sobota, 30 stycznia 2016

Spełnione marzenie

                 Saw zatrzymał się koło celi Ethana. Mężczyzna miał wrażenie, że serce podchodzi mu do gardła, jakby jakaś niewidzialna pętla zaciskała się na jego szyi. Saw nie miał pojęcia co czuje. Wszystkie emocje, które przebiegały przez jego ciało w ostatnich dniach tliły się aby w końcu wybuchnąć. Wiking poczuł jak zimny pot spływa po umięśnionych  ramionach i czole a zmysły stały się bardziej wyczulone. Wiking bał się nawet oddychać, jakby oddech miał zdradzić jego obecność.
Po chwili głuchej ciszy mężczyzna zrobił krok na przód. Zbierając resztę odwagi, chrząknął i szepnął:
- Ethanie...- Chłopak powoli podniósł głowę, słysząc swoje imię. Blondwłosy wiking sunął kajdanami po podłodze, a na jego nadgarstkach pojawiały się dość głębokie rany.
Gdy niebieskie spojrzenie spotkało się z oczyma ojca, Ethan otworzył szeroko usta. Wcześniej widział obojga rodziców, ale z bliska to nie to samo. Ethan doskonale widział każdy centymetr postury Sawa, który równie zszokowany wpatrywał się w ukochanego syna. Nikt nie miał odwagi szepnąć chociaż słówka.
Saw poczuł, że w kącikach oczu kryją się łzy, jakby walczyły o to aby wydostać się na zewnątrz.
Serca obojga wikingów biły jak oszalałe. Na tę chwilę Ethan czekał długie lata, odkąd dowiedział się prawdy od ludzi, którzy go porwali.
Saw miał całkowitą pewność, że to jego syn. Powędrował wzrokiem na ramię, gdzie się krył tatuaż. Po pąsowym policzku starszego Hoffersona spłynęła łza.
- Możemy porozmawiać ?- Szepnął Saw, patrząc z nadzieją na Ethana. Chłopak minimalnie skinął głową, lecz Saw miał wrażenie, że jego syn ma wątpliwości.
Czkawka, który stał w wejściu, podszedł do kart i wolnym ruchem otworzył cele i od razu pochwycił  Ethana delikatnie za ciężkie kajdany. Saw poczuł jakby złość i smutek, widząc swego ukochane dziecko w tak żałosnym stanie. Czkawka posłał mu minimalny uśmiech, dzięki któremu wiking poczuł się trochę lepiej.
Po chwili cała trójka wyszła z więźnia.

               Dom Czkawki pachniał ślina Szczerbatka, rybami ale i lawendą, którą Valka przyniosła jakiś czas temu. Sama jeźdźczyni pomagała Nate'owi w obowiązkach oraz przesiadywała u Hoffersonów. Wódz był bardzo wdzięczny swojej matce za tak duże wsparcie, ponieważ sam miał wyrzuty sumienia, że zostawił swoją narzeczoną, kiedy ona potrzebowała wsparcia bardziej niż kiedykolwiek.
W środku panował półmrok, przesycony zimnym północnym powietrzem. Wikingowie usiedli przy dębowym stole. Kajdany Ethana zasyczały niemiło, robiąc kolejne rany na nadgarstkach wojownika.
- Chcecie zostać sami? - Spytał Czkawka, patrząc uważnie na przyszłego teścia. Szczerbatek warknął, jakby chciał przypomnieć przyjacielowi, że to ich wróg.
Saw kiwnął nieśmiało głową, patrząc z wdzięcznością na Czkawkę. Wódz wstał powoli, rzucając krótkie spojrzenie Ethanowi, jakby chciał przekazać przez to, żeby chłopak nie próbował żadnych sztuczek. Nocna Furia fuknęła zła, ale za prośbą swojego jeźdźca, wyszła z domu.
- Pójdę do Astrid- powiedział na odchodnym wódz, chcąc przekazać spokój Sawowi. Chwilę później zniknął w szarości dnia.
                Między wojownikami zapadła dziwna cisza, przerywana cichymi oddechami ojca i syna.
- Już dawno straciłem nadzieję, że Odyn pozwoli mi cię jeszcze zobaczyć...- Wyszeptał wzruszony Saw. Ethan podniósł wzrok i uśmiechnął się lekko. Rozmowa w cale nie była łatwa. Co chwilę panowała cisza, którą nie sposób było pokonać.
- Ethanie, wiem, że jest to dla nas trudne, ale musisz mi powiedzieć...co się wtedy stało. - Delikatny głos wikinga sprawił, że Ethan poczuł się nieco lepiej. Jak dobrze było słyszeć głos swego biologicznego ojca. Przez te wszystkie lata, dla Ethana spotkanie rodziny było dla niego odległym marzeniem.
- Cóż...- Zaczął blondyn niskim głosem. Saw poczuł jak delikatna strona jego serca pęka na tysiąc kawałków. W zaułkach umysłu znów usłyszał głos niemowlaka, kiedy Ethan wypowiedział przed chwilą jedno słowo. - Pamiętam, że byliśmy na jakimś festynie, była głośna muzyka, wielkie kolorowe wstęgi, tłumy ludzi. Biegałem wraz z innymi dziećmi, kiedy podeszła do mnie jakaś para...
Ethan zatrzymał się nagłe, patrząc wprost przed siebie. W jego głowie powstało mgliste wspomnienie:
Piękna, słoneczna pogoda, tłumy ludzi, którzy zgromadzili się na rozpoczęcie Złotych Miesięcy, byli także koledzy Ethana. Chłopak pamiętał nawet jak był ubrany: krótkie spodenki w kolorze brązu, biała bluzeczka bez rękawów i pas, który oddzielał te dwie części garderoby.
- Oboje byli już nieco starsi, kobieta miała nawet siwe pasma- kontynuował wojownik. - Powiedzieli, że rodzice kazali mnie odebrać. Nigdy nie widziałem ich na oczy, a wy byliście gdzieś niedaleko. Nie wiedziałem, czy mówią prawdę, miałem zaledwie trzy lata...
Ethan spuścił głowę, jakby wstydził się swojej głupoty, choć nie mógł siebie obwiniać, był przecież dzieckiem.
               Saw wciągnął gwałtownie powietrze. Osoby, które porwały jego syna, musieli to planować od jakiegoś czasu. Hefferson poczuł złość, że przez dwójkę porywcze życie jego i żony zamieniło się w piekło.
- Co było potem?- Spytał ojciec, kiedy chłopak nadal milczał.
- Zabrali mnie do jakiejś łodzi... Pytałem, gdzie są moi rodzice a oni powtarzali, że właśnie do nich płyniemy. Było to dla mnie dziwne, ponieważ kiedy się oddalałem od festynu, widziałem twoją twarz...
Ethan nie potrafił mówić do Sawa "tato ", było to zbyt bolesne ale Ethan był również nieśmiały.
- Odynie...- Szepnął przez łzy Saw, zakrywając dłońmi twarz. - Twoje przybycie na Berk było celowe, prawda?
- Tak- skinął głową.- Ale nie w taki sposób... Przyłączyłem się do Logana i jego grupy buntowników, bo chciałem poznać prawdę.
Saw zmarszczył pomarszczone czoło.
- Kiedy byłem dzieckiem, myślałem, że po prostu mnie zostawiliście. Zresztą, porywacze- Hertan i Nina- tak mi wmawiali. Dopiero, kiedy Hertan umierał, powiedział mi, co się stało. Miałem wtedy dwadzieścia lat, wyniosłem się z domu i zacząłem was szukać.
- Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkamy? - Zapytał Saw,  patrząc ze współczuciem na syna. Ethan nie wyglądał najlepiej: miał mnóstwo siniaków, podbite oko, pęknięty łuk brwiowy i rozciętą wargę.
- Mieszkałem w tym czasie na Arran, kiedy Logan złożył mi propozycję. Mówił, że ma informacje na temat Hoffersonów i zdradzi mi je, pod warunkiem, że pomogę mu z planem ataku na Berk. Nie widziałem, że na tej wyspie mieszkacie, zorientowałem się dopiero wtedy, kiedy ktoś postrzelił twoją żonę...Rozpoznałem was.
                 Ethan czuł się jak śmieć, kiedy myślał, że przez niego jego mama została postrzelona. Kiedy był mały, Saw uczył go już walki, choć w cale nie był tak bardzo wymagającym ojcem. Nauczył go szanować, kochać i walczyć o to, co słuszne.
- Chciałem stanąć nawet przeciwko niemu, ale kiedy chciałem do niego podbiec, ktoś mnie obezwładnił i straciłem przytomność.
                          Wzrok Ethana był niemal błagalny, jakby chciał pokazać, że mówi samą prawdę. Saw był w szoku, słysząc tę opowieść. Nie wiedział, co ma o tym myśleć... Jedno było pewne: prawda okazała się być zbyt brutalna. Mężczyzną poczuł strach i spływający pot, kiedy zdał sobie sprawę, że Eira także musi o tym widzieć. Chciał uchronić swą ukochaną żonę przed tak brutalną i bolesną prawdą.
- Wiem, jak niedorzeczne to brzmi, ale uwierz mi, że to najgorsze wyjście, do jakiego mogłem się posunąć. Chciałem was poznać... Sam opowiadałeś mi, że dobro najbliższych to największy obowiązek prawdziwego wojownika.- Po policzkach Ethana zaczęły spływać gorące łzy, których się nie wstydził.
- Czuję się potwornie z myślą, że nie zdołałem jej ochronić...- Saw wiedział, że chodzi mu o Eirę. Położył swą sprawowana czasem dłoń na dłoni syna. Chłopak w tym czasie miał opartą głowę o stół, rozpaczając nad tym, że zawiódł jako wojownik... I syn.
- To nie twoja wina, Ethanie- przemówił spokojnie Saw, pomimo że głos mu drżał. Hofferson nie mógł wybaczyć synowi czegoś, czego nie zrobił.
- Widziałem, jak Tom wypuszcza strzałę, ale nie zareagowałem.-  Cichy szloch blondyna tak bardzo przybił Sawa, że sam czuł, że łzy płyną po policzkach.
- Ethanie, zapomnij o przeszłości, Eira jest zdrowa, słyszysz? Twoja matka żyje.- Wojownik na słowo "matka" podniósł zapłakane oczy i z lekkim strachem spojrzał na ojca.
- Czy mógłbym ją poznać?
To pytanie wytraciło całkowite z zamyślenia Sawa, który tylko otworzył kajdany i otworzył szeroko ramiona. Ethan z wahaniem przytulił swego ojca, a ten poczuł jakby znów trzymał małego synka w ramionach. Serce przepełniał ból ale i ulga, że po dwudziestu trzech latach spotkał swe dziecko, które wróciło do domu.
- Myślę, że była by przeszczęśliwa. - Powiedział i, obejmując Ethana ramieniem, prowadził go ku wyjściu.

                    Czkawka siedział w ciepłym domu Hoffersonów, dotrzymując towarzystwa swojej ukochanej i Eirze. Wódz nakazał Valce, żeby poszła odpocząć, ale chłopak domyślał się, że jego mama poszła polatać z Chmuroskokiem.
              Eira siedziała w fotelu wyłożonym grubymi futrami. Astrid zauważyła, że jej mama ma gorączkę, przez co bardzo się zmartwiła. Nawet obecność Czkawki nie dawała jej poczucia ulgi. Wódz siedział wraz z narzeczoną na kanapie, starając się jakoś stłumić dziwną atmosferę. Reszta mieszkańców Berk już nie przyjmowała się atakiem Logana, choć nadal gorąco pragnęli sprawiedliwości. Według nich walka była i minęła, ale dla Czkawki i najbliższych mu osób, to było coś więcej. Chłopak zdał sobie sprawę, że musi załatwić zebranie Rady aby wymierzyć karę tym wrogom, którzy uszli z życiem. I choć Nate godnie go zastępował, szatyn nie mógł obarczać go swoimi obowiązkami.
- Ustaliliście jakieś szczegóły dotyczące ślubu?- Spytała w końcu Eira, ku zdziwieniu narzeczonych. Astrid zarumieniła się lekko, patrząc na Czkawkę.
- Nie mieliśmy zbytnio czasu- powiedziała Astrid z westchnieniem. Czkawka objął ją ciaśniej, przez co dziewczyna położyła mu głowę na ramieniu.
- Ciągle gdzieś gonicie- zaśmiała się Eira. Astrid wyczuwała, że kobieta tylko udaje  silną i zdrową. W rzeczywistości gorączka paliła całe jej ciało.
Astrid korzystając z tego, że Eira zajęta była głaskaniem Zuzu -małego straszliwca, nachyliła się do Czkawki.
- Mógłbyś pójść po Lauren? Chciałabym, aby zbadała mamę.- Jej oczy szkliły się od zmęczenia i strachu, przez co Czkawka poczuł ukłucie smutku.
- Jasne, skarbie- odparł,  ucałował ją w czoło i narzucając futro, wyszedł.

                 Po kilku minutach, do domu wkroczył Saw, waląc nogami, aby strzepnąć śnieg.
- Cześć, słońce- powiedział z uśmiechem do Astrid i pocałował ją w głowę.
- Hej, tato- odparła z wymuszonym uśmiechem.
- Jak się czujesz, kochanie?- Zapytał Eirę, kiedy podszedł do żony. Kobieta odwzajemniła krótki pocałunek, którym obdarzył ją mąż.
- Lepiej- odparła z uśmiechem. Saw przyklęknął przy niej i złapał za ręce.
- Posłuchaj mnie, Eiro...jest ktoś, kogo na pewno chciałbyś zobaczyć.- Kobieta pociągnęła nosem i ogarnęła niesforne kosmyki ciemnych włosów z czoła.
- Kto tym razem? - Zapytała. Saw wyczuł, że jego żona jest zmęczona, ponieważ przez ostatnie dni przez ich dom przewijało się mnóstwo wikingów, chcąc sprawdzić jak się czuje Eira. - Ethanie, pozwól, proszę- zawołał Saw, a na imię swego syna, Eira otworzyła szeroko oczy i usta. Drzwi otworzyły się i stanął w nich dobrze zbudowany chłopak. Blond włosy miał w nieładnie, usta zaciskał w wąską linę a niebieskie oczy wpatrywały się z nadzieją w rodziców.
Eira wstała zaskoczona z fotela i, kładąc rękę na sercu, wyszeptała:
- Ethan?? Odynie najświętszy...- wojownik wszedł do środka, stając naprzeciw rodziców. Kobieta podeszła do niego powoli i przyjrzała się jego twarzy.
- To naprawdę ty- powiedziała, tłumiąc łzy, które i tak spływały po zaróżowionych od gorączki policzkach. - Po tylu latach...
Nie czekając dłużej,  Eira rzuciła się na jego szyję, tuląc go z całej siły i szlochając ze szczęścia jakie ją spotkało. Ethan odwzajemnił uścisk, obejmując mamę ciasno.
Astrid zaś siedziała na kanapie z szeroko otwartymi z niedowierzania ustami. Kim jest ten człowiek? Co on tu robi ?- Zaczęła pytać siebie w myślach. Dziewczyna wstała szybko i podeszła do ojca.
- Tato, kto to jest? - Spytała szeptem, patrząc jak jej mama tuliła blondyna.
Saw spojrzał na nią, jakby chciał wzrokiem przeprosić.
- Astrid, to Ethan, twój starszy brat. - Blondynka o mało co nie dostała zawału. Poczuła jak się czerwieni i z bardzo szerokimi oczami patrzyła to na ojca to na mamę. Ethan, słysząc,  że Saw przedstawił go Astrid, delikatnie oderwał się od Eiry, choć nadal miał ręce położone na jej przedramionach.
- Co?!- Wykrzyczane blondynka, patrząc z wyrzutem na Sawa. - Jak to mój brat?!
Hofferson objął ją mocno ramieniem.
- Skarbie, posłuchaj, to długa historia...- Astrid była w prawdziwym szoku. Dowiedzieć się, że ma starszego brata była dla niej prawdziwym ciosem. Rodzice nigdy nie wspominali jakoby mieli inne dziecko.
Nawet nie zauważyła, że tata pociągnął ja ku stołowi. Czuł się źle z myślą, że  wraz z Eirą nie powiedział córce, że ma brata, który zaginął lata temu.
                 Dziewczyna zaczęła słuchać opowieści Ethana, który wydawał się nieśmiały. W końcu powrócił do domu po tak długiej rozłące...
               Lauren i Czkawka szli wzdłuż wydrążona w śniegu ścieżką. Wódz martwił się wieloma rzeczami, które przez ostatnie dni tylko spotęgowały swoją ważność. Lekarka zauważyła zmianę nastroju przyjaciela.
- Hej, Czkawka, co jest? - Chłopak westchnął ciężko, słysząc jak Szczerbatek mruczy, chcąc uspokoić swego jeźdźca.
- Po prostu ostatnie dni były dla mnie i Berk bardzo ciężkie. W dodatku Eira nie wygląda za dobrze, martwię się...- Kobieta słuchała wodza, uważnie mu się przyglądając. Pociągnęła kaptur na głowę i uśmiechnęła się lekko, kiedy szatyn spojrzał na nią.
- Cóż, zgadzam się, że mieszkańcy ostro odczuli atak Logana, ale to wikingowie, Czkawka, poradzą sobie. Jeżeli chodzi o Eirę, obiecuję, że zrobię wszystko, aby postawić ją na nogi. - Szczerbatek wdarł się pomiędzy przyjaciół i zaszczebiotał do Lauren w swój smoczy sposób. Dziewczyna zaśmiała się głośno ale podrapała gada pod brodą. O to mu chodziło.
- Dziękuję- powiedział pewnie Czkawka.
- Taka moja rola- puściła do niego oczko i zaśmiała się ponownie. Jeździec pokręcił głową, mówiąc sobie, że dobrze mieć pozytywną energię wokół siebie. Zanim się obejrzeli, już byli przed domem Hoffersonów.
                      Gdy tylko uchylili ciężkie drzwi, w ich oczy rzucił się widok czteroosobowej rodziny. Obok Ethana siedziała Eira a na przeciw znajdował się Saw wraz z Astrid. Młody wojownik opowiadał coś swym niskim głosem ale gdy zobaczył wodza z towarzystwem, przerwał. Zdumiony Czkawka wpatrywał się w rodzinę Hoffersonów.
- Może przejdziemy innym razem- mruknął szatyn do Lauren, na co dziewczyna zmarszczyła czoło, lecz podchwyciła, o co chodzi przyjacielowi. Lekarka i wódz pożegnali Hoffersonów i ruszyli przed siebie.
- O co chodzi, Czkawka?- Spytała dziewczyna, niczego nie świadoma. Wódz westchnął, patrząc na oświetlone pochodniami domy wikingów.
-Nieco zagmatwana historia- odparł i zaczął opowiadać przyjaciółce, że mężczyznę, którego ujrzała w otoczeniu Hoffersonów to ich zaginiony syn.
Szatynka była nie mniej zdziwiona niż Astrid.
- Nigdy by mi do głowy nie przyszło coś takiego- rzekła, starając się opanować szok. Jeździec posłał jej smutny uśmiech.
- Myślę, że przez jakiś czas nikt nie będzie mógł się do tego przyzwyczaić.- Odparł, skinając głową do Szczerbatka, aby poszedł do Wichury, która samotnie latała nad wyspą. Chłopak przyłączył mu automatycznie ogon i nocna furia w mig znalazła się wśród chmurach.
- Nate jest w więzieniu? - Spytał Czkawka, patrząc jak przed nimi wyrasta owy budynek. Lauren skrzywiła się nieco.
- Od jakiegoś czasu próbuje dowiedzieć się czegoś od Logana- powiedziała i zaczęła wspinać się po stromych schodach. Po chwili oboje znaleźli się w więzieniu.
Nate chodził zdenerwowany po korytarzu, rzucając ukradkowe spojrzenia Loganowi. W jego jasnych oczach czaił się olbrzymi gniew.
- Gdyby to ode mnie zależało, już dawno bym cię zabił- warknął, na co Logan roześmiał się.
- Wojownicy z dumą nie zabijają człowieka bez broni i w dodatku w ciasnej celi. - Głos Arrana był przesiąknięty sztuczną słodyczą, przez co Nate miał ochotę zdzielić go w twarz.
-  Nate ?- Chłopak usłyszał cichy głos dziewczyny. Obrócił się ku niej, lecz nadal nie krył złości.
- Może odpoczniesz?- Dokończył Czkawka, widząc, że Lauren jest w niemałym szoku. Mężczyzna prychnął na te słowa, odwracając się ponownie do Logana.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem- rzekł cicho, wybijając lodowate spojrzenie w wroga. Arran uśmiechnął się minimalnie, lecz niczego nie powiedział.
Wymijając wodza,  Nate powiedział:
- Wysłałem list do Agnara, odpowiedź powinna być jutro rano.
Nate wyszedł wściekły, trzaskając drzwiami. Lauren chciała pójść za nim, lecz zatrzymał ją Czkawka, łamiąc za ramię.
- Potrzebuje trochę czasu- wytłumaczył szeptem i ze smutkiem w oczach. Dziewczyna skinęła głową, czując jak serce jej pęka, gdy widziała Nate'a w takim stanie. Chciała mu tylko pomóc, lecz chłopak odrzucał każdą wyciągnięta w jego stronę pomocą dłoń.
                         Gdy mieli oboje wyjść z więzienia, coś za wodzem i lekarką zaskrzypiało  wrogo. Czkawka odwrócił się przestraszony i w tym samym momencie Logan uderzył go czymś tępym w głowę. Chłopak zachwiał się i upadł nieprzytomny.
Lauren krzyknęła przerażona, ale Arran zatkał jej usta dłonią.
- Cii...- Szepnął, będąc za jej plecami i przykładając coś, co wyglądało na długi i szeroki pręt.- Pójdziesz ze mną, skarbie...
Logan zrzucił torbę medyczną z ramienia szatynki i pociągnął ku wyjściu.


