piątek, 27 stycznia 2017

Nowe intrygi

                                       Czkawka siedział przy palenisku, rozkoszując się ciepłem ogniska. Szczerbatek zajadał cicho ryby, a kiedy skończył ułożył się blisko przyjaciela. Smok nigdy nie lubił odchodzić od jeźdźca zbyt daleko. Myśli wodza wciąż krążyły wokół Travisa i tego, co powiedział. Z jednej strony chciał wsiąść na grzbiet Szczerbatka jak najszybciej, ale z drugiej strony był pełen obaw. Nie znał Travisa, więc równie dobrze mógłby kłamać. Ale po co? Żeby pozbyć się Czkawki z wyspy i żeby jakikolwiek klan mógł zaatakować? To brzmi szalenie. Berk jest strzeżona przez setki smoków, poza tym wikingowie to wojowniczy ludzie i będą zaciekle bronić domu. Berk jest bezpieczna.
- Chciałbyś poznać swoją rodzinę? - Spytał Czkawka, drapiąc smoka za uchem. Szczerbatek zamruczał, a potem skulił się, jakby wcale nie interesował się możliwością odnalezienia braci i sióstr. Po chwili wódz wziął mapę i zaczął się jej przyglądać. Jeśli jest chociażby mała szansa na znalezienie innej nocnej furii, on musiał to sprawdzić. Inaczej nie mógłby sobie darować.
W głowie Czkawki zaczął snuć się plan, jednak zanim zaczął zapisywać na papierze pomysły, drzwi do domu otworzyły się szeroko. W przedsionku pojawiła się Astrid a za nią Ethan. Oboje rozmawiali na temat broni, a potem zdjęli buty i przedostali się do ciepłej części domu.
- Dzień dobry - przywitała się dziewczyna, cmokając przelotnie męża w policzek.
- Cześć, Czkawka - dodał Ethan, wyciągając dłoń. Jeździec przywitał się ze szwagrem i uśmiechnął się. Astrid zniknęła w kuchni, przygotowując gorący napój.
Wódz uśmiechnął się szeroko, widząc jak relacja blondynki z Ethanem wolno buduje się od nowa. Wojowniczka zarzekała, że pogodziła się z bratem już dawno temu i jak widać nie kłamała.
- Planujesz coś? - Spytał zainteresowany mężczyzna, przyglądając się mapie.
Czkawka westchnął i opowiedział blondynowi o Travisie. Kiedy skończył opowiadać, Ethan zmarszczył czoło.
- Dla mnie brzmi to jak podstęp - powiedział od razu.
- Tak, wiem - mruknął wódz i usiadł z powrotem na krześle. Szczerbatek podniósł łeb i trącił nim rękę przyjaciela, który pogłaskał go z czułością.
- Ale zapewne będziesz chciał wyruszyć - zaśmiał się delikatnie Ethan. W tym czasie do salonu weszła Astrid, niosąc na tacy trzy kubki herbaty z imbirem.
- Dzięki - powiedział blondyn, odbierając od siostry naczynie.
- Nadal o tym myślisz? - Spytała męża, pochylając się nad mapą. - Masz już jakiś plan?
Mężczyzna skinął głową.
- Chciałbym wyruszyć po tym, jak skończymy umacniać klify. Opiekę nad Berk powierzę mojej mamie.
- Kto leci z tobą? - Spytał Ethan, przysuwając krzesło i siadając blisko szwagra.
- Astrid, Sączysmark i bliźnięta - wyjaśnił ku zaskoczeniu żony.
- Myślałam, że weźmiesz Śledzika i Nate'a - powiedziała i odłożyła tacę na bok.
- Ktoś z jeźdźców musi zostać na Berk. Poza tym nie chcę narażać Nate'a... - Wyprostował.
Astrid spojrzała na męża.
- Nie podoba mi się to - rzekła z troską w głosie.
- Taka okazja może już się nie powtórzyć - odparł, patrząc na Szczerbatka.
- No dobrze, w takim razie omówmy jakiś plan - klasnęła w dłonie i poprawiła na stole mapę. Czkawka posłał jej uśmiech, a potem wyjął notes, nie chcąc zapomnieć o żadnym szczególe.
                             Postanowili, że wyruszą za dwa tygodnie. Czkawka nie chciał opuszczać Berk zanim budowa obrony północnego klifu nie  zostanie zakończona. Valka będzie sprawować tymczasową władzę, a Nate'owi i Śledzikowi wódz przydzielił lekcje w akademii. Brzmi prosto, ale Czkawka czuł się niepewnie. Przecież nie będzie go przez co najmniej dziesięć dni. Sama wyprawa zajmie cztery dni drogi, ale przecież trzeba też się rozejrzeć po okolicy.
- Czkawka, wyluzuj, nie opuszczasz Berk na stałe - zaśmiał się Ethan, klepiąc delikatnie mężczyznę w ramię. Szatyn westchnął, ale uśmiechnął się delikatnie.
- Odkąd Drago zaatakował stałem się trochę przewrażliwiony na punkcie ochrony - odpowiedział szczerze, patrząc szmaragdowym, nieco przyćmionym, wzrokiem na mapę.
- To nic złego - rzuciła Astrid, która siedziała wygodnie na kanapie. W ręku trzymała kolejny kubek gorącej herbaty z imbirem.- No chyba, że zaczniesz wariować - dodała z lekkim uśmiechem. Ethan zawtórował siostrze.
- Dziękuję za wiarę, kochanie -prychnął, śmiejąc się do niej.


