piątek, 28 lipca 2017

Jaskinie i tunele


                           Czkawka cierpliwie czekał na przybycie reszty drużyny, chodząc po jaskini i czytając pradawne zapiski. Od gorącego myślenia rozbolała go głowa, więc usiadł blisko Szczerbatka i zamknął z rozkoszą oczy. Czkawce wydawało się, że świat wiruje, raz zwalnia, raz przyspiesza. Mężczyzna wiedział, że jest to skutkiem przemęczenia - nie raz tego doświadczał, jednak rzadko kiedy korzystał z dnia wolnego, by odpocząć lub spędzić czas ze Szczerbatkiem.
- Ciesz się, stary, że nie masz takich problemów - rzekł szatyn, klepiąc przyjaciela po łapie. Smok zarechotał cicho i przytulił duży pysk do boku jeźdźca. Czkawka z uśmiechem podrapał go za uchem. Wtedy usłyszał głośną rozmowę. Spojrzał więc w lewo, na wejście, gdzie wolnym krokiem szli pozostali jeźdźcy. Sączysmark żywo coś im tłumaczył, zanadto gestykulując rękoma.
- Niedługo zacznę mieć urojenia od braku snu! - Naburmuszył się Jorgerson, a potem usiadł blisko mokrej ściany i oparł się o nią.
- Sączysmark, nie bądź mięczakiem, kiedyś nie spałeś dziesięć dni i nie marudziłeś - jęknęła zirytowana Astrid. Wojownik całą drogę marudził jak dziecko, które domaga się zabawki.
- Tak, bo nie byłem tego świadomy! - Odparł. Blondynka postanowiła nie kłócić się z przyjacielem. Podeszła do męża i spojrzała na niego pytająco.
- Sączysmark mówił, że znaleźliście kolejne rysunki - zaczęła i dla wygody przykucnęła naprzeciwko jeźdźca.
- Owszem - skinął głową, wskazując palcem na wielką ścianę. Astrid odwróciła się i przejrzała szybko malowidła i zapiski.
- Podobne do tych, które znaleźliśmy w poprzedniej jaskini - zauważyła. Astrid wydawało się, że zagadka tej wyspy jest zbyt pokręcona, by ją rozszyfrować. Kobieta nigdy nie lubiła chodzić po jaskiniach, a już w szczególności tak starych.
Czkawka dołączył do blondynki i wyjaśnił jej, co znaczą zapiski. Wojowniczka westchnęła głośno i spojrzała dalej, zauważając, że nie było więcej zapisków, a nawet rysunków.
- Może trzeba iść tą drogą - powiedział Czkawka, zerkając w prawo, gdzie panowała idealna ciemność, która nie przepuszczała najmniejszej ilości światła.
- Myślałam, że zbadamy najpierw tamtą część.
Szatyn machnął ręką.
- Skoro mamy nowy ślad, chodźmy tędy. I tak będziemy wracać tę samą drogą, więc pozostawioną część zdążymy obejrzeć - odparł, a następnie odwrócił się do bliźniaków i Sączysmarka, tłumacząc im dalszą część planu.


