Czkawka przemierzał Berk wraz ze Szczerbatkiem, który wydawał się wyczuwać nastrój chłopaka, ponieważ cały czas zerkał na swego jeźdźca z troską. Wódz co chwilę podchodził do wikingów i pytał, czy nie widzieli Astrid. Niestety bezskutecznie. Większość z plemienia mówiła o wczorajszym spotkaniu blondynki, jednak dzisiejszego dnia przepadła jak kamień w wodę.
Chłopak naciągnął grube futro, gdy zawiał ostry, północny wiatr. Wielu wikingów skończyło już pracę i wrócili do swych domów, ciesząc się ze spotkania z rodzinami. Czkawka miał mniej szczęścia. Zamiast siedzieć w ciepłym pomieszczeniu wraz z Valką, Szczerbatkiem i Astrid on szwędał się po wiosce w poszukiwaniu blondynki. Jeździec wracał z plaży Lokiego, która była najmniejsza wśród kamiennych plaż Berk. W sercu wodza rósł ogromny strach o ukochaną. Kiedy Astrid wybierała się na dłuższą wyprawę, informowała o tym Czkawkę. Może zgubiła się w lesie ? Myślał chłopak, mizernie próbując oszukać szalejące emocje. Po jakimś czasie postanowił poprosić o pomoc jeźdźców. Wioska była cicha. Tylko w niektórych domach panowała wrzawa lub śmiech dzieci. Czkawka z grymasem na twarzy spojrzał w prawo, gdzie siedzibę miała Lauren. Jednak w jej domu nie paliło się światło. Pewnie siedzi u Logana. Westchnął w myślach. Był bardzo zadowolony z przyjaciółki. Dziewczyna oddała się pracy całkowicie. Codziennie miała wielu pacjentów, których przyjmowała z uśmiechem na twarzy. Wódz nie zorientował się, gdy dotarł pod drzwi Śledzika. Zapukał cicho, a po chwili w drzwiach stanął otyły przyjaciel.
-Cześć, Czkawka-przywitał się jeździec z pąsowymi
policzkami, które dodawały mu nieco uroku dziecka, choć blondyn miał już
dwadzieścia trzy lata.
-Hej-odparł ponuro szatyn, wchodząc do środka, kiedy Śledzik
zrobił miejsce w drzwiach. Za wodzem wszedł posłusznie Szczerbatek, który od razu
pobiegł do Sztukamięs w celu przywitania się. Ku zaskoczeniu Czkawki przy stole
siedział również Sączysmark .-Cześć, kuternogo-rzucił, śmiejąc się z przezwiska.
Jeździec przewrócił oczami.
-Co cię sprowadza?-Spytał Śledzik, przechodząc obok wodza i
siadając przy stole, który zastawiony był księgami, zwojami i innymi papierami.
Czkawka uśmiechnął się mimo woli.
-Szukam Astrid-zaczął nieco zakłopotany.-Od wczorajszego
wieczoru nikt jej nie widział.-Chłopak przysiadł się tuż obok otyłego jeźdźca. Śledzik
posprzątał książki, niedbale układając je na brzegu drewnianego stołu.
-Uciekła od ciebie-wycedził Smark z przekąsem i zaśmiał się.
Czkawka rzucił mu poirytowane spojrzenie.
-Może jest u Logana?-Pomyślał Śledzik, ignorując zachowanie
Jorgensona.-Ostatnio Astrid kręciła się przy Lauren, żeby dotrzymać jej
towarzystwa.-Szczerbatek i Sztukamięs postanowili poszaleć na dworze, więc
Nocna Furia bez namysłu otworzyła głową drzwi, przestraszając jeźdźców. Śledzik
westchnął ciężko i zamknął drzwi za smokami.
-Dziś jej nie było-odparł Sączysmark, który postanowił rozgościć
się w domku przyjaciela. Podszedł do blatu i nalał sobie miodu.
-Nie ma sprawy, Sączysmarku-rzucił blondyn. Jego przyjaciel uśmiechnął
się triumfalnie po czym wrócił na swoje miejsce. Czkawka wpatrywał się z lekkim przerażeniem w bruneta. Jeżeli Astrid nie było w
domu Agnara...Nawet nie chciał myśleć o tym, że leży gdzieś nieprzytomna w ciemnym lesie.
