaciekawieni :)