Umowa
Świt powitał Czkawkę i Szczerbatka mrozem, a samo słońce leniwie
wstało znacznie późnej niż wódz przypuszczał. Pomimo zimna chłopak nie
tracił zapału i dobrego humoru. Jedyne, co mogło go trapić to
nastawienie Halli. Astrid na każdym kroku wspominała chłodne słowa
przywódczyni Syylin. Chłopak widział przejęcie swej żony i dlatego
starał się podchodzić do tematu na luzie, choć sam nie był dobrej myśli.
Leciał na wyspę, nie do końca wiedząc, czy wizyta skończy się
podpisaniem wymowy sojuszu czy może ugodą.
- Czasem nie chce mi
się być wodzem - mruknął do Szczerbatka, prostując plecy, które
strzyknęły na skutek ruchu. Szatyn zrobił dla rozluźnienia jeszcze kilka
kółek głową, a potem rozejrzał się wokół. Nic oprócz
jasnopomarańczowego nieba - pomyślał. Zazwyczaj cieszyłby się z takiego
widoku, ale myśląc o sprawie, którą musiał załatwić, jakoś nie bardzo
mógł czerpać przyjemności z lotu.
Od niechcenia wyjął mapę
Archipelagu i dokładnie się jej przyjrzał. Wyspa powinna być zauważalna
po jakiejś godzinie - pomyślał zirytowany. Chłopak nienawidził nudnych,
monotonnych lotów, ale w tej sytuacji nie chciał przemęczać Szczerbatka
beczkami czy innymi powietrznymi akrobacjami. Jedyne czego pragnął, to
dolecieć na miejsce, załatać to co trzeba i szybko wrócić do domu.
Zielonooki
wiking schował żółtą mapę do torby, a potem chwycił skórzane rączki,
które wymyślił lata temu, aby loty z nocną furią były znacznie
przyjemniejsze.
Po ponad godzinie Czkawka dotarł na
miejsce. Smok wylądował na wzgórzu, wzbudzając od razu ogromną ciekawość
tubylców. Mała grupa dzieci zbladła, a potem pouciekała z piskiem do
domów. Szatyn pogłaskał Szczerbatka po dużej głowie, tym samym
uspokajając, choć czarny gad nie okazywał zbytniego zdenerwowania.
-
Miewam, że to ty jesteś wodzem Berk - usłyszał charpliwy głos. Gdy
Czkawka obrócił się w lewą stronę, zobaczył rosłego Wikinga. Jasna broda
mężczyzny przykrywała kawałek blizny, która rozpoczynała się od lewego
ucha, a kończyła przy ustach. Wódz Wandali zarugał kilka razy i oderwał
wzrok od skazy, udając, że wcale nie jest ona dziwna.
- To ja,
Czkawka Haddock - odparł poważnie, prostując się, jakby chciał dodać
sobie kilka centymetrów wzrostu. Rozmówca podniósł prawą brew, a jego
wyraz twarzy jakby krzyczał szyderczo "spodziewałem się czegoś lepszego
".
Jednak wojownik odziany w grube futro odchrząknął tylko i skinął na drogę, która kierowała w dół, do wioski.
-
Nasza przywódczyni wyczekuje pana - powiedział z nieoczekiwaną oznaką
kultury. Chłopak uśmiechnął się krzywo na te słowa. - Proszę za mną -
dodał Wiking i nie czekając, odwrócił się, schodząc po kamiennej
ścieżce.
Czkawka ocknął się i szybkim krokiem dogonił rozmówcę.
Do
domu Halli dotarli po kilku minutach. Szczerbatek kroczył tuż za nimi,
uważnie obserwując miecz i ręce przewodnika, jakby mężczyzna mógł w
każdej chwili sięgnąć po broń i w sekundę przebić nią serce wodza Berk.
Jednak wojownik szedł szybkim i pewnym krokiem, a jego oczy kierowane w
lewą stronę skupiały się na piorunowaniu mieszkańców Syylin.
-
Twój smok zostaje na zewnątrz - poinformował przewodnik, kiedy on i
Czkawka znaleźli się przed siedzibą Halli. Szczerbatek zawarczał cicho,
wiedząc o czym mówi Syylińczyk.
