poniedziałek, 31 lipca 2017

Rodzina

- Chyba śnię - rzekł rozmarzony Sączysmark, zdejmując swój ciężki hełm. Wszyscy jeźdźcy obserwowali nocne furie z daleka, stojąc jeszcze przy wyjściu z tunelu. Piękne stworzenia z ostrożnością podchodziły do Szczerbatka i Czkawki, ale natychmiast się cofały się do reszty grupy. Najbardziej ciekawskie okazały się maluchy, które bez wahania skakały metr przed Szczerbatkiem i jego jeźdźcem. Jednak nie trwało to długo, gdyż ostrożni rodzice przywołali swoje potomstwo, które natychmiast skryli pod swymi skrzydłami, warcząc wrogo.
- Ich jest mnóstwo - zauważyła szczęśliwa Astrid, która jako jedyna wyszła z tunelu i zbliżyła się do męża. Ten uśmiechnął się szeroko. Nareszcie Szczerbatek nie jest sam. Nocne furie wcale nie wyginęły. Czy Czkawka może chcieć czegoś więcej? Szczęście przyjaciela było jego szczęściem. Wódz spojrzał na swojego wiernego wierzchowca, a potem zerknął na stado. Niektóre furie znudziły się i pofrunęły w dalszą część wyspy, lecz pozostałe smoki bacznie przypatrywały się ludziom. Czkawka wiedział, że nie mogą robić żadnych gwałtownych ruchów, najlepiej byłoby  wycofać się do tunelu.
- Nie chcesz się z nimi przywitać? - Powiedział spokojnie Czkawka, głaszcząc łeb przyjaciela. Szczerbatek zamruczał nisko, jakby sam nie wiedział, czy iść. Po chwili ruszył wolnym krokiem w stronę furii. Głowę miał jednak spuszczoną, jakby bał się jakiegokolwiek odzewu ze strony swych pobratymców. Gad zatrzymał się, kiedy przed nim wyszedł większy smok z szarymi ślepiami. Zaryczał głośno, na co Szczerbatek spiął się i obnażył zęby.
- Co się dzieje? - Mruknął Czkawka, robiąc krok w przód, jednak zatrzymała go Astrid, łapiąc za ramię. Wódz spojrzał na małżonkę z lekkim zdenerwowaniem, jednak blondynka uspokoiła go jednym spojrzeniem. Objęła go następnie w pasie, bojąc się, że Czkawka nagle pobiegnie do Szczerbatka.
Smok czekał aż Szczerbatek podniesie się, a kiedy to zrobił, zaczął obwąchiwać nowego "kolegę ".
- Pewnie inaczej pachnie - mruknął Czkawka, nie spuszczając oczu z tej sceny. Obawiał się, że większy smok rzuci się na jego przyjaciela. Na szczęście nic takiego się nie stało. Przywódca stada nadal był niechętny w stosunku do Szczerbatka, jednak smokowi z Berk pomogły inne furie, które czule otarły się o jego ciepłe ciało. Zadowolony Szczerbatek polizał jedną z samic, a potem następną, nie mogąc przestać się uśmiechać. Był taki szczęśliwy. Mógł być między swoimi, mógł ich poznać i dowiedzieć się, że już nie jest sam.
- Oj, jak słodko! - Zapiszczał Mieczyk, nachylając się znad ramienia wodza. Szpadka zatrzymała się za plecami Astrid, oglądając malutkie furie, które trzymała jedna smocza mama.
- Są takie maleńkie - dodała jeźdźczyni Jota.
- I mogą cię zabić jednym splunięciem - dodał Sączysmark, podśmiewając się.
- Każdy smok może cię zabić - wtrąciła się Astrid, wzruszając ramionami. Jorgerson przekręcił oczyma, ale nic już nie powiedział. Obserwował zwierzęta z bezpiecznej odległości, będąc blisko Czkawki.
                            Po kilku minutach obserwacji i zachwycania się nad wielkim stadem nocnych furii, z tunelu wyłoniły się smoki jeźdźców. Hakokieł zapalił się natychmiast, jakby widział wroga, a zaraz za nim najeżyły się pozostałe smoki.
- Ej, Wym, Jot! Spokój! - Nakazała Szpadka, tupając nogą, by uspokoić gady. Zębiróg warknął ostro, co wzbudziło gniew nocnych furii. Jedna z nich splunęła niebieską plazmą blisko nóg smoka bliźniaków. Omal doszłoby do walki, gdyby nie reakcja Szczerbatka. Smok ryknął potężnie, używając swojej mocy alfy. Obydwa gady cofnęły się, nie chcąc narażać siebie na działanie smoczej alfy. Kiedy Szczerbatek skończył ryczeć i mierzyć surowym wzrokiem dwa samce i zwrócił się do stojących obok pobratymców. Jednak to, co działo się przed nim, zaskoczyło zarówno  Szczerbatka jak i jeźdźców. Nocne furii cofnęły się do równej linii i pochyliły się przed Szczerbatkiem, który z zaskoczeniem odwrócił się do Czkawki, jakby pytał o wyjaśnienia.
- Oddają mu cześć? - Zaśmiał się Saczysmark, zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Jest alfą, to zapewne tak - odparł wprost Czkawka, puszczając talię Astrid. Zbliżył się o kilka metrów, ale przystanął, gdy jedna z nocnej furii, piękna samica o niemal różowych ślepiach, zawarczała, ostrzegając, aby szatyn zanadto się nie zbliżał.
- Szczerbatek, pozwól na chwilę - zawołał swojego przyjaciela, który podszedł radosnym krokiem. Czkawka zaśmiał się z reakcji smoka i pogłaskał go czule po łbie, a następnie ruszył do bagażu. Zdjął go ostrożnie i położył na ziemię, przechodząc dalej do siodła, które wódz również zdjął. Szczerbatek obserwował cierpliwie swojego jeźdźca, nie wiedząc, co robi. Dopiero kiedy Czkawka zsuwał siodło zdał sobie sprawę, co zamierza...
                           Czerwona lotka wylądowała obok siedziska. Szatyn uśmiechnął się słabo do przyjaciela i wyciągnął z jednego worka dobrze osłoniętą czarną lotkę, by założyć ją na prawowite miejsce. Stojący kilkanaście metrów dalej jeźdźcy zasłonili usta rękoma, nie dowierzając, co ich przywódca robi. Astrid skrzywiła się i ze łzami w oczach wycofała do Wichury. Bliźnięta usiadły pod skałami, a Sączysmark jako jedyny stał w jednym miejscu. Jorgerson nie odezwał się ani słowem. Nie rzucił cięta ripostą. To nie odpowiedni czas...
Czarny materiał lotki niemal idealnie zgrał się z kolorem łusek nocnej furii. Czkawka sprawdził, czy automatyczny ogon działa, a gdy upewnił się, że sprzęt jest sprawny, podszedł do głowy przyjaciela, chcąc patrzeć mu w oczy.
- Posłuchaj, Szczerbatek, chyba oboje nie będziemy zadowoleni z takiego obrotu sprawy, ale tak musi się stać - zaczął spokojnie, choć jego głos powoli się łamał. Serce biło tak mocno, niemal wyrywało się z bólem z piersi. Czkawka wziął głęboki oddech, by się nie rozkleić. - Oboje mamy rodziny, którymi musimy się zająć. Jesteśmy przywódcami, prawda? A wódz musi dbać o swoich.
Szatyn głaskał czule łeb Szczerbatka, który tylko mruczał cichutko. Chyba wiedział, że to pożegnanie. Przeczuwał to, że prawdopodobnie są to ostatnie chwile spędzone z ukochanym przyjacielem i jeźdźcem.
Czkawka przytulił się do łba smoka i zapłakał cicho. Nie dbał o to, że patrzą na niego przyjaciele.
- Dziękuję ci za niemal dziesięć lat przyjaźni, za niesamowite przygody i za to, że zawsze byłeś przy mnie. Za to, że odmieniłeś moje życie. Cieszę się, że cię poznałem. Przeszedłbym setki razy przez to samo, byleby być z tobą. Bo było warto - mówił coraz ciszej, wczepiając się w ciepłe ciało najlepszego przyjaciela. Szczerbatek zaryczał głośno i zaczepił łapą plecy Czkawki, dociskając go do siebie. Po niemal dziesięciu minutach wódz Berk wstał z kolan i otarł świeże łzy. Tak bardzo nie chciał go zostawiać, ale wiedział, że tak będzie dla niego lepiej. W końcu będzie miał prawdziwą rodzinę. Kto wie, może za jakiś czas przyjdą na świat jego młode... Z pękającym sercem wziął bagaż, siodło i lotkę Szczerbatka. Odszedł następnie do Astrid. Dziewczyna jednak nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Sama pękła i nie mogła powstrzymać gorzkich łez... Nie domyśliła się, co zrobi jej mąż, gdy znajdzie się nocna furia. Teraz prawda uderzyła w każdego z potrójną mocą. Jeźdźcy pożegnali się cicho ze Szczerbatkiem i weszli do tunelu, nie odwracając się. Nie chcieli patrzeć na widok żegnających się przyjaciół.
Czkawka spojrzał na lotkę, którą mocno trzymał w rękach. Pojedyncza łza skapnęła na palce wodza. Szczerbatek zamruczał nisko i usiadł, wpatrując się w swojego jeźdźca. Czkawka pobiegł do niego i jeszcze raz go mocno przytulił.
- Bardzo cię kocham, mordko - wyjąkał, zalewając się łzami. Oderwał się wolno i już po raz ostatni szedł w stronę tunelu. Trzymając  lotkę i siodło, odwrócił się jeszcze i uśmiechnął do Szczerbatka.
- Odwiedź mnie czasem - rzekł i zniknął w ciemności przejścia.





