środa, 25 listopada 2015

Handlarze z Południa

              Zaskoczony i zarazem zaniepokojony wódz wyszedł od razy na zewnątrz. Za nim wypadli pojedynczo jeźdźcy i szybko udali się do portu, mimo że statki jeszcze nie cumowały. Sączysmark położył dłoń na klindze starego miecza, dając do zrozumienia, że jest czujny. Czkawka także sprawdził swoją broń. Baterie gazu Zębiroga uzupełnione- stwierdził z ulgą. Mieczyk, Szpadka i Śledzik trzymali się na środku, jako jedyni nie posiadali żadnej broni. Astrid ubezpieczała tyły, trzymając topór Lauren, który chwycila wychodząc. Lekarka wyglądała na przerażoną. Dziewczyna należała do tych wrażliwych i spokojnych- zupełne przeciwieństwo typowego Wikinga. Otulona grubym niedźwiedzim futrem, zadrżała pod wpływem zimnej bryzy. 
Po chwili wszyscy jeźdźcy dotarli na pomosty. Czkawka zastał tam swą matkę, ku jego niezadowoleniu. Jak zawsze martwił się niepotrzebnie, gdyż obok kobiety siedział Chmuroskok, wbijając swe czujne oczy w łódź. 
- Kto to?- Zapytał Mieczyk, podchodząc do krawędzi zniszczonego mostu. Wódz wyjął spod kombinezonu rozkładaną lunetę i przyjrzał się łodzi. 
- Nie znam tego herbu- odparł po chwili i podał lunetę Śledzikowi- specjaliście od klanów. Chłopak zmrużył swe zielone oczy i westchnął ze zrezygnowaniem.
- Ja również nie kojarzę- powiedział krótko.
Po kilku minutach do portu zacumował statek, zapełniony ludźmi o dziwnym wyglądzie. Prawie wszyscy nosili kolczugi, karwasze i inne elementy ochronne wojownika. Czkawka posłał Śledzika i Lauren do wioski,  aby w razie ataku zabili w dzwony. 
Tymczasem, na pomost zaskoczyło kilku ludzi. Ich twarze nie wyrażały żadnych emocji. Poważne i na swój sposób straszne. Dwóch z pięciu ludzi mieli ręce i twarz okrytą bliznami. Następny nie miał ręki i oka, a kryjący się za grupka nieznajomych- nogi. Zdecydowanie musieli być wojownikami. 
- Witam na Berk. Jestem wodzem tej wyspy. Co was sprowadza?- Zaczął niepewnie Czkawka, zerkając na Smarka, który twardo patrzył na wikingów. Jeden z nich wystąpił na przód.
- Jestem Ragnar, przywódcą Handlarzy z Południa- zwrócił się z szacunkiem do wodza Berk. - Jesteśmy tu, by oddać wam zgubę.- Gdy to powiedział, z łodzi wyłonił się Nate i Piorun. Wszyscy jeźdźcy zamarli zszokowani. 
- Wasz przyjaciel wpadł w nasze sieci niedaleko Skręć
Karczych Bagien- wytłumaczył Noa. Jego usta wyjrzywiły się w strasznym uśmiechu. 
Nate podszedł, kulejąc wolno, do jeźdźców. Odwrócił się do handlarzy i spiorunował ich wzrokiem. 
- Cóż, miło było poznać.- Noa zasalutował do Nate'a i wszedł na pokład, jakby odowożenie zagubionych jeźdźców było dla niego normalne. Co z tego, że Nate miał smoka? 
- Dziękujemy- odparł szatyn i skinął głową. Po chwili łódź  oddaliła się na tyle, aby móc zejść z pomostu.
- Nate, wszystko w porządku  ?- Spytała Astrid, opierając topór na ramieniu. Każdy wiking przyglądał się brunetowi z uwagą i ciekawością. Chłopak przetarł przetarł obolały kark i spojrzał na Pioruna, który nie wyglądał wcale lepiej. Nate otwierał już usta, by odpowiedzieć, ale nagle zakręciło mu się głowie i upadł nieprzytomny...
                  

Świt na Berk przybył znacznie później. Zimowa aura nie dawała o sobie zapomnieć i wielu wikingów już nosiło grube futra. Czkawka spojrzał zza okna na blade słońce i niewyspany przetarł zielone oczy. Szczerbatek nadal pochrapywał przy łóżku otulony własnym ogonem. Wódz przeszedł przez jego protezę i podszedł do szafy, aby założyć koszulę na nagi tors. Ułożył niedbale włosy i zszedł na dół, aby zjeść jakieś śniadanie. Chłopak przeszedł cicho obok pokoju Valki, aby jej nie obudzić, i podszedł do kominka aby dołożyć do powoli wygasającego ogniska. 
Gdy w kuchni zrobiło się cieplej, Czkawka jadł śniadanie. Był nadal niewyspany, mimo że przez małe okno wlatywało mroźne powietrze. 
Po chwili na dół zszedł również Szczerbatek w towarzystwie Valki. 
- Cześć,  mamo- uśmiechnął się jeździec z pełnymi ustami. 
- Hej, Czkawka- mruknęła kobieta. Wódz już wiedział po kim lubi tak długo spać. Valka podeszła do blatu i nalała sobie kakao, które wcześniej przygotował jej syn. 
- Co z Nate'm? - Spytała, siadając naprzeciw jeźdźca. Chłopak skrzywił się nieco. 
- Siedziałem u niego, ale nie odzyskał przytomności. Zaraz po pracy pójdę do niego- zrelacjonował ponuro. Jeźdźczyni westchnęła ciężko, patrząc smutno na brązowy kubek. Szczerbatek położył na jej kolanach swą głowę i zamruczał przyjaźnie. Szatynka podrapała go za uchem. 
- Zapasy uzupełnione ?- Spytała po chwili, nadal pieszcząc Nocną Furię.
- Tak. Tylko będziemy musieli wyławiać ryby co jakiś czas- odparł wódz, zbierając talerz i kubki. 
- Zima to najspokojniejsza pora roku. Stoick wtedy więcej przebywał w domu...- Powiedziała kobieta z lekkim uśmiechem. Jej zazwyczaj radosne zielone oczy błysnęły smutkiem. Czkawka posłał jej pokrzepiający uśmiech, po czym założył siodło Szczerbatkowi i, pożegnawszy się z mamą, wyszedł.
- Już niedługo spadnie śnieg- mruknął niezadowolony, patrząc na pochmurne niebo. Smok zarechotał po swojemu i szturchnął jeźdźca. Czkawka wskoczył wygodnie na jego grzbiet, czując jak Nocna Furia wyrywa się do lotu. 
Wódz szybko dotarł do Akademii, gdzie powinien znaleźć Sączysmarka. Wojownik siedział przy stole wraz ze Śledzikiem, ostro dyskutując.
- Hej, spokojne- zawołał Czkawka, wchodząc dalej. Jorgerson zwrócił ku niemu uwagę, po czym przewrócił oczami. 
- Hej, Czkawka- powiedział w końcu Śledzik. Chłopak posprzątał szybko stolik i zwinął papiery w rulon.
- O czym rozmawialiście ?- Spytał wódz. Sączysmark westchnął, kołysząc się na dwóch nóżkach od krzesła. 
- Śledzik uważa, że Koszmary Ponocniki nie nadają się na opiekunów dla dzieci.
- Bo tak jest!- Odparł blondyn z krzykiem. Czkawka spojrzał na przyjaciół zdziwiony tym, że kłócą się o smoki.
- Śledzik, to, że smok jest Ponocnikiem nie oznacza, że jest agresywny- powiedział spokojnie szatyn.- Wszystko zależy od jeźdźca i od tego, jak smok jest traktowany.- Śledzik spojrzał na przyjaciela z wyrazem zrezygnowania. 
- Niby tak, ale...- Czkawka, widząc że jego przyjaciel nadal ma wątpliwości, powiedział:
- Przypomnę ci, że mój smok jest najgroźniejszym gadem na Archipelagu- rzekł, pokazując na Szczerbatka.- Nadal wygląda na agresywnego ?- Blondyn westchnął po raz kolejny.
- Chodzi o bezpieczeństwo dzieci, Czkawka. Nie możemy przewidzieć, czy smokowi nie odbije- przyznał jeździec. Wódz pokiwał ze zrozumieniem.
- Nawet kurczak może zaatakować. Dlatego waszym zadaniem jest pilnować i uczyć dzieci. Nigdy nie dosiądą smoka, jeśli będziecie je straszyć- odparł chłopak. Sączysmark zaciekawiony przyglądał się przyjaciołom. Czkawka znał smoki o wiele lepiej, gdyż, w przeciwieństwie do pozostałych jeźdźców, potrafił czuć te piękne stworzenia całym sobą. Znał wiele tajemnic i wiedział jak obchodzić się nawet z najbardziej niebezpiecznymi gadami. Niestety Czkawka często przekonywał się na własnej, że niektóre techniki oswajania nie działają.
- Wystarczy, żeby smok ci zaufał, ale chyba dobrze wiesz, jak obchodzić się ze smokami- dodał po chwili wódz Berk z uśmiechem. Śledzik spojrzał na Szczerbatka a potem na Sztukamięs, która ganiała za kolorowymi liśćmi. 
- Chyba za bardzo dramatyzuję- przyznał się blondyn.
- To za mało powiedziane- prychnął Smark i zaśmiał się. 
- Dobra, koniec tematu- nakazał szatyn, uspakajając dwóch jeźdźców.- Mam dla was zadanie.- Na te słowa Sączysmark ożywił się natychmiast i stanął do pionu. 
- Jakie?- Spytał z ekscytacji. Jak na wojownika i silnego wikinga przystało, czarnowłosy nie mógł długo usiedzieć na miejscu.
- Śledzik, ty dziś zajmiesz się Akademią, Sączysmark polecisz ze mną na patrol.- Oznajmił Czkawka, zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Czy to ma związek z Nate'em ?- Spytał nieco przestraszony Śledzik.- Ci handlarze już na pierwszy rzut oka wyglądali na podejrzanych.
- Nie mógłbym tego nie sprawdzić- przyznał wódz, obserwując Szczerbatka i Sztukamięs, jak ganiają po Akademii. Mimo dziesiątek lat arena wyglądała na niezniszczona. Przetrwała zabijanie smoków, szkolenie rekrutów i co najważniejsze: tresowanie wielkich gadów. 
- No to na co czekamy?- Rzucił Smark i szedł żwawo do wyjścia, nawołując Hakokła. Czkawka pożegnał się ze Śledzikiem i za pomocą Nocnej Furii znalazł się tuż przy Jorgersonie. Jednak przed patrolem postanowił zajrzeć jeszcze do Nate'a. Miał nadzieję, że jeździec już się obudził. 

