wtorek, 29 września 2015

Nocne poszukiwania

              Czkawka przemierzał Berk wraz ze Szczerbatkiem, który wydawał się wyczuwać nastrój chłopaka, ponieważ cały czas zerkał na swego jeźdźca z troską. Wódz co chwilę podchodził do wikingów i pytał, czy nie widzieli Astrid. Niestety bezskutecznie. Większość z plemienia mówiła o wczorajszym spotkaniu blondynki, jednak dzisiejszego dnia przepadła jak kamień w wodę.
             Chłopak naciągnął grube futro, gdy zawiał ostry, północny wiatr. Wielu wikingów skończyło już pracę i wrócili do swych domów, ciesząc się ze spotkania z rodzinami. Czkawka miał mniej szczęścia. Zamiast siedzieć w ciepłym pomieszczeniu wraz z Valką, Szczerbatkiem i Astrid on szwędał się po wiosce w poszukiwaniu blondynki. Jeździec wracał z plaży Lokiego, która była najmniejsza wśród kamiennych plaż Berk. W sercu wodza rósł ogromny strach o ukochaną. Kiedy Astrid wybierała się na dłuższą wyprawę, informowała o tym Czkawkę. Może zgubiła się w lesie ? Myślał chłopak, mizernie próbując oszukać szalejące emocje. Po jakimś czasie postanowił poprosić o pomoc jeźdźców. Wioska była cicha. Tylko w niektórych domach panowała wrzawa lub śmiech dzieci. Czkawka z grymasem na twarzy spojrzał w prawo, gdzie siedzibę miała Lauren. Jednak w jej domu nie paliło się światło.  Pewnie siedzi u Logana. Westchnął w myślach.  Był bardzo zadowolony z przyjaciółki. Dziewczyna oddała się pracy całkowicie. Codziennie miała wielu pacjentów, których przyjmowała z uśmiechem na twarzy. Wódz nie zorientował się, gdy dotarł pod drzwi Śledzika. Zapukał cicho, a po chwili w drzwiach stanął otyły przyjaciel.
-Cześć, Czkawka-przywitał się jeździec z pąsowymi policzkami, które dodawały mu nieco uroku dziecka, choć blondyn miał już dwadzieścia trzy lata.
-Hej-odparł ponuro szatyn, wchodząc do środka, kiedy Śledzik zrobił miejsce w drzwiach. Za wodzem wszedł posłusznie Szczerbatek, który od razu pobiegł do Sztukamięs w celu przywitania się. Ku zaskoczeniu Czkawki przy stole siedział również Sączysmark .-Cześć, kuternogo-rzucił, śmiejąc się z przezwiska. Jeździec przewrócił oczami.
-Co cię sprowadza?-Spytał Śledzik, przechodząc obok wodza i siadając przy stole, który zastawiony był księgami, zwojami i innymi papierami. Czkawka uśmiechnął się mimo woli.
-Szukam Astrid-zaczął nieco zakłopotany.-Od wczorajszego wieczoru nikt jej nie widział.-Chłopak przysiadł się tuż obok otyłego jeźdźca. Śledzik posprzątał książki, niedbale układając je na brzegu drewnianego stołu.
-Uciekła od ciebie-wycedził Smark z przekąsem i zaśmiał się. Czkawka rzucił mu poirytowane spojrzenie.
-Może jest u Logana?-Pomyślał Śledzik, ignorując zachowanie Jorgensona.-Ostatnio Astrid kręciła się przy Lauren, żeby dotrzymać jej towarzystwa.-Szczerbatek i Sztukamięs postanowili poszaleć na dworze, więc Nocna Furia bez namysłu otworzyła głową drzwi, przestraszając jeźdźców. Śledzik westchnął ciężko i zamknął drzwi za smokami.
-Dziś jej nie było-odparł Sączysmark, który postanowił rozgościć się w domku przyjaciela. Podszedł do blatu i nalał sobie miodu.
-Nie ma sprawy, Sączysmarku-rzucił blondyn. Jego przyjaciel uśmiechnął się triumfalnie po czym wrócił na swoje miejsce. Czkawka wpatrywał się z lekkim przerażeniem w bruneta. Jeżeli Astrid nie było w domu Agnara...Nawet nie chciał myśleć o tym, że leży gdzieś nieprzytomna w  ciemnym lesie.
-Pomożecie mi jej poszukać?-Spytał po chwili, patrząc iskrzącymi oczami na przyjaciół.
-Też pytanie-odparł Śledzik, wstając. Podszedł do kąta, gdzie na koźle spoczywało siodło Sztukamięs. Czkawka uśmiechnął się z ulgą.
-To ja idę po Hakokła-dorzucił Jorgenson, stawiając kufel tak mocno, że dźwięk odbił się od ścian.


              Piętnaście minut później wszyscy jeźdźcy zebrali się pośrodku wioski, gdzie stała największa studnia. Było już późno, ale Czkawka nie mógł odpuścić poszukiwań, mimo że wiedział, że w ciemności znalezienie blondynki graniczy z cudem. Na miejscu nie zjawił się tylko Nate, lecz Czkawka nie chciał mieszać przyjaciela, gdy ten zajmował się pilnowaniem Logana, który cały czas ciężko chorował. Valka zajęła się sprawami Berk, tak na wszelki wypadek, gdyby poszukiwania zajęły dłużej niż noc.
-Wszyscy gotowi?-Zapytał wódz, poprawiając kombinezon, do którego włożył kilka małych sztyletów, mapę oraz kompas.
- W ogóle po co my mamy gdzieś lecieć?-Odezwał się Mieczyk, siedząc wygodnie w siodle i opierając się o głowę Jota.
-Lecimy szukać Astrid,  matole!-żachnęła Szpadka, przywracając oczami. Blondyn wyprostował się natychmiast i zdziwiony ciągnął dalej.
-Ale po co?-Dopytywał się dalej. Wszyscy jeźdźcy westchnęli. Szpadka uderzyła brata w hełm, który przekrzywił się w bok.
-Zrobimy tak-zaczął Czkawka, ignorując zachowanie bliźniaków.-Ja polecę na zachód. Przeszukam wybrzeża i Las Odyna. Szpadka, Mieczyk, zajmiecie się północnymi plażami, włącznie z pieczarami, Sączysmark, sprawdzisz południowe pola, a Śledzik sprawdzi wschód i tamte wybrzeża.-Rozkazał wódz dość ostrym tonem. Jego strach o ukochaną stale rósł, a nie wiedza, gdzie jeźdźczyni może być, jeszcze bardziej go irytowała.
-Lecimy-dodał tylko, kierując zmartwienie spojrzenie w stronę Szczerbatka.

              Szpadka nuciła pod nosem jedną z wikińskich pieśni, starając się nie zasnąć, podczas gdy Mieczyk chrapał w najlepsze. Dziewczyna leciała powoli i spokojnie, rozglądając się za zaginioną przyjaciółką. Blondynka sprowadziła smoka na dół, który  wylądował gładko na zimnej plaży.
-Mieczyk, wstawaj!-Szpadka walnęła brata kopniakiem, w skutek czego bliźniak spadł z łoskotem na ziemię.
-Ej!-Krzyknął z grymasem. Był nieco zaspany, lecz nie przeszkadzało mu to w oddaniu Szpadce kopniaka. Dziewczyna była na tyle mądra i zakończyła bójkę zanim zaczęła się na dobre. Bliźnięta z ponurą miną szli obok swego smoka, który za pomocą ognia rozświetlał plaże.
Po prawej stronie rósł potężny i ciemny las a po lewej błyszczał ocean głaszczący delikatnie brzeg. Woda była spokojna, ale ciemno-granatowy kolor przyprawiał o dreszcze. Szpadka wzdrygnęła sie i przybliżyła do brata, który najwyraźniej myślał nad czymś, jednak żadne z nich nie podjęło tematu.
Szli tak dziesięć minut, aż w końcu dotarli do kamiennej części plaży.
-Nic dziwnego, że nikt się tu nie zapuszcza-zaczął Mieczyk, zerkając za siebie w obawie ataku dzikich zwierząt, ale dzięki świadomości, że jest z nimi Wyt i Jot, bał się o wiele mniej.
-Taa-zgodziła się z nim siostra. Od pewnego czasu rodzeństwo rozrabiało coraz mniej, nawet rzadziej spędzali ze sobą czas. Chyba oboje naprawdę zaczęli dorastać. Albo zimna bryza sprawiała, że zaczęli racjonalnie myśleć.-To miejsce wygląda jak wyspa Łupieżców-dorzuciła po chwili. Rzeczywiście miejsce przypominało dom byłego wroga Berk, jednak było znacznie więcej połamanych i suchych drzew, nawet zapach zbutwiałego drewna kojarzył się z Albrechtem. Szpadka i Mieczyk szli przez kolejne dziesięć minut. Nie zważali na późną porę i zmęczenie, które zaczęło dopadać ich coraz bardziej. Nawet podobał się im ten spacer przy świetle księżyca, który wisiał nad nimi w postaci rogala.
-Myślisz, że Astrid serio zaginęła?-Spytał Mieczyk z lekkim niepokojem w głosie. On również zaczął martwić się o przyjaciółkę. Szpadka wzruszyła ramionami i chwycila medalik, co było bezwarunkowym  ruchem. Kiedy coś ja gryzło lub denerwowało bawiła się skrawkiem koszuli, bransoletka lub, jak w tym przypadku, naszyjnikiem.
-No chyba...-Mruknęła, patrząc na jaskinię, która wyrastała przednimi. Nie była wielka. Grota wrastała nieco w ocean, a po jej lewa strona była obrośnięta glonami, morskimi ślimakami i innymi małymi stworzonkami mórz.
-Nic nie ma-westchnął blondyn, zakładając ręce na klatce piersiowej. Poszedł na prawo, gdzie w piasku zagrzebane były dwie wysokie skały. Zajrzał za nie, a po chwili wrócił z ponurą miną.
-Wracamy-zarządziła dziewczyna. Już mieli wskakiwać na zmęczonego smoka, kiedy w piasku cos zaświeciło. Zaintrygowana jeźdźczyni podeszła do błyskotki i wyciągnęła z zimnego piachu. Jej oczy rozszerzyły się na widok złotej bransoletki. Położyła biżuterię na otwartej dłoni i przywołała  brata.
-Patrz, Śmiertnik-powiedział jeździec, przekręcając bransoletkę. Oboje zmarszczyli czoło i spojrzeli na siebie z nieukrywanym przerażeniem. Szybko wskoczyli na siodła i pognali za zachodnie plaże, mając nadzieję, ze zastana tam Czkawkę.

