Rodzicielska miłość
Czkawka puścił przodem Szczerbatka, który w podskokach wskoczył do domu wodza. Sam chłopak poszedł jeszcze na obchód wioski, gdyż później jego rolę przejmie Valka. Czkawka naciągnął mocno futro na swoje wyrzeźbione ramiona i zakaszlnął sucho. Wikingowie wykrzykiwali pozdrowienia w jego stronę na co jeździec unosił rękę i również pozdrawiał. Lepsze strony bycia wodzem. Pomyślał z minimalną ironią.
Czkawka ledwo co wyszedł od Phlegmy, która przekazała mu spis przepisów dla Valki, gdy zauważył Szpadkę i Sączysmarka. Oboje kłócili się zawzięcie. Dziewczyna miała zaciśnięte dłonie w pięść, oczy świeciły się od gniewu a twarz przybrała mocno czerwonego odcieniu. Zaskoczony wódz podszedł do przyjaciół.
- Ciszej!- Syknął jeździec, stając pomiędzy nimi i unosząc ręce, jakby chronił ich od bójki. Saczysmark położył dłonie na biodra i piorunował wzrokiem Szpadkę. - O co poszło tym razem?- Dopytał Czkawka, który wlepiał gniewne spojrzenia w jeźdźców.
- To nie powinno cię interesować- warczał Jorgenson. Szatyn przewrócił oczami i chrząknął ostro. Jeszcze choroby mu brakowało.
- Jeżeli ktoś kłóci się na całą Berk, to jest moja sprawa- odparł równie mocno. Szpadka prychnęła i cała czerwona odwróciła się na pięcie i odeszła. Oboje odprowadzili ją wzrokiem. Czkawka nadal nie rozumiał, o co chodzi. Wpatrywał się pytająco w bruneta, który, widząc jego minę, westchnął ciężko
- Nie układa nam się, no...-Powiedział cicho. Wyglądał na smutnego, co było rzadko spotykane u młodego wikinga. Wódz nie krył zaskoczenia, które malowało się na jego twarzy. Otrząchnął po raz kolejny i spojrzał w kierunku, gdzie zniknęła Szpadka.
- Na pożegnaniu lata myślałem, że jest dobrze- przyznał Czkawka, czując małe zakłopotanie. Ani Szpadka ani Sączysmark nigdy nie żalili się ze swojego życia prywatnego. Nie wiedział więc, co odpowiedzieć przyjacielowi. Sam nie miał takich problemów z Astrid. Wódz podrapał się po głowie. Sączysmark był przygarbiony i wpatrywał się pustym wzrokiem w dom Phlegmy.
- Może dajcie sobie czas?- Spytał nieśmiało Czkawka.
- Może...- Mruknął chłopak, ale nie wydawał się pocieszony. Przygnębienie, spowodowane kłótnią ze Szpadką, nadal dręczyło młodego wikinga.- Pójdę już, na razie- dodał po chwili i szybko odszedł w kierunki stajni Hakokła.
Sytuacja wydawała się dziwna Czkawce. Jednego dnia para jest w sobie zakochana po uszy a drugiego chcą zabić się nawzajem. Współczuł obojgu, ale w głębi duszy poczuł ulgę, że on nie ma takich kłopotów. A biorąc pod uwagę to, że Astrid jest...dość wybuchowa, kłótnia była by o wiele ostrzejsza.
Gdy jeździec zdołał pomóc tym, którzy go potrzebowali, poszedł do Śledzika, który miał nowe wyniki badań nad różą norweską.
- O, Czkawka, wejdź- ponaglił szybko Śledzik, robiąc przejście dla wodza w drzwiach. Jeździec wślizgnął się do jasnego pomieszczenia i podrapał Sztukamies, która podeszła by się przywitać.
- Co z tym badaniem?- Spytał zaciekawiony wódz, siadając na polecenie przyjaciela. Śledzik zajął miejsce na przeciw niego i zaczął wertować kartki grubej księgi o botanice. Przyjechał palcem po żółtym papierze i zatrzymał na odpowiednim miejscu.
- Nie są toksyczne dla smoków, ale dla ludzi tak- Powiedział Śledzik. W jego głosie Czkawka usłyszał nuty ekscytacji, jak zawsze, gdy blondyn dowiadywał się czegoś nowego. Wódz usiadł prosto i sięgnął po książkę.
- Czyli nie możemy ich sprowadzać ?- Spytał Czkawka, patrząc uważnie w zapisane strony.
- Róże norweskie są bardzo alergiczne- odparł Śledzik.- Kontaktowałem się z Bolią, która zajmuje się uprawą roślin na zachodnich wyspach Archipelagu.- Bolia była starszą kobietą mieszkającą na Kortynii. Zajmowała się wszelkimi rodzajami roślin i ich badaniem, tak jak Śledzik. Może sprawiły to więzy krwi, ponieważ Bolia była ciotką Śledzika.
- Mówiła, że na jej wyspie nikomu nic nie jest, a róże rosną tam od wieków- ciągnął chłopak. Wódz słuchał go z uwagą. Sprawa kwiatów była dość ważna, ponieważ gdy Arrani przywieźli nasiona i pąki tej rośliny, kilkunastu wikingów dostało ataku duszności a ich skóra stała się czerwona.
- Może dlatego, że są przyzwyczajeni ? -Zapytał wódz. Śledzik podał mu kubek gorącej herbaty i usiadł ponownie na krześle wyłożonym futrami.
- Tak- przyznał blondyn.- Mieszkają od urodzenia wśród róż norweskich, więc dla nich to coś normalnego, ale ludzie, którzy nie mieli z tymi kwiatami nic wspólnego muszą uważać - podsumował krótko wiking, zamykając księgę.
- Chyba nigdy tego nie zrozumiem- zaśmiał się wódz, wstając powoli.
- Cóż, to botanika- powiedział Śledzik.
- Pozbędziesz się tego z wyspy?- Spytał jeszcze szatyn.
- Oczywiście- przysiągł jeździec z uśmiechem. Wikingowie pożegnali się i Czkawka wyszedł.
Mroźne powietrze uderzyło jeźdźca z mocniejszą siłą. Czkawka odkrył się futrem i ruszył przed siebie, przeklinając brzydką pogodę. Było już po południu, kiedy wódz wszedł do Pyskacza.
- Jak z bronią?- Spytał jeździec. Czkawka nieco obawiał się, że gdy on wyjedzie zagrożenie atakiem może drastycznie wzrosnąć. Wiele ludów z Archipelagu obawiało się władzy wodza Berk, a raczej smoków, którymi straszono na całym świecie.
- Wszystko jest gotowe, Czkawka- powiedział kowal z uśmiechem i wymachując mieczem przed nosem młodego wikinga.- Nie bój się, kto miałby nas najechać?- Dopytał kowal, jakby czytał w myślach Czkawce.
- Wiesz, że odkąd jestem wodzem nie lubię opuszczać Berk na tak długo- stęknął chłopak, opierając się o blat. Gbur machnął ręką na jego słowa.
- Trzy dni to nie wieczność.-Pyskacz poprawił hełm i spojrzał na Czkawkę bystrymi oczami.
- Co?- Spytał wódz, który zaczął poprawiać strój do latania. Kostium różnił się tym, że był dodatkowo ocieplany. Razem Czkawka miał ich trzy, ale co jakiś czas wpadał mu do głowy nowy pomysł.
- Za bardzo się przyjmujesz tym wodzowaniem- rzekł od razu. Czkawka westchnął i odłożył na bok śrubkę.
- Tata też taki był...-Powiedział cicho, odwrócony tyłem do przyjaciela. Kowal zamyślił się chwilę.
- Nikt nie każe ci być Stoikiem- rzekł. Pyskacz także tęsknił za dobrym przyjacielem, który zginął cztery lata temu. Do dziś wspominał o ich wspólnych wyprawach. Tych ryzykownych, które zazwyczaj dotyczyły zabijania smoków, ale także weselszych jak Stoick bał się zapytać Valkę o taniec.
- Wiem, ale...chcę być taki jak on- wyznał szczerze, patrząc na kowala.
- Każdy powinien być przede wszystkim sobą, młody.-Pyskacz poklepał go po ramieniu, po czym wyszedł z kuźni.
Astrid skończyła właśnie lekcje zielarstwa u Gothi i wraz z Lauren szła do jej domu. Blondynka zawzięcie opowiadała przyjaciółce o podróży, na którą już nie mogła się doczekać.
- Masz szczęście, mając Czkawkę- powiedziała w końcu, podając Astrid gorącą czekoladę. Dziewczyna zarumieniła się lekko ale skinęła głową.
- Kto by pomyślał...-Rzekła z westchnieniem jeźdźczyni. Lauren zaśmiała się serdecznie i zaczęła sprzątać kuchenne blaty.
- No, na pewno nie ja- powiedziała, nadal się śmiejąc.
Dziewczyny rozmawiały jeszcze długo dopóki Astrid nie zorientowała się, że musi jeszcze się spakować. Pożegnała się uściskiem z Lauren i ruszyła do domu. W drodze spotkała Czkawkę.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę na ten wyjazd-powiedziała, przytulając się do chłopaka, który ucałował ją w głowę.
- Ja chyba bardziej- szepnął, mając przed oczami wizję oświadczyn. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie po jego myśli.
- Dobra, idę się spakować.- Astrid oderwała się od ukochanego i szybko musnęła jego usta swoimi. Czkawka odprowadził jeszcze wzrokiem blondwłosą piękność do domu i poszedł do swojego, gdzie czekał na niego Szczerbatek i Valka.
Kobieta z siwymi pasmami włosów stała pośrodku pokoju oparta o komodę. Wódz spakował najpotrzebniejsze rzeczy i poszedł po pudełko z pierścionkiem. Ostrożnie włożył je do torby i zamknął szczelnie.
- To chyba wszytko-powiedział do siebie, lecz odwrócił się do mamy. Valka wytarła łzę, która wolno spłynęła po policzku, uśmiechając się do syna.
- W porządku? - Spytał zaskoczony reakcją mamy. Podszedł do niej i przytulił mocno.
- Tak- odparła już uspokojona Valka. - Nie mogę uwierzyć, że mój jedyny syn podejmuje tak ważne decyzje w jego życiu. Czkawka zaśmiał się cicho.
- Taka kolej rzeczy, mamo- powiedział, tuląc do siebie rodzicielkę. Po chwili kobieta oderwała się.
- Idź już, bo zmienię zdanie i cię nie puszcze.-Chłopak złapał torbę i zszedł na dół, aby pożegnać się ze Szczerbatkiem. Ukucnął przed smokiem i podrapał pod brodą, wybudzając go ze snu. Nocna Furia otworzyła delikatnie oczy i od razu ożywiła się, przypominając o wyjeździe przyjaciela.
- Chyba wytrzymasz, co?- Spytał chłopak przekręcając lakoniczne łeb smoka. Szczerbatek prychnął ale polizał jeźdźca z troską. Już za nim tęsknił.- Odbijemy to sobie, przyjacielu- obiecał wódz, szeptając gadowi do ucha. Nocna Furia zaskomlała cicho, ale ruszyła się z miejsca, by pójść odprowadzić Czkawkę do portu.
- Mamo, przecież ja się nie wyprowadzam!- Powiedziała nieco zirytowana Astrid, kiedy Eira tuliła ją do siebie po raz kolejny.
- Mam tylko ciebie...- powiedziała na usprawiedliwienie kobieta, całując ją w głowę. Po chwili puściła swą córkę, ale za to Saw podniósł Astrid i przytulił ją mocno. Dziewczyna zaśmiała się mimowolnie i także przytuliła tatę. Po chwili dołączyli do nich Czkawka, Valka oraz Szczerbatek z ponurą miną.
- Mam nadzieję, że nie odpłyniesz beze mnie- powiedział chłopak na przywitanie. Astrid zaśmiała się i przytuliła delikatnie szatyna. Wciąż była nieco nieśmiała obecnością swoich rodziców oraz Valki. Saw i Eira przywitali matkę wodza, po czym porozmawiali jeszcze jakiś czas.
Gdy Astrid i Eira załadowały dwa nieduże plecaki, Czkawka podszedł do przyszłego teścia, który z uwagą obserwował córkę.
- Mam do ciebie prośbę, Czkawka- powiedział Saw, czując na sobie wzrok jeźdźca.- Miej na nią oko. Eira ciężko przeżyła porwanie Astrid, a drugi raz...
- Rozumiem- przerwał chłopak, patrząc na mamę dziewczyny.- Obiecuję, że nic się jej nie stanie- zapewnił wódz . Jego głos był mocny i stanowczy. Zupełnie jak głos twardego wikinga i wodza.
- Wierzę w to.- Saw poklepał szatyna po plecach i uśmiechnął się delikatnie.- Jesteście dorośli, a my, jako rodzice, nie możemy się wtrącać do waszego życia. Możemy jedynie wam pomagać.- Czkawka zawsze wiedział, że Saw to dobry człowiek mający zawsze na pierwszym miejscu dobro rodziny, ale nieco był zaskoczony słowami wikinga. Skinął głową z uznaniem i popatrzył w stronę trójki kobiet, które śmiały się głośno. Wódz zerknął jeszcze na ocean, który był spokojny i przejrzysty.
- Jeżeli chcemy dopłynąć przed późnym wieczorem, musimy się zbierać- powiedział Czkawka i podszedł do Szczerbatka.
- Stary, co to za mina? -Zaśmiał się jeździec na co smok prychnął obrażony.- Daj spokój, Mordko, to tylko trzy dni.-Wódz mrugnął do niego i przytulił delikatnie. Gad polizał swego przyjaciela po policzku i podszedł do Astrid, która właśnie żegnała się ze swoją smoczycą.
- Przepraszam, że kradnę ci przyjaciela-powiedziała szeptem Astrid i ucałowała nozdrza smoka. Szczerbatek kichnął, ale uśmiechnął się słodko do ukochanej jeźdźczyni, która drapała go jeszcze przez chwilę.
- Astrid, musimy już płynąć- powiedział Czkawka, stając już przy łodzi. Dziewczyna pożegnała się szybko z rodzicami i przyszła teściowa i dołączyła do ukochanego. Oboje pomachali do smoków i do wikingów, a kiedy port Berk zniknął im z oczu poszli posiedzieć na dziób.
- W końcu sami- mruknął Czkawka, odchylając głowę do tyłu, chcąc poczuć ostatnie promienie słońca. Astrid wtuliła się w niego i przytaknęła.
- Wiesz, nawet się cieszę, że będziemy bez smoków- dodała po chwili.- Tylko ty i ja.
Wódz przytulił mocniej do siebie ukochaną i przykrył ich futrem.
Jeździec zaklinował ster tak, aby nie zboczyli z kursu, więc nie musieli siedzieć na rufie. Siedzieli, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Cieszyli się obecnością drugiej osoby, chcąc zapamiętać każdy moment dnia, kiedy są sami. Astrid opowiadała o czymś Czkawce, który nie, słuchając jej, bawił się jej włosami. W końcu zamknął jej usta swoimi, ku zaskoczeniu Astrid. Wyglądała śmiesznie, kiedy chłopak całował ją z zaskoczenia, ale uwielbiała, kiedy to robił. Spokojnie oddała pocałunek, a kiedy skończyli patrzyli w sobie oczy.
- Mówił ci ktoś, że jesteś śliczna?- Powiedział, gładząc jej policzek jedną ręką a drugą chwycił ją w talii.
- A byli tacy jedni- prychnęła dziewczyna, całując chłopaka w usta.