piątek, 28 lipca 2017

Jaskinie i tunele


                           Czkawka cierpliwie czekał na przybycie reszty drużyny, chodząc po jaskini i czytając pradawne zapiski. Od gorącego myślenia rozbolała go głowa, więc usiadł blisko Szczerbatka i zamknął z rozkoszą oczy. Czkawce wydawało się, że świat wiruje, raz zwalnia, raz przyspiesza. Mężczyzna wiedział, że jest to skutkiem przemęczenia - nie raz tego doświadczał, jednak rzadko kiedy korzystał z dnia wolnego, by odpocząć lub spędzić czas ze Szczerbatkiem.
- Ciesz się, stary, że nie masz takich problemów - rzekł szatyn, klepiąc przyjaciela po łapie. Smok zarechotał cicho i przytulił duży pysk do boku jeźdźca. Czkawka z uśmiechem podrapał go za uchem. Wtedy usłyszał głośną rozmowę. Spojrzał więc w lewo, na wejście, gdzie wolnym krokiem szli pozostali jeźdźcy. Sączysmark żywo coś im tłumaczył, zanadto gestykulując rękoma.
- Niedługo zacznę mieć urojenia od braku snu! - Naburmuszył się Jorgerson, a potem usiadł blisko mokrej ściany i oparł się o nią.
- Sączysmark, nie bądź mięczakiem, kiedyś nie spałeś dziesięć dni i nie marudziłeś - jęknęła zirytowana Astrid. Wojownik całą drogę marudził jak dziecko, które domaga się zabawki.
- Tak, bo nie byłem tego świadomy! - Odparł. Blondynka postanowiła nie kłócić się z przyjacielem. Podeszła do męża i spojrzała na niego pytająco.
- Sączysmark mówił, że znaleźliście kolejne rysunki - zaczęła i dla wygody przykucnęła naprzeciwko jeźdźca.
- Owszem - skinął głową, wskazując palcem na wielką ścianę. Astrid odwróciła się i przejrzała szybko malowidła i zapiski.
- Podobne do tych, które znaleźliśmy w poprzedniej jaskini - zauważyła. Astrid wydawało się, że zagadka tej wyspy jest zbyt pokręcona, by ją rozszyfrować. Kobieta nigdy nie lubiła chodzić po jaskiniach, a już w szczególności tak starych.
Czkawka dołączył do blondynki i wyjaśnił jej, co znaczą zapiski. Wojowniczka westchnęła głośno i spojrzała dalej, zauważając, że nie było więcej zapisków, a nawet rysunków.
- Może trzeba iść tą drogą - powiedział Czkawka, zerkając w prawo, gdzie panowała idealna ciemność, która nie przepuszczała najmniejszej ilości światła.
- Myślałam, że zbadamy najpierw tamtą część.
Szatyn machnął ręką.
- Skoro mamy nowy ślad, chodźmy tędy. I tak będziemy wracać tę samą drogą, więc pozostawioną część zdążymy obejrzeć - odparł, a następnie odwrócił się do bliźniaków i Sączysmarka, tłumacząc im dalszą część planu.