                     Szli już drugą godzinę. Korytarz jaskini był wąski, ale na szczęście wystarczało miejsca, by smoki mogły się przecisnąć. Mimo iż jeźdźcy mieli pochodnie, ciemność ciągnęła się cały czas, jakby nigdy nie miała się skończyć. Tylko Szczerbatek sobie radził. Jako jedyny w nic nie wdepnął, nie potykał się o skały, a nawet z gracją omijał różne przeszkody w postaci mis martwicowych czy stalagnatów.
Wszyscy szli w milczeniu, szukając jakiekolwiek wyjścia. Znaleźli je kilkanaście minut później, kiedy Mieczyk chciał już ogłosić bunt.
- Czkawka, zobacz na to - zawołała Astrid, przykładając pochodnię do ściany. Wichura wyręczyła jeźdźczynię, zapalając swoim ogniem pobliskie skały. Wódz wyjął notes, gdzie sporządził przydatne notatki i tłumaczenia. Zaczął przyglądać się znakom, co trwało kilka minut. Tłumaczenie nie było łatwe, ale szatyn bez większych trudności poradził sobie. Napisał tekst w notatniku.
- "Świat panów jest pełen śmierci, uważaj gdzie wchodzisz, ich łaska to kłamstwo " - przeczytał głośno i wyraźnie. Między drużyną nastała cisza. Każdy patrzył na siebie z powątpiewaniem.
- Coraz mniej mi się to podoba - wydusiła z siebie Szpadka, czując nagły, nieprzyjemny chłód. Cofnęła się do brata, nie chcąc tak bardzo się bać.
- Ten wiersz to jakaś metafora? - Jęknął Mieczyk. Czkawka wzruszył ramionami. Sam nie wiedział, o co chodzi z tymi "panami".
- Może chodzi o bogów? Wiecie, pradawni ludzie mieli inny tok myślenia - wtrąciła Astrid, zaglądając przez ramię męża na notatnik, by po raz kolejny przeczytać ostrzeżenie.
- Też tak sądzę - zgodził się z wojowniczką wódz i wrzucił notes do torby, przyczepionej do Szczerbatka. - A teraz chodźmy.
 Wszyscy ruszyli w kierunku wyjścia. Skrawek lądu niezbyt różnił się od tego, który znaleźli kilka godzin temu, gdy uciekali przed tajfumeragniem. Góry były wysokie, rozłożone po prawej stronie. Po lewej rozrastał się dziki las, a naprzeciw jeźdźcom pojawiła się leśna ścieżka.
Czkawka poczuł jak ściska go żołądek. Ilekroć wychodził z jaskini miał wrażenie, że niczego nie znajdą.  Spojrzał na Szczerbatka, który wydawał się być równie zafascynowany co pozostali.
Wódz uważnie przypatrywał się kamieniom, szukając innych malowideł. Znalazł jeden przy samym wejściu do jaskini. Podszedł do niego i nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Rysunek przedstawiał ludzi, którzy otaczali pewne zwierzę, konkretnie smoka. Czkawka przejechał opuszkami palców po skale, usuwając pył. Serce zabiło mu szybciej, kiedy potwierdziły się jego domysły. Rysunek przedstawiał nocną furię.
- Szczerbatek, widzisz to? - Zapytał rozanielony wódz, wołając tym samym przyjaciela. Smok poczłapał wolno do szatyna i obwąchał czułym nosem kamień. Prychnął następnie i jak zaczarowany wpatrywał się w obrazek.
- Nareszcie coś mamy! - Czkawka niemal zapiszczał, odwracając się do przyjaciół, którzy cały czas oglądali okolicę. Jeźdźcy podeszli zaciekawieni do wodza. Zobaczywszy odkrycie przywódcy, uśmiechnęli się szeroko. Smark uderzył Czkawkę w plecy.
- No, stary, muszę przyznać, że masz nosa - zarechotał wojownik. Jeździec nie odpowiedział jednak. Ten rysunek... To było coś! Dowód na to, że nocne furie istniały, a skecz mógł pokazywać, że ludzie czcili ten gatunek jak swoich bogów. Może ci "panowie śmierci " to właśnie nocne furie? W końcu skądś musiało wziąć się powodzenie, że owe smoki to pomiot samej śmierci...
- Może gdzieś na tej wyspie znajdziemy furię? - Ucieszyła się Astrid, głaszcząc Szczerbatka. Smok podskoczył w miejscu i zaryczał głośno, wywalając następnie język na wierzch.
- On chyba w to naprawdę wierzy - zaśmiał się Czkawka, nawet nie próbując powstrzymać przyjaciela przed "tańcem szczęścia ".
- Ja się jeszcze rozejrzę, a wy odpocznijcie - zarządził wódz. Wszyscy skinęli głową i bez chwili zastanowienia ruszyli w kierunku cienia. Kiedy drużyna rozłożyła się wygodnie pod drzewem, Czkawka zwrócił się do Szczerbatka:
- To co, lecimy?
Smok podskoczył i wystawił swój grzbiet, byle by Czkawka szybko na niego wskoczył. Wódz uśmiechnął się i już po chwili wystartowali w przestworza, lecz szatynowi nie śpieszyło się, by sprawdzić wyspę z lotu ptaka (a raczej smoka). Czkawka próbował rozkoszować się lotem, rozmyślając nad znaleziskiem.  Tak bardzo cieszył się, że coś ruszyło, że jest dowód na to, że nocne furie istniały i na dodatek były traktowane jak bogów. To był cud, którego teraz nikt nie mógł zniszczyć. Wódz wciągnął głośno powietrze i z uśmiechem zamknął oczy. Szczerbatek wystrzelił radośnie kilka kul plazm, które rozświetliły niebo. Szczęście rozrywało ich dzikie serca, które biło tylko dla wolności...


