niedziela, 3 czerwca 2018
Bitwa o Berk, część II
Wódz Berk, Nate oraz kilka innych żołnierzy Geralda czyhało w krzakach, bacznie obserwując główny statek Drago Krwawdonia. Na razie nikt nie zdołał zobaczyć głównego złoczyńcy, więc Czkawka zaczął podejrzewać, że Drago kryje się pod pokładem.
– Sami nie możemy zaatakować – wtrącił się Nate, zarzucając delikatnie dłoń na ramię swego wodza. Szatyn odwrócił głowę, spotykając smutne spojrzenie przyjaciela. I nagle sobie przypomniał. Nate'a i Drago łączy ta sama krew, do której młodzieniec nie zamierzał się przyznawać. Ale nie mógł też uciec od piętna przeszłości, która właśnie dała o sobie znać.
Haddock skinął po chwili głową. Atak dwóch smoków może być nieudany, więc po chwili obaj mężczyźni doszli do wniosku, że zawołają ludzi Geralda. Gromada łuczników powinna osłonić Wichurę i Pioruna.
Działali szybko, zwinne, lecz w miarę niezauważalnie. Po piętnastu minutach niemal setka ludzi sojusznika Berk czekała na rozkazy wodza oblężonej wyspy. Kiedy wszyscy ustawili się na swych pozycjach, Czkawka wskoczył na siodło Wichury. Chciał już wylatywać i sam rozprawić się z tym okrutnym człowiekiem. Chciał spojrzeć mu w oczy, wbijając miecz w zimne serce. Za ojca, za Berk, za niewinnych ludzi i smoki, które zginęły z ręki Krwawdonia.
– Dziś winy zostaną odkupione – wymruczał do siebie jeździec, zakładając maskę na twarz. Spojrzał na niespokojnego Nate'a i dał znać do odlotu. Dwa, szybkie smoki w mig znalazły się nad pierwszą łodzią, natychmiast zionąc ogniem.
– Gdy tylko go zobaczysz, daj znać – zakrzyknął wódz Berk do przyjaciela lecącego obok skrzydła Wichury. Nate skinął tylko głową i pokierował Piorunem w dół. Ponocnik zamachnął silnymi skrzydłami, powodując, że jeden z masztów złamał się w połowie.
Czkawka na razie nie atakował. Jego wzrok błądził po twarzach nieprzyjaciół, którzy w popłochu łapali za kusze i łuki, kierując wystrzały w kierunku dwóch smoków.
Kilkoro mężczyzn na pokładach padło od strzał pomocników Berk. Ludzie Geralda z sokolim wzrokiem wychwytywali cele, które chwilę później padały nieżywe na twarde deski łodzi.
Wódz Berk zawrócił śmiertnika i skierował smoczą przyjaciółkę do pierwszej łodzi. Wichura zaskrzeczała dziko, atakując silnym spulnięciem żagiel. Kilka strzał poleciało w jej stronę, lecz smoczyca sprytnie wyminęła groty, robiąc dwie szybkie beczki.
– O to chodzi! – Krzyknął wódz, drapiąc śmiertnika po szyi. Wichurze nie zajęło dużo czasu, by wykurzyć całą załogę z pokładu. Ludzie padli martwi, inni zaś wskakiwali do zimnego morza, dezertując.
– Ląduj, mała.
Smoczyca zamachnęła skrzydłami, a jej długie szpony wbiły się w burtę. Czkawka zszedł natychmiast, zapalając piekło. Łódź zakołysała się nieco, kiedy Wichura odbiła się, by pilnować wodza z góry.
Szatyn zerknął jeszcze w przód, jak Piorun świetnie radzi sobie z zniszczeniem ostatniego statku. Haddock schylił się, chwytając od razu za dźwignię od klapy. Otworzyszy ją wszedł do środka, lecz nie zauważył niczego podejrzanego. Spodziewał się pułapek, ale niższy poziom pokładu był całkowicie pusty, nie licząc kilku stołów, zepsutych krzeseł i przewróconych kubków, od których można było wyczuć mocny alkohol.
