niedziela, 18 grudnia 2016

Tresura

                    Niecałą godzinę później Czkawka, Sączysmark oraz ich uczniowie dotarli na wydrążoną w lesie polanę. Wokół roztaczał się gęsty las, którego drzewa leniwie kołysały się na wietrze. Słońce wyszło zza jasnych chmur i oświetlało twarze młodszych wojowników. Kilkoro z nich z uwagą słuchało wodza Berk oraz jego przyjaciela, ale byli i tacy, którzy nie do końca byli przekonani nauką o smokach. Czkawka rozejrzał się wokół, sprawdzając, czy jest bezpiecznie. Mężczyzna obawiał się jakiekolwiek ataku ze strony dzikich smoków, ale na szczęście nie dostrzegł niczego podejrzanego. Poprawił grube futro, które chroniło drobną posturę wodza przed chłodem zimy, a potem uśmiechnął się do przyszłych jeźdźcó
- Dzikie smoki kryją się wszędzie - zaczął głośno, aby wszyscy dobrze go słyszeli. - Niektóre są bardzo ciekawskie,  więc mogą podejść do człowieka, zignorować, ale też mogą zaatakować. Najważniejsze jest to, aby wiedzieć, co zrobić w przypadku, gdy spostrzeże nas, powiedzmy... koszmar ponocnik. Czy ktoś wie, co należy poczynić?
Przez krótką chwilę nikt się nie zgłaszał. Młodzi patrzyli na siebie, mając nadzieję, że ktokolwiek coś powie. W końcu niski chłopak o ciemnych oczach i kręconych włosach wyrwał rękę do góry.
- Należy nie panikować - rzekł i uśmiechnął się niepewnie.
- Zgadza się - Czkawka skinął głową. - Co jeszcze?
- Nie uciekać? - Rzuciła cicho blondynka o krótko ściętych włosach.
- Też. Kiedy dziki smok zauważy, że uciekamy, zacznie nas gonić, myśląc, że jesteśmy zdobyczą - wyjaśnił wódz.
Przez kolejne minuty młodzi odpowiadali na pytania Sączysmarka, który nie ukrywał podziwu dla nastolatków. Czkawka również był pod wrażeniem. Wcześniej wydawało mu się, że nauczenie CZEGOKOLWIEK jest naprawdę trudne, ale najwyraźniej młodzi coś zrozumieli.
- Śmiertniki zębacze uwielbiają, gdy się je chwali i pieści, więc na pewno nie odmówią głaskania czy drapania. Jeśli chcemy podejść do dzikiego zębacza, musimy zrobić to z lewej bądź z prawej strony. Stojąc na wprost smok może nas nie zauważyć, ale kiedy się obróci i was dostrzeże może zareagować agresywnie - tłumaczył Czkawka.
Kiedy do akcji znów wkroczył Sączysmark, jeździec nocnej furii spojrzał w górę. Chmury wyglądały na ciężkie, jakby lada moment miał lunąć z nich deszcz. Jeszcze kilka minut - pomyślał wódz Berk i odszedł na bok, by usiąść na wysokim gładzie. Sączysmark w tym czasie mówił o broni, której nie należy pokazywać smokowi. Po odpowiedzeniu na kilka pytań, młodzi zaczęli zbierać się do powrotu.
                      Przedzierali się przez gęste krzewy, kierując się do wioski. Uczniowie rozmawiali między sobą, chyba dyskutowali o wcześniejszej lekcji.
- Wydaje mi się, że pomysł szkolenia jeźdźców może naprawdę wypalić - powiedział Sączysmark, kiedy pojawił się obok ramienia wodza.
- Przecież to było oczywiste - prychnął Czkawka z sarkazmem, a Smark zaśmiał się krótko.
- Myślisz, że na Berk wszystko gra? - Zaczął temat Jorgerson. Czkawka obawiał się, że jeździec koszmara może zacząć ową rozmowę. Dlaczego miał nieodparte wrażenie, że coś się stanie na wyspie? Że Astrid i ludzie z wioski sobie nie poradzą? Oczywiście, że ufał swojej żonie i mieszkańcom wyspy,ale to on był liderem Berk, jej opiekunem i obrońcą.  Przyrzekł sobie, że nie pozostawi domu, choćby działa się najstraszliwsza wojna. Teraz wojnę tworzyły jego niespokojne myśli, których nie mógł uciszyć.
- Oczywiście. W końcu zastępuje mnie Astrid - odpowiedział ze sztuczną pewnością i przyspieszył, aby nie kontynuować rozmowy.
                    Po dwóch kilometrach znaleźli się blisko urwisk, o które odbijały się niewysokie fale. Czkawka rzucił tęskne spojrzenie morzu, a potem westchnął, odwracając się do uczniów.