Przepraszam,  że nieco Was zaniedbałam, ale wena mi się schowała :( Na szczęście wróciłam i mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba :D
Życzę udanych ferii ( ci którzy już zaczynają; ja jeszcze poczekam dwa tygodnie ;( ) :D

wtorek, 19 stycznia 2016

Niechciana prawda


                 Wszyscy byli w ogromnym szoku. Czkawka i pozostali jeźdźcy, którzy wraz z nim przybyli do więzienia, wpatrywali się na przemian w Logana i Ethana. Inni Arrani, którzy zostali jeńcami, wydawali się być równie zaskoczeni.
             Promienie zachodzącego słońca muskały delikatnie celę Ethana, który siedział skulony w kącie. Wojownik unikał spojrzeń wszystkich zgromadzonych, swój wzrok kierował ku podłodze.  Panowała przy tym strasznie niezreczna cisza, którą przerwał po minucie Mieczyk.
- Czekaj, bo się zgubiłem. - Rzekł, wyciągając ręce przed siebie jakby chciał kogoś odepchnąć. Wszystkie pary oczu zwróciły się ku niemu. - Możesz powtórzyć, jak się nazywasz ?
Ethan westchnął cicho. Każdy w pomieszczeniu wiedział, że wojownik nie chce o tym rozmawiać, jednak nie miał wyjścia. Odgarnął blodwłose kosmyki ze spoconego czoła i spojrzał przenikliwie na każdego z jeźdźców.
- Ethan...- Powiedział suchym tonem, jakby był na pustyni i nie pił od tygodnia.- Ethan Hofferson.
Sączysmark parsknął śmiechem, kładąc dłonie na szerokiej talii. Czkawka spojrzał na niego z wyrzutem, ale Jorgerson wpatrywał się piorunującym spojrzeniem w Ethana.
- Kłamiesz- rzucił ostro Smark, kiedy się uspokoił. - Dobrze wiemy, że próbujesz nas zmylić. Astrid nie ma brata.
Ethan wstał wolno i, kuśtykając, podszedł do krat. Logan przyglądał się tej scenie z niemałym rozbawieniem, ale jego zachowanie szybko utemperowała Nocna Furia, która niby przypadkiem uderzyła w kraty celi Arrana.
- Owszem. Nie macie żadnych podstaw, aby mi wierzyć- mówiąc to zaczął wyciągać zza lekkiego napierśnika mały zwój papieru.  Skrawek był żółty, pomarszczony a wyglądał jakby za dotknięciem miałby zamienić się w pył.
Ethan podał papier wodzowi Berk, patrząc jak Szczerbatek warczy na niego. Blondyn odsunął się ostrożnie, dając do zrozumienia smokowi, że nie ma złych zamiarów.
Czkawka powoli rozłożył papierek i przeczytał.
- Co to? - Spytał zaciekawiony Śledzik, stając tuż za przyjacielem. Oczy Czkawki szybko przeleciały po wyblakłym papierze.
- Akt urodzenia- odparł Ethan z kąta celi, gdzie siedział. Jego oczy lśniły przez promienie słońca, ale wydawać by się mogło, że w niebieskich oczach kryje się ból.
- Może być sfałszowany- rzucił Smark, zakładając ręce na klatkę piersiową. Mężczyznę dziwił fakt, że Czkawka mało się odzywał. Czyżby wodzowi zabrakło pomysłów jak przemówić Arranom do rozsądku?
Etahn prychnął pod nosem i ponownie wstał. Idąc do krat, patrzył głęboko w oczy Czkawki, jakby byli przyjaciółmi i jeden z nich błagał o pomoc.
- W takim razie spójrzcie na to...- chłopak schował swoją pamiątkę tam, gdzie wcześniej i podwinal rękaw aż do ramienia, gdzie skrywał się tatuaż.
Na umięśnionym ramieniu znajdowały się dwa topory, skrzyżowane ze sobą.
- Herb Hoffersonów...- Wyszeptał Czkawka z szokiem. Nie do końca wierzył Ethanowi, ponieważ wojownik i Logan mogli uknuc jakąś intrygę, która miała na celu zniszczenie Berk. Wódz spojrzał na Szczerbatka, którego zielone oczy przyglądały mu się, zupełnie jakby smok czekał na wydanie rozkazu.
- Czego oczekujesz?- Spytał po chwili wódz, na co Smark i reszta spojrzeli na niego jak na psychola.
Ethan uśmiechnął się słabo.
- Rozmowy- odparł.
- Wreszcie rodzinne spotkanie ! - Zawołał Logan z tą samą drwiną co zawsze. Sztukamięs również nie wytrzymała i wystrzeliła małą kulą ognia w kierunku szatyna.  Pocisk uderzył w kratę  a drobinki ognia i lawy  przedostały się do środka. Logan posłał piorunujące spojrzenie smokowi, ale zamknął się.
Czkawka spojrzał na twarze przyjaciół, szukając jakiegokolwiek wsparcia. Jednak każdy nie wiedział, co powiedzieć, więc tylko patrzyli ze zdumieniem na wodza.
- Proszę...- Odezwał się ponownie suchy głos Ethana.- Jedna rozmowa z moimi rodzicami.
Czkawka chrząknął. To nie była do końca jego sprawa jako wodza, ale chodziło tu o rodzinę jego narzeczonej.
A po za tym, wyjaśnienia, pomyłki jak sądził Czkawka, na pewno pomogą.
- Zobaczę co da się zrobić- odparł i ruszył ku wyjściu. Czuł na sobie wszystkie spojrzenia więźniów,  choć było ich zaledwie kilkanaście. Chłopak nagle poczuł się gorzej. Oparł się o Szczerbatka, który zmartwiony cicho ryknął.
- W porządku, mordko - powiedział i podrapał smoka pod brodą.
                      Czkawka leciał właśnie nad Północnym Lasami, myśląc czy to, co powiedział Ethan jest prawdą. Coś mu mówiło, że wojownik chce po prostu mydlić oczy, żeby wydostać się z więzienia. W takim razie skąd miał ten akt...Dobra, być może jest sfałszowany ale niemożliwym byłoby podrobienie podpisów Eiry i Sawa, które widział na akcie. Albo tatuaż...
Czkawkę od tego myślenia rozbolała głowa. Ułożył się delikatnie na grzbiecie Szczerbatka i dał się ponieść lotowi. Ethan miał być synem Hoffersonów ? Przecież to bzdura. Ani Stoick ani inni starsi wikingowie nie wspominali jakoby Eira i Saw mieli syna... Chyba, że wcześniej nie mieszkali na Berk. W takim razie, dlaczego nie zabrali Ethana ze sobą? Porzucili go?
W głowie wodza rozbrzmiewały tysiące myśli.
Zdawał sobie sprawę, że tę pomyłkę trzeba wyjaśnić jak najszybciej.
Podniósł się z pozycji leżącej do siedzącej i zwrócił Szczerbatka w stronę centrum Berk.

                    Nate wracał z kolejnego obchodu. Zarówno on jak i Piorun byli zmęczeni. Nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Ostatnie dni dały w kość, dlatego jeździec nie miał nawet chwili dla siebie. Marzył mu się gorący prysznic, smaczne jedzenie i wygodne łóżko. Jednak zanim wszedł do domu, chciał umyć Pioruna, który także miał te same marzenia, co jego jeździec.
Czarnowłosy mężczyzna szybko uporał się  z brudnym smokiem,  nakarmił go, ale Piorun zasnął już przy jedzeniu pierwszych ryb. Nate'owi zrobiło się głupio i miał wyrzuty sumienia, że za bardzo wykorzystał swego przyjaciela.
- Przepraszam...- Szepnął, klepiąc Koszmara po czerwonawych skrzydłach. Nate przyglądał się śpiącemu smokowi jeszcze chwilę po czym poszedł poszukać Czkawki. Nate chciał najpierw wszystko załatwić a potem wypoczywać, by już nie zawracać sobie głowy.
Wioska tętniła życiem. Gdzie nie spojrzeć siedzieli wikingowie, ochoczo pracując. Jeździec poczuł się lepiej, widząc radosnych wikingów, choć  poczuł się gorzej, myśląc o łodziach, które przeprowadziły poległych braci na Pola Bitewne Odyna...
Mężczyzna odsunął przytłaczające myśli i skupił się na szukaniu wodza. W takich chwilach ciężko było go znaleźć, dlatego jeździec dopytywał się o miejsce pobytu Czkawki.
- Cześć, Śledzik- zawołał z uśmiechem Nate. Otyły wiking również się uśmiechnął. - Widziałeś Czkawkę ?
Blondyn odłożył skrzynie z jesiotrami obok swojego domu i wytarł ręce brudne od śluzu ryb.
- Hm...- Zamruczał jeździec.- Pół godziny temu był w kuźni.
Nate podziękował Śledzikowi i ruszył do pracowni Pyskacza, mając nadzieję zastania tam wodza.
Wszedłszy do kuźni, Nate'a uderzył odór palącej się skóry. Chłopak skrzywił się i zasłonił nos koszula.
- Pyskacz? - Zawołał. - Jesteś tu?
Wtem zza kotary wysunął się kowal, mając na sobie maskę przeciwogniowa.
- Coś się stało? - Zapytał, odsłaniając usmoloną twarz.
- Szukam Czkawki.
- Ach...- Mruknął Gbur, przypominając sobie o tym, jak wódz był tu kilka chwil przed ciemnowłosym.- Poszedł do Hoffersonów.
Nate skinął głową i gdy się odwracał zatrzymał go delikatny głos przyjaciela.
- Może poczekasz trochę z tym spotkaniem? - Jeździec zmarszczył czoło.- Cóż, to...delikatna sprawa.
- Nie rozumiem. Stało się coś ? - Pyskacz machnął ręką i wyjął oporządzoną skórę jaka z kozła do robienia siodeł.
- Nic wielkiego- pomijał prawdę kowal. Nate wzruszył ramionami. Pewnie w innych okolicznościach drążyłby temat ale był zbyt zmęczony. Oczy same mu się zamykały.
- W takim razie powiedz mu, żeby przyszedł do mnie, kiedy znajdzie chwilę. - Nate pożegnał się szybko a jeszcze szybciej znalazł się w domu. Szybko zrobił to, co chciał i zasnął w ciepłym i wygodnym łóżku.

