Furia
Czkawka czuł się otępiały. Zdawało mu się, że widzi jakby przez mgłę. Serce biło jak oszalałe a adrenalina zmyła resztki snu sprzed oczu. Szczerbatek ryknął groźnie, gdy Czkawka po raz kolejny zbyt mocno zacisnął ręce na uprzęży smoka. Chłopak oprzytomniał szybko i nakazał Nocnej Furii do ataku. Gad splunął ogromną, fioletową plazmą, podpalając dwa statki Arranów.
Wódz Berk musiał znaleźć Logana. Jak Arran mógł zrobić to przyjacielowi? Czkawka był wściekły, ale i przerażony. Byli przyjaciele przypłynęli z wielką armią, lecz Berk miało smoki. Szatyn chciał wierzyć, że to wystarczy, ale bardzo obawiał się o swój lud. Czkawka zdał się całkowicie na Szczerbataka, zaś sam pogrążony był w myślach, Czyżby sojusz był tylko zmyłką? Co jeśli Arrani chcieli się tylko więcej dowiedzieć o smokach i sposobach ich tresowania ?
Jeździec zaklął pod nosem i z ogromną szybkością przeleciał nad palącymi się łodziami. Pozostali wikingowie starali się odeprzeć wrogów z powrotem na plaże, jednak słabo im to szło. Nate i Sączysmark właśnie zagrodzili małemu oddziałowi dotarcie do zbrojowni, gdzie znajdowała się zapasowa broń. Wódz, nagle przytomniejąc, rozejrzał się za Astrid. Nie mógł jej dojrzeć, ale ufał, że dziewczyna sobie radzi. Ponownie wrócił do rozglądania się za Loganem.
Widok palących się łodzi, zamieszanie wśród obrońców Berk dodatkowo stresował Czkawkę. To na jego barkach spoczywała odpowiedzialność za bezpieczeństwo, którego nie zapewnił. Szpadka i Mieczyk właśnie zdążyli wrzucić do lodowatego oceanu kolejnych Arranów. Jak długo to potrwa? Pytał sam siebie Czkawka, widząc śmierć swoich ludzi. Wściekły rzucił się na jakiegoś nieznanego wroga i z pomocą Nocnej Furii zdążył zadać mu śmiertelny cios. Skoro byli sojusznicy mogli stosować taką brutalność, to dlaczego on nie mógł? Czkawka skrzywił się. Nigdy nie chciał zabijać, ale w grę wchodziły setki żyć wikingów. Ludzi, których kochał. Teraz nie mógł pokazać słabości, musiał być ostry. Nie cofać się przed niczym. Powtórzył w myślach, atakując kolejną łódź.
Nate i Sączysmark tworzyli zgraną parę. Rozumieli się doskonale i jeszcze skuteczniej atakowali i bronili. Wikingowie zajęli się wschodnią częścią Berk, gdzie małe grupki sabotażowe próbowały przedrzeć się do schronów,gdzie Valka i Śledzik bronili dzieci i ludzi starszych. Piorun i Hakokieł połączyli kule ognia, które po zetknięciu z ziemią, wybuchały.
- Tak!- Krzyknął uradowany Smark, podnosząc do góry rękę w geście zwycięstwa, choć zdążył rozgromić jedynie kilkuosobową grupę. Nate uśmiechnął się krzywo i spojrzał na centrum wioski, gdzie Astrid wraz z Wichurą powstrzymywała najeźdźców. Chłopaka nagle przeszły ciarki, kiedy pomyślał o Lauren. Nerwowo spojrzał na Pioruna a potem na Jorgersona i krzyknął do niego:
- Lecę do centrum!- Smark kiwnął tylko głową i wpatrzony z uśmiechem na Arranów dogonił uciekających niedobitków. Smok Nate'a szybko znalazł się w sercu wioski, spluwając przed dwójkę wikingów, którzy byli o włos przed śmiercią. Mężczyźni szybko podnieśli się i zamachnęli toporami, pozbawiając życia nieprzyjaciół.
