środa, 30 grudnia 2015

Furia

                              Czkawka czuł się otępiały. Zdawało mu się, że widzi jakby przez mgłę. Serce biło jak oszalałe a adrenalina zmyła resztki snu sprzed oczu. Szczerbatek ryknął groźnie, gdy Czkawka po raz kolejny zbyt mocno zacisnął ręce na uprzęży smoka. Chłopak oprzytomniał szybko i nakazał Nocnej Furii do ataku. Gad splunął ogromną, fioletową plazmą, podpalając dwa statki Arranów.
Wódz Berk musiał znaleźć Logana. Jak Arran mógł zrobić to przyjacielowi? Czkawka był wściekły, ale i przerażony. Byli przyjaciele przypłynęli z wielką armią, lecz Berk miało smoki. Szatyn chciał wierzyć, że to wystarczy, ale bardzo obawiał się o swój lud.  Czkawka zdał się całkowicie na Szczerbataka, zaś sam pogrążony był w myślach,  Czyżby sojusz był tylko zmyłką? Co jeśli Arrani chcieli się tylko więcej dowiedzieć o smokach i sposobach ich tresowania ?
             Jeździec zaklął pod nosem i z ogromną szybkością przeleciał nad palącymi się łodziami. Pozostali wikingowie starali się odeprzeć wrogów z powrotem na plaże, jednak słabo im to szło. Nate i Sączysmark właśnie zagrodzili małemu oddziałowi dotarcie do zbrojowni, gdzie znajdowała się zapasowa broń. Wódz, nagle przytomniejąc, rozejrzał się za Astrid. Nie mógł jej dojrzeć, ale ufał, że dziewczyna sobie radzi. Ponownie wrócił do rozglądania się za Loganem.
                Widok palących się łodzi, zamieszanie wśród obrońców Berk dodatkowo stresował Czkawkę. To na jego barkach spoczywała odpowiedzialność za bezpieczeństwo, którego nie zapewnił. Szpadka i Mieczyk właśnie zdążyli wrzucić do lodowatego oceanu kolejnych Arranów. Jak  długo to potrwa? Pytał sam siebie Czkawka, widząc śmierć swoich ludzi. Wściekły rzucił się na jakiegoś nieznanego wroga i z pomocą Nocnej Furii zdążył zadać mu śmiertelny cios. Skoro byli sojusznicy mogli stosować taką brutalność, to dlaczego on nie mógł? Czkawka skrzywił się. Nigdy nie chciał zabijać, ale w grę wchodziły setki żyć wikingów. Ludzi, których kochał. Teraz nie mógł pokazać słabości, musiał być ostry. Nie cofać się przed niczym. Powtórzył w myślach, atakując kolejną łódź.

                  Nate i Sączysmark tworzyli zgraną parę. Rozumieli się doskonale i jeszcze skuteczniej atakowali i bronili. Wikingowie zajęli się wschodnią częścią Berk, gdzie małe grupki sabotażowe próbowały przedrzeć się do schronów,gdzie Valka i Śledzik bronili dzieci i ludzi starszych. Piorun i Hakokieł połączyli kule ognia, które po zetknięciu z ziemią, wybuchały.
- Tak!- Krzyknął uradowany Smark, podnosząc do góry rękę w geście zwycięstwa, choć zdążył rozgromić jedynie kilkuosobową grupę. Nate uśmiechnął się krzywo i spojrzał na centrum wioski, gdzie Astrid wraz z Wichurą powstrzymywała najeźdźców. Chłopaka nagle przeszły ciarki, kiedy pomyślał o Lauren. Nerwowo spojrzał na Pioruna a potem na Jorgersona i krzyknął do niego:
- Lecę do centrum!- Smark kiwnął tylko głową i wpatrzony z uśmiechem na Arranów dogonił uciekających niedobitków. Smok Nate'a szybko znalazł się w sercu wioski, spluwając przed dwójkę wikingów, którzy byli o włos przed śmiercią. Mężczyźni szybko podnieśli się i zamachnęli toporami, pozbawiając życia nieprzyjaciół.
- Pomóc ci?- Spytał Astrid, która lądowała, by uderzyć toporem kolejnego wroga.
- Radzę sobie! - Krzyknęła i z powrotem wskoczyła na grzbiet ukochanej smoczycy. Nate spojrzał na nią ze strachem w oczach. Chłopak był bliski załamania, pomyślała blondyna i badawczo przyglądałam mu się.
- Lauren jest w schronie?- Spytał, przekrzykując ogromny hałas.
- Tak!- Krzyknęła.- Nie martw się!
Zanim Nate chciał coś odpowiedzieć, dziewczyna popędziła do portu, gdzie zauważyła Czkawkę niszczącego łodzie, aby Arrani nie mogli uciec.
                        Czarnowłosy zawrócił Pioruna i poleciał na południowy zachód, gdzie w grotach ukrywali się mieszkańcy Berk. Nate nie miał pojęcia, czy wyspa przegrywa tę bitwę czy też wygrywa. Niczego nie rozumiał. Walczył jak robot; jakby krew, śmierci wrzaski ani trochę go nie ruszały. Musiał zobaczyć, czy Lauren i pozostali są bezpieczni. Chłopak starał się nie myśleć w takich chwilach o słodkiej szatynce, ale, mimo starań, nie mógł. Kiedy Lauren się uśmiechała, jego serce dziwnie drżało. Odkąd jego siostra i matka zginęły, nie chciał dopuszczać do siebie żadnych emocji, jednak przyjaciółka za bardzo namieszała mu w głowie.
Nate złapał mocniej siodło i skupił się na krótkim locie. Szybko wylądował koło Jaskiń bogini Nocy- Nott i wślizgnął się do małego przejścia. Piorun niestety nie mieścił się w wąskiej szczelinie, więc odleciał. A żeby nie zdradzać kryjówki mieszkańców Berk obserwował jaskinie z bardzo wysoka.
           Kamienny korytarz był wąski, ale spokojnie można było przez niego przebiec. Zdenerwowany Nate mknął szybko do głównego holu, gdzie, jak przypuszczał, znajdywali się wikingowie.
Biegł, omijając małe przeszkody i bazgroły narysowane na ścianach przez dzieci, Musiał zobaczyć, czy każdy jest bezpieczny. Ta chęć była silniejsza od niego, zupełnie jak narkotyk. Po kilku minutach wpadł na grube drzwi, wykonane z gronkielowego żelaza. Przy nich stali dwaj silni strażnicy, którzy na widok jeźdźca bardzo się zdziwili.
- Nate, co się dzieje?- Zapytał jeden z nich. Był wysoki i bardzo umięśniony, a jego  okrągłą twarz przykrywała bujna, ruda broda.
- Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku- odpowiedział, patrząc dziko na drzwi, jakby chciał je wypalić wzrokiem.
- Tutaj jest spokój, a jak w wiosce?- Rzekł drugi z wikingów, zwany Trollem, ponieważ był niski, gruby i ciągle ubierał się na zielono, zupełnie jak małe ludziki, w które wierzyła połowa Berk.
- Nieciekawie- mruknął zmęczony jeździec.- Mogę wejść?
- Jeśli musisz- oparł ten wysoki i przysunął śmiercionośną włócznię bliżej siebie. Nate skinął głową w podziękowaniu i przemknął przez dwójkę rodaków. Drzwi otworzyły się powoli, a oczom chłopaka ukazała się grupa ludzi, którzy rozsiani byli po całym holu. Na jego środku paliło się ogromne ognisko, po prawej stronie stały beczki z jedzeniem i woda.
Każdy podniósł zaciekawiony wzrok na przybysza. Starcy natychmiast wstali i zaczęli między sobą szeptać. Zanim ktokolwiek zaczął zadawać pytania, koło Nate stanęła Valka.
- Czy coś się stało?- Spytała, a jej usta drżały. Kobieta pomyślała o wiosce, Czkawce, a serce jeźdźczyni natychmiast wypełniał smutek i strach.
- Na razie nie- mruknął przybity. Rozejrzał się po wielkiej sali, ale nie dostrzegł Lauren. - Jeźdźcy robią, co mogą, by zatrzymać Arranów, ale jest ich bardzo dużo.
Nagle z małego tłumu podsłuchiwaczy wyłoniła się niska szatynka o czekoladowych oczach. Gdy zobaczyła Nate, odetchnęła z ulgą i pobiegła do niego, od razu rzucając mu się na szyje. Chłopak przytulił ją bardzo mocno, wdychając zapach ziół, którymi lekarka zawsze pachniała. Nate nagle zapomniał o gapiach, liczyła się dla niego tylko Lauren. Dziewczyna oderwała się w końcu,ale w jej oczach błyszczały łzy.
- Myślałam, że coś się stało- wyznała szczerze, ale z lekkim uśmiechem.
- Wykurzymy ich z wyspy- obiecał z pewnością. Dziewczyna skinęła głową i spojrzała w dół. Nie zauważyła, że czarnowłosy trzymał mocno jej drobne dłonie.
- Nate, może powinniśmy dołączyć do pozostałych?- Spytał Śledzik, stając za przyjacielem. Jeździec westchnął ciężko i dyskretnie puścił dłonie Lauren.
- Nie możemy zostawić dzieci i starców- odparł, patrząc jak kobieta przytula małą dziewczynkę do swojej piersi.
- Są tutaj dobrze wyszkoleni wojownicy- powiedziała Valka, spoglądając na każdego wikinga.- Ale dla pewności, może Śledzik zostanie, a ja pomogę?
Otyły blondyn od razu zgodził się na tę propozycję, choć z ciężkim sercem. Śledzik nigdy nie wykazywał zapału do bycia prawdziwym wikingiem- wojownikiem, ale los wyspy bardzo go martwił. Nikt nie chciałby, aby jego rodzinny dom został odebrany bezpowrotnie.
- No, dobrze- rzekł z westchnieniem Nate. Valka skinęła głową i zawołała Chmuroskoka. Smoki  musiały wlatywać wejściem tylnym, które Czkawka nakazał zrobić właśnie na takie okoliczności.
                   Kilka minut później matka wodza i czarnowłosy jeździec wylecieli na grzbiecie smoka kobiety, kierując się od razu na północne plaże. Chłopak w międzyczasie zawołał swego przyjaciela i szybko wskoczył na jego chropowate plecy.
                  Ta strona Berk była spokojna, jakby dziejąca się dalej bitwa nie istniała, Valka westchnęła smutno i założyła swój hełm, Jednak zanim to zrobiła, ktoś wystrzelił siecią i szatynka wraz ze smokiem spadła na zachodnią plażę, gdzie znajdywały się również najstarsze groty Berk.
- Valka!- krzyknął przerażony Nate i zapikował w dół. chcąc uwolnić matkę Czkawki. Chmuroskok był jednak szybszy, przepalił sieć i złapał jeźdźczynię. Cała czwórka spojrzała, skąd wystrzelono siec. Nate wytężył wzrok i zauważył Logana. Wściekłość zawładnęła jego umysłem i zanim się zorientował, znalazł się naprzeciw byłego przyjaciela.
- Nareszcie!- Krzyknął szatyn, otwierając szeroko ramiona. Na jego ustach krył się złowieszczy uśmieszek, podobny do Dagura. Wokół Logana stało zaledwie pięć osób, w tym Ethan, który przypominał kogoś z Berk, lecz Nate szybko o nim zapomniał i skupił się na byłym przyjacielu.
- Jak mogłeś zdradzić Berk!?- Wrzasnął zsiadając z Pioruna i biorąc do ręki miecz. Szaleniec zaśmiał się gardłowo.
- Nie chodzi mi o tę beznadziejną wyspę, tylko o ciebie.- Jeździec zmarszczył czoło, patrząc ciągle na ruchy Logana i jego ludzi, którzy byli dziwnie spokojni. Nate zauważył, że nie ma z nimi Valki. Kobieta wykorzystała nieuwagę wrogów i poleciała po pomoc!
- Nie uważasz, że pora wyrównać rachunki?- Zapytał Arran i wyszedł na ląd ze starej łodzi. W ręku trzymał dobrze znany Nate'owi miecz. Był to oręż Agnara.
- Śmierć Cory była twoją winą- warknął chłopak i rzucił się na szatyna, który  zręcznie odparł atak.- Gdybyś nie wtrącał się w nie swoje sprawy, ona wciąż by żyła!- Jego serce wypełniał gniew, strach, żal i poczucie winy. Tak bardzo kochał swoją siostrę, a Logan.... Logan odebrał mu ją. Na zawsze.
- Moja wina?- Prychnął, patrząc w chłodne oczy Nate, gdy ich miecze się ponownie skrzyżowały.- Spadła z klifu, bo jej głupi brat sprowadził smoka!- Jeździec kopnął mocno Logana w prawe kolano, które niegdyś szatyn uszkodził. Wykorzystując jego chwilową nieuwagę, ciemnowłosy  przeciął mieczem policzek szaleńca.
- Tylko na tyle cię stać?- Prychnął Logan, spluwając śliną. Nate ścisnął mocniej klingę miecza i ponownie rzucił się do ataku.