Eira obudziła się po południu, kiedy Astrid nadrabiała zaległości w ćwiczeniu wyszywania wzorów. Dziewczyna siedziała na fotelu wyłożonym futrami i skupiała się na wyszywaniu toporu. Astrid była ubrana w ulubione leginsy sięgające za kolana, czerwoną turnike z długim rękawem a złote włosy związała w niedbałego koka. 
- Astrid? - Szepnela Eira, patrząc w prawo, gdzie siedziała jej córka. Jezdzczyni ozywila się na głos mamy i wstała szybko.
- Mamo...- Szepnela, czując ogromną ulgę i szczęście. Dziewczyna złapała dłoń rodzicielki i scisnęla ją mocno.- Jak się czujesz? 
Kobieta uśmiechnęła się szeroko a Astrid od razu pomyślała, że to jedyna rzecz, która ostatnio tak bardzo ją ucieszyła.
- Lepiej. Długo spałam ? - Szatynka oparła się o łokcie i wstała delikatnie, chcąc lepiej widzieć córkę. Astrid poprawiła jej kolorowe poduszki i przykryla brązowym futrem do połowy, aby Eira nie zgrzala się.
- Niecałe dwa dni- powiedziała.- Jesteś głodna? 
- Bardziej chce mi się pić. - Astrid kiwnęła głową i zeszła na dół by przygotować herbatę. Jednak zanim napój był gotowy, wojowniczka podała mamie wodę.
- Jak sprawy Berk?- Spytała Eira, popijając z wysokiego kufla.
- Dobrze, choć nie do końca się orientuję. 
- Ah. Mam nadzieję, że bydlaki, które zaatakowały Berk dostaną za swoje.- Powiedziała Eira nieco ostrzej. Jej głos był nieco zachrypnięty.
- Dobra, koniec rozmowy o Berk. Masz odpoczywać, mamo.- Blondynka uśmiechnęła się do kobiety.
- Pójdę po Lauren. Musi jeszcze zmienić opatrunki. 
Wojowniczka wyszła z domu i poszla do boksu Wichury, która zaległa tam kilka dni. Dziewczyna miała wyrzuty sumienia, że tak bardzo zaniedbala swoją przyjaciółkę, ale Wichura zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji.
Polizala Astrid długim, chropowatym językiem i przytuliła swój łeb do blondynki. 
- Też się cieszę, że cię widzę, Wichurko. - Wojowniczka podrapala przyjaciółkę po luskach i wskoczyła na siodło. 


Saw wpatrywał się z szokiem w Czkawkę, który z ponurą miną opowiedział o Ethanie. Starszy mężczyzna usiadł na pobliska drewnianą ławkę i dotknął miejsca, gdzie znajdowało się serce. Wódz przestraszył się, widząc nagłe pogorszenie się stanu zdrowia.
- W porządku ?- Spytał, obserwując go z uwagą. Saw pokrecil przeczaco głową. Niebieskie oczy bladzily wokół wikingów, którzy przechodzili niewzruszeni. Szczerbatek musnal głową dłoń Hoffersona ale wojownik nawet tego nie poczuł. 
Czkawka westchnął ciężko. Do końca wierzył, że Ethan gra w jakąś grę, chcąc namącić w głowach ludzi. 
- Saw, czyli to prawda? - Spytał smutno, chcąc być pewnym do końca. 
- Odynie wszechmogący...- Szepnął i zakrył
 dużymi dłońmi zmęczona i pomarszczona twarz.- To niemożliwe.
Jeździec usiadł tuż przy przyszłym teściu. Blondwłosy mężczyzna wziął kilka głębokich wdechów. Saw czuł na sobie wzrok Czkawki, więc po chwili zaczął opowiadać.
- Cóż...- Zaczął, trzęsąc się. - Pochodzę z Berk ale moja żona z Wysp Owczych. Kiedy byłem trochę młodszy niż ty teraz, wraz z innymi wikingami wyruszyliśmy na poszukiwanie smoczego leża. Wiatry zaprowadziły nas właśnie na rodzinną wyspę Eiry. Po długiej znajomości wzięliśmy ślub a krótko po tym przenieśliśmy się na wyspy Brytyjskie...- Saw przerwał na chwilę, jakby to co mówił sprawiało mu ból.
- Jeśli nie chcesz mówić...- Zaczął Czkawka spokojnie, spoglądając na Szczerbatka, który ułożył się blisko wikingów. 
- W porządku...- Odparł, patrząc w dal. - Na Wyspach urodził się nasz syn, Ethan. Mieszkaliśmy tam do czasu... Ethan pewnego dnia zaginął. Szukaliśmy go przez wiele miesięcy, ale na marne. - Hofferson miał łzy w oczach, a po chwili jego policzki były mokre. 
Czkawka nagle połączył fakty. Powiedział Sawowi o akcie urodzenia i tatuażu. 
- Nie wiem, skąd Ethan miał ten dokument- przyznał szczerze. - A "tatuaże " to na Wyspach było wręcz oczywiste. W Brytanii prawie wszystkie dzieci były  w ten sposób oznaczane. Herbem rodziny, do której należał. Ja też mam taki. 
Zapadła cisza. Słońce powoli chowało się za horyzontem, ustępując miejsca ciemnej nocy. 
- Gdy nie mogliście go odnaleźć...wyprowadziliście się, tak? - Saw skinął głową. Nie mógł uwierzyć, że jego jedyny syn się odnalazł po ponad dwudziestu latach... Mężczyzna z jednej strony bardzo się cieszył, ale z drugiej był załamany. Jak zareaguje Eira? Kobieta po stracie pierwszego dziecka nie mogła wyjść z szoku a teraz okazuje się, że ich syn sam ich odnalazł.  Została jeszcze Astrid. Przez to, że stracili Ethana,  całą miłość i poświęcenie przelali na swą ukochaną córkę. 
-  To niemożliwe...- Powtórzył załamany Saw. Czkawka położył mu rękę na ramieniu, chcąc go nieco uspokoić. 
- Chcesz z nim porozmawiać ?- Szepnął wódz, przez co Sawowi przeszły lodowate dreszcze. Jego niebieskie oczy były czerwone od płaczu.  
- Tak, zaprowadź mnie, proszę- jeździec skinął głową i pomógł mężczyźnie wstać z ławki. 
Oboje szli spokojnie, nic nie mówiąc. Saw był zdenerwowany jak nigdy. Za chwilę miał ujrzeć swego syna, który zaginął, mając zaledwie trzy lata. 
Przez cały czas nie było dnia, żeby nie rozmyślał czy jego dziecko żyje, czy ma rodzinę, jak wygląda, do kogo jest podobny...
                 Zanim się zorientował, Czkawka i Szczerbatek stali już koło budynku więzienia. Saw wziął kilka mocnych wdechów. Mijając smutny wzrok przyszłego zięcia, zaczął wspinać się po schodach, które piszczały
głośno. Za nim wkroczył wódz i jego smok. 
Saw stanął tuż przy wejściu. Dzieliło go jedynie naciśnięcie klamki i zrobienie kilku najtrudniejszych kroków w życiu. Po chwili wahania, wojownik pchnął drzwi, które pokazały wnętrze więzienia. Na wprost była cela Logana. Chłopak spał w kącie, trzymając rękę pod głową. Zaraz po lewej była zieloną cela, w której siedział Ethan. Saw spojrzał na Czkawkę, który kiwnął motywująco głową. Hofferson wszedł głębiej, ignorując strażników. Jego kroki były powolne i spokojne, a mimo to podłoga zapadała się minimalnie. 
W końcu dotarł do małego pomieszczenia ogrodzonego mocnymi kratami. Saw zatrzymał się, gdy ujrzał jasną czuprynę swego zaginionego syna...






Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu, ponieważ mi wydaje się taki...mdły. No nic, napisany jest, więc raczej dodać trzeba c: 
Ps. Ktoś zbiera szczenę z podłogi? xD


sobota, 16 stycznia 2016

Ciężkie chwile 

                   Na Berk powrócił spokój. Wikingowie sprzątali bałagan, który pozostawili Arrani i, mimo że cieszyli się z wygranej, ich myśli krążyły wokół poległych braci. Nate, jako zastępca wodza, przygotował już siedem łodzi, które kołysały się na lekko wzburzonym morzu, czekając na poległych, aby zabrać ich wprost do Valhalli.
Zaś Pyskacz zbierał broń, która nieco wykrzywiona leżała po całym Berk. Kowal z ponurą miną wpatrywał się w horyzont, którego czarna gruba kreska oddzielała morze od szarego nieba. Otyły wiking schylił się po długi miecz i wrzucił go niedbale do skrzyni.
Każdemu udzielał się podły nastrój a większość wikingów nadal była nieświadoma wypadku Eiry Hofferson.
Śnieg topniał gdzie nie gdzie, zostawiając po sobie błoto, jednak mroźny wiatr nadal przypominał o tym, że nadal trwa zima.

                     Czkawka wciągnął mroźne powietrze przez nos i wypuścił je wolno przez usta. Chłopak całą noc siedział przy Astrid, która zasnęła dzięki lekom nasennym. Blondynka wyglądała jak mała, bezbronna dziewczynka. Wódz bardzo przejął się jej stanem, gdyż zawsze widział ją waleczną i twardą. Teraz taka nie była...
Stan Eiry poprawił się nieco, dzięki czemu bliskie jej osoby odetchnęły z ulgą. Saw zostawił żonę tylko na godzinę, na prośbę Lauren, która namówiła go, aby poszedł odpocząć. Wiking wziął szybki prysznic, przebrał się i wrócił do groty.
- Chcesz cały czas tu siedzieć? - Zapytał w końcu Czkawka, który zostawił Astrid pod opieką Valki. Obie kobiety siedziały w drugim, mniejszym namiocie i odpoczywały.
Saw podniósł zmęczone oczy ku wodzowi i uśmiechnął się blado.
- Zrobiłbyś dokładnie to samo dla Astrid- odparł Hofferson i oparł się plecami o krzesło, na którym siedział. Czkawka zarumienił się lekko ale przyznał Sawowi rację w myśli. Nie ma żadnej rzeczy, której by nie zrobił dla swej ukochanej.
- Co mówi Lauren? -  Szepnął jeździec, siadając na futrach tuż pod wyjściem.
- Wyjdzie z tego- powiedział wojownik. Czkawka wyczuł, że mówi przez łzy. Saw wziął w ciepłe ręce dłoń żony i trzymał ją mocno.
Minutowa ciszę przerwał głos Sawa, który z błyskiem w oczach wpatrywał się w szatyna.
- Jak się trzyma Astrid? - Czkawka spiął się na to imię, pamiętając jak wielki szok przeżyła jego narzeczona i mimo że Czkawka nie chciał martwić bardziej Sawa, musiał powiedzieć prawdę.
- Była przerażona- odparł zgodnie z prawdą. - Ale już lepiej.
Saw posmutniał na myśl o swej jedynej córce. Jego twarz była jakby zakryta smutkiem, w oczach kryły się łzy. Czkawka odwrócił wzrok aby nie patrzeć na cierpienie przyszłego teścia, choć chciał jakoś mu pomóc.
- A co z Berk? - Zapytał ponownie Saw. Wódz wyprostował się i pomasował obolały kark lewą ręką.
- Nate wszystko nadzoruje- rzekł. Czkawka nagle poczuł wyrzuty sumienia. To on powinien teraz być wraz ze swoim ludem. To on powinien przesłuchać jeńców i dowiedzieć się,dlaczego zaatakowali jego ukochaną wyspę.
Widząc zmieszaną minę Sawa, Czkawka westchnął ciężko.
- Wiem, że powinienem tam być- mruknął. - Ale nie chcę zostawić Astrid. Kiedy się obudzi, nie chcę żeby zobaczyła, że mnie nie było...
Chłopak mówił nieco ciszej, jakby się wstydził, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że każdy wie jak bardzo kocha Astrid.
Zanim Saw zdołał otworzyć usta, do namiotu weszła Lauren, odsuwając mocno zasłony. Uśmiechnęła się promiennie do wikingów i podeszła do chorej.
Odsunęła ostrożnie granatową tunikę i przyjrzała się ranie. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, dlatego Saw nie mógł rozszyfrować, czy z jego  żoną jest w porządku czy też nie.
- Zmienię jej opatrunki - oznajmiła i schyliła się po apteczkę.  Wyjęła kilka bandaży i wywar z mniszka, który odkażał rany.
Lauren szybko się uwinęła, a gdy skończyła powiedziała:
- Eira straciła dużo krwi, dlatego jeszcze się nie obudziła. Zanim jej organizm zacznie uzupełniać braki minie kilka dni.- Saw pokiwał tylko głową, ale niczego nie powiedział. Chyba się uspokoił- pomyślał Czkawka.
- Astrid powinna obudzić się przed zmrokiem- rzekła do wodza i poklepała go lekko w ramię. - Było by dobrze, gdybyś był przy niej.
Chłopak skinął głową i uśmiechnął się smutno do przyjaciółki, która przyglądała mu się z troską.
- Jeśli chodzi o sprawy Berk...-  Zaczęła niepewnie po chwilowej ciszy.- Jeźdźcy przeszukują tereny i łodzie Arranów, Nate wysłał Straszliwce do sąsiednich wysp z ostrzeżeniem.  Nie wiadomo, czy Arranów nie jest więcej.
Lauren wydawała się być twarda jak skała. Czkawka, słuchając jej dość ostrego tonu, miał wrażenie jakby słuchał co najmniej córkę wodza, a nie zwykłą lekarkę.
- Bardzo ci dziękuję- powiedział Czkawka z westchnieniem ulgi. Lauren zaśmiała się cicho i wyszła.