                           Na dalekim południu dryfował samotny statek. Ogromna łódź wolno poruszała się do portu, gdzie czekali marynarze. Ostatnie promienie słońca rzuciło poświatę na twarze młodzieńców. Kiedy stara łódź dobiła do brzegu, kilku wikingów chwyciło liny i szybko przycumowali statek do silnego mostu.
- Wreszcie - wysoki mężczyzna wessał ciepłe powietrze i westchnął zadowolony po czym wstał. Rozprostował nogi i wychodząc wolno z kajuty, zaczął się rozglądać po ogromnej wyspie. Handel kwitł jak nigdy. Ludzie z różnych wysp, kontynentów, państw kręcili się wokół bazarów z bronią, książkami, skokami, biżuterią, dokonując transakcji albo wymiany.
- Mam nadzieję, że podróż była udana - mężczyzna zwrócił wzrok ku kobiecie odzianej w delikatną sukienkę z jedwabiu. Ciemne oczy pięknej wojowniczki uważnie śledziły ruchy przybysza.
- W miarę - odparł i zszedł wolno na ląd. Rozejrzał się po raz kolejny, a po chwili skupił się na rozmówczyni. - Mam nadzieję, że dostanę to, o czym dyskutowaliśmy wcześniej.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście - odparła bez ogródek. - Zawsze dotrzymuję obietnic. Poza tym, jestem najlepszym handlarzem na całym Południowym Archipelagu.
Dwudziestolatka rozłożyła ręce szeroko i zakręciła się, okazując swoją sylwetkę. Mężczyzna prychnął.
- Mnie obchodzi tylko mój zysk - rzucił oschle. Młoda wojowniczka przewróciła oczyma. Jej kolczyki zabłyszczały w słońcu, kiedy odwróciła głowę.
- Kiedy chcesz atakować? - Spytała poważne, patrząc głęboko w oczy przybysza.
- Jak armia będzie w gotowości, a to może potrwać.
- Widzę, że nie spieszy ci się - rzuciła, krzywiąc się, kiedy wysoki mężczyzna ruszył przed siebie, nie bacząc na rozmówczynię.
- Ostatnim razem z tego pośpiechu wyszło tyle, że ledwo przeżyłem. Teraz będzie inaczej - odpowiedział, choć nawet nie odwrócił się do dwudziestolatki. Dziewczyna zrównała się z nim krokiem.
Dotarli do małego namiotu, gdzie szperały w rybach straszliwce. Tajemniczy przybysz westchnął ciężko i kopnął jednego z nich.
- Wynocha mi stąd, paskudne szkodniki - mruknął niezrozumiale pod nosem. Idąca za nim wojowniczka pomyślała, że niemal pięćdziesięcioletni mężczyzna musi naprawdę mieć dosyć smoków.
- Przecież nic ci nie zrobiły - wytknęła, siadając koło biurka, gdzie siedział już przybysz.
- A ty co, bronisz te małe paskudy?  - Warknął. Jego ciemne oczy zabłyszczały gniewnie. Dwudziestolatka wzdrygnęła się nieco i odchyliła głowę.
- Nie, ale na wyspie są obrońcy smoków. Nie chciałbyś się im narażać - rzuciła, wzruszając ramionami.
- Ci z Berk? - Burknął i zaczął przeglądać żółte papiery zalegające na dębowym biurku.
- Nie. Są tu ludzie Gerarda. Szukają dobrych okazji - wyjaśniła grzecznie.
- Gerard... Nigdy nie potrafił sam się bronić. Gdybym chciał, jego wyspę zniszczyłbym jako pierwszą.
Mężczyzna przeszukał wzrokiem jeszcze kilka listów, aż w końcu natrafił na rozpiskę Przedstawiała ona listę armii, ilości statków, żywności oraz broni.
- I tak nie ty decydujesz - machnęła ręka dziewczyna i wyprostowała się.
- Ale moje zdanie się liczy - rzucił niemiło. Jego głos z jednej strony mógł być przyjemny, ale kiedy mężczyzna zniżał ton, wojowniczka miała wrażenie, że jest on nie naturalny.
- Może ci się wydaje. Twój przywódca to samotny wilk. Myślisz, że dba o swych ludzi? - Prychnęła, krzyżując ręce.
- Ja chcę tylko dobrze zarobić. Nie obchodzi mnie jego troska.
Mężczyzna zdjął wzrok z dwudziestolatki i skupił się na rozpisce.
- Broni jest za mało - zauważył, przerywając ciszę.
- To już nie mój problem. Ja załatwiłam tyle, ile mogłam.
Przybysz posłał jej znudzone spojrzenie, które jednak dziewczyna zignorowała. - Poszukaj u innych - dodała.
- Niby u kogo? - Burknął. Mężczyzna oparł się o krzesło i przetarł pomarszczoną twarz.
- Znam pewną kobietę, która żywi nie mniejszy uraz do smoków niż nasz znajomy.
Dwudziestolatka wstała wolno i przeszła się kawałek. Nieświadomie zaczęła przyglądać się skrzyniom ze starym żelastwem.
- I co? Ona ma broń? - Zaśmiał się złośliwie, jednak nie uraził tym rozmówczyni.
- Owszem. I to sporo - odparła tajemniczo i odmówiła się do znajomego z uśmiechem.
- Jak ona się nazywa?
- Halla Valgerd.



