Mapa
Toeye prowadziła Czkawkę przez kilka minut. Jeździec rozgladal się
wokół, jakby chciał zapamiętać niecodzienny widok wyspy. Gęsty las
wydawał się być mroczny i zbyt tajemniczy, by tam wejść. Czkawkę jednak
to zraziło. W Berk bardzo często spacerował po lasach, więc ich naturę
już dawno poznał. Mężczyzna odwrócił wzrok, który powędrował ku niebu.
Nieboskłon był zalany ciemnymi chmurami, jakby lada moment miał lunąć
deszcz, a mimo to nadal panował nieznośny upał. Czkawka zaczesał kilka
kosmyków włosów za ucho i spojrzał przed siebie, gdzie pojawił się
znacznie większy, beżowy namiot ubrudzony gdzieniegdzie pyłem. Toeye
zatrzymał się tuż przed wejściem i spojrzała poważnie na jeźdźca. Jej
ciemne oczy zabłysły przez moment. Przez chwilę Czkawka poczuł się
nieswojo, jednak przemógł dziwne uczucie i bez słowa wszedł do środka
namiotu. Mimo później pory, wewnątrz było jasno. Rozstawione świece oświetlały pomieszczenie, które było zbyt duże jak na zwykły namiot.
Czkawka rozejrzał się w poszukiwaniu Treja, którego zastał w rogu.
Pulchny mężczyzna siedział w bujanym fotelu, a jego jasny wzrok
przeszywał jeźdźca na wskroś.
- Chciałeś ze mną rozmawiać - zaczął
szatyn, choć przypomniał sobie, że południowiec go nie rozumie. Trej
wskazał ręką na poduszki. Szatyn skinął głową i zajął miejsce. Przez
chwilę nie wiedział, co robić, powiedzieć. Jak rozmawiać z kimś, kto nie
rozumie języka wikingów?
Zaskoczeniem okazało się to, że Trej
wstał i podszedł do małej, dębowej szafki, która skrzypnęła niemiło, gdy
mężczyzna otworzył ją. W jego rękach znalazła się gruba, zniszczona
książka. Czkawka przyjrzal się jej z ciekawością. Księga przypominała
księgę Berk, w której zapisywano ważne wydarzenia z życia wioski.
Przywódca południowców usiadł naprzeciw Czkawki i otworzył trzymaną
książkę. Przewertował kilka stron i zatrzymał się na jednej z nich.
Przypatrzył się jej, a następnie odwrócił księgę w stronę jeźdźca.
Młody wódz zmarszczył czoło, widząc przed sobą rysunki różnych wysp.
-
Nie rozumiem - mruknął Czkawka, patrząc ze zrezygnowaniem na Treja. Ten
zastukał palcami w jeden szkic, skupiając uwagę szatyna. Jeździec
starał się cokolwiek zrozumieć. Zapiski nie były w języku południowców,
więc Trej musiał znać co najmniej dwa języki.
- Patrz - mówił
mężczyzna. Szatyn skrzywił się, słysząc dziwny dźwięk tego słowa.
Najwyraźniej Trej poznał pojedyncze słowa w języku wikingów. Czkawka
przyjrzał się dokładniej. Rysunek przedstawiał wyspę z lotu ptaka, a
następne z różnych stron. Szkice były bardzo dokładne, jakby ktoś
prowadził szczegółowe obserwacje lub badania.
- Chcesz, żebyśmy
tam lecieli? - Czkawka zerknął na Treja. Jego pomarszczona twarz napięła
się, gdy mężczyzna uśmiechnął się. Jeździec nadal nie rozumiał.
Dlaczego Trej pragnął, aby wikingowie tam polecieli? Czy jest to
pułapka,
- Przykro mi, przyjacielu, ale kierujemy się na Stare
Morza. Ta wyspa leży w przeciwnym kierunku. Czkawka oddał księgę ze
smutkiem. Mimo że chciał pomóc Trejowi, jego priorytetem było co innego.
Poza tym, musiał się spieszyć - nie mógł zostawić Berk zbyt długo.
Młody mężczyzna chciał się pożegnać i wyjść, lecz usłyszał głos Treja:
-
Nie - powiedział przywódca i pociągnął wodza z powrotem na poduszki.
Położył na ziemię księgę na tej samej stronie, a potem wziął w dłoń
pergamin, pióro oraz czarny atrament. Oddał te rzeczy jezdzcowi i
podsunął niemal pod nos rysunki nieznanej wyspy.
- Mam je przerysować? - Spytał z niemałym zaskoczeniem. Trej zastukał po raz kolejny w szkice.
-
Rysować - odparł, więc szatyn wziął się do pracy. Nie chciał nic
myśleć, mimo że sytuacja wydawała się dość dziwna. Po kilku minutach
kopia była już gotowa. Czkawka chciał oddać rysunek, lecz Trej pokręcił
głową.
- Ty - pokazał palcem na wodza Berk. Zmieszany jeździec zaciął się. Nic z tego nie rozumiał. Po co miałby rysować tę mapę?
Dlaczego Trej chce, żeby drużyna z północy tam leciała?