– Hmmm... To dziwne – rzekł Czkawka, idąc dalej. Zaczął rozmyślać nad potencjalnymi planami Drago i zaczął się domyślać, że wszystkie te łodzie to nic innego jak dywersja. Wódz uderzył głośno w burtę statku, a z jego gardła wydobył się cichy okrzyk bólu.
Szatyn nie dał sobie jednak więcej czasu nad rozmyślaniami. Szybko podszedł do schodków i wbiegł po nich. Nie spodziewał się jednak, że wychodząc będzie czekał na niego człowiek, który dawno powinien zostać przeszłością.
Jeździec wychodził plecami do dzioba. Nagle usłyszał skrzeczenie i świst. Poczuł nagle przeszywający ból w ramieniu, a gdy spojrzał w prawą stronę, ujrzał wbity grot. Sekundę później przed nim wylądowała Wichura, zasłaniając wodza skrzydłami.
– Szczerze myślałem, że przez te cztery lata się czegoś nauczyłeś – odezwał się mężczyzna o zachrypniętym, niskim głosem. Szatyn zamknął oczy i uspokoił oddech. Nie zwracał już uwagi na ból. Wychylił się zza nogi Wichury, stając prosto przed Krwawdoniem. Jego szyderczy uśmiech był dokładnie taki sam, jak wtedy, kiedy zauważył martwego Stoicka. Czkawka nie mógł tego nie zapomnieć. Ta zabliźniona twarz, ciemne oczy mordercy przeszywające człowieka na wskroś.
– Powrót na Berk to twój błąd. Naprawdę sądzisz, że uda ci się zniszczyć moją wyspę? – Czkawka trzymał mocno ranę, z której wolno sądziła się krew. Starał się nie pokazywać słabości, dumnie stojąc przed smoczycą, która była gotowa do jego obrony w każdej chwili.
– Nie o wyspę mi chodzi – odparł Drago, siadając ciężko na drewnianej skrzyni. Wokół niego stali uzbrojeni ludzie, którzy mogliby w mig pozbawić życia zarówno smoka jak i wodza Berk.
Czkawka wiedział, że ludzie tacy jak Krwawdoń nie potrafią nie kryć urazy. Po przegranej parę lat temu została zapewne naruszona duma. Wielki łapacz smoków, podający się za ich pana – jego wielkość została zniszczona w kilka chwil.
– Możesz mnie zabić. Ale ze mną są moi ludzie, którzy zemszczą się za śmierć ich wodza – odparł twardo Czkawka. Nie bał się śmierci. Ale nie chciał dać się zabić. To on chciał się zemścić. Po raz ostatni spojrzeć w oczy temu mordercy i już zawsze zapewnić swojemu ludowi bezpieczeństwo.
– Kiedy ginie przywódca, ginie i nadzieja. Twój ojciec cię tego nie nauczył? – Spytał szyderczo Krwawdoń, zaczynając obracać w dłoni nóż.
Na wspomnienie o Stoicku szatyn zacisnął usta w wąską linię. Jego ręka przybliżyła się do rękojeści piekła, ale jeździec doskolane wiedział, że nie ma najmniejszych szans. Nawet jeśli obok stała rozwścieczona Wichura.
– Nie waż się o nim wspominać – warknął Czkawka, robiąc jeden odważny krok. W jego stronę od razu zostały ustawione kusze.
Drago uśmiechnął się krzywo. Zmarszczki na jego twarzy rozszerzyły się brzydko.
– Drażliwy temat, mam rozumieć? – Parsknął nieprzyjaciel. Kiedy obaj mężczyźni prowadzili zażartą "rozmowę ", nad łodzią zaczął krążyć Piorun z Natem na grzbiecie. Jeździec starał się kryć w chmurach, choć musiał mieć też na uwadze Czkawkę. Strasznie zaczął martwić się o życie przyjaciela. Postanowił jednak nie ingerować. Koszmar ponocnik zamachnął spokojnie skrzydłami i poleciał w stronę klifów, gdzie kryli się ludzie Geralda.
– Sprowadźcie jeźdźców i zawiadomcie Valkę. Mają przybyć na tę stronę jak najszybciej – rozkazał, a mężczyzna do którego mówił zasalutował mu i pospiesznie ruszył w stronę wioski, gdzie dzielni wojownicy wygrywali walkę z oddziałami Halli.