               Wódz pogłaskał smoka i z westchnieniem zaznaczył kolejny "x"  na mapie. Spojrzał w gwiazdy i księżyc, wzdychając do nich. Szczerbatek trącił swego jeźdźca, chcąc dodać mu otuchy, choć wiedział, że to niewiele pomoże.
-W porządku, Mordko-odparł chłopak. Czkawka czuł narastające zmęczenie, jednak nie mógł zakończyć poszukiwań, dopóki nie sprawdzi swojego terytorium.-Lecimy dalej .Zanim wódz wskoczył na grzbiet Nocnej Furii, usłyszał jak ktoś wola jego imię. Obróciwszy się, ujrzał pędzącego Jota i Wyma z jeźdźcami na grzbietach.
- Co jest ? -Spytał Czkawka, patrząc z uwagą na przyjaciół. Bliźniaki oddychały szybko, choć nie mieli prawa się zmęczyć, siedząc wygodnie w siodłach.
-Znaleźliśmy to-szepnęła Szpadka, pokazując bransoletkę. Szatyn doskoczył natychmiast do dziewczyny i wziął od niej błyskotkę. Przyjrzawszy się biżuterii, stwierdził, że należy do jego ukochanej. Serce wodza zabiło jeszcze szybciej, a na czole pojawiły się malutkie kropelki potu.
-G..gdzie to...znaleźliście?-Zapytał drżącym głosem a jego oczy błyszczały z przerażenia. Mieczyk posłał mu współczujące spojrzenie.
-Na Wschodniej Plaży-odparła blondynka. Czkawka szybko wszedł na Szczerbatka, a gdy ten poczuł ciężar jeźdźca, odbił się silnymi łapami i w mig dotarł do wskazanego miejsca. Szpadka i Mieczyk z trudem dogonili Nocną Furie. Szatyn spojrzał na bliźnięta.
-Gdzie dokładnie?-Zawołał, przekrzykując przybierający na sile wiatr .Mieczyk poprowadził smoka i skierował go tuż obok jaskini.
-Tutaj-szepnął. Czkawka od razu zajrzał wraz ze swym wiernym przyjacielem do środka groty, lecz było zbyt ciemno, by cokolwiek zobaczyć.
-Szczerbatek, wiesz, co robić-powiedział wódz, kładąc drżącą rękę na szyję przyjaciela. Smok przytaknął w ludzki sposób i wystrzelił plazmę, która odbija się od ścian, rozświetlając pustkę. Czkawka schylił się, aby zobaczyć, czy się zmieści. Bez trudu wszedł do środka, jednak szybko z niej wyszedł, chcąc powiadomić bliźnięta o swym planie. Gdy chciał już omawiać pomysł, zauważył dwie znajome sylwetki smoków. Po chwili obok jego wylądował Hakokieł i Sztukamięs.
-I co?-Zapytał od razu Czkawka nadzieją, że znaleźli dziewczynę. Lecz po ich minach wódz wywnioskował, że nie udało się im.
-Nigdzie jej nie ma-szepnął Śledzik. Sączysmark zaskoczył z siodła swego towarzysza i podszedł do szatyna, przyglądając się błyskotce, która trzymał.
-Co to?-Powiedział, a jego oczy błyszczały z ciekawości. Sączysmark od zawsze miał słabość do kosztownych kamieni czy biżuterii.
-Bransoletka Astrid-odparł Czkawka po czym schował urodzinowy prezent ukochanej pod kombinezon tuż pod sercem. Sączysmark z zażenowaniem odsunął się od przyjaciela, uciekając wzrokiem bok.
-Astrid nie mogła samą nigdzie pójść-rzekł wódz, ładując Piekło. Jeźdźcy spojrzeli po sobie zdziwieni, nie rozumiejąc, co szatyn chce powiedzieć.
-Co masz na myśli?-Jęknął otyły blondyn, zakrywając usta przerażenia. Czkawka westchnął ciężko.
-Została porwana-odparł a jego głos drżał ze złości, ale też ze strachu.-Nie mogli uciec z wyspy inna droga niż tą-wskazał znajdująca się z tyłu jaskinie. Nie miał pewności, czy rzeczywiście Astrid została porwana i czy na pewno tą drogą. Równie dobrze porywacze mogli użyć statku, lecz Łódź na pewno byłaby widoczna a Czkawka zostałby o tym powiadomiony.
- Czyli co chcesz zrobić?-spytała Szpadka, bawiąc się medalikiem. Chłopak wszedł na Szczerbatka, który także bardzo martwił się nieobecnością ulubionej wojowniczki.
-Jak to co?-warknął ostro.-Lecę jej szukać. Wy możecie wracać, jeśli chcecie.-Czkawka puścił wodze emocjom i nawet nie zauważył, jak zaciska ręce na siodle. Nocna Furia warknęła delikatnie, przywołując jeźdźca do porządku. Wszyscy patrzyli na niego z lekkim szokiem.
-Czkawka...-zaczął nieśmiało Śledzik.-To nie jest dobry pomysł.-Wódz prychnął ze złości i zaśmiał się cicho.
-Niby czemu?-Zapytał z kpiną. Szczerbatek uderzył go uchem, warcząc przy tym ostrzej.
- Wiesz, wyspa bez wodza jest łatwym celem...W dodatku Berk jest najpotężniejsza na całym Archipelagu...-Zakończył, patrząc na przyjaciela, jakby prosił Czkawkę o spokój, ale jeździec i tak gotował się ze złości.
-Nie możesz tak ryzykować-poparł go Sączysmark, który wyjątkowo nie naśmiewał się z otyłego jeźdźca. W oczach wodza płonął gniew, jednak musiał przyznać rację swoim przyjaciołom. Puścił dłonie, które kurczowo trzymał na siodle i westchnął ciężko.
-Nie mogę...-Rzekł, schylając głowę. Nie wstydził się swoich uczuć co do Astrid. Już nie. A po za tym, każdy rozumiał jego strach o ukochaną.-Ja muszę ją odnaleźć...-po jego policzku spłynęła malutka łza, ale żaden z jeźdźców nie zauważył jej. Było zbyt ciemno, żeby cokolwiek widzieć.
-Wiemy o tym-szepnął Śledzik, klepiąc wodza pokrzepiająco.-Ale musimy wrócić do wioski i  naradzić się. Teraz i tak jest zbyt ciemno.-Głos blondyna również się łamał. Nie mógł patrzeć dłużej na cierpiącego  przyjaciela, więc odwrócił się i wsiadł na Sztukamies, która zaskomlała cichutko.
-Jutro z rano zaczniemy jej szukać-dodał Sączysmark, dając znać swemu smokowi,  by wystartował. Po chwili w blasku księżyca pojawiły się trzy sylwetki latających gadów. Czkawka odwrócił się do tajemniczej jaskini i posłał jej złowrogie spojrzenie, jakby chciał pokazać jej, że jeszcze tu wróci.


             Astrid była wykończona. Nie jadła już od dwóch dni, jednak w jej sytuacji i tak nie była by w stanie przełknąć czegokolwiek. Ze łzami w oczach spojrzała  w górę, gdzie znajdowało się małe okienko, przepuszczając blask księżyca. Dziewczyna pomyślała o Czkawce. Co teraz robi? Szuka jej? A może lata beztrosko wśród ciemnych chmur na tarczy pięknego księżyca ? Tłok myśli sprawił niemiłosierny ból głowy. Dziewczyna skuliła się jeszcze bardziej. Nie miała już siły myśleć, czy uda się jej uciec. Wojownicy, których zdążyła poznać, wydawali się jej jeszcze bardziej okrutni. Blondynka przez ostatnią godzinę słyszała przerażające krzyki dobiegające jakby spod ziemi. Bez trudu rozpoznała, że głosy  te należały do Linusa i Megan. Wojowniczka pomyślała o znamieniu, które niegdyś pokazywał Eret. Domyślała się, że podobne zostało wykryte na ciałach porywaczy. Z jednej strony była bezduszna wobec tego czynu, ale gdy słyszała przerażające obelgi i krzyki współczuła rudowłosej i ciemnoskóremu. Nie mogła nawet wyobrazić sobie bólu, jaki ta para doznała, mimo że Eret nie jeden raz opisywał wypalanie na skórze. Astrid od tego czasu nazywała takich ludzi jak Drago potworami. Gardziła człowiekiem, który bez serca znęcał się nad innymi bez żadnych powodów. Tak naprawdę Drago miał podobną taktykę. Jeźdźczyni starała się masować rękę tak, aby krążenie się nie zatrzymało. Nie miała zamiaru się poddawać takim zwyrodnialcom jak ci wojownicy. Sama była jednym z nich i wiedziała, co to znaczy. Tyle że powoli zapomniała o dawnej, nieustraszonej Astrid Hofferson. Być może sprawiła to miłość, którą obdarzyła Czkawkę.  Nie wyobrażała sobie życia bez ukochanego.
-Czkawka...-szepnęła cicho, kierując zapłakane oczy ku gwiazdom, które zaglądały przez małe okno.-Błagam...wróć do mnie.-Astrid przeszły dreszcze, kiedy poczuła chłód. Jej tunika była cienka i nieprzystosowana do minusowych temperatur. Objęła się rękoma, pobierając ramiona. W sercu młodej wojowniczki nadal istniało ziarnko nadziei Astrid za wszelką cenę starała się, aby ta nadzieja nie gasła. Jak na razie, tylko ona trzymała ją przy życiu.


Wybaczcie, jeżeli są błędy, ale jest prawie siódma rano, a ja spieszę się do szkoły. 
Miłego dnia :)

piątek, 25 września 2015

Ogromny błąd


       Niebo chyliło się ku końcowi, malując sklepienie na przepiękne odcienie pomarańczy, czerwieni i różu. Powietrze robiło się coraz zimniejsze, ciągnąć za sobą podmuchy wiatru. Drzewa gubiły swe zielone liście, a gdy spadały na zimną i twardą ziemię od razu traciły dech życia, zamieniając się w szarość. Dotychczas hasające leśne  zwierzęta chowały się w ciepłych i przyjemnych norach, ogrzewając siebie nawzajem. Jesień zbliżała się wielkimi krokami, przez co wikingowie tracili zapał do pracy oraz dobre humory. Jednak, żeby poradzić sobie ze zmianami nastroju, urządzali w twierdzy liczne potańcówki lub spotkania, na których miód z procentem przelewał się litrami.
             Również kobiety z niechęcią zajmowały się swoimi obowiązkami jakimi były zbieranie soczystych, jesiennych owoców, szyciem cieplejszych ubrań oraz przygotowaniem do pożegnania, podczas którego dziękowano bogom za kolejny miniony sezon.
             Smoki również pomagały, choć w przeciwieństwie do wikingów cieszyły się z ochładzającego klimatu. Gady uwielbiały chłód, dlatego na Archipelagu tak licznie się zasiedlały. A gdy spadał pierwszy śnieg z radością tarzały się godzinami w białym puchu. Szczególnie Szczerbatek. Mimo że był alfą i najgroźniejszym smokiem, nigdy nie przepuścił zabawy w zimowy dzień. Uwielbiał szaleństwo, ale jeszcze bardziej kochał loty Czkawka w zimowe poranki, kiedy jeszcze słońce chowało się za horyzontem.
            Wódz pogłaskał Szczerbatka pod brodą, na co ten zamruczał zadowolony. Zawsze to Astrid czule zajmowała się grubymi łuskami Nocnej Furii, ale od rana gdzieś się zapodziała.
Czkawka szedł w stronę portu, aby przyjąć dostawę futer od Owczej Wyspy, gdzie wytwarzano najlepsze futra.
           Stare pomosty zaskrzypiały, gdy stąpał po nich szatyn ze swym wiernym towarzyszem.  Smok dreptał tuż przy prawym ramieniu Czkawki, bacznie przyglądając się ludziom, którzy z pomocą mieszkańców Berk rozładowywali trzy łodzie. Wódz uśmiechnął się szczerze,  gdy dostrzegł znajomą twarz. Na końcu pomostu stała straszą kobieta. Ubrana była w ciemną tunikę sięgającą do połowy ud, pod spodem miała ulubione ciemne spodnie ze żmii. Kobieta pociągnęła za gruby sweter, nakładając kaptur. 
-Witaj, Koarah-rzekł Czkawka stając obok przyjaciółki. Kobieta uśmiechnęła się na widok młodzieńca i delikatnie przytuliła go w geście powitania.
-Jak dobrze znów cię widzieć, Czkawka! -Krzyknęła z uśmiechem. Jej szare oczy zaiskrzyły z radości. Bardzo polubiła młodego wodza, który niegdyś pomógł odzyskać ich dom, kiedy wyspa była okupowana przez germanów.
-Ciebie również-odparł Czkawka. Zerknął na ludzi zajętych pracą, po czym postanowił porozmawiać z Koarah.
-Widzę, że jestem tu zbędny- rzucił, patrząc wymownie na statki i kosze wypełnione towarem. Kobieta zaśmiała się serdecznie.
-Masz bardzo pracowitych ludzi. Widać, że są oddani tobie i Berk-rzekła. Jej głos wydawał się być suchy, pozbawiony wdzięcznej barwy, która posiada przywódczyni Owczej Wyspy. Chłopak wzruszył ramionami. Wikingowie od zawsze tacy byli.  Oddani wyspie, ale nie zawsze wodzowi. Jeden z pierwszych przywódców Berk-Oswald II Mizerny, został wygnany. Wódz nie czuł odpowiedzialności swych obowiązków i codziennie przesiadywał w karczmie, popijając mocne trunki. Doprowadził również do jednej z potyczek za obrazę córki wodza Leara, z którym Oswald miał zawrzeć pokój. Po przerwaniu rozlewowi krwi, mieszkańcy Berk wyrzucili Oswalda. Legendy głoszą, że zginął na morzu, a na miejscu jego roztrzaskanego statku pojawiła się wyspa nazwana Oswaldią.
-Mam nadzieję, że tak jest-odparł po chwili Czkawka. W tym momencie czarny jak smoła smok wdarł się pomiędzy rozmówców, kierując wielkie zielone i zaciekawione oczy na dobroduszna kobietę. Koarah z uśmiechem podrapała smoka za uchem. 
-A gdzie Astrid?-Zapytała, zerkając za ramię młodego wodza. Starsza już wojowniczka znała również dziewczynę wodza, którą  nauczyła wielu przydatnych sztuczek we władaniu toporem. Czkawka westchnął i wzruszył ramionami.
- Też chciałbym wiedzieć-odparł, obracając sytuację w żart. Kobieta wyprostowała się. Na jej twarzy malował się smutek. 
-To wielka szkoda. Chciałam z nią porozmawiać... Tak dawno nie jej widziałam-rzekła z westchnieniem, obserwując Szczerbatka jak obwąchuje kosze z owczą wełną. Wikingowie musieli go delikatnie oddychać, choć wiedzieli, że smok uwielbia zapach futer.-Mam też dla niej prezent. Jedna z najlepszych tkaczek uszyła dla niej przepiękną sukienkę-westchnęła, ale po chwili się rozpromieniała, patrząc jak Nocna Furia obrywa za zepsucie sterty koszy.
-Mogę przekazać-powiedział Czkawka, spoglądając w górę na chmury, które wyglądały jakby miał z nich lunąć deszcz.-Może zostaniecie na kolacji? Za chwilę się rozpada-zaproponował wódz i podrapał Szczerbatka, który wrócił na swe miejsce, tuż przy Czkawce. Kobieta również spojrzała na granatowe chmury, przez które przebijało się słabe światło. 
-Moim ludziom na pewno dobrze zrobi odpoczynek- rzekła, po czym zakaszlnęła. Jej policzki i nos były czerwone. Czkawka podejrzewał, że Koarah jest porządnie przeziębiona.
-Pospieszcie się z tym, burza idzie!-zawołał wódz Berk. Wikingowie kiwnęli tylko głowami, zabierając się ostrzej do pracy.