- Pomóc ci?- Spytał Astrid, która lądowała, by uderzyć toporem kolejnego wroga.
- Radzę sobie! - Krzyknęła i z powrotem wskoczyła na grzbiet ukochanej smoczycy. Nate spojrzał na nią ze strachem w oczach. Chłopak był bliski załamania, pomyślała blondyna i badawczo przyglądałam mu się.
- Lauren jest w schronie?- Spytał, przekrzykując ogromny hałas.
- Tak!- Krzyknęła.- Nie martw się!
Zanim Nate chciał coś odpowiedzieć, dziewczyna popędziła do portu, gdzie zauważyła Czkawkę niszczącego łodzie, aby Arrani nie mogli uciec.
Czarnowłosy zawrócił Pioruna i poleciał na południowy zachód, gdzie w grotach ukrywali się mieszkańcy Berk. Nate nie miał pojęcia, czy wyspa przegrywa tę bitwę czy też wygrywa. Niczego nie rozumiał. Walczył jak robot; jakby krew, śmierci wrzaski ani trochę go nie ruszały. Musiał zobaczyć, czy Lauren i pozostali są bezpieczni. Chłopak starał się nie myśleć w takich chwilach o słodkiej szatynce, ale, mimo starań, nie mógł. Kiedy Lauren się uśmiechała, jego serce dziwnie drżało. Odkąd jego siostra i matka zginęły, nie chciał dopuszczać do siebie żadnych emocji, jednak przyjaciółka za bardzo namieszała mu w głowie.
Nate złapał mocniej siodło i skupił się na krótkim locie. Szybko wylądował koło Jaskiń bogini Nocy- Nott i wślizgnął się do małego przejścia. Piorun niestety nie mieścił się w wąskiej szczelinie, więc odleciał. A żeby nie zdradzać kryjówki mieszkańców Berk obserwował jaskinie z bardzo wysoka.
Kamienny korytarz był wąski, ale spokojnie można było przez niego przebiec. Zdenerwowany Nate mknął szybko do głównego holu, gdzie, jak przypuszczał, znajdywali się wikingowie.
Biegł, omijając małe przeszkody i bazgroły narysowane na ścianach przez dzieci, Musiał zobaczyć, czy każdy jest bezpieczny. Ta chęć była silniejsza od niego, zupełnie jak narkotyk. Po kilku minutach wpadł na grube drzwi, wykonane z gronkielowego żelaza. Przy nich stali dwaj silni strażnicy, którzy na widok jeźdźca bardzo się zdziwili.
- Nate, co się dzieje?- Zapytał jeden z nich. Był wysoki i bardzo umięśniony, a jego okrągłą twarz przykrywała bujna, ruda broda.
- Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku- odpowiedział, patrząc dziko na drzwi, jakby chciał je wypalić wzrokiem.
- Tutaj jest spokój, a jak w wiosce?- Rzekł drugi z wikingów, zwany Trollem, ponieważ był niski, gruby i ciągle ubierał się na zielono, zupełnie jak małe ludziki, w które wierzyła połowa Berk.
- Nieciekawie- mruknął zmęczony jeździec.- Mogę wejść?
- Jeśli musisz- oparł ten wysoki i przysunął śmiercionośną włócznię bliżej siebie. Nate skinął głową w podziękowaniu i przemknął przez dwójkę rodaków. Drzwi otworzyły się powoli, a oczom chłopaka ukazała się grupa ludzi, którzy rozsiani byli po całym holu. Na jego środku paliło się ogromne ognisko, po prawej stronie stały beczki z jedzeniem i woda.
Każdy podniósł zaciekawiony wzrok na przybysza. Starcy natychmiast wstali i zaczęli między sobą szeptać. Zanim ktokolwiek zaczął zadawać pytania, koło Nate stanęła Valka.