                Uczucie pękającej głowy przeszło przez jego ciało niczym uderzenie pioruna. Wokół wszystko wirowało, zupełnie jakby chłopak spadał w otchłań. Nigdy jeszcze nie czuł tak ogromnego bólu,  który rozsadzał jego czaszkę. Nate syknął, próbując podnieść się lekko na bawełnianej pościeli. Ktoś chwycił go za ramię i siłą przycisnął z powrotem do łóżka. Jeździec zdołał ujrzeć zatroskane twarze Lauren i Astrid. Słyszał też stłumioną rozmowę, ale chłopak miał wrażenie, że jest pod wodą.
- Ałł...- Wymamrotał cicho szorstkim głosem. Po chwili poczuł zimną ciecz na swoich ustach. Wziął łapczywego łyka wody i skrzywił się. Lodowaty roztwór z mieszanką czegoś ohydnego przetoczyła się przez jego gardło, sprawiając nieprzyjemne drapanie.
- Nate, słyszysz mnie?- Usłyszał delikatny głos szatynki. Chłopak otworzył powoli oczy, kierując wzrok na przyjaciółki. 
- Hej, Lauri, cze Blondi...-Przywitał się z delikatnym uśmiechem. 
- Jak się czujesz?- Spytała tym razem Astrid. Nate wyciągnął rękę spod koca i pokazał kciuk, chcąc przekazać, że czuję się dobrze.
- Wiem, że boli cię głowa, ale mocno uderzyłeś o most.- Szepnęła Lauren.
- Co się...stało ?- Spytał jeździec,  mając nadal zamknięte oczy. Nie chciał zbyt wiele mówić,gdyż każde wypowiedziane słowo sprawiało ból. 
- Porozmawiamy później. Teraz śpij.-  Lauren przyłożyła mu do czoła swą dłoń i uśmiechnęła się blado. Ręka zjechała na policzek. Astrid musiała to zauważyć, ponieważ zaczerwieniła się lekko i odeszła od łóżka. Chwyciła swą jeszcze gorącą herbatę i usiadła w miękkim fotelu. Lekarka także się cofnęła i przysiadła naprzeciw blondyny. 
Nate szybko odpłynął w głęboki sen, mamrocząc od czasu do czasu. Astrid chciała o coś zapytać, ale gdy tylko zerkała na przyjaciółkę, przygryzała wargę.
- Myślisz, że tego nie widzę, As ?- Zaśmiała się cicho szatynka, podkurczając nogi, na których miała ciepłe kapcie.- Co jest?
- Chciałabym się o coś zapytać- odparła po chwili. 
- Więc pytaj.- Astrid nieśmiało spojrzała na Nate'a, by upewnić się, że śpi, po czym odwróciła się do Lauren.
- Czujesz coś do niego. - Było to stwierdzenie niż pytanie. Szatynka skrzywiła się nieco, a jej serce zaczęło szybciej bić.- Lauren, mnie nie oszukasz.
- To... skomplikowane- wyznała cicho, aby czasem nie usłyszał tego jeździec, choć dostał taką dawkę leków, że nie miał prawa obudzić się przynajmniej przez dwie godziny. 
- Możesz mi powiedzieć- zachęciła Astrid troskliwym głosem. Doskonale wiedziała, co Lauren przeżywa. Dziewczyna po chwili zwróciła na nią uwagę i uśmiechnęła się blado. 


- Widzisz coś?- Spytał Czkawka Sączysmarka, który leciał tuż obok niego. Chłopak pokręcił przecząco głową.
- Czkawka, to już nie nasze tereny- zauważył jeździec, spoglądając na mapę. Wódz rozejrzał się wokół. Same skały i woda.- Jesteśmy na Morzu Rozpaczy.
- Wiem- odparł krótko szatyn.- Kiedy wróciłem na Berk, Nate opowiadał jak natknęliście się na tych handlarzy wcześniej. Mówił też, że nie wpływali na teren wodny naszej wyspy.
- I co związku z tym?- Spytał Smark, bawiąc się starą lunetą. 
- Po co ktoś miałby płynąć dłuższą drogą do celu, omijając Berk?- Ciągnął dalej wódz. Jorgerson zmarszczył czoło, nie rozumiejąc. - Odkąd mój ojciec został wodzem, wyspa przepuszcza każdego sojusznicze bądź neutralne plemię.- Wytłumaczył do końca. Sączysmark zastanowił się chwilę i z lekkim niepokojem zapytał:
- Myślisz, że ci handlarze, czy jak im tam, mogą coś chcieć od Berk?
- Jeszcze tego nie wiem, ale  coś tu mi nie pasje...- Mruknął, patrząc w oddalone skały. 
- Może najpierw wrócimy na Berk. Jeżeli będzie trzeba, wzmocnimy straż- rzekł Smark, patrząc zaniepokojony na przyjaciela. Czkawka skinął tylko głową i zwrócił Szczerbatka ku wyspie klanu wandali.


- Jest lepiej, dziękuję- powiedział nieco zirytowany Nate. Odkąd się obudził minęły trzy godziny i było już późne popołudnie. 
- Nie marudź- rozkazała Lauren, poprawiając poduszkę. Astrid nadal siedziała wygodnie w fotelu, grzejąc się obok kominka. 
- Jak dzieci- westchnęła blondyna. Po chwili do domku wszedł Sączysmark a za nim Czkawka i Szczerbatek. Wódz zatrzymał się i poczekał chwilę, aż Lauren skończy.
- Cześć, Czkawka- rzuciła Astrid z uśmiechem. Chłopak pochylił się i pocałował w policzek. 
- Coś się stało ?- Spytała wojowniczka, widząc nieobecny wzrok ukochanego.
- Zaraz ci powiem- odparł.- Nate, jesteś w stanie powiedzieć,  co się stało ?- Ciemnowłosy chłopak od razu zrelacjonował wydarzenie, które miało miejsce w nocy. 
- Czemu poleciałeś tak daleko? - Zagaił Smark, opierając się o szafę. Jeździec wzruszył ramionami, patrząc kolejno na przyjaciół.
- Jak to się stało, że złapali cię w sieci? - Astrid przysunęła się bliżej Czkawki, który uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Myśleli, że jestem rokiem- zaśmiał się w odpowiedzi. Czkawka spojrzał na Smarka, który skinął głową.-  Co jest?- Spytał Nate a uśmiech zszedł mu z twarzy. Wódz opowiedział wszystkim o swoich podejrzeniach. Lauren przysiadła na łóżku, zupełnie zaskoczona. 
- Berk nie ma wrogów...- Rzekła cicho. 
- Jak podkreśliłem wcześniej, są to tylko przypuszczenia. - Uśmiechnął się ponuro do Nate'a i lekarki.- Dokończymy rozmowę później. Teraz odpocznij. 
Astrid, Czkawka i Smark wyszli z chaty i ruszyli do swoich domów.
- Wiesz co mnie zastanawia? To że ci wikingowie są handlarzami tak jak Johann. Więc po co im wyrzutnie sieci i zbroje? - Zauważyła blondynka. Chłopak spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. - Faktycznie...- Przyznał, patrząc gdzieś w dal. Nawet nie poczuł uścisku ukochanej na jego ramieniu.
- Co ?-Zapytał.
- Nie martw się. Możemy się mylić. - Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i złapała twarz ukochanego w swoje drobne dłonie.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił- westchnął, patrząc w błękitne oczy swej wybranki.
- Ja też nie wiem- zawtórowała. Czkawka objął jej talię, po czym pocałował czule ukochaną.- Śpij dobrze, skarbie.- Powiedział, patrząc jak Astrid idzie do domu.
- Dobranoc- uśmiechnęła się miło i zamknęła drzwi. Czkawka poczuł się lepiej, choć przeczucie, że coś jest nie tak na pewno nie da mu spokoju dzisiejszej nocy.



