Tresura
Niecałą godzinę później Czkawka, Sączysmark oraz ich uczniowie
dotarli na wydrążoną w lesie polanę. Wokół roztaczał się gęsty las,
którego drzewa leniwie kołysały się na wietrze. Słońce wyszło zza
jasnych chmur i oświetlało twarze młodszych wojowników. Kilkoro z nich z
uwagą słuchało wodza Berk oraz jego przyjaciela, ale byli i tacy,
którzy nie do końca byli przekonani nauką o smokach. Czkawka rozejrzał się wokół, sprawdzając, czy jest bezpiecznie. Mężczyzna obawiał się
jakiekolwiek ataku ze strony dzikich smoków, ale na szczęście nie
dostrzegł niczego podejrzanego. Poprawił grube futro, które chroniło
drobną posturę wodza przed chłodem zimy, a potem uśmiechnął się do
przyszłych jeźdźcó
- Dzikie smoki kryją się wszędzie - zaczął
głośno, aby wszyscy dobrze go słyszeli. - Niektóre są bardzo
ciekawskie, więc mogą podejść do człowieka, zignorować, ale też mogą
zaatakować. Najważniejsze jest to, aby wiedzieć, co zrobić w przypadku,
gdy spostrzeże nas, powiedzmy... koszmar ponocnik. Czy ktoś wie, co
należy poczynić?
Przez krótką chwilę nikt się nie zgłaszał. Młodzi
patrzyli na siebie, mając nadzieję, że ktokolwiek coś powie. W końcu
niski chłopak o ciemnych oczach i kręconych włosach wyrwał rękę do góry.
- Należy nie panikować - rzekł i uśmiechnął się niepewnie.
- Zgadza się - Czkawka skinął głową. - Co jeszcze?
- Nie uciekać? - Rzuciła cicho blondynka o krótko ściętych włosach.
- Też. Kiedy dziki smok zauważy, że uciekamy, zacznie nas gonić, myśląc, że jesteśmy zdobyczą - wyjaśnił wódz.
Przez
kolejne minuty młodzi odpowiadali na pytania Sączysmarka, który nie
ukrywał podziwu dla nastolatków. Czkawka również był pod wrażeniem.
Wcześniej wydawało mu się, że nauczenie CZEGOKOLWIEK jest naprawdę
trudne, ale najwyraźniej młodzi coś zrozumieli.
- Śmiertniki
zębacze uwielbiają, gdy się je chwali i pieści, więc na pewno nie
odmówią głaskania czy drapania. Jeśli chcemy podejść do dzikiego
zębacza, musimy zrobić to z lewej bądź z prawej strony. Stojąc na wprost
smok może nas nie zauważyć, ale kiedy się obróci i was dostrzeże może
zareagować agresywnie - tłumaczył Czkawka.
Kiedy do akcji znów
wkroczył Sączysmark, jeździec nocnej furii spojrzał w górę. Chmury
wyglądały na ciężkie, jakby lada moment miał lunąć z nich deszcz.
Jeszcze kilka minut - pomyślał wódz Berk i odszedł na bok, by usiąść na
wysokim gładzie. Sączysmark w tym czasie mówił o broni, której nie
należy pokazywać smokowi. Po odpowiedzeniu na kilka pytań, młodzi
zaczęli zbierać się do powrotu.
Przedzierali się przez
gęste krzewy, kierując się do wioski. Uczniowie rozmawiali między sobą,
chyba dyskutowali o wcześniejszej lekcji.
- Wydaje mi się, że
pomysł szkolenia jeźdźców może naprawdę wypalić - powiedział Sączysmark,
kiedy pojawił się obok ramienia wodza.
- Przecież to było oczywiste - prychnął Czkawka z sarkazmem, a Smark zaśmiał się krótko.
-
Myślisz, że na Berk wszystko gra? - Zaczął temat Jorgerson. Czkawka
obawiał się, że jeździec koszmara może zacząć ową rozmowę. Dlaczego miał
nieodparte wrażenie, że coś się stanie na wyspie? Że Astrid i ludzie z
wioski sobie nie poradzą? Oczywiście, że ufał swojej żonie i mieszkańcom
wyspy,ale to on był liderem Berk, jej opiekunem i obrońcą. Przyrzekł
sobie, że nie pozostawi domu, choćby działa się najstraszliwsza wojna.
Teraz wojnę tworzyły jego niespokojne myśli, których nie mógł uciszyć.
- Oczywiście. W końcu zastępuje mnie Astrid - odpowiedział ze sztuczną pewnością i przyspieszył, aby nie kontynuować rozmowy.
Po
dwóch kilometrach znaleźli się blisko urwisk, o które odbijały się
niewysokie fale. Czkawka rzucił tęskne spojrzenie morzu, a potem
westchnął, odwracając się do uczniów.
- Na otwartym morzu możemy
spotkać takie smoki jak wrzeńce, gromogrzmoty czy raziprądy. Kiedy
zauważymy któregoś z wymienionych smoków, należy nie zbliżać się do
wody. Wodna klasa tych gadów jest niezwykle niebezpieczna.