Gdy na zewnątrz robiło się jeszcze chłodnej, jeźdźcy postanowili zejść pod pokład, gdzie ściany były dodatkowo ocieplone. Astrid i Czkawka położyli się na futrach, wtulając się w siebie. A żeby podróż minęła im szybciej postanowił zagrać w przeróżne gry. Oczywiście nie obyło się bez pocałunków i zabawnej rozmowy, za którą Czkawka dostał kilka razy w ramię.
W końcu po kilku godzinach wyszli na zewnątrz a ich oczom ukazał się port wyspy Rod.
Coś się pojawiło, ale chyba niezbyt udane :/. Cóż, pociągnę do końca wyprawy Astrid i Czkawki a potem... się zobaczy :) A jak u Was? :D
piątek, 30 października 2015
wtorek, 27 października 2015
Planowana przyszłość
Kiedy na drugi dzień wioska odsypiała udaną imprezę, Czkawka pracował nad małą biżuterią w kuźni Pyskacza. Kowal także przesadził nieco z trunkiem i spał w najlepsze w wielkim, wygodnym łożu, więc wódz miał spokój i mógł się skupić nawet na najmniejszych szczegółach. Oczywiście Czkawka nie zapomniał o Szczerbatku, z którym urządził sobie dłuższy, podniebny spacer. Teraz groźna i czujna Nocna Furia wylegiwała się przy ciepłym piecu. Wódz przeszedł obok smoka i podszedł po stopione srebro. Ostrożnie, za pomocą szczypiec, przelał je do wcześniej wyrobionej formy i poczekał aż wszystko stężeje. W między czasie zajął się dopracowaniem projektu pierścionka. Musiał być oryginalny, jedyny w swoim rodzaju. Czkawka przypatrywał się rysunkowi po raz któryś tego ranka i nadal czuł, że czegoś brakuje.Westchnął niezadowolony, wyjął z kubka naostrzony węgielek i dorysował dwa małe diamenciki po obu stronach większego kamienia.
Kiedy na drugi dzień wioska odsypiała udaną imprezę, Czkawka pracował nad małą biżuterią w kuźni Pyskacza. Kowal także przesadził nieco z trunkiem i spał w najlepsze w wielkim, wygodnym łożu, więc wódz miał spokój i mógł się skupić nawet na najmniejszych szczegółach. Oczywiście Czkawka nie zapomniał o Szczerbatku, z którym urządził sobie dłuższy, podniebny spacer. Teraz groźna i czujna Nocna Furia wylegiwała się przy ciepłym piecu. Wódz przeszedł obok smoka i podszedł po stopione srebro. Ostrożnie, za pomocą szczypiec, przelał je do wcześniej wyrobionej formy i poczekał aż wszystko stężeje. W między czasie zajął się dopracowaniem projektu pierścionka. Musiał być oryginalny, jedyny w swoim rodzaju. Czkawka przypatrywał się rysunkowi po raz któryś tego ranka i nadal czuł, że czegoś brakuje.Westchnął niezadowolony, wyjął z kubka naostrzony węgielek i dorysował dwa małe diamenciki po obu stronach większego kamienia.
-I jak myślisz?-Spytał chłopak, kiedy zaciekawiony Szczerbatek staną łza nim. Smok powąchał skrawek papieru i pokiwał głową na znak, że mu się podoba. Szczerbatek z czasem nauczył się ludzkich zachowań a nawet krótkich słów takich jak "tak", czy "nie". Śledzik był tym zszokowany,ale nie było w tym niczego nadzwyczajnego zważywszy na papugę jednego dziecka z Berk. Ptak ten uwielbiał rozmieszać ale i denerwować każdego
wikinga, który przechodził obok.
Pierścionek miał mieć razem trzy diamenty: jeden większy z minimalnym połyskiem bezchmurnego nieba, a dwa mniejsze były czystym diamentem. Srebrno, na którym szlachetne kamienie miały zostać umiejscowione, było bez skazy, ale z kilkoma niebieskimi agatami. Czkawka czuł się naprawdę szczęśliwy, ponieważ nie mógł się już doczekać momentu, aż założy ten pierścionek na palec Astrid. A za jakiś czas złotą obrączkę.Odłożył rysunek zadowolony z pomysłu i podszedł do stopionego srebra. Delikatnie wyjął kółko i położył je szybko na biurko, gdyż stop nadal był gorący.
-Cześć, Czkawka-krzyknął Pyskacz, wchodząc radośnie do kuźni. Wódz podskoczył przestraszony nagłym pojawieniem się przyjaciela i uderzył głową o półkę.
-Na Thora, Pyskacz, pukaj następnym razem!-Oburzył się jeździec, piorunując kowala wzrokiem. Gbur roześmiał się chrapliwie i poklepał młodego wikinga w ramię.
-Co tam porabiasz?-Spytał zaciekawiony blondyn, pochylając się nad szatynem. Jego oczy błysnęły tajemniczo a na twarzy pojawił się chytry uśmiech.
-No, no, Czkawka, w końcu!-Wódz poczuł jak oblewa go zimny pot a policzki stają się czerwone. Podrapał się po karku, ocierając przy okazji krople potu. Kowal przysiadł się tuż obok i pomagał Czkawce wsadzić diamenty na prawowite miejsce. Wódz denerwował się obecnością kowala, bonie wiedział jak przyjaciel zareaguje na wieść o planowanych oświadczynach. Czkawka zawsze opowiadał blondynowi o ważniejszych sprawach a propozycja małżeństwa była jedną z nich
Po dwóch godzinach męczącej roboty, wikingowie skończyli arcydzieło w postaci pierścionka zaręczynowego. Jeździec odłożył ostrożnie biżuterię do małego, bordowego pudełka.
-Jaki masz plan na potem ?-Spytał kowal, kiedy szatyn zaczynał sprzątać pomieszczenie.
-Najpierw pójdę zobaczyć, czy twierdza jest cała a potem pójdę na pola, bo jest jakiś problem z wykopami-zaczął chłopak, mówiąc monotonnie jakby recytował.
-Nie o to mi chodzi-powiedział kowal, patrząc na jeźdźca z założonymi rękoma na piersi. Stoik czasami przyjmował podobną pozę, zwłaszcza wtedy, gdy Czkawka coś narozrabiał.
- Więc o co?-Spytał, podnosząc brew. Pyskacz przejechał kikutem po dwóch warkoczach, jakby był zakłopotany.
-No, po oświadczynach-odparł w końcu. Jeździec spalił buraka, patrząc na Szczerbatka. Jednak zamiast znaleźć jakiekolwiek wsparcie, ujrzał tą samą ciekawość jak w oczach Gbura.
-Najpierw Astrid musi się zgodzić...-Zaczął niepewnie. O swoich planach mówił jedynie Valce, więc czuł się bardziej zdenerwowany.- A wybiegając w przyszłość, myślałem, żeby pobrać się podczas wiosny, tak jak rodzice. - Dokończył z uśmiechem, wspominając jak jego mama opowiadała o jej ślubie. Chłopak był pewien, że Valka robi to specjalnie, gdyż często wspominała, że jeździec powinien myśleć o wspólnej przyszłości z Astrid. Wiecznie czekać nie będzie-mówiła na usprawiedliwienie kobieta, kiedy wódz oburzał się.
- Rozumiem, ale nie chcesz poczekać?-Zapytał ostrożnie Pyskacz, ponownie siadając na krześle. Czkawka wzruszył ramionami.
- Kocham Astrid i nie widzę przeszkód, żeby czekać dłużej-mruknął. Już niedługo będzie słyszał to pytanie setki razy.
-Taa, wiem-odparł ponuro blondyn. Wiking wyglądał nieco gorzej niż lata temu-przeszło przez myśl Czkawce. Także dość szalony tryb życia przyczynił się do jego wyglądu.-Wiesz, nie mogę się po prostu przyzwyczaić do tego, że masz już dwadzieścia trzy lata, jesteś wodzem najważniejszej wyspy na Archipelagu, a na dodatek się żenisz-wyznał szczerze kowal z iskierkami łez w oczach. Czkawka poczuł się źle, widząc przyjaciela w takim stanie.
-Przecież zawsze będę tym samym Czkawką-pocieszył z uśmiechem. Szczerbatek ruszył się z ciepłego miejsca i podszedł do swego jeźdźca, mizdrząc się do niego. Kowal machnął ręką.
- Najważniejsze żebyś był szczęśliwy-powiedział w końcu przez ściśnięte gardło. Pyskacz traktował wodza jak syna, więc Czkawkę nie zdziwiło zachowanie wikinga, tylko nieco smuciło.-A z nią na pewno będziesz dokończył, wskazując na blondwłosą dziewczynę, która śmiała się, myjąc Śmiertnika Zębacza. Czkawka uśmiechnął się na jej widok, lecz po chwili zwrócił się do starego przyjaciela.
-O to nie musisz się martwić.
Wódz przewrócił oczami, kiedy Juri po raz trzeci opowiadał Koszmarach, które regularnie psuły jego pole. Czkawka starał się zachować spokój, ale nie mógł więcej wytrzymać piskliwego głosu wikinga.
-Okej, zrozumiałem- powiedział nieprzyjemnie, ale stanowczo. Juri przestał natychmiast żywo gestykulować i spojrzał zdziwiony na wodza.-Juri, używasz ryb jako nawozu, więc nie dziwię się, że smoki rozkopują twoją ziemię-wytłumaczył, pokazując na brązową glebę.Czkawka nie czuł się najlepiej. Od godziny miał wrażenie, jakby ktoś wiercił mu dziurę w głowie.
-Może wykorzystasz dla odmiany coś innego?-Spytał Czkawka po chwili. Juri wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać.
-Ależ wodzu, co innego miałbym wykorzystać ?-Zapytał przestraszony szatyn wciągnął ostre powietrze i wypuścił je powoli.
-Na przykład rozkłady z owadów. Sven mówi, że sprawdzają się bardzo dobrze-odparł z uśmiechem, ale widząc minę łysego mężczyzny, znów zrobił się ponury.-Dobra, zrobimy inaczej. Zastosujesz te rozkłady, a jeżeli nie pomogą, wymyślimy coś innego.-Jeździec wskoczył na Szczerbatka i, nie czekając na jakąkolwiek reakcję Juriego, wzbił się w powietrze.
-Już nie wytrzymuje...-Szepnął do smoka, kiedy otaczały ich żółtawe chmury. Nocna Furia przekręciła łeb ku jeźdźcowi i uśmiechnęła się chytrze.-Już ja wiem, co ty kombinujesz.-Smok zaśmiał się gardłowo, ale rozłożył jeszcze szerzej skrzydła. Czkawka w tym czasie włożył hełm i położył się na czarnym gadzie.
Jeździec i smok rozrywali chmury w szalonej prędkości.Czuli jak adrenalina rozpruwa ich żyły, dając niesamowite uczucie. Uczucie wolności, tego co oboje kochali i uwielbiali. Niebo było ich drugim domem, w którym czul się niesamowicie błogo. Czkawka i Szczerbatek pasowali do siebie jak puzzle. Nie mogli bez siebie latać, a tym bardziej żyć. Chłopak krzyknął z całej siły, aż poczuł przyjemne kłucie w płucach. Mógłby latać tak godzinami, ale niestety nie mógł sobie na to pozwolić.Latali jeszcze długo wśród chmur. Wódz sprowadził smoka ku górze aż Szczerbatek zatrzymał się i wywalił na wierzch język. Czkawka odpiął się szybko i runął w dół, a za nim Nocna Furia. Chłopak spojrzał na smoka, ale przez wiatr musiał zamknąć oczy.
Po niecałych czterdziestu minutach, oboje wylądowali na górce tuż obok wioski. Czkawka już od tygodni nie czuł się tak dobrze. Radość wypełniała cały jego umysł. Przed oczami miał tylko chmury, niebo najlepszego przyjaciela obok siebie. Co więcej do szczęścia potrzebne? Wódz złapał łeb Szczerbatka i spojrzał mu w oczy.
-Dzięki, Szczerbatku- szepnął, na co smok polizał go delikatnie po policzku.
Czkawka załatwił jeszcze mnóstwo spraw dotyczących Berk. Chodził po wiosce w tę i z powrotem, ale nie psuł mu się humor. Szczerbatek dreptał przy nim, bawiąc się paskami od siodła, ale w końcu Czkawka uaktywnił mu automatyczny ogon i po chwili Nocna Furia zniknęła wraz z innymi smokami.
-Cześć, Czkawka-powiedział Śledzik, który pojawił się w spichlerzu.
-O, hej-odparł wódz i rzucił worek jabłek w kąt.-Co cię sprowadza?
-Pamiętasz jak rozmawialiśmy o tej nowej wyspie na północy?-Spytał,patrząc na skórzany notes. Wódz skinął głową, czekając na dalsze wyjaśnienia.- Leciałem tam dziś ze Smarkiem, ale nic ciekawego nie znaleźliśmy-powiedział, skreślając jedną pozycję z listy.
-Miałem nadzieję, że znajdziemy smoki zimowe-mruknął niepocieszony szatyn.
-Klimat tam robi się coraz cięższy do zniesienia, więc pewnie się przeniosły-powiedział blondyn, drapiąc się ołówkiem w głowę.
-Dobra robota, dzięki.-Śledzik pożegnał się z przyjacielem i poszedł do Akademii, gdzie czekała na niego grupa dzieci, których uczył botaniki.
.
Gdy nastał wieczór, Czkawka zgarnął pierścionek w bordowym pudełeczku i poszedł do domu. W pomieszczeniu unosił się słodki zapach pieczonych jabłek z cynamonem. Wódz poczuł od razu burczenie w brzuchu, więc skoczył szybko się przebrać i zszedł z powrotem do kuchni. Valka szukała czegoś w spiżarni, a gdy wyszła przywitała syna, który zajadał się kolacją.
- Jak tam dzień?-Zagadnęła kobieta z szerokim uśmiechem, biorąc na talerz kawałek szarlotki. Czkawka streścił jej, co ciekawego robił,pomijając o pierścionku, który chciał pokazać po kolacji.
-Oh, doskonale wiem, jakie to uczucie-powiedziała, gdy chłopak opisał jej mały wypad na spacer ze Szczerbatkiem.- Tylko nie szalej tak. Chyba, chcesz, żebym zeszła na zawał-dodała, grożąc chudym palcem przed
nosem syna.
- Przecież ja zawsze uważam -prychnął Czkawka, obserwując tańczący ogień. Siedział z mamą w przytulnej kuchni. Za oknem było już ciemno, tylko pochodnie i księżyc oświetlały wioskę. Gdzieś w oddali puchacz współgrał z wyjącymi psami. Valka opowiadała mu historię, kiedy szła ze swoją przyjaciółką, Savą, na ryby. Natknęły się wtedy na dzikiego Śmiertnika, który nie zauważywszy ich przeszedł obojętnie obok nich.
-Najadłyśmy się strachu za wsze czasy-dodała ze łzami śmiechu. Czkawka zaśmiał się i nagle przypomniało mu się o pierścionku.
- Pokaże ci coś, mamo-powiedział i szybko wskoczył na górę. Postawił przed zaciekawioną Valką bordowe pudełko. Kobieta otworzyła je, a gdy ujrzała zawartość, zamarła. Wódz mógł czytać z jej wyrazu twarzy jak z otwartej księgi. Matka wodza nie kryła radości i łez wzruszenia.
- Jest cudowny...-Wyszeptała, wyjmując ostrożnie biżuterię z pudełka. Czkawka poczuł ulgę. Nie był przekonany, czy Astrid się spodoba, ale poprzez wyraz zachwytu Valki, bał się o wiele mniej. Szatynka przymierzyła biżuterię, która świeciła w blasku świec.