                     Valka znalazła Czkawkę, który właśnie doganiał ostatnich uciekinierów. Wodzowi zdawało się to dziwne, gdyż uważał, że Arranów przybędzie więcej. Coś nie dawało mu spokoju, jakby przeoczył coś ważnego.
- Czkawka!- Krzyknęła kobieta i zeskoczyła z siodła. Szatyn odwrócił się natychmiast, przeczuwając, że coś się stało.- Nate ma kłopoty!- Rzuciła przerażona.
- Spokojnie- powiedział, zatrzymując swą mamę gestem ręki.- Gdzie on jest?- Zapytał, patrząc uważnie w jej zielone oczy.
- Na zachodniej plaży- wysapała.
- Szczerbatek!- Zawołał swego smoka wódz, a gdy smok przybiegł szybko wskoczył na niego. Nocna furia odbiła się silnymi łapami i już szybowała w powietrzu.
          Za wodzem ruszyła  Valka, dając rozkaz napotkanej Astrid i Sączysmarkowi, aby pozbyli się ostatnich najeźdźców.


Długością ponownie nawaliłam, nie musicie dziękować :') Kiedy mam zaplanowany rozdział i piszę, to na złość jest za krótki. Mam takie wrażenie, że myślę " no, to będzie już dobra długość". Wchodzę na podgląd i pufff.. Życie mówi " nie tym razem" xD Ale może wynagrodzi Wam to słodka scenka Nate i Lauren ? :P

I teraz dla tych, którzy nie wiedzą, o co chodzi Loganowi. W pierwszym moim blogu pojawił się na Berk Nate.  W skrócie: jego rodzinna wyspa została zniszczona przez Drago (który jest ojcem Natea),  a Cora ( sis Natea) była narzeczoną Logana, ale zginęła w wojnie. I teraz chłopacy obwiniają się nawzajem o jej śmierć. A, i Nate miał smoka- Perłę, ale zmarła, kiedy broniła Berk :)

I jeszcze jedno ogłoszenie. Uwaga, uwaga, Wasza Smile założyła drugiego bloga! Opowiadanie jakby " w rzeczywistości". Fabułę możecie przeczytać TUTAJ   A sam link do bloga jest TUTAJ :)

Szczęśliwego Nowego Roku i bezpiecznego Sylwestra! :D

sobota, 26 grudnia 2015

Początek wojny

                 Kilka dni później, kiedy Berk spowite było mgłą i ciemnością, Czkawka i Astrid w końcu znaleźli dla siebie czas. Narzeczeni siedzieli w pokoju wodza, ciesząc się chwilami spokoju i obecnością drugiej połówki. Wichura została w swoim boksie, a Szczerbatek towarzyszył Valce, która siedziała w kuchni przy palenisku. Kobieta zaczęła wyszywać na poduszkach i serwetkach przeróżne wzory i symbole. Jeźdźczyni często przypominała sobie, kiedy będąc w ciąży szyła zabawki dla swojego synka. Być może wkrótce wyszywać będzie dla swojego wnuka.
                   Tymczasem para jeźdźców śmiała się i dobrze bawiła, robiąc na górze niemałe zamieszanie.
- Czkawka! - Zaśmiała się Astrid, próbując wyswobodzić się z uścisku szatyna, który ją łaskotał. Jednak chłopak nic sobie z tego nie robił i z siłą przyciągał do siebie ukochaną, chcąc ją pocałować, ale Astrid sprytnie się wymigiwała.
                W pewnym momencie blondyna wyzwoliła się i szybko przewróciła Czkawkę na plecy. Zupełnie zaskoczony wódz uśmiechnął się delikatnie i złapał za wąską talię Astrid. Ziajana dziewczyna oddychała szybko ale była równie zadowolona co Czkawka. Oboje już dawno nie spędzali razem tak dużo czasu, dlatego cieszyli się, że dzisiejszy wieczór jest tylko ich.
- Musisz jeszcze poćwiczyć, skarbie- skwitowała Astrid, pokazując w uśmiechu śnieżno- białe zęby.
- Twoja wiara we mnie jest bardzo mała, kochanie- odparł jeździec i w mig znalazł się tuż nad Astrid. Rozczochrana dziewczyna uniosła ręce w obronnym gęsie i zaśmiała się.
- Dostanę nagrodę?- Spytał Czkawka prowokująco.
- Niby za co? Za to, że dałam ci fory?- Prychnęła nadal rozbawiona. Astrid nadal próbowała wyrwać nadgarstki, jednak na darmo.
- Na przykład za to...- mruknął chłopak, całując szyję jeźdźczyni. Jego dłonie spokojnie drążyły po drobnym ciele blondyny. Astrid przyciągnęła głowę Czkawki, dając się ponieść romantycznej chwili. Usta chłopaka dotarły w końcu do malinowych ust blondynki. Gdy oderwali się od siebie, byli cali czerwoni i już nieco zmęczeni.
Czkawka pociągnął za sobą Astrid i oboje oparli się o zagłówek łóżka. Blondyna przytulia się do ukochanego i zamknęła oczy.
- Już dawno tak dobrze się nie bawiłam- przyznała w końcu z uśmiechem. Czkawka skinął głową, co pewnie wyczula Astrid.
             Dziewczyna ogarniała wzrokiem pokój narzeczonego. Nic się nie zmieniło, choć Czkawka lubi dobre zmiany. Bałagan ciągle utrzymywał się przez większość czasu, ale jeździec nie przejmował się tym. Jako nastolatek miał tylko w głowie odkrywanie nowych smoków i spotkania z jeźdźcami w Smoczej Krawędzi, a nie jakieś tam durne sprzątanie pokoju.
Astrid uśmiechnęła się pod nosem na tę myśl i podniosła  delikatnie głowę, by spojrzeć na twarz ukochanego. Czkawka wtulał się w Astrid, nadal mając zamknięte oczy.
Chłopak wyciszył się, nie myślał więcej o Handlarzach, ale pozostali jeźdźcy uznali, że nadal będą patrolować Berk i okolice, nawet te odległe.
- Czkawka? - Spytała delikatnie, nadal oparta o tors jeźdźca.
- Słucham ?- Mruknął niezrozumiale. Astrid westchnęła ciężko. Nie chciała męczyć szatyna, bo wiedziała, że ciągle chodzi niewyspany, ale w końcu musiała podjąć pewien temat do rozmowy.
- Myślisz już o ślubie?- Astrid była nieco zawstydzona, ale też podekscytowana małżeństwem, które miała zawrzeć już za kilka miesięcy.
Czkawka otworzył oczy. Nie był zaskoczony tym pytaniem. Wręcz przeciwnie, wyglądał jakby spodziewał się tego tematu.
- Nie miałem zbytnio czasu, aby dobrze pomyśleć - przyznał, drapiąc się po głowie.- W ogóle nic nie mamy ustalone.
Czkawka wydawał się poruszony tym, co przed chwilą sam powiedział. Astrid uśmiechnęła się delikatnie i złapała ukochanego za dłoń a potem znów oparła się o jego tors. Wódz miał na sobie grubszą, czerwoną koszulę, która pachniała delikatnie ziołami.
- Ja za to miałam sporo czasu- zaśmiała się.- Myślałam o wiośnie, co ty na to ?-  Wódz objął ciaśniej blondynę i ucałował ją w czoło.
- Wiosna to dobry czas- przyznał. Astrid zaczęła bawić się pierścionkiem zaręczynowym. Dziewczyna nagle przycichła, ewidentnie zastanawiając się nad czymś.
Cisza trwała minutę, dopóki ciekawski Czkawka jej nie przerwał.
- Nad czym tak myślisz?- Na jego głos dziewczyna nagle się obudziła.
- Nie boisz się?- Spytała, lecz patrzyła przed siebie, a nie w oczy narzeczonego. Chłopak zaśmiał się  szczerze, całując Astrid w policzek.
- Małżeństwa ?- Zapytał rozbawiony, na co jeźdźczyni skinęła głową. Jej oczy były jakby smutne, pozbawione blasku, jednak Czkawka wiedział, że tak wygląda jego ukochana, kiedy wyczekuje ważnej  odpowiedzi.
- Sam nie wiem- wzruszył ramionami, patrząc na drzwi, które delikatnie się uchylały. Wszedł przez nie Szczerbatek, patrząc dużymi oczami na parę. Smok szybko podszedł do przyjaciół i położył się na łóżku, tuż obok nich.- Chyba każdy się boi przed nieznanym.
- Nie to miałam na myśli- odparła zmęczona Astrid. - Słyszałam wiele pogłosek na temat naszego małżeństwa. Wiele kobiet mówi, że po ślubie będziemy więcej się kłócić, że będziemy stawać się dla siebie obcy, że nie będziemy się już kochać...- Dziewczyna była smutna taką wizją przyszłości. Znała Czkawkę najlepiej ze wszystkich i ufała mu bezgranicznie, jednak temat o życiu po zawarciu małżeństwa trochę ją przeraża. Boi się, że to co kobiety z Berk opowiadają stanie prawdą.
Czkawka skrzywił się na te słowa. Nagle poczuł gniew i żal do pań, które owe plotki roznoszą. Kochał Astrid ponad własne życie i nie wyobrażał sobie, że nagle miało by się to zmienić.  Był świecie przekonany, że małżeństwo tylko umocni ich związek.
- Od kiedy przyjmujesz się zdaniem innych?- Powiedział, siadając po turecku naprzeciw Astrid.
- Małżeństwo to nie jest zabawa, Czkawka- rzekła nieco ostrzej, lecz wódz wiedział, że to po prostu reakcja na zdenerwowanie i stres.-  Po prostu się boję...- Wyznała tak cicho, że Czkawka ledwo usłyszał.  Szczerbatek jednak miał lepszy słuch i ze skomleniem polizał rękę wojowniczki.
- As, nie martw się tym- pocieszył ją Czkawka, obejmując czule.- Myślę, że jeśli będziemy dbali o nasze uczucia, to nigdy one nie wygasną- dodał, szeptając jej na ucho. Astrid uśmiechnęła się szerzej i chwyciła twarz jeźdźca w swoje dłonie. Po chwili ich usta znów połączyły się w pocałunku.