                     Szli już drugą godzinę. Korytarz jaskini był wąski, ale na szczęście wystarczało miejsca, by smoki mogły się przecisnąć. Mimo iż jeźdźcy mieli pochodnie, ciemność ciągnęła się cały czas, jakby nigdy nie miała się skończyć. Tylko Szczerbatek sobie radził. Jako jedyny w nic nie wdepnął, nie potykał się o skały, a nawet z gracją omijał różne przeszkody w postaci mis martwicowych czy stalagnatów.
Wszyscy szli w milczeniu, szukając jakiekolwiek wyjścia. Znaleźli je kilkanaście minut później, kiedy Mieczyk chciał już ogłosić bunt.
- Czkawka, zobacz na to - zawołała Astrid, przykładając pochodnię do ściany. Wichura wyręczyła jeźdźczynię, zapalając swoim ogniem pobliskie skały. Wódz wyjął notes, gdzie sporządził przydatne notatki i tłumaczenia. Zaczął przyglądać się znakom, co trwało kilka minut. Tłumaczenie nie było łatwe, ale szatyn bez większych trudności poradził sobie. Napisał tekst w notatniku.
- "Świat panów jest pełen śmierci, uważaj gdzie wchodzisz, ich łaska to kłamstwo " - przeczytał głośno i wyraźnie. Między drużyną nastała cisza. Każdy patrzył na siebie z powątpiewaniem.
- Coraz mniej mi się to podoba - wydusiła z siebie Szpadka, czując nagły, nieprzyjemny chłód. Cofnęła się do brata, nie chcąc tak bardzo się bać.
- Ten wiersz to jakaś metafora? - Jęknął Mieczyk. Czkawka wzruszył ramionami. Sam nie wiedział, o co chodzi z tymi "panami".
- Może chodzi o bogów? Wiecie, pradawni ludzie mieli inny tok myślenia - wtrąciła Astrid, zaglądając przez ramię męża na notatnik, by po raz kolejny przeczytać ostrzeżenie.
- Też tak sądzę - zgodził się z wojowniczką wódz i wrzucił notes do torby, przyczepionej do Szczerbatka. - A teraz chodźmy.
 Wszyscy ruszyli w kierunku wyjścia. Skrawek lądu niezbyt różnił się od tego, który znaleźli kilka godzin temu, gdy uciekali przed tajfumeragniem. Góry były wysokie, rozłożone po prawej stronie. Po lewej rozrastał się dziki las, a naprzeciw jeźdźcom pojawiła się leśna ścieżka.
Czkawka poczuł jak ściska go żołądek. Ilekroć wychodził z jaskini miał wrażenie, że niczego nie znajdą.  Spojrzał na Szczerbatka, który wydawał się być równie zafascynowany co pozostali.
Wódz uważnie przypatrywał się kamieniom, szukając innych malowideł. Znalazł jeden przy samym wejściu do jaskini. Podszedł do niego i nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Rysunek przedstawiał ludzi, którzy otaczali pewne zwierzę, konkretnie smoka. Czkawka przejechał opuszkami palców po skale, usuwając pył. Serce zabiło mu szybciej, kiedy potwierdziły się jego domysły. Rysunek przedstawiał nocną furię.
- Szczerbatek, widzisz to? - Zapytał rozanielony wódz, wołając tym samym przyjaciela. Smok poczłapał wolno do szatyna i obwąchał czułym nosem kamień. Prychnął następnie i jak zaczarowany wpatrywał się w obrazek.
- Nareszcie coś mamy! - Czkawka niemal zapiszczał, odwracając się do przyjaciół, którzy cały czas oglądali okolicę. Jeźdźcy podeszli zaciekawieni do wodza. Zobaczywszy odkrycie przywódcy, uśmiechnęli się szeroko. Smark uderzył Czkawkę w plecy.
- No, stary, muszę przyznać, że masz nosa - zarechotał wojownik. Jeździec nie odpowiedział jednak. Ten rysunek... To było coś! Dowód na to, że nocne furie istniały, a skecz mógł pokazywać, że ludzie czcili ten gatunek jak swoich bogów. Może ci "panowie śmierci " to właśnie nocne furie? W końcu skądś musiało wziąć się powodzenie, że owe smoki to pomiot samej śmierci...
- Może gdzieś na tej wyspie znajdziemy furię? - Ucieszyła się Astrid, głaszcząc Szczerbatka. Smok podskoczył w miejscu i zaryczał głośno, wywalając następnie język na wierzch.
- On chyba w to naprawdę wierzy - zaśmiał się Czkawka, nawet nie próbując powstrzymać przyjaciela przed "tańcem szczęścia ".
- Ja się jeszcze rozejrzę, a wy odpocznijcie - zarządził wódz. Wszyscy skinęli głową i bez chwili zastanowienia ruszyli w kierunku cienia. Kiedy drużyna rozłożyła się wygodnie pod drzewem, Czkawka zwrócił się do Szczerbatka:
- To co, lecimy?
Smok podskoczył i wystawił swój grzbiet, byle by Czkawka szybko na niego wskoczył. Wódz uśmiechnął się i już po chwili wystartowali w przestworza, lecz szatynowi nie śpieszyło się, by sprawdzić wyspę z lotu ptaka (a raczej smoka). Czkawka próbował rozkoszować się lotem, rozmyślając nad znaleziskiem.  Tak bardzo cieszył się, że coś ruszyło, że jest dowód na to, że nocne furie istniały i na dodatek były traktowane jak bogów. To był cud, którego teraz nikt nie mógł zniszczyć. Wódz wciągnął głośno powietrze i z uśmiechem zamknął oczy. Szczerbatek wystrzelił radośnie kilka kul plazm, które rozświetliły niebo. Szczęście rozrywało ich dzikie serca, które biło tylko dla wolności...


                            Czkawka i Szczerbatek nie wracali już od godziny, ale nikt nie przejął się zanadto. Jeźdźcy wiedzieli, że ich wódz jest perfekcjonistą i że woli sprawdzić wszystko dwa razy. Astrid spojrzała w górę i uśmiechnęła się, gdy zauważyła ciemne skrzydła Szczerbatka. Dziewczyna oglądała smoka, jak robił beczki i ponownie skrył się w chmurach. Zdziwiło ją, kiedy nie ujrzała Czkawki na grzbiecie czarnego gada. Blondynka wstała więc i ruszyła kilka metrów przed siebie, przypatrując się niebu.
- Co on wyprawia? - Mruknęła Astrid, mając na myśli męża. Jeźdźczyni pomyślała, że Czkawka leci gdzieś za Szczerbatkiem, używając swoich sztucznych skrzydeł. Nocna furia wyłoniła się kilka minut później, co wywołało szok na twarzy wojowniczki. Wiszący w powietrzu gad był mały, znacznie ciemniejszy i żadna z jego lotek nie była sztuczna...
- O bogowie... - Wyszeptała Astrid, zasłaniając usta dłonią. - Spójrzcie w górę! - Nakazała, lecz niezbyt głośno, by nie spłoszyć zwierzęcia. Jeźdźcy niechętnie oderwali się od kart i zerknęli w górę, szukając wzrokiem punktu, który wypatrzyła Astrid.
- Ej, to nie jest Szczerbatek - zauważył słusznie Mieczyk. Mężczyzna wstał i dołączył do Astrid. Ciekawskie oczy wikingów patrzyli w gęste chmury, skąd wyłaniała się postura nocnej furii...
- Na Odyna - jęknął Sączysmark, robiąc z rąk tak zwany daszek. Słońce zaczynało razić ich w oczy. Niestety smok zamachnął skrzydłami i ulotnił się szybko, znikając pośród gęstych chmur.
Jeźdźcy spojrzeli na siebie w ogromnym szoku. Ludzie południa mieli rację. Istnieje druga nocna furia.
- Nie mogę w to uwierzyć - szepnęła Szpadka, padając z powrotem na swoje miejsce. Odłożyła karty i oparła się o nogę Wyma.
- To jest naprawdę niesamowite - dodała Astrid, odwracając się jeszcze raz w stronę miejsca na niebie, gdzie widzieli nocną furię. Pomyślała nagle o Czkawce. Na pewno bardzo się ucieszy. Zapewne zrobi szczegółowe notatki i mnóstwo szkiców. Dziewczyna uśmiechnęła się na myśl o mężu i jego hobby, które tak bardzo odzwierciedlało miłość do smoków.
- Czekamy na Czkawkę, czy lecimy go szukać? - Spytał nagle Saczysmark, bawiąc się patykiem w ognisku. Astrid odwróciła się do przyjaciela i westchnęła.
- Czekamy - odparła krótko.
- Nie powinniśmy lecieć za tą  nocną furią? - Rzucił Mieczyk, który jako jedyny stał i wpatrywał się w niebo. Jego bose stopy dotykała przesuszona, niemal jałowa trawa.
- Nie wiemy, jak ona się zachowa, a poza tym to Czkawka decyduje, co robimy. Nocna furia nie powinna daleko się zapuścić. Jeśli nawet tak się stanie, to Wichura bez problemu ją wywęszy, prawda? - Astrid zamruczała do swojej smoczycy, która skrzyknęła potwierdzająco, tuląc swoją głową plecy jeźdźczyni. Blondynka zaśmiała się. Cieszył ją fakt, że Wichurze wróciły siły i smoczyca ma chęć do tropienia i dalszej wyprawy.
Mieczyk usiadł obok siostry, a potem położył się na ciepłym piasku i obserwował niebo, jakby w każdej chwili miała ponownie pojawić się nocna furia, którą każdy tak bardzo pragnął poznać...


                     Czkawka wrócił do obozowiska godzinę później. Nie dane mu było zejść z grzbietu Szczerbatka, ponieważ każdy jeździec doskoczył do niego i zaczął żywo opowiadać o tym, co zobaczyli. Biedny wódz nic z tego nie rozumiał, więc zakrzyknął głośno i kazał Astrid opowiedzieć, co zaszło podczas jego nieobecności. Wojowniczka szczegółowo zrelacjonowała mężowi całe zajście, w które szatyn nie mógł uwierzyć.
- Nie pomyliło się wam? - Spytał ostrożnie, wymieniając spojrzenie ze Szczerbatkiem.
- Aż tak słońce nam nie przygrzało - odgryzł Sączysmark, zakładając ręce na szeroką klatkę piersiową. Czkawka spojrzał w górę. Nie mógł w to uwierzyć. Po prostu nie przyjmował do świadomości faktu, że POJAWIŁA SIĘ NOCNA FURIA.
- Pakujcie się, lecimy jej szukać - Czkawka uśmiechnął się i wskoczył na siodło swojego wierzchowca. Podczas gdy jeźdźcy pakowali się, wódz opowiadał przyjacielowi o nowych wieściach. Szczerbatek wyszczerzył się w szerokim uśmiechu i podskoczył radośnie.
- Spokojnie, stary! - Zaśmiał się Czkawka, drapiąc smoka za uchem. Szczerbatek zamruczał głośno, a kiedy oboje spostrzegli, że pozostali jeźdźcy są gotowi, ruszyli do drogi. Pierwsza leciała Wichura, która miała wychwycić trop, a zaraz obok leciał Szczerbatek, rozglądając się za swoim bratem bądź siostrą.