No i jak się podoba, dzieciarnio? :D  Zaciekawieni? :)

sobota, 21 listopada 2015

Zapasy

            Już dzień po przyjeździe Astrid i Czkawki, na Berk wrzało od wieści o ich zaręczynach. Wiele kobiet z Berk już zdążyło pytać wodza o datę ślubu.  Chłopak zmieszany odpowiadał, że jeszcze mają czas, a potem szybko się zmywał. Każdy cieszył się szczęściem młodych wikingów, bo w końcu nie byli byle kim. On ważnym wodzem, ona najlepszą wojowniczką.
Czkawka szedł radosny po kolejnym długim locie, który obiecał Szczerbatkowi. Smok skakał przy nim i co rusz ocierał się o jeźdźca, szczęśliwy, że jego przyjaciel wrócił.
             Wódz szedł właśnie do spichlerzy, aby zapisać dodatkowe towary, które przyszły rano. Zima w Berk była bardzo sroga, a Wikingowie mieli wielki apetyt, więc jedzenie trzeba było zbierać już na początku października. Spichlerze stały na uboczu Berk, gdyż zasłaniały większość wyspy. Budynki były wykonane ze zwykłego drewna, pomalowane na ciemno lub jasno- w zależności od rodzaju pożywienia. W ciemnych składano mięso, a w jasnych owies.
Pogoda była beznadziejna, ale adekwatna do zimnego listopada. Czkawka nie przepadał za jesienią i zimą, ale tylko w tych porach pracy było mniej i miał więcej czasu dla siebie i bliskich. Uśmiechnął się pod nosem, wspominając poranny lot, po czym zerknął na Szczerbatka, który akurat witał się z Piorunem- smokiem Nate'a.
- Cześć, Czkawka- powiedział miło brunet i odrzucił na bok kosz. Wódz uścisnął jego dłoń i zmierzył wzrokiem budynek, gdzie wikingowie zgromadzili pszenicę.
- To wszystko?- Zapytał że zdziwieniem. Pszenica wypełniała po brzegi budynek, zostawiając mały kawałek wejścia.
- No ba- odparł Nate, patrząc na ładunek i stając obok dobrego przyjaciela. Czkawka wyjął notes i skreślił jedną pozycję.
- Okej, a patrole ? Zauważyliście coś niepokojącego?- Zapytał chłopak, nadal patrząc w zapiski czarnego notesu. Nate odłożył łopatę i przetarł obolały kark. Jeździec był główno- dowodzącym grupki wikingów patrolujących wyspę. W skład wchodziły dwie grupy: naziemna i powietrzna. Oczywiście każdy patrolował na smokach, a wyspa nie była wcale taka mała jak się wydawało, więc dzięki gadom oględziny trwały najwyżej dwie godziny rano i dwie godziny wieczorem.
- Byli jacyś handlarze z jakiegoś dziwnego kontynentu, ale wyglądali na podejrzanych, więc wraz z Sączysmarkiem sprawdziliśmy ich- powiedział Nate.- Pod pokładem mieli mnóstwo broni, ale nie płynęli w kierunku Berk, tylko na wschód, więc puściłem ich. No i nie wkroczyli na wody naszej wyspy.- Wódz skinął głową w geście zrozumienia  i uśmiechnął się lekko. Szczerbatek podbiegł do nich i wcisnął swoją ogromną głowę między pachę swego przyjaciela. Czkawka podrapał go mocno i zwrócił się do Nate'a.
- Dzięki za pomoc. Nie myślałem, że poradzicie sobie beze mnie - zaśmiał się szatyn. Usta Nate'a wykrzywiły się w słabym uśmiechu, lecz jego twarz nie wyglądała wcale na rozpromienioną. Czkawka zauważył nagły brak humoru u przyjaciela.
- Coś nie tak ?- Spytał. Szczerbatek również zwrócił uwagę na jeźdźca.
- Nie, w porządku- na potwierdzenie swych słów, Nate wysilił się na o wiele większy uśmiech.
- No dobra. W takim razie do zobaczenia- rzekł wódz i wskoczył na Szczerbatka. Brunet odprowadził przyjaciela wzrokiem, po czym spojrzał na swego smoka.
- To co, stary, spadamy stąd? - Spytał, drapiąc Ponocnika między nozdrzami. Smok prychnął i schylił się, aby pomóc jeźdźcowi wejść na grzbiet. Chwilę później oboje zniknęli pomiędzy chmurami.


- Pyskacz, miałeś zrobić sto sztuk broni, a nie dwieście !- Rzucił wódz, idąc za kowalem w głąb jego królestwa.
- Ah, Czkawka, młody jesteś, nie znasz się. Jak ktoś nas zaatakuje, lepiej mieć nadwyżkę niż deficyt żelastwa.- Pyskacz podał mu fartuch, który Czkawka powiesił tuż obok drzwi, po czym podszedł do przyjaciela.
- Szkoda marnować tyle metalu- jęknął szatyn. Kowal założył w tym czasie maskę i zabrał się za ostrzenie zębów dla smoków. Czkawka uśmiechnął się mimo woli. Berk tak bardzo się zmieniła. Stała się ostoją i domem dla każdego smoka, czyli tym, czego Czkawka pragnął najbardziej.
- Sprowadzi się- odparł Gbur z entuzjazmem na co chłopak przewrócił oczami.
- Pyskacz, Berk wcale nie jest tak bogatą wyspą na jaką wygląda- upomniał go szatyn. Pyskacz wyłączył maszynę i wrzucił kolejny ząb dla Zębiroga do kosza.
- Bzdury gadasz, wyspa kwitnie jak się parzy.- Kowal  nadal upierał się przy swoim. Oczywiście miał rację, ponieważ Berk nie prosperowała tak dobrze odkąd zakończyła się wojna z Dagurem. Czkawka poddał się w końcu i spoczął na taborecie,  zaczynając szkic nowego siodła dla Gustava. Chłopak miał już dwadzieścia lat i prowadził lekcje w Smoczej Akademii na temat odżywiania gadów. Młody jeździec sprawował się bardzo dobrze, choć Sączysmark nie raz siedział wraz nim w Akademii, aby przypadkiem Gustav nie szalał za bardzo. W końcu uczył tylko dzieci.

              Powoli zapadał wieczór, kiedy do kuźni wpadła Astrid.
- Hej, Pyskacz- rzuciła na powitanie, a potem powitała narzeczonego całusem w policzek.- Cześć, skarbie.- Kowal zaśmiał się pod nosem i zwrócił się do blondynki.
- Przyszłaś po odbiór ? -  Spytał wiking, odwracając się do wojowniczki.
- Zgadza się- odparła z uśmiechem. Czkawka odwrócił się powoli do nich i podniósł lewą brew.
- Macie tajemnice przede mną? - Zapytał, zerkając raz na kowala raz na swą wybrankę.
- Lauren ma dziś urodziny !- Astrid, patrząc gniewnie na Powiedziała narzeczonego.- Zapomniałeś?- Chłopak skrzywił się, co jeźdźczyni niestety uchwyciła.
- Oh, Czkawka, ile razy ci o tym przypomniałam?
- Przepraszam, miałem za dużo na głowie. - Astrid pokręciła tylko głową i zwróciła się ponownie do Pyskacza.
- Mam nadzieję, że wyszło.- Stary wiking uśmiechnął się i wyjął z jednej z szaf małe pudełko.
- Biżuterii nie wyrabiałem od lat, ale muszę powiedzieć, że bransoletka wyszła całkiem całkiem.- Mówiąc to, podał szkatułkę dziewczynie. Astrid uchyliła wolno pokrywę i ujrzała srebrną nić z przyczepionymi znakami. Razem było ich cztery: wizerunek Berk, dom wikinga, wzór dłoni, na której Pyskacz usadził stop złota i smok, którego nie mogło zabraknąć. Wojowniczka uśmiechnęła się szeroko.
- Na pewno się jej spodba- powiedziała pewnie i zamknęła szkatułkę. Astrid pożegnała się z przyjacielem i narzeczonym, po czym ruszyła do domu.