– Jak to Drago tam jest?! – Wrzasnęła zdenerwowana Astrid, przerywając opowieść Nate'a. Kobieta usiadła natychmiast, zaczynając denerwować się o życie męża i najlepszej przyjaciółki. – Przecież on ich zabije... – Zasłoniła dłonią usta. Narastające młodości spowodowały, że blondynka nie potrafiła niczego więcej wymówić. Spojrzała załamana na teściową i swych przyjaciół, którzy powrócili z pola walki. Jak doniósł dowódca północnej linii obrony, Halla została zabita, ale jej ludzie nadal dzielnie walczyli, dobijając w głąb lądu. Byli świetnymi wojownikami, co dawało niemałą przewagę, ale smoki Berk sprawiały, że obie strony były na tym samym poziomie.
– As, nie denerwuj...–zaczęła Lauren, ale blondynka zaraz jej przerwała.
– Tam jest mój mąż i smoczyca! Drago nie będzie czekał z zabiciem ich! – Wstała gwałtownie i z bólem patrzyła na równie przestraszonych przyjaciół. – Musimy działać szybko. Valko, mogę z tobą lecieć?
Kobieta popatrzyła na synową ze współczuciem. Sama była przerażona na myśl, że jej syn – jedyne dziecko, jest w rękach szalonego człowieka, który wcześniej pozbawił życia jej ukochanego męża.
– Astrid, może lepiej zostaniesz tutaj? Jeźdźcy poradzą sobie i bez ciebie – zaproponowała Lauren, obawiając się o stan przyjaciółki. Wiedziała, że kiedy trzeba działać szybko, Astrid nie cofnie się przed niczym, nawet za cenę jej życia. Ale teraz była odpowiedzialna również za drugie, maleńkie życie kryjące się pod jej sercem.
– Nie, chce lecieć. Zajmij się potrzebującymi, dobrze?
Astrid siedziała już w siodle Chmuroskoka. Posłała Lauren lekki uśmiech, ale lekarka i tak była przerażona. Przecież jeśli coś się stanie jej albo dziecku, Czkawka nigdy nie wybaczy szatynce.
– Nie bądź nierozsądna – poprosiła ją po raz kolejny przyjaciółka, ale jeźdźczyni nie zamierzała jej słuchać. Valka przysłuchiwała się tej rozmowie, nic z tego nie rozumiejąc.
– Jestem wojowniczką. Potrafię o siebie zadbać.
Lekarka pokręciła tylko głową, ale nie zamierzała się też kłócić. Dobrze znała Astrid i nie uszło uwadze, że dziewczyna jest przerażona myślą o jej mężu w niebezpieczeństwie. Gdyby był to Nate, Lauren również nie zawahałaby się, by ruszyć na odsiecz.
Chwilę później chmara smoków i ich jeźdźców wyleciała z groty. Wszyscy nie wiedzieli na co się przygotować. Czy ich przyjaciel nadal żyje? Jaki widok zastaną?
– Dlaczego po prostu mnie nie zabijesz? – Mruknął Czkawka. Przed oczyma miał mroczki, kręciło mu się w głowie. I choć nie stracił dużo krwi, czuł się otępiały i senny. Miał ochotę po prostu położyć się i zasnąć – byle gdzie. Ale Drago miał inne plany. Mężczyzna spojrzał w ciemne chmury, słysząc ciche skrzeki rozjuszonych smoków.
– Znasz powiedzenie upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? – Zaśmiał się w końcu, wstając niechętnie ze skrzyni. Czkawka zamrugał, próbując zachować przytomność. Im dłużej przebywał z Drago, bym mniej rozumiał z tego, co wróg mówił.
– Mów do rzeczy – zniecierpliwił się szatyn. Oparł się natychmiast o mogę Wichury i wziął głęboki wdech.
– Myślę, że pokaz będzie znacznie lepszy.
