wtorek, 5 czerwca 2018

Bitwa o Berk, część III

Astrid czuła mocny opór powietrza, które niemal zmiotło ją z grzbietu Szczerbatka. Dziewczynie źle się siedziało bez siodła, ale był to najmniejszy problem. Wzrokiem próbowała odszukać Czkawki. Wszędzie panował dym spowodowany palącymi się łodziami. Wrogie oddziały bez ustanku atakowały jeźdźców z Berk, którzy z ogromnym wysiłkiem odparowywali strzały żołnierzy.
– Gdzie on jest...– Wymruczała do siebie młoda kobieta. Ciężko było jej dostrzec męża w dzikim tłumie. Szczerbatek, pomimo wybitnego wzroku, również miał z tym problem. W końcu furia zapikowała w dół, lądując ostro na ledwo płynącej łodzi. Na pokładzie znajdował się Sączysmark wraz z Czkawką, którzy nie mogli uwierzyć własnym oczom. Przed nimi stał Szczerbatek, który jakby nic się nie działo, podskoczył radośnie do wodza, przewalając go na plecy. Smok zaczął lizać mężczyznę po twarzy, ale ten nie wydawał się być tym  zniesmaczony.
– Wróciłeś. Naprawdę wróciłeś – zachlipał Czkawka. Przytulił się mocno do ciepłej szyi gada, który wciąż nie krył swej radości.
– Masz niesamowite poczucie czasu – zaśmiał się Sączysmark, gładząc łeb czarnego smoka. Szczerbatek wywalił język i raz jeszcze liznął twarz przyjaciela.
– Mam nadzieję, że teraz pokażesz Drago, że nie tu czego szukać – rzuciła Astrid. Dziewczyna uśmiechnęła się krótko do męża i szybko cmoknęła go w policzek.
– Nie martw się, już się stąd lecę. Zabieram Wichurę. Jej noga nie wygląda za dobrze – dodała żoną wodza. Blondynka pogłaskała z czułością swą przyjaciółkę. Kiedy tylko Astrid odleciała w bezpieczne miejsce, Czkawka wskoczył na grzbiet nocnej furii.
Poczuł w końcu, że jego życie znów nabiera kolorów. Tak strasznie tęsknił za dotykiem tych zimnych łusek, za pomrukiem swojego ukochanego, smoczego przyjaciela. Hakokieł odparł kolejną salwę strzał, zasłaniając przy tym Szczerbatka, który rozłożywszy skrzydła, ryknął potężnie. Chwilę później z ciemnego nieba poleciały ciemne kulki z prędkością tak szybko, że Czkawka ledwo rozpoznał w nich pozostałe nocne furie. Smoki wiedziały, co robić.
– Co powiesz na kolejną, wspólną bitwę, mordko? – Zapytał wódz. Smok odwrócił łeb i uśmiechnął się po swojemu, choć Czkawka mógł przysiąc, że był to uśmiech zadziorny – zupełnie w stylu Szczerbatka. Gad odbił się mocno, kołysząc przy tym łodzią i zniknął na moment w chmurze, by chwilę później zawrócić z ogromną prędkością.

I znów byli razem. Jeździec i smok. Oboje latali pomiędzy oddziałami wroga, taranując łodzie, pozbawiając przy tym życia nikczemnym osobom. Co jakiś czas wódz mijał znajome twarze, aż w końcu nalazł odwrót.
– Furie poradzą sobie same. Wy zabierzcie swoje smoki –rzucil Haddock do Nate'a. Mężczyzna nawet nie kwestionował rozkazu przywódcy. Piorun ledwo zionął, więc odciążenie go od bitwy było dosłownie wybawieniem od śmierci.
Szczerbatek wystrzelił kolejną plazmę, niszcząc przed ostatnią łódź. Wódz niemal od razu zaczął rozglądać się za Drago, który zaginął na początku bitwy.
– Widzisz gdzieś go? – Czkawka przekrzyknął wiatr. Szczerbatek zamruczał jednak cicho, nie zauważywszy znienawidzonego wroga. Jego bracia krążyli teraz pod chmurami, czekając cierpliwie na kolejne rozkazy swego alfy.

