niedziela, 30 października 2016

Goście
              
                         Ku zdziwieniu Czkawki jak i Astrid, wszyscy zaproszeni przywódcy potwierdzili swą obecność na smoczych wyścigach. Dziewczyna była nawet pewna, że Halla albo ktoś inny zignoruje zaproszenie. Mimo zaskoczenia, wódz i jego żona bardzo ucieszyli się z tego faktu i oboje pomagali dokończyć mieszkańcom sprzątanie Berk. Astrid i Lauren wraz z dziećmi z Akademii sprzątały domki, które znajdowały się przy wejściu do lasu. Przygotowanych budynków było dwanaście, gdyż liczba  osób zapewne będzie większa niż Czkawka przypuszczał. Mimo że pracy było w bród, chłopak był bardzo podekscytowany. Myśl, że może pokazać Berk od najlepszej strony strasznie go napędzała, a niemały pesymizm Astrid został zastąpiony słusznym optymizmem. Jedyne, co stresowało dziewczynę to przywitanie gości. Jeźdźczyni zastanawiała się, jak ważni wodzowie ją ocenią, ponieważ była świeżo poślubioną żoną przywódcy "najgroźniejszej" wyspy na  Archipelagu.
- Wiesz, nawet praca mi nie przeszkadza, kiedy myślę o smoczych wyścigach - powiedziała Lauren, zamiatając podłogę. Dziewczyna niedawno ścięła włosy do ramion i wyglądała teraz poważnej, ale jej nowa fryzura idealnie do niej pasowała. Astrid z początku nie mogła uwierzyć, że przyjaciółka odważyła się na taki krok, ale z czasem jeźdźczyni uznała, że była to dobra decyzja, choć sama nie mogłaby tak drastycznie skrócić włosy.
- Berk stała się jeszcze piękniejsza - dodała z uśmiechem szatynka i wrzuciła pył do kosza na śmieci.
- To prawda - opowiedziała wojowniczka, wieszając oliwkowe zasłony, które świetnie współgrały z panującą w pokoju ciemnością. - Czkawka w nocy siedział nad jakimś projektem. Chyba robił ulepszenia dla Szczerbatka - Astrid zaśmiała się, wspominając jak zeszłej nocy jej mąż z zadowoleniem oznajmił, że Szczerbatek będzie jeszcze szybszy. Dziewczyna za każdym razem była pod wrażeniem pomysłów Czkawki, ale wątpiła, by jego nocna furia mogłaby znów pobić swój rekord.
- Nate dużo trenował i uparł się na dietę Pioruna, mówiąc, że mu to pomoże - rzekła Lauren, powstrzymując śmiech. Każdy brał smocze wyścigi na poważnie, co było całkowicie zrozumiałe. - A ty nie trenujesz ? - Zapytała lekarka, siadając na krześle i biorąc kubek z wodą do ust.
Wojowniczka wzruszyła ramionami.
- Nie zależy mi na wygranej - mruknęła, odwrócona tyłem do przyjaciółki. - Chcę tylko, żeby ci wielcy przywódcy w końcu zmienili zdanie na temat smoków - dodała.
- Brzmisz teraz jak Czkawka kilka lat temu - zwróciła uwagę Lauren, a Astrid uśmiechnęła się pod nosem. Cóż, może i  była to prawda, ale kiedy dziewczyna się na coś uprze, nie ma zmiłuj. Astrid nienawidziła pozostawiać jakiejś sprawy bez rozwiązania.
Po godzinie przyjaciółki wyszły z domku, gdzie czekała na nich już grupa młodych jeźdźców. Dzieci siedziały na twardej od mrozu ziemi i rozmawiali między sobą.
- Lauren, odpuścisz nam zdanie domowe ? - Zapytała z nadzieją czarnowłosa dziewczyna z ciemnymi jak noc oczyma.
Lekarka podparła ręce o biodra.
- Dlaczego miałabym to robić ? - Spytała, patrząc z zaskoczeniem na uczennicę. Dziewczynka zarumieniła się nieśmiało.
- No bo tak ładnie posprzątaliśmy domki - odparła wprost, a Astrid zachichotała. Dzieci potrafią być bezpośrednie - przeszło jej przez myśl.
- Ah, czyli coś za coś ? - Naburmuszyła się lekarka, udając złość. Reszta dzieci spuściła głowy z zażenowaniem.
Kiedy nauczycielka chciała mówić dalej, w słowo weszła jej blond włosa przyjaciółka.
- Zadanie domowe zostało zniesione, a teraz lećcie do domów - rzekła Astrid. Dzieci uśmiechnęły się szeroko, podziękowały i pobiegły w stronę centrum.
- Masz za dobre serce - rzuciła do wojowniczki szatynka, kręcąc głową, ale uśmiechnęła się.
Żona wodza ryknęła śmiechem, jednak nic nie odpowiedziała. Objęła ramieniem bliską przyjaciółkę i we dwie poszły do karczmy na zasłużony odpoczynek.
                         Po południu Czkawka i Szczerbatek testowali nową lotkę wykonaną tym razem z połączenia bawełny i jedwabiu. Sztuczny ogon był w kolorze bordowym, ale wódz nie zapomniał oczywiście o umieszczeniu herbu Berk, który w białym kolorze prezentował się dumnie. Łączenia nie były trwałe, ale materiał był jak dotąd najlżejszy, więc Szczerbatek mógł przyspieszyć jeszcze bardziej. Jedyne co nie podobało się Czkawce to to, że ogon był niemal jak kartka papieru, przez co wystarczyło małe zadrapanie, by rozerwać  cały ogon. Mimo małego zagrożenia, wódz nie chciał zmieniać lotki. Prowadziła go wizja przeróżnych sztuczek, którymi chciał się popisać przed sojusznikami. Z inną protezą Szczerbatka nie mógł pozwolić sobie na dzikie akrobacje powietrzne.
- Myślisz, że goście będą zadowoleni ? - Zapytał nocną furię szatyn, grzebiąc przy strzemionach. Smok prychnął pod nosem, jakby słyszał z ust przyjaciela kpinę. Zielonooki zaśmiał się, widząc minę czarnego gada.
Wódz spojrzał jeszcze na niebo, które pokryte było szarymi chmurami. Jesień rozkręciła się już w stu procentach, więc ciepłe futra na ramionach wikingów stała się już normalnością. Wódz Berk ocieplił swój kombinezon, przez co nie musiał doczepiać niedźwiedziego futra. Wszystkie jego pomysły były praktyczne, pomysłowe i zawsze się przydawały. Wielu mieszkańców było pod niemałym wrażeniem jego umiejętności jeszcze kilka lat wstecz, gdy smoki dopiero co zagościły na Berk.
- No, mordko, wracamy. Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałem - przerwał ciszę chłopak i wskoczył na siodło przyjaciela, który od razu poderwał się do lotu. 
                                Kiedy Czkawka dotarł do domu, poczuł zapach smażonego pstrąga w ziołach. Dopiero wtedy uświadomił sobie, że nie już od kilku godzin. Przy metalowej blaszce stała Astrid. Dziewczyna miała na sobie tylko leginsy i zwiewną tunikę w kolorze lawendy. Czkawka podszedł cicho i przytulił ukochaną od tyłu. Jeźdźczyni podskoczyła przestraszona, ale szybko odnalazła twarz właściciela rąk, które owinęły się wokół jej talii. 
 - Jak dzień ? - Spytała, przewracając rybę na drugą stronę. Chłopak wtulił się w żonę, całując delikatnie jej pąsowy policzek.
- Bardzo dobrze - odparł i zwrócił uwagę na smażoną rybę, która już prawie była gotowa. Wódz oderwał się od jeźdźczyni i podszedł do szafki, by wyjąć dwa kubki. Szatyn streścił szybko swoją pracę, pomagając przy okazji nakryć do stołu. Astrid uważnie słuchała wodza, ciesząc się w duchu z jego radości. Kiedy Czkawka był szczęśliwy nawet z drobiazgu, ona automatycznie się uśmiechała, jakby widok roześmianych oczu szatyna był najpiękniejszym widokiem na całym Archipelagu. Cóż, dla niej był...