                            Czkawka i Szczerbatek nie wracali już od godziny, ale nikt nie przejął się zanadto. Jeźdźcy wiedzieli, że ich wódz jest perfekcjonistą i że woli sprawdzić wszystko dwa razy. Astrid spojrzała w górę i uśmiechnęła się, gdy zauważyła ciemne skrzydła Szczerbatka. Dziewczyna oglądała smoka, jak robił beczki i ponownie skrył się w chmurach. Zdziwiło ją, kiedy nie ujrzała Czkawki na grzbiecie czarnego gada. Blondynka wstała więc i ruszyła kilka metrów przed siebie, przypatrując się niebu.
- Co on wyprawia? - Mruknęła Astrid, mając na myśli męża. Jeźdźczyni pomyślała, że Czkawka leci gdzieś za Szczerbatkiem, używając swoich sztucznych skrzydeł. Nocna furia wyłoniła się kilka minut później, co wywołało szok na twarzy wojowniczki. Wiszący w powietrzu gad był mały, znacznie ciemniejszy i żadna z jego lotek nie była sztuczna...
- O bogowie... - Wyszeptała Astrid, zasłaniając usta dłonią. - Spójrzcie w górę! - Nakazała, lecz niezbyt głośno, by nie spłoszyć zwierzęcia. Jeźdźcy niechętnie oderwali się od kart i zerknęli w górę, szukając wzrokiem punktu, który wypatrzyła Astrid.
- Ej, to nie jest Szczerbatek - zauważył słusznie Mieczyk. Mężczyzna wstał i dołączył do Astrid. Ciekawskie oczy wikingów patrzyli w gęste chmury, skąd wyłaniała się postura nocnej furii...
- Na Odyna - jęknął Sączysmark, robiąc z rąk tak zwany daszek. Słońce zaczynało razić ich w oczy. Niestety smok zamachnął skrzydłami i ulotnił się szybko, znikając pośród gęstych chmur.
Jeźdźcy spojrzeli na siebie w ogromnym szoku. Ludzie południa mieli rację. Istnieje druga nocna furia.
- Nie mogę w to uwierzyć - szepnęła Szpadka, padając z powrotem na swoje miejsce. Odłożyła karty i oparła się o nogę Wyma.
- To jest naprawdę niesamowite - dodała Astrid, odwracając się jeszcze raz w stronę miejsca na niebie, gdzie widzieli nocną furię. Pomyślała nagle o Czkawce. Na pewno bardzo się ucieszy. Zapewne zrobi szczegółowe notatki i mnóstwo szkiców. Dziewczyna uśmiechnęła się na myśl o mężu i jego hobby, które tak bardzo odzwierciedlało miłość do smoków.
- Czekamy na Czkawkę, czy lecimy go szukać? - Spytał nagle Saczysmark, bawiąc się patykiem w ognisku. Astrid odwróciła się do przyjaciela i westchnęła.
- Czekamy - odparła krótko.
- Nie powinniśmy lecieć za tą  nocną furią? - Rzucił Mieczyk, który jako jedyny stał i wpatrywał się w niebo. Jego bose stopy dotykała przesuszona, niemal jałowa trawa.
- Nie wiemy, jak ona się zachowa, a poza tym to Czkawka decyduje, co robimy. Nocna furia nie powinna daleko się zapuścić. Jeśli nawet tak się stanie, to Wichura bez problemu ją wywęszy, prawda? - Astrid zamruczała do swojej smoczycy, która skrzyknęła potwierdzająco, tuląc swoją głową plecy jeźdźczyni. Blondynka zaśmiała się. Cieszył ją fakt, że Wichurze wróciły siły i smoczyca ma chęć do tropienia i dalszej wyprawy.
Mieczyk usiadł obok siostry, a potem położył się na ciepłym piasku i obserwował niebo, jakby w każdej chwili miała ponownie pojawić się nocna furia, którą każdy tak bardzo pragnął poznać...