                Zmęczony Sączysmark wracał wraz z Hakokłem na Berk. Przelatywali właśnie nad Smoczą Krawędzią, a wspomnienia same nasunęły się przed oczyma.
Każdemu jeźdźcowi brakowało dni spędzonych na tej wyspie. Tyle wspaniałych przygód, odkrytych lądów i smoków... Jorgenson uśmiechnął się delikatnie pod nosem, a sam Hakokieł ryknął cicho, jakby i on wspominał dawne czasy.
            Sączysmark wylądował na głównym podeście, gdzie obok znajdowała się izba wszystkich jeźdźców. Oboje weszli do środka.
Po prawej stronie wisiały mapy, które narysowali Śledzik i Czkawka. Czas zrobił swoje i rysunki były już nieco wyblakłe. Sączysmark ruszył dalej. Po lewej stronie nadal znajdowały się cele dla smoków. Na wprost usadowiony był drewniany stół. Jego rogi były przypalone ogniem Koszmara Ponocnika, na co wiking skrzywił się.
               Gdy Sączysmark obejrzał wszystko stanął przy stole i jeszcze raz ogarnął wzrokiem pomieszczenie. Nastolatkowie, którzy tu często przebywali, najwyraźniej dbali o Smoczą Krawędź- tak, jak obiecywali.
- To co, wracamy?- Zapytał chłopak smoka, który oglądał rysunki Czkawki. Przedstawiały one głównie odkryte smoki, ale Czkawka narysował również całą ekipę jeźdźców smoków.
Smark podszedł do tego szkicu i otworzył szeroko usta z zaskoczenia. Ktoś dorobił mu gęstą brodę.
Hakokieł ryknął, kierując głowę do góry, ale jego jeździec tylko wzruszył ramionami.
- Oj tam. Dzieciakom się nudzi- dodał obojętnie i ruszył ku wyjściu.
Coś nagle go zatrzymało. Zaskoczony przywarł do ściany i wychylił delikatnie głowę. Gestem dłoni zawołał Hakokła, który zaintrygowany stanął tuż za nim.
- Ty, widzisz to, co ja?- Szepnął do gada, na co ten chuchnął, a z jego nozdrzy wydobyła się stróżka dymu.
Na plażę przybijał właśnie okręt Handlarzy. Kilku z nich od razu zaskoczyło do wody, ciągnąc za sobą grube liny. Przymocowali je do bel wbitych w piasek i czekali aż łódź przebije do końca.
Po chwili z pokładu rozległ się krótki rozkaz, a zaraz po nim zapanowała dziwna i przerażająca cisza. Wyszedł z nich wódz Handlarzy. Wyglądał poważnie, a szpecąca jego twarz blizna dodatkowo sprawiała  wygląd  człowieka bez serca.
Sączysmark był bardzo zaskoczony i przestraszony. Co Handlarze mieli by robić na opuszczonej wyspie?
Odpowiedź przyszła szybko. Z prawej strony, gdzie znajdowała się arena wyszło następnych kilkoro ludzi. Jorgenson zmarszczył czoło i wytężył wzrok. Ich ubrania były bardzo podobne do... Nie, to niemożliwe. Powiedział w myślach, jednak jego przypuszczenia potwierdziły się, gdy zaraz po dziwnych wikingach wyszedł bardzo dobrze znany człowiek w towarzystwie jasnowłosego mężczyzny.
Sączysmark rozpoznał w jednym bliskiego sojusznika Berk i dobrego przyjaciela Czkawki.
                Logan podszedł do wodza Handlarzy i o coś zapytał, jednak jeździec niczego nie słyszał, ponieważ był bardzo daleko. Jego serce zabiło szybciej, a ślina z trudem przechodziła przez gardło.
Spojrzał przestraszony na Hakokła, który w skupieniu obserwował wybrzeże. Saczysmark wiedział, że musi być ostrożny, aby nie zdradzić swej pozycji, jednak musiał jak najszybciej dotrzeć do Berk. Kilka minut później Handlarze zaczęli znosić broń ze swojej łodzi w ręce Arranów. Sam Logan bacznie obserwował swych rodaków i wspólników.
- Teraz już wiadomo, po co było im tyle żelastwa- mruknął Smark, obserwując Logana. Mężczyzna wyglądał podobnie jak Dagur, jednak był mniej zarośnięty i wyglądał na mniej szalonego.
Wiking i jego smok schowali się bardziej do środka, kiedy niechciani goście już odpływali z wyspy. Sączysmark został jeszcze prawie godzinę, aby przypadkiem nie natknąć się na Arranów i Handlarzy.
W drodze powrotnej ciemnowłosy myślał, czy byli sojusznicy zaatakują Berk czy też inną wyspę. Jednak zachowanie Handlarzy wzbudzało niemałe podejrzenia, które niestety nie dało się rozwiać. Na rodzinną wyspę Jorgensona przybija Arrani i bez skrupułów ją zaatakują. Smarka zastanawiało również to, dlaczego chcą zaatakować, skoro  Czkawka i Logan podpisali sojusz. Jego złamanie oznacza zdradę, a na to nie przymyka się oka.
Jeździec wskoczył na Hakokła i, pochylając się, szepnal:
- Musimy się pospieszyć, nie wiadomo ile im zajdzie dotarcie do Berk.- Smok zrozumiał ton głosu przyjaciela. Widział, że tylko od niego zależy, jak szybko Czkawka dowie się o wrogu.


- Mówiłam ci, że miałeś posprzątać po Wymie i Jocie!- Krzyknęła Szpadka do idącego obok brata. Mieczyk, niezwruszony mową bliźniaczki, szedł jakby był głuchy.
- Już sprzątałem- mruknął, polerując swój hełm. Zdenerwowana Szpadka spiorunowała go wzrokiem.
- Tak, ale dwa tygodnie temu.  Teraz jest twoja kolej. - Chłopak spojrzał nagle w górę, skąd wydobywały się ryki smoka.
                Chwilę później przed nimi wylądował Hakokieł z Sączysmarkiem na grzbiecie. Dziewczyna odpuściła bratu kazanie i z błyskiem w oku spojrzała na Jorgensona.
- Gdzie jest Czkawka ?- Zapytał tylko ze strachem. Szpadka podniosła pytająco brew, ale Smark zignorował to. Najważniejsze było bezpieczeństwo Berk.
- U siebie w domu- odparł Mieczyk, wzruszając ramionami. Hakokieł od razu wystartował i już po chwili znalazł się pod drzwiami domu wodza. Zapukał mocno, ale zamiast poczekać na zaproszenie, wszedł sam. Na schodach zastał Czkawkę i Astrid, którzy właśnie schodzili, aby otworzyć.
Zaraz po Sączysmarku wpadła przestraszona Szpadka.
- Co się stalo?- Zapytał szatyn, dochodząc do przyjaciół. Za nim szła wolno Astrid, przyglądając się uważnie Smarkowi i Szpadce. Ten pierwszy wyglądał blado, jakby zobaczył coś strasznego.
Ciemnowłosy szybko opowiedział, to co zastał na Smoczej Krawędzi. Wszyscy byli w szoku, nie tego spodziewali się po Arranach.
- Myślałem, że nie macie żadnych uwag- rzucił Smark do Czkawki, który siedział zamyślony przy stole.
- Wszystko było w porządku. Nawet rozmowa się kleiła - odparł wódz. Był bardzo zmartwiony zdradą przyjaciół. Szczerze liczył na ich pomoc, kiedy Berk miałaby kłopoty. Astrid chwyciła dyskretnie dłoń narzeczonego pod stołem i ścisnęła ją. Jednak dziewczyna nic nie wskórała, ponieważ szatyn był zbyt przejęty.- Nie wiem, co mogło pójść nie tak.
Każdy patrzył na każdego ze smutkiem w oczach. Ich dom nie był atakowany już od kilku lat, więc wizja wojny była bardzo przerażająca.
- Musimy powiadomić mieszkańców, a potem zaczniemy przygotowywać się do obrony- powiedziała w końcu Astrid. Dziewczyna była bardzo oburzona zachowaniem Arranów. Mieszkańcy Berk i goście dobrze się dogadywali, nie było żadnych nieprzyjemności.
- Mówiłeś, że widziałeś Logana. A co z Agnarem?- Spytała Szpadka, która siedziała obok Sączysmarka. Chłopak westchnął i pokręcił głową.
- Jego tam nie było. Wydaje mi się, że Logan... po prostu go usunął.- Czkawka zmarszczył czoło.
- W takim razie musimy działać- powiedział stanowczo i wstał cicho. Astrid podążyła za nim smutnym wzrokiem i również wstała. Dziewczyna nigdy nie pozwoli ukochanemu działać samemu, ponieważ wiedziała, że w takiej sytuacji Czkawka może być rozproszony.
- Smark, zbierz wszystkich jeźdźców. Ja idę po mamę i Szczerbatka- nakazał i zamknął sobą drzwi. Nie minęła chwila, a już poczuł mocny uścisk dłoni. Spojrzał w prawo, gdzie szła zatroskana Astrid. Chłopak posłał jej lekki uśmiech. Nie musieli nic mówić. Czkawka cieszył się, że jeźdźczyni jest przy nim i go wspiera, nawet kiedy plan nigdy nie jest pewny.


