środa, 26 sierpnia 2015

Medalion 

          Blondwłosa dziewczyna przechadzała się alejką obrośniętą wysokimi drzewami, gęstymi krzakami i zieloną trawą. Droga była piaszczysta i kręta, ale na twarzy dziewczyny gościł szeroki uśmiech a oczy iskrzyły się z radością. Okręciła się kilka razy, a jej biała sukienka zafalowała. Kolorowe kwiaty na jej głowie podkreślały barwę jej oczu. Była jak bogini. Zaśmiała się a jej głos rozbrzmiał mu w głowie niczym echo. Dziewczyna wyciągnęła rękę ku niemu. Szatyn skrzywił się i zaskoczony wpatrywał się w jej drobną dłoń, jakby oczekiwał zasadzki. Jednak po chwili chwycił ją a szybkie bicie serce ustało. Spojrzał głęboko w jej oczy, które uspokajały swym odcieniem. Blondynka zaśmiała się jeszcze raz, a jej anielski głosik otulił jego serce i usunął wszelkie wątpliwości. Odwzajemnił  uśmiech. Jego białe zęby zalśniły w blasku słońca. Spokojnie podszedł do znajomej postaci i oparł czoło o jej. Trzymał w ramionach całe swe szczęście, które nie zamierza wypuścić. Chciał stać tak wieczność…
Nagle z nieba zaczęły spadać płonące strzały. Przestraszona para zaczęła uciekać, ale ziemia jakby wciągała ich. Ruch stał się powolny aż nogi odmówiły posłuszeństwa. Chcieli uciekać, lecz nie mogli. Przez ich gardła wydobyły się stłumione krzyki. Chłopak trzymał dziewczynę za rękę, coraz bardziej ściskając. Na czerwonych policzkach bogini spływały gorzkie łzy. Spojrzała na szatyna zapłakana, w jego oczach dostrzegła strach.
- Zabrać go stąd!- Rozległ się nagle głos zza ich pleców. Wokół nich pojawili się uzbrojeni ludzie, mierząc kuszami w ich głowy. Dziewczyna wpatrywała się w niego zaskoczona. Puściła jego rękę. Szatyn zaprzeczył kręcąc głową, jakby chciał jej odpowiedzieć.
- Zostawcie ją!-Krzyczał głośno, gdy kilku z uzbrojonych wikingów zaczęło go oddzielać od bogini. Dziewczyna szamotała się, ale nie była silna. Żołnierze z łatwości wyciągnęli ją z błota i postawili koło siebie.- Nie ważcie się jej dotykać!-Warknął. Zdołał wydostać jedną rękę, jednak wiking od razu naprawił swój błąd. Blondynka nie patrzała mu w oczy, głowę miała schyloną, lecz on dostrzegł łzy. Poczuł nagłą nienawiść do siebie, do świata, do NIEGO. Odebrał mu ją. Na zawsze. Przez niego.
Krzyki stawały się ciche, ale echo nadal niosło się w jego głowie. „Błagam, zostawcie ją!” Krzyknął po raz ostatni nim został ogłuszony…

          Zerwał się z łóżka zalany potem i suchymi ustami. Czuł, że zaraz jego serce wyskoczy z piersi. Rozejrzał się po pokoju, by upewnić się, że to tylko zły sen. Usiadłszy na brzegu łoża, oparł łokcie o kolana i zaczął rzewnie płakać. Tęsknota za ukochaną łamała jego serce na miliony kawałków. Tak bardzo chciał ją znów zobaczyć. Jej oczy, uśmiech, drobne usta i nos.
Dotknął miejsca, w którym wyczuwał puls. Serce biło jak oszalałe i nie chciało się uspokoić. W głowie tłoczyły się obrazy tłumione skutecznie przez tyle lat… Uderzył wściekle w drewniany zagłówek, sycząc z bólu. Na pięści pojawiła się strużka krwi, jednak w cale się tym nie przejmował. Ubrał się pospiesznie i czym prędzej wyszedł z domu.