             Następnego dnia było lepiej. Wikingowie zdołali odbudować kilka domów i studni, lecz czasem ich wzrok wędrował ku budynkowi, gdzie przetrzymywani byli jeńcy. Gdyby zależało to od nich, zapewne wymierzyliby sprawiedliwość na własną rękę.
Astrid czuła się lepiej, odzyskawszy spokój i nadzieję, że jej mama będzie żyła. Dziewczyna przesiadywała w pokoju rodziców i mówiła, jak mają się sprawy, choć Eira nadal głęboko spała. Astrid zdołała wysprzątać dom, oczywiście wraz ze swoim ojcem. Oboje wspierali siebie w trudnych chwilach i było im z tym o niebo lepiej.
             Czkawka, mimo zarzekań że chce zostać wraz z Hoffersonami, Astrid uspokoiła go i nakazała aby zajął się Berk. Wódz niechętnie zostawił swoją narzeczoną i zajął się szkodami. Chodził z kąta w kąt i zarzadzął co i jak ma być zrobione. Szczerbatek cały czas dreptał przy nim, będąc gotów do obrony swego przyjaciela. Inteligencja i zmienność nocnej furii nie mogła równać się z żadnym smokiem, tak jak godzinę wcześniej, kiedy jakiś wiking przypadkowo wylał na Czkawkę wiadro wody. Szczerbatek skoczył przed wodza, obnażając swe ostre zęby, ale widząc, że to przyjaciel uspokoił się. Wrócił z powrotem do Czkawki, waląc ogonem głowę grubego wikinga za przestraszenie. Ten uciekł czym prędzej w nieznanym kierunku.
- Jak myślisz, mordko, powinnyśmy złożyć wizytę niezapowiedzianym gościom?-  Szczerbatek prychnął na te słowa, jakby pokazywał w ten sposób pogardę dla Arranów.
Czkawka nagle przypomniał sobie Agnara i jego słowa,że zawsze będzie lojalny wobec Berk. W szatynie natychmiast wzbierał gniew i furia na myśl, że wódz Arran go tak perfidnie okłamał. Atak na Berk to jedno, zaburzenie sojuszu to drugie.
                        Wódz zacisnął pięści i ruszył do kuźni, gdzie powinien znaleźć Pyskacza.
Stary wiking sprzątał swój drugi dom, kiedy do środka wszedł syn jego najlepszego przyjaciela. Gbur uśmiechnął się szeroko i szczerze, w przeciwieństwie do pozostałych mieszkańców  Berk. Kowal odłożył właśnie kowadło na środek, gdzie było jego prawowite miejsce.
- Jak tam? - Spytał, mając na myśli Hoffersonów. Wieść o ich tragedii szybko rozniosła się po Berk przez Gertrudę- miejscową plotkarę.
- Lepiej- odparł krótko Czkawka, machając dłonią aby zakończyć ten temat. Nie chciał znów wracać myślami do ukochanej i jej rodziny, kiedy zdołał już się skupić na pracy wodza.
Kowal zrozumiał przyjaciela, więc tylko posłał mu uśmiech i wrócił do sprzątania.
- Co zamierzasz z Arranami?- Spytał po chwili. Czkawka odłożył swoje rysunki sprzed ośmiu lat i westchnął ciężko.
- Chciałbym najpierw ich przesłuchać- odparł, patrząc przez małe okno na budynek więzienia.- Potem zwołam Radę.
Pyskacz skinął głową na te słowa. Wytarł wiecznie brudne dłonie w żółty fartuch i wymienił kikut z młota na szczotkę, żeby przeczesać złote wąsy.
- Naprawdę zastanawia mnie, dlaczego Agnar złamał sojusz. Nic by z tego nie zyskał - rzekł spokojnym głosem Gbur. Gruby wiking oparł się o blat, gdzie były różnego rodzaju śrubki- i te do broni i do siodeł.
Czkawka popatrzył na niego jakby Pyskacz odkrył jego największą tajemnicę.
- A gdyby to nie była wina Agnara ? - Zaczął wódz, prostując się. Pyskacz zmarszczył czoło.
- Co masz na myśli?- Szatyn odchrząknął cicho.
- Nie jestem pewien- oparł zgodnie z prawdą. Chciał coś  jeszcze dopowiedzieć, ale przerwały mu w tym warknięcie Koszmara Ponocnika, który właśnie lądował w centrum. Wódz pożegnał przyjaciela i ruszył na spotkanie z jeźdźcami.

              Sączysmark zeskoczył z gracją z Hakokła, słysząc ciche westchnienia nastolatek, które uwielbiały patrzeć na mięśnie Jorgersona. Wiking poklepał swego smoka i spojrzał na Czkawkę, który szedł w ich kierunku. Po chwili, obok kuźni, wylądowali bliźniacy i Śledzik.
- Znaleźliście coś?- Zapytał wprost szatyn, patrząc z minimalnym smutkiem na przyjaciela. Sączysmark pokręcił głową.
- Niestety - powiedział.- Chyba Arrani są na tyle głupi, by atakować wyspę ze smokami. W dodatku stu- osobową grupą.
Sączysmark założył ręce na piersi i prychnął pod nosem, wkurzony, że niczego nie znalazł.
- A Handlarze?- W głosie Czkawki kryła się mała nadzieja, że udało się choć ustalić przebywanie ludzi, którzy pomogli Loganowi, dostarczając mu broń.
- Zupełnie jakby rozpłynęli się w powietrzu- odparł za Smarka Śledzik, podając przy tym Czkawce notatnik z raportem i zapisanymi uwagami. Wódz rzucił na nie okiem, krzywiąc się.
- Nie rozumiem, dlaczego zaatakowali- powiedziała Szpadka, która zjawiła się obok Smarka. Chłopak spojrzał na nią, przez co przeszły mu dreszcze.
- Właśnie. Byli tu wcześniej, więc chyba się zorientowali, że mamy smoki.- Mieczyk poparł siostrę. Oboje stali się bardziej odpowiedzialni i zaczęli myśleć inaczej, ale nie zmienili się aż tak diametralnie.
- Może chodziło im o coś innego? - Wtrącił się ponownie Śledzik. Czkawka patrzył kolejno na twarze przyjaciół, słuchając ich domysłów.- Czkawka, sprawdzałeś, czy jakieś dokumenty nie zniknęły?
Wódz pokręcił głową.
- Wszystko jest na swoim miejscu- odparł, przypominając sobie jak z duszą na ramieniu przeszukiwał  skrzynię z podpisanymi traktatami i opisaną strategią na wypadek większego ataku. Plany te należały jeszcze do Stoicka.
- Może warto z nimi...pogadać?- Mówiąc ostatnie słowo, Smark włożył prawą pięść do lewej dłoni, pokazując inną drogę negocjacji.
- Chciałem tam właśnie iść - przyznał Czkawka i oddał notes Śledzikowi, który schował go do torby przymocowanej do siodła Sztukamięs.
- Więc chodźmy - warknął  Jorgerson i przepchnął się pomiędzy Ingermanem a Haddockiem. Myśląc o Arranach, miał w ustach smak krwi a w głowie obraz ich martwych ciał. Chciał odpłacić się Arranom za to, że jeden z nich zabił jego wuja.
Czkawka nie próbował nawet przemówić mu do rozsądku. Była to jedna z wielu sytuacji, kiedy rozumiał Sączysmarka i pozwalał mu na wiele rzeczy. Nawet te najbardziej idiotyczne.
                  Po kilku minutach do ciemnego budynku wkroczyli czterej jeźdźcy; Szpadka postanowiła zajrzeć do Astrid. Za Czkawką, Śledzikiem, Mieczykiem i Sączysmarkiem szły dumnie smoki, pokazując ostre jak brzytwy zęby. Strażnikami byli Sączyślin, Gruby i Krzywonos- trzydziestoletni wiking, który uchodził za najsilniejszego wikinga w Berk. Cała trójka bez słowa odeszła w bok, robiąc przejście dla wodza.
                       Czkawka podszedł do Logana, który swym chłodnym spojrzeniem lustrował wodza Berk.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz - rzucił szatyn, patrząc w oczy byłego przyjaciela.
- Chcę wiedzieć dlaczego zaatakowałeś Berk- warknął Czkawka, ignorując poprzednią uwagę. Logan uśmiechnął się szyderczo.
- Jeśli chcesz wiedzieć...- Arran doskonale wiedział, że jest w garści i nie ma innego wyjścia. Wstał, prostując obolałe kości, i wyrównał się wzrostem z wodzem. - Nie zależy mi na tej poprapanej wyspie, nawet na smokach, chodzi mi o pewną osobę...No, może o dwie, prawda Ethanie?
Czkawka zmarszczył czoło, patrząc pytająco na przyjaciół. Ci wlepili wzrok w wcześnej wspomnianego wojownika.
- Ethanie, czemu milczysz?- Zapytał z drwiną, jakby naprawdę przypominał szaleńca. Skulony w celi wiking nawet nie podniósł wzroku, choć doskonale słyszał. Ethan bał się, że Logan zaraz wyjawi prawdę... Chłopak tyle lat czekał na chwilę, aby móc wyjawić sekret odpowiednim osobom, ale kiedy miał szansę  - uciekł jak tchórz.
Siostrzeniec Agnara zacmokał z pogardą i roześmiał się chrapliwie.
- A myślałem, że chcesz tego co ja- dopowiedział po chwili Logan. Otarł podartą koszulą czoło i pociągnął nosem.
- Co zrobiłeś Agnarowi?- Za Czkawką stanął Smark, przyjmując poważną i groźną minę.
- Ah...Agnar, tak, tak...- Zamyślił się teatralnie  Arran. Smark zaczął się bardzo niecierpliwić. Zacisnął dłonie w pięść, ale zaraz po tym podszedł do krat i chwycił Logana za kołnierz.
- Gadaj !!- Wrzasnął. Szatyn spojrzał na nim z małym strachem, ale nawet nie próbował się wyswobodzić.
- Ale po co te nerwy, przyjacielu? - spytał, dotykając szorstką dłoń, która trzymała go w stalowym uścisku.
- Sączysmark...- Zaczął Czkawka delikatnie. Jorgerson popatrzył głęboko w oczy Logana, po czym go puścił.
- Agnar o niczym nie wie, jeśli to cię interesuje, wodzu Berk.- Szatyn poprawił ubrudzona koszule, która spadała mu na ramię. Logan teraz nie wyglądał jak dzielny wojownik i dostojny następca tronu Arran, tylko jak żałosny sługa.
- Więc czemu zaatakowałeś moją wyspę?- Zapytał z groźbą Czkawka.
- Z zemsty- odparł, cofając się pod ścianę.- Przez Nate'a straciłem to, co najcenniejsze. Powinien zapłacić za to.
Szczerbatek warknął ostrzegawczo, na co Logan usiadł na zimną podłogę.
- Powiedziałeś, że ten tutaj- Mieczyk wskazał na Ethana, który podniósł przestraszony wzrok.- Chce tego co ty, czyli zemsty?- Mieczyk stanął przy celi Ethana i czekał na odpowiedź. Blondyn i szatyn wymienili spojrzenia.- Ale na czym?
Logan zaśmiał się głośno, na co wszystkie smoki warknęły. Arran od razu się uspokoił.
- To twój problem, Ethanie- rzekł, podkładając sobie pod głowę ręce. Wojownik zamknął oczy, ale nic nie powiedział.
- Wcześniej cały czas wspomniałeś o tym, że chcesz się zemścić za to, co zrobili. Teraz już ci się ode chciało?- Prychnął Logan.- Cholerny tchórz.
- Dosyć!- Wrzasnął Smark, waląc mieczem w karty Logana.- Macie natychmiast powiedzieć, o co chodzi, bo inaczej pogadamy.
                          Ethan podniósł zmęczony wzrok. Nawet tak silnemu wojownikowi po prostu brakuje sił. Westchnął ciężko i powiedział, to czego nikt się nie spodziewał...