- A jak domki ? - Spytał, gdy sam skończył opowiadać o lotce Szczerbatka, który teraz odpoczywał w ogrodzie.
- Wszystko gotowe - odparła, podając rybę na stół. Sama Astrid wolała kurczaka, którego przyrządziła szybciej.
Czkawka podziękował żonie za pomoc w sprzątaniu budynków dla gości oraz za przygotowany obiad, a potem zaczął jeść.
                              Już cztery godziny później do portu powoli zmierzał statek. Czkawka musiał ubrać pas wodza, którego nienawidził oraz długie futro, które sprawiało, że jeździec wyglądał na zgorzkniałego przywódcę. Jak się okazało, na owym statku przypłynął Gerard wraz z kilkuosobową załogą oraz córką. Łajba wyglądała na starą i nieco zniszczoną, ale prędkością nie miała sobie równych. Gerard poklepał statek dwukrotnie, jakby dziękował za rejs a potem zszedł na pomost przy pomocy kładki.
- Czkawka ! - Zakrzyknął wesoło wódz Grot, rozpościerając ręce. Jeździec przywitał się z nim męskim uściskiem, będąc zadowolonym, że to Gerard przybył pierwszy. - Miło cię znów widzieć.
- Ciebie też, Gerardzie - odparł miło wódz Berk, a potem przywitał się szarmancko z żoną przyjaciela i jego córką. - Jak podróż ?
- Bardzo dobrze. Ocean przez ostanie dni jest spokojny i na szczęście nie było żadnego sztormu - odpowiedział miło, patrząc jak kilku silnych mężczyzn wynosiło parę ładunków. Impreza na Berk była dobrze rozplanowana: przez jeden dzień przyjmowano gości, a pod wieczór miała odbyć się mała uczta. Drugiego dnia z rana wodzowie zapewne będą chcieć obejrzeć Berk, więc Czkawka bez wahania zgodził się, choć nigdy nie lubił tego robić. Zawsze przy oprowadzaniu gości po wiosce miał wrażenie, że ludzie chcą go porównać do Stoicka, bądź wytknąć błędy, typu "twój ojciec postąpiłby inaczej". Chłopak starał się nie zwracać uwagi na te słowa, choć gdzieś w środku czuł się źle. Późnym popołudniem zaplanowano smocze wyścigi, ponowną ucztę - tym razem na świeżym powietrzu, a trzeciego i zarazem ostatniego dnia wszyscy wodzowie mieli wydać werdykt, czy chcą zerwać stosunki z Berk, czy zachować pokój. Gdyby nie zerwali sojuszu, na ich wyspie zaczętoby szkolić smoki oraz  chętnych ludzi na smoczych jeźdźców.
Czkawka skinął głową i wyciągnął ręce, wskazując drogę ku wiosce.
- Berk wygląda nieziemsko - zachwyciła się Alia. Jej bystre oczy śledziły pracujących mieszkańców oraz smoki, które pojawiały się koło paśników, kuźni, czy domach wikingów.
- Poczekaj, aż zobaczysz Akademię - powiedziała Astrid, będąc cały czas u boku nastolatki.
Na razie Gerard i jego córka zostali zaprowadzeni do małego budynku, który wyznaczyła im Lauren. Załoga wodza postanowiła, że nie będzie się panoszyć po Berk i wrócą na statek, gdzie mieli swoje kajuty. Zanim odeszli, Czkawka zaprosił ich jeszcze do karczmy, aby rozgrzali się przy kubku gorącego miodu. Wikingowie podziękowali i zniknęli, idąc do wspomnianej gospody.
- Ah, już nie mogę się doczekać wyścigów ! - Powiedział szczerze Gerard, klaszcząc z podekscytowania. Alia zaśmiała się z reakcji taty i pożegnała się z wodzem Berk i jego żoną, by wejść do domku i odpocząć po kilkugodzinnej podróży.
Przyjaciele jednak nie zdążyli długo porozmawiać, gdyż usłyszeli głośny dźwięk trąby, który sygnalizował przybycie kolejnych gości. Czkawka przeprosił uprzejmie i zabierając Astrid pod rękę, poszli przywitać kolejnych gości.
Zamiast jednego statku, do portu przybiły dwa. Jak się okazało była to Halla i Frojdyn - wódz O'ahu. Szatyn nie widział Frojdyna od dziesięciu lat. Jedyne co pamiętał, to dąsanie swojego ojca, który nazywał przywódcę "idiotą". Stoick wspomniał synowi, że mężczyzna jest strasznie uparty i trudno go przekonać do czegokolwiek.
Czkawka miał nadzieję, że Frojdyn się zmienił, inaczej ciężko będzie uzyskać pozwolenie na szkolenie smoków na jego wyspie.
- Na Odyna, wreszcie koniec ! - Usłyszał twardy głos kobiety, której jasna czupryna pokazała się na kładce. Zaraz za nią pojawił się Frojdyn. Mężczyzna był niski, gruby i miał gęsty lecz krótki zarost. Jego oczy były szare i zimne, a gdy wódz spojrzał na Czkawkę i jego żonę, oboje poczuli nieprzyjemne dreszcze.
- Czkawka Horrendous Haddock Trzeci - zaczął Frojdyn, podchodząc bliżej do wodza Berk. Wojownik przyjrzał się badawczo jeźdźcowi i zacmokał, kręcąc głową. - Nie poznałbym cię. Ostatnim razem wyglądałeś strasznie - rzucił bez ogródek, a Czkawka machnął ręką, byle by puścić tę uwagę mimo uszu.
- Czas płynie - Powiedział tylko i ścisnął dłoń sojusznika. Wtedy Frojdyn przedstawił swoją żonę Sofię i trójkę dzieci: Larsa, Annę i siedmioletnią Arię.
- A pani stojąca obok ciebie, to... - zawiesił się mężczyzna, rzucając ciekawe spojrzenie Astrid. Dziewczyna miała wrażenie, jakby stała przed ojcem Sączysmarka.
- To moja żona Astrid - przedstawił ją, obejmując w pasie. Blondynka uśmiechnęła się nerwowo do gości, którzy wpatrywali się w nią jakby była niezwykle rzadkim okazem kobiety.
- Bardzo miło mi was poznać - rzekła słodkim głosemjeźdźczyni, a rodzina Frojdyna skinęła z szacunkiem głową.
- Pozwól, że przywitam się z Hallą. Zaprowadzisz gości do ich domu ? - Spytał Czkawka Astrid.
- Oczywiście. Proszę za mną.
                                Gdy załoga pierwszego statku podążyła za żoną wodza Berk, jeździec nocnej furii podszedł do łajby, na której stała Halla, przypatrując się dotychczas scenie powitania.
Gdy mężczyzna wszedł na pokład i stanął obok ramienia kobiety, ta powiedziała:
- Mam nadzieję, że przynajmniej moi chłopcy nie będą się nudzić.
Czkawka skrzywił się nieco. Dlaczego Halla nie może po prostu przestać gadać ?
- O to nie musisz się martwić, Hallo - rzekł wódz, opierając się luźno o burtę. Przywódczyni Syylin skierowała na niego swe spojrzenie, jakby próbowała odczytać plany jeźdźca.
- Stoick też tak łatwo nie dawał za wygraną - westchnęła w końcu, patrząc na cudowną wyspę.
- To chyba jedna z niewielu cech, które po nim odziedziczyłem - wyrzucił z siebie, ale nie powiedział tego wprost do kobiety. Zamiast tego wpatrywał się w wielki, marmurowy posąg jego ojca. Po chwilowej ciszy Halla wzięła głeboki wdech i zapytała swoim typowym, wodzowskim tonem:
- Moi ludzie niezbyt dobrze znieśli rejs. Czy mogliby skorzystać z pomocy medyka?
- Naturalnie - rzekł szatyn. Chwilę później dwudziestoczterolatek pomógł znieść bagaż, a następnie zaprowadził chorych do Lauren.
Ledwo co wyszedł od lekarki, gdy usłyszał kolejny dźwięk trąby. Przetarwszy twarz, ponownie ruszył do portu, by powitać kolejnych gości.





Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. Nie wiem, kiedy będzie następny rozdział. Ostatnio spędzam mnóstwo czasu, pisząc na inny blog i na wattpada, więc proszę o zrozumienie :P

niedziela, 23 października 2016

Umowa

                      Świt powitał Czkawkę i Szczerbatka mrozem, a samo słońce leniwie wstało znacznie późnej niż wódz przypuszczał. Pomimo zimna chłopak nie tracił zapału i dobrego humoru. Jedyne, co mogło go trapić to nastawienie Halli. Astrid na każdym kroku wspominała chłodne słowa przywódczyni Syylin. Chłopak widział przejęcie swej żony i dlatego starał się podchodzić do tematu na luzie, choć sam nie był dobrej myśli. Leciał na wyspę, nie do końca wiedząc, czy wizyta skończy się podpisaniem wymowy sojuszu czy może ugodą.
- Czasem nie chce mi się być wodzem - mruknął do Szczerbatka, prostując plecy, które strzyknęły na skutek ruchu. Szatyn zrobił dla rozluźnienia jeszcze kilka kółek głową, a potem rozejrzał się wokół. Nic oprócz jasnopomarańczowego nieba - pomyślał. Zazwyczaj cieszyłby się z takiego widoku, ale myśląc o sprawie, którą musiał załatwić, jakoś nie bardzo mógł czerpać przyjemności z lotu.
Od niechcenia wyjął mapę Archipelagu i dokładnie się jej przyjrzał. Wyspa powinna być zauważalna po jakiejś godzinie - pomyślał zirytowany. Chłopak  nienawidził nudnych, monotonnych lotów, ale w tej sytuacji nie chciał przemęczać Szczerbatka beczkami czy innymi powietrznymi akrobacjami. Jedyne czego pragnął, to dolecieć na miejsce, załatać to co trzeba i szybko wrócić do domu.
Zielonooki wiking schował żółtą mapę do torby, a potem chwycił skórzane rączki, które wymyślił lata temu, aby loty z nocną furią były znacznie  przyjemniejsze.
                    Po ponad godzinie Czkawka dotarł na miejsce. Smok wylądował na wzgórzu, wzbudzając od razu ogromną ciekawość tubylców. Mała grupa dzieci zbladła, a potem pouciekała z piskiem do domów. Szatyn pogłaskał Szczerbatka po dużej głowie, tym samym uspokajając, choć czarny gad nie okazywał zbytniego zdenerwowania.
- Miewam, że to ty jesteś wodzem Berk - usłyszał charpliwy głos. Gdy Czkawka obrócił się w lewą stronę, zobaczył rosłego Wikinga. Jasna broda mężczyzny przykrywała kawałek blizny, która rozpoczynała się od lewego ucha, a kończyła przy ustach. Wódz Wandali zarugał kilka razy i oderwał wzrok od skazy, udając, że wcale nie jest ona dziwna.
- To ja, Czkawka Haddock - odparł poważnie, prostując się, jakby chciał dodać sobie kilka centymetrów wzrostu. Rozmówca podniósł prawą brew, a jego wyraz twarzy jakby krzyczał szyderczo "spodziewałem się czegoś lepszego ".
Jednak wojownik odziany w grube futro odchrząknął tylko i skinął na drogę, która kierowała w dół, do wioski.
- Nasza przywódczyni wyczekuje pana - powiedział z nieoczekiwaną oznaką kultury. Chłopak uśmiechnął się krzywo na te słowa. - Proszę za mną - dodał Wiking i nie czekając, odwrócił się, schodząc po kamiennej ścieżce.
Czkawka ocknął się i szybkim krokiem dogonił rozmówcę.
                     Do domu Halli dotarli po kilku minutach. Szczerbatek kroczył tuż za nimi, uważnie obserwując miecz i ręce przewodnika, jakby mężczyzna mógł w każdej chwili sięgnąć po broń i w sekundę przebić nią serce wodza Berk. Jednak wojownik szedł szybkim i pewnym krokiem, a jego oczy kierowane w lewą stronę skupiały się na piorunowaniu mieszkańców Syylin.
- Twój smok zostaje na zewnątrz - poinformował przewodnik, kiedy on i Czkawka znaleźli się przed siedzibą Halli. Szczerbatek zawarczał cicho, wiedząc o czym mówi Syylińczyk.
- Spokojnie, mordko, nic mi nie będzie - powiedział szatyn do przyjaciela. Zielonooki starał się jakoś uspokoić temperament gada, ale nocna furia wciąż surowo zerkała na potężnego Wikinga.
W końcu Czkawka skinął głową i zapukawszy do drzwi, wszedł do środka.
Halla poniosła wzrok na gościa, który nagle pojawił się w progu. Gdy rozpoznała w nim Czkawkę Haddocka, przez jej twarz przeszedł jakby cień uśmiechu.
- Witam na Syylin, wodzu Berk - powiedziała oficjalnym głosem przywódczyni, kładąc dłoń na mahoniowy stół.
- Witaj, Hallo - rzekł pewnie Czkawka, podchodząc bliżej. Kobieta gestem ręki nakazała, aby jeździec spoczął na krześle.
- Szczerze mówiąc, spodziewałam się całego orszaku z tobą na czele - zaczęła miło rozmowę, kładąc chude stopy na podnóżek. Czkawka skrzywił się. Nigdy nie uważał siebie za ważną osobowość, choć legendy o nim krążyły na całym świecie. Powinien czuć się wyróżniony, ale Czkawka zawsze sądził o sobie jak o prostym chłopaku.
- Nie chciałem tak tego załatwiać - wyznał, poprawiając się w krześle. Jego wzrok odnalazł wzrok Halli, a Czkawka poczuł się nieswojo. Nagle przypomniał sobie o skaleczonej twarzy kobiety, ale jakoś nigdy nie zwracał na to uwagi.
- Twoi wysłannicy nie omieszkali w słowach - powiedziała z wyrzutem, wbijając spojrzenie w wodza Wandali. Czkawka potwierdził to, skinając głową.
- Cóż, moi przyjaciele nieco inaczej podchodzą do tego typu spraw - usprawiedliwił ich szatyn i posłał sojuszniczce niepewny uśmiech.
Przez chwilę Halla milczała. Patrzyła tylko na młodego wodza, jakby chciała cokolwiek odczytać z jego piegowatej twarzy. Jedyne, co zauważyła, była pewność, która biła z jego szkarłatnych oczu.
- No tak, to powinno być dla mnie oczywiste - rzekła niemrawo. - Więc, Czkawko, jakie masz zdanie na zerwanie naszego sojuszu. Oczywiście liczę się ze wszelką krytyką - zapytała, zaplatając dłonie, by następnie ułożyć je na brzuchu.
- Jeśli mam być szczerzy, to zadowolony nie jestem - rzekł, nie siląc się nawet na poważny ton wodza, który zapewne Halla od niego oczekiwała. Mówił lekko, zupełnie jakby rozmawiał z przyjacielem, nie przywódcą ważnego klanu. - Jeśli naprawdę nie widzisz przyszłości dla naszego sojuszu, podpiszę ten papier, ale zanim to zrobię, chcę złożyć pewną propozycję.
Halla podniosła w zaskoczeniu brew i wpatrzyła się z uwagą w wodza, najwyraźniej zaintrygowana jego słowami.
- Jaką propozycję ? - Spytała wysokim tonem. Kobieta zdjęła nogi z podnóżka i podparła podbródek o ręce.
- Zapraszam cię na smocze wyścigi. Oprócz ciebie chcę też, aby przybyli inni przedstawiciele zagrożonych wysp na Południu - wyjaśnił z uśmiechem.
- Naprawdę sądzisz, że jakieś wyścigi gadów załatwią sprawę ? - Rzuciła kpiąco, kręcąc głową. Halla przeczesała ręką krótkie włosy i oparła się z westchnieniem o stare krzesło.
- Wyścig smoków i ich jeźdźców - wyjaśnił z nutą złości. Niecierpiał, gdy ktoś obrażał smoki, mówiąc o nich jak o bezużytecznych rzeczach. - Wiem, że wiele wysp Południowego Archipelagu nie wierzy w to, że na Berk możemy wytresować smoka, dlatego na własne oczy zobaczą, że na naszej wyspie nie ma rzeczy niemożliwych - wyjaśnił twardo, wpatrując się w szare oczy przywódczyni. Czkawka wiedział, że jest to ruch ryzykowny, ale jeśli Halla się zgodzi, jest szansa na ocalenie smoków żyjących na Syylin i innych południowych wyspach.
- Mam rozumieć, że wytresujesz smoka przed całym zgromadzeniem ? - Zapytała po chwilowym namyśle, a Czkawka skinął głową, potwierdzając. - Jesteś strasznie nieustępliwy - mruknęła.
- Zrozum, że chcę ochronić smoki. Jeśli mi na to nie pozwolisz, zginą niewinne stworzenia - powiedział, a oczy Halli nagle rozbłysły tajemniczo.
- Wcale nie takie niewinne - żachnęła, przejeżdżając palcami po lewej stronie twarzy, pokazując tym samym okropne blizny po cięciach. Czkawka poczuł jakby ktoś związał mu ręce. Musiał z jednej strony zrozumieć Hallę - kobieta ma niepodważalny dowód na to, aby nienawidzić smoków.