             Blondynka przeglądała się w lustrze, wpatrując się w nowy medalion znaleziony kilka dni temu na plaży Thora. Była bardzo zadowolona z jej nowego świecidełka. Mimo że był poniszczony i wykonany ze zwykłego metalu, dziewczynę zachwycały dziwne znaki, których w życiu nie widziała. Z uśmiechem na twarzy przetarła go rękawem tuniki i odłożyła go na półkę po czym poszła spać.
           Dwoje młodych ludzi ubranych w czarne kostiumy z wyszytym symbolem ich klanu przemierzało las. Ciemność im nie przeszkadzała, ponieważ byli do niej przyzwyczajeni. Szli w ciszy, którą przerywały sowy bądź inne stworzenia buszu. Wojownicy czujnym wzrokiem mierzyli las i rozglądali się za wioską Wandali. Rudowłosa dziewczyna odgarnęła kosmyk, który wchodził jej na oczy. Krótkie włosy ściągnęła w prostego kitka. Piegi na twarzy dodawały jej uroku i podkreślały szare oczy. Obok niej szedł równo brunet. Był ciemniejszej karnacji, która pasowała do jego ciemnych jak noc oczu. Oboje mieli ręce ułożone na rękojeści mieczy, aby w razie ataku móc się obronić.
- Myślisz, że tym razem to znajdziemy?-Zapytał chłopak, spoglądając na towarzyszkę. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Mamy rozkaz. Nie wrócimy z pustymi rękami- odparła oschle. Jej charakter był twardy i nieustępliwy, ale także obojętny dla wszystkich. Rudowłosa nie znała słowa „przyjaciel”, dbała o własny interes i chciała wiernie spełniać służyć swemu panu.
Po kilkunastu minutach marszu doszli do brzegu lasu, skąd doskonale widać było osadę. Zauważali kilku wikingów, którzy spacerowali wśród chat. Pewnie wartownicy. Pomyślał chłopak. Skupił się na kilku z nich i cmoknął niezachwycony. Dziewczyna westchnęła, jakby chciała przyznać mu rację. Poprawiła łuk spoczywający na jej plecach i przeszła kilka kroków dalej.
- Za mną-rozkazała ostro. Chłopak poderwał się z klęczek i podreptał słusznie za przywódczynią.
Noc była jakby ciemniejsza niż zazwyczaj. Księżyc i gwiazdy mocno świeciły, dając nieco więcej światła. Świerszcze i koniki polne po raz kolejny dawały koncert. Dwoje wikingów pożegnało się i rozeszli się do swych domów, kończąc wartę. Rudowłosa i jej towarzysz przedostali się pod dom jednego z mieszkańców i rozejrzało uważnie. Gdyby ktokolwiek ich zobaczył, misję szlag by trafił, a ich spotkała by straszliwa kara.
- Tylko tym razem nie spierz tego- warknęła dziewczyna, patrząc na okno domu.
- Skąd wiesz, że to ta chata?- Zapytał spokojnie, zakładając ręce na klatkę piersiową. Dziewczyna westchnęła i przewróciła oczami.
- Bo ja potrafię obserwować, Linusie- odparła.- Już niedługo będziemy mieli kolejny artefakt, a nasz pan sowicie nas wynagrodzi.- Na jej  twarzy zagościł chytry uśmiech.
- Ja wchodzę, ty stoisz na czatach- rozkazała i zaczęła się wspinać. Jako że była wysportowana, wejście do pokoju przez okno na dachu zajęło jej kilka sekund. Linus wyjął miecz i wychylił się zza drewnianej chaty. Jakiś szkielet budynku zasłaniał mu widok, więc musiał wychylić się bardziej. Ujrzał jednego z wikingów, który chodził wraz z pochodnią i obserwował wioskę. Brunet syknął pod nosem i wrócił pod okno.
- Megan, pospiesz się, do cholery!-Powiedział nieco ciszej, aby wartownik nie usłyszał go. Dziewczyna zręcznie przeszukiwała pokój blondynki, ale nie mogła nigdzie znaleźć tego, czego szukała.  Otworzyła zdobioną komodę i ponownie zaczęła przeczesywać zawartość. Starała się robić to jak najciszej, lecz na podłogę spadła bransoletka. Śpiąca dziewczyna zamruczała przez sen i obróciła się na drugi bok.
-Megan, szybciej!-Zawołał Linus. Dziewczyna spłoszona, zaczęła się denerwować. Nie mogła jednak znaleźć artefaktu, więc czym prędzej wyszła. Po chwili wojownicy pobiegli do lasu.
           Logan spacerował po całej Berk, kopiąc od czasu do czasu kamyki. Ręce włożył w głębokie kieszenie, rozmyślając nad wszystkim. Miał nadzieję, że koszmar sprzed lat w końcu go opuścił, ale mylił się. Teraz już wiedział, że poczucie winy będzie go dręczyć do końca życia. Szatyn westchnął ciężko, wpatrując się w spokojny ocean. Woda była jak lustro, spokojne i przejrzyste. Wiking poprawił futrzaną kurtkę i zszedł z klifu. Wolnymi krokami przechadzał się po wiosce, gdy dostrzegł dwa cienie przed lasem. Zatrzymał się i wytężył wzrok, lecz ów cienie znikły tak szybko jak się pojawiły. Pewnie jakieś zwierzęta- pomyślał. Był i tak zmęczony, choć nie miał zamiaru wracać do łóżka. Bał się, że koszmar znów się powtórzy.
- Logan?-Zapytał znajomy głos. Szatyn odwrócił się i ujrzał przed sobą Czkawkę. Koło wodza szła dumnie Nocna Furia, mierząc czujnie Arrana. –Coś się stało?
- Nie mogłem spać…musiałem się przejść- odparł zgodnie z prawdą. Jeździec zmarszczył czoło.
- Może chcesz coś na sen?- Zaproponował uprzejmie Czkawka. Szczerbatek zamruczał, domagając się podrapania. Chłopak z przyjemnością przejechał po jego ciemnych łuskach.
- Nie wiem, czy to pomoże…-odparł cicho. Arran westchnął, spoglądając na smoka. Szczerbatek wyczuł jego wzrok i także zwrócił na niego uwagę.- Nie do wiary, że dałeś radę wytresować Nocną Furię- powiedział z uznaniem. Czkawka zarumienił się delikatnie.
- Nikt by nie pomyślał, Loganie- rzekł z uśmiechem.
- Cóż, może chciałbyś mi o tym opowiedzieć?-Zapytał z nadzieją. Jeździec zaśmiał się zaskoczony tą propozycją. Jednak był zadowolony, że nowego przyjaciela to interesuje.
- Czemu nie? Zapraszam do twierdzy.-Czkawka wyciągnął dłoń i wskazał na budynek.
             Cała wioska była bardzo dobrze oświetlona, więc spacery były bardzo przyjemne. Logan i wódz Berk po kilku minutach dotarli do twierdzy. W środku było jeszcze cieplej, ponieważ nadal z ogniska pryskał ogień. Było również kilku wikingów, którzy pozdrowili swego przywódcę i wrócili do swych zajęć. Logan usiadł naprzeciw Czkawki, który przyniósł miód pitny. Szczerbatek usadowił się tuż przy nogach swego jeźdźca i zamknął oczy, ale uszy nadal miał nastawione. Najwidoczniej interesowała go historia, w której był jednym z głównych bohaterów.
               Atmosfera była bardzo miła. Czkawka ze szczegółami opowiadał Loganowi wszystko: począwszy od polowań na smoki, kończąc na wytrasowaniu pierwszych z nich. Oczywiście nie pominął wątku z czerwoną śmiercią, ale nie przechwalał się, że to on pokonał olbrzymiego smoka. Logan był pełen podziwu. Pierwszy raz słuchał takiej niesamowitej historii. Szczególnie zaskoczyło go to, że tresując Nocną Furię, Czkawka miał zaledwie piętnaście lat.
- Niebywałe- podsumował młody Arran. – Dziwie się, że w ogóle można wytresować takie stworzenia. W końcu są w stanie rozerwać na strzępy za jednym zamachem.- Wódz wydawał się poruszony słowami przyjaciela. Szatyn zaśmiał się cicho, i patrząc na Szczerbatka, powiedział:
- Smoki to nie broń, Loganie, to najlepsi przyjaciele.



Tak, to jest właśnie ten medalion. Mam nadzieję, że się podobało :D. 

sobota, 22 sierpnia 2015

Spotkanie po latach


           Większość ludzi Agnara została odesłana na rodzinną wyspę, ponieważ wódz Arran postanowił zostać nieco dłużej. Chciał zwiedzić Berk poza wioską, aby na własne oczy ujrzeć niesamowite widoki, które zachwycały nie jednego podróżującego. Z uśmiechem przechadzał się wraz ze swym bratankiem w celu zapoznania się z pracą tutejszych mieszkańców. Mimo że umiejętności wikingów niewiele różniły się od umiejętności Arranów, proste życie nowych sojuszników zachwycały Agnara. Przypatrywał się wikingom w ich pracy, co nikomu nie przeszkadzało, raczej mieszkańcy czuli się w pewien sposób dumni, że sam wódz z dalekiej krainy jest szczerze zainteresowany ich zwykłym rzemiosłem.
         Mężczyzna wciągnął głęboko mroźne powietrze i wolno podniósł powieki. Wokół jego oczu pojawiły się malutkie zmarszczki, co było wynikiem szerokiego uśmiechu. Wraz z Loganem stał na górce, skąd doskonale widać było osadę. Chłopak także zafascynowany był wyspą. Nie tylko rzemiosłem, ale także florą, która znacząco różniła się od Arran. Podobała mu się nauka o botanice, zastosowaniach ziół czy kwiatów. Mimo że Logan był bardzo nieśmiały i skryty w sobie, postanowił poprosić Czkawkę o jakieś książki o naturze Berk.
- Piękna wyspa-rzekł Agnar, zakładając ręce na klatkę piersiową. Oczy błyszczały w jasności słońca, które górowało. Logan skinął głową, lecz nic nie powiedział.-Znacznie się różni od Arran. Jest tu tak spokojnie...żadnej wojny, nienawiści...-szepnął mężczyzna. Szatyn odwrócił do niego wzrok.
- Zbyt duża zmiana, wuju?-Zapytał z uśmiechem. Agnar zaśmiał się. Jego wyspa od wielu lat skąpana była we krwi zarówno wrogów jak i mieszkańców, którzy walecznie bronili swojego domu. Posiwiały wiking nie do końca potrafił zapewnić pokoju swojemu ludowi. Przez jego wybuchowy temperament, łatwo było o bójkę, nawet jeśli przyczyną była nieistotna rzecz.
- Mam nadzieję, że teraz będzie inaczej- dodał Agnar. Chłodny wiatr zawiał od  północy, sprawiając dreszcze u Arranów. Logan obserwował zamyślonego wuja. Często pomagał mu w sprawach politycznych, a jako że był dobrym mówcą, Agnar często wysyłał go jako swego przedstawiciela w celu podpisywania rozejmów.
- Myślisz, że ten sojusz na pewno będzie korzystny?- Spytał chłopak. Logan nie zaufał w stu procentach Czkawce, gdyż nie miał lepszej okazji do zapoznania go z lepszej strony. Uważał, że gdy tylko wódz Berk zachce, ześle na nich smoki. Nawet jeśli wojnę uniemożliwiał traktat.
- Mam taką nadzieję- odparł poważnie. Uśmiech zszedł mu z twarzy i pojawił się cień wątpienia. Agnar byl optymistą, zawsze widział światełko w tunelu, ale życie nauczyło go bycia nadzwyczaj ostrożnym.
Po kilku minutach stania na górce, Arrani postanowili zejść i udać się do największej atrakcji na wyspie- kuźni.