Hej. Rozdział z opóźnieniem, ale jakoś nie mogłam się zabrać do pisania. Przez RTTE :')
Dobra, miłego weekendu i tygodnia. 
Ps. Smark jest taki podobny do Sączyślina. :D 


środa, 6 stycznia 2016

"Bo nie ma większej miłości niż ta, gdy ktoś życie oddaje bym ja mógł żyć" 

                 Szczerbatek wleciał szybko do więziennych pomieszczeń, gdzie zwykle przesiadywali wikingowie za małe przewinienia, lecz częściej więzienie świeciło pustkami.
Drewniane belki zatrzeszczały pod wpływem masy nocnej furii, na co Czkawka nie zwrócił uwagi. Z wściekłością podniósł Logana, którego Szczerbatek rzucił ostro na ośnieżony podest. Młody wódz Arran starał się wyrwać, ale po chwili przestał i z pokorą oddał się w ręce Pyskacza.
Czkawka nie miał pojęcia, co z nim zrobić. Zwykle zdrajców sojuszy palono na stosie lub przywiązywano im kulę u nogi i zrzucono z najwyższego klifu wprost w otchłań ciemno- granatowo oceanu. Jeździec powoli tracił kontrolę nad sobą. Być może nie tyle z powodu, że Logan nieźle narozrabiał na Berk, lecz z powodu własnej naiwności. Mógł nie ignorować swoich odczuć co do nowego plemienia, mógł dokładnie sprawdzić ich wyspę... Jako wódz musiał troszczyć się tylko i wyłącznie o swój lud. To zawsze było priorytetem dla każdego z rodu Haddocka. A teraz czuł odrazę i nienawiść do siebie, że tego nie dopilnował. Kretyn to zbyt małe określenie- pomyślał zły.
                Po chwili Czkawka kucnął naprzeciw Arrana, który siedział już zamknięty jak ptak w celi, która nie była wykonana z byle czego. Czkawka pamiętał, że wraz z jeźdźcami zbudowali ten budynek na prośbę Stoicka. Chłopak szybko odgonił  myśl o ojcu i z niewyobrażalnym gniewem w oczach przyglądał się Loganowi.
Wojownik oddychał ciężko, mimo że świeże powietrze wlatywało przez główne drzwi oraz poboczne okna. Wódz Berk nie mógł odczytać dosłownie niczego z jego poharatanej twarzy, z oczu także. Nie mógł uwierzyć, że jest to ten sam mężczyzna, z którym jeszcze kilka miesięcy tematu wymieniał poglądy na temat broni.
Czkawka nagle przełknął ślinę i już w jego oczach nie krył się gniew- lecz strach.
- Gdzie jest Agnar? - Spytał,  zaciskając pięść, aż paliczki zrobiły się białe. Logan wpatrywał się w niego tak intensywnie, że Czkawce przeszły ciarki. Po chwili Logan zaczął się głośno śmiać. Pyskacz, Wiadro i Sączyślin, którzy zajęli się pilnowaniem wcześniej zaprowadzonych do celi więźniów, podeszli bliżej swego wodza, bojąc się, że Arran zaraz na niego skoczy. Oczywiście nie było to możliwe, ponieważ szatynów oddzielała solidna krata i choć z dziurami, Logan nie miałby szans zaatakować Czkawkę, gdyż za nim stał Szczerbatek i trzech rosłych wikingów.
- Gdzie on jest?!- Warknął Czkawka, chwytając mocno jego koszulę. Nie starał się być delikatny. Logan momentalnie ucichł, ale za to usta cały czas wykrzywiały się w szyderczym uśmiechu. Spojrzał na ręce, które go trzymały po czym wrócił wzrokiem na byłego przyjaciela.
- Agnar?- Spytał wyższym jakby słodkim głosem, który przypominał chorego umysłowo.-  Agnar poszedł na emeryturę. -Wyznał i zaczął się śmiać histerycznie. Jego blizny na twarzy zaczęły się wykrzywiając wraz z ruchami mięśni twarzy.
Jeździec puścił go i obrzucił chłodnym wzrokiem, jakby chciał by wyrazić tym opinie nienormalnego.
- Co zamierzasz?- Spytał w końcu Pyskacz, podchodząc najbliżej syna Stoicka. Czkawka westchnął ciężko, szukając pocieszenia w dużych zielonych oczach czarnego przyjaciela.
- Sprowadźcie wszystkich jeńców tutaj- odparł, prostując się nagle.- Jeżeli ktokolwiek będzie chciał uciec...- Czkawka spuścił wzrok. Zamknął oczy i wydusił z siebie:
- Nie krępujcie się.- Dokończył i szybko zostawił trzech przyjaciół z Loganem i z czterema pozostałymi Arranami.
Pyskacz obrzucił jeszcze Czkawkę zszokowanym wzrokiem, lecz skinął głową. Ojciec Smarka i Wiadro chwycili dodatkowa broń.
                  Po piegowatym policzku wodza spłynęła samotna, srebrna łza. Nie jestem taki- szeptal wciąż w myślach. Sam nie mógł uwierzyć, że mroczne emocje wzięły nad nim górę, a on się poddał. Ba, było mu z tym dobrze. Ale przez kilka chwil. Potem znów stał się sobą. Szatyn wciągnął powietrze nosem i wypuscil je czerwonymi od mrozu ustami. Szczerbatek mruknął po raz kolejny, tyle że głośniej. Smok był bardzo zmartwiony stanem swego ukochanego jeźdźca. Doskonale wiedział, co czuł.
- Musimy lecieć nad plażę,  mordko- szeptał w końcu, ignorując pytające spojrzenie smoka.
Serce Czkawki nagle się zatrzymało. Przecież była tam jego mama, Astrid!  Krzyknął, ale nie powiedział tego głośno. Pochylił się do przodu, a Szczerbatek automatycznie wiedział, że musi lecieć szybciej.
(jeżeli chcecie się bardziej posmucić, zapraszam do odsłuchania soundtracku SOUNDTRACK )
                Astrid wydawało się, że wszystko działo się jakby w spowolnionym tempie. Stała nieruchomo, zupełnie jakby stała się drzewem, którego korzenie wyrosły głęboko w ziemię. Jej topór leżał bezwładnie w zwinnej dłoni, ale dziewczyna nie miała siły go unieść. Wydawał się taki ciężki...
Ktoś rzucił się przed nią, przyjął strzałę, padł na ziemię. To była chwila- tak jakby początek przewinął się w mgnieniu oka i stał się szarym końcem.
Ktoś szturchał jej ramię, wołają po imieniu,  lecz ona nie reagowała. Wpatrywała się w osoby, które z krzykiem na ustach pochylały się nad bohaterem, który ocalił córkę Sawa.
- Eira!- Usłyszała, jak przeraźliwy głos Hoffersona wola swą żonę.-  Patrz na mnie, błagam!
Astrid zdołała ujrzeć, jak Chmuroskok zatapia ostry pazur w pierś zdrajcy. Ktoś znów poruszył jej  ramieniem, lecz o wiele mocniej.
               Mózg blondynki zaczął jakby łączyć się z pozostałymi częściami ciała. Astrid rzuciła ulubiony topór i padła na zimny, wręcz twardy od mrozu, piasek i zapłakała głośno.
- MAMO!- Krzyknęła tak głośno, na ile pozwoliło jej zachrypnięte gardło.
Eira oddychała spokojnie, jakby nie pierwszy raz oberwała strzałą. Uniosła powoli powieki, a że świat zawirował, mieszając wszystkie barwy, ponownie je zamknęła.
- Szybko, zabierzcie ją do schronu!- Powiedział ktoś z tyłu, ale żaden z wikingów nie zwrócił na niego uwagi.
Strzała tkwiła w prawym boku. Eira uniosła spracowana dłoń i dotknęła rany, od razu poczuła krew między palcami.
- Trzymaj się, skarbie- Usłyszała słodki głos Sawa wymieszany ze strachem. Skinęła głowa, albo tylko się jej wydawało.
Nate dostrzegł Arrana, który wypuścił strzałę. Podniósł broń Astrid i rzucił mocno w kierunku człowieka, który chciał uciec wraz z blondynem. Topór zatopił się idealnie w plecy, pozwalając wroga. Czarnowłosy rzucił się do biegu i szybko dogonił wojownika, który jako jedyny przeżył. Wyminął Arrana, którego przed chwilą zabił bez żadnej litości, i wyskakując, wskoczył na plecy Ethana. Ten od razu padł jak długi. Nate uderzył go łokciem w tył karku, a już po chwili ogarnął go głęboki sen. Ostatnie, co Ethan zdołał ujrzeć, były puste i zimne oczy martwego Toma.

                Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje.  Przed nią przechodziło multum ludzi, ale ona nikogo nie poznawała.  Jakaś starsza pani z siwymi od czasu włosami, następna kobieta w siódmym miesiącu ciąży, nastolatek z chłodnymi oczami... Kim byli ci ludzie?
Astrid siedziała pod namiotem, w którym umieszczono jej mamę. Jej wątle ramiona obejmowały kolana, które były czerwone i zdarte. Ubranie nadawało się jedynie do wyrzucenia, ponieważ przez bitwę, blondyna nieźle oberwała i wszędzie były dziury.
Ktoś przysiadł się obok i bez żadnego wahania mocno ją przytulił.
Astrid znów odzyskała władze nad sobą. Wtuliła się w zakurzone brązowe futro i płakała. Jak nigdy w życiu. Nie potrafiła przestać, odgłos szlochu wypełnił małą jaskinię, która przeznaczona była tylko i wyłącznie dla Lauren.
- Niee...- Powtarzała w kółko, jakby były to magiczne słowa mające moc uzdrawiania. Na jej usta cisnął się szał i krzyk.
- Cii...- Wyszeptał Nate, kołysząc w ramionach. Sam płakał, bo jak można patrzeć na nieszczęście przyjaciółki?  Jego niebieskie oczy szkliły się od gorzkich łez, które kapały prosto na stare futro.
- To moja wina- szepnęła cichutko Astrid, nie mogąc się uspokoić. Z trudem latała oddech, jakby niewidzialna pętla ściskała jej gardło. Oderwała się od Nate, a ten ujrzał jak w złym stanie psychicznym jest Astrid.-  Gdybym uważała, mama... ona.
- Nie mów tak- przerwał jej natychmiast jeździec i siłą przycisnął do siebie. - Nie mów tak...
Gdybym go zauważył.- Powiedział Nate, czując niewyobrażalną odrazę  do siebie. Jakby był ropuchą, żałosnym śmieciem.

                Saw trzymał ciepłą dłoń ukochanej żony w swoim żelaznym uścisku. Jego policzki były mokre od łez, a jemu samemu wydawało się, że zdołał wycisnąć z siebie litry srebrnych kropelek.
Strzała została usunięta, rana odkażona kilka razy i dokładnie zabandażowana. W namiocie znajdowała się również Valka, która również nie kryła łez. Trzymała się w miejscu, gdzie biło serce- zawsze przepełnione radością - lecz tym razem nieopisanym smutkiem, żalem, pustką. Kobieta chciała natychmiast wyjść, pozbyć się ciężaru, który nagle się pojawił i nie chciał puścić, ale jeźdźczyni nie mogła zrobić tego Hoffersonom. Patrzyła ze łzami w oczach na Eirę i jej zamknięte oczy. Musi być dobrze- szepnęła w myślach. Po chwili ukryła twarz w dłoniach, i płacząc cicho, wyszła z namiotu.
               Lauren szybko opatrzyła ostatniego wikinga i pobiegła do namiotu. Przed nim zastała Astrid i Nate, który troskliwie tulił blondynę do swego ciepłego ciała. Chłopak, czując wzrok na sobie, podniósł zmęczony wzrok i ujrzał równie zmartwiona Lauren.  Nate zaprzeczył, kręcąc główną, wiedząc, o co szatynka chciałaby zapytać.
Przyjaciółka przeniosła wzrok na Astrid, która załkana i całkowicie załamana mamrotała pod nosem: "mamo, przepraszam, przepraszam".
Lauren musiała zdusić  gorące łzy, ale ledwo wytrzymała. Musiała się trzymać, bo inaczej wszyscy, którzy przeżywają straszne wydarzenie popadną w histerie. Jednak przez widok Astrid, która wyglądała na obłąkana, kolana się pod nią ugięły, oczy zrobiły się mokre, a serce przepełnione było okropnym bólem.
- Mamo, przepraszam...- Usłyszała ledwie, wchodząc do namiotu. Saw spał, mając położoną jasną głowę obok ręki Eiry, której stan był poważny, lecz Lauren miała nadzieję, że kobieta z tego wyjdzie.
- Leczyłam gorsze przypadki. Udawało się- powiedziała,  kiedy po skończonych zabiegach, Saw i Valka dopytywali się o Eire. Oczy starszego już mężczyzny były przepełnione bólem i myślą o stracie, że szatynce pękało serce. Jeszcze nigdy nie widziała takiej miłości.

                Czkawka wpadł jak dziki do groty, przepychając się przez ludzi. Gdy tylko wylądował na plaży, zauważył jak Astrid krzyczy. Na początku myślał, że została ranna, ale gdy dobiegł do grupki wikingów, zauważył jej mamę. Stanął jak wryty. Przerażenie. Strach. Rozpacz. Szok. Emocje biły się w jego głowie, a Czkawka czuł, jakby w czaszce robiło się zbyt tłoczno. Pamiętał, że oddychał coraz szybciej,  patrząc jak Astrid i Saw krzyczą na zmianę imię jego przyszłej teściowej.
Szczerbatek ryknął i szturchnął wodza, który nagle oprzytomniał.
- Szybko, zabierzcie ją do schronu!- Wrzasnął, a przy jego boku pojawił się Chmuroskok, który położył się, aby wikingom lepiej było ułożyć ranna w siodle. Dopiero po którymś razie, Hofferson chwycił ostrożnie ciało żony.
Czkawka zapiął drżącymi dłoni paski i kazał lecieć smokowi do groty. Sekundę później zauważył, jak Nate dopadł uciekiniera.
- Lećcie już, ja się nim zajmę.- Nakazał, patrząc na roztrzęsioną Astrid. Od razu chciał lecieć z nimi, ale Szczerbatek był mu potrzeby do zabrania wojownika do Berk.
- Szybciej- Nakazał ostro, ale nocna furia nie obraziła się na niego za ton.
                Astrid trzęsła się z zimna.  Lub zdenerwowania. Czkawka czuł, że staje się ciężki, nie mógł się ruszyć, ale po chwili nabrał sił i pobiegł do Astrid. Natychmiast zrzucił swe futro i narzucił na koc, którym była przykryta wojowniczka.
- Na Odyna...- Szepnął, gdy głowa jasnowłosej oparła się o jego tors. Nate odwrócił wzrok, choć w tym momencie nie wstydził się łez.- Astrid, skarbie- szeptał, mocno tuląc to siebie,  tak jak Nate chwilę temu. Jego zielone oczy zaszły mgłą, a po chwili zaczął cicho nucić, aby uspokoić blondynę.
Zaraz po tym, z namiotu wyszła Lauren, niosąc coś w małym kubku.
- Daj to Astrid. Ma to wypić- Nakazała i uśmiechnęła się smutno, widząc cierpienie w oczach wodza. Jeździec skinął głową i, odbierając fiolkę, minimalnie odkleił się od Astrid.
- Kochanie...- Zaczął niepewnie, widząc nieobecny wzrok narzeczonej, która wpatrywała się beznamiętnie na skały, wprost przed siebie -musisz to wypić.
Czkawka powtarzał słowa przez jakiś czas, za każdym z większym błaganiem w głosie.
W końcu Astrid połknęła płyn, o nic nie pytając, nie sprzeciwiając się. Zupełnie jakby ktoś podmienił tę dawną Astrid: zadziorna, waleczną, odważną, pyskata, lecz mimo to- kochającą na dziewczynę, która teraz wyglądała na wrak człowieka...
Czkawka zaczął płakać, wtulając się w szyję ukochanej, która zasnęła pod wpływem środków nasennych.
- Lepiej, żeby teraz odpoczęła- wytłumaczyła  lekarka, po czym zwróciła się do Nate'a szeptem:
- Zastąp Czkawkę w Berk, ja zostanę z nimi.
Chłopak skinął głową i szybko ruszył do wyjścia, rzucając ostatnie, pełne cierpienia spojrzenie.




Kto się domyślał? W  ogóle rozdział pewnie niezadowalający, ale za to napisany w dwie godziny... :P
Ktoś zamoczył chusteczki? xD

Zapraszam na drugiego bloga BLOG

Rozdział dedykuję Avis i Hero- dzięki, dziewczyny, za motywację! Bez was było by gorzej :/

niedziela, 3 stycznia 2016

Nierówna walka

             Szczerbatek mknął, przecinając swymi czarnymi skrzydłami powietrze. Smok dobrze rozumiał strach i zdenerwowanie swojego jeźdźca, dlatego starał się dotrzeć na plażę jak najszybciej. Śnieg zaczął padać coraz gęściej, przez co Czkawka słabiej widział. Chłopak musiał zdać się całkowicie na instynkt nocnej furii, choć wolał wiedzieć, co się dzieje dookoła niego. Złapał mocniej uprząż i pochylił się do przodu, aby opór powietrza zmniejszył się.

               W wiosce pozostali jeźdźcy, którzy zajęli się niedobitkami. Najeźdźców nie było wiele, lecz najwyżej ich setka.
Astrid spacerowała wśród Arranów, którzy postanowili poddać się i czekać na wyrok. Dziewczyna miała przy sobie swój ulubiony topór, a kilka metrów nad nią latała Wichura, mając oko na każdego wojownika. Astrid uśmiechnęła się uspokajająco do smoczycy i spojrzała z westchnieniem w dal, gdzie poleciała Valka i Czkawka. Jego narzeczona od razu poleciała za nim, jednak on nakazał ostrym tonem, żeby zajęła się wioską. Była to mądra decyzja, ponieważ każdy wiedział, jaki może być skutek opuszczenia przez najważniejsze osoby wioski.
          Pogoda nie pomagała ani trochę w utrzymaniu porządku, ale dzięki smokom można było zapalić kilkanaście ognisk i pochodni.
- Zabieramy ich do więzienia ?- Spytał w pewnym momencie Sączysmark, patrząc z wściekłością i pogardą na jeńców. Gdyby ich los zależał od niego, odpłacił by się za zniszczenie Berk. Smark zacisnął pięść i spojrzał na blondynę, której wzrok jakby mówił: "uspokój się".
- Musimy poczekać na Czkawkę- mruknęła niezadowolona, opierając topór na swym ramieniu. Dziewczyna nie była tylko wściekła, na Arranów rzecz jasna, ale i przerażona. Słyszała rozmowę Czkawki i Valki... Dobrze widziała, jaki jest jej narzeczony... Nie spocznie, dopóki nie zaprzestanie walki, która najprawdopodobniej trwała na plaży. Bała się o ukochanego jak nigdy. Co jeśli i jemu coś zrobią ? Jest wodzem Berk, jednej z najważniejszych wysp Archipelagu, zabicie go zapewniło by Loganowi ogromny szacunek wrogów Berk.
            Do jej pięknych, niebieskich oczu napłynęły łzy. Dziewczyna szybko odwróciła się plecami od Sączysmarka i wzięła głęboki wdech. Będzie dobrze. Pomyślała natychmiast, ale nadal jej serce przepełniał strach o jeźdźców, którzy toczą walkę gdzieś na zachodzie.
-W porządku?- Zapytał Jorgerson, patrząc uważnie na przyjaciółkę. Dziewczyna spojrzała na niego z czerwonymi oczami. Pokręciła przecząco głową.
- Wichura!- Krzyknęła, a smoczyca szybko wylądowała koło swej pani. Blondyna wyskoczyła roztrzęsiona na jej grzbiet. Strach nagle spotęgował. Astrid poczuła dziwny smak w ustach i łapczywie łapała powietrze. - Chyba nie zamierzasz tam lecieć? - Powiedział drgającym głosem Smark, patrząc błagalnie na jeźdźczynię, aby tam nie leciała.
- Nie mogę ich tam zostawić- mruknęła, patrząc w górę jakby chciała ocenić, czy śnieg nadal będzie tak gęsto sypał.
- Czkawka mnie zabije, jeśli się dowie, że cię nie zatrzymałem.- Przerażony chłopak przełknął ślinę i złapał wojowniczkę za rękę.
- Astrid, nie leć...- Szepnął, ale blondyna tylko na niego patrzyła. Jorgerson naprawdę bał się o bezpieczeństwo przyjaciółki. Nie chciał aby cokolwiek się jej stało, już i tak miał wyrzuty sumienia.
- Sączysmark- powiedziała łagodnie, lecz dosyć mocnym tonem.- Gdyby Szpadka tam była, co zrobiłbyś na moim miejscu? - Oczy i usta chłopaka nagle rozszerzyły się. Złapała go. Niechętnie puścił jej dłoń.
- Tylko uważaj- powiedział, patrząc w dół.
- Będę. A wy przypilnujcie,aby nikt nie uciekł. - Odparła i popędziła Wichurę. Smoczyca ostro wystartowała i szybko leciała do celu.