- Doskonale rozumiem twój ból - rzekł cicho, dotykając lewą dłonią początek swojej metalowej nogi. - Ale my, ludzie, również nie jesteśmy bez winy wobec smoków - dodał miękko, a twarz rozmówczyni złagodniała.
- Być może - odpowiedziała - ale wiesz jacy są ludzie. Smoki to szkodniki, które trzeba wytępić, koniec kropka. A jedna wyspa chroniąca smoki nie wystarczy, Czkawko.
- Dlatego chcę to zmienić - upierał się, na co Halla roześmiała się znów. - Przyjedź na smocze wyścigi, a obiecuję, że się nie zawiedziesz.
Teraz pomiędzy przywódcami zawisła cisza, przerywana tylko odgłosami wydobywającymi się z zewnątrz.
Halla biła się z myślami. Z jednej strony chciała nienawidzić smoków za to co jej zrobiły, ale z drugiej... Prośby i argumenty młodego wodza Berk nieco ją poruszyły, a jakąś cząstka Halli chciała zaryzykować po raz ostatni.
- Dobrze, przypłynę na smocze wyścigi, ale jeśli nie będę przekonana, podpiszesz wymowę sojuszu - powiedziała poważnie i wyciągnęła dłoń Czkawka przypatrzył się jej z małym wahaniem. Widział, że wojownicy z Syylin są chyba najlepiej wyszkolonymi, więc w razie wojny, Halla mogłaby pomóc  Berk. Teraz, gdy młody wódz ścisnął dłoń przywódczyni, postawił wszystko na jedną kartę.
                              Czkawka został na wyspie jeszcze dwie godziny, chodząc ze Szczerbatkiem po brzegu oceanu. Oczywiście nie obyło się bez gapiów. Za wodzem i jego smoczym przyjacielem przyszła niewielka grupa ciekawskich dzieci i nastolatków. Czkawka starał się nie zwracać uwagi na młodych mieszkańców Syylin. Sam stał w wodzie, rzucając w nią kamyki. Myślał o tym, czy uda mu się przekonać przywódców do smoków. Za każdym razem jego umiejętności dyplomatyczne zostawały poddane próbom, a sam Czkawka czuł, że nie da rady, że się podda. Z pewnością dzięki Astrid, Valce, przyjaciołom i dawnym radom Stoicka chłopak znajdował wyjście nawet z trudnej sytuacji. Czkawka mimowolnie zerknął na Szczerbatka, który beztrosko skakał w nieskazitelnie czystej wodzie.
Co by zrobił, gdyby zabrakłoby i jego?
Co z tego, że to zwierzę ? Co z tego, że nie potrafi mówić, skoro ci dwaj tak dobrze się rozumieją ?
Dlaczego ludzie muszą być tak krótkowzroczni...- pomyślał z przekąsem Czkawka, rzucając ostatni kamyk do wody. Szczerbatek wywalił język na wierzch i podbiegł do przyjaciela, wpychając swą ogromną głowę pod ramię wodza.
- Wielka dzidzia chce pieszczot ? - Zaśmiał się chłopak, drapiąc smoka. Szczerbatek zamknął oczy z rozkoszą i pochylił się, by szatyn podrapał go jeszcze w szyję. - No, koniec tego dobrego. Czas na nas - powiedział niemrawo i wskoczył na siodło przyjaciela. Zanim wódz Berk wyruszył w drogę powrotną, pożegnał się jeszcze z Hallą, a potem wybył z wyspy. Kiedy tylko Syylin zniknęła mu z oczu, poczuł dziwną ulgę.
                               Dzisiejszy dzień dla każdego Wikinga był wręcz nie do wytrzymania. Raz świeciło słońce, a chwilę później niebo  rozrywało się, sprawiając, że z ciemnych chmur lunął deszcz. Rolnicy w końcu porzucili pracę i zaszyli się w karczmie albo w ciepłych domach.
Astrid również miała dość. Mimo że od rana siedziała wraz z Valką w domu Pyskacza, chciała widzieć piękną, złotą jesień, a nie szary dzień z dodatkiem deszczu wielkości groszku. Nawet trzeci kubek grzanego naparu niewiele pomagał. Dziewczyna wraz z teściową siedziała przy stole, starannie pisząc listy do pięciu  przywódców, które wybrał Czkawka.
Pyskacz krzątał się po kuchni, porządkując świeżo umyte talerze. Pomieszczenie było naprawdę małe, mieściło się tuż nad warsztatem kowala, ale dla samotnego wilka jakim jest Pyskacz, było idealne. Niewielki pokój, łazienka oraz kuchnia, którą oświetlały okna znajdujące się z przodu i z tyłu mieszkania. Na swój sposób część mieszkalna Pyskacza była urocza, gdyby nie ciągły bałagan, którego Gbur nienawidził sprzątać.
- Widzę, że nie masz humoru - zaczęła Valka po bardzo długim milczeniu. Kobieta spojrzała na swoją synową z łagodnym, matczynym uśmiechem. Astrid oderwała pióro od kartki i spojrzała zmęczona na jeźdźczynię.
- Martwię się, czy wyścigi smoków cokolwiek zmienią - wytłumaczyła niemrawo, a potem sięgnęła po kubek, w którym znajdowała się resztka ziółek. - Wcześniej wydawało mi się, że wystarczy pokazać ludziom smoki od tej dobrej strony, ale przez ostatni czas wszyscy się tak bardzo zmienili... - wyżaliła się blondyna, wzdychając ciężko.
- Każdy teraz chce dbać o swoje bezpieczeństwo. Nie  możemy ludzi za to winić - odrzekła szatynka jak zawsze spokojnym głosem. Astrid spojrzała na nią z ciekawskim wzrokiem, jakby Valka okazała się być największym cudem świata.
- Wiem, ale to frustrujące, nie uważasz ? - Spytała, patrząc teraz jak Pyskacz dosiada się do stołu. Stary wiking rzucił okiem na Valkę, a potem na Astrid.
- Według twojego punktu widzenia, owszem - zaśmiała się starsza jeźdźczyni. - Dlatego jest od tego dyplomacja, kochanie. Poza tym, ja wierzę, że Czkawka przekona choć jednego przywódcę do zaprzestania eksterminacji smoków - puściła do niej oczko, a potem schyliła głowę, by skupić się na podpisaniu listu do przywódcy Grot - Gerarda, który został zaproszony, jako przyjaciel, ale również jako "argument", że nie tylko Berk może tresować smoki.
Wojowniczka spojrzała na Pyskacza, który wolno przeżuwał marchewkę. Mężczyzna do tej pory jedynie przysłuchiwał się rozmowie kobiet.
- No co? - Burknął zmieszany kowal, ujrzawszy minę Astrid. - Valka ma rację. Wy, młodzi, chcieliście załatwić wszystko po łatwiźnie - skomentował i zaśmiał się, a Valka wraz z nim.
Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami i chwyciła pióro, by skończyć pracę na dziś.
Smocze wyścigi miały odbyć się czterdzieści dni przed Snoggletogiem, więc zaproszeni przywódcy mieli dużo czasu na odpowiedź, a przybycie gości z najdalej położonej wyspy zajmowało pięć dni.
Nate dobrze rozplanował sprzątanie Berk, więc wyspa godnie się reprezentowała, a nawet jakby przybrała żywszych kolorów. Jeśli chodzi o wygląd areny, chorągwie już powoli się pojawiały. Dwie latanie zostały ozdobione przez bliźnięta, więc nie było nawet cienia wątpliwości, aby gospodarze spotkania nie wyrobili się przed przyjazdem zaproszonych. Lauren pomyślała jeszcze o domkach, które stały blisko lasu. Lekarka wraz ze swoimi uczniami zajęła się sprzątaniem budynków i przygotowaniem ich przed przyjazdem gości.
Czkawka chciał zaprosić sześć wysp: Grot, Syylin, O'ahu, Andros, Halland oraz wyspa o dźwięcznej nazwie Skania.
Astrid nie słyszała wcześniej o tych wyspach, oprócz Syylin i Grot. Blondynka znów pomyślała, jak mało jeszcze wie o świecie...
                      Ponad trzy godziny później do domu przybyli wódz oraz Szczerbatek. Szatyn przywitał się miło z Wikingami, a potem uciekł przed deszczem do Akademii, na której powiewało już kilka chorągwi. Szatynowi aż zaświeciły się oczy z podniecenia na myśl o zbliżających się wyścigach. Ostatnie na Berk odbyły się na początku roku, więc każdy mieszkaniec był spragniony dawki emocji.
- No i co ty na to, kolego ? - Spytał z rozbawieniem wódz, śmiejąc się do przyjaciela. Szczerbatek podskoczył w miejscu, patrząc na młodego Wikinga z iskierkami w ślepiach. Chłopak podkręcił głową, pokazując zęby w uśmiechu. Kiedy stał tak pośrodku areny, czuł dumę i pewnością, że ten dość szalony pomysł może się udać. W tej chwili mocno wierzył, że może odmienić los biednych smoków i nawet sam Odyn nie mógł odebrać mu tej wiary.