          Czkawka wraz z Sawem budował obiecany domek dla Wichury. Dzięki przygotowanemu wcześniej projektowi praca szła znacznie szybciej. Jednak młody wódz, zamiast skupić się na zadaniu, myślał o wczorajszej rozmowie z ojcem Astrid. Jeśli ktoś naprawdę chce ją skrzywdzić? Ale dlaczego? Wojowniczka nie miała żadnego wroga, oczywiście nie wliczając Dagura, czy Drago, ale to było prawie cztery lata temu. Czemu któryś z nich miałby atakować akurat teraz?
- Ał!- Syknął szatyn, machając palcem, w który przed chwilą uderzył młotkiem. Czkawka pokręcił głową z nerwowym pomrukiem. Nie potrafił się skupić na prostym uderzeniu młotka, a budowa wymagała starannego dopracowania najmniejszych szczegółów, gdyż drzewo boi jest bardzo ciężkie, ale zarazem delikatne i wytrzymałe. Saw spojrzał na jeźdźca z uniesionymi brwiami.
- Co jest, Czkawka?- Zapytał wiking, sięgając po kubek wody. Słońce grzało tak mocno, że oboje zdążyli załapać lekką opaleniznę. Chłopak odłożył swoje narzędzie pracy i usiadł na wygodniejszej belce, aby chwilę odpocząć.
- Myślę o tym, co mi wczoraj powiedziałeś- odparł. Otarł kawałkiem koszuli pot, który spływał po jego piegowatej twarzy. Saw podszedł ostrożnie bliżej chłopaka i usiadł tuż koło niego.
- Ja też o tym myślę- powiedział i podał Czkawce kubek z zimną wodą. Chłopak chwycił naczynie i wziął mały łyk.- Szczerze mówiąc, jestem zaskoczony tym wypadkiem. Astrid nigdy nie miała żadnego rywala, czy wroga, mimo że swoim temperamentem mogłaby wywołać wojnę.-Wiking spojrzał na dół, gdzie na ganku siedziała Eira i kładła pokrojone jabłka na sita, aby wysuszyły się.
- Jeżeli na wsypie jest sabotażysta, trzeba go jak najszybciej złapać.- Czkawka był zdenerwowany. Nie dość, że jego dziewczyna miała wypadek, podczas którego o mały włos nie zginęła, to teraz okazuje się, że ktoś chce jej odebrać życie. Martwiło go również to, że sabotażysta jest na jego wyspie. Jeżeli nie zostanie ujawniony, nie tylko Astrid jest w niebezpieczeństwie.
- Oczywiście masz rację, Czkawka, ale jak chcesz to zrobić? Ogłosić alarm? W wiosce wybuchnie panika- rzucił  Saw. Podrapał się po złotej głowie i westchnął ciężko, wlepiając wzrok w dalekie skały.
- Nie będę czekał, aż ten ktoś znów zaatakuje- odparł nerwowo. Znów zaczynał tracić kontrolę nad sobą. Jeżeli chodziło o dobro ludu, jego rodziny,nigdy nie potrafił racjonalnie myśleć w obliczu zagrożenia.
- A co z Arranami?- Zapytał mężczyzna, odwracając się do wodza.- Wypadek mojej córki zdarzył się dzień po ich przyjeździe.- Jeździec zmarszczył czoło. W jego głowie pojawiła się niedorzeczna myśl. Czyżby nowi sojusznicy odważyli by się atakować dziewczynę wodza zaraz po podpisaniu traktatu? Brzmi to śmiesznie. Podsumował chłopak.
- To niemożliwe-odparł ze zrezygnowaniem. Przetrał spocony kark, pozostawiając czarny pył.- Nie mogliby czegoś takiego zrobić. Nawet gdyby,czemu mieliby skrzywdzić Astrid? Prędzej chcieliby pozbyć się wodza, czyli mnie.- Saw pochylił się do przodu, ewidentnie rozmyślając słowa chłopaka. Z każdą chwilą zgadzał się z nim, ale nie mógł odeprzeć dziwnego wrażenia, że jednak ktoś uwziął się na jego córkę. Jeżeli to była prawda, chciał dorwać tego człowieka, nie mając żadnej litości. Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo jego rodziny, zrobi wszystko, aby żona i córka były całe i zdrowe.
- No cóż, nie mamy chyba wyjścia, musimy powiedzieć o tym Astrid. Musi się ukrywać. Szczególnie w nocy-powiedział wiking, wstając. Czkawka przyznał mu rację, choć niechętnie. Często wymykał się z  ukochaną w nocy na spacery i małe wyścigi.
- Zejdzie coś zjeść!- Zawołała Eira, spoglądając na odpoczywajacych wikingów. Oboje skinęli głowami i szybko zeszli na dół. Kobieta przygotowała obiad składający się z pieczonego łososia, ziemniaków w mundurkach i surówki z czerwonej kapusty. Czkawka spodziewał się Astrid w środku, lecz po dziewczynie nie było śladu.
- Gdzie jest Astrid?-Zapytał lekko przestraszony. Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nie zauważył swej ukochanej.
- Na górze, zaraz przyjdzie-odpowiedziała Eira. Popatrzyła na męża pytającym wzrokiem, na co ten wzruszył ramionami.- No cóż, siadajcie- ponagliła ich. Czkawka i Saw z ciężkim westchnieniem usiedli przy ciemnobrązowym stole. Praca nie była lekka, a łączenie drzewa boi w cale tego nie ułatwiało.
          Po kilku minutach zeszła Astrid, posyłając uśmiech ojcu i Czkawce, który rozpromieniał się na jej widok. Miała na sobie prostą sukienkę w kolorze błękitu, która podkreślała jej oczy.  Przysiadła obok wodza i zaczęła nakładać sobie porcję. Chłopak obserowował ją chwilę i wymienił spojrzenie z ojcem blondynki, co wychwyciła Eira, jednak nic nie powiedziała. Czkawka i Saw uzgodnili, że nie będą martwić ani Eiry, a tym bardziej Astrid. Gdy ktoś zaatakuje ponownie, wtedy o wszystkim powiedzą. Wciąż mają nadzieję, że był to jednak niefortunny wypadek.   Obiad minął w miłej atmosferze, starszy wiking opowiadał przeróżne żarty i ciekawe przygody z dawnych lat. Astrid uwielbiała słuchać tych historyjek, mimo że słyszała je setki razy, jednak za każdym razem miała wrażenie, że słyszy je po raz pierwszy. Czkawka także wsłuchał się w opowieść wikinga, która przedstawiała jego i Pyskacza, kiedy uciekali przed plagą szczurów. Na jego twarzy pojawił się mimowolny uśmiech i poczuł się lepiej. Spojrzał w prawo, gdzie siedziała jego piękna wojowniczka.Wyglądała znacznie lepiej, to pewnie dzięki maści Nott. Dyskretnie chwycił ją za rękę i ścisnął. Blondynka przelotnie spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko.