- Spokojnie, mordko, nic mi nie
będzie - powiedział szatyn do przyjaciela. Zielonooki starał się jakoś
uspokoić temperament gada, ale nocna furia wciąż surowo zerkała na
potężnego Wikinga.
W końcu Czkawka skinął głową i zapukawszy do drzwi, wszedł do środka.
Halla
poniosła wzrok na gościa, który nagle pojawił się w progu. Gdy
rozpoznała w nim Czkawkę Haddocka, przez jej twarz przeszedł jakby cień
uśmiechu.
- Witam na Syylin, wodzu Berk - powiedziała oficjalnym głosem przywódczyni, kładąc dłoń na mahoniowy stół.
- Witaj, Hallo - rzekł pewnie Czkawka, podchodząc bliżej. Kobieta gestem ręki nakazała, aby jeździec spoczął na krześle.
-
Szczerze mówiąc, spodziewałam się całego orszaku z tobą na czele -
zaczęła miło rozmowę, kładąc chude stopy na podnóżek. Czkawka skrzywił
się. Nigdy nie uważał siebie za ważną osobowość, choć legendy o nim
krążyły na całym świecie. Powinien czuć się wyróżniony, ale Czkawka
zawsze sądził o sobie jak o prostym chłopaku.
- Nie chciałem tak
tego załatwiać - wyznał, poprawiając się w krześle. Jego wzrok odnalazł
wzrok Halli, a Czkawka poczuł się nieswojo. Nagle przypomniał sobie o
skaleczonej twarzy kobiety, ale jakoś nigdy nie zwracał na to uwagi.
-
Twoi wysłannicy nie omieszkali w słowach - powiedziała z wyrzutem,
wbijając spojrzenie w wodza Wandali. Czkawka potwierdził to, skinając
głową.
- Cóż, moi przyjaciele nieco inaczej podchodzą do tego typu
spraw - usprawiedliwił ich szatyn i posłał sojuszniczce niepewny
uśmiech.
Przez chwilę Halla milczała. Patrzyła tylko na młodego
wodza, jakby chciała cokolwiek odczytać z jego piegowatej twarzy.
Jedyne, co zauważyła, była pewność, która biła z jego szkarłatnych oczu.
-
No tak, to powinno być dla mnie oczywiste - rzekła niemrawo. - Więc,
Czkawko, jakie masz zdanie na zerwanie naszego sojuszu. Oczywiście liczę
się ze wszelką krytyką - zapytała, zaplatając dłonie, by następnie
ułożyć je na brzuchu.
- Jeśli mam być szczerzy, to zadowolony nie
jestem - rzekł, nie siląc się nawet na poważny ton wodza, który zapewne
Halla od niego oczekiwała. Mówił lekko, zupełnie jakby rozmawiał z
przyjacielem, nie przywódcą ważnego klanu. - Jeśli naprawdę nie widzisz
przyszłości dla naszego sojuszu, podpiszę ten papier, ale zanim to
zrobię, chcę złożyć pewną propozycję.
Halla podniosła w zaskoczeniu brew i wpatrzyła się z uwagą w wodza, najwyraźniej zaintrygowana jego słowami.
- Jaką propozycję ? - Spytała wysokim tonem. Kobieta zdjęła nogi z podnóżka i podparła podbródek o ręce.
-
Zapraszam cię na smocze wyścigi. Oprócz ciebie chcę też, aby przybyli
inni przedstawiciele zagrożonych wysp na Południu - wyjaśnił z
uśmiechem.
- Naprawdę sądzisz, że jakieś wyścigi gadów załatwią
sprawę ? - Rzuciła kpiąco, kręcąc głową. Halla przeczesała ręką krótkie
włosy i oparła się z westchnieniem o stare krzesło.
- Wyścig
smoków i ich jeźdźców - wyjaśnił z nutą złości. Niecierpiał, gdy ktoś
obrażał smoki, mówiąc o nich jak o bezużytecznych rzeczach. - Wiem, że
wiele wysp Południowego Archipelagu nie wierzy w to, że na Berk możemy
wytresować smoka, dlatego na własne oczy zobaczą, że na naszej wyspie
nie ma rzeczy niemożliwych - wyjaśnił twardo, wpatrując się w szare oczy
przywódczyni. Czkawka wiedział, że jest to ruch ryzykowny, ale jeśli
Halla się zgodzi, jest szansa na ocalenie smoków żyjących na Syylin i
innych południowych wyspach.
