Jeźdźcy spędzili noc na nowo poznanej wyspie. Czkawka nie chciał rozglądać się od razu po tajemniczym lądzie, choć oczywiście sprawdził pobliskie tereny. Nic szczególnego jednak nie znalazł. Wódz zerknął na Szczerbatka i pogłaskał go z czułością po wielkim łbie. Smok zamruczał, ciesząc się rozkosznym drapaniem tuż za lewym uchem.
- Myślisz, że znajdziemy tu coś? - Rzucił smutno Czkawka, patrząc z utrapieniem na nocną furię. Szczerbatek prychnął tylko i ruszył wolnym krokiem przed siebie. Ułożył się w cieniu, gdzie siedzieli wszyscy jeźdźcy. Mieczyk drzemał, Szpadka czesała swoje długie włosy, Sączysmark zajadał kolejny kawałek ryby, a Astrid robiła notatki.
- Nie ma nas już... dwadzieścia trzy dni - wyjąkała z ogromnym zdziwieniem. Sama podróż z Berk na południe zajęło im dwa tygodnie, potem spędzili kilka dni na wyspie Południowców, a powrót na tę wyspę zajął im aż cztery dni.
- Zajmie nam to jeszcze więcej - rzucił niemrawo Smark, wyrzucając za siebie ości. Wytarł następnie tłuste ręce w spodnie i założył ręce za głowę. - Kto wie, może nawet i kolejne dwa tygodnie? - Mruknął wojownik i zamknął z rozkoszą oczy. Czkawka przyglądał się im z daleka, choć wszystko słyszał. Jego przyjaciele byli już zmęczeni psychicznie tą długą podróżą. W tym momencie wódz pomyślał, że mógł przecież lecieć sam. Nie narażałby nikogo, a na Berk zostałoby więcej świetnych jeźdźców.
Szatyn westchnął krótko i spojrzał na wysokie skały. Sam nie wiedział, gdzie zacząć szukać. Szczerze wątpił w znalezienie innej nocnej furii. Chciał się nawet poddać. Wrócić do domu, mimo że chciał dla Szczerbatka jak najlepiej.
- Ej, Czkawka, jaki masz plan? - Rzuciła Szpadka. Wódz podszedł do grupy i usiadł blisko Astrid. Dziewczyna nie zwróciła na to uwagi, skupiając się na notowaniu.
- Rozdzielimy się. Ja i Sączysmark będziemy badać część wschodnią, Astrid i bliźniaki zachodnią - wyjaśnił, patrząc na twarze przyjaciół. Ci z kolei nie wydawali się ani poruszeni ani zadowoleni. - Coś nie tak?- Spytał ostrożnie Czkawka.
Astrid podniosła głowę, nagle interesując się rozmową.
- Czy na pewno znajdziemy tego, czego szukamy? - Spytał smutno Sączysmark. Wojownik wiedział bowiem, że Haddockowi bardzo zależy na tej misji. Tak naprawdę była to ostatnia szansa.
Czkawka wzruszył ramionami. Chciał być pewien, że gdzieś w pobliżu jest nocna furia...
- Nie, Sączsmarku - westchnął szatyn.- Nie mamy pewności. Jedynie możemy wierzyć i modlić się o szczęście - mruknął niemrawo i położył się na chwilę na ciepłym piasku, który drażnił jego kark.
- W takim razie lepiej zacznijmy szukać. Każda chwila jest cenna - usłyszeli głos Astrid, która zamknęła z łoskotem notatnik i wstała. Zrzuciła z siebie metalowe naramienniki i zarzuciła długiego warkocze na plecy.
Jeźdźcy podzielili się tak, jak mówił Czkawka. Wódz szedł z Jorgersonem, uważnie obserwując otaczającą ich naturę. Jednak dla jeźdźców nie różniła niczym szczególnym od innych, nieznanych wysp. Tak samo zielona, gęsta i zarośnięta wszelkimi roślinami. Co jakiś czas drogę przecinały im małe straszliwce. Kilka z nich zwróciło swą uwagę, oglądając ciekawskim wzrokiem ludzi.
- Może nie widziały nigdy człowieka? - Spytał Smark, patrząc jak zielone ogony małych smoków znikają za ciemnymi krzakami. Czkawka wzruszył ramionami, akurat straszliwce nie za bardzo go interesowały...
Przypatrywał się mapie, jednak na papierze nie było zaznaczone miejsce przebywania nocnej furii. Może i mapa wyglądała na małą, jednak w rzeczywistości wyspa była ogromna. Badanie jej z pewnością zajmie jeźdźcom kilka dni.