- Na otwartym morzu możemy spotkać takie smoki jak wrzeńce, gromogrzmoty czy raziprądy. Kiedy zauważymy któregoś z wymienionych smoków, należy nie zbliżać się do wody. Wodna klasa tych gadów jest niezwykle niebezpieczna.
Przyszli jeźdźcy skinęli głowami i mimowolnie spojrzeli na ocean, chcąc dostrzec któregoś z wymienionych smoków.
- Czym atakuje wrzeniec? - Przerwał im wódz.
- Wrzącą wodą - odparł chłopak. Czkawka zapamiętał, że miał na imię Pewniak.
- A raziprąd?
- Prądem! - Wyrwała się do odpowiedzi Konwalia. Jeździec nocnej furii uśmiechnął się do niej.
- Gromogrzmot? - Zapytał, ciesząc się, że młodzi są niezwykle pojętnymi uczniami. 
Nastolatkowie ucichli nagle, szukając w swych głowach odpowiedzi, ale jedyne na co było ich stać, to zwykłe "yyyy". Smark uśmiechnął się złośliwie.
- A jednak czeka nas dużo roboty - skomentował wojownik. Czkawka szturchnął go łokciem, piorunując przy tym wzrokiem.
- Przestań. Ty też nie wiedziałeś od razu wszystkiego - odparł. Jorgerson zaczerwienił się nieco i burknął coś pod nosem, lecz jego wódz nie usłyszał tego.
- Gromogrzmot atakuje falą dźwiękową, która jest w stanie połamać łódź na drobne kawałki, a nawet może zabić dorosłego mężczyznę - wyjaśnił szatyn.
- Wydaje mi się, że to tyle na dziś...- Westchnął wódz i ruszył do przodu, ale to co zobaczył zmroziło go.
Kilkanaście metrów przed nimi pojawił się koszmar ponocnik, który wolno przeżuwał pokarm. - O kurczę! To ponocnik! - Zachwyciła się jakiś ruda dziewczyna, a jej głos przypomniał piszczałkę.
- Duży dość... - Mruknął Pewniak i cofnął się o kilka kroków.
- Lepiej poczekajmy, aż sobie pójdzie - upomniał ich Czkawka, stając przed grupą.
Niebiesko-czarny smok krzątał się jeszcze kilka chwil przed lasem, a potem odwrócił łeb ku zainteresowanym ludziom. Nastolatkowie wstrzymali oddechy i z szeroko otwartymi oczyma cofnęli się aż do krawędzi urwiska. Każdy myślał, że koszmar odejdzie, ale ten zaintrygowany widowiskiem podszedł bliżej i przyglądał się wikingom. Z początku był nieufny, z ostrożnością wąchał zapach ludzi.
- Pewnie czuje ryby - szepnął Sączysmark i ruszył do przodu, chcąc zapewnić smoka, że nie są wrogami. Gad warknął delikatne, więc jeździec od razu się wycofał.
- Co robimy? - Szepnął ktoś z tyłu.
- Czekamy. Prędzej czy później ponocnik odejdzie - odparł spokojnie szatyn. Czkawka nie obawiał się stojącej blisko niego bestii. Wręcz przeciwne - dla niego było to coś niesamowitego. Możliwość patrzenia w oczy dzikiego smoka, tej nieokrzesanej natury. Cieszyło go to, że stała  przed nim istotna wolna - nie skazana na łaskę żadnego człowieka.
Mężczyzna podszedł wolno i ostrożnie, wyciągając dłoń. Czkawka patrzył cały czas w oczy pięknego smoka i po chwili skinął głową, okazując tym samym respekt. Smok prychnął nieznacznie i zamknąwszy oczy, pozwolił, aby wódz dotknął jego pyska.
- Niesamowite - zachwycił się Pewniak, otwierając szeroko usta. Reszta jego przyjaciół zawtórowała mu tym samym. Właśnie ujrzeli na własne oczy jak koszmar ponocnik został wytresowany. I z pewnością był to widok, którego nie zapomną do końca życia.
                        Astrid wracała zmęczona znad pół, gdzie wraz z Wichurą pomagała przygotować ziemię na mrozy, które powoli już nawiedzały Berk. Dziewczyna sprawdziła również spichlerze, gdzie znajdowały się zapasy dla wikingów. Jedzenia na szczęście starczy do końca stycznia, więc Czkawka nie będzie musiał martwić się o jakikolwiek deficyt.
- Bycie wodzem naprawdę nie jest łatwe - jęknęła Astrid, klepiąc przy tym swoją smoczycę, która nie opuszczała swojej przyjaciółki nawet przez chwilę.
Jasne oczy blondynki rozejrzały się uważnie. Mieszkańcy również byli zmęczeni, usta zacisnęli w krzywą linię, jakby ich praca była najgorszą pracą. Śnieg, który spadł poprzedniej nocy, również nie przyprawiał wojowników o jakąkolwiek radość. Snoggletog był już za tydzień, więc obowiązków przybywało, lecz o chęciach nie można było powiedzieć tego samego.