 
Dziwny trochę ten rozdział :') Przepraszam, że nie dodaję rozdziałów regularnie, ale naprawdę nie mam pojęcia, co dalej. Musicie być cierpliwi ☺

wtorek, 17 stycznia 2017

Przybysz 

                         Tydzień później Czkawka zaczął wdrażać w życie plany budowy ochrony na klifach. Przy samych brzegach powstanie  wieża obserwacyjna, na której stacjonować mieli młodzi wojownicy. W wysokich klifach wydrążono niegłębokie dziury, w których Czkawka postanowił ukryć przeróżne wyrzutnie: z siecią, wyrzutnie strzał czy głazów. Ponieważ teren nie był do końca idealny, nie były one  tak skuteczne. Najlepszym rozwiązaniem pozostały wyrzutnie strzał, które mogły zranić wroga z kilkudziesięciu metrów.
- Tak w ogóle po co to robisz? Przecież Berk nie ma wrogów - spytał wodza Mieczyk. Chłopak został zwerbowany jako pomoc przy wydrążaniu dziur. Szpadka również pomagała, ale zaraz po skończonej pracy szła na przerwę. Mieczyk wiedział, że siostra wciąż się na niego gniewa i nie wiedział, jak to naprawić. Myślał, że wspólna praca sprawi, że dziewczyna przestanie się dąsać, ale jednak była bardziej uparta niż Mieczyk sądził.
- Dla bezpieczeństwa - wzruszył ramionami Czkawka i napisał kilka zdań w swoim starym notatniku po czym zamknął go. Wódz nie chciał nikogo martwić tym, że niektóre wyspy mogą przeciwstawić się Berk, choć każdy mądry człowiek nie posunąłby się do ataku na tę wyspę. W dodatku jego myśli znów zaczęły krążyć wokół Halli. Czkawka wciąż zastanawiał się, czy kobieta po prostu opuściła czy szuka poparcia u innych przywódców wrogo nastawionych do Berk. Od smoczych wyścigów minął niemal miesiąc, a po Halli pozostały tylko niemiłe wspomnienia.
- Przecież mamy smoki - wtrącił bliźniak, drapiąc Szczerbatka za uchem.
- Smoki to nie wszystko - westchnął wódz. Mieczyk nie odpowiedział już na to.
- Mogę iść już do domu? - Spytał po kilku minutach. Czkawka wciąż robił notatki, zapominając o przyjacielu.
- Pewnie. Jutro staw się o godzinę szybciej, jest dużo roboty - rzucił z uśmiechem wódz. Jeździec pożegnał się więc z szatynem i ruszył do chaty.
Szczerbatek trącił łbem Czkawkę i zamruczał cicho.
- Wytrzymaj jeszcze godzinkę - powiedział mężczyzna, obejmując przyjaciela, który wepchnął głowę pod ramię jeźdźca.
Nocna furia cały czas była smutna. Szczerbatek coraz więcej spał, rozleniwiał się, a wszystko przez to, że smok rzadko latał. Czkawka próbował zachęcić go do automatycznej lotki, ale Szczerbatek był zbyt uparty, by pozwolić na założenie ogona. Chciał latać tylko z Czkawką.
Mężczyzna spojrzał na ludzi pracujących przy klifach. Niektórzy wikingowie wydrążali dziury, inni montowali machiny i wyrzutnie. Wśród nich również był Ethan, który nosił ciężkie belki. Wojownikowi nie przeszkadzał nawet ostry mróz i silny wiatr, bowiem mężczyzna był w samej koszuli.
- Nie za zimno? - Zaśmiał się wódz, kiedy Ethan podszedł do niego. Wiking wzruszył ramionami.
- Jestem przyzwyczajony - odparł i wziął kilka łyków świeżej wody, którą przyniosły rankiem Astrid i Valka. - Ile nam to zajmie?
Zapytał blondyn, skinając głową na klify.
- Najwyżej dwa tygodnie.
Przez chwilę trwała cisza. Gdzieś w oddali słychać było odgłosy pracy ludzi i smoków.
- Wodzu! - Czkawka usłyszał krzyk Svena, który biegł w jego stronę. Kiedy wiking dobiegł, schylił się, łapiąc powietrze.
- Spokojnie, oddychaj - rzekł delikatnie Czkawka, łapiąc mężczyznę pod ramię. Pomógł mu się wyprostować, a potem zapytał:
-Co się stało? - Spytał przywódca.
- Jakiś przybysz pragnie z tobą rozmawiać - wyjaśnił wprost.
Czkawka zmarszczył czoło. Kto by się tłukł zimą po oceanie?
- Gdzie on jest?
- Czeka w twierdzy. Nate i Sączysmark są przy nim - wyjaśnił.
- Ethanie, dopilnuj proszę pracę - zwrócił się do szwagra,  który bez słowa zgodził się. Następnie Czkawka wsiadł na grzbiet Szczerbatka i dotarł do twierdzy, zastanawiając się kim jest owy przybysz i dlaczego znalazł się na Berk.
                           Pochodnie przy budynku zgasły, więc Szczerbatek rozpalił je na nowo. Kiedy wódz uchylił drzwi, dostrzegł w oddali trzy sylwetki, w tym jedną nieznajomą. Gdy zbliżył się do stołu, uważnie przypatrzył się niewysokiemu wikingowi. Mężczyzna nie wyglądał na wojownika: posturą przypominał Czkawkę. Nie był umięśniony, a jego lekko siwe włosy świadczyły o wieku przybysza. Miał może pięćdziesiąt lat.