                  Dzień chylił się ku końcowi. Pomarańczowe struny słońca wolno malowały niebo. Natura jakby uspokoiła się i czekała z niecierpliwością na ciemną noc. Zwierzęta wychodziły na codzienny żer, czając się w gęstych zaroślach. Czkawka wyprostował się. Poczuł nagle ból w plecach i skrzywił się. Chyba będzie musiał poprosić Astrid o porządny masaż...
- Wichura gubi zapach - wtrąciła się Astrid, podlatując do męża. Wódz spojrzał na nią z zawodem wymalowanym na twarzy. Poczuł nagle strach. - Ale spokojnie, jeszcze nie wszystko przesądzone - dodała natychmiast blondynka, widząc zmartwienie ukochanego. Ten uśmiechnął się smutno, nie odpowiadając jednak. Astrid westchnęła głośno i odleciała dalej, aby zwiększyć odległość od pozostałych smoków, których zapachy mogłyby zmylić czujny zmysł Wichury.
Kiedy lecieli nad wysokimi skałami, Szczerbatek zerknął nerwowo pod siebie i gwałtownie zanurkował. Czkawka odruchowo złapał się za wodze, krzycząc imię przyjaciela, który nie miał zamiaru zwolnić. Pozostałe smoki pofrunęły za przywódcą, nabierając dzikiej prędkości.
- Haaaakoookieeeeł! - Wrzeszczał Sączysmark, trzymając hełm, by go nie zgubić. Gady uspokoiły się dopiero u podnóża gór. Drzewa i mchy wrastały w skały, z których owe pasmo górskie powstało. Czkawka zszedł z siodła, pozwalając, by Szczerbatek spokojnie węszył. Wichura zrobiła to samo, oddalając się kilkanaście metrów dalej.
- Co im się stało? - Myślał głośno Sączysmark, patrząc na nocną furię. Wojownik odwrócił następnie wzrok, ale napotykał tylko ciemny las.
- Może złapały trop - odparł wódz, wzruszając ramionami. Astrid ruszyła za Wichurą, która zaczęła ją nawoływać. Wojowniczka zaniepokoiła się głosem smoczycy. Zazwyczaj śmiertniki używały tego tonu, gdy są w niebezpieczeństwie.
- Wichurka, co się dzieje? - Zapytała Astrid, stając za smoczycą. Kiedy podeszła do jej pyska, ujrzała szeroką na jakieś dwadzieścia metrów metrów dziurę wyrytą w górze. Blondynka spojrzała ze strachem na przyjaciółkę. Smoczyca najeżyła się. Coś tu musi być - pomyślała słusznie dziewczyna i zawołała resztę.
- Kolejna jaskinia? - Zajęczał Mieczyk, wznosząc szare oczy ku niebu. - Oh, jak cudownie!
- Cicho bądź - skarciła go Szpadka, dając pstryczka w ucho. Chłopak mruknął niezadowolony i odsunął się od siostry.
Szczerbatek przepchnął się między ludźmi i powąchał jaskinię, a po kilku sekundach po prostu w nią wskoczył.
- Ej, Szczerbatek! - Zawołał za nim Czkawka, skacząc w ciemną jaskinię. Nocna furia zamruczała, jakby przepraszająco, a potem wystrzeliła plazmę, która rozświetliła wnętrze.
- O, widzę wyjście - rzekł szatyn i spojrzał w górę, gdzie nad jaskinią nachylali się jego przyjaciele.
- Wchodźcie! To jest tunel pod górą - zawołał i sam ruszył przed siebie. Za nim dreptał posłusznie Szczerbatek, mrucząc gardłowo.
Kiedy wódz wyszedł z tunelu, jego oczom ukazał się porażający widok. Otworzył szeroko usta i oczy, wstrzymując wdech. O bogowie - zdołał pomyśleć, a potem zrobił dwa kroki dalej. Przed jego oczyma pojawił się obraz jak ze snu. Jego serce zatrzymało się na moment, by sekundę później uderzyć z podwójną siłą. To co ujrzał, odebrało mu mowę. Nie znaleźli jednej furii. Nie dwie. Przed nim wyłoniło się całe stado, które z ogromną ciekawością spoglądało na dwóch odkrywców ich tajemnicy...









 Spodziewał się ktoś? :D Mam nadzieję, że udało mi się Was zaskoczyć. Nie do końca jestem zadowolona z tego rozdziału, ale jest co jest :')
Oceńcie w komentarzach! Mile widziane dalsze pomysły ;3