Astrid, mogłabyś mi pomóc? - Nastolatka podeszła nieśmiało do zastępcy wodza.
- Co się stało, Soniu? - Zapytała jeźdźczyni, patrząc na znajomą. Siedemnastolatka uśmiechnęła się lekko, a potem westchnęła.
- Mam problem ze smokiem.  Kiełka przez kilka dni nic nie je i dziwnie się zachowuje - wyjaśniła dziewczyna i odgarnęła z czoła czarną grzywkę.
- To chodźmy zobaczyć.
Astrid objęła znajomą ramieniem i ruszyła wraz z nią do domu Soni.
                            Zastępczyni Czkawki szybko uporała się z gronklem Soni. Jak się okazało Kiełka miała problemy z zębem, więc Astrid wyrwała go. Kiedy dziewczyna wyszła z domku znajomej spojrzała w jasne niebo. Słońce delikatnie świeciło, choć stopniowo obniżało się ku cienkiej linii horyzontu. Jeźdźczyni  westchnęła ciężko. Miała ochotę wsiąść na grzbiet Wichury i polatać wokół Berk, ale nie pozwalało jej na to zmęczenie, które szybko zapanowały nad młodą kobietą. Jednak Astrid obiecała Lauren, że pomoże jej w pakowaniu ziół. I tak, chcąc nie chcąc, blondynka ruszyła do chaty przyjaciółki.
Dom lekarki mieścił się na uboczu. Obok niego, dokładnie po prawej stronie, mieściła się mała budka, w której Lauren przechowywała przeróżne narzędzia. Z lewej strony mieścił się niewielki ogórek, który brodził w warzywa. Astrid wzięła głęboki wdech, napawając się przez moment świeżym, mroźnym powietrzem znad północy. Jeźdźczyni śmiertnika zapukała delikatnie do drzwi domku Lauren, lecz nie usłyszała odpowiedzi. Zapukała więc kolejny raz, tyle że mocniej.
- Lauren? - Zawołała Astrid, delikatnie uchyliwszy drzwi. Blond wojowniczka wślizgnęła się do środka. W kuchni panował bałagan: miski turlały się po stole i podłodze, na blatach rozsypane były przyprawy i zioła.
Astrid przestraszyła się. Przez głowę przeszła myśl, że ktoś mógł się włamać i zrabować dom prostej lekarki.
Kobieta chwyciła sztylet przywiązany dotąd do pasa. Z bronią w ręku ruszyła po schodach do góry. Na szczęście deski nie skrzypiały, co umożliwiło bezszelestne przemieszczenie się.
Astrid dotarła na piętro. Spojrzała na drzwi od pokoju przyjaciółki i powoli ruszyła w tym kierunku. Chwyciła za klamkę i nacisnąwszy ją, popchnęła drzwi.
- Lauren? - Zapytała zaskoczona Astrid, widząc szatynkę w łóżku. Dziewczyna miała czerwone oczy, z których skapywały łzy. Kiedy lekarka ujrzała Astrid, pociągnęła nosem i wychlipała:
- Co ty tu robisz?
- Miałam pomóc ci układać zioła... - Wyjaśniła pośpiesznie.- Myślałam, że ktoś się włamał.
Lauren otarła łzy i rzuciła chusteczkę na szafkę, gdzie leżała pozostała sterta zużytych chusteczek.
- Co się dzieje? - Rzuciła blondynka i czym prędzej podeszła do przyjaciółki. Lauren zaniosła się szlochem i przytuliła do zaskoczonej Astrid. Zachowanie lekarki było dla jeźdźczyni naprawdę czymś dziwnym. - Spokojnie...
Wojowniczka objęła mocnej przyjaciółkę.
Przez kolejne minuty Astrid uspokajała Lauren, a kiedy uznała, że jest lepiej, podjęła pytanie:
- Powiesz mi, co się stało?
Dziewczyna oderwała się wolno od futra blondynki i zebrawszy odwagę, wyjąkała:
- Ja... ja... jestem w ciąży.


Zaskoczeni? :D
Ps. Przepraszam, że rozdział jest krótki, weny brak 😩😩

9 komentarzy:

  1. What? Ostatnie zdanie mnie rozwaliło. Rozdział super 😊
    Nie wiem co napisać więc kończę.
    Pozdrawiam🎈

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Najlepsza to chyba ta końcówka.
    A to wyznanie Lauren poprostu mnie zmroziło.

    Pozdrawiam i życzę dużo weny.😄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie! Cieszę się, że udało mi się Was zaskoczyć :3

      Usuń
  3. Końcówka świetna. Po prostu zaskoczyłaś mnie.
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Next będzie 1/2 stycznia :)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne!!!!!

    Tak króciutko bo i tak ci powiedziałam na priv co pomyślałam. Gomene raz jeszcze :*

    OdpowiedzUsuń