piątek, 24 lipca 2015



Północna uroda


           Dni na Berk były coraz cieplejsze, choć wyspa leżała w zimnych stronach. Wikingowie jednak nigdy nie narzekali na zimno. Chroniły ich grube futra a praca fizyczna dodatkowo ogrzewała. Czkawka spojrzał na zachodzące słońce. I znów koniec dnia. Pomyślał. Szczerbatek siedzący obok niego na klifie musnął jeźdźca pyskiem. Chłopak spojrzał na Nocną Furię, która zrobiła wielkie oczy.
- Chcesz wracać?- Zapytał, głaszcząc smoka. Szczerbatek mruknął w odpowiedzi. Czkawka nie miał wyboru, więc wskoczył szybko na siodło. Jako wódz nie zawsze miał czas na takie krótkie wyprawy, mimo że do Berk dzieliło ich zaledwie kilka minut. Oczywiście zawsze ktoś mógł go wyręczyć na kilka godzin, ale Czkawce było niezręcznie prosić kogokolwiek o przysługę. Nawet głupio było mu prosić o pomoc Valkę czy Astrid, które i tak bardzo wiele razy go zastępowały.
          Oboje szybowali spokojnie, rozkoszując się cudownym lotem wśród promieni zachodzącego słońca. Chmury zrobiły się lekkie i przybrały piękne kolory. Gdy  tylko widział takie zjawisko, przypominał mu się pierwszy lot z Astrid. Teraz, z biegiem czasu, oboje się z tego śmieli, choć wtedy blondynka była wystraszona nie na żarty.
           Po kilku minutach Szczerbatek wylądował tuż przed domem wodza. W wiosce było znacznie ciszej niż kiedykolwiek, ponieważ w twierdzy zorganizowano kolejną ucztę. Czkawka wszedł do środka, zatrzaskując drzwi za smokiem, który powoli ciągnął swój ogon. On też był zmęczony po ciężkim dniu pracy.
          Jeździec podał przyjacielowi kosz ryb, ale gdy zerknął na Szczerbatka, ten zdążył już zasnąć przy kominku. Szatyn westchnął i odłożył smoczą kolację do kantorka. Zastanawiał się, czy iść do twierdzy. Tak bardzo mu się nie chciało, ale jednak jako wódz musiał tam być. Nie chciał, aby Arrani pomyśleli, że ich ignoruje. Oznaczało to brak szacunku.
          Czkawka rozmasował kark, robiąc kilka kółek głową. Postanowił nie budzić Szczerbatka. Narzucił futro i ciszo zamknął  drzwi. Rozejrzał się po wiosce. Gdzieś w oddali małe Straszliwce przeciągały sporego dorsza. Wódz zszedł ze stopni i skierował się do Twierdzy. Odkąd przejął władzę na Berk znów zaczął więcej chodzić. Szczerbatek oczywiście mu towarzyszył, ponieważ często trzeba było coś przenieść czy naprawić, a bez pomocy smoka było to bardzo trudne.
          Drzwi otworzyły się i wyszedł z nich Pyskacz. Kowal uśmiechnął się na widok byłego czeladnika.
- Cześć, Pyskacz- przywitał się niedbale. Najchętniej poszedł by spać.
- Witam, szanownego wodza-odparł stary Wiking. Widocznie zdążył wypić już kilka kufli trunku. Wiking lekko kołysał się i oddychał głośno. Gdy Czkawka zbliżył się do przyjaciela, wyczuł zapach potu oraz alkoholu. Od razu się skrzywił.- Gdzie się podziewałeś?
Szatyn wzruszył ramionami.
- Tu i tam…Wszyscy są w środku?- Wrota ponownie otworzyły się, skrzypiąc. Wybiegła z nich Szpadka a za nią Sączysmark. Dziewczyna była mocno zdenerwowana. Pyskacz i Czkawka popatrzyli na nich pytająco, jednak żadne z nich nie zwracało uwagi  na wodza i kowala.
- To były tylko żarty!- Powiedział Smark, rozkładając ręce. Szpadka nie słuchała go i szybkim krokiem udawała się do domu.- Szpadka!
- Zostaw mnie!- Krzyknęła, wyrywając się, gdy chłopak chciał ją złapać.  Czkawka miał zamiar pójść za przyjaciółmi, ale zrezygnował. To były ich prywatne sprawy, choć wszyscy wiedzieli, że tej parze nie układa się.
- Dobrze, że chociaż ty nie masz takich problemów-mruknął Pyskacz, wracając do rozmowy z chłopakiem. Czkawka zarumienił się lekko. Po chwili milczenia, kowal przytulił Czkawkę mocno. Zaskoczony wódz nie wiedział co ma robić.
- Ee…Pyskacz, w porządku?- Zapytał zażenowany. Usłyszał ciszy płacz. W końcu przyjaciel oderwał się od niego, ale w oczach Gbura widniały łzy. Czkawka wiedział, że jak kowal wypije za dużo, jego zachowanie diametralnie się zmienia.
- Pewnie- odparł wyższym tonem.- Tylko uświadamiam sobie, że się starzeję. Widzisz, Czkawka, ty jesteś wodzem, masz dwadzieścia dwa lata…Pamiętam jak byłeś mały, biegałeś po lesie za trollami, wymyślałeś niestworzone historie o syrenach…  Potem dorastałeś. Wiesz jak mi brakuje ciebie w kuźni? Jak na ciebie patrzę, widzę nadal piętnastolatka krzątającego się po moim warsztacie.- Czkawka był totalnie zaskoczony wylewnością przyjaciela. Nigdy mu się to nie zdarzało. Wspominał raz czy dwa stare czasy z utęsknieniem. Ale to tyle. Nigdy nie widział, żeby Pyskacz płakał. Nie licząc pogrzebu Stoika.
- Mam nadzieję, że wyszkolę jeszcze jednego kowala- powiedział, chwiejąc się. Czkawka trzymał go delikatnie, aby przyjaciel nie sturlał się po schodach.- Kto wie, może to będzie twój syn?- Chłopak momentalnie zrobił się cały czerwony. Nigdy z nikim nie rozmawiał na takie tematy. Gbur, widząc zażenowanie młodego wodza, poklepał go po ramieniu.
- Idę spać. Dobranoc-mruknął mniej zrozumiale. Czkawka uśmiechnął się.  Gdy wszedł do środka, uderzyło  w niego gorące powietrze. Atmosfera była jak zawsze miła. Większość wikingów nadal balowała na parkiecie, a ci którzy nie chcieli, zabawiali się przy stole z kubkiem miodu w ręce. Szatyn westchnął ciężko. Uwielbiał zabawy, ale dzisiejszego dnia miał po prostu dość. Imprezowanie to ostatnie, co chciałby w tej chwili robić.
            Jeździec podszedł do Agnara, który żywo rozmawiał z jednym z Wikingów. Logan siedział znużony obok niego. Czkawka rozejrzał się po Sali w poszukiwaniu mamy lub Astrid. Znalazł tylko Śledzika i Mieczyka, którzy siłowali się na rękę, więc wódz podszedł do Agnara i jego bratanka.
- Czkawka!- Przywódca Arran wyciągnął ręce w stronę chłopaka, uśmiechając się szczerze. Logan także się ożywił.- Miło cię widzieć. Myślałem, że zostawiłeś nas samych.
Szatyn przysiadł się do gości.
- Miałem sporo pracy-odparł. Naciągnął nieco futro, które było przyczepione do jego kołnierza od kostiumu. Agnar pokiwał głową.
- Prawdziwy z ciebie wódz. Dbasz o dobro wyspy bardzo dobrze- powiedział i popij miód.
- Cóż, staram się- Czkawka uśmiechnął się i spojrzał na szatyna siedzącego cicho obok.- Logan, może opowiesz coś o sobie?- Chłopak wzruszył lekko ramionami, był nieco nieśmiały.
- Jestem czeladnikiem- powiedział obojętnie. Agnar poklepał bratanka po plecach, jakby chciał dodać mu otuchy.- Wyrabiam też biżuterię, ale to rzadziej. Wyrabiam broń i najczęściej ozdabiam klingę.- Logan uśmiechnął się lekko. Miał czerwone policzki, a brązowe włosy przykleiły mu się do czoła.
- Ta broń to też jego robota!- Krzyknął Arran entuzjastycznie, wyciągając z pochwy miecz.- Logan jest bardzo znany na naszym archipelagu- Agnar wypiął dumnie pierś, podając Czkawce piękny oręż.
- Wuju…-szepnął chłopak, nie chcąc się chwalić. Był bardzo skromnym człowiekiem. Ale wodzowie zignorowali go, pochłaniając się w rozmowę. Szatyn wstał niechętnie i ruszył, aby zwiedzić nieco Twierdzę, która miała swoje urocze i tradycyjne wzory wikińskie.
          Logan przypatrywał się belkom, które podpierały sufit. Na każdej z nich widniały piękne zawijane linie. Mimo że były one wystrugane w drewnie, zachwycały Arrana. Chłopak przejechał dłonią po wzorach, po czym poszedł dalej. Przypatrywał się również Wikingom, którzy bawili się, śmiali. Było zupełnie inaczej niż na rodzimej wyspie Logana.
         Młody czeladnik szedł, skupiając się na oglądaniu obrazów wielkich wodzów. Zatrzymał się na ostatnim z nich. Portret przedstawiał chuderlawego chłopca i postawnego mężczyznę, który miał położoną dłoń na ramieniu nastolatka. Logan domyślił się, że są to Stoik Ważki i jego syn, Czkawka, choć znacznie różniący się od tego Czkawki, z którym rozmawiał przed chwilą.
Logan szedł z powrotem, gdy ktoś na niego wpadł.
-  Uważaj!- Krzyknęła nieznana osoba, a po chwili szatyn poczuł twardą posadzkę a na brzuchu ciężar. Gdy czeladnik podniósł głowę, ujrzał szatynkę, która zbierała leżące koło nich przedmioty.- Strasznie cię przepraszam- wydukała pospiesznie, zbierając rzeczy. Logan spojrzał na koszulkę, która była mokra i w dodatku lepiła się.
- Eee tam. Nie szkodzi, to tylko koszula- odparł. Pomógł zebrać szatynce kubki i tacę. Gdy oboje wyprostowali się, szatynka uśmiechnęła się, zaczerwieniona. Było jej wstyd za ten wypadek, choć nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Lauren Heverson- wyciągnęła rękę, trzymając w drugiej tacę i trzy kubki. Chłopak ujął dłoń szatynki i skłoniwszy się z szacunkiem, powiedział:
- Logan la  Finnbjörn. Miło mi cię poznać- dopowiedział po chwili. Popatrzył na tacę i kubek w rękach nowo poznanej dziewczyny.- Może pomóc?
Lauren pokręciła głową, uśmiechając się.
- Nie, dziękuję. I tak już tam nic nie ma-dodała, patrząc wymownie na koszulkę Logana.
- Ah, no tak- mruknął, patrząc na zalane ubranie. Po chwili dołączyła do nich blondynka. Przystanęła przed Lauren, zakładając ręce na biodra.
- Zgubiłaś się?-Zapytała z rozbawieniem. Dopiero po chwili zorientowała się, że przyjaciółka  rozmawia z nieznajomym. Lekarka od razu odparła.
- Ah, Astrid poznaj Logana la Finnbjörna, Loganie poznaj Astrid Hofferson- powiedziała z uśmiechem. Chłopak wpatrywał się w dziewczynę chwilkę, po czym delikatnie ujął dłoń wojowniczki.
- Miło mi cię poznać- Delikatnie ucałował jej rękę. Astrid zarumieniła się minimalnie. Oprócz Czkawki, nikt jeszcze nie uczynił takiego gestu. Nawet na podpisywaniu innych traktatów, ponieważ przywódcy innych wysp uściskali dziewczynę jak mężczyznę.
- Wzajemnie- odpowiedziała, posyłając uśmiech po czym blondynka odwróciła się do Lauren.- Wiesz, gdzie jest Czkawka?
- Nie wiem, nie widziałam go-  wzruszyła ramionami.
- Jest z przodu, przy moim wuju- powiedział Logan, pokazując na stół przy którym siedzą wodzowie.
- Aha, widzę. Dzięki- rzuciła Astrid i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, ruszyła do ukochanego.