                    Valka zadowolona po całym dniu zbierania smoczymiętki wraz z bliźniakami wróciła na Berk. Zapasy  oddała w ręce Sączysmarka i szybko odleciała w kierunku Akademii, gdzie czekał na nią Śledzik. Jak zawsze sprawy dotyczyły smoków, a dwudziesto- trzy latek darzył ogromnym szacunkiem matkę wodza. Tym razem wikingowie mieli problem z nadwyżką smoków, które co rok przelatywały przez Berk. Niektóre gady zadomowiły się na tej uroczej wyspie, oczywiście  ku niezadowoleniu grupy wikingów. Więc trzeba było wymyślić, gdzie przesiedlić owe smoki. Valka w zeszłym roku wpadła na pomysł, aby oddać smokom wyspę, na której mogły by żyć bez pomocy człowieka. Było to bardzo dobre rozwiązanie, gdyż większość tych stworzeń nie darzyło sympatią żadnego człowieka. Snoggletag zbliżał się wielkimi krokami, a co za tym idzie- migracja smoków, które odlatywały nie tylko z Berk, ale i całego Archipelagu. Dla Czkawki był to nie mały problem, choć chłopak mogłyby i mieszkać ze smokami na co dzień. Tak jak Valka jeszcze cztery lata temu.
- Niektóre wyspy nie są stabilne- powiedział Śledzik, kiedy Valka podsunęła mu pomysł o przesiedleniu.- Dla smoków stanowi to zagrożenie. Większość  z wysp zatapia się, więc jaja, które smoki złożyły, giną.- Blondyn przejechał palcami po żółtawej mapie Archipelagu i zaznaczył kilka punktów. Valka zmarszczyła czoło, również przyglądając się mapie.
- Przecież są jakieś bezpieczne wyspy - odparła, patrząc jak Chmuroskok wyjada ryby z kosza, po czym zerknęła na Sztukamięs śpiącą w rogu Akademii.
- Są, ale mniejsze. Można by było podzielić smoki na grupy i wtedy je przesiedlić.- Rzekł z entuzjazmem i zapisał to w rogu kartki. Valka skinęła głową.
- Dobrze, ale ile w tym roku ich będzie ?
- Niecałe czterysta- odparł, przeglądając pergaminy.- Przynajmniej jest mniej niż w zeszłym roku- dodał, widząc niezadowolenie u matki wodza.
- My ledwo dajemy sobie radę ze smokami, a co dopiero Czkawka, który musi myśleć o wszystkim- westchnęła Valka. Często martwiła się o Czkawkę. Chłopak brał na siebie zbyt wiele, za co nie jeden raz karciła go Astrid. Jednakże, trzeba przyznać, że chłopak radzi sobie znacznie lepiej niż nie jeden wódz.
Śledzik uśmiechnął się lekko.
- Odkąd zajęliśmy się tresowaniem smoków, Czkawka zaczął przejawiać jakby...cechy wodza- rzekł. Twarz Śledzika zdradzała, że chłopak ewidentnie o czymś myśli. Valka poczuła przyjemne ciepło, kiedy blondyn tak wyrażał się o swoim przyjacielu. Była ogromnie dumna z syna i mocno wierzyła, że Stoick także.
Po kolejnej godzinie rozmowy jeźdźcy pożegnali się i każdy ruszył w swoją stronę. Kobieta poleciała jeszcze do Nate'a, z którym patrolowała okolice a przy okazji pozwalała Chmuroskokowi się wyszaleć.


- Pamiętaj o futrach i rybach dla smoków. Potrzebujemy przynajmniej trzy tony- powiedział Czkawka, podając Astrid kolejne kartki, na których zapisał zadania. Szatyn wyglądał komicznie, kiedy zastanawiał się nad typowymi sprawami Berk. Zawsze wykręcał usta w prawą stronę,  co bawiło Astrid.
- Co ?- Spytał, kiedy dziewczyna chichrała się pod nosem.
- Nic takiego- odparła, klepiąc go delikatnie w ramię. Jeźdźczyni przyjrzała się zadaniom jej wyznaczonym.
- Czkawka, nie potrzebujemy tylu ryb- powiedziała, szturchając narzeczonego w ramię.-  Przecież możemy je co jakiś czas wyławiać.-  Czkawka stanął za nią, przypatrując się kartce.
- Niedługo zaczną się migracje i inne smoki je wyłowią- odparł, pokazując liczbę gadów, które mają odwiedzić Berk za dwa tygodnie.
- Ah, no tak. Trzeba będzie wypływać w morze, żeby starczyło i dla wikingów.- Powiedziała, dopisując to do listy. Wódz przytaknął i schowawszy notes za kombinezon, objął Astrid w pasie. Jednak dziewczyna nadal była myślami o rybach.
- Szczerbatek będzie tęsknił za tuńczykami- zażartowała i schowała kartki do kieszeni.
- Yhhyy...- Mruknął, chwytając dłoń blondyny.- Ładnie na tobie wygląda.- Rzucił Czkawka, przyglądając się pierścionkowi.
- Naprawdę zrobiłeś go sam ? Wiesz, poznaje tu robotę Pyskacza.- Astrid uniosła pytająco brew, trzymając ręce za szyją ukochanego.
- A widzisz, jaki mistrz taki uczeń.- Dziewczyna uśmiechnęła się słodko i ucałowała chłopaka w usta.
- Mam nadzieję, że wyrobisz się do wieczora. Lauren będzie zawiedziona, jeśli nie przyjdziesz.- Wódz skrzywił się nieco, ale nie mógł nie przyjść na urodziny przyjaciółki.
- Pewnie, że będę, skarbie.- Mówiąc to, założył blondynce kosmyk włosów za ucho.
- Tylko pamiętaj.- Astrid ucałowała go w policzek i podeszła do Wichury,  która z niecierpliwością czekała na lot.
                   Wieczory w Berk nigdy nie należały do przyjemnych, a w zimę szczególnie. Wikingom wydawało się, że bogowie wzięli słońce za karę, nie chcąc zwrócić go z powrotem. Było  smutno, ciemno i nie jednego mieszkańca brak promieni słonecznych przyprawiało o  depresję. Ale dzięki spotkaniom w twierdzy, szara pora dnia już nie była taka zła. 
Czkawka zapukał do drewnianych drzwi, uśmiechając się pod nosem, słysząc śmiech. Po chwili drzwi się uchyliły, odsłaniając Lauren i część Sączysmarka. 
- Hej, Czkawka, wchodź śmiało!- Powiedziała, odsuwając się od drzwi. Wódz szybko wskoczył do izby. W wielkiej kuchni siedzieli już pozostali jeźdźcy. Brakowało tylko Nate'a.  
- Proszę, to dla ciebie.- Szatyn podał mały pakunek, który skrywał książkę na temat leczenia chorób zakaźnych oraz mały flakonik perfum.- I wszystkiego najlepszego.- Lauren uśmiechnęła się szeroko i przytuliła wodza. 
-Dziękuję. A teraz siadaj, bo zaraz Smark wypije cały miód.-  Chłopak skinął głową i dosiadł się obok Astrid, którą ucałował w policzek. 
Wieczór urodzinowy był bardzo miły. Wikingowie poczuli się o niebo, mogąc pozwolić sobie na chwilę relaksu. Atmosfera była świetna. Wszyscy śmiali się i żartowali. Nawet bliźnięta nie kłóciły się, kto więcej wypije, może dlatego, że  Szpadka siedziała blisko Sączysmarka. Chyba się pogodzili.  Pomyślał Czkawka i spojrzał na swą ukochaną, która starała się przekrzyczeć bzdury wygadywane przez Mieczyka. Lauren również się śmiała, lecz z jakiegoś powodu była jakby...blada. Czkawka zaczął się poważnie zastanawiać, czy ma to związek z Nate'm. Chłopak
dzisiejszego dnia również nie wyglądał na pogodnego. Wódz często widział ich razem, kiedy ze sobą rozmawiali, ale nigdy nie pomyślał by, że mogło ich coś łączyć, tak jak jego i Astrid. Szatyn odgonił domysły i skupił się na przyjęciu, chcąc zniszczyć stres nagromadzony przez ostatni tydzień. 
Bawili się długo, kiedy w nocy niespodziewanie odezwał się róg, symbolizujący przybycie gości...


Przepraszam, że nie było mnie tu tak długo, ale brak weny jak i czasu dają takie skutki :( Mam nadzieję, że rozdział jest chociaż spoko :D Zachęcam do komentowania :)

czwartek, 12 listopada 2015

Propozycja przyszłości 

           Astrid leniwie otworzyła oczy i uniosła głowę, by ujrzeć twarz Czkawki, który lekko pochrapywał. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, czując miarowe bicie serca swego ukochanego. Całą noc spała na torsie ukochanego, czego brakowało jej od dawna. Kiedy Astrid wróciła na Berk, koszmary zaczęły nawiedzać ją każdej nocy.  Dziewczyna rzadko się wysypiała, ale nie dawała tego po sobie poznać, nie chcąc martwić najbliższych. Tę noc przesłała bez żadnych przeszkód. Przy młodym  wodzu blondyna czuła się o wiele bezpieczniej, choć wrogowie Berk mogli w każdej chwili wypowiedzieć wojnę bądź zaatakować bez ostrzeżenia. Astrid odpędziła czarne myśli i z trudem wygrzebała się spod ciepłego i grubego koca.  Gdy jej nagie, delikatne a zarazem silne stopy dotknęły posadzki, dziewczynę przeszły dreszcze. Wzięła swój pleciony sweterek i poszła zrobić śniadanie.
                    Przez deski w  kuchni przebijały się małe strużki światła, dając magiczny efekt jakby mgły. Wojowniczka podeszła do blatu, gdzie wczorajszego dnia Czkawka zostawił słodkie naleśniki do odgrzania. Astrid nie lubiła gotować, ale czasami robiła coś na szybko. Przy pomocy Eiry i Phlegmy, nauczyła się wielu banalnych potraw. Po części jej determinacja wzięła się z wizji przyszłości, którą miała zamiar spędzić z Czkawką. Mimo że Astrid nigdy nie uważała się za zwykłą kobietę z Berk, była nieco smutną, że jako jedna z nich nie potrafiła zrobić porządnego obiadu.
Blondyna wrzuciła na rozgrzaną płytę kilka naleśników i zabrała się za robienie ziołowej herbaty. Gdy po kilkunastu minutach śniadanie było gotowe, Astrid poszła obudzić Czkawkę. Chłopak jednak już nie spał, tylko zakładał koszule na lekko umięśnione ciało.
- Śniadanie gotowe!- powiedziała i ruszyła z powrotem na dół,słysząc jak szatyn podąża za nią.
- To dla mnie? -  Spytał zaskoczony.-Nie musiałaś, skarbie- dodał z chytrym uśmieszkiem. Astrid przewróciła oczami i uderzyła go w ramie. Czkawka zdążył jednak złapać jej drobną dłoń za nadgarstek, przeciągając do siebie.
- Nie przywitasz się? - Zapytał, udając teatralnie smutek. Dziewczyna westchnęła z uśmiechem i musnęła usta Czkawki swoimi, po czym od razu usiadła. Chłopak liczył na dłuższy pocałunek. Zrezygnowany usiadł na przeciw swojej dziewczyny i zajął się zjadaniem naleśników.