- Chciałeś ze mną mówić - zaczął wódz, stając ostatecznie przy stole. Nieznajomy wstał wolno i lekko skinął głową, witając się z przywódcą Berk.
- Jestem Travis, pochodzę z północnej Brytanii - powiedział mężczyzna. Jego głos był niski i chrapliwy, co mogło nie pasować do łagodnej twarzy przybysza.
- Dlaczego znalazłeś się na Berk? - Czkawka usiadł naprzeciw i złączył dłonie.
- Słyszałem pewne informacje, które mogą ci się przydać - odparł tajemniczo i spojrzał na Nate'a i Sączysmarka. - Ale wolałbym przedstawić ci je w cztery oczy.
Jeźdźcy spięli się natychmiast i spojrzeli na Czkawkę.
- Możecie iść - odparł spokojnie szatyn. Był z nim Szczerbatek, więc nic złego nie mogło się przytrafić. Po chwili Nate i Sączysmark wyszli, czekając pod drzwiami.
- O jakich informacjach mówisz?
Czkawka oparł się swobodnie o krzesło i spojrzał w oczy Travisa. Były one w szarym odcieniu.
- O nocnej furii - odparł, patrząc z błyskiem w oczach na Szczerbatka, który syknął cicho.
- To znaczy?
Mężczyzna wyjął zza czarnego futra mapę i rozłożył ją na stole. Papier nie zajmował dużo miejsca, więc Travis oparł łokcie o drewniany stół.
- Na południu, niedaleko Brytanii, znajduje się dość dziwna i tajemnicza wyspa. Leży na tak zwanym Archipelagu Tysiąca Wysp. Ludzie, którzy tamtędy przepływali mówią o czarnych jak noc stworach z wielkimi skrzydłami. Pływałem tam osobiście wiele lat, aż w końcu znalazłem odciski łap nocnej furii.
Czkawka podniósł brwi w zaskoczeniu. Nie pragnął niczego bardziej niż odnalezienie kolejnej furii. Chciał, żeby Szczerbatek miał rodzinę. Taką prawdziwą.
- Dlaczego miał bym ci wierzyć? - Czkawka odepchnął kuszące myśli i spojrzał w oczy mężczyzny. Chciał się przekonać, czy Travis mówi prawdę.
- Nie mów mi tylko, że nie chciałbyś poznać kolejnej furii, a może i stada. Byłoby wspaniale, gdyby twój smok założył własną rodzinę, nieprawdaż?
- Owszem, byłoby wspaniale - Czkawka skinął głową, drapiąc swego przyjaciela za uchem. - Dlaczego sam tam nie popłynąłeś? Nocna furia zbiłaby fortunę na różnych rynkach - skomentował szatyn. Czuł coraz większe podejrzenia wobec tego człowieka. Przecież skóra tego gatunku jest jedną z najtwardszych, wystarczy kilka celnych trafień z kuszy, by zabić nocną furie.
- Powiem szczerze, nie jestem człowiekiem odważnym. Spotkanie z jakimkolwiek smokiem przyprawia mnie o dreszcze, a co dopiero widok nocnej furii.
- Dlaczego więc nie zbierzesz ludzi? - Pytał dalej Czkawka, uważnie obserwując reakcję Travisa. Mężczyzna roześmiał się.
- Jesteś bardzo podejrzliwy. Nie zbiorę ludzi, ponieważ nie stać mnie na ich utrzymanie. Poza tym, jestem odkrywcą, wolnym człowiekiem i nie należę do żadnego klanu - wytłumaczył spokojnie.
- Skąd mogę mieć pewność, że to nie podstęp, Travisie? Już kiedyś oszukano mnie w taki sposób - dodał wódz, krzywiąc się na wspomnienie o podstępie Albrechta. Będąc nastolatkiem wierzył, że gdzieś w pobliżu są inne nocne furie, ale kiedy odkrywano coraz więcej lądów, tracił nadzieję na odnalezienie kolejnego przedstawiciela gatunku. W końcu dał spokój. Zwłaszcza odkąd został wodzem i musiał troszczyć się o Berk.
- Mówię ci to, ponieważ uważam, że jesteś człowiekiem, który potrafi ochronić te smoki przed kimś innym. Pomyśl, co by było, gdyby ktoś niewłaściwy się o tym dowiedział.
Głos Travisa był pewny, ten mężczyzna wiedział, o czym mówi, a jego oczy zdawały się mówić prawdę.
- Masz kogoś na myśli? - Spytał Czkawka, kiedy usłyszał wzmiankę o " kimś innym ". Travis pokręcił jednak głową, przecząc.
- Nie, ale wrogowie czają się wszędzie. Nawet ci najbardziej uśpieni mogą w każdej chwili zaatakować - rzekł nisko. Szczerbatek szturchnął swojego jeźdźca i zamruczał.
On w to wierzy - pomyślał wódz i skrzywił się.
- Czy to wszystko? - Rzucił szatyn, nie patrząc na przybysza.
- Tak. Zostawiam ci mapę, w razie gdybyś chciał szukać śladów - rzucił mężczyzna i wstał. - Życzę powodzenia, Czkawko Haddocku.
Jeździec skinął głową i po chwili usłyszał jak ciężkie drzwi twierdzy zatrzaskują się. Zaraz po tym znów ktoś je otworzył i poczłapał do Czkawki. Przed nim pojawiali się Sączysmark i Nate.
- Czego ten dziwak chciał? - Spytał Smark, patrząc na uchylone wejście. Czkawka postukał palcem w mapę.
- Przekazać informacje o nocnych furiach.