                     Czkawka wrócił do obozowiska godzinę później. Nie dane mu było zejść z grzbietu Szczerbatka, ponieważ każdy jeździec doskoczył do niego i zaczął żywo opowiadać o tym, co zobaczyli. Biedny wódz nic z tego nie rozumiał, więc zakrzyknął głośno i kazał Astrid opowiedzieć, co zaszło podczas jego nieobecności. Wojowniczka szczegółowo zrelacjonowała mężowi całe zajście, w które szatyn nie mógł uwierzyć.
- Nie pomyliło się wam? - Spytał ostrożnie, wymieniając spojrzenie ze Szczerbatkiem.
- Aż tak słońce nam nie przygrzało - odgryzł Sączysmark, zakładając ręce na szeroką klatkę piersiową. Czkawka spojrzał w górę. Nie mógł w to uwierzyć. Po prostu nie przyjmował do świadomości faktu, że POJAWIŁA SIĘ NOCNA FURIA.
- Pakujcie się, lecimy jej szukać - Czkawka uśmiechnął się i wskoczył na siodło swojego wierzchowca. Podczas gdy jeźdźcy pakowali się, wódz opowiadał przyjacielowi o nowych wieściach. Szczerbatek wyszczerzył się w szerokim uśmiechu i podskoczył radośnie.
- Spokojnie, stary! - Zaśmiał się Czkawka, drapiąc smoka za uchem. Szczerbatek zamruczał głośno, a kiedy oboje spostrzegli, że pozostali jeźdźcy są gotowi, ruszyli do drogi. Pierwsza leciała Wichura, która miała wychwycić trop, a zaraz obok leciał Szczerbatek, rozglądając się za swoim bratem bądź siostrą.