            Ciepłe pomieszczenie wypełniał słodki zapach pieczonego kurczaka, miodu oraz herbaty. Na środku paliło się duże ognisko, do którego co jakiś czas dokładał  Hejlon-straszy wiking zajmujący się wyrobem zębów dla smoków. Grono mieszkańców Berk i Owczej Wyspy nie było wielkie. Wśród nich był oczywiście Czkawka, który prowadził żywą rozmowę z Koarah. Kobieta była szczerze zainteresowana wzmianką o sprowadzeniu skór czarnych węgorzy, które żyły w cieplejszych miejscach tuż koło Ameryki Północnej. Wikingowie jednak nie utrzymywali żadnych kontaktów z ludźmi tego kontynentu. Młody wódz opowiadał przyjaciółce o pomyśle wyrobu siodeł dla dzieci, które zaczynały naukę na smoczego jeźdźca.  Według przepisów, które zarządził Czkawka z pomocą pozostałych jeźdźców, ustalono, że dosiadać smoka można tylko od czternastego roku życia. Oczywiście są też wyjątki. Jeżeli przyszły jeździec wybierze Koszmara Ponocnika bądź Ostrykieła, latać na nim może od lat piętnastu. Nie odbyło się bez sprzeciwu dwunastolatków, lecz ich rodzice zgadzali  się z ideą jeźdźców, a wszystko po to, by zapewnić bezpieczeństwo swoim pociechom.
-Czemu chcesz akurat te węże?-Zapytała Koarah, sięgając po kilka winogron.-Przecież skóry jaków są dobre-dodała z uśmiechem.
-Węże mają delikatną, ale wytrzymałą skórę. Łatwiej będzie wyrabiać materiał, bo jest miękki-wyjaśnił Czkawka.-A w razie potrzeby, łatwo je przerobić.-Dorzucił.
              Wtem drzwi otworzyły się duże drzwi i stanęła w nich Valka, a za nią szedł Chmuroskok. Smok spojrzał na zastawione mięsem stoły, jednak widział, że nie może ich tknąć. Długo nie mógł się do tego przyzwyczaić, ponieważ jego jeźdźczyni nigdy nie go pouczała.  Zawsze jedli razem, a Chmuroskok zagarniał pierwszy lepsze ryby.
Matka wodza podeszła do swego syna i starej znajomej, którą znała ponad dwadzieścia lat. Koarah była bliską przyjaciółką Valki, ponieważ przywódczyni Owczej Wyspy uczyła się walki wręcz na Berk. Doskonale pamięta czasy, kiedy toczyła walki ze Stoikiem. Niestety, każda potyczka kończyła się jej upadkiem w błoto. Jednak były to cudowne wspomnienia starych czasów, kiedy była pełna energii, radosna i piękna. Wielu młodzieńcom utarła nosa. Tylko Stoik pozostał niewzruszony na jej wdzięk. W jego myślach ciągle krążyła Valka.
-Koarah!-Powiedziała jeźdźczyni, uśmiechając się na powitanie. Przyjaciółka wstała i mocno przytuliła szatynkę. W oczach obu pań iskrzyły łzy szczęścia. Ostatni raz widziały się rok temu, na zaślubinach  córki Koarah-Lory.
-Jak dobrze znów cie widzieć, Valko-rzekła z uśmiechem. Kobieta skinęła głową i popatrzyła na Czkawkę, który tylko wzruszył ramionami z małym rumieńcem. Obie panie usiadły tuż przy młodym wodzu, ale natychmiast pogrążyły się w swoich babskich sprawach. Chłopak widząc, że jest tu całkowicie zbędny wyszedł na dwór.  Z ciemnych chmur padał deszcz, który odbijał się od wszelkich beczek i sprzętów pozostawionych na zewnątrz. Wódz rozejrzał się po domach swych ludzi i od niechcenia ruszył do domu swej wybranki. 
                Kobiety rozmawiały dosłownie o wszystkim. Koarah opowiadała o pewnym chłopcu, który miał zadatki na wspaniałego artystę. Chłopak miał zaledwie piętnaście lat a posługiwał się węglem jak mistrz.
-Czkawka także rysuje- Powiedziała Valka, chcąc pochwalić się umiejętnościami syna.  Jako, że miała tylko niego, często wspominała o zasługach młodego wodza,  mimo że wiedziała,  że Czkawka nienawidzi się przechwalać. Valka chciała mieć również córkę, jednak jej marzenie zniszczył Chmuroskok, porywając ja do Smoczego Sanktuarium. Jednak jeźdźczyni nie żałowała, mimo że jej serce pękało z tęsknoty za mężem i malutkim synkiem.
-Cóż, może warto pomóc mu się rozwijać?-Zapytała szatynka, zabierając czysty kubek, do którego nalała świeżej mięty.
-Kiedy osiągnie wiek pełnoletności, chce wyjechać. Mimo że rysuje przepięknie, woli podróżować-westchnęła Koarah.
-A właśnie jak twoja córka i jej mąż? Nie dostałam żadnych wieści-zauważyła jeźdźczyni, oddalając temat o niezwykle utalentowanym nastolatku. 
-Wspaniale-odparła przyjaciółka. Jej twarz natychmiast się rozjaśnia A usta wygięły się w lekkim uśmiechu-Cóż...będę babcią-dodała z radością. Zaskoczona Valka przez chwilę się nie odzywała, jednak jej zdumienie przeszło w ogromną radość. Chwyciła starą znajoma za dłonie i ścisnęła mocno.
-Pogratuluj im ode mnie-nakazała. Koarah skinęła głową i spojrzała na drzwi, przez którymi  wyszedł kilka minut Czkawka.
-A twój syn chyba nie spieszy się do ożenku, prawda?-Spytała. Valka zaśmiała się delikatne, odsłaniając białe zęby. 
-Oh, mój syn strasznie się wlecze-odrzekła. Mina Koarah zmieniała się w mniej pogodną.
-A to szkoda-westchnęła ciężko.-Miałam nadzieję, że przynajmniej są zaręczeni.
-Pytałam, czy zamierza się oświadczyć Astrid, ale on zawsze ucieka od tematu-poskarżyła się Valka.  Kobieta liczyła na to, że jej syn w końcu zbierze się na odwagę i poprosi blondwłosą o rękę.
-Nic nie poradzisz. Trzeba czekać-rzuciła, wzruszając ramionami.


             Czkawka przechodził obok domku Wichury. Budowę skończyli niedawno, a smoczyca już polubiła nowe legowisko. Leżała wygodnie podpierając się o ścianę budynku.  Chłopak pogłaskał pupila swej ukochanej po czym zapukał do domu Hoffersonów. Gdy usłyszał stłumione "proszę" wślizgnął się do środka, ociekając z  deszczu. Eira siedziała obok paleniska i wyszywała wzór wikiński na czerwonej koszuli.
-Dzień dobry-przywitał się z uśmiechem Czkawka.-Astrid wróciła?
-Nie widziałam jej od rana- odparła jakby smutnym tonem-Dziwne, bo zawsze wracała na obiad.-Kobieta odłożyła nici i ubranie na stolik i spojrzała w tańczący ogień.
-Może jest naprawdę zajęta?-Rzekł chłopak, widząc zmartwienie wojowniczki. Kobieta uniosła smutne spojrzenie zza okno, patrząc na niebo, które robiło się pomarańczowe. Kobieta wzruszyła ramionami. Po chwili usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi.
-Ostatni raz pomagam Gothi nieść te śmierdzące coś-rzucił Saw od razu, stając w progu i ściągając mokry kożuch.
-Witaj, Czkawka-powiedział, zauważywszy wodza. Chłopak skinął głową w geście powitania. Saw popatrzył na nich, dziwnie unosząc brew.
-Coś się stało?-Zapytał ostrożnie, zerkając na żonę.
-Nie widziałeś Asrtid?-Rzekła cicho, wstając z wygodnego, obszytego futrami fotela.
-Nie-odparł.-Ostatnio widziałem ja wczoraj wieczorem-dodał i podszedł do żony. Eira była roztrzęsiona. Bała się, ze jej córce mogło coś się przytrafić. Takie zachowanie nie było podobne do młodej  wojowniczki. Mąż przytulił ja czule, spoglądając na szatyna. Chłopak poczuł strach, że coś jednak mogło się stać blondynce. W końcu tydzień temu została nieźle poturbowana i Czkawka snuł domysły, że wojowniczka mogła zasłabnąć gdzieś w lesie. Wódz poczuł narastającą panikę jednak wierzył, że Astrid po prostu wybrała się gdzieś dalej. Ale jeden fakt go niepokoił. Gdy dziewczyna wybierała się chociażby do lasu, brała ze sobą Wichurę, aby jej towarzyszyła. Wódz natychmiast oprzytomniał i szybko wyszedł z domu.    

             Astrid przyzwyczaiła się do panującej w celi ciemności. Obok jej klatki znajdowały się jeszcze dwie inne, w których roiło się od szczurów. Dziewczyna skrzywiła się, gdy obok niej przebiegł jeden z nich, niosąc w pyszczku biały kawałek chleba.
Rozwinęła brudny bandaż, ukazując siną rękę. Serce zabiło  jej szybciej na widok poharatanej kończyny. Zaczęła obawiać się, że skończy się to amputacją. Przybliżyła dwa palce do nadgarstka a potem w zgięciu łokcia. Plus był słaby, jednak nadal były szanse ocalenia ręki. Astrid przestraszyła się nie na żarty. Gorąco modliła się do wszystkich bogów, aby pomogli jej wrócić do ukochanego domu.
           Po jakimś czasie do środka wszedł nieznany z imienia mężczyzna oraz dwójka młodych wojowników, którzy porwali jeźdźczynię. Astrid patrzyła na nich ze łzami w oczach, lecz za wszelką cenę nie chciała pokazywać, że się boi. Dziewczyna odepchnęła się rękoma do tyłu, opierając się od ścianę. Trójka wojowników wpatrywała się w nią morderczym spojrzeniem, jakby chcieli zabić ją na miejscu.
Megan podeszła do klatki i powoli otworzyła drzwiczki, które zaskrzypiały ostro.
- Wyłaź-nakazała ostrym tonem, lecz Astrid nie ruszyła się z miejsca.- No już!-Krzyknęła podenerwowana. Widocznie rozmowa ze swoim Panem sprawiła, że rudowłosa chciała wyżyć się na niewinnej dziewczynie. Blondynka wyszła pokornie, zaciskając prawą pięść. Gdyby była tu tylko Megan, rzuciłaby się na nią bez wahania. Linus natychmiast złapał ją za nadgarstki, sprawiając ból. Astrid stęknęła cicho, zamykając oczy.
              Po kilku minutach dotarli do domku, w którym przebywał przywódcza wojowników. Jeźdźczyni rozglądała się wokół, szukając jakiejkolwiek szansy na ucieczkę. Jednak na próżno. Cała osada była znakomicie ufortyfikowana, a koło nieznanych bram czuwali wartownicy uzbrojeni po zęby.
Megan rzuciła Astrid na podłogę, na co ta skrzywiła się z bólu. Dopiero po chwili dostrzegła iskierki w oczach, które bacznie przyglądały się jej z naprzeciwka.
- To ma być ta wojowniczka?-Zakpił, wstając powoli. Mężczyzna pomasował lewe udo, gdzie kilka lat temu został poważnie ranny. Ostrożnie podszedł do Astrid, a dźwięk jego ciężkich butów odbijał się wśród czterech ścian.
- Oddaj medalion a może daruję ci życie-wyszeptał, kucając przy niewolnicy. Astrid uniosła zapłakane, niebieskie oczy, wzburzone niczym ocean. Po jej policzkach ciekły gorące łzy, a usta drżały, nie dając dojść do słowa.
- Nie mam pojęcia, o czym mówicie. Nie mam żadnego medalionu…-wychlipała cicho. Mężczyzna spojrzał gniewnie na Linusa i Megan. Oboje wzruszyli delikatnie ramionami.- Gdybym go miała, oddałabym. Nie ryzykowałabym życiem dla zwykłego świecidełka…-dodała ledwie słyszalnie. Starszy wojownik wyprostował się, zaciskając dłonie w pięść.
- To nie jest byle jakie świecidełko- warknął ostro. Po ciałach wojowników i Astrid przeszły dreszcze.- To artefakt obdarzony niezwykłą mocą samego Odyna, dziewczyno.- Jeźdźczyni nie miała sił podnieść się ziemi. Do tego strach, który ją ogarniał, paraliżował i utrudniał jakikolwiek ruch.
Linus spojrzał przerażony na Megan i szturchnął ją w łokieć. Dziewczyna spojrzała na niego wrogo.
- To nie ona- wydukał do ucha rudowłosej.  Megan przewróciła oczami.- Mówiłem ci. Tamta wyglądała inaczej.- Upierał się młodzieniec. Wojowniczka przyjrzała się Astrid. Powoli zaczynało do niej docierać, jak wielki błąd popełniła.
- Panie-odezwała się natychmiast. Mężczyzna spojrzał na nią i uniósł brew.- Ona…ona mówi prawdę.- Wódz patrzał na nią zdziwiony, ale po chwili zaczął śmiać się ochryple.
- Co masz na myśli?-Zapytał, podchodząc do dziewczyny. Megan cofnęła się o krok. Spojrzała na Linusa i Luthiasa- starszego wojownika, jakby szukała w ich oczach pomocy. 
- To nie ta dziewczyna ukradła medalion-odpowiedział szybko ciemnoskóry wojownik. Astrid podniosła pytające spojrzenie na wszystkich, jednak nie odważyła się powiedzieć ani słowa.- Tamta wyglądała inaczej…pomyliliśmy się…-Chłopak spuścił głowę, szykując się do kary, którą zaraz miał wymierzyć ich Pan. Mężczyzna wyglądał tak, jakby chciał ich  zamordować z zimą krwią. Jego twarz zrobiła się jakby czerwona.
- Co?!- Krzyknął na cały głos.- Jak mogliście się pomylić?!- Jego ręce drżały zaciśnięte w pięść. Spojrzał na przestraszoną Astrid a następnie na uczniów, którzy bali się nie mniej od porwanej.
- To by wypadek..-usprawiedliwiał się Linus, lecz po chwili został spoliczkowany.
- Wypadek?!- Powtórzył.- Jak mogliście być tacy głupi?!- Mężczyzna gotował się ze złości, chodząc po pomieszczeniu w tę i z powrotem.- Luthiasie, wymierz im karę. Natychmiast.- Rzucił ostro, na co chłopak skinął głową i popchnął obojga do wyjścia. Astrid została sama, lecz kilka chwil później przyszedł po nią jakiś wojownik i została ponownie wtrącona do lochu.
                Wiedziała już kto ma medalion. Szpadka. Pomyślała  i po jej policzkach zaczęły spływać łzy. W jaki sposób obraziła bogów, którzy zesłali na nią takie nieszczęście? Cierpiała za coś, czego nie zrobiła. Myślała o Szpadce, która nie miała pojęcia, że przez to, co uczyniła wpakowała Astrid w ogromne niebezpieczeństwo. Gdy zamknęła oczy, widziała  wszystkie piękne chwile, które spędziła ze swoimi przyjaciółmi, rodziną, Wichurą i oczywiście Czkawką. Myślała jeszcze długi czas, dopóki nie wpadła w objęcia Morfeusza… 