- Mam rozumieć, że wytresujesz smoka
przed całym zgromadzeniem ? - Zapytała po chwilowym namyśle, a Czkawka
skinął głową, potwierdzając. - Jesteś strasznie nieustępliwy - mruknęła.
-
Zrozum, że chcę ochronić smoki. Jeśli mi na to nie pozwolisz, zginą
niewinne stworzenia - powiedział, a oczy Halli nagle rozbłysły
tajemniczo.
- Wcale nie takie niewinne - żachnęła, przejeżdżając
palcami po lewej stronie twarzy, pokazując tym samym okropne blizny po
cięciach. Czkawka poczuł jakby ktoś związał mu ręce. Musiał z jednej
strony zrozumieć Hallę - kobieta ma niepodważalny dowód na to, aby
nienawidzić smoków.
- Doskonale rozumiem twój ból - rzekł cicho,
dotykając lewą dłonią początek swojej metalowej nogi. - Ale my, ludzie,
również nie jesteśmy bez winy wobec smoków - dodał miękko, a twarz
rozmówczyni złagodniała.
- Być może - odpowiedziała - ale wiesz
jacy są ludzie. Smoki to szkodniki, które trzeba wytępić, koniec kropka.
A jedna wyspa chroniąca smoki nie wystarczy, Czkawko.
- Dlatego
chcę to zmienić - upierał się, na co Halla roześmiała się znów. -
Przyjedź na smocze wyścigi, a obiecuję, że się nie zawiedziesz.
Teraz pomiędzy przywódcami zawisła cisza, przerywana tylko odgłosami wydobywającymi się z zewnątrz.
Halla
biła się z myślami. Z jednej strony chciała nienawidzić smoków za to co
jej zrobiły, ale z drugiej... Prośby i argumenty młodego wodza Berk
nieco ją poruszyły, a jakąś cząstka Halli chciała zaryzykować po raz
ostatni.
- Dobrze, przypłynę na smocze wyścigi, ale jeśli nie będę
przekonana, podpiszesz wymowę sojuszu - powiedziała poważnie i
wyciągnęła dłoń Czkawka przypatrzył się jej z małym wahaniem. Widział,
że wojownicy z Syylin są chyba najlepiej wyszkolonymi, więc w razie
wojny, Halla mogłaby pomóc Berk. Teraz, gdy młody wódz ścisnął dłoń
przywódczyni, postawił wszystko na jedną kartę.
Czkawka
został na wyspie jeszcze dwie godziny, chodząc ze Szczerbatkiem po
brzegu oceanu. Oczywiście nie obyło się bez gapiów. Za wodzem i jego
smoczym przyjacielem przyszła niewielka grupa ciekawskich dzieci i
nastolatków. Czkawka starał się nie zwracać uwagi na młodych mieszkańców
Syylin. Sam stał w wodzie, rzucając w nią kamyki. Myślał o tym, czy uda
mu się przekonać przywódców do smoków. Za każdym razem jego
umiejętności dyplomatyczne zostawały poddane próbom, a sam Czkawka czuł,
że nie da rady, że się podda. Z pewnością dzięki Astrid, Valce,
przyjaciołom i dawnym radom Stoicka chłopak znajdował wyjście nawet z
trudnej sytuacji. Czkawka mimowolnie zerknął na Szczerbatka, który
beztrosko skakał w nieskazitelnie czystej wodzie.
Co by zrobił, gdyby zabrakłoby i jego?
Co z tego, że to zwierzę ? Co z tego, że nie potrafi mówić, skoro ci dwaj tak dobrze się rozumieją ?
Dlaczego
ludzie muszą być tak krótkowzroczni...- pomyślał z przekąsem Czkawka,
rzucając ostatni kamyk do wody. Szczerbatek wywalił język na wierzch i
podbiegł do przyjaciela, wpychając swą ogromną głowę pod ramię wodza.
-
Wielka dzidzia chce pieszczot ? - Zaśmiał się chłopak, drapiąc smoka.