                  Dzień chylił się ku końcowi. Pomarańczowe struny słońca wolno malowały niebo. Natura jakby uspokoiła się i czekała z niecierpliwością na ciemną noc. Zwierzęta wychodziły na codzienny żer, czając się w gęstych zaroślach. Czkawka wyprostował się. Poczuł nagle ból w plecach i skrzywił się. Chyba będzie musiał poprosić Astrid o porządny masaż...
- Wichura gubi zapach - wtrąciła się Astrid, podlatując do męża. Wódz spojrzał na nią z zawodem wymalowanym na twarzy. Poczuł nagle strach. - Ale spokojnie, jeszcze nie wszystko przesądzone - dodała natychmiast blondynka, widząc zmartwienie ukochanego. Ten uśmiechnął się smutno, nie odpowiadając jednak. Astrid westchnęła głośno i odleciała dalej, aby zwiększyć odległość od pozostałych smoków, których zapachy mogłyby zmylić czujny zmysł Wichury.
Kiedy lecieli nad wysokimi skałami, Szczerbatek zerknął nerwowo pod siebie i gwałtownie zanurkował. Czkawka odruchowo złapał się za wodze, krzycząc imię przyjaciela, który nie miał zamiaru zwolnić. Pozostałe smoki pofrunęły za przywódcą, nabierając dzikiej prędkości.
- Haaaakoookieeeeł! - Wrzeszczał Sączysmark, trzymając hełm, by go nie zgubić. Gady uspokoiły się dopiero u podnóża gór. Drzewa i mchy wrastały w skały, z których owe pasmo górskie powstało. Czkawka zszedł z siodła, pozwalając, by Szczerbatek spokojnie węszył. Wichura zrobiła to samo, oddalając się kilkanaście metrów dalej.
- Co im się stało? - Myślał głośno Sączysmark, patrząc na nocną furię. Wojownik odwrócił następnie wzrok, ale napotykał tylko ciemny las.
- Może złapały trop - odparł wódz, wzruszając ramionami. Astrid ruszyła za Wichurą, która zaczęła ją nawoływać. Wojowniczka zaniepokoiła się głosem smoczycy. Zazwyczaj śmiertniki używały tego tonu, gdy są w niebezpieczeństwie.
- Wichurka, co się dzieje? - Zapytała Astrid, stając za smoczycą. Kiedy podeszła do jej pyska, ujrzała szeroką na jakieś dwadzieścia metrów metrów dziurę wyrytą w górze. Blondynka spojrzała ze strachem na przyjaciółkę. Smoczyca najeżyła się. Coś tu musi być - pomyślała słusznie dziewczyna i zawołała resztę.
- Kolejna jaskinia? - Zajęczał Mieczyk, wznosząc szare oczy ku niebu. - Oh, jak cudownie!
- Cicho bądź - skarciła go Szpadka, dając pstryczka w ucho. Chłopak mruknął niezadowolony i odsunął się od siostry.
Szczerbatek przepchnął się między ludźmi i powąchał jaskinię, a po kilku sekundach po prostu w nią wskoczył.
- Ej, Szczerbatek! - Zawołał za nim Czkawka, skacząc w ciemną jaskinię. Nocna furia zamruczała, jakby przepraszająco, a potem wystrzeliła plazmę, która rozświetliła wnętrze.
- O, widzę wyjście - rzekł szatyn i spojrzał w górę, gdzie nad jaskinią nachylali się jego przyjaciele.
- Wchodźcie! To jest tunel pod górą - zawołał i sam ruszył przed siebie. Za nim dreptał posłusznie Szczerbatek, mrucząc gardłowo.
Kiedy wódz wyszedł z tunelu, jego oczom ukazał się porażający widok. Otworzył szeroko usta i oczy, wstrzymując wdech. O bogowie - zdołał pomyśleć, a potem zrobił dwa kroki dalej. Przed jego oczyma pojawił się obraz jak ze snu. Jego serce zatrzymało się na moment, by sekundę później uderzyć z podwójną siłą. To co ujrzał, odebrało mu mowę. Nie znaleźli jednej furii. Nie dwie. Przed nim wyłoniło się całe stado, które z ogromną ciekawością spoglądało na dwóch odkrywców ich tajemnicy...









 Spodziewał się ktoś? :D Mam nadzieję, że udało mi się Was zaskoczyć. Nie do końca jestem zadowolona z tego rozdziału, ale jest co jest :')
Oceńcie w komentarzach! Mile widziane dalsze pomysły ;3


4 komentarze:

  1. Ślicznie piszesz ale mam pomysł na rozdział po tym co będzie niech ktos porwie astrid czy coś w tym stylu kocham jak piszesz ❤❤❤❤💙💙💗💗💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję ❤ Kurczę, nie wiem, czy to zmieszczę,bo niewiele mi zostało do końca, ale zobaczę, co da się zrobić 😀

      Usuń
  2. Arcydzieło💗 Całe stado Nocnych Furii! Yea!

    OdpowiedzUsuń