                 Twierdzę wypełniały krzyki oburzenia wikingów. Każdy domagał się odwetu i sprawiedliwości. Czkawka starał się uspokoić wzburzony lud, lecz nic nie dało rady przebić szumu.
Bezradny wódz zerknął na Szczerbatka. Smok ryknął donośnie, na co w Sali zapanowała znów cisza. Każdy przestraszył się głosu Nocnej Furii i, mimo że była oswojona, nikt nie chciał z nią zadzierać.
- Powinniśmy zaatakować ich pierwsi! -Krzyknął ktoś z tłumu, a inni zawtórowali.
- Nie będziemy atakować - odparł szatyn, próbując uspokoić swój lud.- Arrani nas zdradzili i niedługo przypłyną na naszą wyspę, dlatego musimy się przygotować- mówił dalej jeździec, a rozwydrzony tłum uspokoił się nieco.- Obawiam się, że wojna jest nieunikniona.
Gdy to powiedział, poczuł się gorzej. Obiecał sobie, że zawsze będzie bronił swojej rodziny, którą tworzyli wszyscy wikingowie zamieszkujący Berk.
- Teraz Pyskacz przedstawi plan działania- mruknął i przepuścił Gbura na środek. Sam ustawił się obok Valki i Astrid, które uśmiechnęły się delikatnie, choć same obawiały się tym, co nadejdzie.
                 Kiedy narada dobiegła końca, wikingowie usłyszeli ryk trąby, która symbolizowała alarm. Czkawka i Astrid spojrzeli na siebie przestraszeni i w mig dosiedli smoków.
- Wszyscy na stanowiska!- Krzyknął Czkawka.- Śledzik, mamo, zajmijcie się dziećmi i starszymi ludźmi. Zaprowadźcie ich do schronu!- Przerażony chłopak przełknął ślinę i spojrzał na Szczerbatka.  Smok był gotowy rozszarpać od razu połowę armii wroga.
Wódz wziął głęboki oddech i dał znać Nocnej Furii, aby dała sygnał ostrzegawczy. Jednak Czkawka czuł, że bitwa będzie o wiele krawsza.


Tak więc, rysuneczek adekwatny xD
W święta trochę mnie wzięło za pisanie. Ciągle staram się pisać dłuższe rozdziały, ale coś wolno idzie :/
Mam nadzieję, że Wasze święta są spędzane bardzo miło C:
Ps. Gwiazdor był ? ;)) 
Jeszcze raz Wesołych i spokoju! :D

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Inna wersja Snoggletog'u

           Cześć, nazywam się Smile. Jestem zwykłą nastolatką, niczym nie wyróżniającą się z tłumu zgorzkniałych ludzi. Mam krótkie, mysie włosy, ciemne oczy i 1.68 m wzrostu. Jestem uczennicą liceum ogólnokształcącego o profilu humanistyczno- lingwistycznym...
                   Zastanawialiście się tak na serio czym jest "magia świąt Bożego Narodzenia" ? Nie chodzi mi o Kevina, który gdy się pojawia oznacza, że święta tuż tuż czy o zapachy wydobywające się z kuchni. Chodzi mi o ludzi. O ich serca i dusze. Żyjemy w XXI wieku, według mnie jest coraz gorzej. Przechodzą pośród ludzi, zastanawiam się czasami, jacy  oni są. Szczęśliwi? Zdrowi? Pełni energii życiowej? Trudno mi na to odpowiedzieć. W naszych czasach bardzo trudno znaleźć osobę, z którą moglibyśmy  dosłownie wszystko. Od wielu miesięcy w mojej głowie rozbrzmiewa myśl: " czy istnieją ludzie, którzy są warci naszego zaufania, przyjaźni, poświęconego czasu? A jeżeli tak, to gdzie oni są?". Może powinniśmy szukać w innym świecie..?
                     Śnieg prószył gęsto już od godziny. Szkolne boisko wypełniał biały puch, całkowicie przykrywając jego pierwotny - brązowy - kolor. Wokół panowała wrzawa. Każdy śmiał się i żartował, popijając i przegryzając małe co nieco. Na końcu długiego stołu, zapełnionego przeróżnymi smakołykami, przygrywał cicho Michał na swej gitarze. Grał akurat " gdy śliczna Panna". Niektóre dziewczyny cichutko mruczały pod nosem słowa tej pięknej kołysanki. 
                 Spojrzałam po kolei na twarze znajomych. Pierwsza wspólna wigilia klasowa. Nie należałam do osób zanadto wylewnych w uczuciach, ale poczułam przeszywające ciepło w środku. Uśmiechnęłam się serdecznie, a oczy zaszkliły się delikatnie na widok roześmianych mordek  kolegów. Chciałabym zatrzymać ten moment na o wiele dłużej. Nie na zdjęciach i filmach, tylko w pamięci i w sercu...
Nagle poczułam mocny ból głowy. Załapałam się za skronie i skrzywiłam z bólu. Po chwili wszystko wróciło do normy, no prawie wszystko...
                    Otworzywszy oczy ujrzałam domu przykryte śniegiem i szronem. Na oknach wielu z budynków, Dziadek Mróz narysował śliczne wzory, przypominające kwiaty. Spojrzałam w dół. Ciepłe, sięgające kolan buty ogrzewały idealnie stopy i łydki. Spod czarnej, grubej tuniki wychodziły granatowe legginsy. Na ramionach miałam zarzucone czarne, jakby jacze futro. Włosy targał ostry wiatr i od razu poczułam jak szczypią mnie policzki. Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu kogokolwiek. Niestety w pobliżu nie było ani jednej żywej duszy... Przestraszona nie na żarty zrobiłam kilka kroków na przód, nadal szukając ludzi. 
- Halo?- Krzyknęłam ochrypłym głosem, czując ciepłą  ciecz na policzkach. Otarłam łzy i pobiegłam przed siebie. Śnieg skrzypiał pod moimi nogami. Rzuciłam wzrokiem na prawo, gdzie znajdował się dom, który przykuł moją uwagę. Nie był za duży, ale za to piękny. Wykonany z ciemnego drewna z najwyższą dokładnością, każdy cal budynku zapełniony był rysunkami. Nad drzwiami wisiała płaskorzeźba smoka. Zaraz, smoka? Podeszłam bliżej i przejrzałam się zielonej farbie. Gdzieś już to widziałam...
                     Długie stanie przed nieznanym domem przeszkodził mi dźwięk otwieranych drzwi. Wyszła przez nie para ludzi, dziwnie wyglądających. Obydwoje mieli jasne włosy i podobne odzienie. Upadlam z krzykiem na śnieg, oddychając szybko i wlepiając przerażone spojrzenie w dwójkę nieznajomych, którzy zatrzymali się tuż naprzeciw mnie. 
- Ty, patrz, gapi się- mruknął chłopak do dziewczyny. Oboje patrzyli na mnie jak na dziwoląga a ja miałam ochotę uciec. Byle do domu.
- Na ciebie też?- Zapytała szeptem zaskoczona blondyna. To chyba sen. Pomyślałam szybko. To niemożliwe. Musieli mi coś dosypać do soku. Po chwili wstałam spokojnie, a rodzeństwo nadal mierzyło mnie ciekawskim spojrzeniem.
- Dobra, nabrałam się!- Krzyknęłam, patrząc w górę.- Gdzie mam patrzeć? Gdzie jest ukryta kamera?- Chłopak parsknął śmiechem i zaczął tarzać się po śniegu.  Dziewczyna, o imieniu Szpadka, patrzyła to na mnie to na brata. 
- Chyba zwariowałam...- Rzuciłam do nich i rzuciłam się do biegu. Biegłam tak szybko jak to możliwe. Nawet nie patrzyłam, dokąd niosą mnie nogi. Zatrzymałam się dopiero wtedy, gdy trafiłam na coś miękkiego. Odbiłam się od tego czegoś i ponownie znalazłam się na puchatym podłożu. Miałam zamknięte oczy. Oddychałam spokojnie i głęboko. To musi być sen. Powtarzałam w kółko. 
- Czeeeść- powiedziała jakaś osoba. Nadal miałam zamknięte oczy i nie miałam zamiaru ich otwierać.- Udawanie trupa słabo ci idzie- mruknęła ze śmiechem.
- Otworzysz te oczy? - Zapytała, stając nade mną. Zaraz...ten głos. Uchyliłam jedno a potem drugie oko. 
- Hero ?- Zapytałam ze zdziwieniem. Tak, zdecydowanie musieli mi coś dosypać. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Zza czarnych oprawek brązowe oczy błyszczały w świetle pochodni i księżyca.
- No, witam- zaśmiała się, rozkładając ręce. Stałam jak wryta. Moje usta chyba jeszcze nigdy nie były tak szeroko otwarte. Hero podeszła do mnie i uścisnęła mocno, ale nie odwzajemniam tego, bo nadal byłam w ciężkim szoku.
- Aaale...jjak?- Spytałam, patrząc na blogerkę. Szatynka uśmiechnęła się ponownie.
- Czary mary- odparła, popychając mnie delikatnie do przodu.- Po prostu tu jesteśmy- dodała. Spojrzałam na boki. Te domy,  ocean dookoła...
- Ale to przeczy wszystkiemu!- Powiedziałam, nadal podziwiając kolorowe lampiony przyczepione do drzew. 
- Marti, czy wszystko musi być wytłumaczone logiką?- Zapytała. Odwróciłam się do niej, nie rozumiejąc. Hero machnęła tylko ręką, prowadząc mnie w nieznanym kierunku.
                  Po chwili milczącego marszu dotarłyśmy pod Twierdzę.  Rozpoznałam ją bez problemu. Jednak w rzeczywistości wyglądała o wiele lepiej. Wlepiłam w nią wzrok i nie chciałam się ruszyć. Dopiero po minucie Hero zdołała mnie odciągnąć. Weszłyśmy przez ogromne drzwi, a wiatr sprawił, że ogień zakołysał się mocno. Muzyka przestała grać i każda para oczu ciekawsko zaczęła się nam przyglądać. Szatynka bez problemu pociągnęła mnie dalej, ale wyrwałam się delikatnie, chcąc dobiec do wyjścia i uciec. Blogerka w mig domyśliła się, co chcę zrobić i złapała mnie za kaptur.
- Ej!- Krzyknęłam oburzona. Hero uśmiechnęła się delikatnie, lekko czerwoną. Chyba się zawstydziła- pomyślałam.
- Chyba nie powiesz mi, że nie chcesz poznać mojego męża- wyszeptała mi na ucho i posłała nerwowy uśmiech wikingom, którzy siedzieli w grupach przy stołach. 
- Że kogo?- Zapytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Hero mocno pociągnęła mnie ku środkowi. Odłożyłam się podnieść wzrok. Na przeciw mnie siedział szatyn a po jego obu stronach młoda blondynka i jakaś pani. Gdy odwróciłam wzrok ujrzałam... Chi, Werciaka i Avis... 
- To szpital psychiatryczny?- Zapytałam, a Hero zaśmiała się a za nią reszta wikingów.
- Blisko, Smile. To Berk- odpowiedziała a wikingowie krzyknęli, unosząc swe kubki. Z ambrozja, jak sądziłam. Szatynka odwróciła się do nowych przyjaciół i nabierając powietrza, powiedziała:
- Oto nasz spóźniony gość. Poznajcie Smile, inaczej Marti- Każdy huknął na moje imię i znów zabrzmiała skoczna muzyka. Młoda pociągnęła mnie do znanego wodza.
- Cześć. Czekaliśmy na ciebie- powiedział Czkawka wstając. Boże, w filmie wydawał się niższy...I mniej przystojniejszy. Wódz wyciągnął w moim kierunku dłoń, którą ścisnęłam niepewnie. 
- Yyy....- Wydusiłam z siebie, słysząc jak Chi, Avis, Werciak i Hero mają ze mnie " bekę".-  Czeeeść..?
- Więc to ostatnia?- Zapytał Hero Czkawka.
- Więcej geniuszy już nie ma- odparła, szczerząc się do jeźdźca. Hero chyba naprawdę myśli, że szatyn to jej mąż. Zaraz po tym do jeźdźca dołączyła dziewczyna i kilku innych wikingów. W porównaniu do nich byłam jak mrówka. 
- Cześć, Sączysmark jestem- powiedział jeden z nich. Tak. Teraz już wiedziałam, że to dzieje się naprawdę. Chłopak przytulił mnie mocno, a ja skrzywiłam się z bólu.
- Smark, bo ją zgnieciesz- powiedział inny, dobrze znany głos. 
- Śledzik- Powiedziałam o wiele pewniej. Strach zszedł ze mnie i w końcu mogłam normalnie mówić.
- Zgadza się- powiedział i uścisnął moją dłoń. Czy każdy musi być tak silny?  Spytałam w myślach,  patrząc jak pozostałe blogerki idą w naszym kierunku.
- Mieczyk i Szpadka- zaśmiałam się głośniej. Rodzeństwo skrzywiło się nieco.
- Mówiłem, że wariatka- wycedził blondyn.
- Ciebie też miło poznać, Mieczyku- odparłam.-  Cześć, Szpadka, jak leci?- Dziewczyna cofnęła się o krok. 
- Czkawka, mamy jeszcze ten dół dla dzików ?- Zapytała z lekkim przerażeniem.
- A chcecie się w nim znaleźć?- Spytała pewna blondyna, stając za przyjaciółką. Bliźniacy zmyli się tak szybko jak się pojawili.
- Astrid Hofferson- wojowniczka wyciągnęła rękę w celu przywitania się. Myślałam, że uścisk będzie żelazny ale ku mojemu zdziwieniu był delikatniejszy niż poprzednie. 
- Smile- uśmiechnęłam się ciepło. Nie mogłam uwierzyć, że jestem na Berk. Przecież to niemożliwe, ale jednak jestem tutaj.  I właśnie poznałam jeźdźców smoków.