Przyszli jeźdźcy skinęli głowami i mimowolnie spojrzeli na ocean, chcąc dostrzec któregoś z wymienionych smoków.
- Czym atakuje wrzeniec? - Przerwał im wódz.
- Wrzącą wodą - odparł chłopak. Czkawka zapamiętał, że miał na imię Pewniak.
- A raziprąd?
- Prądem! - Wyrwała się do odpowiedzi Konwalia. Jeździec nocnej furii uśmiechnął się do niej.
- Gromogrzmot? - Zapytał, ciesząc się, że młodzi są niezwykle pojętnymi uczniami.
Nastolatkowie
ucichli nagle, szukając w swych głowach odpowiedzi, ale jedyne na co
było ich stać, to zwykłe "yyyy". Smark uśmiechnął się złośliwie.
- A jednak czeka nas dużo roboty - skomentował wojownik. Czkawka szturchnął go łokciem, piorunując przy tym wzrokiem.
-
Przestań. Ty też nie wiedziałeś od razu wszystkiego - odparł. Jorgerson zaczerwienił się nieco i burknął coś pod nosem, lecz jego wódz nie
usłyszał tego.
- Gromogrzmot atakuje falą dźwiękową, która jest w
stanie połamać łódź na drobne kawałki, a nawet może zabić dorosłego
mężczyznę - wyjaśnił szatyn.
- Wydaje mi się, że to tyle na dziś...- Westchnął wódz i ruszył do przodu, ale to co zobaczył zmroziło go.
Kilkanaście
metrów przed nimi pojawił się koszmar ponocnik, który wolno przeżuwał
pokarm. - O kurczę! To ponocnik! - Zachwyciła się jakiś ruda dziewczyna,
a jej głos przypomniał piszczałkę.
- Duży dość... - Mruknął Pewniak i cofnął się o kilka kroków.
- Lepiej poczekajmy, aż sobie pójdzie - upomniał ich Czkawka, stając przed grupą.
Niebiesko-czarny
smok krzątał się jeszcze kilka chwil przed lasem, a potem odwrócił łeb
ku zainteresowanym ludziom. Nastolatkowie wstrzymali oddechy i z szeroko
otwartymi oczyma cofnęli się aż do krawędzi urwiska. Każdy myślał, że
koszmar odejdzie, ale ten zaintrygowany widowiskiem podszedł bliżej i
przyglądał się wikingom. Z początku był nieufny, z ostrożnością wąchał
zapach ludzi.
- Pewnie czuje ryby - szepnął Sączysmark i ruszył do
przodu, chcąc zapewnić smoka, że nie są wrogami. Gad warknął delikatne,
więc jeździec od razu się wycofał.
- Co robimy? - Szepnął ktoś z tyłu.
-
Czekamy. Prędzej czy później ponocnik odejdzie - odparł spokojnie
szatyn. Czkawka nie obawiał się stojącej blisko niego bestii. Wręcz
przeciwne - dla niego było to coś niesamowitego. Możliwość patrzenia w
oczy dzikiego smoka, tej nieokrzesanej natury. Cieszyło go to, że stała
przed nim istotna wolna - nie skazana na łaskę żadnego człowieka.
Mężczyzna
podszedł wolno i ostrożnie, wyciągając dłoń. Czkawka patrzył cały czas w
oczy pięknego smoka i po chwili skinął głową, okazując tym samym
respekt. Smok prychnął nieznacznie i zamknąwszy oczy, pozwolił, aby wódz
dotknął jego pyska.
- Niesamowite - zachwycił się Pewniak,
otwierając szeroko usta. Reszta jego przyjaciół zawtórowała mu tym
samym. Właśnie ujrzeli na własne oczy jak koszmar ponocnik został
wytresowany. I z pewnością był to widok, którego nie zapomną do końca
życia.
Astrid wracała zmęczona znad pół, gdzie
wraz z Wichurą pomagała przygotować ziemię na mrozy, które powoli już
nawiedzały Berk. Dziewczyna sprawdziła również spichlerze, gdzie
znajdowały się zapasy dla wikingów. Jedzenia na szczęście starczy do
końca stycznia, więc Czkawka nie będzie musiał martwić się o jakikolwiek
deficyt.
- Bycie wodzem naprawdę nie jest łatwe - jęknęła Astrid,
klepiąc przy tym swoją smoczycę, która nie opuszczała swojej
przyjaciółki nawet przez chwilę.
Jasne oczy blondynki rozejrzały się uważnie. Mieszkańcy również byli zmęczeni, usta zacisnęli w krzywą
linię, jakby ich praca była najgorszą pracą. Śnieg, który spadł
poprzedniej nocy, również nie przyprawiał wojowników o jakąkolwiek
radość. Snoggletog był już za tydzień, więc obowiązków przybywało, lecz o chęciach nie można było powiedzieć tego samego.