- To co dziś robimy?- Zapytała Astrid podając Czkawce umyte talerze.- Jutro rano wracamy na Berk- dodała. Chłopak poczuł się nagle zmęczony, przypominając sobie o obowiązkach, które z utęsknieniem czekały na niego. Wódz spojrzał zza okno. Pogoda idealnie odzwierciedlała jesień: liście spadały z szarych już drzew, chmury były szare i ciężkie, jakby zwiastowały ulewę. Wódz pomyślał ze zgrozą, że dzisiejszego dnia miał zadać Astrid najważniejsze pytanie.
- Więc ?- Dopytywała się dziewczyna, patrząc oczekująco na jeźdźca.
- Chciałem pokręcić się jeszcze po wiosce-powiedział, wzruszając ramionami.-A, i jeszcze musimy odebrać portret od Eryka.-Astrid skinęła głową z uśmiechem i ułożyła naczynia do szafki.
                     Jeźdźcy szli powoli wzdłuż targu, który odwiedzili poprzedniego dnia. Czkawka co jakiś czas zerknął na swoją wybrankę. Astrid z uśmiechem obserwowała dzieci, które biegały w koło, krzycząc do siebie nawzajem. Wódz poczuł się nieco lepiej, widząc radosną wojowniczkę. Na ten widok, jego myśli związane z oświadczynami nie były takie straszne, choć adrenalina nadal buzowała w jego żyłach. Często słyszał, że ma szczęści, mając u boku tak wspaniałą kobietę, a  Astrid często to udowadniała.
- Pamiętasz, żeby odebrać towar od Lorów?- Zapytała Astrid, wzbudzając jeźdźca z myśli nad przyszłością. Czkawka westchnął cicho.
- Wszystko mam rozpisane- odpowiedział.- A po za tym, jesteśmy na urlopie, a na urlopie o pracy się nie rozmawia- dodał z uśmiechem, patrząc z uwielbieniem na dziewczynę.
- Tak, wiem, ale nie jesteś byle kim, Czkawka- rzekła cicho, popychając chłopaka na bok, aby przepuścić biegnące dzieci.- Wyspa zawsze będzie cię potrzebować, nawet kiedy będziesz setki kilometrów dalej. -Dziewczyna była przybita niezadowalająca prawdą. Owszem, cieszyła się uznaniem i większym szacunkiem, kiedy stała się dziewczyną wodza, ale gdyby miała wybierać, wolała tego szczęśliwego Czkawkę, który, nie będąc wodzem, miałby więcej czasu dla niej i przede wszystkim- smoków. Dla Astrid nie liczyło się to, kim jest Czkawka: wodzem, trenerem smoków, jeźdźcem czy zwykłym chłopakiem. Ważne,  że kochał ją całym sobą, a ona kochała go.
- Gdyby nie twoja pomoc, mojej mamy czy Szczerbatka, tak daleko bym nie zszedł- powiedział szczerze i objął ukochaną mocniej.- Nawet nie wiesz, ile dla mnie zaczną zwykle słowa motywacji- dodał i zatrzymał się. Złapał za ręce Astrid i, ściskając je mocno, nachylił się, by pocałować Astrid.  Dziewczyna z utęsknieniem wpiła się w jego, jak zawsze, zimne usta.
- To co, idziemy po portret?- Spytał Czkawka, gdy oderwali się od siebie, ale jeździec nadal trzymał ręce Astrid.
- Oczywiście- odparła.
Idąc na główny plac, gdzie mieli spotkać Eryka, Astrid i Czkawka wygłupiali się jak dzieci. Co chwilę szturchali się dawali sobie delikatne kuksańce. Niebo było szare i zbierało się na burzę, dlatego jeźdźcy postanowili, że po odbiorze portretu pójdą do karczmy a potem do domu, by nacieszyć się prywatnością.
- Witaj, Eryku- powiedział Czkawka, podając rękę na przywitanie. Nastolatek uścisnął ją mocno i skinął z szacunkiem, patrząc na Astrid. Zaraz po tym, artysta wyciągnął prostokątne płótno.
- Pracowałem nad tym kilka godzin. Mam nadzieję, że się spodoba- rzekł z radością i ekscytacja w oczach. Wódz Berk wziął portret i, odwinąwszy go z zabezpieczającego papieru, ujrzał cudowne dzieło węgla. Astrid podeszła do Czkawki i otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Oboje nie mogli wyjść z podziwu, tak pięknego obrazu wykonanego ręką nastolatka.
- Na Odyna, jest przepiękny- rzekła blondyna, zasłaniając dłonią usta. Czkawka nadal wpatrywał się w cudowny obraz.
- Uczyłeś się u kogoś? -Spytał wódz, podając Astrid obraz. Eryk był nieco zawstydzony, a na jego policzkach wystąpiły rumieńce.
- Nie, jestem samoukiem. Mój ojciec kiedyś zajmował się rysowaniem, ale zginął kiedy byłem mały...- Rzekł obojętnie. Jeździec skrzywił się nieco na tę myśl. Od razu przed oczami pojawił mu się  Stoick.
- Przykro mi- odparł na co chłopak machnął ręką. Blondyna chwyciła dłoń ukochanego, posyłając uśmiech Erykowi. Nagle za wielkiego domu wybiegła dziewczyna o krótkich jasnych włosach z kolorowymi pasemkami.
- Eryk!- Krzyknęła rozwścieczona.- Znowu brałeś moje pędzle! - Powiedziała,  stając przy nastolatku i robiąc mu awanturę, nie zważając na Astrid i Czkawkę.
- Ile razy ci mówiłam, że te pędzle są do twarzy, nie do malowania!- Blondyna machała dziko rękami, piorunując przy tym młodego  artystę.- Teraz muszę sprowadzić nowe!
-Przepraszam, to już się więcej nie powtórzy. Kupię ci nowe- powiedział szybko chłopak na wytłumaczenie. Dziewczyna wyglądała, jakby miała zaraz wyjść z siebie, jednak uspokoiła się ze względu na rozmówców Eryka.
- Tala jestem- powiedziała z uroczym uśmiechem, wyciągając rękę do Astrid, która zaskoczona tym gestem, uścisnęła ją delikatnie.- Jestem siostrą Eryka.
- Tala? - Spytał Czkawka ze zdziwieniem, przyglądając się dziewczynie.- Ta mała Tala?- Dopytywał się z iskierkami w oczach.
- Ee...Znamy się ?- Rodanka była czerwona ze niezręczności.
- Mówi ci coś imię Czkawka?- Zaśmiał się. Tala nagle otworzyła oczy ze zdziwienia. Patrzyła swoimi zielono-brązowymi oczami na wodza Berk.
- Na Thora, to ty? - Spytała, nie kryjąc wzruszenia. Jeździec rozłożył ręce i potwierdził. Tala rzuciła mu się na szyję i przytuliła mocno. Astrid wzruszyła ramionami, kiedy Czkawka posłał jej przepraszający uśmiech. Tala była dawną przyjaciółką Czkawki, kiedy oboje mieli po siedem lat. Spędzili razem dużo czasu na przeróżnych zabawach, rozmowach. Gdy mama Talii urodziła właśnie Eryka,  wyprowadzili się z Berk.
- Minęło tyle lat, musisz mi wszystko opowiedzieć!- Rzuciła i pociągnęła Czkawkę w kierunku jednego z domów. Eryk wzruszył zrezygnowany ramionami, kiedy Astrid spojrzała na niego zaskoczona. Chłopak wskazał dziewczynie drogę do jego domu i po chwili dogonili pędzącą Talę i Czkawkę.
                W domu unosił się słodki zapach wanilii wymieszanej z zapachem ziołowej herbaty, która była tradycyjnym napojem mieszkańców Rod. Tala pociągnęła wodza Berk do środa, kiedy spoglądał w tył, wyczekując Astrid i Eryka.
- Śmiało! -Zachęciła dziewczyna gestem dłoni. - Mamo, przyprowadziłam gościa! -Krzyknęła, podchodząc do schodów prowadzących na górę. Po chwili na schodach pojawiła się kobieta o kruczoczarnych włosach, które miała zaplecione w długiego warkocza. Trzymała w dłoniach wiklinowy kosz, który zapełniony był brudnymi ubraniami. Pani domu uśmiechnęła się miło i zeszła na dół.
- Mamo, pamiętasz Czkawkę?- Spytała młoda Rodianka. Kobieta zmarszczyła czoło, przypatrując się mężczyźnie tak samo jak Tala na głównym placu.
- Czkawka Haddock?- Kobieta postawiła kosz na stół i podparła się o biodra.
- Zgadza się- odparł jeździec. Nagle drzwi otworzyły się i weszła Astrid, którą przepuścił w drzwiach Eryk.
- Kolejna kandydatka na moją synowa, Eryku?- Spytała kobieta, ignorując na chwilę Czkawkę. Mama Talii zaśmiała  się cicho na widok swego syna i pięknej blondynki. Astrid zarumieniła się.
- Eee...yyy to Astrid, dziewczyna Czkawki- jęknął  Eryk, a starsza kobieta uśmiechnęła się zażenowana.
- Ah... No to siadajcie. Musicie powiedzieć, co słychać na Berk- ponagliła ich kobieta i zaczęła robić gorący napój.