Miał być wczoraj, ale miałam jakąś blokadę... Mam prośbę do Was. Jeżeli macie jakiekolwiek pomysły na dalsze przygody jeźdźców z Berk bądź chcecie, aby w rozdziałach pojawił się Wasz pomysł- piszcie śmiało. Pomożecie tworzyć oryginalną historię Berk :)

Może ktoś z Was prowadzi bloga? Dawać linki, chętnie zobaczę :)
Dziękuję, Wam kochani, jesteście CUDOWNI!! :D 


niedziela, 20 września 2015

Wojownicy

            Las był duży i ciemny. Wokół rozrastały się suche krzewy i drzewa pokryte szarym mchem i hubą. Wszelaka roślinność, która próbowała kwitnąć, natychmiast więdła. Ogromny, zazwyczaj srebrzysty księżyc przysłoniły  ciemne chmury, zwiastując burzę.
           Było zimno i zbyt ciemno, żeby Astrid mogła domyśleć się, dokąd prowadzą ją nieznajomi. Szła pomiędzy dwójką wojowników, bojąc się, co może za chwilę się stać. Zabiją? Porwą? Oddadzą w ręce łowców niewolników? Blondynka potarła ramiona, chcąc nieco się rozgrzać. Myślała nad medalionem, którego tak gorączkowo szukają napastnicy. Przecież nigdy w życiu niczego nie ukradła. A po za tym, nie zainteresowałaby się zwykłym świecidełkiem. Jedyną biżuterię jaką nosiła spoczywała na jej nadgarstku. Była to złota bransoletka z przyczepioną podobizną Śmiertnika Zębacza. Urodzinowy prezent od Czkawki. Dziewczyna uśmiechnęła się na myśl o ukochanym, ale po chwili uśmiech zniknął, gdy do jej głowy zawiała myśl, że może już nie zobaczyć chłopaka.
            Dyskretnie zerknęła na rudowłosą, która pewnym krokiem prowadziła przez las. Nadal jej twarz zasłaniał kaptur i ciemna chusta. Przy boku wojowniczki zwisał prosty miecz, który błyszczał w świetle księżyca. Astrid pokręciła głową, nie dowierzając sytuacji, w której się znalazła…
           Po dwudziestu minutach marszu dotarli do końca wyspy, gdzie znajdowała się jaskinia. Megan uśmiechnęła się chytrze i spojrzała na jeźdźczynię zwycięskim wzrokiem. Ruszyła na przód, za nią Astrid a na końcu dreptał niezadowolony Linus. Chłopak najchętniej udzieliłby towarzyszce kilku nagan i długiego kazania na temat świadków. Jednak wolał się powstrzymać do czasu, aż znajdą się w Akademii.

            Zbliżając się do groty, Astrid czuła narastający strach. Czuła, że musi coś wymyśleć, aby w ktoś z Berk mógłby ją znaleźć. Dyskretnie rozerwała drobny łańcuszek złotej bransoletki i rzuciła go na zimny piasek plaży. Podziękowała w myślach bogom, że jest ciemno, i że wojownicy niczego nie dostrzegli.
            Megan schyliła się nieco, by móc wejść do jaskini. Zerknęła jeszcze na Linusa i skinęła głową. Chłopak od razu chwycił Astrid za ręce, aby nie mogła ich zaskoczyć w ciemnościach. Jeźdźczyni przełknęła ślinę i z szalejącym sercem ruszyła za Megan. Wojownik trzymał dziewczynę w żelaznym uścisku. Jego dłonie były zimne i szorstkie.
             Gdy cała trójka przeszła przez tunel, ujrzeli kolejny brzeg oceanu, gdzie czekały na nich łodzie. Wokół nich chodzili ludzie odziany na ciemno z czarną peleryną. Niektórzy z nich rozmawiali, inni ostrzyli broń a jeszcze inni medytowali w zacisznym miejscu. Przy brzegu oraz na dużych, drewnianych łodziach paliły się pochodnie, iskrząc swym czerwonawym kolorem. Wszyscy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki,  przystanęli i wbili ciekawskie spojrzenia w wojowników i więźnia. Megan to nie przeszkadzało. Spokojnym krokiem ruszyła do jednej z łodzi, gdzie oparty o rufę stał mężczyzna. Jako jeden z nielicznych nie krył się za kapturem i chustą. Jego delikatny zarost przysłaniał liczne blizny tuż po lewej stronie żuchwy. Był dość wysoki i dobrze zbudowany, przez co wydawał się jeszcze groźniejszy.  Astrid czuła, jakby ktoś zabierał jej tlen. Wstrzymała oddech i przyjrzała się dokładnie nieznajomemu. Jego oczy były złoto- brązowe z małymi plamkami koloru zielonego. Dziwne, ale piękne połączenie. Chłopak także się jej przyglądał z wyraźnym zainteresowaniem po czym przeniósł wzrok na Megan. 
- Co ona tu robi?- Spytał wrogo. Dziewczyna westchnęła ciężko i założyła ręce na klatkę piersiową.
-Nie chce oddać medalionu-odparła poważnie, zerkając na dziewczynę. Astrid zaskoczyło to, co powiedziała i od razu przyłączyła się do rozmowy.
-Bo go nie mam!-Warknęła rozwścieczona. Nie zważała na to, czy za ten czyn coś jej zrobią. Cała uwaga skupiła się na niej.

-Każdy tak mówi-prychnął chłopak. -Megan, chyba doskonale wiesz, że misje mają odbywać się bez świadków-zwrócił się do stojącej obok dziewczyny. Wojowniczka zdjęła kaptur i chustę, łapiąc głęboki oddech.
-Inaczej nie mogłam zrobić-oparła, przybliżając się do bruneta. Chłopak pokręcił głową.

-Cholera, Megan. Zdajesz sobie sprawę, że gdy będzie po wszystkim, będziemy musieli się jej pozbyć. A co za tym idzie?-Spytał, oczekując odpowiedzi. Dziewczyna wzruszyła ramionami skupiając się na kolejnej łodzi którą była schowana za skałami.
-Zemstę Berk, dziewczyno-warknął i spojrzał na Astrid. Dziewczyna była przerażona słowami nieznajomych. Zaczynała powoli tracić nadzieję na odzyskanie wolności.
-Dlaczego jej nie powstrzymałeś ? -zapytał Linusa. Chłopak schylił głowę.
-Wiesz jaką ona jest-odparł cicho. Mężczyzna zaklnął pod nosem.
-Dobra. Bierzcie ją pod pokład Zefira. Resztę załatwimy w Akademii-rozkazał, na co Linus i Megan skinęli głową. Po policzku Astrid spłynęła łza. Jej serce wypełniał strach, że już nigdy nie zobaczy Berk, rodziny, Czkawki...

              Nie wiedziała jak długo płynęli, ale sądząc po przenikających promieniach słońca, domyśliła się, że jest już świt. Siedziała w celi skulona i zapłakana. Tęskniła za rodzinnym domem, jego zapachem i każdym kątem. Brakowało jej Wichury. Odkąd Astrid złamała rękę, biedaczka musiała latać sama.
              Pomieszczenie do którego wsadzili wojowniczkę było małe, ciemne i brudne. Co jakiś czas przechodziły się szczury, w kątach rósł grzyb i mech. Za kratami przy stole siedział Linus, czytając książkę, ostrząc miecz czy szorując ubranie. Co jakiś czas zerkał na Astrid, jakby chciał się upewnić ze nie ucieknie zza grubych krat.
            Po kilku godzinach blondynka usłyszała krzyki i ciężkie stąpanie na wyższym piętrze. Spojrzała na Linusa, ale ten w ogóle nie wydawał się poruszony. Hałasy odbijały się z  łoskotem, sprawiając dreszcze u porwanej. Nagle łódź zatrzymała się i przeróżne krzyki i hałasy ustały. Po kilku minutach pod pokład zszedł ten sam mężczyzna w obecności Megan. Podszedł do krat i za pomocą klucza otworzył drzwi.
-Koniec podróży, wychodź-nakazał ostrym tonem. Astrid skrzywiła się na jego widok i spokojnym ruchem wydostała się z małego pomieszczenia. Wojownik szturchnął dziewczynę, która natychmiast przyspieszyła. Gdy wyszła z dołu jej oczom ukazał się przerażający widok. Przed nią roztaczał się wielki port z kilkoma łodziami i przeróżna bronią,  której Astrid nigdy nie widziała. Megan popchnęła ja, w skutek czego wojowniczka ruszyła. Oglądała się na boki z przerażeniem. Wszystko było z kamienia, zupełnie jak forteca. Ludzie spoglądali na Astrid z zainteresowaniem oraz z nieukrywana złością. Jeźdźczyni schyliła głowę i szła w milczeniu. Gorąco modliła się, aby ktokolwiek ja odnalazł. Sama nie była w stanie uciec.
           Megan i Linus zaprowadzili dziewczynę do jednej z chat. Jak się okazało, było to więzienie. Wrzucili do celi wycieńczona dziewczynę, nawet nie starając się o delikatność. Astrid skrzywiła się z bólu, łapiąc za rękę, która nadal się goiła. Spiorunowała wzrokiem oprawców, ale oni z kamienną twarzą opuścili więzienie.
 
              Jak co dzień, Czkawka wstał o świcie, aby móc polatać na Szczerbatku. Z uśmiechem na twarzy zszedł aby zjeść jakiekolwiek śniadanie. Nocna furia szła tuż za nim, lekko ziewając. Wódz starał się być cicho ponieważ nie chciał budzić Valki. Kobieta opiekowała się smokami, które zostały w smoczym sanktuarium, ale na Berk także służyła pomocna dłonią. Przede wszystkim zajęła się szyciem i projektowaniem ubrań dla innych wsyp. Zazwyczaj były to kosztowne materiały szyte dla żon czy córek ważnych wodzów. Berk tylko korzystało  na handlu.
Czkawka rzucił smokowi kilka ryb, a dla siebie wziął kilka jabłek. Pożywne śniadanie, ot co. Po kilku chwilach  oboje wyszli i zniknęli pośród chmur i wchodzącego słońca.

            Wrócili po godzinie, lądując tuż przed domem Astrid, która miała przekazać Czkawce prezent dla Pyskacza, który obchodził pięćdziesiąte piąte urodziny. Wódz zapukał delikatnie do drewnianych drzwi. Otworzył mu Saw, witając szerokim uśmiechem.
-Witaj, Czkawka!-Powiedział i gestem dłoni zaprosił do środka. Szatyn wszedł a za nim Nocna Furia. Szczerbatek doskoczył do Eiry i przywitał ją liżąc w policzek.
-Dzień dobry, Eiro-rzekł Czkawka i uśmiechnął się do kobiety. Mama Astrid skinęła głową.
-Masz ochotę na jajecznicę?-Spytała przekładając żółtą papkę na talerze.
-Nie dziękuję. Jest Astrid? -Saw usiadł pod oknem przy stole  i popij gorącą herbatę.
-Jeszcze śpi-odparł- Ale idź ją obudź, bo śniadanie stygnie.- Chłopak od razu zaczął wspinać się po schodząc, uśmiechając się na myśl, że może chwilę pobyć ze swoja ukochaną. Zapukał do drzwi ale odpowiedziała mu cisza. Czkawka, myśląc że dziewczyna jeszcze śpi, wszedł do środka, ale nie zastał jej. Zmarszczył czoło i wszedł dalej, rozglądając się po pokoju.  Jeźdźczyni zawsze miała porządek, lecz tym razem w jej małym kącie panował nie porządek.
-As?-Spytał, lecz po ukochanej nie było śladu. Zaskoczony zaczął przeglądać się jej rzeczom, które leżały koło komody. Po kilku minutach zez na dół.
-Astrid gdzieś wychodziła?-Spytał stając na ostatnim schodku. Eira zaśmiała się lekko na minę Szczerbatka i odparła:.
-Ona prawie nigdy nie wychodzi z domu bez śniadania. Nie ma jej w pokoju?