Nagle drzwi otworzyły się i do kuchni wpadła Astrid. Valka natychmiast schowała dłoń pod stół, przestraszona wizytą przyszłej synowej. Blondynka spojrzała na nich zdziwiona.
- Dobry wieczór-przywitała się. Czkawka zamarł, spoglądając na swą matkę. Pierścionek jest niesamowicie błyszczący, więc Astrid z pewnością by go zauważyła. Wódz wstał i podszedł do ukochanej. Odwrócił ją skutecznie tyłem do Valki, widząc jak jego mama pospiesznie chowa biżuterię wraz z pudełkiem do szafki na talerze. Astrid chciała się odwrócić do Valki, ale przeszkodził jej w tym Czkawka, który pocałował ją. Astrid była bardzo zaskoczona, ale dała się ponieść chwili i oddała krótki całus.
-Coś się stało?-Spytała dziewczyna, patrząc raz na szatyna raz na Valkę. Kobieta posłała jej ciepły uśmiech i, pomijając pytanie, spytała:
-Herbaty?
Hej, ludziki! Nie mam dla Was dobrych wieści... Prawdopodobnie zakończę karierę z blogiem. Nie czuję się na siłach no i brakuje mi weny... Przepraszam te kilka osób, które poświęcały swój czas na czytanie tego bloga. Nie wiem, czy będę dalej pisać.
Ściskam mocno :)
sobota, 24 października 2015
Pożegnanie lata
Minął tydzień odkąd Astrid obudziła się. Czuła się dużo lepiej, ponieważ jej rodzice i Czkawka nie wypuszczali jej praktycznie z łóżka. Dziewczyna dużo czytała, posprzątała pokój i bawiła się z ukochaną smoczycą, która weszła do jej czterech ścian. Astrid tak bardzo się stęskniła za Wichurą, że popłakała się, gdy ją ujrzała. Gdyby nie strach przed ostatnimi wydarzeniami, wojowniczka wsiadła by na smoka i poleciała tam, gdzie poniosą oczy. Jednak nie chciała martwić rodziców i Czkawki, który prędzej udzieliłby jej surowej nagany. Cieszyła się, że jej chłopak tak bardzo o nią dba. Wiedziała, że może powierzyć mu wszelkie tajemnice. Bardzo go kochała i ufała mu bezgranicznie. Wyjęła spod kolorowej poduszki rysunek ukochanego, który przedstawiał Szczerbatka, Wichurę oraz Czkawkę, który uśmiechając się radośnie, obejmował Astrid. Dziewczyna zaśmiała się, wspominając wyprawę w ubiegłe lato, kiedy ona i Czkawka udali się na Rod, gdzie spędzili urocze dwa dni. Już dawno nigdzie nie byli razem, ale Astrid była nieco przyzwyczajona do tego, że jeździec nie poświęcał tyle czasu ich związkowi. Sama była zapracowana, więc jedyne, kiedy mieli czas to wieczory, ale nawet wtedy nie mieli siły by cokolwiek robić. Zazwyczaj kładli się obok siebie i rozmawiali. Astrid uwielbiała ich wieczorne pogawędki. Miały w sobie jakiś mały urok. Dozwolony tylko dla nich. Schowawszy rysunek z powrotem, Astrid zeszła na dół, gdzie Eira przygotowywała obiad. Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie, widząc szczęśliwą rodzicielkę. Kobieta śpiewała pod nosem starą balladę o dziewczynie ze złamanym sercem. Na Archipelagu krążyła legenda, że niejaka Solle- śliczna córka króla wyspy Tysiąca Jezior, zakochała się w młodym rybaku. Oboje spędzali namiętne i radosne chwile, ale kiedy król dowiedział się o młodej miłości, kazał zabić rybaka. Zrozpaczona dziewczyna poprosiła o pomoc czarownicę, która w zamian za urodę księżniczki, przewróciła życie chłopakowi. Jednak nie rozpoznał jej. Była szkaradą. Codziennie obserwowała go, gdy wypływał w spokojne morze. Któregoś dnia zabrał na łódź nieznaną dziewczynę. Solle pękło serce, gdy zobaczyła, że owa para całuje się. Zrozpaczona rzuciła się z klifów.
- Cześć, mamo-powiedziała Astrid. Podeszła do stołu, gdzie Eira kroiła marchewkę.
- Hej, Astrid-odpowiedziała szatynka, spoglądając na swą piękną córkę. Dziewczyna chwyciła nóż i zaczęła kroić kalafior przygotowany wcześniej przez Eirę.
-Co dziś będziesz robić ?-Zapytała mama wojowniczki, wrzucając kolejną porcję do wody.
-Chciałam umyć Wichurę i dopasować siodło-odparła. Kiedy stare siodło rozwaliło się, Pyskacz obiecał, że wykona nowe, o wiele wygodniejsze i bardziej wytrwałe.
-Tylko żebyś nigdzie nie latała-ostrzegała ją mama, przybierając ostrzejszy ton. Astrid przewróciła oczami, ale uśmiechnęła się.
-Oczywiście-powiedziała. Za drzwiami domu Hoffersonów rozlegały się gwary i głośne śmiechy. Astrid nagle zapragnęła wyrwać się z ciemnych pomieszczeń i pospacerować po Berk. Odłożyła nóż, wcześniej wrzucając kalafior do metalowej miski.
-Pójdę się przewietrzyć-powiedziała i szybko wbiegła do swojego pokoju. Przebrała się w czerwoną bluzkę, niebieskie leginsy i ulubioną spódnicę. Pożegnała się z mamą i wyszła.
Logan pomagał Agnarowi wnieść ostatnie skrzynki na pokład. Chłopak nadal miał zły humor, ale czuł, że powoli zaczynał od nowa. Rozprostował kości, które wydały dźwięk pękania. Blondyn spojrzał jeszcze na cudowne widoki wyspy, gdzie za smokami biegały dzieci a obok nich rozmawiały trzy kobiety. Po chwili spostrzegł, że na wprost szedł znajomy mężczyzna. Agnar także zauważył sylwetkę wodza, więc odłożył kufer i wyczekiwał Czkawkę. Obok niego szedł dumnie Szcerbatek, który ciągnął swój długi i czarny jak noc ogon. Nocna Furia prychnęła a z jej nozdrzy wydobył się kłębek szarego dymu.
-Więc już opuszczacie Berk?-Spytał Czkawka uściskawszy dłoń Agnara i Logana.
-Nie będziemy zawadzać-odparł z uśmiechem wódz Arran. Wyglądał nieco lepiej, ale Czkawka zauważył, że wiking ma o wiele siwych włosów. Widocznie taki był skutek ciągłego zamartwiania.- Po za tym, Logan czuje się lepiej.-Stojący obok blondyn skinął głową na słowa wuja. Szczerbatek mierzył go surowym wzrokiem, po czym odszedł kilka metrów do dziewczyny, która stała na początku mostu. Czkawka poczuł miłe ciepło, jak zawsze kiedy widział swoją ukochaną. Astrid drapała mocno ciemne łuski smoka, który co jakiś czas wydawał pomruki zadowolenia.
-Mam rozumieć, że traktat obowiązuje od przyszłego miesiąca? -Zapytał Czkawka.
-Ależ oczywiście!-Odparł z uśmiechem Agnar, klepiąc jeźdźca w ramię. Chłopak skrzywdził się nieco, ale nie dał tego po sobie poznać.
-Wuju, musimy płynąć, jeśli chcemy dotrzeć na Arran przed świtem.-Wtrącił nieśmiało Logan. Chłopak niecierpliwił się, ponieważ zauważył Nate'a, który na swym smoku patrolował wyspę. Czuł strach ale także złość na jeźdźca.
Arrani pożegnali się z Czkawką serdecznie, po czym odpłynęli Chłopak stał jeszcze na pomoście jakiś czas, dopóki statek nie znalazł się dalej. Odwrócił się z chytrym uśmiechem, widząc jak jego przyszła narzeczona bawi się z jego smokiem. Podszedł do nich wolno, czekając aż Astrid skończy pieścić Szczerbatka.
-Cześć, Czkawka-powiedziała w końcu wojowniczka, nie spuszczając wzroku z Nocnej Furii.
-Cześć, skarbie-odpowiedział, podchodząc do blondynki.- Bo pomyślę, że kradniesz mi dziewczynę-powiedział szatyn, patrząc niby groźnie na Szczerbatka. Smok zaśmiał się po swojemu, jakby śmiał się, że właśnie tak jest. Astrid po chwili przestała drapać gada, który zadowolony ułożył się obok koszów na ryby. Dziewczyna podeszła do wodza i, spinając się na palce, pocałowała go namiętnie. Czkawka rozmarzył się w idealnym pocałunku, a kiedy blondynka oderwała się od niego czuł na wargach drżenie. Jeźdźczyni uśmiechnęła się do niego zalotnie, na co Czkawka przyciągnął ją do siebie.
- Jak się czujesz? -Spytał, patrząc w jej oczy z troską. Astrid przewróciła oczami. W ostatnim tygodniu słyszała to pytanie setki razy.
-O wiele lepiej-odparła i zarzuciła mu ręce na szyję. Chłopak nagle przypomniał sobie o propozycji Valki, którą złożyła dwa dni temu.
-Wiesz, pomyślałem, że na naszą czwartą rocznicę moglibyśmy wybrać się poza Berk na kilka dni-powiedział z iskierkami w oczach. Astrid nie kryła zadowolenia. W końcu mogli by pozwiedzać nowe wyspy, a przede wszystkim, jeźdźczyni chciała wreszcie być z Czkawką sam na sam.
-Kilka dni? A Berk ?-Zdziwiła się dziewczyna. Wódz stracił nieco humor, bo zawsze kiedy planował spędzić trochę czasu z ukochaną padało pytanie, co z Berk.
-Mam godnych zastępców-puścił do niej oczko. Bardzo się cieszył, że jego dziewczyna zapomniała o ostatnich wydarzeniach, choć kiedy Astrid wspomniała o rytuale i o więzieniu, w którym ją trzymano, Czkawka czuł zwiększającą się adrenalinę. Dzięki bogom, że ta przygoda skończyła się tak a nie gorzej.
- Kiedy chciałbyś wyruszyć?-Ciągnęła dalej temat, nie puszczając się ukochanego a Czkawka mocno trzymał jej talię.
-Rozmawiałem o tym z mamą. Powiedziała, że może mnie zastąpić-wzruszył ramionami szatyn, patrząc na wioskę, gdzie gronkiel głośno warknął.-Myślałem nad piątkiem, wrócilibyśmy w poniedziałek wieczorem.
-To naprawdę świetny pomysł, skarbie-zachwycała się Astrid, pokazując w uśmiechu rząd białych zębów. Czkawka z uwagą obserwował jej różowe usta, myśląc o tym, żeby ją pocałować.
-To jesteśmy umówieni-zaśmiał się i nachylił, by złączyć ich żądne pocałunku usta. Astrid wpiła się mocno w jego chłodne wargi, pogłębiając pocałunek. Cudowną chwilę przerwał krzyk ośmioletniego chłopca, który biegł do wodza.
-Kethlin-powiedział Czkawka odrywając sie od ust blondyny i czerwieniąc jak burak. Chłopiec udawał, że nie widział słodkiej sceny zakochanych i oparł się o kolana i dysząc wysapał:
-Wodzu, masz chwilę? Mam problem z moim Koszmarem.- Czkawka spojrzał ukradkiem na Astrid, która lekko śmiała się.
-Jasne-oparł.-Prowadź.-Szatyn pocałował jeszcze przelotnie ukochana w policzek i zniknął wśród domów Berk.
Słońce grzało coraz słabiej i szybciej ustępowało księżycowi, który swym blaskiem oświecał Berk. Wikingowie skończyli pracę na dzisiejszy dzień i udali się do twierdzy, aby dokończyć przygotowania na pożegnanie lata. Czkawka nie miał nic przeciwko, aby jego ludzie zorganizowali ucztę. Pożegnanie od wieków odbywało się pierwszego dnia dziesiątego miesiąca roku, ponieważ data ta dotyczyła boga urodzaju. Wikingowie chcieli oddać mu cześć i podziękować za urodzajne lato.
Valka uczestniczyła w obchodach po raz czarty odkąd wróciła na Berk. Będąc w Smoczym Sanktuarium, nie myślała nad tym aby, oddawać bogom chwałę. Zawsze zanosiła prośby do swego opiekuna, który najwyraźniej pozostawał głuchy na jej prośby, gdy kobieta miała zły dzień. Jednakże, pożegnanie lata było jej jednym z ulubionych świąt, ale na pierwszym miejscu zawsze stawiała Snoggletog. Matka wodza stała pośrodku Wielkiej Sali i kierowała, gdzie dana dekoracja ma być. Czuła się przeszczęśliwa. Z jej ust nie schodził uśmiech a oczy błyszczały z tą samą radością jak u Czkawki. Chmuroskok zrobił sobie przerwę i poleciał z innymi smokami na małe polowanie.
-Na lewo, Narcyzie!-Krzyknęła kobieta, zadzierając głowę do góry, gdzie na drabinie stał rosły wiking z wieńcem kolorowych kwiatów.-Tak jest dobrze! - Dodała po chwili, gdy bukiet kwiatów został powieszony. W Twierdzy krzątało się sporo wikingów. Niektórzy wynosili śmieci, inni ustawiali stoły i krzesła, a jeszcze inni przygotowywali drewno na opał.
Do środka weszła Astrid, zwinnie omijając rodaków, którzy zatrzymywali ją na chwilę i wypytywali o samo poczucie. Dzięki gadulstwu bliźniaków, cała Berk dowiedziała się, co wydarzyło się tydzień temu.
-Dzień dobry, Valko. -Astrid uśmiechnęła się szczerze, kiedy udało się jej dostać do matki wodza.
-Witaj, Astrid-odparła Valka, przytulając ją mocno.
- Widzę, że wszystko świetnie idzie-rzuciła wojowniczka, rozglądając się z uwagą po twierdzy.
-Jeśli dyryguje Valka, wszystko idzie świetnie-odparł Pyskacz, który wkładał pochodnie do pokrowców przytwierdzonych do ściany. Kobieta przewróciła oczami, ale na jej ostro zaznaczonych policzkach pojawił się rumieniec.
- A Czkawkę gdzie zapodziało?-Zapytała Valka, patrząc na wejście, jakby chciała ujrzeć tam syna.-Mówił, że przyjdzie zobaczyć wystrój.
-Och, dzieciaki mają małe problemy ze smokami, więc zajął się tym.-Machnęła ręka Hofferson. - Cóż, skoro już wszystko gotowe, pójdę zobaczyć co u Lauren-dopowiedziała dziewczyna z lekkim westchnieniem. Pożegnawszy się z wikingami, poszła do przyjaciółki.
Wódz pędził do Twierdzy, karcąc pod nosem samego siebie o swoim zapominalstwie. Tak bardzo się spieszył, że nie zauważył dziewczyny, która równie szybko szła. Wpadli na siebie, w skutek czego był nieprzyjemny upadek na chłodną ziemię.
-As?-Zapytał wódz wstając. Dziewczyna też szybko wstała na nogi, posyłając uśmiech ukochanemu.
- Valka pytała o ciebie-rzuciła od razu. Chłopak palnął się w czoło.
-Właśnie idę do Twierdzy a ty?