Zaskoczony Jorgerson podniósł brew i obrócił skrawek papieru w swoją stronę. Przypatrywał się w nią.
- Przecież to brzmi śmiesznie - prychnął jeździec, odsuwając się, by Nate mógł spojrzeć.- Obcy człowiek zjawia się na Berk, mówi, że znalazł furie, a ty mu wierzysz?
Wódz wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Ale jestem pewien tego, że jeśli nie spróbuję, Szczerbatek może stracić szansę na odnalezienie swoich...
Nastała cisza. Smutny głos Czkawki sprawił, że Smark zaprzestał jakichkolwiek złośliwych komentarzy.
- Zamierzasz tam wyruszyć? - Spytał Nate, oddając mapę.
- Tego też nie wiem - westchnął wódz. Z jednej strony był zaskoczony, zmieszany, ale i szczęśliwy. Co jeśli ta informacja okaże się prawdą? Co jeśli na południu naprawdę istnieje taka wyspa, pełna nocnych furii?
- Smark, śledź Travisa. Nie powinien daleko odpłynąć - Czkawka zwrócił się do przyjaciela, który skinął głową i wybiegł z twierdzy.
Sam wódz pożegnał się z Nate'm i wyszedł na zewnątrz, by wskoczyć na siodło i przemyśleć sprawę pośród chmur.

                      Dochodziła północ, kiedy Czkawka nie zjawiał się w domu. Astrid co chwilę wyglądała przez okno, wyglądając ukochanego. Nie martwiła się jednak zanadto. Wiedziała, że przy jej mężu jest Szczerbatek i że oboje są cali. Uśmiechnęła się z poczuciem ulgi, gdy dziesięć minut później usłyszała otwierające się drzwi.
Czkawka wszedł do przedsionka i zrzucił płaszcz. Szczerbatek ziewnął głośno i poczłapał szybciutko do spiżarni, gdzie czekał na niego kosz pełen pysznych dorszy.
- Latałeś? - Spytała dziewczyna, zjawiając się na schodach. Miała na sobie długą koszulę nocą oraz bawełniane skarpetki.
- Tak - mruknął i odpiął górną część kombinezonu.
- Coś się stało? - Astrid podeszła do jeźdźca i chwyciła jego twarz w dłonie. Czkawka westchnął ciężko i pociągnął blondynkę na sofę, by opowiedzieć o Travisie i przekazanych przez niego informacjach.
- To nie brzmi poważnie - powiedziała poruszona, kiedy jeździec wręczył jej mapę. Dziewczyna uczyła się kiedyś geografii u Zeldy, więc miała nieco większą wiedzę na temat południa.
 niż Czkawka.- Jak miał na nazwisko ten człowiek?
- Nie wyjawił. Powiedział tylko imię - rzucił chłopak i wstał, by pójść do kuchni. Nalał ciepłego mleka do kubków, dodał miodu i ruszył z potworem do salonu.
- Co zamierzasz?
- Chciałbym to sprawdzić - odpowiedział. Podał żonie kubek i znów usiadł obok niej. Tak bardzo zależało mu na tym. I choćby miała być to tylko plotka, musiał sprawić. Może zwykle gadania ludzi zamienią się w prawdę.
- Sam?
- Tak byłoby najlepiej - odparł, czując na sobie wzrok Astrid. Dziewczyna pokręciła głową i odłożyła mapę.
- Chyba zwariowałeś. Nie puszczę cię samego. Nie znamy Travisa, nie znamy tych terenów, co jeśli to podstęp?
Czkawka odważył się spojrzeć jej w oczy. I jedyne co ujrzał to troska, która go poruszyła. Astrid nigdy się nie zmieni, jeśli chodzi o bezpieczeństwo ludzi, których kocha.
- Ja muszę spróbować... Chcę, żeby mój najlepszy przyjaciel miał rodzinę.
- Ty jesteś jego rodziną. - Astrid odnalazła jego dłoń i ścisnęła ją.
- Ale ja nie jestem smokiem. Nie zastąpię mu tej prawdziwej rodziny - odparł cicho, patrząc na Szczerbatka, który wolno wcinał dorsze. - Gdyby była to Wichura, zrobiłabyś to samo.
Astrid westchnęła i przytuliła się do ramienia męża.
- Rozumiem cię, skarbie. W takim razie chcę lecieć z tobą. I weźmiemy kogoś jeszcze, tak dla bezpieczeństwa.
- Nie uważasz, że to będzie przesada? - Zaśmiał się delikatnie.
- Oczywiście, że nie. Jesteś wodzem Berk, co by się stało, gdybyś zginął? - Oburzyła się.
- Astrid, wikingów nie zabije byle co - rzekł poważnie, przyciągając ją bliżej. Pocałował w skroń i przytulił mocno.
- Chodź spać. To był męczący dzień - westchnęła i pociągnęła szatyna na górę.
- Szczerbatek, ty też! - Dodała, patrząc na smoka. Nocna furia oblizała się i ruszyła wolno za małżeństwem, by w końcu udać się na zasłużony odpoczynek.




 Przepraszam za duże opóźnienie, ale naprawdę nie miałam pomysłu. I szczerze mówiąc, nadal go nie mam 😕 Ale postaram się, aby kolejny był lepszy. 💜

piątek, 6 stycznia 2017

Bliźniacze problemy i nocny spacer
 

                 Czkawka ujrzał Szpadkę, która nerwowo zaplatała swój warkocz. Odkąd dziewczyna stała się bardziej kobieca stawiała coraz częściej na ładne upięcia i fryzury. Również przez zmianę stroju Szpadka zaczęła zyskać zainteresowanie wśród panów, którzy z uśmiechem oglądali się za jeźdźczynią. Czkawka również musiał przyznać, że siostra Mieczyka przestaje być tą starą Szpadką.