Chłopak zaprzeczył kręcąc głową.
-Cóż może wyszła do Lauren? Ostatnio dziewczyna pomaga Loganowi, więc Astrid dotrzymuje jej towarzystwa-wyjaśnił.  Czkawka westchnął i spojrzał na Szczerbatka, który zajadał się rybami otrzymanymi od Eiry. Wódz był nieco zawiedziony, chciał spędzić kilka chwil z ukochaną.
-W takim razie zajrzymy później. Szczerbatek, robota wzywa-rzucił z lekkim uśmiechem. Smok wstał chwiejnym krokiem i łapiąc ostatnia rybę, wyszedł tuż za swym przyjacielem.

             Lauren weszła do domku gdzie odpoczywał Logan. W środku było duszno i czuć było nieprzyjemny zapach potu. Mimo to dziewczyna nie zraziła się i spokojnym krokiem weszła dalej.  Chory Arran obudził się rankiem i wypytywał o wydarzenia, które działy się kilkanaście godzin wcześniej. Lekarka skróciła całe zajście, pomijając szczegóły. Agnar także dorzucał coś od siebie, chcąc uspokoić bratanka, chociaż Logan miał świadomość, że zrobił coś okropnego. Mimo że nie był świadomy swoich czynów, czuł wstyd i złość, że przeszłość znów go dopadła.
             Dwudziestocztero latek leżał spokojnie u siebie w pokoju. Dziwił go fakt, że jest pilnowany przez kilu wikingów. Dwóch z nich kojarzył: było to Eret i Sączysmark. Co jakiś czas przychodziła także urocza i miła lekarka. Dawała mu litry ziołowych napojów, które, ku jego zdziwieniu,  naprawdę działały. Lauren także służyła dobra rada a rozmowy z nią były bardzo wartościowe i uspokajacie. Agnar spał tylko kilka godzin, więc gdy zobaczył że z jego bratankiem jest już o wiele lepiej, wziął prysznic zjadł porządnie i przespał się. Saczysmark jednak nadal uważnie pilnował Logana, ale Eret wciąż powtarzał, że  przesadza. Lecz jak na porządnego wojownika przystało, jeździec nie odpuszczał. Czkawka był mu bardzo wdzięczny, ponieważ martwił się o zdrowie Arran. Sam był zajęty planami robienia zapasów na jesień i ziemię, dlatego mógł zaglądać do gości tylko na chwilę.
-Długo mam tu leżeć?-Zapytał znudzony Logan Lauren, która robiła miejsce na nocnym stoliku by postawić tacę z suszonymi owocami i gorącym mlekiem z miodem.
-Masz wysoką gorączkę-odparła z lekkim uśmiechem, po czym przysiadła na łóżku.-Otwórz buzię-nakazała na co chłopak skrzywił się, ale wykonał polecenie. Dziewczyna szybko zbadała gardło i cmoknęła niezadowolona.
-Oraz zakażenie bakteryjne dodała.-Słuchaj, czy po tych atakach...też tak chorowałeś?-Twarz Logana zachmurzyła się i szatyn posmutniał. Wyjrzał za okno, skąd dochodziły krzyki dzieci.
-Taa, niestety-mruknął. Lauren poklepała go w rękę i wstała. Zrobiła kilka kroków w tył, łapiąc zebrane śmieci. Pod jej stopami deski zaskrzypiały głośno.
-Obiecuję, że zrobię co mogę abyś wyzdrowiał-rzekła na odchodnym i cicho zamknęła drzwi nawet nie spoglądając na chorego i jego reakcje. Gdy zeszła na dół ujrzała kilku wikingów w tym Ereta, Sączysmarka i Nate’a. Ostatni z nich wbijał w nią pytający wzrok.
- Wysoka gorączka i zakażenie gardła-odparła i podeszła do zlewu gdzie włożyła brudne naczynia. Nate pomógł jej spakować się do jej lekarskiej torby.
-Możemy pogadać?-Spytał cicho, bojąc się, że ktoś to usłyszy, mimo że wśród wikingów trwała wrzawa. Zdziwiona Lauren skinęła głową i wyszła. Na dworze było chłodno, zupełne przeciwieństwo do pogody która trwała ostatnio. Słońce świeciło krótko i słabo, chcąc jak najszybciej ustalić miejsca nocy. Dziewczyna przystanęła i zerknęła na przyjaciela. Od zderzenia z Loganem stał się blady, niespokojny ale cichy.
-Co jest?-Spytała zmartwiona. Brunet przejechał dłonią po włosach wypuszczając głośno  powietrze.
-Chodzi o Logana odparł ponuro. Jego niebieskie oczy były ziemne i puste. Widząc minę szatynki,  jeździec kontynuował-Chcę żebyś na niego uważała. Nie wiadomo czy...to się powtórzy - dodał cicho. Lauren była nieco zaskoczona nagła troskliwością Nate. Chłopak od zawsze nie okazywał uczuć, ale nie był także  oschły, więc wyzwanie trochę zaniepokoiło dziewczynę.
-Nate, jestem lekarzem. Wiem, co robię-odparła z pokrzepiającym uśmiechem. Chłopakowi jednak to nie wystarczało.
-Może będzie lepiej jak...dotrzymam ci towarzystwa?-Upierał się.
-To nie jest dobry pomysł. Logan nadal jest niestabilnie emocjonalnie, więc twoja obecność może go jeszcze bardziej denerwować-odparła z lekkim wahaniem. W oczach przyjaciela dostrzegła troskę i strach.
-Obiecuję, że jak coś będzie się dziać od razu kogoś zawołam-puściła do niego oczko śmiejąc się serdecznie. Na ten dźwięk Nateowi zrobiło się lepiej. Przyciągnął do siebie drobną szatynkę i przytulił ją mocno. Zaskoczona Lauren odwzajemniła uścisk.
-Yyy...Nate? Dusisz mnie-powiedziała ledwie słyszalne. Jeździec od razu wypuścił ją z żelaznego przytulasa i zaśmiał się nerwowo.
-To może cię odprowadzę-rzucił i wziął ciężką torbę z ramienia przyjaciółki.


              Megan i Linus posłusznie szli za swym towarzyszem, który prowadził ich do większej z chat. Tak naprawdę każdy budynek był podobny jednak ten do którego zmierzali był o wiele większy. Dom stał na uboczu tuż pod wysokim, szarym, kamiennym płotem. Ogromny bluszcz z kolcami owijał się wokół niego, a wysoka trawa przysłaniała znacznie wejście. Przypomniał dom wyjęty z najgorszego horroru. Miał tylko jedno okno które i tak zabite było deskami. Megan spojrzała na Linusa nieco przestraszona. Ich serca zaczęły bić szybciej, na czole i dłoniach pojawiły się kropelki potu. Mężczyzna zatrzymał się tuż przed drzwiami. Poczekał chwilę po czym wszedł otwierając cicho drzwi. Młodsi wojownicy podążyli tuż za nim. W środku było ciemno a jedyne światło pochodziło od małego ogniska rozpalonego w kominku na środku pomieszczenia. Wokół malutkiej świeczki palącej się na stole pod oknem unosił się słodki, dławiący zapach lawendy.
Linus zamknął za sobą drzwi i szybkim krokiem doszedł do Megan, która stała tuż przy starszym wojowniku.
-Panie?-Spytał brunet. Jako jedyny nie bał się konfrontacji.
W kącie zobaczyli ruch a po chwili przed nimi stał ciemnowłosy mężczyzna z mocnym zarostem i niebieskimi oczami. Jego prawa strona twarzy była poharatana z wieloma bliznami. Wojownik odziany był na czarno, jak każdy w Akademii. Wyglądał na poważnego, jakby nigdy się nie uśmiechał a wysoki wzrost i postawna sylwetka sprawiały, że wyglądał jeszcze groźniej.
-Macie medalion?-Spytał oschle. Jego głos nie wyrażał żadnych emocji. Mężczyzna złożył ręce na klatkę piersiową i wbijał wzrok w trójkę swych uczniów. Megan i Linus schylili głowę, jednak dziewczyna odważyła się wyznać prawdę.
-Nie, Panie-odparła cicho.-Ale pojmaliśmy dziewczynę, która go miała...-Ich przywódca wpatrywał się w wojowniczkę morderczym spojrzeniem.-Jednak upiera się, że go nie ma.
-Sprowadziliście świadka?!-Warknął rozwścieczony. Linus i Megan skulili się niczym pies.
-Nie chciała oddać medalionu...Pomyślałam-dziewczyna próbowała się wytłumaczyć jednak wódz przerwał jej ostro:
-To źle myślałaś- syknął i odwrócił się do Linusa
-Gdzie ona teraz jest?-Chłopak podniósł nieśmiało wzrok.
-W więzieniu,  Panie-szepnął cicho. Nienawidził korzyść się przed kimkolwiek, ale wciąż pamiętał jak został ukarany za sprzeciwienie się. Wolał uniknąć powtórki.
-Przyprowadź mi ją. Natychmiast-zarządził ostro. Obrócił się tak, że jego peleryna zafalowała i usiadł w swoim fotelu. Cała trójka pośpiesznie wyszła i udała się po Astrid. Dziewczyna nie miała pojęcia jaki los ja czeka...



Obiecałam, że postaram się wstawić kolejny next jak najszybciej. Jest dzień przed normalnym terminem, więc mogę powiedzieć, że dałam radę :D
Chciałam Wam bardzo, bardzo podziękować za to, że jesteście i że jest Was coraz więcej. Nie ma dla mnie większego szczęścia niż świadomość, że komuś chce się to czytać! Dziękuję również za ponad 2000 wyświetleń. Jesteście wspaniali! :)

Ten rozdział dedykuję Avis. Mam nadzieję, że się podoba :)

Kolejna sprawa. Jest tu może osoba, która interesuję się fotografią? Moja przyjaciółka ma właśnie takie hobby i chciałam pochwalić się jej blogiem :) Oto on:

http://sphotographsom.blogspot.com/

Jednocześnie dodam, że pośród tych "modelek" jestem również ja :) 
I ostatnia sprawa. Kolejny rozdział pojawi się prawdopodobnie w czwartek. Potem w poniedziałek :)

Życzę Wam dobrych ocen, wspaniałych przyjaciół oraz znośnych nauczycieli. Pozdrawiam serdecznie :D