          Czkawka spędził przyjemny wieczór rozmawiając o rodzajach broni . Agnar z przyjemnością opowiadał o sztuce wytwarzania arsenału oraz o sztuce i taktykach walki.
- Czkawka?- Usłyszeli cichy głos zza pleców.  Obróciwszy się ujrzeli piękną dziewczynę o niebieskich jak ocean oczach. Szatynowi od razu zrobiło się lepiej.
- Cześć, Astrid- wstał od stołu i przywitał się z dziewczyną krótkim pocałunkiem.- Coś się stało?- Blondynka uśmiechnęła się słodko, ale i tak jej mina zdradzała, że jest zmęczona.
- Nie. Chcę tylko powiedzieć, że jutro polecę po te drzewa. Są potrzebne dla domu Wichury- oznajmiła, trzymając Czkawkę za ręce. Chłopak zmarszczył czoło.
- Jutro? Mogę polecieć z tobą- odparł. Myśl, że może polecieć z Astrid z dala od Berk poprawiała mu humor.
- A obowiązki?-Zapytała. Chciała szybko omówić swój plan, ale Czkawka przedłużał rozmową.
- Chyba nie uciekną- zażartował.
-  Nie możesz tak po prostu rzucać swojej pracy dla mnie, Czkawka- Astrid spojrzała mu w oczy srogo. Chłopak westchnął.
- To polecimy rano. Co ty na to?- Czkawka poruszał śmiesznie brwiami na co blondynka zaśmiała się. Kiedy stali obok siebie nic się nie liczyło. Nawet ważny wódz Arran, który udawał, że nie widzi scenki zakochanych.
- No dobra. Ale się nie spóźnij-Astrid chciała już uciekać, ale zatrzymał ją jeszcze wódz Berk.
- Czekaj, przedstawię cię komuś. Agnarze, pozwolisz?-Zapytał Czkawka, zwracając się do gościa. Wódz wstał od stołu.- Chciałbym ci przedstawić moją dziewczynę, Astrid- Agnar skinął głową z uśmiechem i delikatnie ucałował dłoń jeźdźczyni. Blondynka zaczęła się przyzwyczajać do takich szarmanckich gestów.
- Agnar la  Finnbjörn- rzekł. Jeźdźczyni uśmiechnęła się.
- Astrid Hofferson. Przepraszam, ale jestem już zmęczona. Pójdę już- chciała ucałować Czkawkę, ale ten odsunął się delikatnie, zaplatając dłonie.
- Odprowadzę cię-  uśmiechnął się.