-Pomożecie mi jej poszukać?-Spytał po chwili, patrząc iskrzącymi
oczami na przyjaciół.
-Też pytanie-odparł Śledzik, wstając. Podszedł do kąta,
gdzie na koźle spoczywało siodło Sztukamięs. Czkawka uśmiechnął się z ulgą.
-To ja idę po Hakokła-dorzucił Jorgenson, stawiając kufel
tak mocno, że dźwięk odbił się od ścian.
Piętnaście minut później wszyscy jeźdźcy zebrali się pośrodku
wioski, gdzie stała największa studnia. Było już późno, ale Czkawka nie mógł
odpuścić poszukiwań, mimo że wiedział, że w ciemności znalezienie blondynki
graniczy z cudem. Na miejscu nie zjawił się tylko Nate, lecz Czkawka nie chciał
mieszać przyjaciela, gdy ten zajmował się pilnowaniem Logana, który cały czas
ciężko chorował. Valka zajęła się sprawami Berk, tak na wszelki wypadek, gdyby
poszukiwania zajęły dłużej niż noc.
-Wszyscy gotowi?-Zapytał wódz, poprawiając kombinezon, do którego
włożył kilka małych sztyletów, mapę oraz kompas.
- W ogóle po co my mamy gdzieś lecieć?-Odezwał się Mieczyk, siedząc
wygodnie w siodle i opierając się o głowę Jota.
-Lecimy szukać Astrid,
matole!-żachnęła Szpadka, przywracając oczami. Blondyn wyprostował się natychmiast
i zdziwiony ciągnął dalej.
-Ale po co?-Dopytywał się dalej. Wszyscy jeźdźcy westchnęli.
Szpadka uderzyła brata w hełm, który przekrzywił się w bok.
-Zrobimy tak-zaczął Czkawka, ignorując zachowanie
bliźniaków.-Ja polecę na zachód. Przeszukam wybrzeża i Las Odyna. Szpadka,
Mieczyk, zajmiecie się północnymi plażami, włącznie z pieczarami, Sączysmark, sprawdzisz
południowe pola, a Śledzik sprawdzi wschód i tamte wybrzeża.-Rozkazał wódz dość
ostrym tonem. Jego strach o ukochaną stale rósł, a nie wiedza, gdzie jeźdźczyni
może być, jeszcze bardziej go irytowała.
-Lecimy-dodał tylko, kierując zmartwienie spojrzenie w
stronę Szczerbatka.
Szpadka nuciła pod nosem jedną z wikińskich pieśni, starając
się nie zasnąć, podczas gdy Mieczyk chrapał w najlepsze. Dziewczyna leciała powoli
i spokojnie, rozglądając się za zaginioną przyjaciółką. Blondynka sprowadziła
smoka na dół, który wylądował gładko na zimnej plaży.
-Mieczyk, wstawaj!-Szpadka walnęła brata kopniakiem, w
skutek czego bliźniak spadł z łoskotem na ziemię.
-Ej!-Krzyknął z grymasem. Był nieco zaspany, lecz nie
przeszkadzało mu to w oddaniu Szpadce kopniaka. Dziewczyna była na tyle mądra i
zakończyła bójkę zanim zaczęła się na dobre. Bliźnięta z ponurą miną szli obok
swego smoka, który za pomocą ognia rozświetlał plaże.
Po prawej stronie rósł potężny i ciemny las a po lewej błyszczał
ocean głaszczący delikatnie brzeg. Woda była spokojna, ale ciemno-granatowy
kolor przyprawiał o dreszcze. Szpadka wzdrygnęła sie i przybliżyła do brata,
który najwyraźniej myślał nad czymś, jednak żadne z nich nie podjęło tematu.
Szli tak dziesięć minut, aż w końcu dotarli do kamiennej części
plaży.
-Nic dziwnego, że nikt się tu nie zapuszcza-zaczął Mieczyk, zerkając
za siebie w obawie ataku dzikich zwierząt, ale dzięki świadomości, że jest z
nimi Wyt i Jot, bał się o wiele mniej.