                     Cała czwórka śmiała się serdecznie, kiedy wódz Berk opowiadał o Pyskaczu i jego wygłupach. Jedynie Astrid siedziała smętnie, zła na taki obrót sprawy. Miała spędzić ten ostatni dzień ze swoim mężczyzną, a nie siedzieć w domu nieznajomych, słuchając po raz setny tę samą historię. Na dodatek Talia zaczęła bardziej interesować się Czkawką, choć blondynka wiedziała, że jest zajęty. Eryk także nie okazywał zanadto entuzjazmu, siedział cicho, śmiejąc się od czasu do czasu. Aretta, mama Eryka i Talii, nie mogła powstrzymać się od napadu dzikiego śmiechu, który dodatkowo poprawiał atmosferę panującą wśród gości i gospodarzy.
Godziny mijały, na dworze zrobiło się już całkiem ciemno, ale nie przeszkadzało to Czkawce w opowiadaniu o Szczerbatku. Z entuzjazmem mówił o każdym szczególe wytresowania Nocnej Furii-pomiotu samej śmierci. Jak zawsze kiedy mówił o swym najwierniejszym przyjacielu, Astrid miała wrażenie, że zapomina o niej, o Berk. Liczy się tylko Szczerbatek. Dziewczynę bolało nieco serce, ale nie mogła na to nic poradzić, chciała, żeby Czkawka był szczęśliwy.
Po upływie kolejnych dwudziestu minut, Astrid nie wytrzymała.
- Czkawka, pójdę już. Jestem zmęczona- skłamała. Każdy zwrócił na nią uwagę, a jeździec przestał opowiadać.
- Iść z tobą? - Zapytał z troską.
- Nie trzeba- odparła szorstko i wyszła.
                 Mocny wiatr bawił się kosmykami młodej wojowniczki, które wyswobodziły się spod ciasnego warkocza. Astrid miała na sobie grube futro z głębokimi kieszeniami, w które włożyła zaciśnięte w pięść dłonie. Gdy dotarła do domku, weszła na górę i poszła do łazienki, by trochę ogarnąć nieład. 
Astrid patrzyła smutno na swoje odbicie w lustrze. Miała czerwone policzki i usta, które szczypały przez mróz. Blondyna umyła się szybko i zeszła na dół, aby zjeść szybki posiłek. Zauważywszy jednak owoce, straciła apetyt i wróciła do sypialni. 
              Godzinę później do domu wszedł Czkawka. Chłopak wyglądał na ożywionego i radosnego. Zdjął grube odzianie wierzchne i ruszył do pokoju, gdzie zastał Astrid. Dzisiejszy dzień zaplanował inaczej, ale zdążył przygotować niespodziankę specjalnie dla Astrid. Dziewczyna leżała pod kocem i czytała końcówkę książki o smokach.
-Hej, skarbie- powiedział wódz, całując ukochaną w policzek. Jednak Astrid była niewzruszona i obojętna.-  Coś się stało ?- Spytał zaskoczony. Jeźdźczyni prychnęła zła i zamknęła książkę.
- Ten dzień miał być nasz, Czkawka- warknęła z wyrzutem. Chłopak siedział zaskoczony na brzegu łóżka.- Rzadko kiedy mamy czas dla siebie, więc myślałam,  że na Rod nadrobimy to, a jakaś Talia wciąga cię do domu. - Astrid gotowała się ze złości. Miała ochotę wziąć topór i pójść wyżyć się na drzewach. Czkawka chwycił dłoń dziewczyny, ale ta wyrwała się.
- Nie wiedziałem, że tak to odbierzesz- przyznał smutno.- Przepraszam.- Astrid spiorunowała go wzrokiem i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Nie ważne. Ja idę spać, ty możesz robić, co chcesz- warknęła i przekręciła się na bok. Czkawka czuł się źle, usłyszawszy takie słowa od kobiety,  którą kochał. Czyli z oświadczyn nici. Pomyślał, ale nie chciał się poddać. Nie mógł pozwolić, by ich wyjazd skończył się na tym, że nie będą odzywać się do siebie przez kilka dni.
- As, nie bądź zła- szepnął, pochylając się nad jeźdźczynią.- Chce ci coś pokazać.
- Daj mi spokój, Czkawka- powiedziała ostro. Dzisiejszy dzień uważała za katastrofę i nie miała ani grama ochoty na jakieś wygłupy.
- Chodź ze mną, na chwilę, potem dam ci spokój - dodał, delikatnie dotykając jej ramienia. Po kilku minutach próśb, Astrid wstała zła i ubrała się szybko
- Idziemu do kolejnej twojej znajomej? - Prychnęła z sarkazmem. Czkawka poczuł się nieco urażony, ale musiał zrozumieć Astrid, która po prostu miała taki ostry charakter.
- Daj spokój- powiedział zrezygnowany i łapiąc ją za rękę, wyprowadził z domu. Szli kilka minut w absolutnej  ciszy, przerywanej tylko przez głośne śmiechu dochodzące z karczmy. Wódz próbował chwycić dłoń ukochanej,  ale ta zagrzebała obie w kieszeniach. Zrezygnowany jeździec dotknął miejsca, gdzie schował pierścionek, po czym spojrzał na Astrid, która miała odwrócona twarz do oceanu.
- As, proszę, nie bądź zła- szepnął, zatrzymując blondynkę i wyciągając jej ręce z kieszeni. Dziewczyna wyglądała na uspokojona choć w jej oczach nadal iskrzyło się rozczarowanie.
- Też byłbyś wkurzony, kiedy bym spotykała dawnego kolegę, z którym spędziła bym kilka godzin i zapomniała o tobie- odparła cicho. Obejrzała się wokół i zauważyła pochodnie wbite na długich kijach. Czkawka skrzywił się, ale przyznał jej  w myślach  rację.- Chciałam spędzić z tobą trochę czasu, sam na sam- dodała, odwracając głowę. Chłopak chwycił jej podbródek, tak, by na niego spojrzała.
- Wiem, skarbie, przepraszam- wyszeptał, całując ją długo i namiętnie. Wojowniczka poddała się natychmiast, czując jak Czkawka przekazuje jej całą swą miłość i uwielbienie. Objęła go za szyję, przeciągając do sobie mocno.
Chłopak oderwał się od niej i założył jej kosmyki za ucho.
- Chciałbym ci coś powiedzieć- szepnął, patrząc Astrid w oczy, mimo że adrenalina nagle skończyła do maksimum. Jego ręce zaczęły drżeć, a na czole pojawiły się kropelki potu.
- Astrid, jesteś dla mnie całym światem i... bardzo cię kocham- mówiąc to, spoglądał głęboko w oczy blondynki, która była w lekkim szoku.- Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, więc chciałbym zadać ci pytanie.- Czkawka uklęknął przed wojowniczka i otworzył bordowe pudełko, które pokazało kosztowną zawartość.
- Astrid Hofferson, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem i zostaniesz moją żoną? - Wódz wpatrywał się w Astrid z wyczekiwaniem. Dziewczyna była w absolutnym szoku. Wpatrywała się w chłopaka zaskoczona, a jej oczy lśniły blaskiem, którego jeździec jeszcze nie widział. Czkawka klęczał już dłuższą chwilę, a spodnie nie były tak rozciągliwe, więc czul, że zaraz nie wytrzyma.
- Czkawka...-wyszeptała Astrid, zakrywając usta dłońmi. - Tak!- Powiedziała ze łzami w oczach. Chłopak wstał natychmiast i chwycił ukochaną w ramiona. Blondyna rozpłakała się na dobre, nie mogąc wyjść z szoku.
- Myślałam, że nie nigdy nie usłyszę tego pytania- wyznała cicho, odrywając się od szatyna. Czkawka otarł jej łzy i uśmiechnął się lekko, po czym założył jej piękny pierścionek.
- Na Odyna...jest prześliczny! - Zachwyciła się dziewczyna, przyglądając się błyskotce.- Dziękuję! - Krzyknęła i rzuciła się na szyję narzeczonego, całując go namiętnie. Wódz podniósł ją i zakręcił w górze.
Astrid nagle zapomniała o dzisiejszym, niezbyt przyjemnym spotkaniu. Teraz chciała się skupić tylko na tym, że mężczyzna, którego bardzo kochała, właśnie się jej oświadczył.
                Wróciwszy do domu z doskonałymi humorami, para nie mogła przestać się całować. Astrid śmiała się co jakiś czas, mimo że mijała właśnie północ. Czkawka patrzył na nią z tak wielką miłością, nie dowierzając, że Astrid jest jego narzeczoną. Oboje weszli na górę, nadal się całując.  Dziewczyna powoli zaczęła odpinać kombinezon ukochanego, a on trzymał ją mocno w ramionach..
                        Czkawka przebudził się nad ranem, lecz nadal wyspa była spowita ciemnością. Mężczyzna poczuł ciężar na torsie, a gdy spojrzał na ukochaną przypomniała mu się cudowna noc, której nie chciał zapomnieć. Nagle poczuł się szczęśliwszy niż przedtem. Objął wolnym ramieniem Astrid i głaskał jej złotą głowę. Dziewczyna mocno obejmowała go w pasie,  jakby bała się, że Czkawka odejdzie. Jeźdźczyni obudziła się, a jej niebieskie oczy błyszczały w ciemności. Na jej ustach pojawił się szczery uśmiech, który Czkawka odwzajemnił. Nie mówiąc nic, przytulili się do siebie mocniej, a Astrid zaczęła słuchać bicia serca chłopaka, które kochało ją ponad wszystko..


Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, wyszło jak flaki z olejem. Przepraszam, miało być napisane o wiele lepiej, ale wena chyba się na mnie obraziła ;/
Ps. (Nie) skromnie proszę o opinie :D Może coś mi jeszcze poprawi humor... :D
Ps.2. Dziękuję za ponad 6 tys. wyświetleń! Tylko dzięki pisaniu się jeszcze trzymam <3 :P

poniedziałek, 2 listopada 2015

Witamy na Rod!

                  Niewielka wyspa była otoczona mgłą, jedynie wielka latarnia pozwala dostrzec drewniany port. Wysepka z lotu ptaka przypominała Berk: tak samo pagórkowata i zielona, choć o tej porze roku dominowały kolory złotej jesieni. Wielu wikingów śmiało się głośno przy łowieniu ryb, a dzieci biegnące obok nich, udawały walkę na patyki.
                Czkawka wciągnął zimne powietrze i wypuścił je powoli. Ostatnio był na Rod dwa lata temu, kiedy Astrid namówiła go na wycieczkę. Wyspa była bardziej lądkiem rozrywki i wspaniałej zabawy, ponieważ jako jedyna na Archipelagu posiadała wspaniałe widoki, karczmy, a lud tej wyspy był nadzwyczaj przyjazny. Nie było dnia bez wieczornych zabaw i potańcówek. Na Rod zjeżdżalni się ludzie z wszelakich stron, dlatego wyspa tak dobrze prosperowała. Na ziemiach wodza płacono drelami, zwykłymi monetami. Czkawka zaopatrzył się w nie już dawno, kiedy wyjeżdżał z uroczej wyspy. Sam nie wiedział, czy mu się przydadzą, ale z wymiany szlachetnymi kamieniami zyskał aż dwieście złotych monet.
Wódz pomógł wyjść z łodzi swej ukochanej, która objęła go pasie. Czkawka zauważył, że jest od niej jeszcze bardziej wyższy.
- Piękna ta wyspa- zachwyciła się dziewczyna. Rzeczywiście, widok wyspy zapierał dech w piersi. Astrid ogarnęła wzrokiem kawałek kolorowego lądu, skrytego pod jesiennymi liśćmi.
               Jeździec poprosił o zacumowanie niewielkiej łodzi dwóch nastolatków, po czym wszedł na pokład po rzeczy. Astrid w tym czasie przyglądała się wygłupom chłopców, którzy rzucali do siebie cięte riposty. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie, że jej ripostą był topór ewentualnie pięść. Jednakże zawsze działało.
                 Para poszła wzdłuż długiego pomostu, który skrzypiał pod ich zimowymi butami. Oboje zachwycali się widokiem malutkiej wyspy, nie mogąc wyjść z podziwu. Gdy weszli w sam środek wioski, usłyszeli skoczna muzykę. Spojrzeli w bok, gdzie tańczyła nastoletnia blondyna, miała może siedemnaście lat. Uśmiechała się szeroko, a jej zielono-brązowe oczy iskrzyły z radością. W prawej dłoni trzymała tamburyn, w który uderzała rytmicznie do granej przez mały zespół muzyki. Obracała się wokół własnej osi, na boso, mimo że było już zimno. Dziewczyna wydawała nie być zmarznięta. Taniec dawał jej dużo energii i ogrzewał wystarczająco. Jej biała do ziemi sukienka podskakiwała wraz z blondynka w rytmie, uderzając o czarną glebę. Astrid i Czkawka przystanęli na chwilę, aby popatrzeć na przepiękny taniec i uśmiechali się do nastolatki. Po skończonym występie, zaczęto bić gromkie brawa. Dziewczyna wraz ze składem zespołu ukłoniła się publiczności, dziękując za możliwość wystąpienia. Jej policzki były czerwone, oddech przyspieszony, ale uśmiech nie schodził z twarzy.