- Czy coś się stało?- Spytała, a jej usta drżały. Kobieta pomyślała o wiosce, Czkawce, a serce jeźdźczyni natychmiast wypełniał smutek i strach.
- Na razie nie- mruknął przybity. Rozejrzał się po wielkiej sali, ale nie dostrzegł Lauren. - Jeźdźcy robią, co mogą, by zatrzymać Arranów, ale jest ich bardzo dużo.
Nagle z małego tłumu podsłuchiwaczy wyłoniła się niska szatynka o czekoladowych oczach. Gdy zobaczyła Nate, odetchnęła z ulgą i pobiegła do niego, od razu rzucając mu się na szyje. Chłopak przytulił ją bardzo mocno, wdychając zapach ziół, którymi lekarka zawsze pachniała. Nate nagle zapomniał o gapiach, liczyła się dla niego tylko Lauren. Dziewczyna oderwała się w końcu,ale w jej oczach błyszczały łzy.
- Myślałam, że coś się stało- wyznała szczerze, ale z lekkim uśmiechem.
- Wykurzymy ich z wyspy- obiecał z pewnością. Dziewczyna skinęła głową i spojrzała w dół. Nie zauważyła, że czarnowłosy trzymał mocno jej drobne dłonie.
- Nate, może powinniśmy dołączyć do pozostałych?- Spytał Śledzik, stając za przyjacielem. Jeździec westchnął ciężko i dyskretnie puścił dłonie Lauren.
- Nie możemy zostawić dzieci i starców- odparł, patrząc jak kobieta przytula małą dziewczynkę do swojej piersi.
- Są tutaj dobrze wyszkoleni wojownicy- powiedziała Valka, spoglądając na każdego wikinga.- Ale dla pewności, może Śledzik zostanie, a ja pomogę?
Otyły blondyn od razu zgodził się na tę propozycję, choć z ciężkim sercem. Śledzik nigdy nie wykazywał zapału do bycia prawdziwym wikingiem- wojownikiem, ale los wyspy bardzo go martwił. Nikt nie chciałby, aby jego rodzinny dom został odebrany bezpowrotnie.
- No, dobrze- rzekł z westchnieniem Nate. Valka skinęła głową i zawołała Chmuroskoka. Smoki musiały wlatywać wejściem tylnym, które Czkawka nakazał zrobić właśnie na takie okoliczności.
Kilka minut później matka wodza i czarnowłosy jeździec wylecieli na grzbiecie smoka kobiety, kierując się od razu na północne plaże. Chłopak w międzyczasie zawołał swego przyjaciela i szybko wskoczył na jego chropowate plecy.
Ta strona Berk była spokojna, jakby dziejąca się dalej bitwa nie istniała, Valka westchnęła smutno i założyła swój hełm, Jednak zanim to zrobiła, ktoś wystrzelił siecią i szatynka wraz ze smokiem spadła na zachodnią plażę, gdzie znajdywały się również najstarsze groty Berk.
- Valka!- krzyknął przerażony Nate i zapikował w dół. chcąc uwolnić matkę Czkawki. Chmuroskok był jednak szybszy, przepalił sieć i złapał jeźdźczynię. Cała czwórka spojrzała, skąd wystrzelono siec. Nate wytężył wzrok i zauważył Logana. Wściekłość zawładnęła jego umysłem i zanim się zorientował, znalazł się naprzeciw byłego przyjaciela.
- Nareszcie!- Krzyknął szatyn, otwierając szeroko ramiona. Na jego ustach krył się złowieszczy uśmieszek, podobny do Dagura. Wokół Logana stało zaledwie pięć osób, w tym Ethan, który przypominał kogoś z Berk, lecz Nate szybko o nim zapomniał i skupił się na byłym przyjacielu.
- Jak mogłeś zdradzić Berk!?- Wrzasnął zsiadając z Pioruna i biorąc do ręki miecz. Szaleniec zaśmiał się gardłowo.