-Do Lauren. Chciałam, żeby zrobiła coś z włosami-powiedziała ciut nieśmiało. Nie chciała się przyznać, że nowy wygląd miał być dla Czkawki. Lekarka obiecała pomoc blondynce, gdyż miała fach w dziedzinie fryzjerstwa, choć Astrid zawsze czesała się u Talii, zresztą jak wszyscy w Berk. Jednak pojawianie się blondynki w domu kobiety zawsze budziło gorący temat. Talia podpytywała Astrid o relację z Czawką, po czym rozmawiała o tym ze swoimi przyjaciółkami. Krótko mówiąc, do milczących kobiet nie należała.
- Zawsze wyglądasz pięknie-powiedział chłopak z pąsowymi policzkami. Astrid zaśmiała się, ale schlebiał jej ten komplement.
-Dziękuję-powiedziała, całując go w policzek.-Lepiej zmykaj, bo Valka chce się pochwalić wystrojem.- dodała i, nie czekając na odpowiedź, pobiegła do Lauren.
Nastał już wieczór, kiedy Astrid zakładała prześliczna sukienkę od Koarah. Lauren pomagała jej w dobraniu odpowiednich butów oraz biżuterii. Lekarka usiadła na wygodnej, puchowej sofie i wybierała dla siebie wisiorek. Nagle ktoś wpadł do jej pokoju, strasząc obie dziewczyny.
-Hej, Lauren, masz może poży...-Nate nie dokończył, gdyż jego wzrok powędrował ku Astrid, która czerwieniąc się, stała przy lustrze. Chłopak zagwizdał, będąc pod wrażeniem urody blondynki, lecz jego wzrok powędrował ku Lauren, która wpatrywała się w niego z ciekawością.
-Nieważne-mruknął speszony i szybko opuścił dom Lauren.
-Czkawka oszaleje na twoim punkcie-uśmiechnęła się szatynka, ignorując włamanie przyjaciela. Wojowniczka poprawiła łańcuszek z diamencikami i odparła z pewnością:
-Myślę, że oszalał już dawno.
Muzyka w Twierdzy była bardzo skocza i idealna do szybkiego tańca. Wiele par zajmowało już spory kawałek podłogi, dając się ponieść rytmie melodii. Valka śmiała się z kolejnej historii Talii, która postanowiła zrobić wyjątek i pogadać z matką wodza. Czkawka siedział jak zawsze na swoim miejscu i wyczekiwał swej ukochanej. Spojrzał na lewo, gdzie siedziała paczka przyjaciół. Sączysmark dyskretnie chwycił dłoń Szpadki, ale dziewczyna nie nie wyrwała się. Wódz zmarszczył czoło. Jeszcze dwa tygodnie temu, Jorgenson zaprzeczał jakoby coś było pomiędzy nim a siostrą Mieczyka. Możliwe, że wojownik wstydził się nieco-pomyślał jeździec. Jego wzrok odlepił się od przyjaciół i powędrował ku drzwiom, które otworzyły się, wypuszczając świeże powietrze. Ogień pośrodku zakołysał się dziko przez wiatr, ale uspokoił się i znów trzeszczał z cichym łoskotem. Wódz otworzył szeroko oczy, widząc Astrid, która nieśmiało rozglądała się po pomieszczeniu. Lauren szturchnęła ją i pokazała w kierunku wodza. Dziewczyny roześmiały się z jego wyrazu twarzy. Szatyn zamrugał kilka razy i poderwał się na nogi, przechodząc wśród wikingów. Gdy tylko doszedł do ukochanej, wziął ją w ramiona i ucałował delikatnie w różowe usta.
-Wyglądasz jak bogini...-Wyszeptał jej do ucha. Astrid miała na sobie białą sukienkę bez ramiączek ozdobioną drobnymi kamieniami szlachetnymi. Na zwiewną szatę zarzuciła małe futro, które dodawało jej nieco drapieżności. Na szyi zaś wisiał niebieski łańcuszek, który podkreślał kolor jej oczu. Na delikatnych, lecz silnych stopach założyła czarne półbuty, które przywiozła dla niej Lauren, będąc u rodziny na południowych wyspach. Każda para oczu wlepiała w Astrid zaciekawione spojrzenie, podziwiając niecodzienny ubiór dziewczyny wodza. Włosy blondynki rozlewały się po jej wysmuklonych ramionach i plecach. Lauren podkreciła je nieco, dając zadowalający efekt .
-Dziękuję-powiedziała dziewczyna, spoglądając głęboko w oczy ukochanego mężczyzny. Czkawka nachylił się i po raz kolejny w ciągu dnia pocałował swoją dziewczynę. Nie baczył na wikingów, którzy gwizdali z zadowoleniem na parę. Trzymał w ramionach najcudowniejszą dziewczynę w świecie, dziewczynę, którą kochał ponad własne życie.
-Chodź-powiedział krótko Czkawka i pociągnął śmiejącą się Astrid na parkiet.
Wirowali wśród rytmu muzyki całkowicie zapatrzeni w siebie. Nie trzeba było pytać, czy są parą. Nawet ślepy zauważył by uwielbienie, które błyszczało w ich oczach. Astrid wtulała się w Czkawkę, który uwielbiał, kiedy to robiła. Ucałował ją w złotą głowę i zamknął oczy, rozkoszując się uroczą chwilą. Po godzinie szalonego tańca, para postanowiła udać się na spacer. Było już po północy, ale nikomu to nie przeszkadzało. Czkawka chwycił dłoń ukochanej i zaplótł ich place. Dziewczyna spojrzała na niego. Zapomniała już, kiedy ostatnim razem tak dobrze się bawiła. W dodatku był przy niej Czkawka. Jak to możliwe, że jedna osoba może być przyczyną tak ogromnej miłości oraz radości. Wystarczy jedno spojrzenie a serce już szaleje.
Szli powoli w całkowitej ciszy, którą co jakiś czas przerywały koniki polne swą nocną pieśnią. Czkawka spojrzał na Astrid, która cały dzień była w doskonałym humorze. Chłopak nagle pożałował, że nie może się teraz oświadczyć. Tę chwilę zaplanował z najmniejszymi szczegółami, chodź musiał przyznać, że ta noc jest równie magiczna. Jeździec zatrzymał się nagle i porwał ukochaną w namiętnym pocałunku. Astrid zaskoczona zaśmiała się i przyległa do wodza, łapiąc go za kark. Rozmarzyli się się pocałunku tak długo aż zaczęło brakować im powietrza.
-Nawet nie wiesz, jakie mam szczęście, mając ciebie-powiedział chłopak, głaszcząc blondynkę po policzku. Astrid nie opowiedziała, tylko ponownie stanęła na palce i obdarowała Czkawkę o wiele namiętniejszym pocałunkiem.
Miał być w poniedziałek, więc się cieszcie :D Jeszcze sobota! Mam nadzieję, że rozdział jest ok, bo, szczerze mówiąc, nie jestem zadowolona ;/ Miłego czytania, kochani C:
wtorek, 20 października 2015
Demony przeszłości
Czkawka, po długich namowach Valki i Pyskacza, poszedł spać. Nie spał jednak dobrze i wstał przed południem. Mimo bólu kręgosłupa od długiego lotu, od razu podszedł sprawdzić, jak czuje się Astrid, przy której cały czas siedziała Eira. Kobieta wydawała się być nieco spokojniejsza, lecz nadal zasmucał ją stan córki. Mimo zapewnień Gothi oraz Lauren, że jeźdźczyni niedługo się obudzi, Eira nie czuła się pocieszona. Bardzo martwiła się o Astrid. Kochała ją bardziej niż kiedykolwiek. Nie wyobrażała sobie życia bez ukochanego dziecka. Kobieta jeszcze jakiś czas temu wspomniała o jej ślubie z Czkawką. Była prze szczęśliwa, że Astrid trafiła właśnie na niego. Nie dlatego, że był wodzem i miał wysoką rangę społeczną, ale dlatego, że chłopak był w porządku. Zapewniał rodziców Astrid, że bardzo ją kocha i że nie pozwoli, aby stała się jej krzywda. Słowa nie dotrzymał, ale Eira nie mogła go za to winić. Gdyby chłopak stanął w obliczu niebezpieczeństwa, w pierwszej kolejności odsłonił by Astrid własnym ciałem.
Kobieta zatonęła we własnych rozmyślaniach, do czasu, kiedy poczuła uścisk na ramieniu.
-Idź odpocząć, skarbie-powiedział łagodnie Saw.-Astrid potrzebuje dużo snu-dodał z pokrzepiającym uśmiechem. Kobieta wstała, nie kłócąc się z mężem, i ruszyła do sypialni.
Logan siedział w ciemnym pomieszczeniu. Szare zasłony idealnie odgradzały go od życia, które tak radośnie toczyło się na Berk. Nie miał ochoty na nic. Nawet siły, by żyć. Ile razy słyszał w uszach słowa Agnara, aby w końcu zostawił przeszłość i do niej nie wracał? Dziesiątki razy. Za każdym razem, kiedy wódz widział swojego bratanka w nie humorze. Chłopak musiał zostawić za sobą piękne, niebieskie oczy, zniewalający uśmiech i kręcone, jasne włosy. Dziewczyna mogła by być jego narzeczoną, a nawet żoną. Jednak los nie był łaskawy dla jego rodziny i jego samego. Odebrał mu to, co najważniejsze: miłość. Pozostawił tylko pustkę, rozpacz, żal. Jego serce przepełniała złość. Musiał żyć dalej, ale nie potrafił. Łatwo powiedzieć człowiekowi, żeby się nie martwił. To tylko puste słowa, które nawet nie potrafią wywołać uśmiechu. A przyjaciele? Co się stało z nimi ? Gdzie się podziali, kiedy Logan potrzebował ich jeszcze bardziej? Odwrócili się do niego plecami, udając, że się nie znają. Oprócz Agnara, nie miał nikogo. Został sam. Co będzie, jeśli i jego zabraknie? Chłopak zamrugał gwałtownie oczami. Zsunął się z łóżka i podszedł do komody, gdzie Lauren włożyła mu czyste ubrania. Wyjął pierwszą lepszą koszulę oraz spodnie i wskoczył pod zimny prysznic. Musiał wytrzeźwieć od pytań, które pozostaną bez odpowiedzi. Gdy tylko wskoczył w ubrania, wziął kilka łyków wody z cytryną i wyszedł.
Zmęczona po kilku nieprzespanych nocach, Lauren wracała do domu. Na jej ramieniu wisiała torba, która powoli robiła się pusta. W przeciwieństwie do Gothi, dziewczyna osobiście odwiedzała chorych. Jedyne, o czym teraz marzyła, to gorąca kąpiel, porządny posiłek i sen. Idąc do swoich czterech ścian, spotkała Czkawkę, który żywo tłumaczył coś Krzywonosowi. Szatynka poczekała chwilę, aż wódz skończy rozmowę, po czym podeszła nieco nieśmiało.
-Hej, Czkawka-przywitała go dziewczyna z delikatnym uśmiechem. Jeździec uśmiechnął się na jej widok.
-Witaj, Lauren-oparł. Wysilił się, żeby jego głos nie wydawał się tak ponury, jednak dziewczyna i tak go przejrzała.
- Jak się czujesz?-Spytała z troską i odołożyła na murek skórzaną torbę. Szatyn westchnął ciężko. Pod oczami miał lekko fioletowe worki od nieprzespanej nocy, jednak zmęczenie nie przeszkadzało mu w pracy. Albo było to tylko wrażenie. Lauren przetarła bladą twarz rękoma i usiadła na murek, obok torby.
- Nie martw się tak. Myślę, że Astrid wkrótce powinna się obudzić. Gorączka spadła, dreszcze ustąpiły...-Powiedziała cicho, mimo że wokół nich było głośno. Cóż, Berk tętniło życiem.- Jeżeli mam być szczera, to miała dużo szczęścia. Gdybyś przywiózł ją później, leki mogły by nie działać tak dobrze.-Na twarzy Czkawki przeszedł cień strachu, ale zdołał się uspokoić. Usiadł obok przyjaciółki, która nie wyglądała za dobrze. Kucyk miała rozwalony, oczy wygasłe, bladą cerę i wydawała się znacznie chudsza. Czkawka dopiero zorientował się, jak ciężko pracować musi Lauren.
- Wyglądasz na wyczerpaną. Powinnaś odpocząć-powiedział od razu. Naprawdę martwił się o przyjaciółkę. W końcu była skarbem dla Berk, ale także dla niego. Wiele razy rozmowy z nią podrzymywały wodza na duchu. Lauren wzruszyła ramionami.
-Taka praca-odparła beznamiętnie.-Zresztą, ty dobrze o tym wiesz-dodała. Chłopak podrapał się po karku. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Dziewczyna miała rację, ale jeździec był przyzwyczajony do ciężkiej pracy.
-Tak, ale ja jestem wodzem. Wioska wymaga ode mnie poświęcenia. Nie mogę tak po prostu odejść, zostawiając wikingów na pastwę losu-rzekł po chwili. Uwagę obojga przykuła Valka, która głaskała Wichurę, a po chwili weszła do domu Hoffersonów. Czkawka poczuł nagłą chęć pójścia do ukochanej, ale czuł, że Lauren potrzebuje rozmowy.
- Pewnie też miewasz takie chwile, że masz wszystkiego dosyć-powiedziała. Chłopak zerknął na nią.
-Częściej niż myślisz-odparł z lekkim rozbawieniem. Dzięki tej rozmowie zdołał nieco się rozluźnić i zapomnieć o poharatanej twarzy ukochanej.
-Co robisz, żeby się nie poddawać ?-Spytała ku zaskoczeniu jeźdźca. Chłopak na prawdę był zdziwiony zachowaniem Lauren. Nie przypomniała już tej dziewczyny z radosnym uśmiechem i tryskającą energią. Wyglądała zupełnie jakby ktoś wyciągnął z niej życie.
- Albo dostaję od As albo patrzę na ludzi-rzekł, rozglądając się po spracowanych twarzach wikingów. Lekarka również przyglądała się wiosce z ciekawością.- Ale jednak jest coś, co pomaga o wiele bardziej-rzucił, nie patrząc na szatynkę, lecz przed siebie. Lauren podniosła pytająco brew.
-Smok-odparł, odwracając się do dziewczyny i patrząc jej w oczy z uśmiechem.
Nate siedział w swoim pokoju, majstrując przy siodle Pioruna. Ostatnie wydarzenia nie pomagały mu w skupieniu się. Ręce drżały, na twarzy pojawiły się kropelki potu, który wycierał wierzchem rękawu. Przełożył skórzaną linkę przez dziurkę, po czym przywiązał koniec do haczyka. Po skończonej pracy, podszedł do okna, skąd zauważył Pioruna, swego smoka z gatunku Koszmara Ponocnika. Uśmiechnął się lekko i wrócił na górę, gdzie czekał na niego bałagan. Nate nienawidził sprzątać, jednak nie miał wyboru. Mieszkał sam, więc jako taki porządek musiał utrzymać. Zebrał swoje rzeczy i rzucił do kosza na pranie. Pociągnął za rolety, wypuszczając światło i świeże powietrze, po czym przejechał dłonią po ciemnych włosach i wrócił do pracy. Nie minęła chwila, gdy ktoś zapukał do drzwi. Chłopak zszedł na dół i otworzył je. Takiego gościa się nie spodziewał.
-Co ty tu robisz?-Spytał ostro. Przed nim stał Logan z rękami włożonymi w kieszenie. Nate mierzył go surowo wzrokiem. Sam widok na Arrana, sprawił, że miał ochotę mu przywalić.