poniedziałek, 14 września 2015


Porwanie

             Czkawka i Astrid spacerowali brzegiem oceanu w świetle księżyca, który wyjątkowo dziś wydawał się o wiele większy. Para trzymała się za ręce i szła wolno, nie mówiąc ani słowa. Astrid czuła się nieco skrępowana, ponieważ zawsze znajdował się temat do rozmowy. Spojrzała na ukochanego, który wpatrywał się się przed siebie, w pustą przestrzeń. Refleksy w jego oczach były duże i odbijały światło satelity, sprawiając, że Czkawka wyglądał bardzo tajemniczo, Nadal zastanawiał się nad chorobą Logana. Mimo że nie raz widział obłąkanego, bardzo zmartwił się stanem przyjaciela. Było mu szkoda Agnara, który czule opiekował się bratankiem. W jego dotychczas spokojnym życiu zaczynało się coś dziać i Czkawka wiedział, że to nic dobrego. Chłopakowi przewijała się także myśl o wypadku Astrid. Dziewczyna musiała mieć gips jeszcze dwa tygodnie i często marudziła, że nie może wykonywać prostych czynności. O lataniu nie było w ogóle mowy, ponieważ wódz zakazał jej jakichkolwiek akrobacji podniebnych. Wojowniczka oczywiście nie była zadowolona, ale wyjątkowo zgodziła się. Chciała odjąć Czkawce zmartwień i wiedziała, że gdyby się nie zgodziła, chłopaka dręczyły by wyrzuty sumienia i stos zmartwień. Co mogła zrobić, wiedząc, że jej ukochany tak bardzo ją kocha i martwi się o nią? Jeździec zaczął powoli myśleć, że feralny upadek Astrid naprawdę był wypadkiem.
- O czym tak myślisz?-Zapytała cicho blondynka. Szatyn od razu ożywił się na głos ukochanej i spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
- O wszystkim-odparł, omijając nieco prawdę. Dziewczyna nadal mu się przyglądała. Jej wzrok był jakiś inny...pusty. Czkawka miał wrażenie, że wojowniczka zna go o wiele lepiej niż przypuszczał.- No co?
Astrid wzruszyła ramionami, odwracając głowę do oceanu, skąd wiał zimny wiatr. Wokół nich był tylko ciemny las i granatowa woda.
- Nic-rzekła. Jeździec wyczuł, że coś jest na rzeczy, dlatego przystanął i chwycił mocniej dłonie dziewczyny, spoglądając głęboko w jej ciemnoniebieskie oczy.
- As, coś się stało?- spytał troskliwie. Dziewczyna westchnęła ciężko i podniosła na niego wzrok.
- Masz czasami takie wrażenie, że oddalamy się od siebie?- Czkawka zamrugał oczami i zmarszczył czoło. Nie spodziewał się, że Astrid będzie miała jakiekolwiek wątpliwości co do ich związku.
-Nie rozumiem- odparł zmieszany. Jego serce zaczynało bić szybciej, oczekując niezadowalającej rozmowy. Dziewczyna była nieco spięta, jej oczy szkliły się, jakby miała zaraz się rozpłakać.
- Czkawka...-stęknęła cicho wojowniczka-od trzech tygodni nasz związek polega zwykłym spacerze, niczego więcej razem nie robimy. Rozumiem, że jako wódz masz odpowiedzialne zadania, ale...Nie tylko Berk cię potrzebuje-wyznała ledwie słyszalnie.Jej serce łamało się, gdy to mówiła, ale mimo to, poczuła się lżej. Czkawka uśmiechnął się smutno, wyobrażając sobie, jak ostatnio zadbał swoją miłość.
- Wiem, że ci jest ciężko-odparł i chwycił w dłonie twarz blondynki. Astrid była smutna, ale jej oczy błyszczały z nadzieją- ja też ubolewam nad tym, że widzimy się przelotem. Nie masz pojęcia, jak często mam ochotę rzucić wszystko i móc trzymać cię w ramionach.- Szatyn ucałował ją w złotą głowę. Dziewczyna,wzdychając niezbyt zadowolona, wtuliła się w wodza, słysząc jego przyspieszone bicie serca.
- Obiecuję, że wszystko się wkrótce zmieni-szepnął Czkawka, jeszcze mocniej przytulając dziewczynę. Astrid wydawała się jeszcze niższa niż kilka lat temu. Być może dlatego, że Czkawka nieco przybrał i wydawał się bardziej męski. Jednak to nadal był ten sam chłopak, którego Astrid pokochała.
- Idziemy dalej?-Spytał po minucie. Blondynka miała zamknięte oczy. Było jej przyjemnie, czuła ciepło, które emanowało ciepłem, przyspieszone bicie serca i głos przypominały jej początki ich związku. Na początku oboje nie byli pewni, czy są na to gotowi, ale byli zbyt zakochani w sobie, by przepuścić taką okazję.
- Jest późno. Nie chcesz wracać?-Spytała nieco zdziwiona. Czkawka od razu pokręcił głową. Nie odrywał od niej wzroku nawet na moment.  Kiedyś od razu zrobiłby się cały czerwony, wsiadł na Szczerbatka i zniknął pośród chmur.
- Chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu. W końcu nie wiadomo, kiedy nadarzy się kolejna okazja-odparł z uśmiechem. Astrid poczuła się od razu lepiej. Jego zielone oczy uspokajają o bardziej niż jakikolwiek lek. Wojowniczka spięła się na palce i zaczęła namiętnie całować Czkawkę. Zaskoczony wódz nie opierał się słodkim pocałunkom ukochanej. Chwycił jeźdźczynię za talię i mocno do siebie przyciągnął.  Uwielbiał trzymać ją w ramionach. Miał wrażenie, że nic i nikt nie jest w stanie odebrać mu tego szczęścia.
Para całowała się jeszcze długo, aż oboje stracili dech. Gdy oderwali się od siebie ich usta drżały, jakby domagały się powtórki. Uśmiechnięta dziewczyna pociągnęła Czkawkę. Ten objął ją czule, dając kolejnego całusa w policzek.


             Ciemny las służył im jako schron. Doskonale wiedzieli, że nikt nie zapuszcza się tak daleko. Linus i Megan siedzieli blisko obozowiska, nie odzywając się do siebie. Chłopak zerkał czasami na swą towarzyszkę, która uważnie i ze skupieniem czytała księgę. Dziewczyna była mocno poirytowana. Tamta noc miała być ostatnią. Miała zabrać ten cholerny medalion i oddać go swemu Panu, by w końcu zabłyszczeć w jego oczach. Jednak mijał już tydzień, a ona nadal nie mogła znaleźć świecidełka.
- Ile razy będziesz to czytać?- Zapytał z przekąsem.  Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem, jednak nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.
- Tyle razy, ile będzie trzeba-warknęła i przewróciła następną kartkę. Linus westchnął i wyjął z pokrowca miecz, który ostrzył już cztery razy w ciągu dnia.
Nagle usłyszeli głośne, radosne śmiechy dochodzące zza skał.
- Czkawka, przestań!-Krzyknęła Astrid, pomiędzy napadami śmiechu. Chłopak postanowił trochę połaskotać wojowniczkę.
Megan i Linus natychmiast podnieśli się i podeszli na skraj lasu, skąd doskonale widzieli skały Frigg, które były porozrzucane po sporej części plaży Thora. Megan uśmiechnęła się chytrze , spoglądając z zainteresowaniem na blondynkę, która zajmowała się całowaniem szatyna.  Linus przenosił wzrok raz na parę raz na towarzyszkę.
- To ona?-Zapytał szeptem, odwracając głowę od całującej się pary. Megan zmarszczyła czoło, przypatrując się Astrid- Nie miała czasem trzech warkoczy?- Wojowniczka parsknęła śmiechem i spojrzała z politowaniem na kolegę.
-Przecież może zmienić fryzurę! Naprawdę nie znasz się na kobietach?- Ciemnowłosy zarumienił się lekko. Niezbyt znał się na dziewczynach, ale w cale mu to nie przeszkadzało. Jego priorytetem było szkolenie i wytrenowanie siebie na najlepszego wojownika.
- Niby tak, ale nie jestem pewien...-Szepnął, odgarniając gałąź. Północny las był najgorszym borem na Berk. Nie tylko dlatego, że nie było w nim praktycznie żadnego życia, ale krążyły legendy na temat wielkich wilków fenrirów, które czają się w gęstwinach. Jednak jak to legendy- pół kłamstwa, pół prawdy. Często wykorzystywało się tę bajeczkę do straszenia dzieci, które nie chcą spać bądź jeść.
- Jestem pewna. To ona-odparła pewnym głosem, wychylając się ponad suchych gałęzi sosen. Jej oczy szkliły się w blasku księżyca, a rude włosy jakby przybrały ostrzejszy odcień. Chłopak przełknął ślinę i szturchnął Megan.
- Co robimy?- Spytał zaciekawiony. Jego wszystkie mięśnie napięły się z nerwów. Rudowłosa zaśmiała się cicho.- Chyba nie chcesz ich...zabić?
- Nie zależy mi na ich krwi-rzekła spokojnie, jednak nie odwróciła się do Linusa.- Chcę ten cholerny medalion-powiedziała wścieklej, zaciskając pięść aż  jej paliczki  zbielały. Czarnowłosy uśmiechnął się chytrze i spojrzał na Czkawkę i Astrid, którzy siedzieli przytuleni do siebie.
- To jaki jest plan?-Zagaił po chwili obserwacji. Megan rozprostowała kości, które "strzeliły" z łoskotem. Po chwili spojrzała na towarzysza i ruchem dłoni nakazała, aby ruszył.


             Szpadka siedziała smętnie w Twierdzy, gdzie wikingowie urządzili  małą rywalizację. Obok niej siedział Mieczyk, wpatrując się w Sączysmarka, który siłował się z prawie dwudziestoletnim Gustavem. Dziewczyna i młody Jorgenson ostatnio nie mogli się dogadać. Każda rozmowa kończyła się kłótnią i nie odzywaniem się do siebie przynajmniej przez trzy dni. Dziewczyna chwyciła znaleziony niedawno medalion w dłonie i zaczęła się nim bawić.
- Napijesz się?-pytał Mieczyk siostry, podając jej kubek miodu. Bliźniaczka pokręciła głową. Chłopak przyglądał się Szpadce od dłuższego czasu. Odkąd zaczęły się problemy z Sączysmarkiem, rzadko kiedy razem coś robili. Dziewczyna zajęła się pracą w Akademii i to dość ostro, ponieważ ciągle chodziła niewyspana i blada. Astrid sądziła, że chce zapomnieć o smutnych wydarzeniach z czarnowłosym wikingiem. Nawet Czkawka próbował odciągnąć jeźdźczynię od obowiązków, ale ona tylko obiecywała. Sączysmark nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo krzywdzi blondynkę. Nie raz zbierał porządnego siarczystego policka od dziewczyny wodza.
- E, siostra, dam ci  radę- rzekł Mieczyk poważnym tonem. Powoli przestawał przypominać tego nastolatka o bujnej wyobraźni i chęci rozwalania wszystkiego co popadnie. Dziewczyna odwróciła się do brata, posyłając mu znużone spojrzenie.- Odpuść sobie. Nie jest tego wart.- Bliźniak puścił do niej oczko i wziął kolejnego łyka z drewnianego kubka. W oddali słychać było wrzaski i dopingi młodszych wikingów. którzy wpatrywali się w Jorgensona jak w boga. Szpadkę zablolały nieco słowa brata, ale z niechęcią przyznała mu rację. Wstała od stołu i nie żegnając się z nikim, wyszła.

             Czkawka i Astrid wchodzili właśnie do wioski, która była oświetlona licznymi pochodniami i ogniskami. Niektóre smoki nadal szybowały nad ich głowami, sprawiając mocny podmuch wiatru. Wódz poczuł się jeszcze lepiej, widzą, że to co kocha jest bezpieczne. Berk, Valka, Szczerbatek, Astrid. Gdyby był z nami Stoik, pękłby z dumy. Mawiał często Pyskacz. Chłopakowi brakowało ojca, to normalne, ale żałował, że nie będzie świadkiem jego najważniejszych w życiu chwil takich jak ślub, który zaczął pojawiać mu się pojawiać w głowie coraz częściej.
Nagle coś sfrunęło z nieba i przed nimi pojawił się Szczerbatek. Nocna Furia pokazała język i radośnie podskoczyła do pary.
- No, Mordko, ja też się cieszę!-Krzyknął Czkawka, gdy smok powalił go na ziemię i zaczął lizać po twarzy.  Astrid stała z boku, śmiejąc się z komicznej próby ucieczki szatyna spod łap czarnego gada. Jednak i ją spotkał smutny los, ponieważ Szczerbatek podbiegł do niej i polizał po policzku. Dziewczyna oddała mu pieszczotę, drapiąc pod brodą.



              Gdy nastała głucha noc, dwójka uzbrojonych wojowników zakradła się do wioski. Dziewczyna zręcznie ominęła chodzących w tę i z powrotem wartowników i udała się pod dom blondynki w celu odebrania własności. Nie obchodziło ją, czy dziewczyna odda go z czystej woli. Megan była w stanie posunąć się nawet do ostateczności, czym było pozbycie się niechcianego świadka.
Rudowłosa wskoczyła przez okno do domu nowej właścicielki i zaczęła po raz drugi przeszukiwać pokój młodej wojowniczki. Nie starała się być cicho. Podeszła do łóżka, gdzie smacznie spała Astrid i kucnęła przy niej.
- Gdzie masz medalion..?-Spytała szeptem, jednak nie chciała budzić złotowłosej. Mówienie do jeźdźczyni pomagało jej. Wierzyła, że trafi na trop zgubionego naszyjnika. Astrid wymruczała coś pod nosem i przewróciła się na drugi bok. Rudowłosa, ubrana od stóp do głów na czarno, zaklęła pod nosem i wyjęła miecz. Dźwięk metalu obudził śpiącą.
- Jeden krzyk i pożegnasz się z życiem- warknęła, stojąc za łóżkiem. Przerażona Astrid podniosła się do pozycji siedzącej i z szalejącym sercem zapytała:
- Czego chcesz?- Rudowłosa obeszła posłanie i stanęła naprzeciw blondynki.
- Medalionu. Ten, który ukradłaś- odpowiedziała, nawet nie kryjąc wrogości i złości. Jeźdźczyni zmarszczyła czoło i wpatrywała się w ciemną postać, nie mogąc dostrzec koloru oczu.
- O czym ty mówisz?-Spytała zaskoczona. Megan przyłożyła jej ostrze do gardła, spuszczając nieco  krwi.
- Nie kłam. Widziałam cię. Oddaj medalion a zachowasz życie- odparła. Linus stał przed oknem i zaczął nawoływać towarzyszkę.
- Pospiesz się, do cholery!- Warknął. Megan zaczęła się coraz bardziej niecierpliwić.
- No już, oddawaj!-Powiedziała a ostrze coraz bardziej wrzynało się w szyję Astrid. Dziewczyna była śmiertelnie przerażona.
- A..ale ja go nie mam-wyznała drżącym głosem. Linus po raz kolejny zaczął ponaglać wojowniczkę.
- Cholera...-Zaklęła ostro rudowłosa. Nadal trzymała miecz blisko blondynki, myśląc co może zrobić.
- Ktoś tu idzie!-Wrzeszczał chłopak, ale nie na tyle głośno by wikingowie zaraz się zbiegli. Megan wpadła na pomysł. Schodząc z łóżka podała dziewczynie ubranie, które leżało na krześle.
- Ubieraj się, pójdziesz z nami.