- Nie chodzi mi o tę beznadziejną wyspę, tylko o ciebie.- Jeździec zmarszczył czoło, patrząc ciągle na ruchy Logana i jego ludzi, którzy byli dziwnie spokojni. Nate zauważył, że nie ma z nimi Valki. Kobieta wykorzystała nieuwagę wrogów i poleciała po pomoc!
- Nie uważasz, że pora wyrównać rachunki?- Zapytał Arran i wyszedł na ląd ze starej łodzi. W ręku trzymał dobrze znany Nate'owi miecz. Był to oręż Agnara.
- Śmierć Cory była twoją winą- warknął chłopak i rzucił się na szatyna, który zręcznie odparł atak.- Gdybyś nie wtrącał się w nie swoje sprawy, ona wciąż by żyła!- Jego serce wypełniał gniew, strach, żal i poczucie winy. Tak bardzo kochał swoją siostrę, a Logan.... Logan odebrał mu ją. Na zawsze.
- Moja wina?- Prychnął, patrząc w chłodne oczy Nate, gdy ich miecze się ponownie skrzyżowały.- Spadła z klifu, bo jej głupi brat sprowadził smoka!- Jeździec kopnął mocno Logana w prawe kolano, które niegdyś szatyn uszkodził. Wykorzystując jego chwilową nieuwagę, ciemnowłosy przeciął mieczem policzek szaleńca.
- Tylko na tyle cię stać?- Prychnął Logan, spluwając śliną. Nate ścisnął mocniej klingę miecza i ponownie rzucił się do ataku.
Valka znalazła Czkawkę, który właśnie doganiał ostatnich uciekinierów. Wodzowi zdawało się to dziwne, gdyż uważał, że Arranów przybędzie więcej. Coś nie dawało mu spokoju, jakby przeoczył coś ważnego.
- Czkawka!- Krzyknęła kobieta i zeskoczyła z siodła. Szatyn odwrócił się natychmiast, przeczuwając, że coś się stało.- Nate ma kłopoty!- Rzuciła przerażona.
- Spokojnie- powiedział, zatrzymując swą mamę gestem ręki.- Gdzie on jest?- Zapytał, patrząc uważnie w jej zielone oczy.
- Na zachodniej plaży- wysapała.
- Szczerbatek!- Zawołał swego smoka wódz, a gdy smok przybiegł szybko wskoczył na niego. Nocna furia odbiła się silnymi łapami i już szybowała w powietrzu.
Za wodzem ruszyła Valka, dając rozkaz napotkanej Astrid i Sączysmarkowi, aby pozbyli się ostatnich najeźdźców.
Długością ponownie nawaliłam, nie musicie dziękować :') Kiedy mam zaplanowany rozdział i piszę, to na złość jest za krótki. Mam takie wrażenie, że myślę " no, to będzie już dobra długość". Wchodzę na podgląd i pufff.. Życie mówi " nie tym razem" xD Ale może wynagrodzi Wam to słodka scenka Nate i Lauren ? :P
I teraz dla tych, którzy nie wiedzą, o co chodzi Loganowi. W pierwszym moim blogu pojawił się na Berk Nate. W skrócie: jego rodzinna wyspa została zniszczona przez Drago (który jest ojcem Natea), a Cora ( sis Natea) była narzeczoną Logana, ale zginęła w wojnie. I teraz chłopacy obwiniają się nawzajem o jej śmierć. A, i Nate miał smoka- Perłę, ale zmarła, kiedy broniła Berk :)
I jeszcze jedno ogłoszenie. Uwaga, uwaga, Wasza Smile założyła drugiego bloga! Opowiadanie jakby " w rzeczywistości". Fabułę możecie przeczytać TUTAJ A sam link do bloga jest TUTAJ :)
Szczęśliwego Nowego Roku i bezpiecznego Sylwestra! :D