-Chcę pogadać-powiedział spokojnie. Nie spuszczał oka z jeźdźca, jakby jego błagalny wzrok mógł mu pomóc.-To zajmie chwilę-dodał, widząc zmieszanie na twarzy dawnego przyjaciela. Nate westchnął i wypuścił Logana do środka.
-Pośpiesz się, nie mam wiele czasu-warknął, stając naprzeciw niemu z założonymi rękoma na klatce piersiowej.
-Posłuchaj. To, co było siedem lat temu, to nie moja wina-zaczął szybko. W Nacie wzbierała złość i jeszcze większa ochota by mu przywalić, musiał się jednak opanować, bo Logan nie był byle kim. Na jego szczęście. -Nie twoja? -Parsknął z ironią jeździec.-Człowieku, gdyby nie ty, moja siostra nadal by żyła.
-To była zasadzka, Nate.-Głos Logana także wzbierał na sile. Chłopak denerwował się mocno, zaciskając dłonie w pięść.
-Zawsze będziesz powtarzać tę wersję?-Spytał Nate. Chłopak nie mógł już słuchać marnych tłumaczeń Logana.-Moja siostra została złapana przez ludzi Drago, któremu i ty służyłeś-ciągnął dalej, nawet nie hamując się z gniewem.- A ty nie kiwnąłeś nawet palcem, żeby ją uratować.
-Zrozum, oddzielili nas. Byłem nieprzytomny!-Rzucił z żalem i złością. Nate przewrócił oczami.- Chciałem odejść od Drago. Uciec jak najdalej...
-Ale on się wszystkiego dowiedział i chciał się zemścić-zakończył jeździec.-Tylko czemu nie na tobie, tylko na mojej siostrze, a własnej córce?!-Krzyknął Nate, jednak nie zrobiło to żadnego wrażenia na Loganie. Blondyn miał spuszczoną głowę.
- Nie mogłem tego przewidzieć-odparł po chwili ciszy.- Nie tylko ty ją kochaleś...-Nate miał dosyć. Nie mógł więcej słuchać chłopaka, przez którego stracił ukochaną osobę. To on pozbawił go sznasy na normalne życie. Chciał uciec z Corą od ojca- barbarzyńcy, ale nie udało się. Skazany był na samotność...
- Wyjdź stąd- warknął ostro. Logan bez zastanowienia ruszył ku drzwiom. Był przybity zachowaniem chłopaka. Kiedyś tak dobrze się dogadywali...Gdyby nie śmierć Cory-Pomyślał blondyn.
-Będzie lepiej, jak opuścisz Berk-dodał, kiedy Arran miał już zamykać drzwi. Po całym zajściu, Nate nie mógł się opanować. Oparł się o krzesło, a po jego policzkach spływały łzy. Tęsknił za matką i siostrą. Za osobami, które dały mu tyle ciepła, miłości. Cora uczyła swego brata pisać i czytać. Przed snem opowiadała mu zabawne bajki i historie, którymi żyła ich rodzinna wyspa. Wrócił myślami sprzed pięciu lat, kiedy poznał Astrid. Przez moment chłopak miał wrażenie, że to ona-jego zmarła siostra. Jednak otrząsnął się w porę. Tak bardzo kochał Corę, że każda napotkana blondynka przypominała mu o wielkiej stracie. Nie potrafił przebaczyć losowi i Loganowi za to, co się wydarzyło.
Rzuciwszy kubek na stół, wziął nowe siodło i wyszedł aby się uspokoić. Zawołał Pioruna i w mig założył mu skórzane siedzenie. Smok zainteresował się nowym prezentem i zaczął je wąchać, po czym przeniósł wzrok na jeźdźca. Nate posłał mu lekki uśmiech i wskoczył na jego grzbiet.
Po kilku godzinach obchodu, Czkawka wszedł do domu, gdzie koło paleniska spał Szczerbatek. Smok nadal odsypiał męczącą podróż. Jeszcze nigdy nie wyczuwał tak wielkiego strachu swego jeźdźca, dlatego nie mógł go zawieść. Wódz podrapał Nocną Furię po głowie, na co gad zamruczał słodko przez sen. Czkawka rozejrzał się po kuchni, gdzie rano zostawił bałagan. Machnął na to ręką i wszedł do swojego pokoju, który stał niezmieniony od lat. Czkawka wziął szybki prysznic i przebrał się w ciemne spodnie, które ubierał zazwyczaj pod kostium, oraz czerwoną koszulę. Strój do latania odłożył w kąt. Usiadł jeszcze na łóżku i spojrzał na stolik, gdzie leżała sterta papierów. Wyciągnął ostatnią kartkę, która przedstawiała projekt pierścionka zaręczynowego. Niezwykłą chwilę planował już od miesiąca, ale przez wypadek i porwanie Astrid wstrzymał się. Nie chciał, żeby tak wyjątkowe wydarzenie było byle jakie. Każdy szczegół był dopracowany. Chłopak czekał tylko, aż jego ukochana wydobrzeje. Wolał, żeby Astrid zapamietała tę chwilę na wieczność. Miał nawet pomysł na oryginalne oświadczyny, ale bał się jak nigdy. Gdy wyobrażał sobie, jak klęczy przed Astrid, czuł narastającą panikę. Jak wtedy zareaguje jeźdźczyni? Czy rzuci mu się na szyję? Uzna to za żart? A może ucieknie? Lub, co gorsza, nie przyjemnie zaręczyn? Valka powtarzała, że Astrid zrobiła by głupotę, odrzucając jego oświadczyny. Czkawka westchnął ciężko. Wiedział, że naprawdę kocha Astrid, a ona go. Jednak ślub i wspólne życie nie jest takie proste. Pyskacz śmiał się, że chłopak będzie uwiązany. Wtedy Czkawka odparł, że tak właśnie się stało w chwili przejęcia władzy w Berk. Sam na pewno nie chciał być wodzem, ale nie wyobrażał sobie kogoś lepszego na jego miejscu. No, może Astrid, ale w pewnym sensie i tak będzie po części dzielić władzę. Będąc wodzem czy wolnym jeźdźcem, blondwłosa piękność na pewno zgodziła by się zostać jego żoną.
Czkawka sięgnął po pudełko, w którym znajdował się prezent od Koarah. Chciał pokazać śliczną sukienkę Astrid jak najszybciej. Dziewczyna na pewno ucieszy się z takiego podarku. Wódz nałożył jeszcze cienkie futro i mijając Szczerbatka, poszedł do Astrid.
Zapukawszy do mahoniowych drzwi, wszedł do środka. W środku siedziała Eira z kubkiem herbaty w ręce. Uśmiechnęła się na widok Czkawki.
-I jak?-Zapytał tylko, patrząc głęboko w oczy kobiety.
-Idź zobacz-powiedziała. Chłopak nieco przestraszył się, że coś jest nie tak. Wskoczył po schodach i dotarł do pokoju ukochanej. Tego się nie spodziewał. Astrid śmiała się z kolejnego żartu taty, który nie odstępował córki na krok od dobrej godziny. Dziewczyna faktycznie wyglądała o niebo lepiej. Siniaki co prawda były, ale mniej widoczne a zadrapania goiły się prawidłowo. Uśmiechnął się z ulgą, widząc ukochaną w takim stanie. Wszedł powoli do środka. Nie chciał przerwać, ale nie mógł wytrzymać. Musiał w końcu przytulić swoją dziewczynę i znów móc ją pocałować.
- Nie przeszkadzam?-Spytał z nieukrywaną radością. Saw obrócił się do niego.W oczach wojownika błyszczały łzy.
-Czkawka!- Krzyknęła Astrid, pokazując rząd idealnie białych zębów.
-To ja nie będę wam przeszkadzał-mruknął Saw i czym prędzej się zmył . Wódz podszedł szybko do Astrid i chwycił ją w ramiona. Przytulał ją mocno do siebie, jakby miało to by ich ostatnie pożegnanie. Astrid przyległa do ukochanego, czując jak jej serce wybucha z radości. Nie minęła dłuższa chwila, kiedy poczuła przyjemne ciepło na wargach. Oddała namiętny pocałunek z ogromną czułością, której bardzo im brakowało.
-Jak dobrze, że się w końcu obudziłaś-powiedział, kiedy oderwali się od sobie. Oczy Astrid szkiły się od łez. Czkawka trzymał ją mocno w ramionach, dając poczucie bezpieczeństwa.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo tęskniłam- wyszeptała w jego włosy.
-Jak się czujesz?-Spytał z troską, gładząc jej poharatany policzek.
- Lepiej-powiedziała, nie odrywając się od jeźdźca.-Czkawka, co się stało na statku?- Chłopak dopiero teraz uświadomił sobie, że widział boga. Najperfidniejszego. Wzdrygnął się na myśl o walce. Nie chciał opowiadać o tym Astrid. Dziewczyna nadal była zmęczona, ale jej błyszczące z ciekawości oczy przyparły chłopaka do muru. Westchnął ciężko i opowiedział w wielkim skrócie, co się wydarzyło. Astrid była nieco zszokowana walką na łodzi i śmiercią Megan. I pomyśleć, że chcieli mnie uratować- przeszło jej przez myśl.
- Ważne, że jesteś cała-powiedział pocieszająco. Nagle przypomniał sobie o prezencie od Koarah.-Mam coś dla ciebie.-Wódz sięgnął po bordowe pudełko i podał je Astrid.
- To od Koarah-rzekł, ponownie siadając na łóżku. Zaciekawiona blondynka spojrzała na niego pięknymi oczami. Czkawka pomyślał, że mógłby wpatrywać się w nie bez końca. Dziewczyna uchyliła wieko, a jej oczom ukazała się przepiękna, biała sukienka. Była bez ramiączek, na talii przyczepione były kryształki diamentu i innych szlachetnych kamieni. Wojowniczka zaniemówiła z wrażenia. Z wyciągniętymi ramionami przyglądała się przepięknej sukni, która sięgała nie dalej niż za kolana.
-Na Thora...-szepnęła-jest przepiękna.-Astrid nigdy nie zachwycały szyte ubrania czy biżuteria, chyba że dana rzecz była pamiątką bądź ważnym podarkiem od ważnej osoby. Tak jak bransoletka, którą otrzymała od ukochanego. Przytuliła Czkawkę mocno.
-Muszę jej podziękować-rzekła, ostrożnie odkładając prezent. Uważając na mocno usztywnioną rękę, przybliżyła się do Czkawki. Ich twarze dzieliły dosłownie centymetry. Spoglądali sobie w oczy z uwielbieniem. Jasna zieleń i wzburzone morze. Chłopak wyciągnął dłoń i po raz kolejny gladził jej pąsowy policzek. Astrid uśmiechnęła się delikatnie, ale zanim się pochyliła czuła jak Czkawka wpija się w jej usta. Całował ją z uczuciem, tak mocno, jakby chciał przekazać jej cały swój ból, który nosił w sercu od dnia zaginienia ukochanej. Astrid założyła mu ręce na szyję, rozkoszując się chwilami namiętności. Przerwali dopiero po kilku minutach, kiedy zaczynało brakować im tchu.
-Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo cię kocham...-Wyszeptał jeździec, patrząc głęboko w oczy swojej wybrance. Chłopak już wiedział dobitnie, że nie może żyć bez Astrid.
Ta-da! Rozdział byłby w sobotę. ale mój komputer się zepsuł. Nie tylko rozdział został skasowany, ale wszystkie moje zdjęcia z całego życia...Szczęście, jak widać, mnie nie opuszcza :') Mam nadzieję, że przynajmniej u Was jest lepiej :D
Ps. Sory za błędy, nie chce mi się sprawdzać :P
Czkawka, po długich namowach Valki i Pyskacza, poszedł spać. Nie spał jednak dobrze i wstał przed południem. Mimo bólu kręgosłupa od długiego lotu, od razu podszedł sprawdzić, jak czuje się Astrid, przy której cały czas siedziała Eira. Kobieta wydawała się być nieco spokojniejsza, lecz nadal zasmucał ją stan córki. Mimo zapewnień Gothi oraz Lauren, że jeźdźczyni niedługo się obudzi, Eira nie czuła się pocieszona. Bardzo martwiła się o Astrid. Kochała ją bardziej niż kiedykolwiek. Nie wyobrażała sobie życia bez ukochanego dziecka. Kobieta jeszcze jakiś czas temu wspomniała o jej ślubie z Czkawką. Była prze szczęśliwa, że Astrid trafiła właśnie na niego. Nie dlatego, że był wodzem i miał wysoką rangę społeczną, ale dlatego, że chłopak był w porządku. Zapewniał rodziców Astrid, że bardzo ją kocha i że nie pozwoli, aby stała się jej krzywda. Słowa nie dotrzymał, ale Eira nie mogła go za to winić. Gdyby chłopak stanął w obliczu niebezpieczeństwa, w pierwszej kolejności odsłonił by Astrid własnym ciałem.
Kobieta zatonęła we własnych rozmyślaniach, do czasu, kiedy poczuła uścisk na ramieniu.
-Idź odpocząć, skarbie-powiedział łagodnie Saw.-Astrid potrzebuje dużo snu-dodał z pokrzepiającym uśmiechem. Kobieta wstała, nie kłócąc się z mężem, i ruszyła do sypialni.
Logan siedział w ciemnym pomieszczeniu. Szare zasłony idealnie odgradzały go od życia, które tak radośnie toczyło się na Berk. Nie miał ochoty na nic. Nawet siły, by żyć. Ile razy słyszał w uszach słowa Agnara, aby w końcu zostawił przeszłość i do niej nie wracał? Dziesiątki razy. Za każdym razem, kiedy wódz widział swojego bratanka w nie humorze. Chłopak musiał zostawić za sobą piękne, niebieskie oczy, zniewalający uśmiech i kręcone, jasne włosy. Dziewczyna mogła by być jego narzeczoną, a nawet żoną. Jednak los nie był łaskawy dla jego rodziny i jego samego. Odebrał mu to, co najważniejsze: miłość. Pozostawił tylko pustkę, rozpacz, żal. Jego serce przepełniała złość. Musiał żyć dalej, ale nie potrafił. Łatwo powiedzieć człowiekowi, żeby się nie martwił. To tylko puste słowa, które nawet nie potrafią wywołać uśmiechu. A przyjaciele? Co się stało z nimi ? Gdzie się podziali, kiedy Logan potrzebował ich jeszcze bardziej? Odwrócili się do niego plecami, udając, że się nie znają. Oprócz Agnara, nie miał nikogo. Został sam. Co będzie, jeśli i jego zabraknie? Chłopak zamrugał gwałtownie oczami. Zsunął się z łóżka i podszedł do komody, gdzie Lauren włożyła mu czyste ubrania. Wyjął pierwszą lepszą koszulę oraz spodnie i wskoczył pod zimny prysznic. Musiał wytrzeźwieć od pytań, które pozostaną bez odpowiedzi. Gdy tylko wskoczył w ubrania, wziął kilka łyków wody z cytryną i wyszedł.
Zmęczona po kilku nieprzespanych nocach, Lauren wracała do domu. Na jej ramieniu wisiała torba, która powoli robiła się pusta. W przeciwieństwie do Gothi, dziewczyna osobiście odwiedzała chorych. Jedyne, o czym teraz marzyła, to gorąca kąpiel, porządny posiłek i sen. Idąc do swoich czterech ścian, spotkała Czkawkę, który żywo tłumaczył coś Krzywonosowi. Szatynka poczekała chwilę, aż wódz skończy rozmowę, po czym podeszła nieco nieśmiało.