          Nate spacerował wzdłuż wybrzeża oceanu i rokoszował się ciepłymi promieniami słońca, które dzisiejszego dnia grzało najmocniej. Chłopak czasami potrzebował dla siebie chwili prywatności, bycia samym. Nie przyzwyczaił się w stu procentach do życia na Berk, choć bardzo się starał. Często powracał myślami do swojej wyspy, tam, gdzie zostawił swoją rodzinę. Gdy zamknął oczy, widział roześmianą twarz swojej ukochanej siostry. Tak bardzo za nią tęsknił. Za nią i mamą, która nauczyła go bycia dobrym człowiekiem. Nate zastanawiał się, co jego mama widziała w ojcu- okrutnym człowieku, który nie miał żadnej litości. Zabijał, plądrował, niszczył. Drago. Nie był człowiekiem, lecz potworem. Może zanim się poznali, Drago był inny? To pytanie brzmiało od zawsze w jego głowie i odbijało się w świadomości niczym echo. Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, teraz byłby zupełnie jak jego ojciec.Tak bardzo go nienawidził. Już dawno nie traktował go jako rodzica, wyparł się jego. I bardzo dobrze. Usprawiedliwiał się Nate. Bo jak można akceptować takiego potwora? Jego czyny mówią same za siebie.
          Chłopak przysiadł na kamień i oparł się łokciami o kolana. Wpatrywał się w powoli zachodzące słońce. Jego siostra, Cora, opowiadała mu wtedy bajki o wielkim Hajmdalu, bogu panującemu nad światłem dziennym. Wyobrażał go sobie jako ogromnego człowieka, który trzymał słońce i kładł je na niebie, kiedy znów miał być dzień. Jako dziecko miał ogromną wyobraźnie, dzięki czytaniu książek. Na początku robiła to jego mama, Nanna, i Cora, ale z czasem brunet sam nauczył się czytać. Był bardzo wdzięczny za to, że jego rodzinę tworzyły tak wspaniałe kobiety. To one nauczyły go być dobrym, sprawiedliwym i pokornym. Nie zawsze mógł tego przestrzegać, zwłaszcza kiedy wdawał się w bójki na innych  wyspach. Ale przyrzekł siostrze i matce, że będzie dobrym człowiekiem. Będzie dbał o to, co wspaniałe i słuszne. Nie pozwoli, żeby ich śmierć poszła na marne. Tak samo jak i śmierć jego ukochanej smoczycy- Perły. Miał teraz innego smoka, Koszmara Ponocnika o imieniu Piorun. Mimo że bardzo się polubili, Nate miał wrażenie, że są sobie dalecy. Wiedział, że dzieje się tak, dlatego, że wciąż rozpamiętywał śmierć Perły. A minęło prawie pięć lat...
          Nate obwiniał się za wszystkie cierpienia w jego życiu. Jakby sam był tego sprawcą. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale miał nadzieję, że teraz już ułoży sobie życie. Berk wydaje się tak spokojnym miejscem, jakby była nagrodą za to, że przeszedł piekło. Zyskał przyjaciół, których uznał za rodzinę. Wiedział, że ci wszyscy ludzie są w stanie oddać za niego życie. Zresztą Nate bez wahania zrobiłby to samo. Czkawka i Astrid uczynili dla niego bardzo dużo. Kiedy chłopak popadł w depresje, lekarstwem okazały się przyjacielskie spotkania, nie alkohol. Dzięki małym imprezom zrozumiał, że stał się jednym z nich. Cicho obserwował każdego wikinga. Nie było osoby stojącej gdzieś z boku ze smętną miną. Każdy z każdym rozmawiał, bawił się, pił. Nie było ani gorszego ani lepszego. Jak równy z równym. Zapewne jest to sprawka Czkawki, ale nie tylko. Wikingowie już po prostu tacy są. Nie odrzucają swoich.  Bo każdy mieszkaniec Berk jest cząstką, którą łączy cały lud, tworząc jedną, wielką rodzinę.
          Nate siedział na kamieniu jeszcze kilkanaście minut, gdy postanowił wrócić do domu. Chciał jeszcze popracować nad książką, którą przygotowuje na urodziny Śledzika. Wszedł właśnie do wioski, kiedy zderzył się z miękkim futrem.
- Oh, wybacz- powiedział głos i odwrócił się. Posać trzymała pochodnie w lewej ręce i wyciągał prawą, aby podnieść poszkodowanego. Nate, mrużąc oczy dostrzegł dobrze znaną mu postać.
- Logan?- Zapytał szczerze zdziwiony. Dźwignął się na nogi o własnych siłach i wyprostował się. Arran wydawał się być równie zaskoczony jak on.
- Nie wierzę...-szepnął bratanek Agnara. Zmierzył Nate'a od stóp do głów i uśmiechnął się krzywo.
- Co ty tu robisz?-zapytał ostro wiking i założył ręce na klatkę piersiową. Nie był zadowolony z obecności znajomego Arrana.
- Wraz z wujem przypłynąłem w celu podpisania sojuszu- wyjaśnił.-A co ty tu robisz?
- Mieszkam- warknął twardo.- Od jakichś pięciu lat.- Logan był zdumiony. Przyglądał się brunetowi. Zdecydowanie nie przypominał dzieciaka, z którym kiedyś się bawił.
- Nadal masz do mnie żal?- spytał cicho Logan. Spuścił delikatnie głowę, lecz jego ciemne oczy nadal mierzyły jeźdźca. Nate odchrząknął i spojrzał w bok.
- W końcu przez ciebie zginęła- odparł równie cicho. Wokół nich nie było żywej duszy. Wszyscy wikingowie zebrali się w Twierdzy, żeby świętować noc poświęconej boginiom przeznaczenia i losu ludzkiego.
- To był wypadek, Nate!- Warknął i zacisnął pięść, aż jego paliczki zrobiły się białe. Brutek spiorunował go wzorkiem i wzruszył ramionami.- Tak czy inaczej, czasu nie cofnę, ale żałuję i przeklinam każdą rocznicę tego wypadku- dodał nieco spokojniej.
- Na pewno- odrzekł chłopak. Nastała cisza, którą przerywał nocny koncert insektów skrytych pod gankiem czy w wysokiej trawie obrastającej domy wikingów.- Ale nie chcę słyszeć na ten temat ani słowa więcej, Loganie. A teraz wybacz, idę do domu.- Minął Arrana, który nie był zadowolony zachowaniem dawnego przyjaciela. Szatyn odwrócił się i odprowadził wzrokiem jeźdźca, aż ten zniknął mu z oczy. Westchnąwszy, ruszył do chaty, w której nocował. Dzisiejszy wieczór nie należał do przyjemnych. Arran miał dość wszystkiego. Gdy tylko wszedł do swego pokoju, przebrał się i rzucił do łóżka. Odwrócił się, by spojrzeć przez okno na gwiazdy. Miał nadzieję szybko zasnąć, ale sen długo nie przychodził...




Mam nadzieję, że się podobało oraz, że Was zaintrygowałam xD. Chciałam napisać coś, po czym byście się zastanawiali :D. Dziękuję WSZYSTKIM za to, że jesteście i komentujecie.Od razu chce się żyć (a raczej pisać) dla takich fanów. Podnosicie motywacje jak nikt inny! Dziękuję! :D 