-Taa-zgodziła się z nim siostra. Od pewnego czasu rodzeństwo
rozrabiało coraz mniej, nawet rzadziej spędzali ze sobą czas. Chyba oboje naprawdę
zaczęli dorastać. Albo zimna bryza sprawiała, że zaczęli racjonalnie myśleć.-To
miejsce wygląda jak wyspa Łupieżców-dorzuciła po chwili. Rzeczywiście miejsce
przypominało dom byłego wroga Berk, jednak było znacznie więcej połamanych i
suchych drzew, nawet zapach zbutwiałego drewna kojarzył się z Albrechtem. Szpadka
i Mieczyk szli przez kolejne dziesięć minut. Nie zważali na późną porę i
zmęczenie, które zaczęło dopadać ich coraz bardziej. Nawet podobał się im ten
spacer przy świetle księżyca, który wisiał nad nimi w postaci rogala.
-Myślisz, że Astrid serio zaginęła?-Spytał Mieczyk z lekkim niepokojem
w głosie. On również zaczął martwić się o przyjaciółkę. Szpadka wzruszyła
ramionami i chwycila medalik, co było bezwarunkowym ruchem. Kiedy coś ja gryzło lub denerwowało
bawiła się skrawkiem koszuli, bransoletka lub, jak w tym przypadku,
naszyjnikiem.
-No chyba...-Mruknęła, patrząc na jaskinię, która wyrastała
przednimi. Nie była wielka. Grota wrastała nieco w ocean, a po jej lewa strona była
obrośnięta glonami, morskimi ślimakami i innymi małymi stworzonkami mórz.
-Nic nie ma-westchnął blondyn, zakładając ręce na klatce
piersiowej. Poszedł na prawo, gdzie w piasku zagrzebane były dwie wysokie
skały. Zajrzał za nie, a po chwili wrócił z ponurą miną.
-Wracamy-zarządziła dziewczyna. Już mieli wskakiwać na
zmęczonego smoka, kiedy w piasku cos zaświeciło. Zaintrygowana jeźdźczyni
podeszła do błyskotki i wyciągnęła z zimnego piachu. Jej oczy rozszerzyły się na
widok złotej bransoletki. Położyła biżuterię na otwartej dłoni i przywołała brata.
-Patrz, Śmiertnik-powiedział jeździec, przekręcając
bransoletkę. Oboje zmarszczyli czoło i spojrzeli na siebie z nieukrywanym
przerażeniem. Szybko wskoczyli na siodła i pognali za zachodnie plaże, mając
nadzieję, ze zastana tam Czkawkę.
Wódz pogłaskał smoka i z westchnieniem zaznaczył kolejny
"x" na mapie. Spojrzał w
gwiazdy i księżyc, wzdychając do nich. Szczerbatek trącił swego jeźdźca, chcąc
dodać mu otuchy, choć wiedział, że to niewiele pomoże.
-W porządku, Mordko-odparł chłopak. Czkawka czuł narastające
zmęczenie, jednak nie mógł zakończyć poszukiwań, dopóki nie sprawdzi swojego
terytorium.-Lecimy dalej .Zanim wódz wskoczył na grzbiet Nocnej Furii, usłyszał
jak ktoś wola jego imię. Obróciwszy się, ujrzał pędzącego Jota i Wyma z jeźdźcami
na grzbietach.
- Co jest ? -Spytał Czkawka, patrząc z uwagą na przyjaciół.
Bliźniaki oddychały szybko, choć nie mieli prawa się zmęczyć, siedząc wygodnie
w siodłach.
-Znaleźliśmy to-szepnęła Szpadka, pokazując bransoletkę.
Szatyn doskoczył natychmiast do dziewczyny i wziął od niej błyskotkę. Przyjrzawszy
się biżuterii, stwierdził, że należy do jego ukochanej. Serce wodza zabiło
jeszcze szybciej, a na czole pojawiły się malutkie kropelki potu.
-G..gdzie to...znaleźliście?-Zapytał drżącym głosem a jego
oczy błyszczały z przerażenia. Mieczyk posłał mu współczujące spojrzenie.