- Chi, jesz już czwarty budyń!- Rzuciła Avis, idąc za blogerką z groźną miną. Jednak Chitooge nic sobie z tego nie robiła i uśmiechnęła się chytrze.  
- Miło gościć was na Berk- powiedział Czkawka, pokazując wolne miejsca. Stolik liczył ich dziesięć,  jednak pozostałe dziewczyny i ja bez problemu się zmieściłyśmy. 
Przy stole siedział wódz Berk, Astrid i reszta jeźdźców, oprócz Valki. 
- Okej, czyli wy jesteście na serio?- Spytałam ponownie, zerkając ostrożnie na jeźdźców. Nie mogłam uwierzyć, że wraz z blogerkami siedziałam naprzeciw nich. Jakby była to rzeczywistość. 
- Tak- zaśmiał się wódz, uderzając się lekko w pierś, jakby chciał to potwierdzić. 
- I latają na smokach!- Rzuciła Werciak, pijąc coś z kubka.
- Ej, ale dacie przepis na budyń?- Powiedziała Avis,  której udało się upolować kawałek.
- Pewnie- uśmiechnęła  się Astrid. Patrząc na nią, miałam wrażenie, że patrzę na księżniczkę. Była po prostu prześliczna.  Zamknęłam również na pozostałych, a na końcu na Czkawke. Wszyscy wydorośleli. Stali się prawdziwymi wikingami. A Czkawka w szczególności. Stał się nie tyle przystojniejszy ale jakby nabrał pewności siebie. Jego delikatny zarost idealnie do niego pasował. Ciekawe, czy Astrid już oszalała na jego punkcie. 
- Zmieniliście się- Powiedziałam po chwili, co nawet mnie zaskoczyło.  Nie lubię rozmawiać z nowo poznanymi osobami, bo jestem nieśmiała, a jednak teraz czuje się, jakbym była wśród swoich. 
- Lata lecą- odparł Śledzik, wzruszając ramionami.
- Ile lat minęło odkąd wytresowałeś Szczerbatka ?- Spytała Chi, patrząc z podziwem na wodza.
- Osiem- rzekł chłopak, eh, teraz już mężczyzna.
- Właśnie, gdzie twój smok?- Zapytała Hero, mrugając gwałtownie oczami. Czkawka wskazał palcem miejsce w kącie, gdzie hałasowały smoki jeźdźców. Dziwne, że żadna z nas tego nie zauważyła wcześniej. Hero, Chi i Werciak od razu podbiegły do ukochanych zwierzaków wikingów. 
- Szczerbatek! - Krzyknęła Hero i rzuciła mu się na szyję. Zaraz po niej cała reszta. Wikingowie zaśmiali się na ten widok i znów pochłonęła ich rozmowa i śpiew. Czkawka uśmiechnął się do swego przyjaciela. 
- Ale jest milusi- mruknęła Chitooge, przytulona do ciepłej szyi gada. 
- Ta, w końcu to Nocna Furia- rzekła Astrid, uśmiechając się do ukochanego. Avis i ja również podeszłyśmy do smoków. Mają takie delikatne a zarazem szorstkie łuski...
                   Po kilku minutach wróciliśmy do stolika. Czkawka i Astrid zaczęli opowiadać o swoich przygodach, ale nie słuchałam. Rozglądałam się na boki. Wikingowie to chyba najszczęśliwszy naród, jaki w życiu widziałam. Byli  tak pochłonięci rozmowa,  śpiewali, tańczyli.  Każdy był sobie bratem. Nie to co u nas. Wydawało mi się, że wikingowie zawsze tacy byli. Niby twardzi na co dzień, nieustraszeni w walce, ale w środku... to jakby dwie różne osoby. Poczułam łezkę spływającą wolno po policzku, lecz szybko ją wytarłam. 
Wydaje mi się, że ci ludzie są bardziej wrażliwi, a przede wszystkim nie- fałszywi niż ci z "mojego świata". Jakie to dziwne. Na co dzień człowiek potrafi wbić ci nóż w plecy, a potem śle "serdeczne" życzenia w dniu wigilii. 
Odgoniłam od siebie te głupie, lecz prawdziwe, myśli i wróciłam do słuchania opowieści jeźdźców. Wydawać by się mogło, że to niemożliwe, że spotkałam bohaterów z filmu animowanego, ale chyba potrzebowałam takiej "niemoralnej" odskoczni od rzeczywistość. Chyba ktoś u góry słucha moich próśb...
                Ktoś szturchnął mnie w bok i postawił pod nos kubek czegoś gorącego. Zerknęłam w bok, gdzie siedziała Astrid. - Coś nieobecna jesteś- rzuciła z uśmiechem, przyglądając mi się nieco uważniej. Wyczulam, że ma bardziej przenikliwy wzrok niż mogło by się wydawać. 
- Próbuje ogarnąć, to co się dzieje- odparłam i wzięłam łyka. Jak się okazało był to gorący miód. Zachłysnęłam się, a Astrid od razu klepnęła mnie pomiędzy łopatkami. 
- W porządku? 
- Nigdy nie piłam czegoś takiego- wytłumaczyłam i dla mojego bezpieczeństwa odłożyłam kubek dalej.-   A gdzie reszta ?
Rozejrzałam się wokół, ale w tłumie nie widziałam żadnej z internetowych znajomych. Blondyna również podążyła wzrokiem na tańczących wikingów i westchnienia. 
- Jedna tańczy z Czkawką- oho, już wiem nawet kto. Hero.- Ta z długimi włosami goni Smarka a dwie ostatnie gdzieś się zaszyły ze smokami.- Zaśmiałam się pod nosem. Widocznie dziewczyny starały się czerpać z tego dnia jak najwięcej.
- A ty? - Uniosłam prawą brew, nie rozumiejąc co dziewczyna ma na myśli. - Czemu jesteś taka... cicha?
Zastanowiłam się nad adekwatną odpowiedzią. Minęło trochę czasu, ale Astrid nic nie mówiła, tylko cierpliwie czekała, wbijając we mnie spojrzenie swych niebieskich oczu. 
- Zastanawiałam się- odparłam, patrząc pusto w kubek.- Wy, wikingowie, jesteście zupełnie inni niż nasi rodacy.
- Co masz na myśli?- Spytała jeźdźczyni, chyba ze smutkiem w oczach.
- Wy... jesteście sobą, nie udajecie szczerości, bo nie musicie. Widać, że  jesteście ze sobą związani i traktujecie siebie nawzajem jak wielką, jedną rodzinę. Nie to co u nas...- Wytłumaczyłam jej spokojnie. Zawsze brakowało mi właśnie takich ludzi. Ludzi, którzy bez względu na wszystko zawsze staną w twojej obronie, którzy traktują cię równo, szanują i dbają.
Astrid położyła swoją drobną dłoń na moim ramieniu, przez co odwróciłam się. 
- Posłuchaj. Nie mamy wpływu na jaką rodzinę trafiamy, ale przyjaciół wybieramy sobie sami. To oni tworzą nasz świat. I nawet jeśli wokół inni się na ciebie wypinają, nie zapominaj o tych, którzy sprawiają uśmiech na twarzy. Świat i życie zawsze będą bezduszne, surowe i często niesprawiedliwe i pełne bólu. Ale wiedz, że  to TY tworzysz SWÓJ świat, zbudowany na prawdziwej przyjaźni i miłości. Nie możesz pozwolić, aby zło z zewnątrz zabierało to, co dla ciebie najważniejsze.- Astrid mówiła pewnie i twardo, przez co poczułam się bardziej podbudowana. Jej duże, niebieskie oczy błyszczały, gdy to mówiła. Przyznam, że jeszcze nigdy nie słyszałam tak mądrych słów od dziewczyny, którą ledwo znam. 
Uśmiechnęłam się szerzej i na pewno szczerze. Niepewnie przytuliłam się do Astrid, a ona bez wahania oddała uścisk. Tyle, że silniej. Niektórzy wikingowie zaśmiali się na ten widok. 
Gdy się od niej oderwałam, dosiadły się do nas dziewczyny. Chi, Avis, Werciak i Hero. Cała czwórka uśmiechała się szeroko. Wydawać by się mogło, że jednak to nie jawa, tylko najprawdziwsza rzeczywistość. 
              Ze "snu'' wyrwał mnie delikatne szturchnięcie w łokieć. Spojrzałam w lewo, gdzie siedziała Dominika, która podawała mi prezent. Lekko speszona przyjęłam podarunek, wcześniej patrząc na wychowawcę, który w czapce świętego Mikołaja rozdawał dalej prezenty. 
                 Zerwałam taśmę mocno i wyjęłam ramkę. Oprawione w jasne drewno zdjęcie przedstawiało mnie i paczkę najbliższych znajomych. Siedziałyśmy na ławce w parku i śmiałyśmy się szeroko. Zdjęcie zostało wykonane jeszcze w trzeciej gimnazjum, a autorem był niejaki Janek. Zaśmiałam się cicho, nadal patrząc na prezent. 
                 As miała rację. Nieważne, że życie cały czas kładzie ci kłody pod nogi i knuje intrygi, żebyś tylko się poddał. Mając przy sobie prawdziwych przyjaciół możesz wszystko. Nawet tak nieobliczalny wróg jak los, który cały czas drwi z każdego z nas, nie może się równać z siłą, jaką dysponuje przyjaźń.
Tak więc pamiętajcie: nie zmienimy całego świata, ale SWÓJ własny "prywatny" możemy. Tylko i wyłącznie od nas zależy, w jakich kolorach on będzie i z kim ten świat dzielić będziemy.