 Troszkę spóźniony, ale i tak lepsze to, gdyż chciałam wstawić rozdział dopiero w środę :p 
Mam nadzieję, że się spodobało ! Nie zapomnijcie zostawić opinii, będzie mi bardzo miło ;3


sobota, 15 października 2016

Przejażdżka konna

                    Astrid wybiegła z domu Thorstonów niczym strzała. Jaśniejsze niż dotychczas promienie słońca uderzyły w jej oczy, oślepiając chwilowo, ale blondynka nie zraziła się tym. Rozejrzała się po wiosce w poszukiwaniu znajomej sylwetki wodza. Kiedy nie mogła dostrzec Czkawki,  zaczęła szukać wzrokiem nocnej furii, ale po niej również nie było śladu. Dziewczyna wykrzywiła usta w grymasie i ruszyła w głąb centrum.
Z początku Astrid chciała wziąć Wichurę, by szybciej znaleźć swojego męża, ale zaraz po tym przypomniała sobie, że jej smoczyca odpoczywa po morderczym locie. Tak więc wojowniczka musiała zdać się na siłę własnych mięśni.
                   Na początku zajrzała do Pyskacza, który oznajmił jej, że Czkawka był u niego pół godziny temu, a potem poleciał na zachodnie pola. Dziewczyna jęknęła zirytowana, a następnie szybkim krokiem skierowała się do stajni.
                 Budynek miał już swoje lata, ale wciąż się trzymał. Sosnowe drewno spróchniało gdzieniegdzie, a wilgoć rozprzestrzeniała się u podnóża stajni dla koni. Astrid już zapomniała, że w Berk wikingowie hodują jeszcze konie; każdy przyzwyczajony był do smoków.
Blondynka weszła nieśmiało do środka, gdzie od razu uderzył ja smród odchodów. Jeźdźczyni skrzywiła się, a potem zatkała nos, chcąc choć w małej części powstrzymać się przed zwróceniem śniadania.
- O, mamy gościa - zawołał wesoło Tony. Astrid odwzajemniła jego serdeczny uśmiech, a potem podeszła wolno. Tony to czterdziestoletni wiking o niskim wzroście i krótkiej brodzie, którą przycinał co miesiąc. Mężczyzna był odpowiedzialny za opiekę nad końmi - tresował je, karmił, czyścił, ale również uczył młodsze dzieci jeździectwa. Czasami Czkawka wysyłał do niego nastolatków, którzy w jakiś sposób zasłużyły na karę. Wtedy Tony traktował młodych jeźdźców dość surowo, ale wynikało to z tego, że chciał nauczyć ich szacunku do ludzi oraz pracy.
- Dzień dobry - rzekła Astrid. Dziewczyna obejrzała najpierw twarz Wikinga, a potem przeniosła wzrok na konia, przed którym stali.
- Co cię tu sprowadza ? - Zapytał miło, schylając się po kolejną kostkę siana, by następnie rzuć ją do boksu.
- Chciałabym wypożyczyć konia na jakąś godzinę -oznajmiła.
Tony rzucił jej zaskoczone spojrzenie, a jego szare oczy jakby przyciemniały.
- Coś nie tak z twoim smokiem ? - Spytał, a w jego głosie zabrzmiała nuta zmartwienia.
Astrid machnęła ręką.
- Wichura po prostu odpoczywa. Nie chcę jej męczyć - wytłumaczyła.
- Rozumieniem. No to wybierzmy ci jakąś klacz - klasnął w dłonie, a potem zaprowadził żonę wodza do innych boksów, by dziewczyna mogła wybrać sobie konia.
                       Piętnaście minut później Tony oraz Astrid stali na zewnątrz, zakładając pięknej klaczy siodło. Blondynka z czułością głaskała czarną maź Szpitki, zachwycając się tym, jak spokojna klacz jest.
- Gotowe - oznajmił hodowca, dopinając pasek na przedostatnią dziurkę.
- Dziękuję ci - podziękowała i wspięła się na siodło, o mal nie spadając. Astrid natychmiast straciła wszelką pewność siebie. Z wahaniem chwyciła lejce, a Szpitka poruszyła się delikatnie do tyłu.
- To prawie to samo jak ze smokiem - powiedział, kiedy zauważył niepewność na twarzy wojowniczki. Następnie mężczyzna mrugnął do niej, a na jego ustach zawitał zawadiacki uśmieszek.
Astrid zaśmiała się głośno, a potem pokierowała Szpitkę w stronę lasu, przez który zamierzała dotrzeć na południowe pola.
                         Przez jakiś czas jeźdźczyni miała problem w zwalnianiu, ale dość szybko wyczuła rytm i zaczęła czerpać przyjemność z przejażdżki. Szpitka nie galopowała zbyt szybko, ale Astrid i tak by jej na to nie pozwoliła. To nie jest to samo jak ze smokiem - pomyślała, nieco rozczarowana, ale musiała jednak przyznać, że jazda konna ma swoje uroki.
Kiedy las się skończył, Astrid ujrzała ogromne pola w kolorach od jasnego brązu do odcieni czarnego. Na polach słychać było głośne rozmowy pracujących Wikingów oraz używanych przez nich maszyn. Gronkle, które zazwyczaj pomagały orać, leżały pod drzewem zbite w ciasną grupę. Jesień nie dawała żadnej ulgi i nawet smoki z grubą skórą odczuwały mroźny wiatr.
Astrid zeszła z grzbietu klaczy chwyciwszy lejce poprowadziła ku Czkawce, który grzebał przy jednej z maszyn.
- Nie przeszkadzam ? - Zapytała uroczo blondynka, pochylając się nieco nad bujną czupryną męża. Czkawka podniósł natychmiast głowę, ale zapomniał, że nad jego głową znajduje się metalowa część maszyny.
- Ała - syknął, uderzywszy się w czubek głowy. Astrid skrzywiła się, widząc grymas bólu na twarzy jeźdźca.
- W porządku ? - Spytała, gdy chłopak wyprostował się przed nią.
- Pewnie - odparł, zapominając o bólu. Za to na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Zrobił krok w stronę wojowniczki i pocałował ją krótko w usta. - Co cię sprowadza ?
Astrid przywiązała Szpitkę do pnia, ale klacz jakimś cudem wyzwoliła się i leniwie zaczęła zajadać resztki zielonej roślinności.
- Szpadka podsunęła mi pewien pomysł - zaczęła, ciągnąć szatyna do drewnianej ławki, na której po chwili usiedli. - Wiem, że jutro lecisz na Syylin zerwać sojusz, ale myślę, że jest szansa na uratowanie go.
Czkawka zmarszczył czoło, wpatrując się z zainteresowaniem w żonę.
- Co masz na myśli ? - Spytał, chętny poznać plan dziewczyny.
- A gdyby tak zaprosić klany z Południa i zorganizować smocze wyścigi ? Pokazalibyśmy, że każdy jest w stanie zaprowadzić pokój ze smokami. A ty, jako wybitny treser, mógłbyś wytresować jakiegoś smoka przed oczyma ludźmi - opowiedziała, patrząc z podekscytowaniem na męża. Czkawka uśmiechnął się do niej ciepło, a jego oczy zalśniły tajemniczo.
- Brzmi nieźle - przyznał prostując się. Prawą dłonią chwycił dłoń żony i ścisnął delikatnie. - Tylko przygotowania wyspy i areny zajmie około tygodnia. No a rozesłanie listów i czekanie na odpowiedź też trochę zajmuje - powiedział. - Plus musimy zebrać zboże...- Dodał bardziej do siebie niż do Astrid.
Dziewczyna w tym czasie obserwowała zamyślonego szatyna, wyczekując odpowiedzi.
- Więc ? - Ponagliła go.
- Myślę, że to może się udać - zgodził się, uśmiechając szeroko. Astrid pisnęła cicho i rzuciła się na szyję męża, wcześniej całując go w piegowaty policzek.
- Widzisz jaką masz pomysłową żonę ? - Zaśmiała się, kiedy odkleiła ręce od karku zielonookiego.
Chłopak roześmiał się przez chwilę.
- Niewątpliwie - rzekł, całując ją w skroń. 
                      Wieczorem Czkawka zwołał jeszcze naradę dotyczącą wyścigów smoków, na które miał zamiar zaprosić co najmniej pięciu przywódców z różnych części Archipelagu. Pyskacz obiecał, że zajmie się wyczyszczeniem sztandarów i chorągwi. Nate, Sączysmark i Śledzik zajmą się sprzątaniem Berk wraz z chętnymi, a Mieczyk wraz z siostrą zgłosił się do ozdobienia kamiennych znaków, które rozłożone na oceanie pokazywały drogę ku Berk.
- To tyle ? - Zapytał Mieczyk, patrząc na rozpiskę wodza.
- Nie. Ktoś musi zająć się jeszcze wysłaniem zaproszeń - odparł.
- Ja się tym zajmę - zgłosiła się Astrid stojąca obok Valki, która położyła chudą dłoń na ramieniu synowej.
- A ja chętnie pomogę - dodała swym dźwięcznym głosem.
- W takim razie uważam, że to wszystko - powiedział zadowolony Czkawka, uśmiechając się do przyjaciół.
                        Następnego dnia Czkawka  wstał wcześnie, by przygotować się do drogi na Syylin. Astrid chciała lecieć z nim, ale potem przypomniała sobie, że nie jest mile widziana na tej wyspie, więc niechętnie odpuściła. Wódz więc leciał sam, choć ludzie z Berk proponowali ochronę. Szatyn wiedział, że wynikało to że szczerej troski, co wydawało mu się naprawdę miłe. Mimo to odmawiał grzecznie, tłumacząc, że jest pewien, iż Halla nie jest głupia i nie zrobi krzywdy wodzowi Berk. Kobieta doskonale wiedziała, jacy mściwi potrafią być Wandale. A w szczególności za zabicie przywódcy.
- Tylko uważaj, dobrze ? - Poprosiła Astrid, wpatrując się w oczy ukochanego. Czkawka uśmiechnął się do niej pocieszająco i przytulił żonę do swej piersi.
- Jest ze mną Szczerbatek - szepnął jej do ucha, choć wiedział jaka jest Astrid. Nieważne jak długo można ją przekonywać, dziewczyna nie za bardzo potrafiła się uspokoić.
- Czasem nawet nocna furia jako alfa może nie wystarczyć - westchnęła smutno, a Szczerbatek zawtórował jej niskim mruczeniem.
- Wszystko się uda - zapewnił, odrywając delikatnie blondynkę od siebie. Spojrzał jej głęboko w oczy, jakby mocą swego szkarłatnego spojrzenia mógł sprawić, że jego żona przestanie się martwić.
- Ale wróci szybko - mruknęła jak kapryśna dziewczynka. Chłopak zaśmiał się pod nosem, a potem nachylił się, łącząc słodkie usta Astrid z własnymi. Żal mu było zostawiać ukochanej, ale pocieszała go myśl, że wróci maksymalnie do dwóch dni.
- Kocham cię - szepnęła Astrid, chwytając twarz jeźdźca w ręce.
- Ja ciebie też kocham - odpowiedział z czułością, a potem pocałował ją na pożegnanie w czoło i zabierając Szczerbatka, cicho wyszedł z domu.





Wiem, że krótko, ale jakoś tak lepiej jest mi zakończyć. Chyba musie przyzwyczaić się do takiego obrotu sprawy :p
Do nn-a !