                   Po minucie, Czkawka pociągnął Astrid dalej. Szli wzdłuż domów, które nie różniły się stylem od domów na Berk. Nie mieli namalowanych wizerunków smoków, którymi często ozdabiano framugi drzwi. Rod nie zajmowała się żadną  walką, ani z ludźmi, ani ze smokami. Ich wódz nie tolerował żadnych  konfliktów. Trzymał wyspę z daleka od wszelakich wojen, chcąc zapewnić doskonały spokój i byt swojemu ludowi.
Na Rod znajdowały się trzy karczmy, a każda z nich znacznie się różniła. W pierwszej spotykały się jedynie kobiety, choć  mężczyźni mogli tam przebywać, przyjęto, że po prostu ta karczma należy do płci pięknej. Druga i trzecia były całkowitą mieszkanka. Jednak zazwyczaj było tam więcej mężczyzn, gdyż serwowany tam alkohol był idealny dla strudzonych wikingów. Wino i miód Rodańczycy pędzili sami, kierując się przepisami przodków. Nikt, oprócz właścicieli karczm, nie znał tajników wytwarzania alkoholu, ale trunki z Rod uchodziły za jedne z najlepszych na Archipelagu.
Oprócz spotkań w karczmach, były przeróżne targi, na których dostać można było absolutnie wszytko: broń sprowadzana z dalekich zakątków świata; delikatne suknie, koszule, spodnie nie były wytwarzane tylko z bawełny czy jedwabiu, ale także ze skór węży bajkalskich i żmij. Biżuteria, nieodzowną część pchlego targu, wykonana z czystego złota i prawdziwych kruszców;  perfumy były rzadsze, przez co drogie, ale o pięknym różanym zapachu. Szczotki do włosów było za to mnóstwo. Wielkości grzebienia nie miały takiego znaczenia jak ozdoba na drewnie. Często były to wykuwane wzory kwiatów, wyspy, napisów, a jeżeli żaden wzór nie odpowiadał, można było zamówić według  własnego gustu.
Na targu rządzili ludzie nie tylko z Rod, ale także z krajów Europy, Azji czy Ameryki. Astrid zwróciła szczególną uwagę na czarnoskóra kobietę, która starannie zawijała figurkę Frei w papier. Wojowniczka była szczerze zdumiona kolorem skóry. Linus także miał ciemną karnacje, lecz kobieta miała jeszcze ciemniejszą. Odwróciła wzrok od sprzedawczyni i chwyciła dłoń ukochanego. Czkawka także obserwował stragany z lśniącymi oczami. Blondynka doskonale znała to spojrzenie. Zaśmiała się cicho, przepychając się przez tłum ludzi.
                  Po pół godzinie, zakochani dotarli do małego domku, gdzie przesiadywała starsza pani, która przydzielała pokoje gościom. Wódz otworzył duże drzwi, przepuszczając swą damę. Astrid posłała mu uśmiech i podeszła do lady, zza której wystawała siwa czupryna.
- Dzień dobry- przywitała  miło wojowniczka, opierając się o mahoniowy blat. Czkawka dołączył do wybranki i uśmiechnął się na widok staruszki.
- Dzień dobry- odparła nieco sucho dozorczyni.- W czym mogę pomóc?
- Chcemy wynająć dom na trzy noce- odparł Czkawka, pochylając się, gdyż nie widział starszej kobiety, która liczyła zaledwie metr pięćdziesiąt wzrostu. Staruszka przewertowała kilka stron zniszczonej księgi, przesuwając śmieszne szkiełka na jej nosie.
- Dwa pokoje, czy jeden? -  Spytała. Jej głos był znużony, a jego posiadaczka wydawała się być znudzona pracą.
- Jeden- powiedziała śmiało Astrid.
- Dom numer dwanaście- rzekła posiwiała kobieta, wręczając miedziany kluczyk. Czkawka chwycił torby i oboje z Astrid udali się do wskazanego budynku.
                     Dom był niski, bo nie opłacało się budować większego, skoro potrzebna była tylko kuchnia, łazienka, mały przedpokój i sypialnia. Gdy jeździec otworzył drzwi, ich oczom ukazał się mały przedsionek. Ściany ozdobione były poprzez ornamenty i malowidła przedstawiające ptaki. Po prawej stronie powieszone było prostokątne lustro a pod nim mała komoda. Obok lustra przytwierdzone zostały metalowe haczyki. Jeźdźcy zrzucili wierzchne ubrania i zamknąwszy drzwi oddzielające kuchnie od przedpokoju,  ruszyli w głąb domku. Zatrzymali się obok kuchennego stołu, przy którym stały krzesła z tymi samymi motywami, co w przedpokoju. Kuchnia była kwadratowa i przestronna. Na przeciw drzwi wejściowych był kominek, który obudowany był szarymi  kamieniami. Czkawka od razu podszedł i zaczął rozpalać kominek, obok którego leżało drewno. Astrid podeszła do okien i uchyliła je lekko. Weszła do łazienki. Była nieco większą niż blondyna się spodziewała, a widząc dużą, głęboką balię, jej kąciki ust wykrzywiły się w uśmiechu jeszcze bardziej.  Prostokątna balia stała przytwierdzona do ściany z półkami. Na nich wyłożono olejki i mocno zapachowe kwiaty. Astrid postanowiła, że weźmie długa kąpiel ze świecami i olejkami. Nie może przepuścić takiej okazji. Zamknęła drzwi od łazienki i poszła do sypialni, która wielkością przypominała kuchnię. Na środku pokoju stało wielkie,  dwuosobowe łóżko wyłożone kilkoma dużymi futrami i oliwkowym kocem. Łoże przystało równo do ściany.  Na wezgłowiu przedstawiono płaskorzeźby smoków i innych zwierząt. Obok łóżka stały dwa stoliki noce; przy wejściu komoda z czterema szufladami. Gdy Astrid obejrzała wszystkie pomieszczenia, wróciła do swojego chłopaka.
- Mamy jakieś plany?- Spytała blondynka, opierając się o krzesło. Chłopak uśmiechnął się do niej i wzruszył ramionami.
- Może na początek spacer po wyspie ? - Zaproponował. Astrid stała już koło drzwi i wyciągnęła rękę. Wódz chwycił ją mocno i para zniknęła za masywnymi drzwiami.
                       Muzyka rozbrzmiewała żywo,  wprawiając grupę ludzi w dobry nastrój. Ta sama dziewczyna wirowała wśród gapiów, których ciekawskie oczy zwrócone były tylko na nią. Astrid i Czkawka przystanęli aby ponownie podziwiać piękny taniec nastolatki. Po nie całej minucie, tancerka chwyciła Astrid za rękę i pociągnęła w rytm muzyki.  Speszona dziewczyna chciała się wymknąć ale żelazny uścisk nastolatki na to nie pozwalał. Wojowniczka w mig nauczyła się podstawowych ruchów tanecznych. Po chwili, tancerka oddała Astrid w ramiona innego tancerza, który wcześniej tańczył z nastolatką. Blond-włosy chłopak o oczach niebieskich, jak wzburzone morze uśmiechnął się do niej lekko po czym oddał ją w uścisk niskiego bruneta. Dziewczyna wirowała tak w ramionach każdego tancerza. Śmiała się cały czas, jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa, nawet podczas zabaw na Berk. Ktoś złapał ją ponownie, a ręce nieznajomego powędrowała śmiało na jej biodra. Astrid otworzyła oczy, posyłając słodki uśmiech Czkawce. Wódz podniósł ją i obrócił, na co dziewczyna krzyknęła, ale nikt nie zwrócił na to uwagi, gdyż wokół trwała wrzawa. Gdy poczuła grunt pod nogami, zarzuciła ręce na szyję i wpiła się w jego zimne usta. Przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa jeźdźca. Jego ręce mocno trzymały jej talię, wzmacniając namiętny pocałunek.
- Chyba jeszcze nigdy nie widziałem cię w tak dobrym humorze- powiedział wódz, patrząc na swą dziewczynę z miłością.
- Trzeba było częściej zabierać mnie na takie wycieczki, skarbie- odparła dziewczyna. Czkawka musnął jeszcze raz jej różowe usteczka i wyciągnął ją z tłumu tancerzy.
                  Było już szarawo, ale jeźdźcy nie martwili się zbliżającą nocą. Szli, trzymając się za ręce i oglądając wspaniałości straganów. Czkawka zaśmiał się, kiedy Astrid podeszła szybko do stoiska z bronią. Jej oczy lśniły na widok pięknego sztyletu, ozdobionego czystym złotem z podobizna jaszczurki na rękojeści. Czkawka wyciągnął z sakwy złote  drele.
- Podoba ci się?- Zapytał czule wódz, obejmując swą ukochaną. Pytanie było zbędne, gdyż Astrid omal nie krzyknęła z wrażenia.
- Jest cudowny!-Odparła, na co starszy sprzedawca zaśmiał się.
- Ile?- Czkawka zwrócił się do pana, który miał może z pięćdziesiąt lat.
- Dwadzieścia dreli- powiedział, a po chwili w jego dłoni znalazły się złote monety. Astrid rzuciła się na szyję ukochanemu, dziękując gorąco. Chłopak przytulił ją mocno, co zawsze uwielbiał robić.
Para chodziła po targowisku jeszcze kilka godzin, kupując to, co im się spodobało. Astrid otrzymała jeszcze dwie delikatne bransoletki, jedną suknię, szczotkę do włosów i mały falkon perfum. Czkawka zaopatrzył się w miecz, pas skórzany do kombinezonu, atrament i koszule z jedwabiu. Oboje pomyśleli także o przyjaciołach z Berk. Załadowani zakupami dobrnęli do domu i ostrożnie ułożyli stertę do sypialni. Na dworze było już ciemno i bardzo zimno, ale para jednak postanowiła pójść do karczmy.
Idąc wzdłuż cichej dróżki, zauważyli młodego chłopaka, który szkicował domy znajdujące się naprzeciw niego. Szatyn miał nie więcej niż dwadzieścia lat, dziecięce rysy twarzy i duże niebieskie oczy. Czkawka puścił dłoń Astrid i podszedł do nastolatka. Pogadał z nim chwilę, po czym na twarzy młodzieńca zagościł szczery uśmiech i śmiało kiwnął głową. Zaciekawiona blondyna podeszła do mężczyzn.
- Knujesz spisek  przeciw mnie, skarbie?- Zaśmiała się Astrid.
- Ależ skąd- zaprzeczył szatyn- chciałem, aby pan narysował nasz portret.
- Po prostu Eryk- poprawił wodza nastolatek i zabrał się do pracy. Para usiadła obok siebie. Czkawka jedną ręką obejmował Astrid a drugą chwycił ją za rękę. Natomiast dziewczyna uśmiechała się szeroko. Eryk szybko i zręcznie naszkicował ich twarze.
- Na dziś to wszytko. W domu dokończę cienie- powiedział, wycierając brudne od węgla ręce.
- Kiedy możemy odebrać twoje dzieło?- Spytał jeździec, wstając.
- W tym samym miejscu, najczęściej jestem po południu- rzekł i powoli składał sztalugę.
                 Para pożegnała Eryka i ruszyła do karczmy. Zamówili gorący miód i usiedli w kącie. W pomieszczeniu nie było wielu ludzi, może była to sprawka późnej pory. Zakochani dużo rozmawiali i oczywiście całowali się. Oboje już dawno nie czuli się tak dobrze, zupełnie beztroscy, całkowicie skupieni na sobie. Trzymali się za ręce, jakby robili to po raz pierwszy. Ich twarze skąpane były rumieńcem, a światło świec błyszczało w oczach zakochanych. Gdy wybiła godzina dwudziesta pierwsza, Czkawka i Astrid ruszyli do domu. Dziewczyna szybko napuściła gorącej wody i wzięła długa kąpiel, zupełnie jak sobie obiecała. Zapach olejków ukoił ją mocno, aż dziewczyna przysnęła. Obudziła się gwałtownie, gdy Czkawka pukał do drzwi, pytając czy wszystko w porządku. Astrid wytarła swe chude ciało i zawinęła długie, falowane włosy w biały ręcznik. Wyskoczyła w zieloną bluzkę i krótkie białe spodenki, po czym weszła do sypialni. Wódz ucałował ja w policzek i szybko poszedł się umyć. Gdy przyszedł,  zastał Astrid czytającą książkę o smokach, którą zakupił na targu. Położył się obok ukochanej i oboje przeglądali książkę. Chłopak rozczesał jej włosy i zaczął całować czule jej kark. Astrid zaśmiała się, czując jak jeździec oplata jej płaski brzuch i przyciąga do siebie.
- Masz mokre włosy! -Powiedziała oburzona, gdy jego kosmyki łaskotały jej kark. Czkawka przerwał czułości i odgarnął swoją fryzurę. Astrid odwróciła się do niego i parsknęła śmiechem.
- Co ?- Zapytał zdziwiony. Dziewczyna wygładziła jego włosy i ucałowała go w nos.
- Nie odsłaniaj czoła- odparła z uśmiechem, trzymając w drobnych dłoniach jego twarz. Czkawka miał już mocny zarost, dlatego podrapał się po szczęce.-  Wyglądasz jak kosmita.
- Dziękuję za szczerość my'lady- prychnął. Dziewczyna musnęła jego usta i przesiadła się za niego, robiąc jeden większy warkocz.
- Powinnaś nauczyć mnie robić proste fryzury- powiedział po chwili wódz.
- Będziesz mnie czesać? - Zażartowała.
- Ciebie też. Kto wie, może zmienię zawód i zostanę fryzjerem?- Głos chłopaka był tak sztuczny i śmieszy, że Astrid popłakała się ze śmiechu. Po kilku minutach wspólnego wariactwa, wojowniczka nauczyła chłopaka warkocza z trzech części. Gdy wódz załapał, jak zrobić wymyślne fryzury, rozpoczął bitwę na poduszki. Z kolorowych materiałów zaczęły wylatywać pióra gęsi, ale nie przeszkadzało to parze w świetnej zabawie.
Kiedy już mieli dość, zmęczeni objęli się mocno. Astrid położyła głowę na torsie ukochanego i, wsłuchując się w jego spokojne bicie serca, usnęła.

Coś mało Was jest :/ Chyba znudziła Wam się historia, ale uroczyście przyrzekam, że później będzie się działo. Sielanki Berk już nie będzie, a Wy za to mnie zabijecie ;_;
No, to na tyle, ja spadam do szkoły :) Miłego dnia!