sobota, 22 lipca 2017

Na tropie

          
                   Jaskinia wydawała się mroczna i tajemnicza. Nieprzyjemny chłód stawał się coraz gorszy z każdym metrem, więc jeźdźcy wyjęli z toreb futra, które od razu poprawiły sytuację. Każdy rozglądał się ostrożnie, obserwował rysunki na ścianach.
- Trochę mrocznie - zauważył słusznie Sączysmark, który nie odchodził od Hakokła nawet o metr. Czkawka obejrzał się za siebie, przez chwilę obserwując reakcję przyjaciół, ale szybko wrócił do obserwacji. Żałował, że Śledzik został na Berk. Ingerman mógłby znacznie pomóc i być może rozszyfrować znaki zapisane na ścianach jaskini.
- To tutaj. - Szpadka zatrzymała się przed wąskim przejściem. Szczerbatek splunął plazmą, zapalając kilka skał. Czkawka podziękował mu, głaszcząc po głowie.
- Chodźmy więc - zaczął wódz i ruszył jako pierwszy, a zaraz za nim Szczerbatek. Nocna furia jeżyła się co jakiś czas, jakby nie czuła się pewnie.
Oczom Czkawki ukazały się dziwaczne rysunki, które jakiś czas temu znalazły bliźnięta. Wódz podszedł od razu do ściany i porównał jej rysunki z rysunkami na mapie. Astrid i Sączysmark odeszli nieco dalej, sprawdzając przejście, które stawało się coraz szersze. Dziewczyna ze zdziwieniem zauważyła, że przez dach jaskini przebijają się stróżki światła.
- Gdzieś musi być wyjście - westchnęła blondynka, rozglądając się. Wichura położyła się pod jedną ze ścian i przymknęła oczy. Smoczyca nadal nie czuła się najlepiej, choć jej skrzydło goiło się szybko i bez żadnych przeszkód. Astrid pogłaskała przyjaciółkę i została przy niej jakiś czas, zerkając na Czkawkę, który starał się rozszyfrować znaki.
- Jak idzie? - Zapytała cicho, podchodząc do męża. Ten wzruszył ramionami, jakby sam nie wiedział, choć Astrid widziała iskierki radości w jego oczach.
- Rozszyfrowałem ten zapis - zastukał węgielkiem w linie słówek znajdujących się obok rysunku, który przedstawiał ludzi tańczących wokół ciemnego koła.
- Co on oznacza? - Astrid zmarszczyła czoło, nawet nie siląc się, żeby go przeczytać.
- "Niewielu wchodzi do świata panów, niewielu z niego wychodzi " - przeczytał wódz i zaśmiał się pod nosem, jakby szyfr był śmieszną rymowanką. Blondynka skrzywiła się. Przecież to nie ma sensu - pomyślała i spojrzała dalej, na inne rysunki, które przedstawiały węże, inne zwierzęta, a nawet smoki, oraz ludzi.
- Szczerze mówiąc, to się robi coraz bardziej zagmatwane - westchnęła smutno. Chciała, żeby ta misja dobiegła końca. Od Berk dzieliło ich setki kilometrów, smoki były wykończone, zresztą ich jeźdźcy również. Astrid wiele by dała, aby wziąć gorącą kąpiel i zejść porządny obiad. Tęskniła za domem, rodziną i chciała być przy nich cały czas.
- A co oznacza reszta? - Zapytała znienacka Szpadka, nachylając się nad ramieniem wodza. Ten wzdrygnął się, czując ciężar ręki przyjaciółki na ramieniu.
- Dziwne ostrzeżenia, jakieś zaklęcia - mruknął Czkawka, wtykając nos w notes. - Na przykład "jeśli życie ci jest miłe, zawrócić, by nie spotkać panów".
Szpadka prychnęła głośno.
- O co chodzi z tymi panami? - Rzuciła zirytowana Astrid, zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Może bogowie jacyś? - Spytał jej mąż, wzdychając ciężko. Popatrzył na żonę i uśmiechnął się lekko, widząc jej śmieszną  minę. Chciał ją przytulić, poczuć jak cały stres spływa z niego jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Astrid jednak ubiegła go, mówiąc:
- Chodźmy dalej. Może znajdziemy  coś jeszcze.
Dziewczyna przyspieszyła kroku i przedostała się przez skały, a potem dotarła do Sączysmarka, który wpatrywał się w górę.
- Gdzieś tu jest wyjście - powiedział, na co Astrid skinęła głową.
Czkawka dołączył do niej i ramię w ramie szukali otworu. Szczerbatek dreptał przy Wichurce, dotrzymując jej towarzystwa. Smoczyca stała się bardziej senna i ociężała, co nie uszło uwadze Astrid, jednak dziewczyna wiedziała, że jest to normalne po tak ciężkiej walce. Czkawka pomógł śmiertnikowi poprzez masaże skrzydła i nałożenie dużej ilości żelu. Mimo że był on dla ludzi, wódz wiedział, co robi. Maść powinna pomóc.
Jeźdźcy nadal rozglądali się wokół, lecz rysunki już się nie pojawiały. Czkawka wcisnął notes za kombinezon i chwycił dłoń żony. Ta uśmiechnęła się lekko i oddała uścisk, chcąc poczuć bliskość ukochanego.

                       Szli niecałe dwadzieścia minut, kiedy skręcił w prawo, gdzie znajdowało się wyjście. Wszyscy odetchnęli świeżym, lecz gorącym powietrzem.
- Już miałem dość tej jaskini - jęknął Mieczyk, prostując plecy. Smoki wyłożyły się plackiem na trawę, zamykając z rozkoszą oczy.
- Ładnie tu - spostrzegła Astrid. Rzeczywiście tak było. Rozległa polana była soczyście zielona, góry wyrastały z prawej strony, tworząc piękne górskie pasmo. Duży las okrywał większość klifów, tworząc taki sam busz jaki jeźdźcy poznali na poprzedniej części wyspy.
- I co teraz? - Rzucił Smark, podchodząc do wodza.
- Zrobimy przerwę - Czkawka wzruszył ramionami i pociągnął delikatnie żonę w stronę Szczerbatka, który bawił się w trawie. Oboje oparli się o jego brzuch, a już po chwili podeszła do nich Wichurą, chcąc przytulić się do swojej jeźdźczyni.
- Nie odstępuje cię na krok - zaśmiał się wódz, wskazując na śmiertnika. Astrid uśmiechnęła się, głaszcząc spokojnie pysk Wichury.
- Nie dziwię się jej - oparła wojowniczka i wtuliła się w męża, wdychając jego zapach. Poczuła się lepiej, czując jak ogarnia ją spokój. Już tak bardzo nie bała się o ukochaną przyjaciółkę. Wichura była taką samą twardą wojowniczką jak Astrid. Nie było mowy, żeby któraś z nich się poddała.
- Czkawka? - Spytała męża, patrząc na jego spokojna twarz.
- Hmm? - Zamruczał wódz, mając zamknięte oczy. Blondynka położyła głowę na jego ramieniu i ścisnęła dłoń ukochanego.
- Co zrobisz, jak znajdziemy nocną furię? - Szepnęła, jednak samo pytanie wzbudziło w Czkawce dziwne uczucie. Jakby przerażenie i niepokój. Szatyn podrapał się po zaroście i westchnął. Zerknął jeszcze na przyjaciela. Co zrobię? - Zapytał sam siebie, nie do końca chcąc o tym myśleć, a tym bardziej mówić.
- Najpierw znajdźmy tę nocną furię. O ile istnieje - rzekł, udając wyluzowanego. Sam nie do końca wierzył w istnienie innej furii, ale nie miał nic do stracenia, by jej poszukać. Na szczęście myśli o tym odeszły na boczny tor, ustępując rozmyślaniom o dziwnych ostrzeżeniach, które znaleźli w jaskini. "Niewielu wchodzi do świata panów, niewielu z niego wychodzi ". Czyżby chodziło o bogów? Toeye wspominała, że ludzie południa czcili bogów bardziej niż w innych częściach świata. Czkawce jednak coś nie pasowało. Rysunki na ścianach przedstawiały jakieś kółka, węże, nie było tam przedstawienie Odyna, Freji, czy Thora. Wniosek nasuwał się sam: ludzie południa nie czcili tych samych bogów, co wikingowie. Może w tej części wyspy znajdą kolejną wskazówkę, która pomoże im podkładać wszystko w całość?
- Zdrzemnij się, Czkawka, ledwo trzymasz głowę w pionie - poprosiła Astrid, patrząc smutno na męża. Wódz zamrugał kilkukrotnie, ale zgodził się z żoną. Zanim zapadł w kilkugodzinny sen, ucałował Astrid w czoło i przytulił ją mocno do siebie. Przynajmniej na chwilę mogli pobyć ze sobą...