-
Zapytać Toeye. Wyjaśnić - dodał łamanym językiem Wandali. Jeździec
nocnej furii zamrugał dwukrotnie, lecz skinął głową. Tłumaczyła na pewno
wyjaśni mu całą sytuację.
Dwudziestopięciolatek pożegnał się
cicho i wyszedł z namiotu. Zaczerpnął głośno powierza, jakby nie
oddychał przez kilka minut. Zamknął oczy, by odprężyć się przez chwilę.
Chciał wrócić do domu, zasnąć w przytulnych czterech ścianach i
zapomnieć o wszystkim. Czuł tak wiele obaw; po raz pierwszy w życiu miał
mętlik w głowie. Nie wiedział, co robić. Wrócić do domu i zająć się
ludźmi? A może pozostać i szukać choćby najmniejszego śladu innej nocnej
furii? Przecież Travis zapewniał o istnieniu tych smoków na południu...
Czkawka od samego początku wiedział, że znalezienie nocnej furii
graniczy z cudem. O ile istnieje, bo jeśli nie, świat może pożegnać ten
wspaniały gatunek.
Myślenie przerwało dobrze znane Czkawce
mruczenie. Otworzył zmęczone oczy i ujrzał przed sobą swojego
przyjaciela. Szczerbatek podreptał do niego i otarł głowę o ramię
jeźdźca.
- Nie zostawisz mnie na krok, co? - Zaśmiał się wódz,
drapiąc smoka pod brodą. Szczerbatek mruknął zadowolony, wywalając
kawałek różowego języka. - Idziemy poszukać Toeye - powiedział wódz i
poklepał przyjaciela, prowadząc go przed siebie.
Tłumaczka stała przy dróżce, którą szli wcześniej.
- Muszę z tobą pomówić - zaczął Czkawka. Kobieta skinęła głową, nie zadając żadnych pytań.
Oboje szli wśród cichego lasu. Czkawka pokazał Toeye mapę, którą mężczyzna rysować kilka chwil temu.
- Jak myślisz, po co mi to dał? - Spytał szatyn, patrząc na zdumioną kobietę. Tłumaczka wzięła głęboki wdech.
- Chodzi o pewną sprawę, która męczy mojego pana - wyznała cicho.
Czkawka czekał cierpliwie. Miał nadzieję, że Toeye powie mu coś, co może być przydatne w dalszej drodze.
- Trej wiedział o waszym istnieniu, słyszał fakty od handlarzy, że na północy istnieje ostoja dla smoków, którą jest twoja wyspa, Berk. Nasz lud traktuje smoki jako święte zwierzęta, kiedyś oddawano im cześć i składano podarki... To dlatego nikt nie zwrócił na was większej uwagi, rzadko kiedy dotykamy smoków, zazwyczaj robią to przywódcy, jak Trej...
- Ale co to ma wspólnego z mapą? - Przerwał jej. Toeye wzięła wdech.
- Na tej wyspie mieszkało plemię, które pozostawiło po sobie ślady. Krążą pogłoski, że tam wykluł się pierwszy oszołomostrach. Niektórzy uważali go za boga... Sądzę, że znajdziesz tam coś, co ci pomoże.
Szatyn zatrzymał się gwałtownie i spojrzał poważnie na kobietę.
- Skąd wiesz czego szukam? - Spytał ostrożnie.
- Twój smutek w oczach mówi wszystko...
Odparła i wyprzedziła mężczyznę samego sobie i zniknęła za gęstymi krzakami.
Czkawka
leżał w namiocie. Nie chciał wracać na zabawę. Musiał pomyśleć nad
mapą. Możliwe, że jest to w pewnym sensie wskazówka. Mówił bowiem
Trejowi, że poszukują innej nocnej furii. Może mężczyzna wiedział coś, o
czym chciał się podzielić z Czkawką?
Czy jest możliwość, aby na tej wyspie istniała nocna furia?
Szatyn
westchnął głośno i przełknął ślinę. Wydawałoby się to zbyt prosto. Znajdują się na dziwnej ziemi, gdzie ludzie wyglądają zupełnie inaczej i
ktoś ot tak kieruje ich w miejsce, gdzie może żyć smok, którego
szukają? Nie. To niemożliwe. Jeździec czuł, że to haczyk, ale mimo to,
postanowił skierować się tam, gdzie polecił Trej. Jeśli nic nie znajdą, zawrócą w kierunku wyspy, o której mówił kilka miesięcy temu Travis.
- Dobranoc, mordko - szepnął szatyn i odwrócił się na bok, zasypiając w mgnieniu oka...
Następnego
dnia jeźdźcy zbierali się do drogi. Astrid krzątała się po namiocie
zbierając swoje rzeczy. Próbowała zagadnąć męża luźna rozmową, ale
jeździec odpowiadał niemrawo i niechętnie, więc dziewczyna nie
naciskała. Nie chciała również zmuszać go, aby powiedział, co się
dzieje. Uważała, że Czkawka prędzej czy później wyjawi, o co chodzi.