Drago uśmiechnął się i dał znać jednemu z żołnierzy. Mężczyzna wyciągnął zza pasa róg i zadął w niego. Po kilku chwilach zza skał wyłoniły się dodatkowe łodzie. Nie było ich kilkanaście, a kilka tuzinów. Czkawka obserwował to zdarzenie z zapartym od strachu tchem. Jak tyle łodzi zdołało skryć się za tymi skałami? Wódz wychylił się nieznacznie i dostrzegł wnękę, która okazała się być głęboką, mroczną jaskinią.
– Mówiłeś, że twoi ludzie pomszczą śmierć wodza. A kto pomszcze ich?
Czkawka zamarł, gdy spod chmur wyleciało pięć smoków. Myślał, że gorzej być nie może, gdy w siodle Chmuroskoka dostrzegł Astrid.
Następne wydarzenia działy się naprawdę szybko. Wichura ruszyła do ataku, zabijając kolcami trzech mężczyzn. Pozostali żołnierze natychmiast zasłonili Krwawdonia, strzelając przy okazji w stronę smoka. Na całe szczęście śmiertnik odparł atak, zionąc ogniem.
– Zawracajcie! To pułapka! – Ryknął wódz Berk do Sączysmarka. Wojownik zerknął w stronę, gdzie wskazywał jego przyjaciel. Otworzył szeroko usta i najpierw ruszył pomóc Wichurze. Drago jednak zniknął w tym całym zamieszaniu, odlatując na opancerzonym koszmarze.
Hakokieł zmiótł resztę nieprzyjaciół, zaraz po tym, gdy Wichura padła na deski z powodu wbitej strzały prosto w nogę. Ryknęła boleśnie, próbując wstać, ale powstrzymał ją Czkawka, klękając przy przyjaciółce.
– Nie ruszaj się, mała – rzekł delikatnie. Poczuł się winien tej sytuacji, choć doskolane wiedział, jakie jest ryzyko. Strzała wbiła się głęboko, nawet pomimo twardych łusek smoczycy. Wódz postanowił nie wyjmować grotu. Zamiast tego chwycił za żagiel i zdarł z niego kawałek materiału i szybko owinął ranę Wichurki.
– Stary, wszystko okej? – Sączysmark przykucnął przy wodzu, spoglądając na jego ramię. Szatyn pokręcił głową.
– Ten sukinsyn znów próbuje odebrać nasz dom! – Zaklnął Czkawka, obserwując jak reszta smoków ląduje na szerokiej łodzi. Jorgerson złapał zdenerwowanego wodza za ramię i spojrzał na niego poważnie.
– Nie pozwolimy na to. Raz już go pokonaliśmy, więc zrobimy to po raz kolejny – obiecał mężczyzna. Szatyn westchnął, spuszczając głowę. Popatrzył jeszcze na wystającą z ramienia strzałę.
– Wyjmij mi to – wymruczał. Smark skinął tylko głową i sięgnął do groty. Upewniwszy się, że przyjaciel jest gotowy, jednym ruchem usunął ciało obce. Kiedy wódz odetchnął głośno, wstał i spojrzał na twarze przyjaciół. Zmarszczył czoło, zauważywszy Astrid.
– Masz wracać do schronu – rozkazał, gdy jego żona zeskoczyła ze smoka teściowej. Dziewczyna przewróciła oczyma.
– Musiałam być pewna, że jesteś cały – westchnęła cicho i nie czekawszy na jego odpowiedź podeszła do Wichury. Serce wojowniczki pękło, widząc jak jej ukochana przyjaciółka cierpi z powodu bólu. Śledzik poszedł więc i wyjąwszy flakonik zza pasa, wlał jego zawartość do pyska śmiertnika.
– Wyjdzie z tego bez szwanku. To nie jest groźna rana – uspokoił blondynkę, która podziękowała cicho, układając się bliżej smoczycy.
– Co teraz? Musimy opracować jakiś plan – rzekła Valka, kładąc dłoń na ramieniu syna. Czkawka popatrzył na prawo. Statki Drago płynęły wolno, ale za jakiś kwadrans na pewno dotrą do miejsca, gdzie akurat przebywali wojownicy z Berk.