                      Wszyscy, oprócz Mieczyka, zapadli w głęboką drzemkę. Mimo gorącej pory dnia, jeźdźcy spali dobrze i dość długo, dopóki nie zbudził ich krzyk Mieczyka. Jeździec spacerował na brzegu lasu, zbierając jagody i inne owoce leśne, gdy zauważył niepokojący, smoczy ślad. Chłopak wzdrygnął się nieco, poznając po głębokości i wielkości, że smok jest duży i ciężki, a co za tym idzie - potężny i mógłby zapewne zrobić niemałą krzywdę. Mieczyk odłożył torbę jagód na bok i ruszył kilka metrów za śladami, które urwały się nagle po dłużej chwili. Blondyn spojrzał do góry i zauważył to, czego się obawiał. Ten sam tajfumerang krążył nad głową jeźdźca. Smok zachowywał się jednak cicho i nawet nie zaryczał. Dopiero kiedy Thorston rzucił się do ucieczki, tajfumerang zjeżył się i wysunął zęby, a po chwili splunął ogniem, niszcząc kilka sosen, które spadły przed uciekającym. Chłopak przeskoczył je sprawnie i wrzeszcząc, dotarł do obozowiska. Pierwszy zbudził się Czkawka, a zaraz za nim Astrid, nie wiedząc, co się dzieje. Oboje byli w totalnym nieładzie, nawet ich włosy zostały potargane.
- Aaa, ratunku! - Krzyczał Mieczyk, biegając wokół obozowiska. Zbudzeni jeźdźcy odnaleźli się w sytuacji i wskoczyli na smoki. Niestety Astrid była uziemiona, więc zaprowadziła Wichurę z powrotem do jaskini. Dziewczyna wyciągnęła topór, by w razie konieczności pomoc przyjaciołom.
Szczerbatek splunął potężną plazmą, jednak to nie zrobiło żadnego wrażenia na wrogim smoki. Tajfumerang zaczął krążyć nad ziemią, tworząc charakterystyczny wzór.
- W górę! - Nakazał wódz, sam wzbijając się w chmury. Spojrzał za siebie, szukając Astrid. Gdy zauważył, że jeźdźczyni schowała się wraz z Wichurą, poczuł się lepiej. Przynajmniej nie musiał martwić się o bezpieczeństwo żony i jej smoczycy.
- Nie róbcie mu krzywdy! Chcemy tylko go spłoszyć - zarządził główny jeździec i popędził Szczerbatka do olbrzymiego smoka. Wódz przyjrzał mu się uważnie. Tajfumerang był młodym samcem. Nie był tak wielki, jak powinien być, ale to nie znaczyło, że smok oznaczał mniejsze niebezpieczeństwo. Jeźdźcy przez lata nauczyli się, że nawet najmniejszy smok stanowi zagrożenie.
- Szpadka, Mieczyk, zasłona! -Zarządził Czkawka. Saczysmark pojawił się po prawym skrzydle Szczerbatka, osłaniając go, by wódz mógł spokojnie manewrować i zaatakować szybko i niespodziewanie.
- Co za uparciuch! - Zdenerwował się Jorgerson, przyspieszając i robiąc beczkę nad głową tajfumeranga. W tym czasie Szczerbatek wystrzelił dwukrotnie plazmę, co poskutkowało. Olbrzym został ogłuszony i padł na ziemię jak długi, robiąc przy tym sporo hałasu. Jeźdźcy wylądowali kilkanaście metrów dalej, obserwując smoka. Teraz liczyło się bezpieczeństwo.
- Dlaczego on tak za nami gania? - Zapytała głośno Szpadka, podchodząc wolno do pyska.
- Naraziliśmy mu się. Smoki potrafią być mściwe - mruknął niepocieszony szatyn jako pierwszy stając blisko tajfumeranga.
- Cofnijcie się - nakazał ostro, ale jego przyjaciele i bez tego zachowywali bezpieczną odległość.  - Hej, maluchu - mówił spokojnie Czkawka, chcąc wybudzić tym smoka. - Nie chcemy zrobić ci krzywdy.
Tajfumerang fuknął przez nozdrza i wolno otworzył czerwone oczy, wpatrując się chłodno w Haddocka. Samiec zaryczał cicho. Najwyraźniej nie był szczęśliwy na widok człowieka. Szatyn uśmiechnął się jednak i wyciągnął dłoń. Pysk smoka jednak nie drgnął. Tajfumerang wciąż był nieufny, ale Czkawka musiał go wytresować. Inaczej nie da im spokoju i zamiast szukać nocnej furii, jeźdźcy zmuszeni będą uciekać cały czas.
- Posłuchaj, kolego, nie mam złych zamiarów. Chcę tyko zbadać tę wyspę, zgadzasz się? - Mężczyzna uśmiechnął się nerwowo, będąc coraz bliżej pyska, aż w końcu wyciągnął całą prawą rękę w kierunku głowy samca. Ten popatrzył, jak jeździec zamyka oczy i odwraca wolno głowę. Smok przez chwilę nie ruszył się, ale po minucie wyciągnął swój pysk, stykając go z suchą dłonią szatyna.
- I o to chodzi - zaśmiał się wódz, czując ulgę, że smok nie pożarł mu ręki. Co więcej, tajfumerang dał się czule pogłaskać za uchem. Czkawka głaskał go przez dobre kilka minut, dopóki nie pojawiła się Astrid.
- Kiedyś dostanę zawału przez twoje wybryki - skomentowała, zakładając ręce na klatkę piersiową. Lider posłał jej lekki uśmiech, a potem odszedł spokojnie od smoka i popatrzył mu w oczy.
- Leć, mały. I proszę, nie goń już nas - rzucił z lekkim śmiechem. Smok pokręcił łbem, jakby nie rozumiejąc, lecz pomógł mu Szczerbatek, rozkładając skrzydła i unosząc je ku górze. Dopiero wtedy młody samiec wystartował, odbijając się mocno od ziemi.
- Trzeba było od razu go wytresować - skomentował Mieczyk.
- Jakoś czasu nie było  - westchnął Czkawka, odprowadzając wzrokiem nowego przyjaciela, który szybko zniknął w gęstych chmurach.
Sączysmark burknął coś pod nosem i usiadł koło Hakokła. Wojownik wyjął wodę i wziął łapczywego łyka. Dopiero kiedy wypił całość, przypomniał sobie, że to była jego ostatnia porcja.
- Eee, chyba musimy poszukać słodkiej wody - rzucił, pakując bukłak do torby.
- I musimy złowić ryby. Prowiant z Berk już nam się skończył - westchnęła Astrid. Kobieta podeszła do smoczycy i pogłaskała ją czule, a potem sięgnęła po sieć rybacką, która idealnie schowana była pod siodłem.
- Zrobimy tak: ja i Sączysmark pójdziemy po wodę, bliźniaki i As złowią ryby - zaproponował wódz, na co każdy przystał bez słowa sprzeciwu.


                     Jeźdźcy rozdzielili się. Przy obozowisku został Jot i Wym, pilnując go.  Czkawka zebrał kilkanaście bukłaków i wraz z Jorgersonem ruszyli w stronę lasu, by znaleźć słodką wodę. Astrid i bliźnięta ruszyli do zatoki, która kryła się zaraz po wyjściu z jaskini.
- Szczerze mówiąc, męczy mnie już ta wyprawa - jęknął Sączysmark, przedzierając się przez bluszcz. Czkawka trzymał w ręku miecz, którym robił drogę, wycinając duże liście i pnącza.
- Nie tylko ciebie. Przeszukamy ten kawałek wyspy i jeśli niczego nie znajdziemy, wracamy do domu - odparł wódz, zatrzymując się na chwilę. Szczerbatek spojrzał w górę, węsząc nieznany zapach.
- Jakby dzikie ziela - skomentował szatyn, a potem ruszył dalej. Nie wiedział, dokąd iść, ale wcześniej czy później na pewno uda im się znaleźli choć źródełko słodkiej wody. Sączysmark wyręczył po jakimś czasie przyjaciela, przejmując miecz i tnąc, jednak po pięciu minutach nie było już to potrzebne, gdyż dzikie, wielkie i grube rośliny zaczęły znikać.
- Kurczę, gdybym nie kochał tak bardzo Berk, mógłbym tu zamieszkać - zarechotał Sączysmark, obserwując piękny wodospad o zadziwiającej długości. Wokół niego rozrastały same, ostre skały. Czkawka musiał przyznać mu rację. Wyspa była ogromna, piękna, zachwycała soczystymi kolorami, miała nawet "naturalną linię obrony ", którymi były gęste zagajniki. Oczywiście Czkawka pomyślał też o przejściach w jaskini, którymi zawsze można byłoby uciec przed nagłym atakiem wroga.
- Dobra, napełniamy bukłaki i wracamy - zarządził wódz i ruszył jako pierwszy do zbiornika wodnego. Sączysmark jednak nie śpieszył się z pomocą. Wojownik z zainteresowaniem oglądał piękną przyrodę, podziwiając wysokie drzewa, kolorowe kwiaty i dziwnie pachnące ziela. Bez wahania poszedł również do wodospadu, a już po chwili wszedł za niego. Zaskoczył się, kiedy ujrzał te same rysunki, co wcześniej. Niezwłocznie zawołał Czkawkę.
- Może w każdych jaskiniach są takie malowidła? - Zastanawiał się głośno jeździec nocnej furii.
- Możliwe, ale chyba nie chcesz sprawdzać każdej groty? - Mruknął niepocieszony Jorgerson, siadając na skałę. Mężczyzna był już zmęczony, a nawet sen na ciepłym piachu nie mógł równać się miękkiemu łóżku, które czekało na niego na Berk.
- Jeśli będzie to konieczne, to tak - westchnął Czkawka, patrząc raz na notes, raz na rysunek, z którego po raz kolejny rozszyfrował ostrzeżenie.
- "Świat ludzi nie jest godzien naszych panów" - przeczytał na głos szatyn, a potem zwrócił się do Smarka:
- Poleciałbyś po resztę?
- Raczej nie mam innego wyboru - westchnął Sączysmark i wyskoczył na siodło Hakokła.
- Tylko nie rób żadnych głupot - nakazał jeszcze Jorgerson, mierząc przyjaciela chłodnym spojrzeniem, a potem zniknął za ścianą wody.
- I kto to mówi... - Zaśmiał  się jeździec, wracając do badania kolejnych zapisków pradawnych ludzi.