-Hej, Czkawka-przywitała go dziewczyna z delikatnym uśmiechem. Jeździec uśmiechnął się na jej widok.
-Witaj, Lauren-oparł. Wysilił się, żeby jego głos nie wydawał się tak ponury, jednak dziewczyna i tak go przejrzała.
- Jak się czujesz?-Spytała z troską i odołożyła na murek skórzaną torbę. Szatyn westchnął ciężko. Pod oczami miał lekko fioletowe worki od nieprzespanej nocy, jednak zmęczenie nie przeszkadzało mu w pracy. Albo było to tylko wrażenie. Lauren przetarła bladą twarz rękoma i usiadła na murek, obok torby.
- Nie martw się tak. Myślę, że Astrid wkrótce powinna się obudzić. Gorączka spadła, dreszcze ustąpiły...-Powiedziała cicho, mimo że wokół nich było głośno. Cóż, Berk tętniło życiem.- Jeżeli mam być szczera, to miała dużo szczęścia. Gdybyś przywiózł ją później, leki mogły by nie działać tak dobrze.-Na twarzy Czkawki przeszedł cień strachu, ale zdołał się uspokoić. Usiadł obok przyjaciółki, która nie wyglądała za dobrze. Kucyk miała rozwalony, oczy wygasłe, bladą cerę i wydawała się znacznie chudsza. Czkawka dopiero zorientował się, jak ciężko pracować musi Lauren.
- Wyglądasz na wyczerpaną. Powinnaś odpocząć-powiedział od razu. Naprawdę martwił się o przyjaciółkę. W końcu była skarbem dla Berk, ale także dla niego. Wiele razy rozmowy z nią podrzymywały wodza na duchu. Lauren wzruszyła ramionami.
-Taka praca-odparła beznamiętnie.-Zresztą, ty dobrze o tym wiesz-dodała. Chłopak podrapał się po karku. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Dziewczyna miała rację, ale jeździec był przyzwyczajony do ciężkiej pracy.
-Tak, ale ja jestem wodzem. Wioska wymaga ode mnie poświęcenia. Nie mogę tak po prostu odejść, zostawiając wikingów na pastwę losu-rzekł po chwili. Uwagę obojga przykuła Valka, która głaskała Wichurę, a po chwili weszła do domu Hoffersonów. Czkawka poczuł nagłą chęć pójścia do ukochanej, ale czuł, że Lauren potrzebuje rozmowy.
- Pewnie też miewasz takie chwile, że masz wszystkiego dosyć-powiedziała. Chłopak zerknął na nią.
-Częściej niż myślisz-odparł z lekkim rozbawieniem. Dzięki tej rozmowie zdołał nieco się rozluźnić i zapomnieć o poharatanej twarzy ukochanej.
-Co robisz, żeby się nie poddawać ?-Spytała ku zaskoczeniu jeźdźca. Chłopak na prawdę był zdziwiony zachowaniem Lauren. Nie przypomniała już tej dziewczyny z radosnym uśmiechem i tryskającą energią. Wyglądała zupełnie jakby ktoś wyciągnął z niej życie.
- Albo dostaję od As albo patrzę na ludzi-rzekł, rozglądając się po spracowanych twarzach wikingów. Lekarka również przyglądała się wiosce z ciekawością.- Ale jednak jest coś, co pomaga o wiele bardziej-rzucił, nie patrząc na szatynkę, lecz przed siebie. Lauren podniosła pytająco brew.
-Smok-odparł, odwracając się do dziewczyny i patrząc jej w oczy z uśmiechem.
Nate siedział w swoim pokoju, majstrując przy siodle Pioruna. Ostatnie wydarzenia nie pomagały mu w skupieniu się. Ręce drżały, na twarzy pojawiły się kropelki potu, który wycierał wierzchem rękawu. Przełożył skórzaną linkę przez dziurkę, po czym przywiązał koniec do haczyka. Po skończonej pracy, podszedł do okna, skąd zauważył Pioruna, swego smoka z gatunku Koszmara Ponocnika. Uśmiechnął się lekko i wrócił na górę, gdzie czekał na niego bałagan. Nate nienawidził sprzątać, jednak nie miał wyboru. Mieszkał sam, więc jako taki porządek musiał utrzymać. Zebrał swoje rzeczy i rzucił do kosza na pranie. Pociągnął za rolety, wypuszczając światło i świeże powietrze, po czym przejechał dłonią po ciemnych włosach i wrócił do pracy. Nie minęła chwila, gdy ktoś zapukał do drzwi. Chłopak zszedł na dół i otworzył je. Takiego gościa się nie spodziewał.
-Co ty tu robisz?-Spytał ostro. Przed nim stał Logan z rękami włożonymi w kieszenie. Nate mierzył go surowo wzrokiem. Sam widok na Arrana, sprawił, że miał ochotę mu przywalić.
-Chcę pogadać-powiedział spokojnie. Nie spuszczał oka z jeźdźca, jakby jego błagalny wzrok mógł mu pomóc.-To zajmie chwilę-dodał, widząc zmieszanie na twarzy dawnego przyjaciela. Nate westchnął i wypuścił Logana do środka.
-Pośpiesz się, nie mam wiele czasu-warknął, stając naprzeciw niemu z założonymi rękoma na klatce piersiowej.
-Posłuchaj. To, co było siedem lat temu, to nie moja wina-zaczął szybko. W Nacie wzbierała złość i jeszcze większa ochota by mu przywalić, musiał się jednak opanować, bo Logan nie był byle kim. Na jego szczęście. -Nie twoja? -Parsknął z ironią jeździec.-Człowieku, gdyby nie ty, moja siostra nadal by żyła.
-To była zasadzka, Nate.-Głos Logana także wzbierał na sile. Chłopak denerwował się mocno, zaciskając dłonie w pięść.
-Zawsze będziesz powtarzać tę wersję?-Spytał Nate. Chłopak nie mógł już słuchać marnych tłumaczeń Logana.-Moja siostra została złapana przez ludzi Drago, któremu i ty służyłeś-ciągnął dalej, nawet nie hamując się z gniewem.- A ty nie kiwnąłeś nawet palcem, żeby ją uratować.
-Zrozum, oddzielili nas. Byłem nieprzytomny!-Rzucił z żalem i złością. Nate przewrócił oczami.- Chciałem odejść od Drago. Uciec jak najdalej...
-Ale on się wszystkiego dowiedział i chciał się zemścić-zakończył jeździec.-Tylko czemu nie na tobie, tylko na mojej siostrze, a własnej córce?!-Krzyknął Nate, jednak nie zrobiło to żadnego wrażenia na Loganie. Blondyn miał spuszczoną głowę.
- Nie mogłem tego przewidzieć-odparł po chwili ciszy.- Nie tylko ty ją kochaleś...-Nate miał dosyć. Nie mógł więcej słuchać chłopaka, przez którego stracił ukochaną osobę. To on pozbawił go sznasy na normalne życie. Chciał uciec z Corą od ojca- barbarzyńcy, ale nie udało się. Skazany był na samotność...
- Wyjdź stąd- warknął ostro. Logan bez zastanowienia ruszył ku drzwiom. Był przybity zachowaniem chłopaka. Kiedyś tak dobrze się dogadywali...Gdyby nie śmierć Cory-Pomyślał blondyn.
-Będzie lepiej, jak opuścisz Berk-dodał, kiedy Arran miał już zamykać drzwi. Po całym zajściu, Nate nie mógł się opanować. Oparł się o krzesło, a po jego policzkach spływały łzy. Tęsknił za matką i siostrą. Za osobami, które dały mu tyle ciepła, miłości. Cora uczyła swego brata pisać i czytać. Przed snem opowiadała mu zabawne bajki i historie, którymi żyła ich rodzinna wyspa. Wrócił myślami sprzed pięciu lat, kiedy poznał Astrid. Przez moment chłopak miał wrażenie, że to ona-jego zmarła siostra. Jednak otrząsnął się w porę. Tak bardzo kochał Corę, że każda napotkana blondynka przypominała mu o wielkiej stracie. Nie potrafił przebaczyć losowi i Loganowi za to, co się wydarzyło.
Rzuciwszy kubek na stół, wziął nowe siodło i wyszedł aby się uspokoić. Zawołał Pioruna i w mig założył mu skórzane siedzenie. Smok zainteresował się nowym prezentem i zaczął je wąchać, po czym przeniósł wzrok na jeźdźca. Nate posłał mu lekki uśmiech i wskoczył na jego grzbiet.
Po kilku godzinach obchodu, Czkawka wszedł do domu, gdzie koło paleniska spał Szczerbatek. Smok nadal odsypiał męczącą podróż. Jeszcze nigdy nie wyczuwał tak wielkiego strachu swego jeźdźca, dlatego nie mógł go zawieść. Wódz podrapał Nocną Furię po głowie, na co gad zamruczał słodko przez sen. Czkawka rozejrzał się po kuchni, gdzie rano zostawił bałagan. Machnął na to ręką i wszedł do swojego pokoju, który stał niezmieniony od lat. Czkawka wziął szybki prysznic i przebrał się w ciemne spodnie, które ubierał zazwyczaj pod kostium, oraz czerwoną koszulę. Strój do latania odłożył w kąt. Usiadł jeszcze na łóżku i spojrzał na stolik, gdzie leżała sterta papierów. Wyciągnął ostatnią kartkę, która przedstawiała projekt pierścionka zaręczynowego. Niezwykłą chwilę planował już od miesiąca, ale przez wypadek i porwanie Astrid wstrzymał się. Nie chciał, żeby tak wyjątkowe wydarzenie było byle jakie. Każdy szczegół był dopracowany. Chłopak czekał tylko, aż jego ukochana wydobrzeje. Wolał, żeby Astrid zapamietała tę chwilę na wieczność. Miał nawet pomysł na oryginalne oświadczyny, ale bał się jak nigdy. Gdy wyobrażał sobie, jak klęczy przed Astrid, czuł narastającą panikę. Jak wtedy zareaguje jeźdźczyni? Czy rzuci mu się na szyję? Uzna to za żart? A może ucieknie? Lub, co gorsza, nie przyjemnie zaręczyn? Valka powtarzała, że Astrid zrobiła by głupotę, odrzucając jego oświadczyny. Czkawka westchnął ciężko. Wiedział, że naprawdę kocha Astrid, a ona go. Jednak ślub i wspólne życie nie jest takie proste. Pyskacz śmiał się, że chłopak będzie uwiązany. Wtedy Czkawka odparł, że tak właśnie się stało w chwili przejęcia władzy w Berk. Sam na pewno nie chciał być wodzem, ale nie wyobrażał sobie kogoś lepszego na jego miejscu. No, może Astrid, ale w pewnym sensie i tak będzie po części dzielić władzę. Będąc wodzem czy wolnym jeźdźcem, blondwłosa piękność na pewno zgodziła by się zostać jego żoną.
Czkawka sięgnął po pudełko, w którym znajdował się prezent od Koarah. Chciał pokazać śliczną sukienkę Astrid jak najszybciej. Dziewczyna na pewno ucieszy się z takiego podarku. Wódz nałożył jeszcze cienkie futro i mijając Szczerbatka, poszedł do Astrid.
Zapukawszy do mahoniowych drzwi, wszedł do środka. W środku siedziała Eira z kubkiem herbaty w ręce. Uśmiechnęła się na widok Czkawki.
-I jak?-Zapytał tylko, patrząc głęboko w oczy kobiety.
-Idź zobacz-powiedziała. Chłopak nieco przestraszył się, że coś jest nie tak. Wskoczył po schodach i dotarł do pokoju ukochanej. Tego się nie spodziewał. Astrid śmiała się z kolejnego żartu taty, który nie odstępował córki na krok od dobrej godziny. Dziewczyna faktycznie wyglądała o niebo lepiej. Siniaki co prawda były, ale mniej widoczne a zadrapania goiły się prawidłowo. Uśmiechnął się z ulgą, widząc ukochaną w takim stanie. Wszedł powoli do środka. Nie chciał przerwać, ale nie mógł wytrzymać. Musiał w końcu przytulić swoją dziewczynę i znów móc ją pocałować.
- Nie przeszkadzam?-Spytał z nieukrywaną radością. Saw obrócił się do niego.W oczach wojownika błyszczały łzy.
-Czkawka!- Krzyknęła Astrid, pokazując rząd idealnie białych zębów.
-To ja nie będę wam przeszkadzał-mruknął Saw i czym prędzej się zmył . Wódz podszedł szybko do Astrid i chwycił ją w ramiona. Przytulał ją mocno do siebie, jakby miało to by ich ostatnie pożegnanie. Astrid przyległa do ukochanego, czując jak jej serce wybucha z radości. Nie minęła dłuższa chwila, kiedy poczuła przyjemne ciepło na wargach. Oddała namiętny pocałunek z ogromną czułością, której bardzo im brakowało.
-Jak dobrze, że się w końcu obudziłaś-powiedział, kiedy oderwali się od sobie. Oczy Astrid szkiły się od łez. Czkawka trzymał ją mocno w ramionach, dając poczucie bezpieczeństwa.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo tęskniłam- wyszeptała w jego włosy.
-Jak się czujesz?-Spytał z troską, gładząc jej poharatany policzek.
- Lepiej-powiedziała, nie odrywając się od jeźdźca.-Czkawka, co się stało na statku?- Chłopak dopiero teraz uświadomił sobie, że widział boga. Najperfidniejszego. Wzdrygnął się na myśl o walce. Nie chciał opowiadać o tym Astrid. Dziewczyna nadal była zmęczona, ale jej błyszczące z ciekawości oczy przyparły chłopaka do muru. Westchnął ciężko i opowiedział w wielkim skrócie, co się wydarzyło. Astrid była nieco zszokowana walką na łodzi i śmiercią Megan. I pomyśleć, że chcieli mnie uratować- przeszło jej przez myśl.
- Ważne, że jesteś cała-powiedział pocieszająco. Nagle przypomniał sobie o prezencie od Koarah.-Mam coś dla ciebie.-Wódz sięgnął po bordowe pudełko i podał je Astrid.
- To od Koarah-rzekł, ponownie siadając na łóżku. Zaciekawiona blondynka spojrzała na niego pięknymi oczami. Czkawka pomyślał, że mógłby wpatrywać się w nie bez końca. Dziewczyna uchyliła wieko, a jej oczom ukazała się przepiękna, biała sukienka. Była bez ramiączek, na talii przyczepione były kryształki diamentu i innych szlachetnych kamieni. Wojowniczka zaniemówiła z wrażenia. Z wyciągniętymi ramionami przyglądała się przepięknej sukni, która sięgała nie dalej niż za kolana.
-Na Thora...-szepnęła-jest przepiękna.-Astrid nigdy nie zachwycały szyte ubrania czy biżuteria, chyba że dana rzecz była pamiątką bądź ważnym podarkiem od ważnej osoby. Tak jak bransoletka, którą otrzymała od ukochanego. Przytuliła Czkawkę mocno.
-Muszę jej podziękować-rzekła, ostrożnie odkładając prezent. Uważając na mocno usztywnioną rękę, przybliżyła się do Czkawki. Ich twarze dzieliły dosłownie centymetry. Spoglądali sobie w oczy z uwielbieniem. Jasna zieleń i wzburzone morze. Chłopak wyciągnął dłoń i po raz kolejny gladził jej pąsowy policzek. Astrid uśmiechnęła się delikatnie, ale zanim się pochyliła czuła jak Czkawka wpija się w jej usta. Całował ją z uczuciem, tak mocno, jakby chciał przekazać jej cały swój ból, który nosił w sercu od dnia zaginienia ukochanej. Astrid założyła mu ręce na szyję, rozkoszując się chwilami namiętności. Przerwali dopiero po kilku minutach, kiedy zaczynało brakować im tchu.
-Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo cię kocham...-Wyszeptał jeździec, patrząc głęboko w oczy swojej wybrance. Chłopak już wiedział dobitnie, że nie może żyć bez Astrid.
Ta-da! Rozdział byłby w sobotę. ale mój komputer się zepsuł. Nie tylko rozdział został skasowany, ale wszystkie moje zdjęcia z całego życia...Szczęście, jak widać, mnie nie opuszcza :') Mam nadzieję, że przynajmniej u Was jest lepiej :D
Ps. Sory za błędy, nie chce mi się sprawdzać :P
środa, 14 października 2015
Powrót do domu
Czkawka siedział przy ukochanej kilkanaście minut, gdy usłyszał odgłosy zderzających mieczy oraz warczenie smoków. Chłopak spojrzał na Śledzika, który siedział na taborecie tuż przy wejściu. Drzwi od kokpitu były szczelnie zamknięte, więc nic dziwnego, że jeźdźcy nie słyszeli krzyków. Wódz poderwał się na równe nogi i pobiegł do wyjścia. Uchylił ostrożnie drzwiczki i wyjrzał na zewnątrz. Na pokładzie chłopak, który ratował Astrid, toczył walkę z jakimś mężczyzną. Nad łodziami krążyły smoki, tylko Szczerbatek znajdował się na burcie. Czkawka odwrócił się do Śledzika, który także zauważył walkę. Strach obu jeźdźców potęgował, ale nie mogli stać bezczynnie.
-Zostań z Astrid-powiedział sucho i wyskoczył na zewnątrz. Chwycił piekło i natychmiast je zapalił.
Linus odskoczył na bok, trzymając się za przecięty policzek. Loki uśmiechnął się chytrze a miecz, który dzierżył w ręce, opuścił nisko.
-No, no-zaczął bóg-wódz Berk! Cóż za zaszczyt !-Zaśmiał się ironicznie na co Czkawka zmarszczył czoło. Jego miecz płonął dzikim ogniem. W pewnej chwili do szatyna podbiegł Szczerbatek. Wódz poczuł się nieco lepiej, jak zawsze, kiedy potrzebował towarzystwa przyjaciela.
-Kim jesteś?-Zapytał ze spokojem, ale czuł się coraz gorzej. Jego serce drżało ze strachu, bo mężczyzna wydawał się bardzo wysoki, silny i wrogo nastawiony. Loki parsknął śmiechem. Najwidoczniej uwielbiał pokazywać śnieżnobiałe zęby.
-Czkawka, nie poznajesz mnie?-Spytał i teatralnie dotknął miejsca, gdzie znajdowało się serce.-Jestem bogiem!-Odparł, kiedy Czkawka nadal nie rozumiał.Wódz chwycił mocniej piekło. Nie chciał walczyć, ale irytacja wzrastała.
-Znalazłeś narzeczoną, tak?-Loki zmienił temat i zaczął krążyć wokół chłopaka. Linus w tym czasie siedział przy ciele Megan i płakał cicho. Mimo że nie traktowali siebie jak przyjaciele, strata rudowłosej bardzo nim wstrząsnęła.
- Ładna jest-szepnął bóg, patrząc w oczy Czkawki. Mężczyzna czekał tylko, aż chłopak pęknie i zaatakuje.-Było by szkoda, gdyby coś się jej stało.-Jeździec poczuł zimny pot spływający powoli po jego twarzy.
-Nie waż się jej dotykać!-Warknął. Już miał rzucić się na Lokiego, ale uprzedził go Szczerbatek. Smok splunął plazmą kilka razy, a kiedy skończył się limit, stanął przed Czkawką.
Linus, widząc, że Loki rzuca się na wodza, podbiegł do niego i zaczął walkę. Jeździec odskoczył na chwilę od starcia i krzyknął do bliźniaków:
-Wejdźcie pod pokład. Weźcie Astrid, Śledzika i uciekajcie stąd.-Mieczyk i Szpadka skinęli głowami. Dziewczyna spojrzała jeszcze na Sączysmarka, który także się jej przyglądał. Uśmiechnął się do niej lekko, ale to nie pomogło uspokoić się blondynce. Wraz z bratem zaskoczyła ze smoka i wybiegła pod pokład. Mieczyk chwycił nieprzytomną przyjaciółkę i czym prędzej wyniósł ją z kokpitu. Śledzik szedł przodem, w razie gdyby Loki ich zaatakował. Szpadka chwyciła w dłonie medalion i zaczęła się nim nerwowo bawić. Gdy wyszli na zewnątrz Jot i Wym podlecieli do nich. Szybko wskoczyli na smoka i odlecieli w dal, lecz Szpadka zahaczyła bluzką o wystający pręt, zachwiała się i została na pokładzie, podczas gdy Mieczyk i Śledzik polecieli.
Loki zwrócił uwagę na dziewczynę. A kiedy dostrzegł medalion, uśmiech zszedł mu z twarzy. Linus także zauważył artefakt. Bóg znalazł się tuż przy dziewczynie i przyłożył jej miecz do gardła.
-Oddaj to-Warknął, patrząc wymownie na błyskotkę. Smark przestraszył się, że bóg może zrobić jej krzywdę. Poprowadził ostro Hakokła i szybko znalazł się przy dziewczynie. Smok podpalił pelerynę Lokiego, na co ten syknął z bólu i zdjął ubranie. Linus doskoczył szybko do Szpadki i zerwał jej medalion z szyi. Następnie położył go na burtę i uderzył mieczem. Artefakt rozkruszył się na kilka kawałków, które poleciały na różne strony. Loki zawył z bólu i padł na kolana. Linus nie pozostał dłużny. Chciał wbić broń w plecy boga, ale jasna poświata, która rozrosła się wokół statku uniemożliwiała atak.
Nikt nie wiedział, co się dzieje. Jasne światło było zbyt rażące, żeby móc patrzeć. Szczerbatek chwycił Czkawkę w łapy, a Sączysmark podniósł Szpadkę i oba smoki oddaliły się od statku
-Nie, nie, nie!-Krzyczał w kółko Loki. Podniósł szalone spojrzenie na Linusa, który stał nad nim. Jego twarz była beznamiętna, chłopak wyglądał jak bezduszny zabójca, którym zresztą był.
Na pokładzie stanęły kilka postaci odziane w białe, idealnie czyste szaty. Loki chciał teleportować się, lecz powstrzymała go moc, która emanowała od zgromadzonych bogów Asgardu. Na przeciw boga iluzji stanął Odyn. Po lewej Thor, a po prawej Sygin-małżonka Lokiego.
-Czy ty nigdy nie przestaniesz?-Zaczął Thor ostrym tonem. Loki nie odzywał się. Miał ponurą minę.
-Ucieczka z więzienia była głupotą-dodała Sygin. Jej ciemne włosy rozlane były po plecach. Niebieskie oczy uważnie obserwowały męża, jakby miał zaraz zerwać się do biegu i uciec. Odyn nie mówił nic. Mierzył boga surowym spojrzeniem i odwrócił się do Thora .
-Zabierz go, mój synu.-Bóg piorunów chwycił sztywno dłonie złoczyńcy i za pomocą swego młota zniknął pośród chmur. Sigyn była przybita zachowaniem ukochanego. Bardzo go kochała, ale nie mogła akceptować poczynań Lokiego. Odyn posłał jej ciepły uśmiech, który odwzajemniła a po chwili również i ona zniknęła. Wszech Ojciec odwrócił się do młodego wojownika, który stał na uboczu. Poświata dawno znikła i gdyby nie dziwne ubranie oraz postawa Odyna, nie przypuszczałby, że jest bogiem. Grubszy mężczyzna odchrząknął głośno. Biało-złota szata powiewała dumnie na wietrze.
-W imieniu władców dziewięciu światów, dziękuję za powstrzymanie Lokiego.-Linus był zmęczony. Nawet rozmowa z najwyższym bogiem go nie fascynowała. Chciał odejść. Natychmiast. Zaszyć się w cichej części świata i żyć zgodnie z boskimi prawami.
-Co teraz będzie?-Spytał cicho, patrząc jak artefakt zamienia się w pył. Odyn również obserwował znikającą błyskotkę.
-Loki zostanie uwięziony-odparł spokojnie.-A co do jego wyznawców...Zajmiemy się tym-poklepał młodzieńca po ramieniu. Jednak chłopak nie reagował. Zastanawiał się nad czymś innym.
-Linusie, nie zamartwiaj się śmiercią Megan. Jej czyn na pewno nie będzie zapomniany.-Oboje spojrzeli na ciało rudowłosej. Dziewczyna straciła życie, ratując inne. Nie ma większej łaski niż oddanie siebie za kogoś innego.
-Pamiętaj o pogrzebie. Każdy powinien mieć godny pochówek.-Odyn odszedł kilka metrów i zniknął. Linus poddał się emocjom. Padł na kolana i płakał...
Astrid była trzymana w ramionach Śledzika. Chłopak zamartwiał się, czy dziewczyna dotrwa do Berk. Po jakimś czasie blondynka uchyliła powieki i zapytała szorstkim i suchym głosem:
-Śledzik, co ty robisz w Walhalli?-Jeździec przestraszył się, że dziewczyna umiera. Przyłożył dłoń do jej czoła.
-Czkawka, Astrid ma za wysoką gorączkę-powiedział przerażony. Wódz nie chciał brać dziewczyny do siebie, bo jeźdźczyni była idealnie ułożona w siodle Sztukamięs, które miało wgłębienia. Wódz spojrzał na ukochaną i zacisnął pięść.
-Daj mi ją-rzucił po chwili. Mimo zaskoczenia, Śledzik ostrożnie podał przyjacielowi blondynkę.-Szczerbatek jest najszybszy. Dotrzemy do Berk sami-rzekł, widząc szok na twarzach przyjaciół.
-Dasz radę?-Spytał Smark, podlatując do wodza. Czkawka westchnął głośno.
-Nie mam innego wyboru-rzucił. Nocna Furia przyspieszyła natychmiast, zostawiając jeźdźców daleko w tyle...
Wyspa była okrążona przez gęstą mgłę. Słońce z trudem przebijało się przez grubą warstwę chmur. Jesień przywitała Wikingów z zaskoczenia. Całe lasy masowo gubiły liście i igliwie, zwierzęta wymieniały futro na grubsze, dlatego w wielu częściach wioski leżała sierść stworzeń. Valka przegotowywała herbatę z miodem dla Eiry, która cały czas spała. Budziła się tylko by coś wypić. Jej oczy były podkrążone i sine od ciągłego płaczu. Kobieta schudła znacznie odkąd jej ukochana córka zaginęła. Saw starał się wspierać żonę, ale sam nie potrafił utrzymać łez na wodzy. Nie dopuszczał do siebie myśli, że gdzieś w wielkim świecie, jego córka cierpi, lub, co gorsza, nie żyje. Matka wodza siedziała w kuchni a obok niej Chmuroskok, który co jakiś czas podpalał piec, aby nie zgasł. Jeźdźczyni wpatrywała się w ogień z kubkiem w ręce. Uwielbiała to robić, jednak teraz ta czynność przypominała o zaginionej Astrid. Podniosła smutne oczy i spojrzała zza okno na powoli zachodzące słońce. Tak bardzo martwiła się o powodzenie wyprawy. Jeżeli nie znajdą wojowniczki...Po jej policzkach spłynęły łzy. Chmuroskok, widząc to, polizał jej dłoń, na co kobieta posłała mu uśmiech.
Po jakimś czasie do środka wszedł cicho Pyskacz. Jego zmęczona twarz wyglądała blado, jakby straciła dawny blask, niegdyś ozdabiany uśmiechem kowala. Blondyn przysiadł się do przyjaciółki, wzdychając ciężko. Zdjął kikut z lewej ręki, pocierając ją mocno. Praca w kuźni jest bardzo ciężka, a Pyskacz już nie miał tej energii, co młodzi, silni wikingowie.
- Jak się czują?-Spytał w końcu, przerywając ciszę.
- Jeszcze gorzej...-Szepnęła. Nie potrafiła powiedzieć nic więcej. Każdy traktował Astrid jak znakomitą przyjaciółkę, córkę, a w wiosce wspominano, że jest już narzeczoną Czkawki, co oczywiście nie było prawdą. Valka przetarła obolały kark.
- Czkawka chciał się jej oświadczyć...-Wyznała i poczuła jak łzy znów wzbierają na sile.- On nie przeżyje, jeśli...jeśli...-Kobieta nie dokończyła. Ukryła twarz w dłoniach. Pyskacz posmutniał jeszcze bardziej. Podszedł do przyjaciółki i objął ją czule. Nie mówili nic. Ale nawet cisza była wobec nich wroga.
Wtem usłyszeli donośmy ryk Nocnej Furii. Valka i Pyskacz od razu wybiegli z domu. A kiedy zobaczyli Czkawkę z Astrid w ramionach, zamarli. Chłopak miał czerwone policzki od mroźnego powietrza, dłonie zmarznięte i obolałe. Jednak to nic w porównaniu do bólu, który nosił w sercu, patrząc na wciąż nieprzytomną ukochaną.
Wódz wszedł do domu wolniej, ponieważ nie chciał zrobić krzywdy Astrid, a w dodatku kilku godzinny lot strasznie go zmęczył. Położył dziewczynę na futrach przy palenisku, gdy tylko smok Valki się odsunął.
- Idę po Gothi, zajmijcie się nią!-Krzyknął, wybiegając z domu.
Staruszka stała nad dziewczyną, kończąc podstawowe opatrunki. Astrid spała mocno, mimo że gorączka nie spadała. Co jakiś czas wstrząsały nią dreszcze, ale ustępowały. Czkawka siedział na kuchennym krześle, patrząc na modlącą się Gothi. Eira i Saw siedzieli przy swej córce, trzymając ją za rękę. Mimo że Astrid nie była w dobrym stanie, rodzice dziewczyny uśmiechali się. Na pewno sprawiło to, że ich dziecko po prostu wróciło do domu. Eira nadal płakała, ale mniej. Saw cały czas obejmował mocno żonę, wiedząc, że teraz potrzebuje tego jeszcze bardziej.
Szczerbatek przysypiał co jakiś czas, ale natychmiast się wybudzał. Wódz podszedł do Nocnej Furii i klęknął przed nią. Gad zmierzył go błyszczącymi, zielonymi oczami.
- Dziękuję...-Wyszeptał. Smok zamruczał przyjaźnie. Lecąc na Berk nie żałował swoich skrzydeł. Doskonale wiedział, że Astrid mogła umrzeć, gdyby się nie pospieszył. Polizał swojego jeźdźca, po czym udał się na zasłużony odpoczynek.
Szczerbatek przysypiał co jakiś czas, ale natychmiast się wybudzał. Wódz podszedł do Nocnej Furii i klęknął przed nią. Gad zmierzył go błyszczącymi, zielonymi oczami.