– Sami nie damy rady. Jest nas za mało jak na tyle statków – zauważył słusznie wódz, zaczynając się zastanawiać. – Potrzebujemy więcej wsparcia.
– To nie będzie możliwe. Walki nadal trwają na lądzie, nawet z pomocą Geralda idzie niezbyt dobrze – odparł Śledzik. Czkawka uderzył dłonią o burtę. Odynie, dlaczego teraz?! – Pomyślał ze złością. Kiedy tylko się uspokoił, odwrócił się do przyjaciół.
– Więc musimy sami dać sobie radę. Zrobimy wszystko, by ochronić Berk przed tym brutalem.
Przez chwilę każdy dyskutował o najlepszej formie ataku i obrony. Jeźdźcy mieli mnóstwo doświadczenia, ale nawet i to nie dawało im przewagi. Każdy czuł, że może być to bitwa, która może się okazać ostatnią.
– Błagam, bądźcie ostrożni. Tam będzie się działo piekło.
Każdy czuł to samo – strach. Jakby nadziei już nie było, jakby szli po prostu jak na rzeź. Jednak cel był święty – ochrona Berk i jej mieszkańców, którzy sami nie dadzą rady się obronić.
Wszyscy wsiedli na smoki. Wichura, pomimo rany, sama rwała się do lotu, za co Czkawka był jej ogromnie wdzięczny. Doskolane wiedział, ile kosztuje smoczycę kolejny morderczy wysiłek.
– Mamo, podrzucić Astrid do ludzi Geralda. Są na szczycie za Zieloną Górą – zwrócił się do swej mamy wódz. Jego żona podniosła brew.
– Ale Czkawka...
– Nie ma czasu na dyskusję! – Rzucił zły. Nie chciał, żeby tak to zabrzmiało, ale irracjonalne zachowanie blondynki podnosiło mu ciśnienie. – Chyba nie zdajesz sobie sprawy, co wyprawiasz. Jestem twoim wodzem i masz wykonać rozkaz.
Astrid popatrzyła z bólem na męża, ale chcąc nie chcąc, przyznała mu rację. Mimo że za wszelką cenę chciała być przy boku ukochanego i przyjaciół, musiała zrezygnować w imię wyższego dobra, którym było ich dziecko, a także przyszłość Berk. Jeśli wyspa przetrwa...
– Kocham cię – powiedziała do niego i uśmiechnęła się krzywo. Valka chwyciła synową za dłoń, by dodać jej otuchy, a następnie Chmuroskok odbił się o deski i w mig zniknął w gąszczu wysokich drzew, by ukryć się od oczu wroga.
– Przepraszam, że musisz mnie odstawiać. Nie chciałam sprawiać dodatkowych kłopotów – wymruczała Astrid, zsiadając ze smoka. Gerald podszedł do wojowniczki, nie wiedząc, jaka jest przyczyna jej przybycia.
– Nie obwiniaj się. Wiem, że Czkawka chce cię chronić za wszelką cenę. Zwłaszcza teraz – wyjaśniła miło Valka. Kobieta popatrzyła wymownie na jej brzuch i uśmiechnęła się, na moment zapominając, że za chwilę będzie musiała wracać na pole bitwy. Astrid otworzyła szeroko usta, patrząc z szokiem na teściową.
– Skąd...
– Domyśliłam się. W końcu ja też jestem kobietą – odparła starsza jeźdźczyni, wymijając pytanie synowej. – Uważaj na siebie i proszę, jeśli coś będzie nie tak, uciekaj.
Astrid objęła swój niewielki brzuch i spokojnie skinęła głową.
– Niech bogowie mają was w opiece – powiedziała na odchodne do mamy. Szatynka podziękowała miło i już chwilę później zniknęła wraz z Chmuroskokiem pośród chmur.