Szczerbatek zamknął oczy z rozkoszą i pochylił się, by szatyn podrapał
go jeszcze w szyję. - No, koniec tego dobrego. Czas na nas - powiedział
niemrawo i wskoczył na siodło przyjaciela. Zanim wódz Berk wyruszył w
drogę powrotną, pożegnał się jeszcze z Hallą, a potem wybył z wyspy.
Kiedy tylko Syylin zniknęła mu z oczu, poczuł dziwną ulgę.
Dzisiejszy
dzień dla każdego Wikinga był wręcz nie do wytrzymania. Raz świeciło
słońce, a chwilę później niebo rozrywało się, sprawiając, że z ciemnych
chmur lunął deszcz. Rolnicy w końcu porzucili pracę i zaszyli się w
karczmie albo w ciepłych domach.
Astrid również miała dość. Mimo
że od rana siedziała wraz z Valką w domu Pyskacza, chciała widzieć
piękną, złotą jesień, a nie szary dzień z dodatkiem deszczu wielkości
groszku. Nawet trzeci kubek grzanego naparu niewiele pomagał. Dziewczyna
wraz z teściową siedziała przy stole, starannie pisząc listy do pięciu
przywódców, które wybrał Czkawka.
Pyskacz krzątał się po kuchni,
porządkując świeżo umyte talerze. Pomieszczenie było naprawdę małe,
mieściło się tuż nad warsztatem kowala, ale dla samotnego wilka jakim
jest Pyskacz, było idealne. Niewielki pokój, łazienka oraz kuchnia,
którą oświetlały okna znajdujące się z przodu i z tyłu mieszkania. Na
swój sposób część mieszkalna Pyskacza była urocza, gdyby nie ciągły
bałagan, którego Gbur nienawidził sprzątać.
- Widzę, że nie masz
humoru - zaczęła Valka po bardzo długim milczeniu. Kobieta spojrzała na
swoją synową z łagodnym, matczynym uśmiechem. Astrid oderwała pióro od
kartki i spojrzała zmęczona na jeźdźczynię.
- Martwię się, czy
wyścigi smoków cokolwiek zmienią - wytłumaczyła niemrawo, a potem
sięgnęła po kubek, w którym znajdowała się resztka ziółek. - Wcześniej
wydawało mi się, że wystarczy pokazać ludziom smoki od tej dobrej
strony, ale przez ostatni czas wszyscy się tak bardzo zmienili... -
wyżaliła się blondyna, wzdychając ciężko.
- Każdy teraz chce dbać o
swoje bezpieczeństwo. Nie możemy ludzi za to winić - odrzekła szatynka
jak zawsze spokojnym głosem. Astrid spojrzała na nią z ciekawskim
wzrokiem, jakby Valka okazała się być największym cudem świata.
-
Wiem, ale to frustrujące, nie uważasz ? - Spytała, patrząc teraz jak
Pyskacz dosiada się do stołu. Stary wiking rzucił okiem na Valkę, a
potem na Astrid.
- Według twojego punktu widzenia, owszem -
zaśmiała się starsza jeźdźczyni. - Dlatego jest od tego dyplomacja,
kochanie. Poza tym, ja wierzę, że Czkawka przekona choć jednego
przywódcę do zaprzestania eksterminacji smoków - puściła do niej oczko, a
potem schyliła głowę, by skupić się na podpisaniu listu do przywódcy
Grot - Gerarda, który został zaproszony, jako przyjaciel, ale również
jako "argument", że nie tylko Berk może tresować smoki.
Wojowniczka
spojrzała na Pyskacza, który wolno przeżuwał marchewkę. Mężczyzna do
tej pory jedynie przysłuchiwał się rozmowie kobiet.
- No co? -
Burknął zmieszany kowal, ujrzawszy minę Astrid. - Valka ma rację. Wy,
młodzi, chcieliście załatwić wszystko po łatwiźnie - skomentował i
zaśmiał się, a Valka wraz z nim.
Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami i chwyciła pióro, by skończyć pracę na dziś.
Smocze
wyścigi miały odbyć się czterdzieści dni przed Snoggletogiem, więc
zaproszeni przywódcy mieli dużo czasu na odpowiedź, a przybycie gości z
najdalej położonej wyspy zajmowało pięć dni.