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Wyrzuty sumienia 

       
          Poczuła jak ktoś delikatnie całuje ją w policzek. Otworzyła wolno oczy, ale natychmiast je zamknęła. Światło nadal ją raziło. Czkawka uśmiechnął się pod nosem i szturchnął dziewczynę. Astrid mruknęła niezadowolona, ale otworzyła oczy. Światło przedzierało się przez małe szpary w dachu i rzucało się na twarze jeźdźców.
- I jak się czujesz?-Zapytał troskliwie wódz Berk. Blondynka odwróciła się do ukochanego i posłała mu lekki uśmiech.
- Lepiej- mruknęła, ziewając. Podniosła głowę i położyła ją na klatce piersiowej Czkawki. Chłopak poczuł wyrzuty sumienia, zauważając fioletowo-zielone sińce i zadrapania na twarzy i ramionach wojowniczki. Westchnął cicho i ucałował jej głowę. Mogłem od  razu wymienić jej siodło i nic by się nie stało. Pomyślał, patrząc na smoki drzemiące naprzeciw nich…
Po kilku minutach usłyszeli delikatne pukanie do drzwi.
- Proszę!- Powiedział Czkawka, obejmując ramieniem Astrid. Do pokoju weszła Nott, wycierając  w biały ręcznik ręce. Jak zawsze włosy miała rozpuszczone z czarną opaską, która zasłaniała kawałek czoła. Ubrana była w brązową tunikę z typowymi, wikińskimi wzorami ze złotą nicią, czarne spodnie wykonane były z bawełny, a beżowe buty z owczej wełny. Uśmiechnęła się na widok gości, a jej zielone oczy błysnęły w słonecznym świetle.
- Przygotowałam śniadanie- powiedziała z uśmiechem- jak tylko się ogarniecie, zejdźcie na dół.
- Zaraz zejdziemy- odparł Czkawka. Astrid przebudziła się i spojrzała najpierw na szatyna a potem na rudowłosą.
- Astrid, i jak ?- Zapytała kobieta, wpatrując się w poharataną twarz wojowniczki. Dziewczyna usiadła na łóżku i posłała jej uśmiech.
- Lepiej, dziękuję ci za pomoc- rzekła. Nott tylko skinęła głową i wyszła. Szczerbatek i Wichura także poczuli woń śniadania i obudzili się. Smoczyca podeszła do swej pani i zaczęła się łasić. Astrid z entuzjazmem zaczęła ją głaskać. Szczerbatek poczuł się nieco zazdrosny i także podszedł do blondynki, domagając się porządnej dawki pieszczot. Jeźdźczyni drapała raz Wichurę raz Nocną Furię, ponieważ do dyspozycji miała tylko jedną rękę.
          Po dziesięciu minutach smoki, jak i jeźdźcy, zeszli na śniadanie. W kuchni krzątała się Nott, jej córka oraz syn- Tyr. Kobieta odłożyła kilka produktów spożywczych, wzięła parującą jajecznicę i dołożyła na stół, który i tak był zapełniony wypiekiem owsianym z owocami, omletem z pieczarkami, owsianką z cynamonem i pełnoziarnistym chlebem z warzywami i łososiem oraz herbatą cytrynową.
-No już, siadajcie i jedzcie. Musicie nabrać siły- ponagliła ich pani domu, po czym zwróciła się do nastolatka - Tyr, przynieś ryby dla smoków.- Chłopak odłożył miotłę i wyszedł z chaty wraz z siostrą- bliźniaczką. Jeźdźcy usiedli przy stole i zaczęli zajadać posiłek. Nott zawsze była gościnną osobą. Zawsze zapraszała choćby na mały poczęstunek. Czkawka znał Bernarda od trzech lat, kiedy podpisali traktat. Był to pierwszy sojusz, który zawarł wódz Berk zaraz po przejęciu sojuszu. Wyspy wymieniają się wszelakimi ziołami i przyprawami, które nie rosną na ziemi Czkawki z powodu złej gleby.
- Ah, zapomniałabym- prawie krzyknęła rudowłosa, uderzając się w czoło- mam coś dla ciebie, Astrid.- Kobieta podeszła do szafki, która znajdowała się obok kuchennego okna. Wyciągnęła z niej zieloną fiolkę koloru zielonego i podała ją blondynce.- Dodaj do herbaty, pomoże szybciej pozbyć się tych ran, a to- podała jej malutką, drewnianą szkatułkę- smaruj tym twarz, nie będzie blizn.- Jeźdźczyni otworzyła pudełeczko. Gdy tylko powąchała jego zawartość, skrzywiła się. Widząc to, Nott zaśmiała się.
- Lepiej nie wiedzieć, z czego to jest. Ale na szczęście bardzo skuteczne- rzekła, podpierając ręce na biodrach.- No a  teraz jedzcie, ja idę wywiesić pranie.- Gdy otworzyła drzwi, minęła się ze swoimi dziećmi, które niosły dwa kosze ryb. Położyli je blisko wyjścia, a Wichura i Szczerbatek  w mig się przy nich znaleźli.
- Dziękuję- powiedział Czkawka, zwracając się do chłopaka. Tyr uśmiechnął się.
- Nie ma za co. Jakbyście czegoś potrzebowali, nasza mama będzie na zewnątrz- odparł, biorąc miecz i topór dla siostry.  Gdy tylko wyszli w domu nastała głucha cisza. Czkawka zerkał co chwilę na ukochaną, która niewiele zjadła.
- Nie jesteś głodna?-Zapytał lekko zdziwiony. Astrid westchnęła ociężale i oparła się o krzesło.
- Nie mam apetytu- mruknęła cicho, jakby nie miała siły na nic. Czkawka odłożył sztućce i chwycił dłoń wojowniczki. – Co?-Zapytała, nie rozumiejąc gestu wodza.
- Martwisz się czymś?- Chłopak popatrzył głęboko  w jej oczy. Coś było na rzeczy. Astrid pokręciła głową, zaprzeczając.
- Nie…po prostu za bardzo się wczoraj przestraszyłam. Myślałam, że zginę…że Wichura zginie.- Jak na zawołanie, smoczyca poderwała się i podeszła do swej towarzyszki,  która zaczęła ją głaskać wolnymi palcami. Czkawka obserwował blondynkę. Znał ją na tyle, by wiedzieć, kiedy mówi prawdę a kiedy nie. To działało w obie strony.
- Skarbie, nie martw się tym. To ja raczej powinienem o tym myśleć…-szepnął, pocierając jej drobną dłoń. Dziewczyna zmarszczyła czoło.- Mogłem od razu wymienić siodło…nie pomyślałbym, że pasek może się urwać.- Oboje patrzeli w swoje oczy,  żadne z nich nie uciekało wzrokiem w bok.
- Jeżeli będziesz się nadal obwiniać, to obiecuję, że i ty będziesz miał rękę w gipsie- warknęła, ale niezbyt ostro. Kiedy zginął Stoik, Czkawka zwierzał się swojej dziewczynie, że gdyby nie jego głupota, ojciec byłby z nimi. Astrid rozumiała to, ale chciała wpoić szatynowi do głowy, że to co się przytrafia w życiu, nie zawsze jest naszą winą. Chłopak jednak nadal to rozmyślał. Z jednej strony, blondynka ma rację, ale z drugiej nadal męczą go wyrzuty sumienia. Wódz westchnął i spuścił głowę, skupiając się na swoim pasku od kostiumu.- Czkawka, spójrz na mnie- nakazała dziewczyna. Chłopak podniósł wzrok niechętnie i spojrzał na ukochaną.- Wszystko skończyło się dobrze, prawda? Widzisz, żyję. Więc nie wracajmy do tego tematu.- Jeździec zmusił się do uśmiechu. Kochał w to Astrid, że jest taka twarda, że wie, co powiedzieć, co zrobić. Co innego on.
- Ale zjedz coś.- Chłopak wskazał głową na jajecznicę, zmieniając temat. Astrid uśmiechnęła się i skinęła głową.