-Na Wschodniej Plaży-odparła blondynka. Czkawka szybko
wszedł na Szczerbatka, a gdy ten poczuł ciężar jeźdźca, odbił się silnymi
łapami i w mig dotarł do wskazanego miejsca. Szpadka i Mieczyk z trudem
dogonili Nocną Furie. Szatyn spojrzał na bliźnięta.
-Gdzie dokładnie?-Zawołał, przekrzykując przybierający na sile
wiatr .Mieczyk poprowadził smoka i skierował go tuż obok jaskini.
-Tutaj-szepnął. Czkawka od razu zajrzał wraz ze swym wiernym
przyjacielem do środka groty, lecz było zbyt ciemno, by cokolwiek zobaczyć.
-Szczerbatek, wiesz, co robić-powiedział wódz, kładąc drżącą
rękę na szyję przyjaciela. Smok przytaknął w ludzki sposób i wystrzelił plazmę,
która odbija się od ścian, rozświetlając pustkę. Czkawka schylił się, aby
zobaczyć, czy się zmieści. Bez trudu wszedł do środka, jednak szybko z niej
wyszedł, chcąc powiadomić bliźnięta o swym planie. Gdy chciał już omawiać
pomysł, zauważył dwie znajome sylwetki smoków. Po chwili obok jego wylądował
Hakokieł i Sztukamięs.
-I co?-Zapytał od razu Czkawka nadzieją, że znaleźli
dziewczynę. Lecz po ich minach wódz wywnioskował, że nie udało się im.
-Nigdzie jej nie ma-szepnął Śledzik. Sączysmark zaskoczył z siodła
swego towarzysza i podszedł do szatyna, przyglądając się błyskotce, która
trzymał.
-Co to?-Powiedział, a jego oczy błyszczały z ciekawości.
Sączysmark od zawsze miał słabość do kosztownych kamieni czy biżuterii.
-Bransoletka Astrid-odparł Czkawka po czym schował
urodzinowy prezent ukochanej pod kombinezon tuż pod sercem. Sączysmark z zażenowaniem
odsunął się od przyjaciela, uciekając wzrokiem bok.
-Astrid nie mogła samą nigdzie pójść-rzekł wódz, ładując
Piekło. Jeźdźcy spojrzeli po sobie zdziwieni, nie rozumiejąc, co szatyn chce
powiedzieć.
-Co masz na myśli?-Jęknął otyły blondyn, zakrywając usta przerażenia.
Czkawka westchnął ciężko.
-Została porwana-odparł a jego głos drżał ze złości, ale też
ze strachu.-Nie mogli uciec z wyspy inna droga niż tą-wskazał znajdująca się z
tyłu jaskinie. Nie miał pewności, czy rzeczywiście Astrid została porwana i czy
na pewno tą drogą. Równie dobrze porywacze mogli użyć statku, lecz Łódź na pewno
byłaby widoczna a Czkawka zostałby o tym powiadomiony.
- Czyli co chcesz zrobić?-spytała Szpadka, bawiąc się medalikiem.
Chłopak wszedł na Szczerbatka, który także bardzo martwił się nieobecnością
ulubionej wojowniczki.
-Jak to co?-warknął ostro.-Lecę jej szukać. Wy możecie wracać,
jeśli chcecie.-Czkawka puścił wodze emocjom i nawet nie zauważył, jak zaciska
ręce na siodle. Nocna Furia warknęła delikatnie, przywołując jeźdźca do
porządku. Wszyscy patrzyli na niego z lekkim szokiem.
-Czkawka...-zaczął nieśmiało Śledzik.-To nie jest dobry
pomysł.-Wódz prychnął ze złości i zaśmiał się cicho.
-Niby czemu?-Zapytał z kpiną. Szczerbatek uderzył go uchem, warcząc
przy tym ostrzej.
- Wiesz, wyspa bez wodza jest łatwym celem...W dodatku Berk jest
najpotężniejsza na całym Archipelagu...-Zakończył, patrząc na przyjaciela,
jakby prosił Czkawkę o spokój, ale jeździec i tak gotował się ze złości.