           Po niecałych pięciu minutach byli przed domem Astrid. Dziewczyna stała wtulona w Czkawkę, nie chciało się jej ruszyć, a chłopak nie miał nic przeciwko.
- Zaraz zaśniesz- mruknął, mając głowę przyłożoną do jej złotych włosów.
- I co z tego?-odparła. Czkawka wziął ją na ręce, na co wojowniczka krzyknęła. Otworzył kopniakiem drzwi i postawił dziewczynę na podłodze.
- Idź już spać. Ledwo trzymasz się na nogach- odparł i pomógł jej zdjąć kaptur. Astrid jeszcze raz przytuliła się do Czkawki.
- Kocham cię- powiedziała cicho. Szatynowi zabiło szybciej serce.
- Ja ciebie też kocham, Astrid- pocałował czule swoją dziewczynę. Gdy się oderwali, Astrid wolnym krokiem poszła na górę, wcześniej żegnając się z ukochanym.



Nie wiem, co powiedzieć, więc życzę miłej lektury :)

wtorek, 21 lipca 2015


Bratanek


         Agnar skorzystał z propozycji Czkawki, aby ten został i zwiedził Berk. Wielki wódz Arran pomógł swym ludziom osadzić się na wyspie aby i oni mogli odpocząć.
         Agnar nie przypominał wyglądem wojownika. Był znacznie chudszy od Stoika czy Pyskacza, jednak siły mu nie brakowało. Nie nosił także brody, lecz lekki zarost, który powoli robił się siwy. Przy jego prawym boku zwisał przepiękny srebrzysty miecz. Czkawka zwrócił uwagę na bogato zdobioną klingę. Broń wykonaną była z najwyższą starannością, w końcu miała służyć wodzowi.
          Szef Berk polubił Agnara i jego towarzyszów. Są bardzo spokojnymi ludźmi. Zauważył chłopak, przyglądając się jak grupka z nich niesie swe przybory w workach. Szatyn obawiał się, że nie starczy domków gościnnych, ale na szczęście jego obawy nie sprawdziły się. Jak się okazało, Agnar przepłynął tylko z piętnastoma ludźmi, co zaskoczyło Wikingów. Zwykle każdy wódz przypływał z armadą...w razie ataku smoków, oczywiście.
          Chłopak przechadzał się po wiosce, jak zawsze, gdy nie miał nic do roboty, choć zdarzały się prośby o małą pomoc.
          Na Berk nie obeszło się bez plotek na temat przyjezdnych, co nie było niczym nadzwyczajnym. Kobiety w Berk po prostu kochały plotkować. Szatyn skinął głową w geście powitania Wikinga, który uśmiechnął się szczerze. Czkawka uwielbiał patrzeć na widok szczęśliwych ludzi wokół. Przypomniał mu się ojciec, kiedy wówczas piętnastoletni Czkawka pokazał wioskę z lotu ptaka. Wtedy Stoik westchnął ciężko, widząc bezpiecznych ludzi. To było dla niego priorytetem, co przeszło również na Czkawkę. Szczerbatek, jak zawsze, towarzyszył przyjacielowi w oględzinach wyspy. I tak nie miał nic innego do zrobienia, choć Czkawka często ustawiał lotkę na automatyczny tryb, jednak smok uparł się, że jak latać, to tylko ze swym jeźdźcem. Wódz pogłaskał Nocną Furie po wielkiej głowie. Z oddali słychać było śmiech wikingów i Arranów. Widocznie zdążyli się zakolegować.
-Czkawka?- usłyszał za sobą głos Agnara. Obróciwszy się, ujrzał sędziwego wodza wraz z młodym mężczyzną po prawej stronie.- Chciałbym przedstawić ci mojego bratanka.- Oboje uśmiechnęli się. Czkawka w pierwszym momencie pomyślał, że to jego syn.
- Logan al Finnbjörn- rzekł młodzieniec, wyciągając rękę. Wódz Berk uścisnął ją mocno.
-Czkawka Horrendous Haddock Trzeci. Ale mów mi po prostu Czkawka.- Logan skinął głową, nieco nieśmiały. Wyglądał zwyczajnie, jak reszta ludzi Agnara. Nie nosił żadnego futra czy ubrań, starannie wyszytych z najlepszych materiałów na potwierdzenie wysokiej rangi. Nawet jego wygląd był przeciętny. Brązowe włosy i oczy, a z sylwetki lekko umięśniony. Był nawet podobny do Czkawki, ale Logan nosił malutkiego warkoczyka związanego z tyłu.
Szczerbatek dał o sobie przypomnieć, wpychając głowę pomiędzy trójkę.
Logan wydawał się przestraszony. Cofnął się spokojnie, ale nie spuszczał wzroku ze smoka.
- Spokojnie. Nic ci nie zrobi-zapewnił Czkawka, posyłając uśmiech jakby chciał pokazać, żeby się nie bał.
-Myślałem, że nocna furia to bajka- odparł zażenowany, pozwalając Szczerbatkowi się obwąchać. Czkawka zmarszczył czoło
-Tu jest żywy dowód, że istnienie nocnej furii, to nie mit-rzekł, głaszcząc przyjaciela po czarnych łuskach. Agnar odszedł od młodych i podszedł do jednego z podwładnych. Powiedział coś a po chwili blondwłosy Arran ruszył do portu.
-Przepraszam Cię, Czkawka, ale jestem zmęczony. Mógłbyś użyczyć mi pokój?-Jeździec był naprawdę pod wrażeniem kultury przybyszów.
-Pewnie-odparł i oboje ruszyli w kierunku domków gościnnych.