niedziela, 9 października 2016

Pomysł Szpadki

                  Jeźdźcy lecieli już czwartą godzinę. Smoki były zmęczone i domagały się odpoczynku, ale w promieniu kolejnych pięciu kilometrów nie pojawiła się żadna wyspa. Dopiero kiedy znaleźli się nad tak zwanymi spokojnymi wodami Śledzik wypatrzył niewielką wyspę. Z westchnieniem ulgi wszyscy wylądowali gładko na lekko przymarzniętej ziemi.
- Zostaniemy tylko godzinę. Musimy jak najszybciej dotrzeć do Berk - zaznaczyła Astrid, stając obok Wichury, by pomóc zejść Szpadce. Bliźniaczka zsunęła się gładko, a potem podreptała do brata, który współczująco na nią patrzył.
Już kilka minut później Hakokieł rozpalił ognisko, a potem siebie, by Sączysmarkowi było cieplej.
Zbliżająca się noc zapewne będzie chłodna, pomyślała przywódczyni jeźdźców. Młoda kobieta spojrzała na siwe niebo, czując się jakoś inaczej. Od samego wylotu z Syylin pomyślała o Czkawce. Czy będzie zły na nią ? A może zawiedziony ? Blondynka przecież wiedziała jak bardzo wódz jej ufał i zawierzył powodzenie misji, która skończyła się niepowodzeniem. Astrid naprawdę czuła, że zawiodła: siebie, przyjaciół, męża. Nawet przez nią Szpadka naraziła swoje zdrowie. Jak więc mogła być dobrym przywódcą zwykłej misji ?
Dziewczyna potrząsnęła głową, jakby w ten sposób chciała pozbyć się dołujących myśli. Niebieskooka naciągnęła kaptur na głowę i oparła się o ciepły brzuch Wichury, która położyła głowę obok ręki swej jeźdźczyni.
Astrid popatrzyła na twarze odpoczywających Wikingów, czując jak dopada ją sen, jednak nie mogła zmrużyć oka choć na chwilę - czas odpoczynku powoli dobiegał końca.
                      Zanim zebrali się do drogi niebo zrobiło się granatowe. Gwiazdy powoli pojawiały się wokół wielkiego księżyca w postaci chudego rogala.
- Jeszcze kilka godzin i będziemy na Berk - powiedziała Astrid do Szpadki, która powoli zasypiała uczepiona pleców przyjaciółki. Bliźniaczka pokiwała głową, a chwilę później już zapadła w głęboki sen. Astrid wzięła głęboki wdech. Latanie z takim obciążeniem było uciążliwe, ale blondynka nie chciała poprawiać się w siodle, by nie obudzić jeźdźczyni.
                 Dzieliło ich około czterdziestu kilometrów od rodzinnej wyspy, kiedy dopadła ich okropna ulewa. Deszcz lał się jak z cebra, a przeźroczyste krople były wielkiego oka śmiertnika.
Astrid obawiała się, że zaraz rozpęta się straszna burza, ale na szczęście wyspa zaczynała pojawiać się na cienkiej linii horyzontu.
- Nareszcie - szepnęła do siebie blondynka i uśmiechnęła się z ulgą. Była już bardzo zmęczona i jedyne o czym marzyła to tylko przytulić się do Czkawki, wziąć długą, gorącą kąpiel, zjeść coś i zasnąć w końcu na kilkanaście godzin. Nawet mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa.
Wszystkie smoki wylądowały w centrum Berk, ale stary Lotus nie zadął w róg, aby nie budzić mieszkańców.
- Jak dobrze widzieć stare śmieci - rzucił niemrawo Sączysmark, ale z uśmiechem. Wiking poklepał smoka, dając mu do zrozumienia, że jest z niego dumny.
Reszta zawtórowała mu z cichym śmiechem. Jeźdźcy naprawdę byli szczęśliwi, że dotarli do domu. Nawet kilkudniowa rozłąka nie działa na nich dobrze.
- Idźcie spać, ja zabiorę Szpadkę do Gothi - powiedziała zmęczonym głosem Astrid, trzymając pod rękę chorą przyjaciółkę. Szpadka wyglądała jakby miała wymiotować.
Śledzik i Nate zabrali jeszcze smoki do boksów, a Smark i Mieczyk pomogli Astrid zanieść Szpadkę do Gothi.
                            Dopiero godzinę później, kiedy była niemal trzecia w nocy Astrid weszła do domu. Dziewczyna rzuciła plecak z prowiantem na ziemię, potem rzuciła grube futra na komodę, a gdy skończyła, ruszyła do kuchni, gdzie iskrzyło się jeszcze ognisko.
Jeźdźczyni zrobiła sobie gorącą miętę, dodała miodu i z naparem ruszyła do jadalni, gdzie w kominku palił się większy ogień.
Nic nie mogło opisać radości, gdy blondynka rozejrzała się po pomieszczeniu, patrząc kolejno na rysunki męża. Razem było ich sześć. Ciemne ramki idealnie pasowały do wystroju wnętrz, komponując się tym samym do jasnych kafelek kominka.
Jedne rysunki przedstawiały Szczerbatka, Wichurę, dwa inne Czkawkę i Astrid, jeden Berk widzianą z profilu, a na ostatnim rysunku widniał szkic całej rodziny Haddocków: Valkę, Stoicka oraz Czkawkę i Astrid. Żona wodza musiała przyznać, że jej ukochany był niezwykle utalentowany.
- Astrid ? - Wyrwał ją miękki głos dobiegający ze schodów. Blondynka podniosła zmęczony wzrok i uśmiechnęła się na widok męża. Nie pomyślała, że jego widok tak bardzo ją uszczęśliwi. Czkawka przetarł oczy, jakby nie wierzył, że jego żona siedzi kilka metrów przed nim - jak na wyciągnięcie ręki.
- Cześć, skarbie - zaśmiała się cichutko, wysilając na uśmiech.
Chłopak czym prędzej zszedł ze schodów i wziął Astrid w ciasny uścisk.
- Jak dobrze mieć cię przy sobie - wyszeptał wódz, kryjąc twarz w szyi żony. Dziewczyna otoczyła go smukłymi ramionami, wdychając delikatny zapach jeźdźca.
- Też cieszę się, że jestem w domu - powiedziała, powoli odrywając się od ukochanego. Czkawka uśmiechnął się i nachylił, by złączyć usta żony ze swoimi. Tak bardzo tęsknił za smakiem jej malinowych ust, jej dotykiem, uśmiechem, po prostu za nią.
Dziewczyna jednak nie mogła wczuć się w słodką namiętność, gdyż zmęczenie powoli ją pochłaniało. Jeźdźczyni nie spała niemal czterdzieści godzin.
- Przepraszam cię, jestem zmęczona - westchnęła, dotykając delikatnie policzek szatyna. Czkawka zmarszczył czoło, ale skinął głową.
- Idź się połóż, ja rozpakuję twoją torbę.
- Najpierw musisz o czymś wiedzieć - zatrzymała go niepewnym głosem. Wódz popatrzył na nią zaskoczony, próbując odczytać emocje z oczu żony.