Wreszcie koniec! Pisałam to ponad dwie godziny, a jestem chora :(. Ale czego nie robi się dla fanów ^^. Postanowiłam, że rozdziały będą co tydzień (prawdopodobnie w poniedziałki). 
Mam wielką prośbę. Jeżeli jest tu ktoś nowy, bądź są osoby, które nie za bardzo chcą komentować, prosiłabym o napisanie JEDNEGO słowa " jestem". Zżera mnie ciekawość, ilu tak naprawdę jest tu fanów :D No i poprawicie mi humor. 

Ps. Kto myślał, że medalion ma nie As, a Szpadka? :)


poniedziałek, 7 września 2015

Szaleństwo

                Czkawka i Agnar z impetem wskoczyli do pomieszczenia, skąd słychać było wrzaski  Logana. Chłopak miotał się jak szalony na łóżku trzymany przez Nate'a. Obok niego kucała Lauren, gorączkowo przeszukując torbę. Zaskoczeni wodzowie wymienili spojrzenia, po czym pomogli Nate'woi. Szczerbatek trzymał się blisko Czkawki, aby w razie czego móc mu pomóc.
            Logan szarpał jeźdźców za rękawy. Był cały czerwony i spocony. Jego brązowe pasma włosów przykleiły się do czoła, zasłaniając oczy. Oddychał szybko, jakby walczył o tlen, który miałby zaraz zniknąć. Czkawka wpatrywał się w niego jak w potwora. Oczy młodego Arrana nie były całkowicie piwne, lecz czarne, w których iskrzył się gniew i szaleństwo.
- Co się dzieje?!-Zapytał przerażony wódz Berk. Logan nie odpuszczał, więc Czkawka jeszcze mocniej przygniótł go do drewnianego łóżka, na którym leżał.
- To, co widzisz!-Odparł gniewnie Nate. Brunet trzymał barki chorego, który opluwał jego twarz.-Lauren, pospiesz się, do cholery!-Wrzasnął zniecierpliwiony. Szatynka podniosła się z klęczek i podeszła szybko do Logana. Agnar, widząc co niesie lekarka, otworzył bratankowi usta.
- Zostawcie mnie!- Krzyczał Logan, odwracając głowę w prawą stronę, nie chcąc pić naparu. Chłopak zdołał podnieść się do pozycji siedzącej, jednak na pomoc przyszedł Szczerbatek, który swoimi ciężkimi łapami przytrzymał głowę Logana.-Patrzycie na boga, nędzni śmiertelnicy!-Te słowa wstrząsnęły wszystkich obecnych. Nikt nie wiedział, co się dzieje, co dolega Loganowi. Każdy starał się zachować zimną krew, jednak widok młodego Arrana przypominał potwora. Agnar w końcu zdołał otworzyć usta choremu, aby Lauren mogła wlać zawartość miseczki. Dziewczyna pospiesznie to zrobiła, po czym się oddaliła.
              Wikingowie trzymali w żelaznym uścisku Logana jeszcze przez kilkanaście minut, do czasu aż lekarstwa zaczęły działać. Po dwudziestu minutach, chłopak najzwyczajniej w świcie zasnął. Czkawka, Nate oraz Agnar usiedli obok przy dużym stole. Jeździec Nocnej Furii dopiero teraz dostrzegł zniszczenia. Kuchnia była połamana, deski porozrzucane po całym pomieszczeniu, szkło leżało dosłownie wszędzie: na parapecie, podłodze, szafkach, które nie zostały doszczętnie zdemolowane. Chłopak zerknął na Agnara, który z troską w oczach przyglądał się Loganowi. Szczerbatek został tuż przy Arranie, bojąc się, że  zaraz się obudzi i atak się powtórzy.
              Ciszę przerwał Czkawka, którego cała ta sytuacja nie tylko przestraszyła, ale i zdenerwowała.
- Chyba ktoś musi mi to wyjaśnić-rzekł, zakładając ręce na klatkę piersiową. Nate siedział cicho, wlepiając wzrok w stół. Lauren sprzątała bałagan w swojej torbie, a gdy skończyła odwróciła się do swego wodza.
- To był atak, Czkawka...-Powiedziała cicho, jakby nie chciała budzić Logana, który dostał porządną dawkę leków uspokajających oraz nasennych. Jeździec zmarszczył czoło, niezbyt rozumiejąc, o jaki atak dokładnie chodzi. Dziewczyna westchnęła ciężko i dosiadła się do stołu.- Czytałam o atakach agresji. Jest wiele przyczyn ich powstawania, ale głownie podłoże znajduje się w psychice- wyjaśniła krótko, pocierając dłoń, w którą została zraniona.
- Chcesz powiedzieć, że Logan jest chory psychicznie?-Zapytał zaskoczony Nate, dołączając do rozmowy. Agnar milczał, ale z uwagą przysłuchiwał się dyskusji.
- Tego nie powiedziałam-zaprzeczyła lekarka.- To, co się tu działo, nie musi oznaczać choroby psychicznej. Jak wspomniałam, przyczyny mogą być różne.- Czkawka siknął głową i spojrzał gniewnie na starego Arrana. Miał żal do niego, że to zataił, ale z drugiej strony rozumiał jego zachowanie.
- Agnarze, może mógłbyś nam jakoś pomóc?-Spytała delikatnie Lauren. Jej włosy wyswobodziły się spod ciasnego kitka i na głowie miała nieład. Mężczyzna pokiwał głową. Odwrócił się do mieszkańców Berk i chrząknął.
- To trauma...-Zaczął tak cicho, że ledwo było go słychać.-Miał pewien wypadek osiem lat temu. Jego wioskę zaatakowano, widział śmierć swoich bliskich, przyjaciół...-Głos Agnara łamał się z każdym słowem. Oczy wikinga zaszły mgłą, a po chwili pojawiły się przebłyski łez. Jeźdźcy i Lauren słuchali w milczeniu, byli przygnębieni opowieścią gościa.- Logan...on jako jedyny zdołał uciec. Nie może sobie wybaczyć, że nie stanął do walki. Chciał zginąć jak należy... Miał zaledwie piętnaście lat.-Czkawka zerknął na śpiącego Logana. Szatyn był pilnie pilnowany przez Szczerbatka, więc nie powinien mieć szans, gdyby się obudził. Wodza zastanawiało, co miałby z nim teraz zrobić. Nie mógł tak po prostu go zostawić. Wiking może w każdej chwili się obudzić i zrobić krzywdę nie tylko innym, ale i sobie.
- Potem zaczęły się te napady.-ciągnął Agnar- Na początku były one łagodne, ale z czasem stawały się coraz silniejsze. Nikt nie umiał mu pomóc. Na szczęście ataki ustały...do dziś.- Mężczyzna wstał i otworzył szeroko drzwi, wpuszczając świeże powietrze.
             Czkawka popatrzył na Nate'a, który wpatrywał się w ranę Lauren. Dziewczyna wydawała się jakby nieobecna. Miała pusty wzrok. Pewnie nigdy nie spotkała się z taką chorobą-pomyślał jeździec.
- Rozumiem, ale jako wódz muszę zapewnić bezpieczeństwo moim ludziom, a Logan...sam widzisz-rzekł cicho wódz, spuszczając głowę. Było ,u przykro z powodu cierpienia obojga wikingów, ale zawsze na pierwszym miejscu stawiał dobro swojego ludu.
Agnar podszedł spokojnie do swojego bratanka i chwycił jego rozgrzaną dłoń, przysiadłszy na skraju łóżka. Po chwili na jego policzkach spływały łzy.
- Tylko on mi został...Zrobię wszystko, żeby wyzdrowiał.-Czkawka spojrzał na swoich przyjaciół. Roztrzęsioną Lauren przytulał Nate, jednak nadal był czujny. Odwzajemnił spojrzenie przyjaciela, który zastanawiał się, co zrobić z Loganem.
                Po godzinie wszystko było już ustalone. Przy Loganie będą wartownicy, zmieniani co trzy godziny. Czkawka na początku myślał o lochu, ale wyparł się tej myśli. Nie chciał wsadzać zza kraty chorego Arrana, tylko dlatego, że mu odbiło. Sączysmark zadeklarował, że zbierze odpowiednich wikingów i zajmie się Loganem. Czkawka nie chciał ryzykować zdrowiem Lauren, więc odesłał ją do domu. W razie potrzeby Śledzik, który także był wśród chętnych, przyrządzi miksturę według polecenia Lauren. Jeździec także chciał koniecznie sprawdzać osobiście, czy wszystko w porządku. Patrząc na czterech rosłych wikingów i Agnara, siedzącego obok, czuł się nieco lepiej, ale w jego sercu rosła gorycz i rozczarowanie samym sobą, że musiał posunąć się do tak drastycznych środków.
- Idź do domu i odpocznij- usłyszał za sobą spokojny głos Sączysmarka. Chłopak popatrzył na niego zmęczonym wzrokiem. Stanie na niewygodniej protezie, rozmowy i uzgadnianie z radą bezpieczeństwa nie należało do przyjemnych rzeczy.- Co jeden wątły Arran może nam zrobić?-Zaśmiał się brunet, dając lekkiego kuksańca w ramię Czkawki. Wódz skrzywił się na słowa przyjaciela. Sączysmark najwyraźniej nie zdawał sobie z powagi sytuacji.
- Dobra, ale jak tylko coś się stanie, natychmiast mnie o tym powiadomcie- odparł i wsiadł na Szczerbatka. Nocna Furia mruknęła pocieszająco do swego jeźdźca i odbija się od gruntu.
                      Czkawka dotarł do domu, a gdy tylko wszedł do środka, ujrzał bałagan pozostawiony przez Valkę. Nieład przypominał mu dzisiejsze zdarzenie. Chłopak westchnął ciężko i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zamiast iść się położyć, szatyn zaczął sprzątać. Szczerbatek także pomagał. Po kilku minutach, do domu weszła Astrid.
- Cześć, Czkawka!- Powiedziała z uśmiechem. Podeszła do czarnego smoka i podrapała go za uchem.- Hej, Szczerbuś.
- Ooo, cześć, skarbie- odparł beznamiętnie, lecz kąciki ust podniosły się mimowolnie. Wojowniczka postawiła pojemnik z ciastem na stół i przytuliła swego chłopaka.
- Ciężki dzień?-Spytała, zaplatając dłonie za jego karkiem. Czkawka odłożył ręcznik i położył ręce na jej talii.
- Nawet bardzo- mruknął. Wojowniczka posłała mu słodki uśmiech i pociągnęła do stołu. Jeździec od razu usiadł i zdjął protezę. Dziewczyna w tym czasie zrobiła herbatę i otworzyła pudełko, w którym był spory kawałek szarlotki.
- No to opowiadaj- nakazała, nie hamując się przy braniu ciasta. Czkawka mruknął niezadowolony. Nie chciał jakoś martwić ukochanej chorobą Logana, ale jednak nie było to aż tak strasznie, więc streścił wydarzenie, lecz pominął szczegóły.  Blondynka naprawdę wydała się być poruszona. Przełknęła ostatni kawałek deseru i spytała Czkawkę ostrożnie:
- Myślisz, że może być chory psychicznie?-Chłopak wzruszył ramionami. Nienawidził, gdy ktoś robi z igły widły, ale choroba Arrana naprawdę jest niepokojąca.
- Musimy poczekać, aż się wybudzi. Porozmawiać, może uda się mu pomóc...-rzekł smutno. Astrid odłożyła talerz do zlewu, po czym usiadła Czkawce na kolanach.
- Miałam nadzieję na romantyczny wieczór przy szarotce, a ty martwisz się Loganem-zaśmiała się a z nią Szczerbatek, który ułożył się wygodnie przed płytą paleniskową. Czkawka przewrócił oczami i zaczął całować szyję ukochanej, na co ona zaśmiała się.
- A konkretnie na jak bardzo romantyczny wieczór liczyłaś?-Zapytał niskim głosem. Astrid obróciła się do niego i spojrzała głęboko w jego oczy, na co serce zaczęło szybko bić.
- Ty i ja....i Szczerbatek?- Wskazała na chrapiącego smoka. Czkawka zaśmiał się głośno, widząc jak wygodnie drzemie Nocna Furia.
- Chyba tylko ty i ja- powtórzył i poruszył brwiami w komiczny sposób. Wojowniczka ucałowała go w nos i przystanęła przy drzwiach.
- To co, spacer? Chyba nie zmarnujemy tak pięknego wieczoru.
- Ależ oczywiście, że nie-rzekł Czkawka i ubrał protezę. Jeszcze trochę a ją wywalę. Pomyślał w myślach, jednak gdy chwycił dłoń ukochanej, ból minął.
Mało Hiccstrid? Obiecuję, że następnym razem będzie więcej xD. Wiadomo, że jest rok szkolny, zatem multum nauki, zajęć pozalekcyjnych itp itd, więc mam do Was pytanie: Chcecie częściej ale krótsze rozdziały, czy rzadko, ale za to dłuższy post? Życzę spokojnego tygodnia ;)