A tu proszz, od cioci Smile- jeźdźcy smoków we własnej osobie! :D
Mam nadzieję, że Wam się spodobało.  Mi niestety nie przypadło do gusty, myślałam, że wymyślę coś lepszego... 
Kochani, święta idą, więc życzę Wam tego, co najpiękniejsze: dużo szczęścia, miłości, prawdziwych przyjaciół, ludzi, na których możecie zawsze liczyć, powodzenia w szkole...Nie zapominajcie o swoich marzeniach- nie muszą one "spełniać się" tylko w głowach. Nie poddawajcie się w dążeniu do celu, wszystko jest możliwe- tylko czasem cel przysłania mgła ;)
A z tych materialnych szczęść, to bogatego Mikołaja/ Gwiazdora ( u mnie mówi się Gwiazdor, ale jak kto woli :D). I żeby Sylwester był bezpieczny ( żeby Wam łap nie urwało :P) i wymarzonego odpoczynku :)))


niedziela, 20 grudnia 2015

Troski i zmartwienia


                 Młody wódz o ciemnobrązowych, ściętych tuż przy skroniach, włosach stał pośrodku Wielkiej Sali wraz z najbardziej zaufanymi ludźmi. Jego umysł przyćmiewał  gniew i chęć zemsty. Nie liczyło się dla niego nic, oprócz wbicia sztyletu w chłodne serce swego byłego przyjaciela. Mężczyzna zmrużył oczy, lecz nadal rozglądał się uważnie po twarzach podwładnych. Nie mógł pozwolić na żadne sprzeciwienie się. Jeśli ktokolwiek spróbuje choćby podnieść rękę na jego osobę, spotka go niechybna śmierć. Jednakże żaden z wikingów nie śmiał podnieść nawet wzroku na swego przywódcę, który uśmiechał się minimalnie pod nosem. Z jednej strony podobała mu się uległość wojowników, ale z drugiej potępiał to. Byli jak marionetki, nad którymi miał pełną kontrolę. Dzięki temu doskonale wiedział, że nie mają innego wyjścia. Albo poddają mu się- albo pożegnają się z życiem.
- Więc chcesz zaatakować wyspę bez żadnego ostrzeżenia ?- Zapytał w końcu jeden z podwładnych. Miał krótkie, jasne włosy, krzywy od złamania nos i bliznę, która dopełniała wyglądu złego bandyty lub pirata.
- Tak- odparł krótko pewny siebie.
- A sojusz ?- Zapytał inny wiking stojący najdalej od swego nowego wodza. Był niski, ale gruby, a jego rude włosy świeciły się w blasku kilkudziesięciu świec.
Przywódca prychnął, a cichy śmiech przeobraził się w śmiech szaleńca.
- Sojusze nic nie znaczą, Ivanie- powiedział, zerkając na mapę, która leżała na wielkim kamiennym stole. Jego zielone oczy świeciły się jakby z szaleństwem. Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie, wpuszczając do środka mroźne powietrze z płatkami śniegu. Każda para oczu zwróciła się ku nieznanemu wikingowi. Młody wódz wykrzywił czerwone usta w uśmiech.
Wojownik zilustrował każdego uważnie i ruszył na przód. Był chudy, ale niezwykle umięśniony. Na plecach nosił grube futro z niedźwiedzia, na muskularnych ramionach założone miał karwasze, a przy boku zwisał długi i niezwykle niebezpieczny miecz. Jego mina była poważna, gdy szedł ku przywódcy. Był tak samo przerażający jak on.
- List do ciebie, panie- powiedział oschle. Nienawidził mówić do szatyna " wodzu" czy " panie". Czuł się wtedy upokorzony, a widząc krzywy uśmiech władcy miał zamiar wbić mu sztylet w dłoń.
- Fantastycznie!- Wykrzyknął wódz, szarpiąc się z kopertą. Kawałki papieru natychmiast znalazły się na zimnej posadzce. Zielone oczy świeciły się, gdy wódz czytał tę wiadomość. Gdy skończył cisnął żółty papier w ogień, który pochłonął list całkowicie, nie pozostawiając ani śladu.
- Cholera...- Syknął pod nosem przywódca. Dźwięk jego zbroi odbił się echem wśród zimnych ścian.- Zauważyli Handlarzy. Idioci kręcili się za blisko Berk- wytłumaczył niechętnie szatyn. Wśród dziesięcioosobowej grupy rozległo się szeptanie. Nie była to dobra wiadomość. Chcieli zaatakować tę wyspę z zaskoczenia, aby jej mieszkańcy mieli jak najmniej czasu aby się przygotować do obrony.
- Przyspieszmy atak!- Rozległ się potężny głos Ivana. Niektórzy poparli jego pomysł, inni rzucali własny.
Nerwowa dyskusja trwała kilka minut. Harmider jednak nie przeszkadzał przywódcy w głębokim rozmyślaniu. Po chwili spojrzał na blondyna, który mierzył morderczym wzrokiem każdego sprzymierzeńca.
- Ethanie, powiedz mi, jaki ty miałbyś plan?- Jego głos był poważny i suchy, jakby miał chrypę. Mężczyzna odwrócił głowę do wodza. Niebieskie oczy były chłodne i puste. Jakby ktoś ukradł całą radosną barwę, a jednak tęczówki nadawały młodzieńcowi tajemniczości.
- Defensywa- rzucił, jakby było to najprostsze rozwiązanie. - Grupa wojowników zaatakuje, ujawniając się. Mniejsza zacumuje statki na bocznych plażach i szybko przedostanie się na wyspę- wytłumaczył do końca, pokazując odpowiednie miejsca na mapie Archipelagu. Szatyn zaśmiał się,  wywołując tym ciszę na sali. Zdziwieni wikingowie słuchali ponownego śmiechu przywódcy.
- I dlatego jesteś najlepszym wojownikiem- skwitował zielonooki, klepiąc Ethana w ramię. Jego usta wygięły się nieznacznie w uśmiechu.

                  Szczerbatek skakał tuż obok Astrid i Valki, które stały pochylone nad drewnianym stole. Na środku leżała mapa przedstawiająca większość wysp Archipelagu.
- Czkawka, nie martw się- zaczęła spokojnie Astrid, kładąc drobne dłonie na ramionach narzeczonego. Wódz westchnął cicho.
- Nie podobają mi się ci Handlarze- mruknął, patrząc jak jego mama siada na przeciw. Valka popatrzyła najpierw na przyszłą synowa a następnie na Czkawkę.
- Nie możemy ich ignorować- ciągnął dalej wódz. W końcu wstał i nalał soku do trzech kubków po czym podał mamie i ukochanej.
- A kto tu mówi o ignorowaniu? - Odparła blondyna i zajęła wcześniejsze miejsce szatyna.
- Akademia została zamknięta, więc pozostali jeźdźcy na pewno się tym zajmą- powiedziała w końcu Valka, która dotychczas uważnie przysłuchiwała się rozmowie. Czkawka skrzywił się nieco na te słowa. Zawsze powtarzał sobie, że to on powinien ochraniać i dbać o bezpieczeństwo wioski, choć inni mieli jego zdanie w poważaniu. Szczególnie Sączysmark, który zaczął być prawdziwym wojownikiem, odkąd Czkawka został wodzem. Starał się pilnować porządku w Berk, patrolował często okolice i codziennie trenował, aby w razie ataku nieprzyjaciela móc skutecznie pozbyć się go z wyspy.
- Z tego co słyszałam, Smark i Nate chcą obrać pierwsze warty- dopowiedziała wojowniczka, jakby bardziej się ożywiła. Zerknęła na narzeczonego z błyszczącymi oczami i małym uśmiechem.
- Będą patrolowali późnym wieczorem i nocą, bliźniaki i Śledzik lubią długo spać,  więc dla nich odpowiednie będzie południe, a ty i ja możemy patrolować rano.- Astrid spokojnie wytłumaczyła swój pomysł. Wódz musiał przyznać, że był dobry, choć wiedział, że zwykle patrole i tak mogą być niebezpieczne. Jednak poczuł się lepiej na myśl, że jego narzeczona będzie latać razem z nim. Czuł się mniej zdenerwowany, choć głowę zaprzątała mu najbliższą przyszłość domu.
- Myślę, że taki plan będzie bardziej odpowiedni- wtrąciła się ponownie starsza jeźdźczyni. Czkawka usiadł na skraju stołu, wzdychając ciężko. Może miały rację? Może za dużo brał na siebie i zbyt wiele wymagał? Jednak nie sposób było odciągnąć chłopaka od spraw wyspy. Czkawka coraz bardziej przypominał Stoicka.
- W takim razie powiadomię chłopaków, a ty idź się w końcu wyśpij- nakazała Valka, stając ostrożnie od stołu. Po chwili zniknęła za ciemnymi drzwiami.
Astrid i Czkawka milczeli. Tylko ciche skrzepienie ogniska i pochrapywanie Szczerbatka przerywały nieprzenikniony spokój. Dziewczyna chrząknęła wreszcie i zwróciła się do Czkawki:
- Wiem, że niepokoisz się o Berk, ale powinieneś trochę wyluzować. - Szatyn spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem, a jego oczy były przygasłe.
- Nie mogę przestać się martwić, Astrid- odparł. Dziewczyna uśmiechnęła się smutno i podeszła do niego. Odpięła mu górną część kombinezonu i zaczęła masować obolały kark i ramiona. Czkawka poczuł się o niego lepiej.  Niewygodne łóżko i wiele niespokojnych snów dały się we znaki.
- Wiesz, że teraz musimy czekać na ruch Handlarzy- ciągnęła dalej dziewczyna ku niezadowoleniu Czkawki, który chciałby porozmawiać o czymś znacznie przyjemniejszym. Na przykład o nowych ulepszeniach dla Szczerbatka.- Wątpię, aby chcieli nas zaatakować.
Szatyna nagle oświeciło. Przypomniał sobie słowa Nate'a. Handlarze mieli pod podkładem mnóstwo broni...
- Czekaj- powiedział nagle a Astrid natychmiast cofnęła ręce.- Ci piraci nazywają siebie Handlarzami, prawda?- Spytał, patrząc uważnie na ukochaną i przyglądając się jej reakcji.
- No, tak- mruknęła w odpowiedzi, nie rozumiejąc co jeździec ma na myśli.
- Co jeśli dostarczają komuś tę broń?- Dokończył, a sama myśl go przeraziła. Przecież jest wielu potencjalnych wrogów, którzy próbowali by podbić Berk, jednakże nikt jeszcze nie odważył się tego zrobić ze względu na smoki.
Astrid zmarszczyła czoło i usiadła obok Czkawki.
-  Myślisz, że sprzedają ją  komuś?- Zapytała cicho. Dziewczyna nie była przekonana co do tej myśli, jednak życie nauczyło wikingów tego, że nawet największy przyjaciel może okazać się zdrajcą.
Wódz skinął głową, zerkając na mapę.
- Ale na Archipelagu nie ma plemienia, które chciałyby nas zaatakować- zaśmiała się delikatnie, patrząc w tym samym kierunku co szatyn, który odpłynął w własne myśli. Po kilku minutach poddał się i uderzył czołem o deski stołu.
- Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale zrobię wszystko by Berk było bezpieczne- wytłumaczył, kiedy Astrid delikatnie lecz stanowczo podniosła jego czupryn. Przytuliła go mocno a po chwili jej małe usteczka całowały jego własne. Chłopak poczuł jak całe napięcie zebrane przez te kilka dni odpływa w zapomnienie. Chwycił spokojnie za wąską talię ukochanej i przyciągnął do siebie, pogłębiając pocałunek.
- Doskonale wiesz, jak mnie uspokoić- mruknął, stykając się z blondyna czołem. Dziewczyna zaśmiała się głośniej i ponownie pocałowała jeźdźca.