Kobieta pociągnęła jeźdźca na kanapę, zaczynając opowiadać najpierw o Grott, a potem o Syylin. Chłopak uważnie słuchał niebieskookiej, a gdy wspomniała o zerwaniu traktatu przez Hallę, zapadł w zadumę. 
- Czkawka, przepraszam cię - szepnęła ze skruchą, patrząc na profil męża. Chłopak skierował na nią moc zielonych oczu, a potem podniósł śmiesznie brwi.
- Za co mnie przepraszasz ? - Zdziwił się.
- Bo to moja wina, że Halla chce zerwać sojusz. Wydaje mi się, że za bardzo na nią naskoczyłam - wyżaliła się niebieskooka, kierując wzrok na stół. Czkawka uśmiechnął się pod nosem i wstał, idąc do kuchni. Po chwili przyniósł mały skrawek papieru, który podał żonie. Astrid szybko go rozwinęła i przeczytała w myślach. Z listu wynikało, że Halla już wcześniej miała pewne zastrzeżenia do paktu z Berk. Jeźdźczyni spojrzała na męża z zaskoczeniem.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej ? - Zapytała z wyrzutem, obserwując uważnie twarz ukochanego. Szatyn wzruszył ramionami, opierając się ciężko o miękką kanapę.
- Bo to ja jestem wodzem i nie powinnaś brać takiego ciężaru na siebie. Nie chcę cię wyciągać w politykę Berk z innymi wyspami - odpowiedział poważnie, a potem objął żonę ramieniem i pocałował w czoło z czułością.
- Przecież wiesz, że bym cię wysłuchała - nadąsała się. Dziewczyna nie była szczęśliwa, wiedząc, że jej mąż - wódz ukrywa takie rzeczy przed nią. Nawet jeśli robił to, aby uchronić ukochaną od niepotrzebnego stresu.
- Oczywiście, że wiem, ale pewne sprawy muszę załatwiać sam - rzucił jeździec, a jego usta wykrzywiły się w grymasie. Astrid popatrzyła na niego smutno. Nie chciała, żeby jakakolwiek rzecz dzieliła ją od Czkawki. Chciałaby, aby ich małżeństwo było jak najbardziej udane.
- I weź tu bądź żoną wodza - zaśmiała się, wtulając w ciepłą pierś swego mężczyzny.
- Przygotuję ci kąpiel, hm ? - Mruknął, widząc jak Astrid powoli zasypia.
- Poproszę - odparła z delikatnym uśmiechem, w duchu dziękując, że ma wspaniałego męża.
                         Pomimo wielkiego zmęczenia, Astrid nie spała dobrze. Kręciła się z boku na bok, ale sen nie przychodził. Dopiero świtem zdołała przysnąć, ale nie na długo. Dziewczyna przytuliła się do męża, czując miarowe i spokojne bicie jego serca. Astrid nadal czuła wyrzuty sumienia z powodu zerwania traktatu z Syylin, ale czasu już nie mogła cofnąć. Chciała w jakiś sposób naprawić swój błąd, ale na tę chwilę nie wiedziała w jaki sposób.
Czkawka wstał godzinę później, kiedy do sypialni wszedł Szczerbatek, budząc jeźdźców i domagając się śniadania. Smok narobił hałasu, ale ani wódz ani jego żona nie byli źli z tego powodu.
- Masz dziś dużo pracy ? - Zapytała Astrid, podpierając się o łokieć. Szatyn obrócił się w jej stronę i posłał delikatny uśmiech.
- Niewiele - odparł i zbliżył się do żony, stykając się z nią czołem. - Nadal się tym przejmujesz ? - Spytał smutno. Jeździec zauważył, że blondynka wykrzywia usta w grymasie, a potem padła na kolorowe poduszki.
- Dziwnie się z tym czuję - rzuciła niemrawo. Nie chciała nawet spojrzeć w oczy męża, bojąc się, że ujrzy w nich zawiedzenie.
Chłopak westchnął ciężko. Szczerbatek podszedł do niego i mruknął cicho, chcąc poprawić przyjacielowi humor.
- As, mówiłem, że to co się stało na Syylin, to nie twoja wina - mówił, chwyciwszy ciepłą dłoń wojowniczki. Astrid jakoś nie mogła się przekonać do pocieszających słów męża, mimo że naprawdę chciała.
- Może - powiedziała, podnosząc wzrok na Czkawkę. - Ale co ze smokami ?
Wódz podniósł dziewczynę i przytulił ją mocno do siebie, chcąc dodać jej otuchy.
- Coś wymyślimy. Jeszcze się nie zdarzyło, żebyśmy byli na straconej pozycji, prawda ? - Rzekł cicho do jej ucha, przez co przeszły jej przyjemne dreszcze.
- Obyś miał rację - odparła. Czkawka wiedząc, że jego wybranka jest w naprawdę kiepskim humorze powiedział:
- Zostań dziś w domu i odpocznij. Poproszę mamę, żeby dotrzymała ci towarzystwa - pocałował ją jeszcze w głowę i wstał z łóżka. Szczerbatek podskoczył radośnie, widząc jak jego jeździec już zbierał się do drogi. - Nie jestem małą dziewczynką - oburzyła się. Astrid wiedziała, że Czkawka chce dla niej jak najlepiej, ale czasami chłopak był zbyt troskliwy. 
- Nie marudź - rzucił ze śmiechem wódz, będą już na schodach.
Kiedy Astrid usłyszała, że szatyn wyszedł, wtuliła się w poduszki, starając się ukraść choć kilkanaście minut snu.
                      Dwie godziny później do domu wodza przyszła Valka, serdecznie witając się ze swoją synową. Astrid ugościła ją gorącą herbatą i zaprosiła do stołu, przy którym opowiedziała o misji. Valka słuchała uważnie, będąc w niemałym szoku, gdy wojowniczka dotarła do wątku o Halli.
- Czkawka musi tam lecieć - westchnęła Astrid, niezadowolona faktem, że jej mąż musi pojawiać się na tej parszywej wyspie.
- Oh, nie martw się, kochanie. Jestem pewna, że Czkawka coś wymyśli - uspokoiła ją starsza jeźdźczyni. Astrid zerknęła na nią z delikatnym uśmiechem. Dziewczyna tak bardzo zazdrościła Valce tego zapału do życia, optymizmu i myśli, że wszystko się ułoży.
- Zawsze zastanawiam się w jaki sposób możesz ciągle myśleć pozytywnie - powiedziała Astrid, patrząc na teściową. Valka uniosła głowę, śmiejąc się i pokazując przy tym białe zęby.
- Kwestia doświadczenia - odparła, wzruszając ramionami. - Kiedy będziesz w moim wieku, to się przekonasz - dodała.
                      Dziewczyna i Valka wyszły z domu dwadzieścia minut później. Przeszły się na targ, a potem rozeszły się w dwie różne drogi. Valka wspomniała, że chciała lecieć z Chmuroskokiem na małą wycieczkę, a Astrid miała zamiar odwiedzić Lauren i Szpadkę. Blondynka miała nadzieję, że bliźniaczka Mieczyka miewała się już lepiej. Zanim jeźdźczyni wybrała się do domu chorej przyjaciółki, kupiła u Phlegmy trochę owoców i herbatę liściastą. I tak z małym pakunkiem pod pachą, obrała drogę do domu Thorstonów.