Bitwa na lądzie dobiegła końca. Wygrana była po stronie Berk, ale zbyt wysokim kosztem. Zginęło wielu ludzi, młodych i starych. Ethan kroczył zmęczony po pobojowisku, szukając znajome twarze poległych wojowników. Czuł ogromny ból, zauważywszy dawnego przyjaciela, który zaledwie miesiąc temu został ojcem bliźniąt. Bliżej leżała młoda, na oko osiemnastoletnia dziewczyna. Była piękna. Miała rude, długie włosy ubrudzone krwią. Jej pełne usta były pociągające, a zgrabne ciało zapewne przyciągało niejednego mężczyznę. Hofferson ze smutkiem pomyślał, że tak młoda kobieta straciła życie, nawet nie zaznając uroków życia, namiętności, miłości. Blondyn zamknął oczy i westchnął głęboko. Wygrali. Powinien się cieszyć, lecz nie potrafił. Ze spuszczoną głową przeszedł dalej, starając się nie deptać po poległych. Dotarł do Gabrieli, która również szukała kogoś znajomego.
– Nie żyje mój kuzyn i jego syn... – Powiedziała od razu, wycierając łzę, która wolno toczyła się po jej czerwonym policzku. Blondyn po prostu ją przytulił. Trzymał mocno, zaczynając gładzić po jasnych włosach. Czuł, że dziewczyna drży.
– Polegli w słusznej sprawie. Są bohaterami i zapewne już zasiadają u stołu Odyna.
– Tak. Na pewno zasłużyli – odrzekła poważnie, ostatecznie odrywając się od ciepłego ciała Ethana.
– Chodźmy odpocząć. Zaraz potem zajmiemy się ciałami.
Oboje dołączyli do reszty wojowników, którzy siedzieli na schodach twierdzy. Nikt się nie uśmiechał, a wszyscy mieli łzy w oczach. Ich twarze ukazywały przeszłość, która właśnie dobiegła końca. I choć oni wytrwali, nosili ciężar, którymi byli ich polegli bracia i siostry.
Trzy godziny później.
Zniszczono dopiero dwie łodzie. Smoki były wycieńczone, dlatego kiedy jeden z nich odpoczywał, drugi starał się podwójnie. Czkawka właśnie wylądował, by dać chwilę odpoczynku Wichurze. Obserwował wszystko ze strachem. Po raz pierwszy w życiu czuł niemoc. Tak ogromną, wszechogarniającą beznadzieję. Nie miał nawet innego planu. Ludzie Geralda wciąż starali się pomagać znad skał, ale klify znajdowały się zbyt wysoko, by strzały mogły dosięgnąć większą liczbę wroga.
– Musimy lecieć – wódz pogłaskał smoczycę i wskoczył na jej grzbiet. Pomodlił się jeszcze do Odyna i skierował smoka na najbliższą łódź, która podpaliła się natychmiast od splunięcia płomieniem Wichury.
Astrid siedziała na łodzi dowodzącej. Piła ciepły napój o charakterystycznym smaku, ale dziewczyna jakoś nie zwracała na to uwagi. Myślała cały czas o mężu, przyjaciołach, którzy od wielu godzin próbowali pokonać Drago. Co jakiś czas przychodziły wieści – ani dobre ani złe. Blondynka więc czekała, modląc się gorąco. Uspokoiła się dopiero wtedy, kiedy zaczęła delikanie jeździć po swoim minimalnie wypukłym brzuchu. Nie mogła się jednak cieszyć z życia, które nosiła w sobie. Nie wyobrażała sobie wychować dziecka sama...
– Nie zamartwiaj się, pani. Wasi jeźdźcy to najtrwadsi wikingowie na całym Archipelagu.
Gerald pojawił się w kajucie. Przeszedł przez wąskie przejście i usiadł naprzeciwko Astrid, która nawet nie podniosła wzroku na rozmówcę.
– Czasem i najlepsi przegrywaja – powiedziała cicho, dopijając słodki napój. Mężczyzna oparł się o ścianę i minimalnie skinął głową. Nie chciał niczego mówić przy żonie Czkawki, ale mizernie szła im walka nad morzem. Smoki były silne, ale traciły powoli siłę...
– Zawsze jest nadzieja – dodał. Miał jeszcze zacząć nowy temat, gdy nagle usłyszeli wybuch, a statek zakołysał się ostro. Astrid spadła na plecy, od razu wstając i wybiegając z kajuty.
Zauważyła jak ludzie Geralda unoszą łuki i kusze ku górze. Spojrzała więc w tym kierunku nie wierząc własnym oczom. Otworzyła szeroko oczy i natychmiast pobiegła do pierwszego z żołnierzy.