- Dziękuję...-Wyszeptał. Smok zamruczał przyjaźnie. Lecąc na Berk nie żałował swoich skrzydeł. Doskonale wiedział, że Astrid mogła umrzeć, gdyby się nie pospieszył. Polizał swojego jeźdźca, po czym udał się na zasłużony odpoczynek.
wtorek, 13 października 2015
Spotkanie dwóch światów
Jeźdźcy wlecieli spokojnie do środka zniszczonego zamku. Dziesiątki par oczu zwróciło się z ciekawością w ich stronę. Wikingów przeszedł zimny dreszcz, widząc jak złowrogie spojrzenia są kierowane wobec nich. Szczerbatek warknął cicho, na co wódz poklepał go po ciemnej skórze. Śledzik stanął z tyłu, obawiając wyjście, w razie nagłego przejawu agresji nieznajomych. Z tłumu czarnych peleryn wyszedł mężczyzna z mocnym, czarnym zarostem. Po prawej stronie żuchwy widniała różowa blizna, która uniemożliwiała całkowity zarost. Jego niebieskie oczy błyszczały na widok czwórki jeźdźców i ich smoków.
Jeźdźcy wlecieli spokojnie do środka zniszczonego zamku. Dziesiątki par oczu zwróciło się z ciekawością w ich stronę. Wikingów przeszedł zimny dreszcz, widząc jak złowrogie spojrzenia są kierowane wobec nich. Szczerbatek warknął cicho, na co wódz poklepał go po ciemnej skórze. Śledzik stanął z tyłu, obawiając wyjście, w razie nagłego przejawu agresji nieznajomych. Z tłumu czarnych peleryn wyszedł mężczyzna z mocnym, czarnym zarostem. Po prawej stronie żuchwy widniała różowa blizna, która uniemożliwiała całkowity zarost. Jego niebieskie oczy błyszczały na widok czwórki jeźdźców i ich smoków.
-Chyba pomyliliście kierunki-rzekł owy mężczyzna, będąc na
przodzie. Czkawka skrzywił się, zauważywszy, że wojownik kuleje na lewą nogę.
Wódz Berk, będąc nadzwyczaj ostrożny, zacisnął mocniej ręce na uprzęży Szczerbatka
i odparł:
-Szukamy pewnej dziewczyny...-Zaczął spokojnie, jednak coś
mu nie pasowało. Potajemnie spotkanie fanów czerni? Pomyślał z ironią.-Zaginęła
klika dni temu-ciągnął dalej, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu.
Pozostali jeźdźcy również przyglądali się wojownikom. Ear odchrząknął, jakby
przygotowywał się do ważnego przemówienia i rzekł spokojnym, ochrypłym głosem:
-Cóż, źle trafiliście. Nie zajmujemy się
przybłędami.-Czkawka poczuł, jak jego złość potęguje. Nikt nie życzył by sobie
obrażania własnej dziewczyny. A już w szczególności Czkawka. Wiking spiął się, kiedy Ear założył ręce na
klatkę piersiową, pokazując przy tym silne ramiona. Przyłożył rękę do piekła,
które powinno być przy prawym bucie. Gdy poczuł zimny metal, przesunął
opuszkami palców w dół upewniając się, czy jest wystarczająca ilość gazu.
Wyprostował się ponownie i spojrzał rozmówcy głęboko w oczy.
-W takim razie nie będziemy przeszkadzać.-Rzucił okiem na
swych przyjaciół, którzy pokiwali natychmiast głowami, zgadzając się ze swym
przywódcą. Smoki od razu podniosły się i w mig wyleciały z okropnego zamku.
Wokół niego krążyła jakaś dziwna, zła aura, która można było wyczuć z daleka.
Czkawka spojrzał za siebie, widząc przez dziurę, że
tajemniczy wojownicy przyglądają się im. Przełknął silne, nie do końca
rozumiejąc, zachowania tych ludzi. Stwierdzenie, że wyglądali dziwnie było niewystarczające.
Wódz Berk starał skupić się na kierunku lotu, trzymając mapę na kolanach, lecz
z rozmyślań wyrwał go krzyk Sączysmarka pędzącego wprost na jeźdźców. Hakokieł wyhamował
tuż przy Szczerbatku, powodując, że jeździec Koszmara Ponocnika omal nie spadł
z jego grzbietu. Wszyscy wpatrywali się w przyjaciela zaskoczeni, wyczekując
odpowiedzi. Chłopak wziął kilka głębszych wdechów, po czym powiedział na
wydechu:
-Znalazłem Astrid...-Wysapał. Wódz Berk otworzył szeroko
oczy, a jego serce zaczęło szybciej bić.
-Gdzie? -Dopytywał się niemal z krzykiem. Każdy z wikingów
odczuł ulgę na wieść o odnalezieniu przyjaciółki.
-Na tamtej łodzi.-Brunet wskazał za siebie, pokazując
malutki obiekt, który powoli znikał na linii horyzontu. Szczerbatek, na znak
Czkawki, rzucił się do przodu, za nim Hakokieł, Sztukamięs a klucz zamykał
Zębiróg Zamkoglowy.
Loki stał oparty o chłodną ścianę, mając zarzucony na twarz
kaptur. Jego wygląd mógł przypominać strudzonego wędrowca, jednak bogowie mieli
w zwyczaju przybierania najdziwniejszych postaci, aby tylko nie być
rozpoznanym. Jego laska spoczywała tuż przy butach nordyckiego boga. Loki miał
założone ręce na klatce piersiowej i zamknięte
oczy. Nikt nie odważył się przeszkadzać panu, ponieważ bali się, że bóg nie
będzie zadowolony. Oddani bóstwom ludzie doskonale wiedzieli, że nawet
najmniejsza obraza wyższego nad nimi może mieć złe skutki. Ciemnowłosy
mężczyzna podniósł powoli głowę, ujawniając blask swych jasnych oczu, które
jakby zaszły mgłą. Po chwili wyciągnął rękę, przywołując swą mahoniowa
laskę. Nie minęła chwila a bóg
zniknął...
Jeźdźcy dobili do łódki, która kierowała się na zachód.
Czkawka od razu zaskoczył na pokład wraz ze Szczerbatkiem. Chłopak spojrzał na
Sączysmarka pytającym wzrokiem, jednak po chwili z dolnej części łódki wyszła rudowłosa
dziewczyna. Widząc znajomego wikinga, ukłoniła się lekko i spojrzała z
zainteresowaniem po pozostałych. Nocna Furia ryknęła głośno na wojowniczkę,
która cofnęła się ze strachy. Szczerbatek mierzył ja groźnym spojrzeniem, ale
Czkawka nie miał zamiaru go uspokajać. Niekiedy pozwalał na to smokowi, w
takich sytuacjach jak ta.
-Cofnij się-warknęła do ciemnego gada, lecz on nie przesunął
się ani o centymetr. Megan pierwszy raz w życiu widziała Nocną Furie i
przyznała, że postrach jaki siała był całkowicie uzasadniony. Dziewczyna wzięła
do ręki miecz, ale widząc to Czkawka warknął:
-Rzuć to.-Wojowniczka spojrzała na niego z szokiem, nie
ulegając rozkazowi. Szczerbatek przybliżył się do niej, odgradzając drogę
ucieczki. Za Megan była tylko burta
woda.
-Megan, odłóż miecz.-Wszyscy usłyszeli męski głos dobiegający
z prawej strony, gdzie znajdowała się budka z wejściem pod pokład. Linus stał
przy niej, skupiając wzrok na towarzyszce. Dziewczyna uległa presji i cisnęła
miecz o podłogę, który natychmiast kopnęła w kierunki Nocnej Furii. Szczerbatek
przygniótł broń łapa, łamiąc na pół.
-Gdzie jest Astrid?-Spytał surowo Czkawka. W jego dłoni
znajdowało się piekło, gotowe do użycia.
-Na dole-mruknął Linus, widząc roztrzęsienie Megan.-Chodź za
mną.-Wódz Berk spojrzał na Smarka, który skinął głową, przekazując, że jest
dobrze.
Szatyn spojrzał na Szczerbatka.
-Pilnuj ich-szepnął i wszedł za ciemnoskórym. Śledzik
postanowił pójść za Czkawką, choć ten w cale go o to nie prosił.
Dziewczyna spała otulona białym materiałem. Wyglądała jakby
przeszła wielka i krwawa bitwę, ponieważ jej twarz i odkryty bark były poharatane.
Jasne włosy rozlane miała po całej poduszce wypełnionym piórami gęsi. Mimo że
było jasno, na stoliku paliły się świeczki, które niezbyt przyjemnie pachniały.
Czkawka omal nie przewrócił się na widok ukochanej. Podszedł
do niej wolno, bo nogi miał jak z waty. Usiadł ostrożnie na krawędzi łóżka i
wziął drobne dłonie blondynki w swoje. Pogładził lewą ręka jej siny policzek,
czując jak łza spłynęła po jego gładkiej cerze.
-As, skarbie...-Szepnął cicho, choć każdy obecny w
pomieszczeniu go usłyszał. Śledzik z przerażeniem przyglądał się parze. Nigdy
nie widział, żeby Czkawka płakał. Oczywiście nie licząc śmierci Stoika. Było mu
żal przyjaciela, wiedząc, jak bardzo jeździec ją kocha. Linus stał w
cieniu, nie odzywając się ani słówkiem. Zastanawiał się nad sobą. Jak mógł żyć
wśród zabójców. Ludzi, którzy gotowi byli zabić, nie bacząc na żadne konsekwencje. On sam
należał do grupy tropicieli, którzy zajmowali się zlikwidowaniem niewygodnych
osobników, którzy wiedzieli o sługusach Lokiego za dużo. Chłopak schylił głowę,
siadając na mały taboret.
Czkawka przytulał do siebie bezwiedne ciało ukochanej. Serce
wodza roztrzaskało się na tysiące ostrych kawałków, które niemiłosiernie raniły
jego duszę i umysł.
-Powiedz coś...Astrid, błagam...-Mówił szeptem jeździec w
jej włosy. Dziewczyna wzięła głębszy wdech, jednak nic nie odpowiedziała.
Jeździec zmierzył jej puls. Prawidłowy. Odetchnął z ulgą, dziękując Odynowi za
odnalezienie Astrid.
Loki stanął na dziobie wolno płynącej łódki. Jego laska trzasnęła
głośno o deski, zwracając uwagę każdego. Oczy jeźdźców i wojowniczki skierowały
się na postać boga.
Loki zaśmiał się i podniósł
kaptur.
-Proszę, proszę-wymruczał sucho.-Obrońcy Berk.- Bliźnięta i Sączysmark
od razu chwycili broń, a smoki stanęły przed nimi, tylko Hakokieł unosił się
nad łódką. Megan zamarła. Jej szare oczy rozszerzyły się maksymalnie. A więc to
prawda...-Pomyślała. Loki jak na zawołanie przeniósł zainteresowanie na nią i cmoknął
niezadowolony.
-Megan, coś ty narobiła?-Spytał z ironią, czego rudowłosa
nienawidziła.-Pomagać w ucieczce świadkom?-Wojowniczka nie odpowiadała. Była
zbyt przerażona widokiem swego pana.
-Chyba nie muszę ci przypominać, że składałaś przysięgę
własną krwią, prawda?-Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięść, aż paliczki zrobiły się białe. Szczerbatek nie czekał na dalszy monolog
mężczyzny i strzelił w niego plazma. Bóg był jednak chytry i zniknął by po
chwili pojawić się bliżej nich. Do ataku przystąpiły pozostałe smoki, wzlatując
w powietrze, aby lepiej widząc cel. Loki
śmiał się tylko z nieudolnych prób zranienia go, a gdy smokom skończyły się
limity splunięć, stanął na budce, która prowadziła pod pokład.
-Wiesz, że za złamanie przysięgi spotka cię kara?-Ciągnął
dalej, nie zwracając uwagę na warczące gady. Megan odważyła się w końcu
podnieść wzrok. Jej oczy kipiały złością.
-Nie miałam zamiaru poświęcać całego życia na zabijanie
niewinnych ludzi-warknęła. Loki pochylił się nad rudowłosa i zaśmiał się jej
szyderczo w twarz.
-Po tylu latach ruszyło cię sumienie? -Spytał drwiąco.-Urocze.-Dokończył,
przyciągając miecz Mieczyka i wybijając go w serce wojowniczki. Megan krzyknęła
przerażająco, oddychając coraz szybciej. Bóg wgłębił miecz, po czym wyciągnął
go wolno. Dziewczyna padła na ziemię, spoglądając ostatni raz na mężczyznę.
Ratując Astrid, wiedziała, że zdołała odkupić część win.
-Bogowie cię dopadną i tak. Nie ukryjesz się....-wysyczała
szeptem i powoli zamknęła oczy, żegnając się z życiem...
Linus usłyszał odgłosy walki u wybiegł na zewnątrz. Zauważył
mężczyznę z kijem w ręce, jeźdźców z
Berk, a gdy spojrzał w bok ujrzał ciało przyjaciółki. Jego serce zabiło
szybciej, a na usta cisnął się krzyk. Loki, dotychczas bawiąc się walką ze Sączysmarkiem,
odepchnął go butem. Jeździec uderzył się głową o burtę, ale dzięki hełmowi, nie
stracił przytomności.
-Linus!-Krzyknął jakby rozbawiony bóg. Chłopak spojrzał w jego kierunku i rzucił się
na niego z bronią. Jednak Loki teleportował się i stanął na maszcie.
-Jak zawsze chybiasz-wycedził beznamiętnie. Walka zawsze
bawiła boga, mógł wtedy próbować nowe sztuczki i iluzje.-Jesteś do niczego,
Linusie. Zupełnie jak twój brat-dokończył bóg. W ciemnoskórym wojowniku coś
pękło. Wstał z klęczek i spojrzał w górę.
-W takim razie walcz ze mną, jak równy z równym!-Warknął.
Jego głos był silny i donośny. Miał świadomość, że zaraz zginie, ale walka z
Lokim, to jedyne, co mu zostało. Wszystko już stracił, więc może stracić i
własne życie, które zasiane było od nienawiści. Widząc gniew potężnego pana,
Linus uśmiechnął się ponuro. Jeźdźcy w tym czasie wdrapali się na smoki i oddalili
o kilka metrów. Rozumieli, że tę sprawę nie mogą się mieszać. Tak naprawdę nie
mieli zielonego pojęcia, o co chodzi tej dwójce. Pierwszy raz w życiu widzieli
boga, ale ich wierzenia znacznie różniły się od rzeczywistości.
Loki skoczył przed Linusem. Zdjął swój hełm z dwoma złotymi
rogami i rzucił w kąt. Spod płaszcza wyciągnął długi miecz, który lśnił w
blasku słońca. Była to broń doskonała. Pozbawiła życia już setkom osób...
Linus chciał zakończyć walkę jak należy. Wiedział, że nie
zdoła pokonać pana, któremu niegdyś wiernie służył. Rzucił się na Lokiego z okrzykiem.
Bóg cofnął się i przeciął ostrą bronią plecy przeciwnika. Chłopak zawył z bólu,
ale odwrócił się i zaczął ponownie
atakować. Mężczyzna z uśmiechem na ustach bawił się z nim. Bez żadnej zadyszki
i wysiłku. Chłopak denerwował się coraz
bardziej. Miał zaraz zginąć. Kto nie bał by się śmierci? Przemknął obok boga i dźgnął
go w nogę. Loki syknął pod nosem, a jego oczy błysnęły ze złością.
Ta da! Rozdział miał być jutro, ale okazało się, że komputer jest wolny, wiec udało się c:
Podoba Wam się? Czy może coś zmienić/ dodać? Dawajcie pomysły i OPINIE. Jestem ogromnie ciekawa, czy dobrze poszło :)
Ps. Jak ładnie poprosicie, to jutro będzie następny :D
Ps.2. Wybaczcie, jeśli są jakiekolwiek błędy, ale nie chce mi się sprawdzać... :P
Subskrybuj:
Posty (Atom)