Nagle w ich stronę zostały wystrzelone strzały. Szczerbatek zapikował natychmiast, unikając uderzenia z bronią. Oczy wodza skierowały się na wprost. Gąszcz przykrywający skały poruszył się, a sekundę potem szatyn zauważył wystające lufki kusz i łuków.
– Niech to będzie już koniec, mordko – wyszeptał wódz do ucha przyjaciela. Smok zaryczał i wystrzelił dwie plazmy, które odbiły się od skał. Tuzin mężczyzn spadło martwych do morza. Szczerbatek nie pozwolił jednak, aby pozostali uciekli. Popędził do gąszczu, doskolane wiedząc, że za roślinami skryta jest jaskinia. Nocna furia straciła jeszcze ruchem skrzydeł pozostałych trzech ludzi. Reszta wyskoczyła do morza, dezertując.
– To bydlę musi tu być – mruknął szatyn. Nocna furia nastroiła się więc, lądując na zimną, kamienną podłogę. Czkawka zszedł z grzbietu przyjaciela i zapalił od razu piekło.

Jaskinia była ciemna i wąska. Jeźdźcowi wydawało się, że grota nie ma końca, ale czuł, że Drago nie miał innej drogi ucieczki. Nie mógł uwierzyć, że to koniec. Że zaraz wbije miecz w ciało Krwawdonia, który powinien zginąć już dawno temu...
Po kilku minutach dotarli do końca. Ściana jaskini była lekko połyskująca w świetle ognia piekła Czkawki. Mężczyzna zmarszczył czoło. Przecież nie ma innej drogi ucieczki.
Szczerbatek najeżył się, usłyszawszy ciche, powolne kroki. Przed nimi wyłoniła się postać postawnego mężczyzny, w którym Czkawka od razu rozpoznał Krwawdonia. Wyciągnął więc przed siebie broń i uniósł dumnie brodę.
– Przegrałeś. Nie masz dokąd uciec – rzekł wódz. Jego oczy uważnie śledziły każdy krok wroga, który wydawał się być zrezygnowany całym tym zajściem. Zupełnie jakby pogodził się z porażką. I ze śmiercią, która zaraz miała nadejść.
– Może. Ale ty również przegrałeś. Nawet nie wiesz, ilu ludzi przez ciebie dziś zginęło – odparł chłodno mężczyzna. Krwawdoń rzucił okiem na Szczerbatka, który obnażył swe ostre zęby. W każdej chwili był gotowy zakończyć nędzne życie Drago jednym spulnięciem plazmy.
– Każdy wiedział, jaka jest cena – powiedział po chwili szatyn. Nie spuszczał broni nawet na centymetr. I choć wiedział, że to prawda - że każdy liczył się z tym, iż nie może wrócić po bitwie. Ale jako wódz, protektor wszystkich swych ludzi czuł się źle z myślą, że polegli nie powstaną już, by zawitać do swoich rodzin. Nie ucałują ukochanej, ukochanego, nie zobaczą jak ich potomstwo stawia pierwsze korki, nie ujrzą po raz kolejny wschodu pięknego słońca. Dla nich czas już się skończył. W takich chwilach młody wódz był po prostu dobity do samego dna. Gdyby mógł, wziąłby ciężar wszystkich swych podopiecznych. Ale był tylko człowiek, który choćby starał się jak mógł, nie potrafił uchronić swych ludzi przed tym, co i tak było nieuniknione.
– Wiesz kto mówi takie słowa? Słabi przywódcy szukający kiepskich wymówek.
Drago zatrzymał się w pół kroku i z lekkim uśmieszkiem popatrzył na zdenerwowanego wodza. Czkawka zaś miał skierowany wzrok na dół.

Znów próbuje namącić mi w głowie. Przeszło przez myśl jeźdźcowi. Młody mężczyzna wziął głęboki wdech i spojrzał na Szczerbatka.
– Zrób to – wyszeptał z drżącym głosem. Nocna furia warknęła nisko, otwierając paszczę.

Chwilę później było już po wszystkim.