          Dziewczyna miała spore trudności w chwytaniu widelca lewą ręką, ale dała radę zjeść porcję jajecznicy i kawałek wypieku owsianego, który bardzo polubiła. Czkawka zjadł nieco więcej ciasta i omletu. Gdy skończyli posiłek odłożyli naczynia do zlewu.
         Czkawka zabrał się za sprawdzanie siodła Wichury, które zabrali ze sobą z miejsca wypadku, a Astrid poszła się przebrać w rzeczy podarowane przez Nott. Szczerbatek przypatrywał się pracy swego jeźdźca z kąta, gdzie leżał na wygodnych futrach. Chłopak był tak skupiony, że nie zauważył jak do warsztatu wszedł Bernard.
- Wyspany?-Zapytał wódz, rzucając ciężką torbę na stół w pobliżu. Czkawka podskoczył przestraszony.
- Ah, to ty, wybacz, nie słyszałem cię- odparł szatyn i odłożył metalowe części.
- Chciałem sprawdzić, czy wszystko jest w porządku- zaśmiał się wiking. Czkawka powoli miał dosyć tego pytania, choć wiedział, że Bernarda naprawdę interesuje zdrowie jeźdźców.
- Tak. Tylko Astrid nadal ma zawroty głowy, ale to normalne.- powiedział beznamiętnie. Oparł się o blat i wytarł ręce w ręcznik. Bernard skinął głową i wszedł dalej, oglądając zawartość kuźni.
- Wysłałem straszliwca do Valki, żeby się nie martwiła- rzekł, zatrzymując się naprzeciw chłopaka.  Czkawka zdziwił się.
- Ah…zapomniałem o tym. Dziękuję. Naprawdę, za wszystko- Bernard machnął ręką. W oddali hałasowali wikingowie i dzieci, które bawiły się ze swoimi pupilami.
- Po to są sojusze, Czkawka- zaśmiał się przyjaciel i klepnął młodego w ramię.- Zapytam z ciekawości, co robisz?- Bernard nachylił się nad siodłem i zaczął się mu przyglądać. Zaciekawiły go przeróżne wiązania i łączenia skórzanych pasków.
- Chciałem naprawić siodło Wichury, ale i tak jest zużyte. Nie chcę ryzykować- odparł, podchodząc do siedziska i odpiął karabinek łączący linki.-Pomyślałem, że zrobię uprząż, załaduję potrzebne drewno i będzie po sprawie.- Wódz wyprostował się i spojrzał na Czkawkę.
- Chyba smok nie będzie targał takiego ciężaru- rzekł.- Moi ludzie przywiozą wam drewno na statku.- Szatyn był zaskoczony pomocną dłonią przyjaciela. Żadne plemię tak go nie ugościło.
- Cóż, jeżeli to nie problem…- Czkawka podrapał się po karku, chwycił wiadro z wodą i przemył ręce. Ciemnowłosy wiking zaśmiał się.
- To żaden problem, Czkawka. W końcu ty postąpiłbyś tak samo- odparł. Wódz Berk nawet nie zdawał sobie sprawy, że to prawda.  Chłopak starał się być dobry dla wszystkich swoich sojuszników. Zawsze rozważał najlepsze scenariusze dla wymian handlowych czy innych.  Był nie tylko wspaniałym przywódcą, ale i człowiekiem. Tą część na  pewno odziedziczył  po Valce.
- No, ja już muszę iść. Robota wzywa- mrugnął do chłopaka, wziął swoją torbę i wyszedł.

          Późnym popołudniem wszystko było gotowe. Za pomocą Wichury i Szczerbatka łodzie zostały załadowane drewnem boi. Czkawka oraz Astrid pozostali na obiedzie, ponieważ Nott uparła się, a Tyr i Amelia w najlepsze bawili się ze słodkim Szczerbatkiem. Na Banksie nie mają zbyt wielu smoków, ponieważ gady nie mają tu odpowiednich miejsc do legowisk, dlatego obecność Wichury i Szczerbatka zrobiła niemałe zamieszanie. Zwłaszcza wśród dzieci, które nigdy wcześniej nie widziały Śmiertnika Zębacza, a tym bardziej Nocnej Furii.  
Siodło Wichury zostało rozebrane  na części, aby nie marnować materiału. Właściciel kuźni, Finn, z radością odebrał materiał. Jako kowal miał już pomysł jak dobrze wykorzystać pozostały metal oraz skórę.
- Bardzo dziękujemy wam za pomoc- powiedział Czkawka, stojąc na pomoście wraz z Bernardem. Oboje zerknęli na Astrid oraz Nott, które nadal żywo rozmawiały.
- Czkawka, wiesz, że zawsze służymy pomocą. A już szczególnie takim sojusznikom jak wy- poklepał chłopaka po ramieniu. – Wiesz, muszę żyć w zgodzie z tobą. W końcu twoja wyspa jest najpotężniejsza.-Oboje zaśmiali się.
Łodzie z drewnem wypłynęły już godzinę temu, aby wcześniej dotrzeć do Berk. Czkawka  chciał, aby Astrid popłynęła waz z ludźmi Bernarda, ale ta uparła się, że poleci na Szczerbatku.
Szatyn pożegnał się z Bernardem i podszedł do rozmawiających pań.
- Nott, dziękuję ci za opiekę nad Astrid- rzekł, obejmując ukochaną ramieniem. Kobieta na ten widok rozpromieniała i uśmiechnęła się  szeroko.
- Nie ma za co- odparła.- Tylko następnym razem uważaj na swój skarb, Czkawka, bo chciałabym zabawić się na waszym weselu- mrugnęła do niego znacząco, na co jeźdźcy zaczerwienili się.- No nic, lećcie już. Valka i pozostali znów zaczną się martwić.
Jeźdźcy pożegnali się również z dziećmi Nott i Bernarda, które nadal bawiły się ze Szczerbatkiem i Wichurą. Astrid usadowiła się z tyłu i mocno przytuliła Czkawkę.  Prawą rękę miała położona na jego nodze, ale chłopakowi to nie przeszkadzało. Gdy byli już przygotowani, wystartowali, powodując trzęsienie mostu. Wichura leciała blisko ogona Nocnej Furii, na wszelki wypadek.

          Podróż minęła szybko. Po drodze minęli kilka statków Bernarda z drzewem boi. Szczerbatek wylądował miękko przed domem Astrid. Drzwi otworzyły się i wybiegła z nich Eira, mama blondynki.
- Na Odyna, Astrid!- Krzyknęła i przytuliła ją mocno. Za Eirą stanął Saw, tata wojowniczki.- Myślałam, że zwariuję, kiedy się dowiedziałam od Valki, że miałaś wypadek.-Kobieta chwyciła w ręce twarz córki i przyglądała się jej poharatanej twarzyczce.
- Mamo, złamałam tylko rękę…- wydukała. Pokręciła głową z niedowierzaniem, że jej mama umierała ze strachu. Saw w tym czasie rozmawiał z Czkawką o wypadku.
-Sprawdzałem pasek wieczorem, Astrid mnie o to poprosiła- powiedział Saw po chwili, gdy przyszły zięć zrelacjonował  przebieg zdarzeń- i wszystko było w porządku.- Czkawka zmarszczył czoło.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że ktoś zrobił to celowo- ściszył glos, tak, aby ani Astrid ani Eira nie słyszały- Przecież As nie ma żadnych wrogów. Może to po prostu pękło rano.
- Czkawka, to skóra węgorzy północnych. Żeby przeciąć ich łuski zwykły nóż nie wystarczy. Sam mam strzemię z tych węgorzy. Ważę więcej od mojej córki i dotąd pasek się trzyma- Saw był nerwowy. Jeżeli jego przypuszczenia się spełnią, chciał znaleźć sabotażystę.
- Będę jej pilnował…- przyrzekł Czkawka, patrząc jak jego dziewczyna i Eira znikają za drzwiami chaty.
Rozmawiali jeszcze przez kilka minut, gdy do poru przybiły statki z drzewem boi. Za pomocą Szczerbatka oraz Chmuroskoka, szybko rozładowali łodzie i zaprosili ludzi Bernarda na kolację. Gdy żeglarze mieli już się zbierać, wódz Berk zatrzymał jednego znich.
- Przepraszam!- Zawołał, skutecznie zwracając uwagę młodego wikinga. Miał może z siedemnaście lat.
- Mógłbyś to przekazać Bernardowi? Pilne.- Pokazał kopertę z listem w środku. Młodzieniec skinął głową i odebrał wiadomość.