– Wstrzymać ogień! Nie strzelać! – Krzyczała, wyrywając broń z rąk mężczyzn. – Powiedziałam WSTRZYMAĆ OGIEŃ!
Gerlad uniósł dłoń do swych ludzi.
– Wykonać rozkaz!
Nagle zrobiło się cicho. Zdezorientowani ludzie popatrzyli dziwnym wzrokiem na swego wodza i generała Berk. Kobieta patrzyła z nadzieją w górę, uśmiechając się szeroko.
– Szczerbatek! – Krzyknęła do chmur. Jej oczy zabłysnęły radośnie, zauważywszy znajomą nocną furię, która zwołana przez Astrid, wylądowała blisko niej.
– To przyjaciel. Nie strzelajcie ani do niego, ani do pozostałych furii - nakazała żona wodza. Zanim się odwróciła już leżała na ziemi przywitana przez język przyjaciela.
– Ja też strasznie za tobą tęskniłam – zaszczebiotała wojowniczka, głaszcząc smoka po głowie. Szczerbatek nie mógł zaprzestać tulenia do siebie blondynki. Łapą pomógł jej wstać, a następnie objął w śmieszny, lecz czuły sposób. Smok zamruczał nisko, zaczynając obwąchiwać młodą kobietę. Pachniała jakoś inaczej... W końcu zniżył łeb i przyłożył nos do jej brzucha. Zauważył dużą zmianę.
– Tak, zgadza się, mordko – zaśmiała się na reakcję Szczerbatka, który podskoczył przed wojowniczką. Wciąż zachowywał się jak ten dawny Szczerbatek, kochający swoich przyjaciół, i ten, który kochał być z lekka szalony.
Za alfą wylądowały kolejne furię. Astrid nie mogła uwierzyć – było ich mnóstwo. Z tego co kobieta zauważyła byli to samce. Samice są znacznie mniejsze i mają bardziej opływowy kształt ciała.
– Szczerbatku, posłuchaj mnie teraz – Astrid złapała smoka za łeb i popatrzyła głęboko w oczy. – Berk jest w niebezpieczeństwie. Musisz nam pomóc.
Smok doskonale zrozumiał słowa blondynki. Zamachnął skrzydłami i ryknął donośnie na swych towarzyszy. Pozostałe furie nawet nie marnowały więcej czasu – wzbiły się w powietrze. Astrid wskoczyła jeszcze na grzbiet przyjaciela i poprowadziła do Czkawki, który zdecydowanie potrzebował takiego silnego wsparcia.
Powinnam dostać kopa za to, że czekaliście tyle miesięcy... Bardzo Was przepraszam. Mam nadzieję, że ktoś tu jescze zagląda. Proszę, dajcie znać!
Następny we wtorek / środę :))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jaa ten... no... wrócę... ale muszę się pozbierać 😖
OdpowiedzUsuńPowodzenia 😘
UsuńW najlepszym momencie zakończyłas, czekam na next jak by mógł pojawić się szybciej to będę bardzo szczęśliwa
OdpowiedzUsuńPostaram się bardzo szybko!❤️❤️
UsuńJa ciągle jestem i zostanę zajebisty rozdział jak zawsze więcej miłości Czkawka Astrid Bosze kobieto ... xDDD LOVE <# <3 <3 <#
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak mnie to cieszy 😍😍😍😍😍
UsuńOj, będzie ❤️
O boziu *.* cudowny
OdpowiedzUsuńDziękuję niezmiernie😍😍
OdpowiedzUsuńPowiem, że jestem zachwycona tym rozdziałem.To jak Czkawka martwi się o Astrid,o ich dziecko,o Berk to jest tak urocze, że aż brak mi słów.
OdpowiedzUsuńCzkawka zawsze miał na celu ochronę swojej rodziny i Berk ❤️ NIC dziwnego, że się zdenerwował,kiedy As była na polu walki xd
UsuńBoskie❤ SZCZERBEK POWRACA!
OdpowiedzUsuńTak jest!❤️😏
Usuń