          Nate sprzątał koło swojego domu bałagan, którego narobili straszliwce. Miał już dosyć wybrykow tych wstrętnych gadów i na poważnie myślał o zmianie mieszkania. Jego smok drzemal w cieniu drzew, które obrastały chatę Nate'a. Z daleka dom wyglądał jakby rośliny go zjadały, ale większości Wikingów podobał się taki wystrój.
-Pójdziesz mi stąd?!- wrzasnął poirytowany, odganiając miotła jednego ze straszliwcow. Smoczek warknął wrogo, ale postanowił nie robić zamieszania i odleciał. W tym czasie do jego domku zmierzała Lauren, piękna szatynka o czekoladowych oczach. Jak zawsze miała włosy związane w koński ogon, a na prawym biodrze skakała rytmicznie torba. Po chwili stała już przy przyjacielu.
-Człowieku, zmień dom. Wdrapać się na te górę to po prostu masakra-dziewczyna oddychała szybko, ocierając pot z czoła. Nate zaśmiał się.
-Masz słabą kondycję- powiedział, opierając się o drewnianą miotle. Lauren spiorunowała go wzrokiem.
- Jestem od leczenia ludzi, a nie od biegania-odparła mniej entuzjastycznie.
- Jako lekarz powinnaś wiedzieć, że dbanie o kondycję jest bardzo ważne- brunet nie odpuszczał dobrej zabawy w drażnienie Lauren.
- Właśnie, to ja jestem lekarzem i znam się na medycynie lepiej niż Ty, więc, z laski swojej, zamknij się- warknęła, choć lubiła drażnić się z Natem.-Powkurzamy się innym razem-powiedziała i zaczęła grzebać w torbie z medykaliami. Wyciągnęła mały flakonik oraz brązowy woreczek. Podała lekarstwa przyjacielowi z chytrym uśmiechem. Chłopak powąchał ona preparaty i skrzywił się.
-Na Odyna, co to jest?-Jeździec zatkał nos chusta, wyciągając przed siebie woreczek, aby nie czuć zapachu.
-Smakowite lekarstwa-odparła, robiąc zwycięską minę.
-Nie mogłaś dać czegoś innego?-Brunet odłożył prezent na drewnianą barierę, łapiąc z powrotem miotłę.
-Nie. Wykorzystałam wszystkie olejki eteryczne. Na większość jesteś uczulony a napary nie pomagają, więc ostatnia deską ratunku jest to-powiedziała. Nate pokręcił głową. Od dwóch miesięcy chłopak boryka się z zakażeniem gardła oraz bólem zatok.
-No cóż, jeżeli nie ma innego wyjścia-mruknął i popatrzył na przyjaciółkę spode łba.
-Co?-Lauren podniosła brwi i uśmiechnęła się słodko.
- Skąd mam mieć pewność, że nie chcesz mnie otruć?-Dziewczyna wybuchła śmiechem. Uwielbiała humor Nate'a. Chłopak jednak zachował powagę, aby sytuacja wydawała się jeszcze bardziej śmieszna. Po chwili lekarka uspokoiła się, ale w kącikach oczu błyszczały łzy radości.
Skoro przeżyłeś wszystkie moje próby otrucia-tu zakreśliła cudzysłowie w powietrzu- to i tym razem nie zginiesz. Nate pokręcił głową.
- Ale jakbym się otruł, to w razie czego mogę liczyć na odszkodowanie? Wyraz twarzy bruneta był wręcz przekomiczny. Lauren znów się zaśmiała. Miała cudowny głos. Pomyślał chłopak.
-Ależ oczywiście. Poki co, codziennie wieczorem rób napar z tego brązowego worka a krople z fiolki dolewaj do herbaty po pięć kropelek.-Lauren poklepała przyjaciela po ramieniu. Współczuła mu tej kuracji, ponieważ dobrze wiedziała, że lekarstwa po prostu niemiłosiernie śmierdzą, ale są skuteczne.
-Muszę już Cię opuścić, najdroższy przyjacielu, albowiem muszę postawić na nogi jeszcze sporo wikingów.-Nate zrobił smutną minę, jakby udawał smutne dziecko.
-Ok. Zatem ruszaj, abyś swą mocą leczyła potrzebujących!-Jeździec zniżył głos tak, aby udawać starego Narcyza, mitycznego czarodzieja. Dziewczyna pożegnała się i wolnym krokiem poszła do domu Magnusa i jego żony.

          Valka wraz z Astrid przygotowywała kolację, gdy drzwi otworzyły się i stanął w nich Czkawka. Nocna furia wbiegła szybko i ułożyła się koło paleniska. Szatyn zachował się, ale ustal na nogach.
- Witam panie-uśmiechnął się na widok dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu. Podszedł do nich, spoglądając na przyrządzane potrawy.
-A co to takiego gotujecie ?-zapytał, sięgając po kawałek sera.
-Nic takiego-odparła Valka, mieszając czerwony sos. Czkawka stwierdził, że jest to sos truskawkowy.
-Naleśniki?-zapytał z nadzieją, przechodząc do Astrid.
Obie zaśmiały się. Blondynka odsunęła delikatnie chłopaka, aby nie pchał palców w złociste ciasto.
-Zgadłeś- odparła wojowniczka.-Ej, Czkawka!-krzyknęła, gdy chłopak po raz kolejny sięgnął paluchami do miski. Wódz od razu odskoczył, aby przypadkiem nie dostać wałkiem po głowie.
-Dobra, już nie przeszkadzam-ucałował policzek dziewczyny i wszedł do kantorka. Po kilku sekundach wrócił z koszem ryb dla Szczerbatka po czym wrócił z drugim pojemnikiem dla Chmuroskoka.
Kolacja była zjadliwa, co ucieszyło jeźdźca, ponieważ ostatnim razem przyrządzone potrawy przez Valke podrzucał smokom. Zawsze przy kolacji rozmawiali na różne tematy. Tym razem skupili się na Arranach. Czkawka opowiadał, że zrobili na nim ogromne wrażenie zachowaniem. Było to rzadko spotykane, gdyż wikingowie nie słynęli z dobrych manier.
-Od razu widać, że nie pochodzą z północy-rzuciła Astrid, która nie miała jeszcze szansy poznać któregoś z gości, choć widziała jak włóczyli się koło portu.
-Maja też bardzo ciekawą konstrukcję łodzi. A, i broń mają bardzo ładna. Oczywiście to się nie liczy, ale te kamienie super wyglądają.-Wódz naprawdę się wciągnął. Opowiadał o wszystkim, co zauważył i miał zamiar wypytać szczegółowo Agnara o projekty łodzi oraz broni.
-Właśnie-Chłopak przerwał, przenosząc wzrok z Valki na blondynkę.-Co z twoim projektem, Astrid?
Dziewczyna zaczerwieniła się lekko.
Sama nie wiem. Gdy przyjrzałam się dokładniej, stwierdziłam, że jest to za trudne- mruknęła. Tak bardzo cieszyła się z planu budowy nowego domku dla Wichury.
- Pomogę ci-mrugnął do niej, na co Astrid uśmiechnęła się.
-Dziękuję.-Valka przyglądała się im w ciszy. Związek Czkawki i Astrid przypominał jej swoje lata młodości. Jak poznała Stoika, ich pierwsze spotkania, aż w końcu ślub. Żałowała tylko, że mogła być przy swym ukochanym tylko pięć lat. Kiedy porwał ją Chmuroskok, bała się. Czuła, że może już nigdy nie zobaczyć męża oraz malutkiego synka. W oczach pojawiły się drobne łzy, ale szybko uspokoiła się, gdyż nie chciała płakać przy synu i przyszłej synowej. Para zajęta była rozmowa, dlatego nie zauważyli roztargnienia Valki.
Po godzinie przyjemnego gawędzenia, Astrid postanowiła się zbierać.
-Nie zostaniesz jeszcze chwilkę?-Spytała jeźdźczyni. Blondynka właśnie nakładała delikatne futro, mimo że była wiosna, wieczory są bardzo chłodne.
-Rodzice na mnie czekają-odparła z uśmiechem. Czkawka stał przy drzwiach, czekając na dziewczynę. Wojowniczka pożegnała Valke i wraz z jej synem, wyszła.
         Czkawka złapał dłoń Astrid, zaplatając ich palce. Szli powoli, nadal dyskutując o minionym dniu.
- Przyjemny wieczór- powiedział chłopak, zmieniając temat. Astrid popatrzyła w gwieździste niebo.
-Tak-potwierdziła. Czkawka objął dziewczynę, kładąc dłoń na jej szczupłej talii.- Coś nie tak, skarbie?-zapytał, patrząc na dziewczynę. Astrid zaśmiała się.
-Czemu myślisz, że coś jest nie tak?-Dziewczyna spoglądała na piękne, granatowe niebo, które rozświetlały miliony  gwiazd a po środku nich był duży księżyc.
-Wyglądasz na zamyślona-odparł. Zatrzymali się w końcu pod domem Hoffersonów.
- Zdaje ci się-odparła. Chłopak chwycił jej drobne dłonie  zaplatając o swoje.-Może trochę za dużo myślałam nad tym domkiem dla Wichury.
-Mówiłem, że ci pomogę-potrząsnął delikatnie rękami. Astrid wpatrywała się w Czkawkę maślanymi oczami.
-Wiem i dziękuję-Chłopak przytuli mocno dziewczynę, kołysząc się lekko. Stali tak wtuleni w siebie kilka minut. Astrid uwielbiała zapach Czkawki. Co prawda czuć było zapach Szczerbatka. W końcu Czkawka oderwał się i pogładził delikatnie policzek swojej ukochanej.
-Nawet nie wiesz, jakie mam szczęście, mając Ciebie- Astrid uśmiechnęła się. Musiała lekko stanąć na palce aby pocałować szatyna. Czkawka poczuł na swoich ustach zimne wargi blondynki, a po jego plecach przeszły ciarki, zresztą jak zawsze, gdy się całowali. Wojowniczka momentalnie oderwała się od chłopaka. Ten spojrzał na nią zaskoczony.
-Zapomniałam dać ci traktat!-Szybko wbiegła do domu. Po chwili wróciła ze zwojem w ręce.
-I przez jakiś papier przerwałaś takie słodkie pożegnanie?-Spytał, zabierając żółty skrawek. Astrid przewróciła oczami.