- Cześć - przywitał się wódz i uśmiechnął niepewnie. Nie wiedział, czy dziewczyna zaraz wybuchnie gniewem i zacznie się na niego drzeć, więc stał w bezpiecznej odległości.
- Czego chcesz? - Spytała nieprzyjemnie, podnosząc szary wzrok na przywódcę. Ten wzruszył ramionami i zakołysał się, stając raz na piętach, raz na czubkach palców.
- A tak chciałem spytać, co u ciebie? - Rzucił nerwowo, na co Szpadka uniosła pytająco brew. - Nie owijaj w bawełnę - mruknęła, wracając do zaplatania warkocza. Czkawka westchnął głęboko i usiadł obok przyjaciółki. Zanim zaczął mówić rozejrzał się po wiosce. Z tego punktu można wiele dostrzec.
- Śledzik powiedział, że ty i Mieczyk się pokłóciliście - rzucił cicho, jakby przekazywał tajne informacje. Szpadka skrzywiła się nieco i przekręciła oczyma.
- A jeśli tak to co? - Prychnęła. Czkawka wyczuł, że dziewczyna musi być naprawdę roztrzęsiona. Rzadko kiedy mówiła takim wrogim tonem. W szczególności do Czkawki, którego w jakiś sposób podziwiała.
- Chcę tylko pomóc - odparł miło mężczyzna, przez co Szpadka odwróciła wzrok. Skupiła się teraz na Talii, która pchała taczkę pełną jabłek.
- To nie twoja sprawa - powiedziała cicho i już chciała wstawać i pójść przed siebie, gdy za ramię chwycił ją Czkawka.
- Szpadka, naprawdę chcesz kłócić się z bratem? Z tego co zauważyłem, to nie pierwszy raz - rzekł twardo, choć jego głos nadal brzmiał miękko i przyjemnie dla ucha. Wódz przez ostatni miesiąc zauważył, że rodzeństwo coraz częściej się kłóci. Owszem, to normalne pomiędzy siostrą i bratem, ale Czkawka wiedział, że jeźdźcy bardzo się kochają, więc tak częste sprzeczki były  co najmniej dziwne.
- To nie ja tworzę problemy, tylko on.
Szpadka wyrwała się i czym prędzej zniknęła z oczu wodza, by następnie skręcić do zatoczki, gdzie lubiła spacerować.
                               Zasmucony Czkawka wziął głęboki wdech i spojrzał w prawo, na dom Thorstonów. Nad drzwiami wisiała podobizna zębiroga zamkogłowego, a obok niego inicjały Szpadki i Mieczyka. Mężczyzna zawsze uważał, że tego typu rzeźby, obrazy powinny w jakimś stopniu umacniać więź, pokazywać, co jest ważne.
Szatyn wstał ciężko i podszedł do drzwi, pukając w nie. Po chwili ciężkie dębowe drzwi otworzył Mieczyk. Chłopak miał na sobie zwykłą podkoszulkę, która ubrudzona była czekoladą oraz szare, luźne spodenki. Włosy jeźdźca sterczały w różne strony, tworząc nieład, ale Mieczyk nie wyglądał na kogoś, kto przejmuje się wyglądem.
- Cześć - przywitał się wódz. Mieczyk odpowiedział tym samym i zrobił miejsce w przejściu, by przepuścić przyjaciela. Czkawka rzucił okien na salon. Wszędzie wisiały różne hełmy: od małych po duże, z rogami, ozdobione kamieniami, a nawet kwiatami. Rodzeństwo wyjaśniło kiedyś, że ich rodzina jest wielką miłośniczką wszego typu okryć na głowę.
- Co cię sprowadza? - Zapytał Mieczyk i usiadł na krześle, wyciągając nogi, by ułożyć je na stole.
- Chciałem spytać o Szpadkę - rzekł i usiadł naprzeciw przyjaciela. Jeździec w tym czasie jadł ciastka, które kilka godzin temu upiekła jego mama.
- Wyszła - odparł od razu, nie siląc się na bardziej rozwiniętą odpowiedź. Czkawka pokręcił głową.
- Chodzi mi o wasze kłótnie - wyjaśnił, wbijając swe zielone oczy w blondyna. Przez chwilę wodzowi wydawało się, że Mieczyk posmutniał, ale potem włożył kolejną porcję ciastek do buzi.
- Nie kłócimy się - Rzucił.
- Naprawdę? - Podważył jeździec nocnej furii. - Czyli krzyki na całą Berk to po prostu wymiana zdań?
Mieczyk odłożył ciasta, strzepnął pyłek z koszulki i zdjął nogi, by usiąść wygodniej.
- To były tylko wymiany argumentów - powiedział spokojnie.
Czkawce wydawało się to nieco dziwne. Szpadka reagowała bardzo emocjonalnie na kłótnię z bratem, a ten zaś nie widział żadnego problemu.
- Szpadka uważa inaczej.
Blondyn wzruszył ramionami.
- To już jej problem.
- Mieczyk, co się z tobą dzieje? Co z wami się dzieje? - Wybuchnął Czkawka, lecz nie ostro. Chciał po prostu poznać przyczyny sprzeczek i zażegnać spór Thorstonów.