- Czkawka, pakuj się już - ponagliła go żona.
- Tak, tak... - Mruknął jeździec i wstał z niskiego łóżka. Pochylił się, zbierając koszulę, którą następnie ubrał.
Kiedy
oboje byli już gotowi, ruszyli do centrum wioski, gdzie czekał na nich
Trej. Zmęczony Czkawka poklepał Szczerbatka po głowie i oboje wyszli z
namiotu.
Doszli jako ostatni. Trej zwrócił na niego uwagę, a potem na Szczerbatka, który wydawał się być niezruszony.
- Nasz przywódca życzy spokojnej drogi - powiedziała sztywno Toeye. Czkawka skinął głową i wsiadł na grzbiet Szczerbatka.
-
Bardzo dziękujemy za gościnę. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy -
rzekł wódz Berk, mimo że nie miał zamiaru widzieć tych ludzi ponownie.
Był im bardzo wdzięczny za uratowanie zdrowia, a może i życia, jednak
dla niego ci mieszkańcy wydawali się zbyt tajemniczy. Toeye przetłumaczyła szybko, patrząc na swojego wodza. Ten mruknął coś i
podszedł do Czkawki. Jego ciemny wzrok przeszył młodego mężczyznę po raz
kolejny.
- Pamiętać - rzekł cicho Trej, pukając się dwa razy w
głowę, a potem pokazał na torbę, gdzie Czkawka ukrył mapę. Szatyn skinął
głową, choć niechętnie.
Każdy jeździec pożegnał się
szybko i na grzbietach silnych smoków wzbili się w powietrze.
Szczerbatek zaryczał głośno i podążył za resztą przyjaciół. Kiedy smok
znalazł się na przodzie formacji, do nocnej furii podleciał śmiertnik, a
na nim siedząca Astrid.
- Co się dzieje? - Zapytała męża. Czkawka uśmiechnął się do niej sztucznie.
- Głowa mnie boli - skłamał. - Chciałbym w końcu wrócić do domu - dodał na luzie, jakby było to błahostką.
- Zbadamy tę wyspę, o której mówił Travis i potem zmywamy się do domu. Zajmie nam to najwyżej dwa tygodnie - odparła czule.
-
Wiem, Astrid - powiedział i wyciągnął z torby mapę, którą zabrał z
Berk. Przyjrzał się wyspie zaznaczonej przez Travisa, a potem wyciągnął
kopię otrzymaną od Treja. Czkawka chciałby sprawdzić tę wyspę, ale
musiałby zawrócić i lecieć na północ, co oznacza, że Stare Morza muszą
poczekać. Co jeśli to Travis miał rację? Jeźdźcy stracą czas, jeśli
polecą na północ, a potem zawrócą na południe, gdzie leży wyspa
wspomniana przez Travisa. Teraz Czkawka musiał wybrać, choć sam czuł się
pomiędzy młotem a kowadłem.
- Mordko, jak myślisz, północ czy
południe? - Zapytał przyjaciela, pochylając się do przodu. Szczerbatek
popatrzył na niego zdziwiony, po czym poruszył śmiesznie uszami. - Ty
też nie masz pojęcia... - Jęknął jeździec i przyrównał dwie mapy.
Rozniły się całkowicie. Jedna wyglądała niemal jak Berk, a druga była
malutka, niczym kropla w morzu.
Czkawka spojrzał przed siebie i
zamknął oczy. Musiał wybrać teraz. Po chwili myślenia zatrzymał się i
spojrzał na przyjaciół, mówiąc:
- Zwracamy.
- Co? Dlaczego? - Rzucił od razu Sączysmark, patrząc z wielkim zdziwieniem na wodza.
-
Wyjaśnię wam na postoju, a teraz kierujemy się na północ - odparł
Czkawka swoim pewnym, wodzowskim głosem. Każdy zauważył, że był
poirytowany.
Każdy popatrzył na siebie.
- Czkawka, na pewno dobrze się czujesz? - Spytała Szpadka. - Może od tego uderzenia trochę ci się pokręciło...
- Wszystko gra - odpowiedział ze złością. - A teraz pospieszmy się. Musimy przelecieć pięć godzin!
Dobry wieczór, kochani! W końcu wróciłam :') Czuję się bardzo głupio, że przez miesiąc nic nie dodałam :( Mam nadzieję, że wciąż tu jesteście.
Chciałabym bardzo podziękować za Wasze cudownie komentarze, zarówno tutaj, jak i na wattpadzie. Jesteście mega! I jest Was coraz więcej za co jestem strasznie wdzięczna <3
Postaram się dodać kolejny rozdział w mniej niż tydzień. Mam nadzieje, że już nie zawiodę. Miłego tygodnia ^^
Ja chce więcej! Ja chcę więcej!!!! Już się doczekać nie mogę!
OdpowiedzUsuńCieszę się! Postaram się dodać w piątek :*
UsuńTy wiesz, że mogę czekać nawet bardzo długo, byle się doczekać :* Dalsza część komka później, muszę wrócić do domu... ahhh te końce roku szkolnego :D
OdpowiedzUsuń