Nate dobrze
rozplanował sprzątanie Berk, więc wyspa godnie się reprezentowała, a
nawet jakby przybrała żywszych kolorów. Jeśli chodzi o wygląd areny,
chorągwie już powoli się pojawiały. Dwie latanie zostały ozdobione przez
bliźnięta, więc nie było nawet cienia wątpliwości, aby gospodarze
spotkania nie wyrobili się przed przyjazdem zaproszonych. Lauren
pomyślała jeszcze o domkach, które stały blisko lasu. Lekarka wraz ze
swoimi uczniami zajęła się sprzątaniem budynków i przygotowaniem ich
przed przyjazdem gości.
Czkawka chciał zaprosić sześć wysp: Grot, Syylin, O'ahu, Andros, Halland oraz wyspa o dźwięcznej nazwie Skania.
Astrid nie słyszała wcześniej o tych wyspach, oprócz Syylin i Grot. Blondynka znów pomyślała, jak mało jeszcze wie o świecie...
Ponad
trzy godziny później do domu przybyli wódz oraz Szczerbatek. Szatyn
przywitał się miło z Wikingami, a potem uciekł przed deszczem do
Akademii, na której powiewało już kilka chorągwi. Szatynowi aż
zaświeciły się oczy z podniecenia na myśl o zbliżających się wyścigach.
Ostatnie na Berk odbyły się na początku roku, więc każdy mieszkaniec był
spragniony dawki emocji.
- No i co ty na to, kolego ? - Spytał z
rozbawieniem wódz, śmiejąc się do przyjaciela. Szczerbatek podskoczył w
miejscu, patrząc na młodego Wikinga z iskierkami w ślepiach. Chłopak
podkręcił głową, pokazując zęby w uśmiechu. Kiedy stał tak pośrodku
areny, czuł dumę i pewnością, że ten dość szalony pomysł może się udać. W
tej chwili mocno wierzył, że może odmienić los biednych smoków i nawet
sam Odyn nie mógł odebrać mu tej wiary.
Troszkę spóźniony, ale i tak lepsze to, gdyż chciałam wstawić rozdział dopiero w środę :p
Mam nadzieję, że się spodobało ! Nie zapomnijcie zostawić opinii, będzie mi bardzo miło ;3
Jestem oczarowana jak zwykle! Cieszę się, że Czkawka wpadł na Syylin... Ale no... Nie było rozpierduchy... Smutam ciut, choć wierzę, że mnie jeszcze pozytywnie zaskoczysz. Ty potrafisz więc w sumie to nie ma się czym martwić. Pragnę widzieć zwycięstwo Hicc'a, bo go ogromnie faworyzuje i zawsze jak spojrzę na te cudne zdjęcia, wiem, że kocham go jeszcze bardziej ^^
OdpowiedzUsuńTo tyle Misia <3
Mam pewniem pomysł na scenkę,ale będzie dość... stresująca dla fanów xD Szczerbatek będzie miał przerąbane - tyle powiem 😂😂
UsuńDziękuję misia i do nna! 😘
Jak tylko zobaczyłam, że wstawiłaś nowy rozdział bardzo się ucieszyłam ^^
OdpowiedzUsuńZaczęłam nawet piszczeć na cały dom, jednak się opamiętałam i dałam sobie w twarz :-D Poza tym nie chciałam marnować czasu, więc zabrałam się za czytanie °°°
Moja opinia???
To jest takie... zarąbiste!!! Ta charyzma, ten charakter oddany w tym opku... Dobra. Sama nie rozumiem z tego co piszę :-P
Czekam na kolejny rozdział :-D
Też Tak mam, kiedy ktoś wstawi wyczekiwany rozdział :p
UsuńStarałam się nawiązać do charakteru i myśli Czkawki, co chyba mi się udało :3
Dziękuję Ci bardzo za komentarz ♡
Kiedy będzie następny rozdział? Ta Halla się zdziwi,jak zobaczy scigajace się ,,gady" 😂👌
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny rozdział? Ta Halla się zdziwi,jak zobaczy scigajace się ,,gady" 😂👌
OdpowiedzUsuńNie wiem, kochana :/ Mam na głowie wattpada, tego bloga i na dodatek wracam do innego bloga... Postaram się napisać jak najszybciej. :D ♡
Usuń