                    Odgłosy walki było słychać już na kilkanaście metrów. Dwaj spoceni mężczyźni zaciekle wymieniali ruchy mieczy. Uderzenie metali o siebie, nie było przyjemnym dźwiękiem. Nate z wściekłością ciął powietrze, nie trafiając ani razu wroga. Logan z szyderczym uśmiechem odparł każdy atak i sam zaczął atakować. Nate cofał się za każdym razem, gdy siła uderzenia szatyna była zbyt duża. Jeździec widział, że Arran jest bardzo dobry we władaniu nie tylko mieczem, ale i każdą bronią. Nate czuł, że nie zdoła wyjść z tego cało, ale za żadne skarby świata nie chciał pokazać słabości. Nie mógł poddać się mordercy jego siostry... Cora. Pomyślał natychmiast o pięknej blondynce. Jakby wyglądało jego życie gdyby Cora byłaby przy nim? Nie miał nikogo oprócz niej. Ojciec był...zwyrodnialcem. Drago nie znał litości i miłosierdzia, nawet dla swojej rodziny. Matka starała się, aby jej dzieci miały co jeść. Dbała o ich zdrowie i kochała całym sercem, ale nie zawsze miała dla nich czas. Żeby zapewnić Corze i Nate' owi byt brała każdą pracę; nie oszczędzała siebie. Nate nie mógł tego zrozumieć. Nawet gdy miał już naście lat, chciał aby mama była tylko i wyłącznie z nimi. Cora starała mu się wszystko wytłumaczyć, z racji, że była starsza o osiem lat. Czytała mu bajki, nauczyła pisać, liczyć; Ale nigdy nie starała zastąpić mu matki, za którą oboje tęsknili.
          A potem pojawił się Logan. Zakochał się w Corze a ona w nim. Nate miał wtedy osiemnaście lat. Jego siostra i syn znanego i bogatego kupca zaręczyli się po roku. Nate czuł, że traci również i siostrę, ponieważ dziewczyna cały czas przebywała wraz z Loganem. Ustalili datę ślubu, planowali budowę domu, a nawet myśleli o dziecku. Nate ukrywał cierpienie, które rozrywało jego duszę i serce na milion kawałków. Skoro Cora jest szczęśliwa, powinien pozwolić jej odejść. Chłopak zrozumiał, że Cora chce założyć własną rodzinę i, mimo że bardzo kochała brata, musiała go opuścić.
            Niestety, jej przyszłość legła w gruzach, gdy Drago zaatakował ich rodzinną wyspę. Cora, ścigana przez ludzi własnego ojca, uciekła nad klify, gdzie kiedyś jej młodszy bart znalazł Perłę- piękna smoczycę, na którą polował Krwawdoń. Smok był prawie tak samo unikatowy jak Nocna Furia.
Wyspa ginęła w płomieniach. Cora stała nad przepaścią. Wydać brata i jego smoka ? Wolała zginąć niż ujawnić kryjówkę Nate'a.
Nagle zjawił się Logan. Chciał utorować drogę ukochanej, ale sługusów Drago było zbyt wielu. Szybko go unieruchomili, Corę też.
Chwilę potem zjawił się Nate. Leciał na smoczycy, która w mig rozgromiła grupę wrogów. Perła przepaliła grunt i wylądowała kilka metrów dalej. Logan pomagał właśnie Corze wstać, gdy kawałek klifu zaczął się urywać...
- Stoooop!!- Krzyknął Czkawka, lądując z Valką niedaleko Arranów.
Logan i Nate przerwali walkę i spojrzeli na szatyna.
- Jako wódz Berk, nakazuje, abyście się poddali.- Powiedział jeździec i wziął do ręki piekło. Szczerbatek ryknął ostrzegawczo i stanął tuż obok Czkawki. Valka wylądowała na szczycie piaszczystej górki.
Gromada Arranów parsknęła śmiechem a  Logan wraz z nimi.
- Wybacz, wielki wodzu, ale nie mogę spełnić tej prośby- odkrzyknął do byłego przyjaciela, kopnął rękę Nate' a, w której miał broń, chwycił jego ramię i pociągnął do góry, na co czarnowłosy krzyknął przeraźliwie.
- Nie wtrącać się- Warknął  Logan, wymierzając mieczem w stronę Czkawki i jego smoka.- Ta sprawa dotyczy mnie i Nate'a. Jeżeli któreś z was choćby spróbuje zrobić jakąś sztuczkę...- Zaśmiał się szyderczo i przycisnął oręż do szyi brata Cory. Na skórze pojawiła się strużka krwi. Logan nagle wypuścił  Nate i podał mu upuszczony miecz.
Chłopak wytarł koszulą usta i szyję. Płatki śniegu trochę ochłodziły pieczenie skóry, ale Nate nadal czuł dziwny ból.
              Logan zamachał kilka razy mieczem w powietrzu i rzucił się na Nate' a, któremu udało się odeprzeć atak. Wystąpił nogą na przód, chcąc wyciągnąć  broń i jednym ruchem zranić Logana. Końcówka miecza minimalnie przecięła jego zbroję.
- Jesteś żałosny- wysapał Logan i podciął mu nogi. Czkawka drgnął, chcąc rzucić się na Arrana, ale wierzył jeszcze, że Nate zdoła się wygrzebać.
Szatyn wytrącił mu miecz z dłoni, przyglądając swój do szyi.
- A teraz pora się pożegnać.- Czarnowłoy spojrzał błagalnie  na Valkę  i Czkawkę, który był już w siodle Szczerbatka, ale zanim zdołał wystartować, powietrze przecięła niebieska plama.
Wichura złapała Logana w swe szpony i poleciała z nim blisko do Valki.
Ludzie szalonego wodza ruszyli z okrzykiem na nich. Ethan, najlepszy wojownik Logana, stał w miejscu i wpatrywał się w Astrid. Dziewczyna nakazała swej smoczycy aby pilnowała wierzgającego szatyna a sama ruszyła do ataku.
Za Astrid wylądowali jej rodzice, którzy zauważyli,że ich córka mknie wprost na plażę.
- Astrid!- Wrzasnęła Eira. Jej głos był przepełniony przerażeniem i błaganiem. Saw spojrzał swymi bystrymi oczyma na córkę i wyciągnął z Odmieńca, smoka, którego pożyczył, topór i maczugę. Pierwszą broń podał swej żonie i, całując ją krótko, lecz czule, ruszył aby wspomóc swych rodaków. Eira ścisnęła mocniej drewniany kołek i ruszyła za swą ukochaną córką.
          Czkawka i Szczerbatek doskoczyli do Wichury i wyciągnęli spod jej szponów Logana. Mężczyzna był bardzo rozwścieczony. W jego oczach płonął gniew, pewnie gdyby mógł, zabiłby go wzrokiem.
- Odpowiesz za atak na Berk- powiedział Czkawka ostrym tonem i skinął do Szczerbatka. Smok zrozumiał jego gest i szarpnął szatana. Wódz Berk musiał zostawić jeźdźców na plaży, ale wierzył, że Eira, Saw, Nate, Valka i Astrid poradzą sobie z pięcioma osobami.
- Puszczaj,  popaprańcu!- Wrzasnął Logan, chcąc uwolnić się z potrzasku, jednak Szczerbatek mocniej zacisnął pazury, które wbiły się w ramiona wodza.
Czkawka zignorował jego nawoływania; chciał wsadzić go do celi i wrócić na plażę.

              Ethan szedł wolno w kierunku Astrid, która walczyła właśnie z Togrem. Wojownik wbił w nią swe przenikliwe spojrzenie, lecz nagle się zatrzymał i zacisnął rękę na mieczu. Jego prawa brew drgnęła pod wpływem adrenaliny, a po czole spływały kropelki potu.
Astrid powaliła właśnie Togra, przywalając mu w głowę. Mężczyzna natychmiast stracił przytomność.
-Ethan, zrób to!- Wrzasnął ktoś z tyłu. Blondyn odwrócił się i spojrzał przestraszony na Toma, który gotów był użyć kuszy,  którą dzierżył.
Astrid, niczego nieświadoma, zajęła się nastolatkiem, który był nie mniej doświadczony we władaniu orężem.
- Na co czekasz?!- Warknął rozzłoszczony Tom, stając tuż za Ethanem. Mężczyzna ani drgnął. Mimo że zabił wielu ludzi, nie mógł jej tego zrobić.-  Odsuń się, szczeniaku.- Rzucił strzelec, przechodząc obok blondyna. Tom odepchnął Ethana tak silnie, że ten spadł na zimny piasek przysypany śniegiem.
Tom był strzelcem wyborowym. Skupić się i strzelić. Powtórzył regułkę kilka razy w głowie i nacisnął spust.
Strzała, zakończona ostrym, wyszlifowanym metalem, mknęła wprost na blondynkę.
- ASTRID! - Krzyknął ktoś przerażająco. Dziewczyna nie spostrzegła niczego, dopiero, kiedy nieznana jej osoba, rzuciła się przed nią, przyjmując śmiercionośną strzałę...



Wiem, po raz kolejny winna jest długość, ale ciężko mi oszacować, kiedy piszę, czy tekstu jest wystarczająco, a piszę na telefonie, więc...
Rozdział dedykuję Chitooge- za pomoc w tworzeniu bloga :D
Avis- Dzięki niej rozdział pojawił się dzisiaj :)