- Astrid, mogłabyś mi pomóc? - Nastolatka podeszła nieśmiało do zastępcy wodza.
- Co się stało, Soniu? - Zapytała jeźdźczyni, patrząc na znajomą. Siedemnastolatka uśmiechnęła się lekko, a potem westchnęła.
-
Mam problem ze smokiem. Kiełka przez kilka dni nic nie je i dziwnie
się zachowuje - wyjaśniła dziewczyna i odgarnęła z czoła czarną grzywkę.
- To chodźmy zobaczyć.
Astrid objęła znajomą ramieniem i ruszyła wraz z nią do domu Soni.
Zastępczyni
Czkawki szybko uporała się z gronklem Soni. Jak się okazało Kiełka
miała problemy z zębem, więc Astrid wyrwała go. Kiedy dziewczyna wyszła z
domku znajomej spojrzała w jasne niebo. Słońce delikatnie świeciło,
choć stopniowo obniżało się ku cienkiej linii horyzontu. Jeźdźczyni westchnęła ciężko. Miała ochotę wsiąść na grzbiet Wichury i polatać
wokół Berk, ale nie pozwalało jej na to zmęczenie, które szybko
zapanowały nad młodą kobietą. Jednak Astrid obiecała Lauren, że pomoże
jej w pakowaniu ziół. I tak, chcąc nie chcąc, blondynka ruszyła do chaty
przyjaciółki.
Dom lekarki mieścił się na uboczu. Obok niego,
dokładnie po prawej stronie, mieściła się mała budka, w której Lauren
przechowywała przeróżne narzędzia. Z lewej strony mieścił się niewielki
ogórek, który brodził w warzywa. Astrid wzięła głęboki wdech, napawając
się przez moment świeżym, mroźnym powietrzem znad północy. Jeźdźczyni
śmiertnika zapukała delikatnie do drzwi domku Lauren, lecz nie usłyszała
odpowiedzi. Zapukała więc kolejny raz, tyle że mocniej.
- Lauren?
- Zawołała Astrid, delikatnie uchyliwszy drzwi. Blond wojowniczka
wślizgnęła się do środka. W kuchni panował bałagan: miski turlały się po
stole i podłodze, na blatach rozsypane były przyprawy i zioła.
Astrid przestraszyła się. Przez głowę przeszła myśl, że ktoś mógł się włamać i zrabować dom prostej lekarki.
Kobieta chwyciła sztylet przywiązany dotąd do pasa. Z bronią w ręku ruszyła po
schodach do góry. Na szczęście deski nie skrzypiały, co umożliwiło
bezszelestne przemieszczenie się.
Astrid dotarła na piętro.
Spojrzała na drzwi od pokoju przyjaciółki i powoli ruszyła w tym
kierunku. Chwyciła za klamkę i nacisnąwszy ją, popchnęła drzwi.
-
Lauren? - Zapytała zaskoczona Astrid, widząc szatynkę w łóżku.
Dziewczyna miała czerwone oczy, z których skapywały łzy. Kiedy lekarka
ujrzała Astrid, pociągnęła nosem i wychlipała:
- Co ty tu robisz?
- Miałam pomóc ci układać zioła... - Wyjaśniła pośpiesznie.- Myślałam, że ktoś się włamał.
Lauren otarła łzy i rzuciła chusteczkę na szafkę, gdzie leżała pozostała sterta zużytych chusteczek.
-
Co się dzieje? - Rzuciła blondynka i czym prędzej podeszła do
przyjaciółki. Lauren zaniosła się szlochem i przytuliła do zaskoczonej
Astrid. Zachowanie lekarki było dla jeźdźczyni naprawdę czymś dziwnym. -
Spokojnie...
Wojowniczka objęła mocnej przyjaciółkę.
Przez kolejne minuty Astrid uspokajała Lauren, a kiedy uznała, że jest lepiej, podjęła pytanie:
- Powiesz mi, co się stało?
Dziewczyna oderwała się wolno od futra blondynki i zebrawszy odwagę, wyjąkała:
- Ja... ja... jestem w ciąży.
Zaskoczeni? :D
Ps. Przepraszam, że rozdział jest krótki, weny brak 😩😩
What? Ostatnie zdanie mnie rozwaliło. Rozdział super 😊
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać więc kończę.
Pozdrawiam🎈
Haha, cieszę się :P i dziękuję :3
UsuńŚwietny rozdział! Najlepsza to chyba ta końcówka.
OdpowiedzUsuńA to wyznanie Lauren poprostu mnie zmroziło.
Pozdrawiam i życzę dużo weny.😄
Dzięki wielkie! Cieszę się, że udało mi się Was zaskoczyć :3
UsuńKońcówka świetna. Po prostu zaskoczyłaś mnie.
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Dziękuję bardzo! Next będzie 1/2 stycznia :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGenialne!!!!!
OdpowiedzUsuńTak króciutko bo i tak ci powiedziałam na priv co pomyślałam. Gomene raz jeszcze :*
Dziękuję baaardzo! 💜
Usuń