- Nie wydaje ci się to dziwne? Przez przypadek znajdujemy się na wyspie dziwnych ludzi, oni są przyjaźnie nastawieni, nie boją się smoków i jakiś facet daje ci mapę ot tak? - Prychnął wojownik, zanadto gestykulując. Czkawka przewrócił oczyma. Nie chciał zanadto o tym myśleć. Ważne, że miał punkt zaczepienia.
- Jest to dziwne, ale chcę to zbadać. Może to być szansa dla Szczerbatka - odparł uczciwie i przyspieszył kroku. Sączysmark, widząc jak jego przyjaciel przeżywa całą tą sytuację, nie pisnął na ten temat ani słowa więcej. Pomagał za to Czkawce jak tylko mógł.
- Na Odyna, przyśpieszcie! - Zdenerwowała się Astrid, piorunując wzrokiem Mieczyka i Szpadkę. Bliźnięta trzymały w rękach jagody, którymi objadali się przez ostatnie dziesięć minut. Astrid i Wichura szły na przodzie. Blondynka szukała ciemnych jaskiń. Wiedziała, że większość smoków uwielbia mroczne, zimne groty, które służyły jako schronienie.
- Wyluzuj trochę - odparł Mieczyk, napychając buzię kolejną garścią jagód. Kilka z nich ubrudziło jego bawełnianą koszulę, ale jeździec nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
- Czkawka na nas liczy - powiedziała poważnie, odwracając się do przyjaciół. - Jeśli teraz nic nie znajdziemy, taka szansa może się już nie powtórzyć - dodała łagodniej, choć emocje nadal w niej buzowały. I choć nadal była nieco zła na męża, nie mogła mu nie pomóc. Zwłaszcza, że widziała jego przejęcie w oczach.
- To może my pójdziemy w lewo, a ty w prawo? Będzie szybciej - podsunęła Szpadka. Astrid obejrzała się do tyłu, niepewna tego pomysłu, ale w końcu zgodziła się.
- To co, mała, szukamy jaskiń...-Rzuciła Astrid do swej smoczycy i ruszyła przed siebie...
Mijały wielkie drzewa i bagna. Astrid wydawało się, że idzie bez końca, choć dziewczyna przypuszczała, że wyspa jest znacznie mniejszą. Zatrzymała się przy strumyku i nabrała w bukłak wody, którą następnie wypiła. Wichura schłodziła się zaś, skrzecząc wesoło. Jeźdźczyni zapomniała, że smoki gorzej znoszą upały.
- Chwila przerwy, a potem ruszamy dalej - nakazała blondynka. Rozplątała swojego warkocza i związała włosy w wysokiego, niechlujnego koka.
Kiedy dziewczyna oblała swoją twarz wodą, do jej torby podszedł maleńki straszliwiec. Smok, nie mogąc wyciągnąć smakowitych kąsek kurczaka, porwał całą torbę i zaczął uciekać wraz z nią.
- Ej! - Krzyknęła Astrid i rzuciła się w pogoń za małym złodziejem. Smok z jakiegoś powodu nie potrafił wzbić się w powietrze, ale i bez tego mial przewagę nad Astrid. Wojowniczka biegła za nim długi czas, a za nią podążała Wichura.
- Oddawaj torbę! - Rzuciła wściekłe. W torbie miała prowiant, opatrunki i co najważniejsze - notatki z podróży.
W końcu maluch skręcił i nie zdążywszy wyhamować, wpadł do ogromnej dziury. Astrid zatrzymała się i szybko wyciągnęła złodziejaszka. Wyrwała mu ze szponów torbę i odetchnęła z ulgą. Śledzik byłby zawiedziony, gdyby nie otrzymał tego notesu.
- I na co ci to było... - Westchnęła i puściła wolno straszliwca, który niezadowolony z obrotu sprawy, dmuchnął na wojowniczkę i uciekł. Astrid wstała i rozejrzała się. W tej części wyspy było znacznie chłodniej i mroczniej. Dziewczyna od razu poczuła dreszcze. Nie jest to przyjemne miejsce - pomyślała i zagwizdała, przywołując tym samym Wichurę, która zniknęła gdzieś w oddali.
Kiedy Astrid ruszyła drogą powrotną, zauważyła dziwne, ogromne ślady. Serce od razu przyspieszyło, a żołądek ścisnął się natychmiast.
Ruszyła więc powoli, idąc cały czas śladami dzikiego smoka. Dziewczyna rozglądała się uważnie, gotując na jakikolwiek atak ze strony leśnego zwierzęcia. W ręku trzymała już nóż, jedyną broń jaką miała przy sobie, gdyż topór pozostał przy siodle Wichury. Astrid zmartwiła się, kiedy jej przyjaciółka nadal się nie pojawiała.