Powrót do wioski zajął im zaledwie piętnaście minut. Nocne furie z przyjemnością eskortowały nowych przyjaciół do centrum Berk, gdzie na wodza czekali jej mieszkańcy. Widok stada alfy sprawił, że ludzie z początku przestraszyli się, ale rozpoznawszy Szczerbatka wznieśli radosne okrzyki. Kobiety przytulały wdzięcznie swego przywódcę, dziękując za ochronę domu. Czkawka jednak nadal miał mizerny humor. Pomimo powrotu przyjaciela i zwycięstwa nad ogromnym oddziałem wroga, nie potrafił spojrzeć w oczy tym, którzy wraz z tą wojną utracili cząstkę siebie.
– Ethan – powiedział z ulgą szatyn, widząc swojego szwagra. Mężczyzna podszedł, lekko kulejąc na lewą nogę. Obaj przyjaciele przytulili się mocno, czując szczęście, że są cali. – Jak straty?
Blondyn westchnął smutno i odszedł z jeźdźcem na stronę. Mężczyźni usiedli na schodach twierdzy. Przez chwilę oglądali ludzi, którzy kręcili się, szukając krewnych.
– Na pierwszej linii sześćdziesiąt dwa ciała. Na drugiej siedem, na ostatniej jedna osoba.
Czkawka zamknął oczy, wstrzymując łzy. Przecież to normalne w świecie, że inny oddają swe życie, by chronić pozostałych. To zaszczyt dla wikinga zginąć na polu bitwy. Teraz mogą być w znacznie lepszym miejscu.
– Ile smoków zginęło? – Pytał dalej, choć bał się odpowiedzi. Ethan podrapał się w głowę.
– Z tego co mówiła mi Gabriela, czternaście. Ale może być więcej, nie wiemy, ile poległo w morzu – wyjaśnił smtinym głosem. Wódz tylko skinął głową, dziękując tym samym za informacje. Spojrzał z ciężkim sercem na pomnik swego ojca i uśmiechnął się lekko. Stoick zapewne by powiedział, że zrobił to, co dobry wódz na pewno by wybrał.
Czkawka powstał. Czuł narastający ból w ramieniu, ale nie chciał na razie załatwiać się raną. Szatyn chrząknął cicho, kierując spojrzenie do rozjuszonego ludu.
– Posłuchajcie mnie – rzekł donośnie. – Berk zwyciężała. Pokazaliśmy, że my, wikingowie, nie poddamy się łatwo. Nawet jeśli najgorszy z najgorszych wrogów zadrze z naszym domem. Nie ma słów by wyrazić mą podziękę dla tych, którzy polegli na tej ziemi. Jestem ogromnie wdzięczny wam. Za to, że w obliczu śmierci potrafiliście stanąć u mego boku.
Ludzie uśmiechali się szeroko do przywódcy. Zmęczone, ubrudzone twarze nie przeszkadzały im w cieszeniu się nad wygraną.
– Chcę podziękować również mojemu przyjacielowi. To dzięki Szczerbatkowi i jego braciom zdołaliśmy pokonać Drago. Jestem przekonany, że każdy poległy smok i wiking przebywają w zasłużonych miejscach. Miejmy tylko nadzieję, że i nam przyjdzie kiedyś zasiąść u stołu Odyna, ciesząc się, że dane było nam ich spotkać.
Czkawka zaczął uśmiechać się do swych ukochanych ludzi, którzy niemal automatycznie zaczęli skandować jego imię. Haddock schylił się, jeszcze raz dziękując za pomoc, jaką otrzymał.