- Jeszcze będzie wiele słodkich pożegnań-rzuciła. Zanim weszła do domu, Czkawka pocałować czułe swoją dziewczynę.-Dobra, a teraz dobranoc.-Astrid szybkim krokiem weszła do domu, aby nie przedłużać pożegnania, które mogłoby trwać w nieskończoność. W środku jej rodzice siedzieli przy stole, popijając gorący napój. Dziewczyna rzuciła "dobranoc" i wbiegła do pokoju. Przebrała się się w cieplutka piżamie i wsunęła się pod kołdrę. Od tygodnia w głowie drążyło pytanie, czy Czkawka zamierza się jej oświadczyć. Wojowniczka myśląc o swym ukochanym, zasnęła.





Poprzedni post musiałam usunąć, gdyż rozdzaił się jakoś rozmnożył...Dobra. Dedykt dla Chitooge oraz SuperHero. Dzięki Wam, dziewczyny, dostałam takiego kopa do pisania :P. Dziękuję <3

piątek, 17 lipca 2015



Agnar la Finnbjörn



          Zniecierpliwiony Szczerbatek wskoczył radośnie na łóżko Czkawki, trącając go wielkim łbem. Chłopak mruknął niezadowolony, chcąc pozbyć się gada. Jednak smok nie dawał za wygraną i ściągnął cieplutką kołdrę z jeźdźca. Szatyn krzyknął przestraszony, czując chłód. Nocna Furia zaśmiała się w swój dziwny, smoczy sposób. Wódz pokręcił głową. Był nieco zły, ponieważ chciał się wyspać. Czkawka zerknął na okno, zza którego wyłaniał się kolorowy wschód słońca. Chłopak wstał z łóżka, od razu zakładając protezę. Podszedł do kwadratowego otworu i całkowicie rozsunął oliwkowe zasłony. Wciągnął nosem zimne, północne powietrze. Stał jeszcze chwilę, aby chłód pomógł mu obudzić się całkowicie. Szczerbatek w tym czasie rozciągał się niczym kot i oblizał pysk. Szatyn westchnął i wciągnął na nagi tors zieloną tunikę. Kostiumu nie zakładał, ponieważ nie był mu potrzebny.

          Gdy Czkawka schodził po schodach, słychać było charakterystyczne uderzenie metalu o drewno. Starał się chodzić cicho, aby nie obudzić Valki. Na dole, przy palenisku, wygrzewał się Chmuroskok. Wódz pogłaskał smoka po łbie i podszedł do drewnianych szafek.
          W domu unosił się słodki zapach lawendy, który Valka bardzo lubiła. Na stole stał gliniany wazon ze świeżymi kwiatami, które przyniosła Lauren, młoda szamanka Berk. Szczerbatek zaczął szukać świeżych tuńczyków norweskich, strącając kilka przypadkowych rzeczy z mebli.
- Ej, ciszej!-Szepnął wódz, upominając smoka. Nocna Furia jednak nie zwróciła uwagi na jeźdźca i nadal poszukiwała ryb. Czkawka przewrócił oczami na nieporadność smoczyska i wszedł do kantorka. Po chwili wrócił z koszem wypełnionym pysznym śniadaniem. Uradowany gad zaczął zjadać swoją porcję. Jeździec odłożył kubek z wodą i zaczął przygotowywać śniadanie dla siebie i Valki. Zwykle jadała z nimi Astrid, ale załatwia sprawy Berk.
          Po kilku minutach śniadanie w postaci omletu było już gotowe. Czkawka przełożył żółtą papkę na talerze i zagrzał mleko. Valka musiała wyczuć, co się święci, ponieważ pojawiła się w kuchni otulona cienkim kocem.
- Hej, mamo-chłopak uśmiechnął się serdecznie i wskazał na stół- śniadanie gotowe.
Valka ziewnęła, siadając. Chmuroskok także postanowił zakończyć sen. Smok wstał i przywitał się z domownikami. Czkawka podał mu śniadanie i cała trójka zaczęła pochłaniać jedzenie.
- Dziś polecę na tę nową wyspę, o której ci opowiadałam- powiedziała mama wodza.- Może znajdziemy nowe smoki.
- To super-odparł szczerze.- Chociaż nie wiem, czy wszystkich  nie wyzbieraliśmy- zaśmiał się. Po chwili wstał od stołu i zebrał brudne naczynia.
- Trochę więcej optymizmu, synu- powiedziała kobieta.- A Astrid kiedy wylatuje?- spytała, zmieniając temat.
- Wczoraj już leciała- Valka zakryła dłońmi usta zaskoczona.
- Ojej, zapomniałam- mruknęła, lekko czerwieniąc się. Wtem słychać było dźwięk stłuczonego szkła.
- Szczerbatek!- Krzyknął Czkawka, widząc bałagan koło ogona Nocnej Furii. Smok skulił się troszeczkę jakby zawstydzony.- Mówiłem, żebyś uważał.
Valka zaczęła zbierać pozostałości ozdobnych kuli.
- Nic się nie stało- Jeźdźczyni uśmiechnęła się do Szczerbatka, który zaczął się łasić do Czkawki.
- O nie, nie, kolego. Mam focha- Chłopak obrócił się tyłem do przyjaciela i założył ręce na klatkę piersiową, niby urażony. Nocna Furia podniosła się na tylnie łapy i a przednie założyła na ramiona chłopaka, zupełnie jak człowiek, zrzucając go do tyłu. Wódz zaśmiał się głośno, lądując na brzuchu przyjaciela. Valka przyglądała się im równie rozbawiona.
- Jak dzieci- mruknęła. Szczerbatek i Czkawka przekomarzali się w bitwie smok przeciwko Wikingowi. Po kilku minutach oboje uspokoili się, wiec szatyn w spokoju dokończył wycie naczyń. Valka pożegnała się z nimi i wyruszyła na nową wyspę. Od niecałego miesiąca zaczęła zwiedzanie pobliskich wysp. A zaczęło się odkąd znalazła starą mapę syna. Jeźdźczyni nie mogła zmarnować takiej okazji i wraz ze swym smokiem odrywała nowe lądy, co było dawnym hobby Czkawki.