Przedostawała się przez mocne pnącza, krzaki z ostrymi kolcami i innymi roślinami, które blokowały jej drogę. W końcu dotarła na niewielką polanę porośniętą jaskrawą zielenią. Miejsce wyglądało na niezwykle magiczne. Astrid wzięła głęboki wdech i oniemiała zrobiła kilka kroków dalej. Poprawiła torbę na swoim ramieniu i ruszyła pewnie przed siebie. Było to dla niej dziwne. Jeszcze kilkadziesiąt metrów wstecz las wydawał się mroczny, tajemniczy i niebezpieczny, a teraz wyglądał na krainę z baśni.
Po prawej stronie polanki Astrid dostrzegła dwa szerokie wejścia, jakby wdrożone ścieżki, do dalszej części lasu. Zignorowała je jednak i szła dalej, co jakiś czas wygwizdując. Dopiero za trzecim wołaniem pojawiła się Wichura.
- Gdzie ty się podziewałaś? - Rzuciła oskarżycielsko blondynka, kiedy jej smoczyca wylądowała blisko niej. - Dobra, nieważne. Wracamy na zachodnią część wyspy.
Jeźdźczyni wskoczyła na grzbiet Wichury i już miały startować, gdy ich drogę zagrodził smok, którego żadna z nich się nie spodziewała...
Potężny tajfumerang zaryczał głośno, zrzucając z siodła Astrid siłą ryku. Wojowniczka upadła boleśnie na plecy, ale natychmiast wyprostowała się i wyciągnęła z siodła topór. Wichura natychmiast najeżyła się i splunęła kulą ognia w górę, by wezwać pozostałych jeźdźców.
- Spokojnie, mała - wyszeptała Astrid, dotykając delikatnie nogę smoczycy. Ta cofała się ostrożnie, chroniąc przyjaciółkę.
Tajfumerag cały czas wpatrywał się w dwójkę, która naruszyła jego święty teren. Smok zamachnął ogromnymi skrzydłami i ponownie zaryczał. Astrid obawiała się, że gad zaraz rzuci się na Wichurę. A w tym starciu śmiertnik nie miałby najmniejszych szans. Tajfumerang podszedł jeszcze bliżej, prowokując Wichurę do ataku. Smoczyca wystrzeliła kolce z ogona, trafiając nieprzyjaciela w pysk. Smok wściekłe zaryczał i cofnął się, co pozwoliło Astrid wskoczyć na siodło. Dziewczyna chciała szybko wzbić się w powietrze, jednak mściwy tajfumerang przyszpilił Wichurę wraz z jeźdźczynią do ziemi. Blondynka przestraszyła się nie na żarty. I choć jej przyjaciółka atakowała czym mogła, czuła, że nie zrobi to krzywdy większemu gadowi.
Tajfumerang chwycił Wichurę w pysk i rzucił nią kilka metrów dalej.
- Nie! - Krzyknęła zrozpaczona i przerażona jeźdźczyni. Szybko podniosła się i podbiegła po topór, którym następnie cisnęła w stronę tajfumeranga. Ten nawet nie poczuł. Szedł wolno w stronę leżącej smoczycy, jak wilk w stronę ofiary, która wiła się bezsensownie.
- Wichura, wstawaj, proszę! - Wrzasnęła blondynka. Smoczyca zamachnęła skrzydłami i wzbiła się w powietrze. - Uciekaj! Szybko!
Astrid machała do przyjaciółki, która z trudnością unosiła się w przestworzach. Najwyraźniej smoczyca nie miała zamiaru opuszczać swej pani.
- LEĆ STĄD! - Krzyknęła wojowniczka tak mocno, jak mogła. Wichura wykonała rozkaz i wycofała się do chmur. Astrid wiedziała, że gadzina wykonuje tak zwany manewr ukrycia.
Teraz blondynka musiała zbadać o własne bezpieczeństwo. Powolutku zaczęła się cofać. Odkąd Wichura ukryła się pośród chmur, tajfumerang zwrócił uwagę na nią. Wpatrywał się w małego człowieka swoimi krwistymi oczyma, jakby myślał o ataku. Astrid wpatrywała się w jego slepia ze strachem. Jeszcze nigdy w życiu tak się o siebie nie bała. Zamiast myśli o stracie życia, myslala o swojej rodzinie, której może przecież już nie zobaczyć. Wystarczyłby jeden sprawny ruch skrzydłem, by rzucić wojowniczką o drzewo, pozbawiając ją tym samym przytomności. W najlepszym wypadku oczywiście.