wtorek, 1 września 2015

Niepokojąca choroba


            Słońce zaczęło powoli wyłaniać się zza grantowego oceanu. Oświetlało wyspę i dawało jej mieszkańcom upragnione ciepło. Wikingowie z uśmiechem witali nowy dzień i z zapasem energii brali się do pracy. Wszędzie słychać było żywe rozmowy, śpiewy oraz okrzyki bawiących się dzieci.
Lauren wraz ze Śledzikiem zanosili dostawę ziół do domu młodej lekarki.Przy pomocy Sztukamięs zajęło im to niecałą godzinę. Izba szatynki nie była wielka, więc pomieszczenie wszystkich zapasów wymagało kreatywnego ich schowania.Dziewczyna miała w planach przebudowę swego kącika, aby móc jeszcze lepiej pomagać rodakom. Podczas pracy dużo rozmawiała z otyłym przyjacielem. Śledzik badał nowo poznane gatunki roślin, a gdy miały jakiekolwiek wartości lecznicze, konsultował to z Gothi bądź Lauren. Tym razem jeździec opowiadał o korzeniu rewii.
-Wiem, że uczula-ciągnął chłopak, zanadto gestykulując- Sączysmark od razu zaczął kichać, gdy to powąchał. Tak samo Raven i Krzykonos.-Lauren skinęła głową w geście zrozumienia przyjaciela. Obserwowała jeźdźca, który wydawał się być poruszony nowym odkryciem.
- A coś innego?-Zapytała nieco zmęczonym głosem. Od rana była na nogach i przyjmowała dostawy od czterech wysp. Czkawka prosił ją, aby w jego imieniu podpisywała odbiory towaów. Dla Lauren nie był to żaden problem, nawet cieszyła się, że mimo braku doświadczenia, wódz jej zaufał.
-Hmm....-mruknął Śledzik, drapiąc się w głowę- Farbuje..?-Lekarka przewróciła oczami i postawiła przed swoim domem trzymany koszyk. Założyła ręce na klatkę piersiową i zmierzyła przyjaciela surowym wzrokiem.
- Nie sprawdzałeś tego, prawda?-Zapytała. Śledzik lekko zarumienił się, kładąc rękę na łuskach swej smoczycy.
- No wybacz...zajmowałem się smokami dzieciaków i... Tak jakoś wyszło-wymamrotał zamotany. Lekarka pokręciła głową.
- Następnym razem pamiętaj, żeby dokładnie to zbadać-odparła nieprzyjemnie.-Wiesz przecież, że to znacznie ułatwia mi segregację.-Blondyn pokiwał głową i obejrzał się do tyłu, skąd usłyszał kroki. Agnar szedł ku nim z ponurą miną i wpatrywał się w szatynkę pustym wzrokiem. Dziewczyna była nieco zaniepokojona. Nie wiedziała, jak ma się zachować, więc jedyne co jej przyszło do głowy, to uśmiech, który i tak wydawał się być grymasem. Wódz podszedł do dwójki przyjaciół i westchnął ciężko.
- Jesteś Lauren, prawda?-Spytał. Śledzik odszedł krok do tyłu, stając tuż przy Sztukamięs, która bacznie obserwowała Arrana.
-Zgadza się-potwierdziła. Szatynka była zdenerwowana, ponieważ wygląd Agnara był dość...dziwny. Na jego twarzy malowało się zmęczenie na dodatek wyglądał na przygarbionego, jakby ktoś położył mu kilkadziesiąt kilogramów na barki.- Co się stało?-Zapytała i ponownie założyła ręce na klatkę piersiową, nie chcąc pokazywać strachu. Agnar był znacznie wyższy od lekarki, która czuła sie przy nim jak mrówka.
- Mój bratanek strasznie się rozchorował-rzekł smutnym tonem. Było mu szkoda chłopaka, a zwłaszcza teraz, gdy na drugi dzień mieli opuścić  Berk.-Mogłabyś zajrzeć do niego?-Lauren czuła się niezręcznie. Zerknęła w stronę Śledzika, który nie przejmował się ich rozmową.
-Yyyy...tak, pewnie-zaśmiała się nerwowo. Zaczęła pocierać rękoma ramiona, jakby było zimno, a panował upał.-Skończę tylko rozładowywać towar.-Wódz uśmiechnął się lekko, lecz jego twarz w cale nie promieniowała.  Nadal była blada i pozbawiona jakichkolwiek uczuć. Arran pożegnał się z mieszkańcami  i odszedł w kierunku domu Czkawki. Musiał koniecznie z nim pomówić.

           Mimo kilku problemów, praca szła bardzo szybko. Dom dla Wichury był prawie skończony, brakowało tylko ostatniej ściany i końcówki dachu. Czkawka i Saw nieźle się namęczyli, łącząc belki ze sobą. Z tej wysokości widzieli pracownię Pyskacza, w której wiking właśnie nad czymś pracował, poruszając się w rytm nuconej piosenki.
-Dobra, koniec na dziś-zarządził blond-włosy wiking, rzucając przyrządy na ziemię, które z łoskotem odbiły się od gruntu. Saw przetarł czoło granatowym rękawem ulubionej koszuli i usiadł opierając się o sterczącą belkę.Czkawka zrobił to samo.-Bez ciebie nie dałbym rady-rzekł, pocierając mokry kark. Chłopak machnął ręką i  wziął łyk lodowatej wody, która okazała się być małym ukojeniem w tak upalne dni.
- Przecież wiesz, że nie mógłbym nie pomóc-zaśmiał się szatyn. Saw pokiwał głową. Po czołach wikingów spływał pot, ale nawet nie starali się go zetrzeć, ponieważ chwilę później mokry problem powracał.
- Wtedy nie oddałbym ci córki-odarł równie entuzjastycznie. Saw traktował Czkawkę jak syna, którego się nie doczekał. Nawet gdy jeźdźcy nie byli parą, szatyn często pomagał wikingowi. Praca zbliżyła ich do siebie, a Astrid to tylko scaliła.
Wódz wyciągnął twarz do słońca, zamykając z rozkoszą oczy. Już dawno nie było takich upałów, więc szatyn chciał korzystać z pogody jak najdłużej.
Szczerbatek leżał w cieniu tuż przy domku Wichury. Smoki nie przepadają za wysoką temperaturą, a tym bardziej, że przyzwyczaiły się do zimnych stron. Astrid przyniosła Mordce sporą porcję wody i schłodziła Nocną Furię oraz swoją ulubienicę, po czym powędrowała do Valki.
- Dobra, koniec tego dobrego-oznajmił Saw, wstając i kierując się do drabiny.- Masz inne obowiązki.-Czkawka westchnął na jego słowa i skinął głową.
          Po dwudziestu minutach odpoczynku, wódz wrócił do swojej codziennej pracy. Sprawdzanie, czy u każdego wszystko gra, czy zapasy są wystarczające, jak idzie połów ryb, zerknięcie na Akademię, która służyła jako plac zabaw dla dzieci, ale i także miejsce nauki walki wręcz prowadzoną przez Sączysmarka i Astrid. Chłopak rozejrzał się po wyspie, zatrzymując wzrok na wielkim pomniku swego ojca. Brakowało mu go. Jego głosu, śmiechu, pochwał...Gdyby tylko można cofnąć czas. Wzdychał Czkawka do gwiazd, podczas lotów ze swym ukochanym smokiem.
Jeździec szedł do stajen, gdy zatrzymał go pewien głos.
- Szukałem cię-powiedział Agnar, doganiając przyjaciela. Arran był jeszcze bardziej blady niż przedtem. Czkawka przywitał się z nim uściskiem dłoni.
- Co się stało?-Zapytał nieco zmartwiony. Wygląd Agnara sam za siebie mówił. Nocna Furia przysiadła obok i wlepiła zielone oczy w wikinga.
- Logan się rozchorował. Wymiotował całą noc, ma wysoką gorączkę. Musiał się czymś...zatruć.-Odparł mężczyzna takim głosem, że Czkawce przeszły ciarki. Chłopak zaczął się natychmiast zastanawiać, czy to aby nie aluzja.
- Co masz na myśli?- Chłopak nie dawał po sobie poznać, że jego słowa go nieco przestraszyły. Otruć? Logana?
- Nie wiem, Czkawko...-Odparł smętnie, spuszczając wzrok.- Ostatnimi czasy, Logan przechodzi trudny okres. Ma traumę po pewnym wypadku i często gada niestworzone historie. Kilka miesięcy temu myślał, że jest małżą i za dnia zamienia się w człowieka.- Czkawka zdusił w sobie śmiech. Z jego punktu wyglądało to komicznie, ale Agnar był poważny. Mówił prawdę.
- Może Lauren zaradzi?-Powiedział po wysłuchaniu. Arran był bardzo zaniepokojony tanem zdrowia swego bratanka, więc i jego zaczęła dopadać choroba.
-Już ją poprosiłem- rzekł. Nastała chwila ciszy. Wódz Berk zerkał na Szczerbatka, który także się zastanawiał, o co dokładnie może chodzić Arranowi.
- Agnarze, myślę, że ty też powinnaś odpocząć. Za bardzo się martwisz-odparł stanowczo Czkawka, przykładając dłoń do brody. Jego zielone oczy przenikliwie patrzały na sojusznika. Mężczyzna westchnął, przyłożywszy palce do skroni. Od tłoczących się myśli rozbolała go głowa.
-Tak, tak, masz racje...- mruknął. Wziął głęboki wdech i uśmiechnął się. Czkawka pokiwał głową.
- W takim razie, pozwól, że podrzucę cie do domu-zaśmiał się, chcąc rozładować złą atmosferę. Agnar nagle spoważniał i stał nie ruchomo, wiedząc, co chłopak ma na myśli.
- Wolę się przejść...-Odparł speszony. Podrapał się po karku i zerknął w kierunku wioski. Ludzie nadal się krzątali, ale i byli tacy, co leżeli wśród wysokiej trawy, rozkoszując się promieniami słońca.
- Obiecuję, że nic ci się nie stanie.-Czkawka majstrował już przy siodle, ale Agnar był jeszcze bardziej przestraszony.-To zajmie dosłownie chwilę- nalegał młody wódz. Arran w końcu przełamał się. Nie miał siły iść z bolącą głową, a tym bardziej nie chciał się sprzeczać. Wsiadł wolno na siodło, a Szczerbatek rozprostował się. Czkawka poklepał przyjaciela po szyi, dając znak do startu. Nocna                    Furia odepchnęła się mocnymi łapami i po chwili byli już w powietrzu. Agnar trzymał się dodatkowych rączek, które dorobił jeździec z myślą o Astrid, która bardzo często z nim latała, choć dziewczyna preferowała wtulanie się w ukochanego, wmawiając mu, że tak jej wygodniej. Wódz Arran był pod wrażeniem pięknych widoków. Rozglądał się po ogromnym niebie, a jego hełm dotykał chmur, rozpraszając je na dwie części. Uśmiechał się i gwizdnął z podziwu. Jasno- czerwone promienie powoli zamieniały się w żółte przechodząc do pomarańczowych. Barwy mieniły się w jasnych oczach Agnara, falując niczym wzburzone morze.
- Niesamowite...-szepnął. Wpatrywał się w Berk wielkimi oczami, w których tańczyły małe iskierki. Wyspa mieniła się od wszelakich barw. Zielone lasy i trawa, żółte pola kukurydzy, pszenicy i owiesu, brązowe pola uprawne, kolorowe domy wikingów i okalająca wokół błękitna woda...- Na Odyna, jak tu pięknie!-Krzyknął zafascynowany. Czkawka zaśmiał się. Jego ojciec zareagował podobnie, kiedy będąc szesnastoletnim jeźdźcem.
- Ooo tak, zgadzam się w stu procentach-powiedział z uśmiechem. Jego serce wariowało z radości, jaką dawał mu ten lot. Uwielbiał przekonywać ludzi właśnie tym sposobem. Żałował, że z Drago się nie udało.- No dobra, Mordko, wracamy- szepnął chłopak, pochylając się do ucha Szczerbatka, aby nie przeszkadzać Agnarowi, który nadal zachwycał się widokami.
Po kilku minutach Nocna Furia wylądowała tuż przy domkach gościnnych. Agnarowi znacznie poprawił się humor i z uśmiechem zszedł z siodła.
- Nie nudzi ci się to?-Zapytał, głaskając pewną ręką głowę Nocnej Furii. Czkawka zaśmiał się, nadal siedząc w siodle.
-Nigdy- odparł pewnie. Szczerbatek zawarczał cicho, a tuż po chwili z domu Arrana rozległ się przerażający krzyk. Zaskoczeni wikingowie od razu rzucili się pędem w stronę drewnianych drzwi. To, co zobaczyli wchodząc do środka, totalnie ich zamurowało....




Taa daaa! Jest kolejny rozdział. Macie takie wrażenie, że dziwnie się czyta? Raz jest o medalionie, raz o tym...Jakie jest wasze zdanie? Koniecznie napiszcie. A teraz przejdźmy do tej mniej przyjemnej rzeczy....a mianowicie rok szkolny. Ja dziś powitałam liceum, a Wy? Jaka klasa? Pochwalcie się w komentarzu. Ściskam Was mocno i do usłyszenia :D