-Nie możesz tak ryzykować-poparł go Sączysmark, który
wyjątkowo nie naśmiewał się z otyłego jeźdźca. W oczach wodza płonął gniew, jednak
musiał przyznać rację swoim przyjaciołom. Puścił dłonie, które kurczowo trzymał
na siodle i westchnął ciężko.
-Nie mogę...-Rzekł, schylając głowę. Nie wstydził się swoich
uczuć co do Astrid. Już nie. A po za tym, każdy rozumiał jego strach o ukochaną.-Ja
muszę ją odnaleźć...-po jego policzku spłynęła malutka łza, ale żaden z
jeźdźców nie zauważył jej. Było zbyt ciemno, żeby cokolwiek widzieć.
-Wiemy o tym-szepnął Śledzik, klepiąc wodza
pokrzepiająco.-Ale musimy wrócić do wioski i
naradzić się. Teraz i tak jest zbyt ciemno.-Głos blondyna również się łamał.
Nie mógł patrzeć dłużej na cierpiącego
przyjaciela, więc odwrócił się i wsiadł na Sztukamies, która zaskomlała
cichutko.
-Jutro z rano zaczniemy jej szukać-dodał Sączysmark, dając
znać swemu smokowi, by wystartował. Po
chwili w blasku księżyca pojawiły się trzy sylwetki latających gadów. Czkawka
odwrócił się do tajemniczej jaskini i posłał jej złowrogie spojrzenie, jakby
chciał pokazać jej, że jeszcze tu wróci.
Astrid była wykończona. Nie jadła już od dwóch dni, jednak w
jej sytuacji i tak nie była by w stanie przełknąć czegokolwiek. Ze łzami w
oczach spojrzała w górę, gdzie
znajdowało się małe okienko, przepuszczając blask księżyca. Dziewczyna
pomyślała o Czkawce. Co teraz robi? Szuka jej? A może lata beztrosko wśród
ciemnych chmur na tarczy pięknego księżyca ? Tłok myśli sprawił niemiłosierny
ból głowy. Dziewczyna skuliła się jeszcze bardziej. Nie miała już siły myśleć, czy
uda się jej uciec. Wojownicy, których zdążyła poznać, wydawali się jej jeszcze
bardziej okrutni. Blondynka przez ostatnią godzinę słyszała przerażające krzyki
dobiegające jakby spod ziemi. Bez trudu rozpoznała, że głosy te należały do Linusa i Megan. Wojowniczka
pomyślała o znamieniu, które niegdyś pokazywał Eret. Domyślała się, że podobne
zostało wykryte na ciałach porywaczy. Z jednej strony była bezduszna wobec tego
czynu, ale gdy słyszała przerażające obelgi i krzyki współczuła rudowłosej i ciemnoskóremu.
Nie mogła nawet wyobrazić sobie bólu, jaki ta para doznała, mimo że Eret nie
jeden raz opisywał wypalanie na skórze. Astrid od tego czasu nazywała takich
ludzi jak Drago potworami. Gardziła człowiekiem, który bez serca znęcał się nad
innymi bez żadnych powodów. Tak naprawdę Drago miał podobną taktykę. Jeźdźczyni
starała się masować rękę tak, aby krążenie się nie zatrzymało. Nie miała
zamiaru się poddawać takim zwyrodnialcom jak ci wojownicy. Sama była jednym z
nich i wiedziała, co to znaczy. Tyle że powoli zapomniała o dawnej, nieustraszonej
Astrid Hofferson. Być może sprawiła to miłość, którą obdarzyła Czkawkę. Nie wyobrażała sobie życia bez ukochanego.
-Czkawka...-szepnęła cicho, kierując zapłakane oczy ku
gwiazdom, które zaglądały przez małe okno.-Błagam...wróć do mnie.-Astrid przeszły
dreszcze, kiedy poczuła chłód. Jej tunika była cienka i nieprzystosowana do minusowych
temperatur. Objęła się rękoma, pobierając ramiona. W sercu młodej wojowniczki nadal
istniało ziarnko nadziei Astrid za wszelką cenę starała się, aby ta nadzieja
nie gasła. Jak na razie, tylko ona trzymała ją przy życiu.
Wybaczcie, jeżeli są błędy, ale jest prawie siódma rano, a ja spieszę się do szkoły.
Miłego dnia :)