- Grzeczny smoczek - mówiła spokojnie, choć wewnątrz paraliżował ją ogromny strach. Dziewczyna fizycznie czuła jak żołądek skręca ją z obawy. Mimo to musiała być silna. Miała nadzieję, że lada moment ktoś przyleci z pomocą...
Smok wyciągnął długą szyję, zatrzymując w bezruchu Astrid. Dziewczyna zamknęła oczy i zdusiła wewnętrzne napięcie. Chciało się jej wymiotować z nerwów. Tajfumerang wąchał ją uważnie, aż w końcu podniósł delikatnie za pomocą zębów.
- Nie...nie - mówiła, waląc pięściami w jego nozdrza. - Postaw mnie na ziemię! - Powiedziała dosadnie, obawiając się, że smok ją pożre. Ten przeniósł ją kawałek dalej i chciał zawiesić na drzewie, gdy w jego plecy uderzyła kula ognia. Astrid odetchnęła z ogromną ulgą, gdy zauważyła postać koszmara ponocnika.
- Ej, puszczaj ją, bo inaczej sobie pogadamy! - Krzyknął w stronę tajfumeranga Sączysmark. Wojownik wymachiwał zręcznie toporem, jakby chciał zaraz rzucić w przedstawiciela klasy ognistej. Hakokieł ponownie splunął kulą ognia, zwinnie latajac nad nieprzyjacielem. Tajfumerang otworzył paszczę, puszczając tym samym Astrid, która spadła prosto w krzaki. Dziewczyna wolno wyszła z nich i powstrzymując ból i zawrót głowy ruszyła na drugą stronę polany. Przywołała Wichurę i wycofała się,ponieważ wiedziała, że jej przyjaciółka nieźle oberwała.
Kiedy Sączysmark próbował przegonić wrednefo smoka, na miejsce dotarł Czkawka wraz z bliźniakami. Wódz nawet nie zdążył zapytać Astrid, co się dzieje. Od razu rzucił się na pomoc Sączysmarkowi. Potrójna moc smoków skoncentrowała się na grzbiecie tajfumeranga, który nawet nie zdążył odpowiedzieć atakiem. Ryczał zaciekle, ale pod wpływem Szczerbatka jako alfy, uciekł, wzbijając się w powietrze.
Kiedy smok odleciał w przeciwnym kierunku, Astrid sprowadziła Wichurę na ziemię. Dziewczyna zsunęła się ledwo żywa i pochylając się, zaczęła wymiotować.
- Astrid! - Krzyknął zmartwiony Czkawka, docierając do żony. Blondynka drżała, nadal wymiotując. Czuła jak żołądek ciągle się kurczy, a jej serce biło jak oszalałe. Szatyn chwycił jej potargane włosy i przełożył do tyłu, by ich nie ubrudziła.
- W porządku? - Spytał czule, patrząc na bladą wojowniczkę. Dziewczyna kiwnęła po chwili głową, choć nie potrafiła wymówić ani słowa.
- Dajcie gazę i wodę! - Rzucił Czkawka. Szpadka szybko wyciągnęła ze swojej torby potrzebne rzeczy i podbiegła do przyjaciół. Pomogła obmyć twarz Astrid, a potem podała jej wody. Wojowniczka wzięła tylko łyk i odetchnęła głęboko, zamykając oczy. Tak bardzo się przeraziła. Trzymał ją w pysku całkiem dziki smok... Jego slepia były tak bardzo przerażające...
- Spokojnie, bierz głębokie wdechy.
Czkawka delikatnie masował jej plecy. Zmartwił się stanem Astrid, ponieważ nie wiedział, co go wywołało.
- Wichura... - Wyjąkała, odwracając się. Wstała i chwiejnym krokiem podeszła do przyjaciółki, która leżała płasko. Wódz natychmiast podtrzymał żonę. - Ma złamane skrzydło - zauważyła Astrid, zasłaniając usta dłonią. Chciało się jej płakać. Jej przyjaciółka naraziła swoje zdrowie i życie, by tylko jeźdźczyni zdołała uciec.
- Zajmiemy się nią. Teraz musimy znaleźć schronienie. Ten tajfumerang może w każdej chwili wrócić - rzekł szatyn. Ruszyli w jedno z szerokich wejść do lasu, od razu szukając odpowiedniej jaskini.
Dzień dobry, mordeczki! Mam nadzieję, że wakacje mijają Wam przyjemnie 😎
Czytasz? Zostaw opinię! Będę baardzo wdzięczna. Komy = szybciej rozdział 😋