          Po zachodzie słońca, chłopak zrelacjonował Valce wypadek jak i podejrzenia Sawa. Kobieta była bardzo poruszona. Patrzyła na podłamanego syna troskliwie.
- Czkawka, spokojnie. Astrid jest już w domu. Są z nią rodzice.-Uspokajała go matka, podając kubek gorącej herbaty z melisą.
- Wiem, ale jeżeli ktoś to zrobił celowo, zrobił to na Berk- odparł, bawiąc się nerwowo kubkiem. Valka pogłaskała go po głowie, odgarniając kosmyki z czoła.
- Astrid jest znakomitą wojowniczką, a poza tym, jest przy niej Wichura- Jeźdźczyni miała mocne argumenty i spokojny głos, jednak i ona czuła strach o przyszłą synową.  Czkawka westchnął ciężko i popatrzył na Szczerbatka, który czujnym wzrokiem patrzał na dwójkę jeźdźców.
- Idź spać, skarbie. Porozmawiamy jutro- rzekła. Czkawka wstał niechętnie i ruszył na górę, obok niego szła Nocna Furia, ciągnąc za sobą długi ogon.




Nie miałam zielonego pojęcia, jaki obrazek wstawić, więc łapcie gorącą melisę Czkawki xD.
Przepraszam, że dawno mnie tu nie było, ale wakacje=leń i wyjazdy... Mam nadzieję, że wena mnie niedługo odwiedzi  :D.

Dedykt dla:  
Chitooge K
SuperHero *.*
Anonimowy (mam Cię tak nazywać, czy dasz jakiś nick ? xD)

sobota, 1 sierpnia 2015

Pechowa wyprawa 


     
  Wcześnie rano dwójka młodych wikingów szykowała się do lotu. Na wyspie wciąż panował półmrok zmieszany z gęstą mgłą.Powietrze także  wskazywało na bardzo wczesną porę , ponieważ było chłodne, lecz przyjemne. Do końca obudziło przysypiających jeźdźców, którzy znajdowali się obok domu jednego z nich.
-Astrid, długo jeszcze?-Zapytał zniecierpliwiony Czkawka. Z jego ust wydobyła się chmurka pary.
-Chwila...-mruknęła nie mniej zdenerwowana. Dziewczyna mocowała się z strzemieniem, które akurat dzisiejszego ranka pękło.-Cholera jasna!-Wrzasnęła, puszczając skórzany pasek, który odbił się delikatnie o skórę Wichury. Czkawka zszedł ze Szczerbatka i podszedł do ukochanej. Astrid usiadła wściekła na stopnie prowadzące do jej domu.
-Może da się naprawić-powiedział, przyglądając się zerwanemu paskowi. Chłopak naciągnął strzemię jeszcze raz i spróbował zapiąć go na klamrę. Czkawka popuścił nieco niżej strzemię i mocujące go inne linki. Wichura poruszyła się niespokojnie na nagły ucisk lewego boku.
-Spokojnie, już kończę- powiedział szatyn i poklepał smoczycę. Astrid westchnęła zrezygnowana. Zamiast siedzieć na zimnych kamieniach i próbować nie zasnąć, wolała spać w ciepłym łóżeczku i wylegiwać się jak najdłużej. 
-No gotowe- Czkawka zwrócił się do blondynki i uśmiechnął pokrzepiająco.-Pasek jest zerwany, a strzemię też już się tak dobrze nie trzyma. Oczywiście spokojnie dolecisz, ale jak wrócimy, trzeba będzie wymienić całe siodło.
Astrid wstała wolno i niedbale cmoknęła Czkawkę w policzek.
-Dziękuję. A teraz lecimy.-Oboje wskoczyli na swoje smoki.

Lot był spokojny. Słońce było o wiele wyżej, ale będąc kilka kilometrów nad ziemią, chłód nadal doskwierał. Szczerbatek i Czkawka świetnie się bawili:robili beczki, przeróżne sztuczki, nawet latali między chmurami jak wariaci. Tylko Astrid była ponura i nie miała ochoty rozmawiać, mimo że Czkawka namawiał ją na mały wyścig. A dziewczyna uwielbiała rywalizację. Jednak nie tym razem.
-Hej, skarbie, co jest?-Zapytał w końcu wódz, kiedy Szczerbatek wyrównał lot z Wichurą. Czkawka podniósł  maskę i wlepił wzrok zielonych oczu w blondynkę. Astrid wzruszyła ramionami.
-Nic. Po prostu cały dzień jest do kitu-odparła. Szatyn wyczuł w jej głosie nutkę rozdrażnienia. A kiedy widział rozdrażnioną dziewczynę, starał się jej nie narażać, ale jak przystało na troskliwego chłopaka, Czkawka starał się jakoś pomóc ukochanej. 
-Chodzi o strzemię?-Zapytał-Daj spokój, przecież wymienimy ci siodło na lepsze- Jeździec zaśmiał się delikatnie. Astrid przewróciła oczami. 
-Nie chodzi o strzemię. Po prostu zamknij się i leć. Czym szybciej dolecimy na wyspę, tym szybciej wrócimy do domu-Czkawka westchnął ciężko. Astrid jak każda dziewczyna miała swoje humorki, ale akurat u niej było to o wiele gorsze. Czkawka zaczął się zastanawiać, czy coś poważniejszego się stało. Wolał jednak o to nie pytać, ponieważ miał już duże doświadczenie i wiedział, że wojowniczka i tak nie odpowie.