          Wódz wyszedł na zewnątrz akurat wtedy, gdy zawył róg, co oznaczało obce statki na horyzoncie. Nie było to żadną nowością, ponieważ już od jakiegoś czasu Berk miało mnóstwo gości zza granicy. Szczerbatek mruknął do jeźdźca, który od razu wskoczył na siodło. Smok, czując ciężar na grzbiecie, wystartował. Skierowali się na północ do obserwatorium, gdzie często przesiadywał stary Wiking- Krosonos. Czkawka  zszedł z przyjaciela i podszedł do lunety, którą niegdyś sam skonstruował.
- Ile do brzegu?-Zapytał szatyn. Krosonos podrapał się po rudawych włosach.
- Jakąś godzinę-odparł beznamiętnie. Wiking siedział oparty o drzewo i majsterkował przy scyzoryku.
- Dobrze. Gdy tylko dobiją do brzegu, daj znać- Czkawka wskoczył na grzbiet smoka, i nie czekając na odpowiedź, odleciał.
          Czkawka z jednej strony cieszył się, że Berk zyskało tyle sojuszników. Dzięki temu wyspa była bezpieczna, ale z drugiej strony był nieco zdenerwowany tym, że nagle wszystkie plemiona chcą przyłączyć się właśnie do Wandali. Jednak dla wodza najważniejsze było zapewnienie swoim ludziom pokoju. I to dla Czkawki było najważniejsze. Jego ojciec zawsze powtarzał, że pewnego dnia będzie musiał podejmować decyzje dla dobra ludzi,  nie dla siebie. Czkawka zdążył już się do tego przyzwyczaić.

          Chłopak zajęty był pracą w kuźni, gdy zawył róg. Szatyn w pośpiechu zdjął fartuch  i szybko umył ręce. Szczerbatek drzemał w cieniu dębu, ponieważ słońce grzało zbyt mocno, aby normalnie funkcjonować.
Nocna Furia również poderwała się na sygnał. Czkawka wskoczył na siodło i mig dotarli do poru, gdzie statek właśnie cumował. Drewniana łódź była nieco inaczej skonstruowana, zauważył jeździec. Przyjrzał się burtom, które miały idealne wyszlifowane brzegi. Przód był nieco zaostrzony, a rufa szersza. Gdyby nie głos dobiegający z okrętu, Czkawka stał by i oglądał łódź.  Z drewnianego okrętu wysiadło kilkoro ludzi. Jeden wystąpił przed grupką i przemówił:
- Nazywam się Agnar la Finnbjörn, jestem przywódcą Arran, jednej z wysp brytyjskich- Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie do chłopaka. Wygląd  nie przypominał szatynowi typowego Wikinga. Agnar ubrany był podobnie do Pyskacza, lecz miał doczepione niedźwiedzie futro, które symbolizowało wysoką rangę właściciela.
- Nazywam się Czkawka Horrendous Haddock Trzeci- odparł na luzie. Nie przepadał za oficjalnymi rozmowami.- Jestem wodzem wyspy Berk.
Przybysz zaśmiał się miło i poklepał szatyna jak starego przyjaciela.
- Co was sprowadza na mą wyspę?- Zapytał szatyn, spoglądając na trzy statki, które znajdowały się dalej od portu.
- Oh, to chyba oczywiste!- Odrzekł z uśmiechem gość.- Chciałem poznać wodza wspaniałej Berk! Wieści o waszych smokach i twoich czynach rozchodzą się po całym świecie.
Czkawka popatrzył na Szczerbatka lekko czerwony. Nocna Furia podeszła pewnie do Agnara.
- To jest mój smok, Szczerbatek- Wódz wyciągnął rękę, prezentując swego przyjaciela. Mężczyzna cofnął się o krok.- Spokojnie- rzekł jeździec, widząc strach przybysza.
- Nie codziennie widzi się Nocną Furię- odparł Agnar, ale wyciągnął dłoń, by smok mógł go powąchać. Szczerbatek obszedł mężczyznę niczym pies. Oboje zaśmiali się na ten widok. Gdy Nocna Furia uznała, że Agnar nie jest groźny, grzecznie wróciła na miejsce przy Czkawce.
- Może przejdźmy do polityki- powiedział la Finnbjörn. Czkawka skinął głową.
- Rozumiem, że chciałbyś podpisać sojusz?- Wodzowie ruszyli powoli w kierunku Twierdzy. Agnar zaśmiał się.
- Ależ naturalnie. Oczywiście każda ze stron będzie miała korzyści.
Po krótkim czasie do Agnara dołączyło kilkoro ludzi. Czkawka zaprowadził gości do domków, które zostały specjalnie wybudowane na takie okoliczności.