Ktoś tęsknił? :') Skończyłam pisać osy, więc teraz będę mogła w 100% skupić się na tym blogu :3 Mam nadzieję, że nie dostanę od Was patelnią za to, że nie dodałam nic od 7 lipca xD 

Chciałam Wam się pochwalić, że niedługo blog miał urodziny! Stuknęło mu dwa lata :D 
 Do nna, mordeczki. Jutro zaczynam nowy rozdział. Pewnie zaraz bym usiadła i zaczęła pisać, ale kusi mnie rysowanie 😂 

 

piątek, 7 lipca 2017

Mściwy smok

                        Okazało się, że Wichura nie złamała skrzydła, tylko mocno je zwichnęła. Jeźdźcy zatrzymali się gdzieś pośrodku buszu i odpoczywali. Hakokieł oberwał pazurem tajfumeranga w łapę, ale rana nie była groźna. Czkawka starał się zaznaczyć miejsce ich pobytu, ale drzewa były zbyt wysokie, by dojrzeć gwiazdy. Tak więc wódz rzucił notes na bok i podszedł do Astrid, która leżała wtulona w Wichurę.
- Może się prześpisz? - Zapytał, kucając przy niej. Młoda kobieta podniosła głowę, napotykając oczy męża. Blondynka spojrzała na swoją smoczycę i pogłaskała czule jej głowę. Wichura przekrzywiła się, będąc pogrążona w głębokim śnie.
- Zostanę przy niej - zdecydowała, przeciągając się krótko.
Czkawka westchnął i przysiadł się obok, chwytając dłoń żony. Wiedział, że Astrid nie zmieni zdania, ale wolał się upewnić.
- Całe szczęście, że nic wam się nie stało - mruknął wódz, zamykając oczy. Najchętniej poszedłby spać, jednak wolał czuwać nad obozowiskiem.
- Tak, w końcu spotkanie z rozzłoszczonym tajfumerangiem nie należy do przyjemnych - przyznała, opatulając się szczelniej kocem, który przyniosła jej Szpadka.
- Na pewno dobrze się czujesz? -Spytał ponownie, mierząc ją wzrokiem. - Blado wyglądasz.
Fakt, Astrid nie wyglądała najlepiej. Włosy nadal miała w nieładzie, ubranie było poszarpane i niewiele brakowało, by wyrzucić je na dobre.
- Tak... Po prostu bardzo się martwiłam o Wichurę. Przez chwilę miałam wrażenie, że już nie wstanie...
Blondynka spuściła smutno głowę i westchnęła. Jej lewa ręka wciąż gładziła pysk smoczycy, dając jej upragnioną czułość.
- To już minęło, As - Czkawka objął ją ramieniem. - Obie jesteście całe.
Jeźdźczyni przymknęła oczy i przytuliła się do męża. Powoli zasypiała, lecz zdołała jeszcze cicho powiedzieć:
- Cieszę się, że cię mam.

                                        Rano obudził ich głośny, potężny ryk. Wszyscy jeźdźcy zerwali się natychmiast i spojrzeli w kierunku, skąd dobiegał przeraźliwy hałas.
- Wytropił nas! - Zląkł się Sączysmark, podskakując w miejscu. Czkawka spojrzał z przerażeniem w niebo i ku jego przypuszczeniom, ujrzał tajfumeranga, który kilkanaście temu zaatakował Astrid i Wichurę.
- Zbieramy się! - Zarządził wódz, pakując szybko koce do torby. Smoki zaś czuwały nad bezpieczeństwem. Na szczęście tajfumerang nie zauważył ich jeszcze, aczkolwiek smok podjął trop przybyszów z północy. Kiedy Czkawka spakował swoje rzeczy, podbiegł do Astrid, pomagając jej i Wichurce.
- Trzymajcie smoki przy ziemi! Tajfumerang nie może nas zobaczyć - rzucił przez ramię szatyn. Przyjaciele skinęli nerwowo głowami, skupiając się jednak na swoich smokach.
Już po chwili cala drużyna mknęła wśród gęstych drzew i krzewów. Wichura nie miała problemów z poruszaniem się. Jej skrzydło było usztywnione i obwiązane  grubymi bandażami.
- Szybciej! - Zawołał Czkawka, będąc z tyłu wraz ze Szczerbatkiem. Smok co rusz oglądał się za siebie, obserwując tajfumeranga, który ruszył w ślad za jeźdźcami.
Po kilku minutach szaleńczego biegu cała drużyna wpadła na bagna.
- Nie przejdziemy tędy! - Rzuciła wściekle Szpadka, odwracając się do przyjaciół.
- Na prawo! - Krzyknął Mieczyk i złapał siostrę na ramię, ciągnąć w ciemniejszą część buszu.
Kiedy tylko jeźdźcy przebijali się przez las, tajfumerang złapał odpowiedni trop i już po kilku chwilach wypatrzył swój cel. Ryczał głośno, aż w końcu splunął wielką kulą ognia. Strzał wyrobił wielką dziurę w ziemi, tuż za ogonem Szczerbatka.
- Szybciej! Musimy go zgubić! - Wrzasnął Czkawka, będąc już u kresu wytrzymałości. Nie był typem sportowca, a proteza lewej nogi bardzo utrudniała mu w ucieczce. Jedyną drogą ostatecznej ucieczki była jaskinia, która ukazała się oczom Mieczyka. Bliźniak popędził szybciej, wołając resztę.
Cała banda wpadła do groty niemal jak strzała.
- Mało brakowało - rzekł zasapany Sączysmark, padając na plecy. Reszta przyznała mu rację. W całej jaskini słychać było tylko głośne oddechy wikingów i smoków.
- Wszyscy cali? - Spytał wódz, oglądając twarze przyjaciół. Ci ledwo żywi mruknęli coś pod nosem.
- Za bardzo przyzwyczailiśmy się do latania... - Rzekła Astrid, wstając i prostując nogi. - Przydałby się nam porządny trening - dodała z lekkim uśmiechem i wyjrzała z jaskini. Tajfumerang wciąż krążył nad jaskinią, rycząc głośno. Astrid skrzywiła się i wyszła, by zakryć wejście gałęziami.
- Chyba trochę tu zostaniemy - rzuciła blondynka i podeszła do Wichury, aby sprawdzić jej skrzydło. Smoczyca wzdrygnęła się nieco, ale najwyraźniej skrzydło już nie dokuczało tak bardzo.
Czkawka spojrzał na Szczerbatka, a potem na wejście. Czy wszystko musi się psuć? Przecież błądzili na tej wyspie już kilka dni! Może ta mapa była fałszywa? Czyżby Trej ich zmylił?
- Znowu o tym myślisz? - Spytał Sączysmark, siadając ciężko obok przyjaciela. Ten wzruszył ramionami i schował mapę za kombinezon. - Jeśli tu nie znajdziemy, polecimy na południe...
- Nie - przerwał mu Czkawka. - Nie ma na to czasu. Berk nie może zostać bez wodza tak długo. Kiedy skończymy przeszukiwać tę wyspę, wracamy do domu.
Smark spojrzał na niego  ze zdziwieniem.
- Ale co z nocną furia? - Spytał szeptem. Czkawka westchnął.
- Nic. Staraliśmy się, nie wyszło.
Najwyższy czas, abym przestał marzyć i skupił się na swoich ludziach. To o nich muszę dbać najbardziej - wyjaśnił. Mimo że szatynowi było niezmiernie przykro z tego powodu,musiał myśleć racjonalnie i zepchnąć dobro jednostki na drugi tor. Liczyła się Berk i jej ochrona.