Po dziesięciu minutach w zasięgu wzroku zaczęła pojawiać się wyspa. Jeźdźcy odetchnęli z ulgą i przyspieszyli. Jednak, gdy Astrid chciała wstać delikatnie z siodła, żeby obejrzeć ląd, pasek pękł i dziewczyna zaczęła spadać. 
-Wichura!-Krzyknęła przerażona. Smoczyca, nie czekając ani chwili dłużej, rzuciła się na ratunek przyjaciółce. Czkawce zamarło serce, gdy spojrzał na spadającą Astrid. Szczerbatek także się przestraszył i zanurkował, nie zważając na Czkawkę. 
Wichura złapała blondynkę, jednak nie zdążyła wyhamować i uderzyła w ziemię. 
-Nie! Astrid!-Krzyknął szatyn. Jego serce biło jak oszalałe a na czole pojawiły się krople potu. Czuł jak do oczu napływają łzy ze strachu o ukochaną. Szczerbatek przyspieszył aż w końcu wylądował przy Wichurze. Czkawka zaskoczył z siodła i pobiegł do smoczycy.
-Na Odyna, Astrid!-Wichura, słysząc głos jeźdźca, podniosła oczy a po chwili skrzydła, pod którymi leżała wojowniczka. Czkawka chwycił ją delikatnie i położył na ciepłym piasku. Nocna Furia zaskomlała niczym pies i podeszła do dwójki przyjaciół.
-Hej, skarbie, słyszysz mnie?-Wódz drżącą ręką pogładził policzek dziewczyny z nadzieją, że za chwilę otworzy oczy. Astrid jednak nie dawała znaków życia i leżała tak nieprzytomna w objęciach Czkawki, który bezustannie do niej mówił.
-Astrid, obudź się, proszę...-Chłopak poczuł łzy spływające wolno po jego czerwonych policzkach. Jego serce łamało się na tysiące kawałków, widząc swą ukochaną w takim stanie. Dziewczyna nagle zaczerpnęła głośno powietrza i otworzyła oczy. Obraz był niewyraźny i zbyt jasny. 
-Na Thora, Astrid!-Krzyknął łamiącym głosem i przytulił wojowniczkę mocno do siebie. Dziewczyna zakaszlała, wybijając paznokcie w kostium wodza.
-Błagam, nigdy więcej mnie tak nie strasz...-szepnął, nadal nie wypuszczając jej z objęć. Po dłuższej chwili oderwali się od siebie. Czkawka chwycił w dłonie twarz dziewczyny i spojrzał jej w oczy.
-Nic ci nie jest, coś cię boli?-Zapytał. Astrid patrzyła na niego otępiałym wzrokiem, zupełnie jakby miała zaraz zasnąć. 
-Ręka...-wyszeptała. Spojrzała na prawe przedramię i skrzywiła się. Ręka była cała sina. Czkawka chwycił najdelikatniej jak mógł kończynę i podniósł do góry.
-Możesz ruszyć?-Zapytał, patrząc na blondynkę. Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
-Ał!-Krzyknęła, gdy Czkawka zaczął dotykać ręki.
-Złamana-odparł. Popatrzył na ukochaną troskliwie. Wyciągnął dłoń i delikatnie pogłaskał ją po policzku. Dziewczynie nadal kręciło się w głowie, ale ostrość widzenia na szczęście wróciła. Uśmiechnęła się delikatnie i wtuliła się w ukochanego. Czkawka ucałował czubek jej złotej głowy i przytulił mocniej. Trzymając w objęciach cząstkę swego świata, spojrzał na Wichurę, która przyglądała się parze. Dzięki Odynie, że przynajmniej ona jest cała. Szczerbatek podszedł do jeźdźców i musnął głową Czkawkę, jakby pytał się o Astrid.
-Jest dobrze, Mordko- odparł i wolną ręką podrapał gada pod brodą.-Skarbie, musisz odpocząć-zwrócił się w końcu do ukochanej. Dziewczyna, uważając na rękę, odkleiła się od wodza i wytarła łzę. Czkawka chwycił podniósł jej głowę i ucałował w czoło. 
-Jesteś już bezpieczna, Astrid. Ja tutaj jestem- szepnął. Jeźdźczyni zaczęła cicho płakać, wtulając się ponownie w ukochanego. Czkawka nadal czuł strach, ale w jego sercu rósł żal, gdy patrzył na zapłakana  blondynkę. 
-Czkawka...-wychlipała cichutko. Szatyn odchylił się spokojnie, robiąc więcej miejsca między ich głowami. Dopiero zauważył, że Astrid jest pokryta czarnym pyłem.-Myślałam, że nie....nie...przeżyję... Miałam przed oczami Berk, rodziców, Wichurę, Ciebie...Gdyby nie....-chciała mówić dalej, ale Czkawka przerwał jej:
-Nawet tak nie mów. Dzięki bogom żyjesz.-Pocałował czule swoją dziewczynę, a ta odwzajemniła pocałunek, mimo że nadal płakała.-A teraz musimy znaleźć jakieś schronienie. Musimy popatrzeć rękę i odpocząć.
Szczerbatek przytulił blondynkę w swój smoczy sposób i polizał delikatnie jej policzek. Wichura uczyniła dokładnie to samo. Astrid wtulona w jej ciepłe łuski podziękowała za uratowanie życia. Po raz kolejny smoki udowodniły, że są w stanie uratować swego towarzysza nawet za najwyższą cenę. 


Jeźdźcy szli powoli. Astrid położyła jedna rękę na Szczerbatka a drugą trzymała przy sobie, żeby przypadkiem nie uderzyć w coś i nie pogorszyć bardziej swojego stanu. Głowa nadal ją bolała, nie licząc poharatanych pleców oraz twarzy. Czkawka szedł tuż obok, pilnując aby Astrid nie zemdlała. Wiedział, że po tak niebezpiecznym wypadku jest to całkiem możliwe. 
Po dwóch godzinach dotarli do wioski, gdzie od razu podjęto gości. Czkawka i Astrid zostali zaprowadzeni do wodza wyspy. 
-Wejdzie!-Chudy mężczyzna otworzył szeroko drzwi i zrobił miejsce aby para i smoki mogli wejść.-Na wielkiego...Astrid, co ci się stało?-Zapytał, patrząc ze współczuciem na blondynkę. Dziewczyna siedziała na krześle a za nią stał Czkawka, kładąc delikatnie ręce na jej chude ramiona.
-Wypadek. Pasek od siodła pękł i Astrid spadła. Gdyby nie Wichura...mogłoby być znacznie gorzej.-Wojowniczka położyła lewą dłoń na ręce Czkawki, chcąc przekazać mu odrobinę spokoju choć sama go nie posiadała. Zaprzyjaźniony z Czkawką i Astrid wódz-Bernard, kiwnął głową ze zrozumieniem.
-No cóż, w takim razie trzeba coś z tym zrobić-powiedział po chwili i zwrócił się do stojącej obok dziewczynki.
-Amelio, idź po mamę. Powiedz, żeby przyniosła drewno usztywniające, chustę, jakieś bandaże i coś przeciwbólowego.-Rudowłosa  skinęła z uśmiechem głowę i szybko wyszła z chaty. Berdand usiadł naprzeciw przyjaciół. Astrid trzymała się za głowę zdrową  ręką  i niechętnie otworzyła oczy. 
Po nie spełna  sześciu minutach drzwi otworzyły się i do środka  wbiegła rudowłosa dziewczyna i jej mama.
-Nott- powiedział Berdard, zwracając się do ukochanej żony- Astrid miała wypadek. Złamała rękę. Dasz radę coś z tym zrobić?-Kobieta uśmiechnęła się na powitanie do dwójki przybyszów i współczująco spojrzała na blondynkę.
-Oczywiście. Chodź, skarbie, zaprowadzę cię na górę. Tam cię opatrzę.-Astrid pokiwała głową i wstała ostrożnie, trzymając się drewnianego stołu. Nott złapała wojowniczkę za rękę i prowadziła mu schodom. Czkawka szedł tuż za nimi. 


Po ponad godzinie, Astrid była już opatrzona i wykąpana. Nott była bardzo uprzejma. Przygotowała dla niej i Czkawki posłanie, aby mogli odpocząć oraz balię z gorącą wodą oraz olejkami. Rudowłosa kobieta z uśmiechem opuściła pokoik gościnny, aby jeźdźcy i ich smoki mogli odpocząć. 
-I jak się czujesz, kochanie?-Zapytał wódz, spadając na skraju łóżka, gdzie leżała Astrid. Dziewczyna od wypadku mało co mówiła i była okropnie zmęczona. 
-Lepiej. Nott i Berard są naprawdę uprzejmi...-ziewnęła ponownie i wyciągnęła rękę do Czkawki, który chwycił ją i ucałował.
-To prawda. A teraz śpij. To był ciężki dzień...-Chłopak pochylił się i pocałował na dobranoc ukochaną. Wychodząc, zatrzymał go delikatny głos.
-Czkawka, zostań przy mnie-powiedziała ochrypłym głosem. Jej widok rozczulił jeźdźca. Chłopak ściągnął kombinezon, i mimo że był bardzo wygodny, Czkawka miał go dość. Zostając w samej, czerwonej koszuli, wszedł do łóżka i przytulił Astrid, która położyła głowę na jego klatce piersiowej. Szczerbatek, jakby pilnował poszkodowanej, spał przytulny do Wichury, która co chwilę zerkała w stronę jeźdźców. Wiedziała, że gdy jest przy niej Czkawka może być spokojniejsza. 
W pokoju zapanowała cisza przerywana tylko lekkim chrapaniem Szczerbatka. 


Musiałam niestety edytować, ponieważ pisanie na telefonie jest po prostu niemożliwe :/. Mam nadzieję, że było ok :)