          Wieczór był przyjemnie chłodny. Na niebie księżyc i gwiazdy dawały znacznie więcej światła niż zazwyczaj. Smoki smacznie chrapały w domach swoich właścicieli bądź w specjalnych domkach, a te rozbrykane musiały spać na arenie.  
          W Twierdzy uczta trwała już od dobrej godziny. Czkawka oraz Agnar podpisali kilkuletni traktat polityczny i handlowy. Okazało się, że wyspa brytyjska- Arran ma bardzo duże zasoby cennych kamieni. Czkawka postanowił pobierać również stal, aby wyrabiać trwalsze bronie. Wyspa Agnara w zamian za minerały otrzyma dwuletnią ochronę. Wodzowie byli bardzo zadowoleni z  takiego obrotu sprawy, a wyspy na pewno zyskają.
         Wielkie, drewniane drzwi otworzyły się. Czkawka dostrzegł tam swoją mamę oraz Krosonosa, który skończył swoją wartę. Przeprosił Agnara, z którym przesiadywał i podszedł do Valki.
- A co tu się wyrabia?-Zapytała zaskoczona kobieta. Chłopak w wielkim skrócie opowiedział jej o nowym sojuszniku oraz traktacie.- To wspaniale!- Odparła z entuzjazmem.
- Przedstawię cię Agnarowi- powiedział szatyn i pociągnął mamę w stronę stołu przy którym siedział stary mężczyzna.  Wódz w tym czasie rozmawiał z Pyskaczem. Pewnie kowal opowiadał mu kolejną historię jak stracił kończyny.
- Agnarze, chciałbym przedstawić tobie moją mamę.- Arran* wstał od stołu i w geście szacunku ukłonił się przed kobietą.
- Nazywam się Agnar la Finnbjörn, jestem przywódcą Arran, jednej z wysp brytyjskich.-Szatyn zaśmiał się w duchu, gdy znów usłyszał tę wersję.
- Valka- odparła z rumieńcem.
- Pozwolisz pani zwracać się imieniem?- Czkawka  był pod wrażeniem tak dobrych manier, ponieważ nie wyglądał na szarmanckiego człowieka.
- Ależ oczywiście-rzekła Valka uśmiechnięta.
          Po krótkim przedstawieniu się, cała czwórka zaczęła rozmawiać na różne tematy, głównie związane one były z wyspami, tradycjami oraz przeróżnymi historiami. A Berk miało czym się pochwalić dzięki Czkawce i Szczerbatkowi, który drzemał w kącie budynku. Widocznie hałas nie przeszkadza mu w odpoczynku. Pomyślał szatyn. Nagle przypomniało mu się jedno. Dziś wrócić mieli Nate i Astrid.
- Mamo, widziałaś może Astrid albo Nate’a?- zapytał, pochylając się.
- Nie, ale na pewno wrócili. Widziałam Wichurę- Kobieta puściła do syna oczko. Jeździec ponownie przeprosił Angara i udał się do domu swojej dziewczyny. Zostawił Szczerbatka i ruszył w stronę wioski.
           Po kilku minutach marszu dotarł przed chatę blondynki. Zapukał głośno i wszedł do środka. Przy stole siedziała wojowniczka, która pochłonięta była szkicowaniem.
- Cześć, skarbie- powiedział z uśmiechem Czkawka i pocałował dziewczynę w policzek, przytulając ją od tyłu. Astrid podskoczyła, ale czując delikatnego buziaka, uśmiechnęła się.
- Dobry wieczór- odparła. Chłopak usiadł naprzeciw niej.
- Co robisz?- Astrid odwróciła kartkę, pokazując rysunek.- A co to?
- Dom- mruknęła.- Na Banksie mają bardzo ciekawą konstrukcje. Domy są budowane inaczej, ale są bardzo wytrzymałe. Pomyślałam, że może zrobić miniaturę dla Wichurki, co ty na to?
Czkawka przypatrywał się rysunkowi z zaciekawieniem
- Świetny pomysł- stwierdził, oddając kartkę.- Ale łączenia są trudne. Kiedyś już to widziałem w planach ojca.
-  Ah…-Wojowniczka przygryzła wargę, nie wiedząc, co powiedzieć. Niezręczną ciszę przerwał Czkawka.
- Czemu nie przyszliście do Twierdzy? Mamy nowych sojuszników.
Astrid westchnęła. Odłożyła kartki do książki i odłożyła na półkę.
- Szczerze mam dosyć tych spotkań- odparła. Po chwili usiadła na kolanach ukochanego i wtuliła się.- Nie wystarczy już  tych traktatów?- Oboje zaśmiali się.
- Podpisałem traktat polityczno- handlowy. Coś nowego- rzucił i pocałował blondynkę w szyję.
- A ty, wodzu, nie musisz wracać do gości?- Mruknęła, zarzucając mu ręce na szyję, co miała w zwyczaju.

- Eee tam…- Odparł. Zauważył, że Astrid zamyka powoli oczy. Chłopak uśmiechnął się. Uwielbiał patrzeć jak blondynka śpi. Delikatnie podniósł się z krzesła i powoli zaniósł dziewczynę do pokoju. Astrid miała na sobie subtelną, czerwoną sukienkę ze złotymi wzorami wyszytymi na rękawach oraz kołnierzyku. Szatyn położył Astrid na mięciutkim łóżku i ucałował na dobranoc. Wychodząc, zasłonił okno pomarańczowymi zasłonami i cichutko wrócił do Twierdzy.
 


Witam serdecznie pierwszym rozdziałem! Mam nadzieję, że się spodobał.
* Arran- prawdziwa wyspa brytyjska. Arran- pojedynczy mieszkaniec tejże wyspy, Arrani- liczba mnoga. Jakby co ;) 

~SmlileLife

środa, 15 lipca 2015

Prolog

        Wyspa Berk. Spokojne miejsce, w którym dom znalazły smoki. Wikingowie już od ośmiu lat przyjaźnią się z tymi wspaniałymi stworzeniami. Jednak smoki zawsze pozostaną smokami. Zdarzają się drobne kradzieże w postaci kur, ryb czy owiec, ale Wikingowie starali się przymykać na to oko. Nie da się zmienić natury smoka, ale można ją wykorzystać. Powtarzał wódz Wandali- Czkawka. Wraz ze swym najlepszym przyjacielem, Szczerbatkiem oraz pomocą najbliższych rządził osadą już od trzech lat. Wiara, którą pokładali w niego wszyscy mieszkańcy dodawała mu otuchy. Starał się jak mógł, by osadzie zapewnić bezpieczeństwo. I skutecznie mu się udawało. Berk zyskała  wysoką pozycję polityczną, a jej sprzymierzeńcy bardzo szanowali sojusznika. Być może sprawił to strach przed smokami, ale Czkawka zawsze powtarzał, że smoki to nie broń. To najlepsi przyjaciele, którzy, gdy będzie trzeba, oddadzą życie za jeźdźca. Zresztą, w drugą stronę to też działa...

          Wódz rozkoszował się długim porannym lotem. Tylko wtedy Czkawka może  zapomnieć o problemach. Jako wódz nie miał za wiele czasu dla Szczerbatka, siebie czy nawet Astrid. Jednak dziewczyna nie miała żalu do ukochanego. Wręcz przeciwnie. Pomagała mu zawsze, przy każdej wolnej chwili. Czkawka był jej dozgonnie wdzięczny. Gdyby nie blondynka, Valka czy Pyskacz, zapewne nie doszedł by tak daleko. Jego mama zawsze z uśmiechem powtarzała, że Czkawka ma wielkie szczęscie, mając u boku tak wspaniałą dziewczynę. Szatyn westchnął, wciągając rześkie, świeże powietrze. Uwielbiał latać. To było jego życie. Smoki to jego życie. Nie wyobrażał siebie bez Szczerbatka. Bez tego gada jego jestestwo nie mało sensu.

         Chłopak pogłaskał przyjaciela pod brodą.
- To co, stary, wracamy?- Smok zamruczał niechętnie. Chciał jeszcze polatać z Czkawką.- Wiesz przecież, że mamy obowiązki?