- O matko... - Jęknął Mieczyk. Czkawka potrafił być irytujący, więc chłopak postanowił powiedzieć przyjacielowi prawdę. Wiedział, że przywódca Berk i tak będzie węszyć.
- Wiedziałeś, że Szpadka spotyka się ze Sączysmarkiem? - Spytał ponuro bliźniak, biorąc kubki, by napełnić je świeżą herbatą.
- Nie - odparł Czkawka, nie ukrywając zaskoczenia. Szpadka przez kilka lat naśmiewała się ze Smarka, a teraz się z nim spotyka? Może dziewczyna naprawdę się zmieniła.
- To teraz już wiesz - burknął cicho. Szatyn chyba domyślał się już, dlaczego rodzeństwo się sprzecza, lecz mimo to, chciał się upewnić, pytając o powodu sprzeczek.
- Ta dziewczyna rozumu nie ma! Żeby spotykać się z Sączysmarkiem? Czkawka, czy ty to rozumiesz? - Wybuchnął Mieczyk, wstając gwałtownie z krzesła. Przeszedł się kilka kroków, zatrzymując w końcu przy szafkach. Na jego twarzy malowała się czysta frustracja.
- Może Szpadka i Sączysmark zajęli się sobą na serio - mruknął speszony Czkawka. Młody mężczyzna nie wiedział, jak udzielać komuś tego typu porad. Kiedy on zaczynał spotykać się z Astrid, to Stoick szepnął synowi kilka złotych rad. Jak się okazało, sprawdziły się wyśmienicie. Może przez wzgląd na to, jego małżeństwo było wręcz idealne.
- Ale dlaczego Sączysmark? - Mieczyk odwrócił się do przyjaciela. W oczach blondyna błyszczała bezradność. Chłopak widocznie martwił się o siostrę. - Mieczyk, to jest drażliwy temat. Szpadka jest dorosła, potrafi o siebie zadbać - rzucił spokojnie. Czkawka obserwował przyjaciela. Szmaragdowy wzrok wodza uważnie obserwował reakcję  jeźdźca.
- Wiem, że da sobie radę - westchnął cicho Mieczyk i usiadł z powrotem na dębowym krześle. - Ale jeśli Sączysmark skrzywdzi moją siostrę...
Czkawka uśmiechnął się mimowolnie. Widząc przejęcie Mieczyka, poczuł dziwne ciepło w środku. Miło było dostrzec  to, że szalonemu rodzeństwo zależy na sobie.
- To go pogonisz - uśmiechnął się wódz, a Mieczyk zaraz po nim.
- To oczywiste. Szpadka to moja siostra, zawsze będę się o nią martwić - dodał.
- Posłuchaj, daj Sączysmarkowi szansę. Znasz go, jeśli mu na czymś zależy, to będzie o to dbać - powiedział łagodnie wódz i wstał wolno. Mieczyk wydawał się uspokojony, więc Czkawka uznał, że może już zakończyć rozmowę.
- Czkawka? - Zatrzymał go głos Mieczyka, kiedy jeździec był już przy drzwiach. - Będę mógł pożyczyć Szczerbatka w razie potrzeby? Wiesz, gdybym musiał pogonić Smarka. Jot i Wym są zbyt leniwi do takiej akcji.
Przywódca zaśmiał się głośno.
- Oczywiście - odparł pewnie i wyszedł na zewnątrz. Przez chwilę oślepiło go zimowe słońce, które pojawiło się zza chmur.
Mężczyzna odetchnął świeżym powietrzem, rozmyślając o Szpadce, Mieczyku i Sączysmarku. Nawet nie zauważył, jak ta trójka wydoroślała. Stali się odpowiedzialni. I chyba już nie przypominali tych szalonych dzieciaków, choć Czkawka uznał, że tęskniłby za ich szaleństwami.
Kręcąc głową, ruszył do twierdzy, gdzie czekała go narada.
                      Była już niemal noc, kiedy Lauren i Nate wyszli na długi spacer. Gwiazdy migotały na czarnym niebie, otaczając wielki księżyc. Młoda lekarka, zapatrzona w piękne gwiazdozbiory, szła trzymając się ramienia wojownika. Nate trzymał swoją ukochaną za talię, ciesząc się z jej obecności. Przez ten tydzień zdążył się stęsknić, więc chciał wziąć kilka dni wolnego i spędzić czas tylko z Lauren.
- Opowiesz mi, jak było na szkoleniu? - Zapytała cicho. Nate przytaknął głową i zaczął snuć ciekawą historię, opowiadając, czego nauczył młodych jeźdźców. Wspomniał również o Valce i jej zasługach, przez które nabrał jeszcze większego szacunku do kobiety.
Doszli do portu, kiedy mężczyzna skończył opowiadać. Lauren zaś słuchała uważnie, starając się uspokoić. Podczas tego spaceru chciała powiadomić jeźdźca o ciąży, ale jak nigdy wcześniej zaczęła się bać. Jej drobne ręce zaczęły sie trzasc, a ciało dygotało. Dodatkowo chłodny wiatr nie pomagał.
- Zimno ci? - Spytał Nate, od razu obejmując i przyciągając dziewczynę, by ją ogrzać. Lauren westchnęła ciężko. W ramionach tego mężczyzny czuła się niezwykle bezpiecznie. Wystarczył najmniejszy dotyk, by poczuła troskę Nate'a, a jedno spojrzenie zdradzało jaką wielką miłością darzy ją  wojownik. Coś niesamowitego. Jednak dziewczyna bała się. Może i Nate był odpowiedzialny, dojrzały i był typem człowieka, który troszczy się o swoją rodzinę i przyjaciół, ale zawsze znalazła się ta wredna myśl, że jeździec może się od niej odwrócić. I to ją przerażało.