              Lauren, jak co dzień, panowała swoje lekarstwa, by móc pójść do centrum wioski. Dziewczyna miała przy sobie listę osób, które potrzebują jej pomocy. Smakowała do ciemno- brązowej torby opatrunki i podniosła się z podłogi. W jej ręce spoczywał pożółkły papier, który przypominał o pacjentach. Na pierwszej pozycji był dwudziestoletni Gustaw.
              Zanim lekarka wyszła z domu, usiadła ociężale na krześle wyłożonym futrem i oparła się rękami o stół. Od wielu tygodni jej myśli krążyły wokół Nate'a. Odkąd Logan pojawił się na Berk, chłopak stał się bardziej wybuchowy. Ciągle gdzieś latał, zajmował się sprawami Berk tak jak Czkawka, jednak Lauren rzadko widywała przyjaciela, który był dla niej kimś więcej. Sama nie wiedziała, co do niego czuje.  Jest to coś więcej niż "lubić" lecz zdecydowanie mniej niż "kochać ". Oboje prowadzili samotny tryb życia, dbając o Berk i swych braci. Wiec nic dziwnego, że Lauren miała ogromny dylemat. Jakaś cząstka chciała spróbować. Poznać, jak kto jest kochać i być kochanym. Astrid starała się jej to wytłumaczyć, ale jednak lekarka nie mogła czuć tego samego, co blondyna. Został jeszcze strach i zbyt niska pewność siebie. Co jeśli ją wyśmieje i odrzuci jej uczucie? Dziewczyna natychmiast odsunęła od siebie te myśli. Nate na pewno by tego nie zrobił, są przyjaciółmi...
- Właśnie, przyjaciółmi- powiedziała cicho do siebie i zerknęła w stronę drzwi. Niechętnie wstała i chwyciła medyczną torbę.
                     Zima już dawno pochłonęła Berk: domy przystrojone były białym puchem, mróz malował na szybach piękne wzory oraz pozostawiał czerwone nosy, uszy i policzki wikingów. Szczerbatek z ogromną radością bawił się w śniegu wraz z Wichurą i Sztukamięs. Większość smoków uwielbiała mroźne wieczory i zabawy w śniegu, ale były również i takie gady, które wolały wracać do Sanktuarium na całą zimę.
Nate wracał właśnie do domu z całodziennego patrolu. Krążył o wiele dalej od Berk i jej granic niż dotychczas. Piorun, niewiele zmęczony, posłusznie wykonywał prośby swego jeźdźca. Smok czuł lekki strach i niepewność jeźdźca, dlatego starał się lecieć spokojnie i równomiernie, aby bardziej nie denerwować przyjaciela.
Zmęczony wiking szedł właśnie wzdłuż wydrążonej w śniegu ścieżki. Na plecach miał ciężkie, jacze futro, ale czuł się przeziębiony i przemarznięty. Piorun także zaczął odczuwać skutki wielogodzinnego lotu.
- Nate!- Usłyszał za sobą słaby głos. Odwrócił się i zmęczonym wzrokiem zmierzył ktosia. Przed nim stała Lauren, uśmiechając się delikatnie. Przez prawe ramię miała przewieszoną ulubioną torbę, a jej drobna postura owinięta była w ciepłe szale.
- Hej- uśmiechnął się.- Jak tam niesienie pomocy?- Chłopak starał się zatrzeć swoje zmęczenie, a przede wszystkim uczucie nie spokoju, które towarzyszyło mu odkąd Handlarze pojawili się w Berk. Lauren przyglądała mu się bacznie, a Nate poczuł, że dziewczyna zaraz będzie wygłaszać mu kazanie na temat zbyt ciężkiej pracy.
Nie mylił się.
- Mówiłam, że za dużo pracujesz- powiedziała z westchnieniem, podchodząc bliżej do jeźdźca.
-  Tylko latałem- odparł, uciekając wzrokiem w bok, aby tylko nie patrzeć na szatynkę. Ona jednak wbijała w niego surowe spojrzenie.
- Naprawdę myślisz, że się na to nabiorę- spytała z wyrzutem. Stali idealnie naprzeciw siebie, przez co Nate czuł się coraz bardziej niekomfortowo. Lauren doskonale wiedziała, jak wyciągnąć informacje. Chyba nauczyła się tego od Astrid, bo wcześniej nie była taka uparta jak blondyna.
- Kiedy ja naprawdę latałem. Chcesz, to spytaj Pioruna- prychnął mniej przyjemnie. Nienawidził, kiedy ktoś bawił się nim i na siłę chciał wydobyć informacje. Lekarka zmarszczyła czoło i tylko naciągnęła bardziej futro na głowę.
- Wiem, że chodzi o Handlarzy- powiedziała cicho.- Ale nie możesz sam się z nimi rozprawiać. - Dokończyła, wzdychając w stronę oceanu. Jej ciemne oczy błyszczały w świetle księżyca i gwiazd. Nate w końcu odwrócił się do przyjaciółki.
- Lauren, znasz nas- wikingów- zaczął niepewnie, uważając na doborze słów.- Nigdy nie pozwolimy, aby nasz dom został tylko wspomnieniem...- Nate nagle przypomniał sobie o swojej rodzinnej wyspie. Jako nastolatek widział zbyt wiele: śmierć najważniejszych osób, płomienie pochłaniające jego dom, ojca, którego zaślepił gniew i chcieć władzy nad światem i smokami. Szybko poczuł, jak jego serce przyspiesza a w ustach jakby pojawiła się krew. Zacisnął pięści i przełknął ślinę.
- Zrozum,  nie pozwolę, aby Berk została zniszczona tak jak moja wyspa- rzekł, patrząc wprost w oczy Lauren. Dziewczyna odczytała z nich pewność siebie ale i gniew.
Niepewnie podeszła do Nate i najzwyczajniej przytuliła go mocno. Na początku jeździec nie wiedział jak zareagować. Ostatnim razem przytulała go jego ukochana siostra...
Po chwili  spokojnie objął Lauren, czując dziwne ciepło. Nie znał tego uczucia, wręcz bał się  nieznanego ciepła, ale zauważył, że Lauren tego potrzebuje.  Jego silne ramiona obejmowały jej zasłonięte futrem plecy. Nate zauważył, że złość go opuściła i nie miał żalu do szatynki, że ciągle wtrącała się w jego sprawy. Wiedział, że lekarka chce mu pomóc, ale on z jednej przyczyny nie mógł jej przyjąć. Bał się, że osoby, z którymi zdążył się zaprzyjaźnić opuszczą go...tak jak Cora i jego matka.
                Uścisk stał się luźniejszy, aż w końcu Lauren całkowicie się oderwała. Na jej policzkach wystąpiły delikatne rumieńce, jednak Nate nie wiedział, czy to z zawstydzenia czy z zimna.
- Gdybyś czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie szukać- powiedziała swoim uroczym głosem i posłała jeźdźców delikatny uśmiech.
Chłopak skinął głową, obserwując jak przyjaciółka idzie dalej- wzdłuż tej samej drogi aż w końcu dotarła do drzwi swego domu.  



Wyobraźmy sobie, że to Lauren i Nate :3
Wydaje mi się, że rozdziały są za krótkie :/ Na pewno będę się starać, żeby były dłuższe  :)
Jeżeli  macie jakieś pytania dot. mnie i bloga możecie śmiało pytać :D Chciałam jeszcze zapytać, czy macie jakieś "marzenie", które chcielibyście abym o tym napisała. Tak jak kiedyś wspominaliście o porwaniu Czkawki (cierpliwości! :D)