          Szczerbatek zamachał kilka razy mocnymi skrzydłami i skierował się w stronę wyspy. Czkawka zaśmiał się na widok miny gada. Po kilku minutach spokojnego lotu dotarli na miejsce.
          Wikingowie już stali na nogach i chętnie brali się do pracy. Jako że należeli do klanu Wandali, nie lubili marnować czasu. Zawsze musieli mieć zajęte ręce. Młody wódz zszedł ze Szczerbatka, głaszcząc go po dużym łbie. Wikingowie pozdrawiali i witali miłym uśmiechem Czkawkę, który odwzajemniał uśmiech. Rozejrzał się wokół, myśląc od czego zacząć. Nagle poczuł ciężar na plecach. Serce minimalnie przyśpieszyło. Uśmiechnął się i odwrócił do tajemniczego ktosia. Przed nim stała przepiękna blond-włosa dziewczyna o imieniu Astrid. Wojowniczka zarzuciła ręce na szyję wodza, szczerze uśmiechając się.
- Dzień dobry, wodzu!- Powiedziała. Doskonale wiedziała, że Czkawka nie przepada, gdy ktoś tak go nazywa. Chłopak przewrócił oczami, łapiąc dziewczynę za talię.
- A dzień dobry, milady- mówiąc to, przywitał ukochaną słodkim pocałunkiem. Wikingowie, pracujący nieopodal, zaśmiali się na ten widok.
- Co dzisiaj robisz?-Zapytała, gdy oderwali się od siebie, jednak żadne z nich nie miało zamiaru puszczać uścisku, ale Szczerbatek również dopraszał się pieszczoty ze strony Astrid. Dziewczyna podrapała smoka pod brodą, na co ten zamruczał głośno.
- Sam nie wiem-odparł Czkawka, przyglądając się jak jego dziewczyna bawi się z Nocną Furią.- Przejdę się po wiosce, zapytam czy ktoś potrzebuje pomocy...
- Mam nadzieję, że pamiętasz o wyjeździe- powiedziała wojowniczka, nadal drapiąc Szczerbatka. Czkawka momentalnie zrobił się czerwony. Oczywiście, że zapomniał, ale nie chciał tego po sobie poznać.
- Tak, tak, pamiętam- odparł, drapiąc się w głowę.- O której wylatujecie?- Czkawka dostał propozycję jakiś czas temu od niewielkiej wyspy, która chciała podpisać sojusz. Sam wódz nie mógł lecieć, ponieważ miał za dużo obowiązków na Berk, dlatego Czkawka postanowił wysłać Astrid, jako jego prawa ręka, oraz Nate'a, bliskiego przyjaciela.
- Wieczorem- powiedziała, wzdychając. Nie pierwszy raz leciała bez Czkawki na podpisanie traktatu. Lecz nigdy nie leciała sama. Zawsze towarzyszył jej Nate, Śledzik lub Sączysmark. Wojowniczka nie była zadowolona, że Czkawka wmuszał jej ochronę, ale było to zrozumiałe, że się o nią bał. Nie wiadomo, co im do łba strzeli. Usprawiedliwiał się chłopak.
- Mogę lecieć sama, to nie jest daleko- powiedziała blondynka z nadzieją, że Czkawka się zgodzi.
- A ty znowu swoje- westchnął- Lepiej będzie, jeżeli poleci z tobą Nate.
- Wiesz, czasami mam takie wrażenie, że mi nie ufasz- powiedziała cicho. Cała piękna atmosfera zakochanych pękła. Szczerbatek usiadł, podpierając się ogonem. Szatyn popatrzył na dziewczynę zdziwiony.
- As, ufam ci bezgranicznie, ale boję się o ciebie. Najchętniej wysłałbym kogoś innego, ale...sama wiesz, że nie ma odpowiedniejszej osoby niż ty- Czkawka przyciągnął wojowniczkę do siebie i przytulił.- Oczywiście, nie licząc mnie.
Astrid uderzyła go w ramię symbolicznie, ale zaśmiała się.
- Mogłabym tak stać godzinami, ale robota wzywa...-mruknęła blondynka.
- Robota nie zając- oparł Czkawka. Po chwili usłyszeli głos Valki.
- A tu się podziewacie!- Krzyknęła rozbawiona kobieta. Valka szła w ich kierunku. Od trzech lat nie wiele się zmieniła. Przybyło jej tylko więcej siwych włosów, ale dobroduszny uśmiech nigdy nie schodził z  jej twarzy. Szczrbatek doskoczył do mamy wodza w celu przywitania się. Szatynka pogłasakała Nocną Furię i podeszła do dwójki Wikingów.
- Czkawka, Sączyślin cię szuka- powiedziała-Jest przy  kuźni. Chłopak niechętnie wsiadł na Szczerbtaka, wcześniej całując Astrid w policzek.
- Dla ciebie też mam robotę, Astrid-Valka złapała dziewczynę pod rękę i ruszyły w kierunku domu wodza.

          Po kilku godzinach pracy, Czkawka dotarł do portu skąd wystartować mieli Astrid i Nate. Oboje sprawdzali swoje smoki oraz siodła, szukając jakichkolwiek uchybień. Woda wokół była spokojna i bardziej niebieska niż zazwyczaj. Szczerbatek wylądował, robiąc niemały hałas. Smok strącił kilka wiader z rybami. Astrid i Nate podskoczyli jak oparzeni. Czkawka zaśmiał się nerwowo. A Szczerbatek sprzątał swój bałagan, zjadając ryby.
- Na Thora, Szczerbatek!- Krzyknęła rozbawiona wojowniczka. Smok popatrzył na nią dużymi słodkimi oczami i podbiegł do blondynki.
- Przyszedłem się pożegnać- powiedział wódz, zbliżając się do dwójki. Astrid zajęta była pieszczeniem Nocnej Furii.
- Będziesz za mną tęsknił? Oh, jak słodko- Nate powiedział to wysokim, ciekim głosem. Astrid i Czkawka zaśmiali się.
- Za tobą? Pff, nigdy- odszczekał szatyn. Odkąd Czkawka i Nate zaprzyjaźnili się, nie było dnia, w którym nie przedrzeźniali się. Nate dotknął ręką miejsce, w którym znajdowało się serce i udawał, że płacze. Czkawka przewrócił oczami i podszedł do Astrid.
- A za mną będziesz tęsknić?- Astrid zrobiła słodkie oczka i rzuciła się na szyję ukochanego.
- Troszeczkę- odparł. Blondynka przewróciła oczami i pocałowała szatyna.
- Uuuu!- krzyknął Nate, sprawiając, że całująca się para zaśmiała się. Astrid oderwała się od Czkawki i podeszła do szczerbatej mordki. Pocałowała smoka w głowę, na co Szczerbatek jakby zarumienił się. Dziewczyna zrobiła kilka kroków w stronę Wichury, ale zatrzymaj ją wódz, łapiąc za rękę.
- Czekaj, zapomniałem o czymś- powiedział i po raz kolejny pocałował ukochaną. Astrid zaśmiała się i złapała jeźdźca za głowę, wzmacniając słodkiego buziaka.
-Ej, gołąbeczki!- Krzyknął Nate po chwili. Para oderwała się od siebie.
- Potrafisz zepsuć romantyczny nastrój- odparł Czkawka.
- Taa, rzeczywiście romantyczny...- prychnął czarnowłosy.-Dobra, blondi, lecimy.
Astrid cmoknęła Czkawkę w czoło i szybko wskoczyła na Wichurę, która od razu wystartowała.Czkawka zwrócił się jeszcze do przyjaciela.
- Uważajcie na siebie.
- Będę  jej pilnował, nie martw się- Nate delikatnie szturchnął swojego smoka i w mig dogonili Astrid.


Witam Was serdecznie! Oto mój nowy blog i mam nadzieję, że będzie lepszy niż poprzedni :). Postaram się, żeby było ok. 2 postów na tydzień ;) Ok, więc życzę Wam miłej lektury :))
~SmileLife