- Proszę ! - Rozległ się damski, znajomy głos zza ciężkich drzwi. Astrid pochwyciła klamkę i wślizgnęła się do środka budynku. W środku było bardzo jasno. Ogień od ogniska rzucał światło na całą izbę, która jednak nie była wielka. Dziewczyna, znając drogę, ruszyła do pokoju Szpadki, który mieścił się na prawo od łazienki.
Gdy żona wodza weszła do pokoiku, ujrzała przyjaciółkę leżącą pod grubym kocem. Za plecami jeźdźczyni znajdowały się zielone poduszki.
- Jak się czujesz ? - Spytała dziewczyna, kładąc drobny prezent na szafce nocnej.
- Trochę lepiej - odparła z chrypą. Astrid zauważyła jak policzki i nos Szpadki stają się jeszcze bardziej czerwone. Dziewczyna co chwilę pociągała nosem, z trudem biorąc głębszy wdech.
- A Mieczyk gdzie jest ? - Zapytała zdziwiona niebieskooka, rozglądając się po pokoju, jakby chłopak miałby zaraz się zmaterializować.
- Poszedł wyczyścić Jota i Wyma - odparła niemrawo. Bliźniaczka była najwyraźniej bardzo zmęczona. Szare oczy Thorston były przygasłe, a cera pod oczyma  granatowo-fioletowa.
Astrid znów poczuła jak żołądek się jej skręca. Tak bardzo była zła na siebie za to, że zawiodła podczas ostatniej misji. Na dodatek pozostali jeźdźcy zostali narażeni na niebezpieczeństwo, a Szpadka rozchorowała się na dobre.
- Gdybym wiedziała, że tak to się skończy - powiedziała z żalem jeźdźczyni śmiertnika.
Szpadka machnęła ręką, przy okazji biorąc chusteczkę, by wytrzeć nos.
- Daj spokój. Niby skąd mogłaś wiedzieć ? - Żachnęła Szpadka.
Zapadła cisza. Astrid przekręciła się na krześle i westchnęła.
- A jak to odkręcić ? - Zapytała z nadzieją. - Nie chcę kłopotów na Berk...
- Może Czkawka przekona tą całą Hallę ? - Rzuciła propozycję. Astrid prychnęła cicho pod nosem. Gdyby to było możliwe, pomyślała.
- A pozostałe wyspy? Tam też smoki są zagrożone - stęknęła, opierając się z bólem głowy o krzesło. Szpadka posłała jej współczujący uśmiech.
Obie dziewczyny zastanawiały się przez chwilę. Astrid była przy granicy wytrzymałości. Miała wrażenie, że zaraz wybuchnie frustracją.
- Ej, a gdyby tak zorganizować jakieś spotkanie i pokazać, że ze smokami da się żyć ? Jak byliśmy młodsi pokazaliśmy zwierzętom, że smoki nie są wcale brutalnymi gadami - rzekła Szpadka. Jej twarz wyglądała jakby miała świecić. Zaś Astrid spojrzała na nią niepewnie, ale po chwili namysłu na jej ustach pojawił się uśmiech.
- W sumie to może się udać - rzekła z większym entuzjazmem Astrid. Młoda kobieta podniosła się i przytuliła mocno przyjaciółkę.
- Szpadka, jesteś genialna! - Wykrzyknęła, na co chora prychnęła.
- Dziwię się, że dopiero teraz to zauważyłaś...




Wiem, że ostatnio Was zaniedbuję, ale nie mam zbytnio chęci do pisania ;/ Skupiłam się bardziej na Wattpadzie, ale postaram się, aby co tydzień rozdział pojawiał się również na blogu :) 
Do nn-a !