czwartek, 3 grudnia 2015

Czarny kruk

              Dwa dni później, Nate czuł się o wiele lepiej i, mimo zakazu Lauren, chłopak opuścił łóżko i udał się na trening. W środku lasu urządzono małą arenę, gdzie ćwiczyło wielu wikingów. Były tam ustawione tarcze, potwory wykonane ze słomy i oczywiście mnóstwo drzew i stojaków na bronie. Całość otaczały grube pręty, zrobione na wzór Smoczej Akademii. Czasami przebywali tam nastolatkowie, urządzając małe zawody wyścigów smoków, ale zwykle byli przeganiani przez dorosłych.
Brunet rzucił mocno toporem w ogromny dąb. Ostrze weszło gładko w uległa korę drzewa, zostawiając ślad. Jeździec podszedł po swoją broń, by ponownie uderzyć o niewinne drzewo. Drobne kropelki potu szybko spływały po jego czerwonej od wysiłku twarzy. Chłopak otarł wierzchem koszuli czoło, po czym usiadł na kamieniu, koło którego spał Piorun. Nate wziął łyk zimnej wody i ogarnął wzrokiem zniszczenia, na co  westchnął ciężko. Tym czasem Koszmar obudził się i rozprostował obolałe kości. Brunet podrapał przyjaciela po czerwonych łuskach. Mimo że łączyła ich więź w postaci przyjaźni, chłopak nie mógł zapomnieć o Perle. Jego ukochana smoczyca zginęła, dzielnie broniąc Berk i jej mieszkańców. Taka była wola Odyna- tłumaczył sobie na pocieszenie, choć z marnym skutkiem.
- No witam- Nate usłyszał nagle znajomy głos. Obrócił się z lekkim uśmiechem i ujrzał Saczysmarka i Astrid, którzy trzymali broń.
- Cześć- mruknął i odwrócił się z powrotem, by doprowadzić się do porządku. - Zniszczyłeś mój ulubiony dąb- rzuciła blondyna, przyglądając się drzewu. W jej głosie Nate wyczuł żal, choć wiedział, że Astrid nie jest zła.
- Kto jest na patrolu ?- Spytał brunet Smarka, który rozciągał się koło niego.
- Czkawka i Valka- odparł, robiąc skłon. Nate skinął głową. Dziś miała być jego kolej, ale Czkawka stanowczo zabronił mu ze względu na nadal zły stan zdrowia. Oczywiście zignorował wodza jak i Lauren, która cały czas troskliwie się nim opiekowała.
- A co z Akademią? - Zapytał nagle, powazniejac. Astrid uśmiechnęła się krzywo.
- Postanowiliśmy, że na jakiś czas zostanie wstrzymana- powiedziała ze smutkiem. Jej włosy rozwiane były na wietrze, sprawiając, że wojowniczka wyglądała jeszcze piękniej. - Czkawka chce zająć się bezpieczeństwem Berk, więc potrzebuje każdego jeźdźca- dodała i sięgnęła po swój ulubiony topór. Zrobiła kilka zamachów w powietrzu, po czym rzuciła nim w słomianego wilka. Ostrze trafiło w głowę zwierzęcia, wywołując u Astrid triumfalny uśmiech.
- Ee tam, Czkawka przesadza- prychnął Sączysmark, zdejmując futro aby mu nie przeszkadzało. Swój miecz trzymał w prawej ręce, szukając idealnego celu. Blondyna przewróciła oczami.
- Ostrożności nigdy za wiele- odparł Nate, chcąc uniknąć bójki przyjaciół. Oczywiście bardziej martwił się o Smarka, ponieważ doskonale wiedział, jak silna jest Astrid.
- To może dołączę do Czkawki- rzekł po chwili i wsiadł na Pioruna, który wystrzelił jak z procy.

               Czkawka miał nieodparte wrażenie, że ktoś go obserwuję. Całą drogę z Berk na Morze Rozpaczy przemilczał, chcąc głębiej zastanawiać się nad Handlarzami. Słuszna była uwaga Astrid na temat sieci i ubioru nieznajomych. Jako wódz nie mógł tego ignorować, kiedy w grę wchodziło życie poddanych.
- Czkawka? - Spytała delikatnie Valka, patrząc uważnie na syna. Jego zielone oczy spojrzaly na nią pytająco. - Nad czym tak myślisz ?
Chłopak westchnął ze zrezygnowaniem i puścił wodze, aby jego szorstkie dłonie odpoczely trochę. Szczerbatek mruknął, jakby chciał zapytać o to samo, co Valka.
- Ci Handlarze...- zaczął niepewnie, patrząc przed siebie.- Są jacyś podejrzani. Zauważyłaś to?
Kobieta podleciała do Nocnej Furii i posłała uśmiech synowi. Jej srebrne pasma włosów błyszczały w świetle popołudniowego słońca.
- Tak- powiedziała, nie spuszczając czujnego wzroku z Czkawki, jakby chciała przejrzeć go na wylot. Jednak nie szło jej to za dobrze. Jedynie Astrid znała na tyle swojego narzeczonego, by bez problemu odgadnąć myśli wodza.- Jak na handlarzy nie mieli nic więcej oprócz broni.
Szatyn skinął głową. Gdy chciał odpowiedzieć, Chmuroskok i Szczerbatek nagle zatrzymali się i zawarczeli złowrogo.
- Co jest?- Spytał przerażony swego towarzysza. Nocna Furia fuknęła, kiwając na Samotne Skały, które znajdowały się na prawo. Valka zmrużyła oczy i dostrzegła kawałek statku.
- Handlarze- szepnął wódz, również widząc łódkę. Czym prędzej chwycił wodze i poprowadził Szczebatka. Valka krzyknęła za nimi, lecz Czkawka zignorował ją. Kobieta w mig ruszyła za synem, bojąc się niemilej konfrontacji. Czarny jak smoła smok wylądował ciężko na drewnianych belkach starej łodzi, pokazując ostre zęby. Czkawka zmierzył surowym wzrokiem pięcioro ludzi. Valka podleciała koło niego, jednak postanowiła nie lądować. Doskonale widziała, jak nieznani wikingowie mogą zareagować.
Handlarze od razu chwycili kusze i wymierzyli je prosto w Szczerbatka i jego jeźdźca. Wódz natychmiast podniósł ręce w obronnym geście i rzekł spokojnie:
- Nie chcemy kłopotów...- Jeden z Handlarzy zaśmiał się gardłowo i wyszedł na przeciw. Wyrazie widok Nocnej Furii nie wzbudził u niego przerażenia i lęku.
- To po co żeś tu przylazł, co?- Warknął, nie spuszczając nawet na centymetr brązowej kuszy.
- Chciałem zapytać o to samo- odparł nadal spokojnie, choć Szczerbatek warczał cicho.
- Nie jesteśmy na twoim terenie- rzucił inny, kładąc ciężką rękę na chłopczynie, który nadal stał mierząc w smoka. Jego wygląd różnił się od reszty. Był wysoki i chudy jak patyk. Brązowe, kręcone włosy miał splecione w idealnego kucyka, tuż przy karku. Srebrna i masywna zbroja mieniła się w blasku słońca, choć wyglądała na strasznie zużyta. Wysokie buty sięgały do kolan, chroniąc przed otarciem a niebieskie oczy przyglądywały mu się z uwagą .
Czkawka zmarszczył czoło. Skąd ten człowiek wie, gdzie leżą granice Berk?
- Jednak pływacie zbyt blisko mej wyspy- rzekł tonem wodza, który wyrobil przez te kilka lat.- Wasz herb nie jest wpisany w księgę sojuszy a nawet  neutralnych plemion. Mam więc powody do niepokoju.- Jego formułka rozbawiała chudego mężczyznę. Przywódca zaśmiał się gardłowo, pokazując żółte zęby oraz złote plomby. Czkawka skrzywił się na ten widok, zerkając ostrożnie na Chmuroskoka.
- Zapewniam cię, wodzu Berk, że nie przekroczymy granic twej wyspy. Jesteśmy zwykłymi handlarzami.- Mówiąc to rozłożył ręce, pokazując okręt. Jego ludzie zaśmiali się ledwie słyszalnie. Mężczyzna zwrócił uwagę na Szczerbatka.
- Na Odyna, przecież to Nocna Furia!- Krzyknął, otwierając szeroko usta. Reszta towarzyszy cofnęła się o kilka metrów, a ich dłonie zacisnęły się na kuszach.
- Nie zrobi krzywdy- powiedział Czkawka,  choć ucieszył się w duchu, że udało mu się nastraszyć nieproszonych gości.- Jeśli chciałbyś, panie, uzyskać pozwolenie na pobyt w granicach Berk, zapraszam na wyspę.  Razem z Radą  przedyskutujemy wasz pobyt- rzekł szatyn donośnie, ale zdziwił się, gdy zauważył, że nieznajomy nadal ciekawsko przypatrywał się Szczerbatkowi.
- Oczywiście- rzucił w końcu wódz Handlarzy, uśmiechając się perfidnie. Nawet uśmiech miał sztuczny- pomyślał Czkawka. Szczerbatek rzucił wszystkim po kolei złowrogie spojrzenie i odbił się silnymi łapami.
Valka wyglądała na bardzo zmartwiona. Na jej czole malowały się zmarszczki, a serce waliło jak oszalałe.
- Czkawka, błagam cię, nie strasz mnie tak więcej- powiedziała z ulgą, choć miała pretensje do syna.
- Przepraszam, ale nie mogłem wytrzymać- odparł, czując jak jego barki stają się ciężkie. Chciał szybko wrócić na Berk i poważnie porozmawiać z jeźdźcami i Radą na temat bezpieczeństwa rodzinnej wyspy. Ważą się losy setek wikingów, a Czkawka za nic w świecie nie miał zamiaru ich zawieść.  Bycie wodzem to coś więcej niż tytuł, zaszczyty czy przywileje. To oddanie się innym ludziom, niesienie pomocy każdemu rodakowi, a co najważniejsze- zapewnienie bezpieczeństwa. Od wojny z Drago minęły prawie 4 lata, a Czkawce wydawało się jakby było to wczoraj...
- Wracamy- powiedział krótko i wraz z Valką ruszył ku Berk.

              Chudy mężczyzna siedział pod podkładem, wertując żółte strony małej księgi smoków. Jego szorstkie palce zatrzymały się  na klasie uderzeniowej. Wandersmok. Nocna Furia. Nieprawy pomiot piorunów i samej śmierci. Bzdury- prychnął w myślach wódz handlarzy, lecz nadal przyglądał się niedbałemu rysunkowi, jednak malowidło idealnie odzwierciedlało majestatyczność i dumę tego pięknego gatunku.
- Balton!- Krzyknął donośnie, a po chwili pod podkładem pojawił się ten sam chudy chłopak, który wyszedł naprzeciw Czkawce. - Tak, panie? - Spytał, stając na baczność. Mimo że jego wódz nie był brutalem, bał się spojrzeć wprost.
- Przynieś kruka- nakazał. Chłopak skinął głową i skocznym krokiem pokonał schody. Po dwóch minutach ponownie stawił się przed swym panem z czarnym ptakiem. Ragnar wziął biały rulon i zawiązał go mocno do poharatanej nogi kruka. Zwierzę zaskrzeczało groźnie i wyleciało przez okno w burcie.
Wódz Handlarzy zaśmiał się cicho.
- Panie...- Zaczął niepewnie chłopak, trzymając prosto starą włócznię
- Tak, Baltonie?- Mężczyzna wrócił na swoje miejsce i wziął do ust korzeń, który przeżywał powoli.
- Jaki masz plan?- Młody handlarz zerknął na Ragnara z małym strachem, jednak nie miał powodu do obaw. Jego pan miał nadzwyczaj dobry humor.
- Odebrać to co nasze- odpowiedział obojętnie, uśmiechając się krzywo. Również usta niskiego blondyna uniosły się delikatnie. Wtem Ragnar wziął ostry jak brzytwa nóż i cisnął go w mapę Archipelagu. Narzędzie wbiło się głęboko w kontury niemałej wyspy, zwanej Berk...

Dziś krócej, ale wybaczcie mi, wena gdzieś się zgubiła i nie mogę jej znaleźć... :)