- Może wracamy do domu, bo jeszcze się przeziębisz - mruknął Nate i pocałował lekarkę w głowę. Lauren uśmiechnęła się mimowolnie, ale zanim zaczęli zawracać ku głównej drodze do wioski, zatrzymała wojownika.
- Nate, ja muszę coś ci powiedzieć - szepnęła nerwowo. Jej głos zadrżał ponownie, serce przyspieszyło znacznie. Teraz już nie ma odwrotu - pomyślała. Jeździec zmarszczył brwi i zerknął w oczy swojej dziewczyny, jednak ta unikała jego spojrzenia. Niebieskie oczy Nate'a raziły ją, jakby były z lodu...
- Coś się stało? - Spytał delikatnie, nie mając nawet najmniejszego pojęcia, co chce mu powiedzieć Lauren. Dziewczyna przytaknęła delikatnie.
- Chodzi o to, że ja... - Przerwała i zamknęła oczy. Bała się reakcji ukochanego, ale nie sądziła, że nie będzie w stanie wypowiedzieć kilku słów.
Zaś stojący blisko niej wojownik spiął się nieco, bojąc się, że dziewczyna chce mu przekazać jakąś złą informację dotyczącą ich związku. Miał nadzieję, że lekarka nie miała zamiaru z nim zrywać.
- Spokojnie - szepnął i odgarnął z jej ślicznej twarzy grzywkę. - Powiedz to.
Dziewczyna podniosła niepewny wzrok.
- Jestem w ciąży - wyjąkała, czując z jednej strony ulgę, a z drugiej napięcie.
Nate zmarszczył czoło, jakby nie wiedział, co Lauren do niego powiedziała. Następnie wziął głęboki wdech i spojrzał na wielki księżyc, który wisiał nisko nad taflą spokojnego oceanu.
- Ale że jak... - Szepnął, a szatynka od razu wyczuła jego lęk.
- No przecież wiesz - burknęła, odwracając wzrok. Wojownik chrząknął, będąc w szoku. Nie wiedział, co ma powiedzieć, co zrobić. Stał tylko jak stare drzewo, którego korzenie wbiły się głęboko w ziemię.
- Zrozumiem, jeśli będziesz chciał odpocząć ode mnie - dodała cicho, choć słowa te nie były dla niej łatwe. Nie chciała tracić Nate'a.
Chłopak milczał przez chwilę, ale potem delikatnie chwycił dłoń swojej pani.
- Nie mam zamiaru tego robić - zaśmiał się lekko, ku zaskoczeniu młodej kobiety.- Zaskoczyłaś mnie. I to bardzo. Nie sądziłem, że tak szybko zostaniemy rodzicami...
- Przepraszam... - Zachlipała Lauren, pozwalając, aby trzymane przez wiele godzin emocje uciekły w postaci łez. Już nie mogła utrzymać tego napięcia. Nate zamrugał gwałtownie.
- Nie masz za co przepraszać, Lauren. Oboje jesteśmy dorośli, razem podjęliśmy takie, a nie inne kroki. To nie jest twoja wina, słyszysz?
Lauren nie spodziewała się takiej reakcji Nate'a. Była niemal pewna, że chłopak wybuchnie gniewem. Powiedziała mu o tym.
Wojownik natychmiast ją mocno przytulił.
- Nie mogę być obarczyć cię za to winą... Mam swój honor i zasady. No i poza tym, ja tu też ponoszę winę - uśmiechnął się delikatnie.
-  Boję się, że nie damy rady - szepnęła, wtulona w jego ciepłą pierś. Dziewczyna nadal była roztrzęsiona
- Może i jesteśmy niedoświadczeni, ale posłuchaj, my zawsze dajemy sobie radę. Pomyśl o tych sytuacjach przez które przeszliśmy i nadal jesteśmy cali. Nas nic nie może zniszczyć.
Choć Nate mówił pewnie, sam nie do końca wierzył w siebie. On ma zostać ojcem. Nie planowali tego, ale Nate był człowiekiem, który nie szuka usprawiedliwień, nie zrzuca winy na innych, tylko bierze pełną odpowiedzialność na siebie. Przypomniał sobie nagle swą siostrę i mamę. Czy byłyby teraz szczęśliwe? Czy on potrafił się cieszyć teraz? Bał się przyszłości, ale wiedział, że dopóki będzie z Lauren nic nie jest niemożliwe. To ona dawała mu siłę i nadzieję. Pomagała przez wiele lat.
- Myślałam, że nie spieszy ci się do posiadania rodziny - Lauren uśmiechnęła się przez łzy, odrywając delikatnie od piersi ukochanego.
- Szczerze mówiąc, nie spieszy mi się, może dobrze się stało? Może czas na to, żebyśmy oboje nauczyli się życia? - Wytarł jej łzy opuszkiem kciuka, nie odrywając wzroku od jej oddechowych oczu.
- Dziękuję - rzekła cicho Lauren i ponownie wtuliła się w Nate'a. Ten objął ją jeszcze ciaśniej i całując w głowę, rzekł pewnie:
- Kocham cię.





 Nie miałam pomysły na tytuł :') W niedzielę prawdopodobnie pojawi się one-shot na Wattpadzie. 😃😃