                     Podczas gdy Czkawka, Astrid i Sączysmark siedzieli blisko ogniska, rozkoszując się jego ciepłem, Mieczyk i Szpadka postanowili zbadać jaskinię. Jaki eksperci od wszelakich grot lizali podłogę, pukali w ściany, a na końcu sprawdzili twardość skał, z których owe ściany były zbudowane.
- Jakby granit - mruknął Mieczyk, kiedy kolejny eksperyment nie wypalił. Szpadka westchnęła, kręcąc głową.
- Chodźmy dalej. Może znajdziemy jakieś cenne kamienie. Marzy mi się rękojeść miecza ozdobiona diamentami, żebym mogła ci nią przywalić w ten pusty łeb - skomentowała, uderzając bliźniaka w łopatkę. Ten skrzywił się, ale wstał i ruszył za siostrą. Chłopak wyjął jeszcze prowizoryczna pochodnie i zawołał swojego smoka, który podpalił ją i wrócili na swoje legowisko.
- Nie oddalajcie się zbyt daleko! Jak tylko tajfumerang odleci, wracamy na wyspę - rzucił głośno Czkawka, ale bliźnięta zignorowały to.
- Jak myślisz, długa jest ta jaskinia? - Spytał Mieczyk, zrównując się z tempem siostry. Szpadka prychnęła pod nosem.
- Na pewno krótsza niż twoja głupota- skomentowała, obrzucając brata zwycięskim wzrokiem. Ten przewrócił oczyma i poszedł w ślad za jeźdźczynią
Po kilku minutach drogi, poczuli jak robi się chłodniej. Korytarz nie był ani wąski, ani szeroki - smok wielkości koszmara ponocnika z pewnością dałby radę przejść tędy. Światło rzucane przez pochodnie Mieczyka odbijało się od ścian, dając dodatkowe oświetlenie.
- Męczy mnie to zwiedzanie - marudził blondyn, kręcąc nosem. Ciągnął butami, powodując niemiły dla ucha hałas. -Zgłodniałem - dodał po chwili.
Szpadka zatrzymała się i stanęła twarzą w twarz z bratem.
- Masz dwadzieścia cztery lata! Przestań zachowywać się jak dziecko - warknęła. Mieczyk zamrugał kilkakrotnie i zamknął się, nie chcąc bardziej zdenerwować siostry. Wiedział, że podpadł u niej i nie miał na razie szans, aby Szpadka mu szybko wybaczyła.
- Poszperamy jeszcze w tej dziurze, a potem wracamy - nakazała, skinając ku ciemnemu przejściu. Mieczyk oddał jej pochodnię, więc dziewczyna ruszyła pierwsza. Kiedy przeszli kawałek, unikając misy martwicowej, stalagmitów i kałuż, ze zdziwieniem zauważyli dziwne rysunki. Przedstawiały one patyczki jako ludzi, którzy tańczyli wokół jakiegoś ciemnego kółka. Dalej były rysunki dzikich zwierząt jak węże i wilki.
- Ktoś tu lubił sztukę - zauważył bliźniak, przyglądając się pierwszemu rysunkowi. - Patrz! Ten patyczak wygląda jak Czkawka! - Zaśmiał się głośno, wskazując palcem na mały rysunek człowieczka.
- Ten ma nogę, a nasz przyjaciel nie - dodała złośliwie i również się zaśmiała. Uwielbiała kawały o sztucznej nodze Czkawki.
- Dobra, nic tu po nas, wracamy - zarządziła dziewczyna, gdy minął niespełna kwadrans. Wracając, potknęła się o wystający kamień i padła jak długa w kałuże. Mieczyk zrechotał głośno.
- W końcu postanowiłaś się wykąpać. Już nie mogłem wytrzymać! - Rzucił ze śmiechem, udając, że ociera łzy spływające po policzkach. Kiedy Szpadka chciała podeprzeć się rękoma, wyczuła coś miękkiego pod dłońmi.
- A co to? - Wymamrotała, wyciągając znalezisko z wody. Okazało się, że to jakiś dziwny grot. - To chyba z włóczni - dodała, obracając ostrą część w dłoniach.
- Eee... Może pokażmy to Czkawce? - Zaproponował bliźniak, patrząc na przedmiot. Szpadka skinęła głową, zgadzając się bez dwóch zdań. Rodzeństwo wzięło pochodnie i szybko popędziło do obozowiska.


- Wygląda na stare - powiedział Czkawka, patrząc z ciekawością na znaleziony przez Szpadkę przedmiot. Wódz odwrócił grot na drugą stronę i oniemiał. Ten znak wyryty głęboko na tym kamieniu. Znał go.
- Astrid, podaj mi mapę - poprosił, nie odrywając ani na chwilę wzroku od grotu. Dziewczyna podała mężowi papier i sama przysiadła się obok.
- Coś nie tak? - Zapytała ostrożnie, obserwując reakcję szatyna. Czkawka jednak milczał. Porównał znak narysowany na kartce i na grocie.
- Przecież są takie same. - Mieczyk przekrzywił głowę, tuż nad czupryną wodza i patrzył na kamień i mapę.
Co jeśli to jest jakiś znak? Trop, który doprowadzi ich do nocnej furii? Czkawka uśmiechnął się lekko. W końcu coś ruszyło. Mieli punkt zaczepienia.
- Pokażcie mi to przejście - zarządził wódz, wydając gwałtownie. Dobrze schował grot i mapę, a potem obudził Szczerbatka. Nikt nie chciał się sprzeciwiać, więc jeźdźcy zebrali swoje rzeczy i ruszyli w stronę przejścia. Kiedy przechodzili kawałek, usłyszeli znów ryczenie tajfumeranga. Astrid obróciła się do tyłu, patrząc na gałęzie zasłaniające wejście.
- Chyba nas wyczuł - wyszeptała, a jej głos odbił się od ścian. Jeźdźcy zatrzymali się i zaczęli nasłuchiwać.
- Jest coraz bliżej - dodał Sączysmark, cofając do Hakokła.
Wtedy stało się coś, czego nie przewidzieli. Tajfumerang splunął kulą ognia, zawalając tym samym jaskinię. Smok wskoczył jeszcze na jej wejście, zwalając kamienie i blokując drogę powrotną smoczym jeźdźcom...






Wiem,  że rozdział pojawia się po dłuższej przerwie, ale niestety nie mam czasu. Aktualnie pracuję jako opiekunka i to męczy... Jeśli rozdział nie pojawi się szybko, proszę, bądźcie cierpliwi i nie atakujcie mnie pytaniami "kiedy next", bo sama nie wiem. Zbliżamy się do końca, więc ostatnie wątki muszę przemyśleć, żeby dobrze to wypadło :) 
Miłych wakacji 💖