Mieszkańcy nie mogli jednak odpocząć. Kiedy tylko wzięli po kilka łyków świeżej wody, zaczęli zbierać ciała zabitych. Układali je na stosach łodzi, by następnie posłać ją daleko w morze, aby zabrała poległych do samego Odyna. Czkawka zaś siedział przy studni, cierpliwie czekając, aż Lauren obmyje i oczyści ranę.
– Miałeś szczęście. Gdyby strzała przeszła głębiej, mógłbyś nawet i stracić rękę – wymruczała, upewniając się, że rana została idelanie zdezynfekowana. Zielonooki mężczyzna uśmiechnął się krzywo.
– Nie zdziwiłbym się – odparł, ponownie zakładając koszulę. Pomimo trwającej zimy, powietrze było przyjemnie chłodne. Ciemne chmury rozproszyły się, jakby nie  chciały dokładać markotnego humoru mieszkańcom.
– Widziałaś może Astrid? – Spytał z nadzieją wódz. Szatynka w tym czasie chowała narzędzia, by móc iść pomagać kolejnym potrzebującym.
– Chyba pomaga przy łodziach – uśmiechnęła się do niego i odeszła. Czkawka ubrał się już do końca. Wyciągnął twarz w stronę słońca, ale nie dane było mu nacieszyć się odpoczynkiem. Zimny język Szczerbatka musnął jego głowę.
– Cześć, mordko – uśmiechnął się szatyn, głaszcząc gada. Ten zamruczał zadowolony. Wódz domyślał się, że nocna furia chce się w ten sposób pożegnać. I Czkawkę wcale to nie bolało. Doskolane rozumiał potrzebę powrotu przyjaciela do swoich braci. – Cieszę się, że cię mam.
Szczerbatek wyjął łeb spod przyjemnie ciepłych dłoni szatyna i usiadł przed nim. Pozostałe nocne furie kręciły się koło twierdzy, jednak nie pozwoliły, aby ktokolwiek do nich podszedł.
– Wiem, że musisz wracać. Oni cię potrzebują – pogładził z czułością policzek przyjaciela. Szczerbatek wydobył z nozdrzy stróżkę dymu i ku zaskoczeniu Czkawki ryknął głośno w kierunku swych braci. Nocne furie ożywiły się natychmiast i z ostrożnością podleciały do swego przywódcy. Smok zamruczał coś do pierwszego gada ze swego rodzaju, następnie odwrócił się do ludzkiego przyjaciela.
Czkawka jednak nic nie rozumiał i dopiero kiedy Szczerbatek uniósł ogon i zaczął nim uderzać, domyślił się. Wódz otworzył szeroko usta i oczy, do których cisnęły się łzy.
Jego przyjaciel chce zostać.
– Mordko...– Wychlipał szatyn, biorąc do rąk czarną, automatyczną lotkę. – Jesteś pewien?
Smok przewrócił oczyma, co rozbawiło stojących nieopodal wikingów. Czkawka podszedł wolno do smoka i mocno się do niego przytulił. Nie dbał o to, że patrzy na niego połowa wioski. Nie sądził, że ten dzień może skończyć się tak dobrze.








Mam nadzieję, że się podobało :D 

Nie martwcie się - został jeszcze jeden rozdział na tego bloga. Myślę, że pojawi się 7 czerwca :)

Trzymajcie się ciepło! 😃



10 komentarzy:

  1. To już koniec :C a może dasz jeszcze jakieś rozdziały :C bo ten blog jest naprawdę super :C Może daj rozdziały jak będę mieć dzidzie :D czy coś ten blog jest cudowny a ja lubię czytać Twoje blogi osy i wgl :C Coś będzie jeszcze ?
    ale ogólnie cudy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie jeszcze jeden rozdział ;) Ogólny opis, tak - będzie już dzidzia ❤️

      Ale to wszystko. Mam też jeszcze one shoty, więc tam na pewno będzie więcej opowieści o hiccstrid 😎
      No i jeszcze " The warrior's way " równiez o jws. A to wszystko na wattpadzie - Smilee_e

      Trzymaj się ciepło!❤️

      Usuń
  2. Nie rezygnuj mi tylko z pisania bo Cię zabije 😂😂😂❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę czytać wszystko Spokokojnie ❤❤

      Usuń
    2. Jeszcze mam trochę do pisania o jws... Coś się znajdzie 😎

      Usuń
  3. Aaaaaaaaaa! Szkoda, że nie mogę nagrać głosu bo piszczę jak wariatka!
    Smile to była taka akcja, mega, pięknie, emocjonująco, super-mega-hiper-ekstra! Szczerbatek zostaje, wszyscy cali, trochę smutno, ale no jak się nie cieszyć ze szczęśliwego zakończenia? No nie da się :)

    Czekam na ostatni rozdzialik ślę weny. Jestem zachwycona. Pozdrawiam ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serce rośnie, czytając takie komentarze 😍 Dziękuję bardzo :>

      A ostatni rozdział już jutro! :D

      Ściskam mcomo❤️

      Usuń