poniedziałek, 28 listopada 2016

Wizyta

                    Przez kolejne dwa tygodnie Czkawka planował treningi jeźdźców na sojuszniczych wyspach. Do pomocy zgłosili się wszyscy smoczy jeźdźcy, co bardzo ucieszyło wodza. Na Berk coraz rzadziej się coś działo, więc pobyt i szkolenie nastolatków poza granicami domu na pewno dobrze im zrobi.
Szczerbatek mizdrzył się do swojego przyjaciela, mrucząc cicho. Smok miał nadzieję, że szatyn skusi się na krótki lot, ale po zamyślonej minie mężczyzny było wiadome, że Czkawka po prostu zapomniał o złożonej wcześniej obietnicy.
- Mordko, daj mi chwilę - odparł jeździec, drapiąc nijako Szczerbatka za uchem. Smok prychnął pod nosem i w ramach odwetu uderzył ogonem w ucho przyjaciela.
- Ej! - Obudził się szatyn, ale nocna furia tylko zarechotała po swojemu i ułożyła się pod oknem, przez które wlatywało mroźne powietrze.
Wódz westchnął cicho i wrócił do rozpiski, nad którą pracował przez ostatnią godzinę. Nie chciał zrobić tego byle jak, wszyściutko musiało być idealne.
- Co robisz? - Usłyszał nagle głos Astrid. Lekko przestraszony odwrócił się do ukochanej, która pojawiła się w progu jego małej pracowni.
- Listę - powiedział, wzruszając ramionami.
Astrid podeszła do biurka i chwyciła żółtą kartkę w drobne ręce. Przeleciała szybko wzrokiem i uśmiechnęła się miło do męża.
- Myślisz, że połączenie bliźniaków i Sączysmarka w grupę to dobry pomysł? - Spytała i zmierzwiła mu włosy.
- Sam nie wiem... - Mruknął i położył głowę na dębowe biurko. Tymczasem Astrid przysiadła się obok wodza i chwyciła węgielek, poprawiając listę szybko. Podała ją  następnie mężowi, który zaciekawiony przeczytał ją.

Astrid Czkawka, Sączysmark. - O'ahu.
Szpadka, Mieczyk, Śledzik - Skania.
Valka, Nate - Andros

- Czemu skreśliłaś siebie? - Spytał, marszcząc brwi.
- Jesteś najlepszy z jeźdźców - odparła wprost. Dziewczyna nigdy nie omijała prawdy - szczerość dla niej to podstawa. - I wiem, że chciałbyś wyrwać się z Berk, a szkolenie młodych na O'ahu to dobry pretekst - zaśmiała się cicho, wciąż zerkając na żółty skrawek papieru. - Poza tym, Inge bardzo ucieszy się z odwiedzin Szczerbatka - dodała, wspominając dziewczynkę, która uwielbiała obejmować  małymi rączkami szyję nocnej furii.
- A co z tobą?
- Ja zostanę na Berk. Dopilnuje, żeby wszystko szło dobrze podczas twojej nieobecności.
Czkawka cmoknął pod nosem. Pomysł Astrid nie był ani trochę głupi. Wizja szkolenia rekrutów, w dodatku ze Szczerbatkiem u boku, to było coś, na co wódz czekał bardzo długo. Chciałby po prostu odciąć się od obowiązków choć na te kilka dni, ale źle się czuł z myślą, że to jego żona musiałaby go zastąpić. Czkawka wiedział, że nawet jednodniowe zastępstwo wodza może przyprawić o dwubryłowy ból głowy. Zielonooki spojrzał na drzemiącego smoka, który wygodnie leżał pod oknem. Jego łuski mieniły się delikatnie w świetle słonecznego dnia, a Czkawka poczuł nagle ścisk żołądka. Powinien bardziej zadbać o Szczerbatka. Przecież to smok, on po prostu musi latać - to jest w jego żyłach. Niebo, wolność.
- Spędzicie razem miły czas - rzekła cicho Astrid, gdy zauważyła, na co patrzy jej mąż. Czkawka zwrócił ku niej swe zielone spojrzenie.
- A jeśli coś się stanie Berk? - Spytał, nie wiedząc samemu dlaczego taka myśl przyszła mu do głowy. Wojna z Drago zostawiła bliznę w jego pamięci. Gdy jeźdźców nie było na wyspie, Krwawdoń bez problemu przejął kontrolę nad ich domem, smokami i ludźmi. Czkawka nie miał zamiaru powtarzać tej tragicznej historii. Wtedy stracił ojca, bał się, że gdy wodza nie będzie na Berk, straci ważną dla niego osobę ponownie. A wtedy nie zniósłby bólu, który i tak był wielki po stracie Stoicka.
- A co miałoby się stać? - Zaśmiała się delikatnie. - Mamy dobrze wyszkolone smoki oraz wojowników, prawda? Poza tym, nie będzie jeźdźców przez tydzień, nie rok. Wszystko będzie dobrze, Czkawka.
Dziewczyna pogładziła jego policzek z uśmiechem anioła. Szatyn przymrużył z przyjemnością oczy, rozkoszując się dotykiem ukochanej.
- Cieszę się, że cię mam - powiedział poważnie, mocno obejmując ważną dla niego osobę. Astrid wtuliła się w niego, nie odpowiadając na słowa Czkawki. Nawet nie musiała tego robić, oboje wiedzieli, że to cisza jest odpowiedzią.
                            Szczerbatek skakał wokół Czkawki z wywalonym na wierzch jęzorem. Smok wyczuł, że wyruszają na dłuższą podróż, więc nic dziwnego, że od rana zachowywał się jak szaleniec.
Astrid pomagała mężowi przygotować się do podróży. Ostrzegała kilkakrotnie, aby uważali. Dziewczyna ufała Czkawce i wiedziała, że wraz z Sączysmarkiem dadzą sobie radę, ale wspomnienie o wizycie na Syylin poczuła zimne dreszcze. Dzięki Odynowi, że ta kobieta już nie ma nic wspólnego z Berk. W każdym razie Astrid była przejęta tym, że coś może czyhać na wodza Berk, ale mimo to, chciała, aby leciał na O'ahu. Pragnęła, by Czkawka zrelaksował się przez moment, a szkolenie młodych wikingów na pewno mu w tym pomoże. Co jak co, ale gdy Czkawka opowiada o smokach nie ma sposobu, by go zatrzymać. A w szczególności gdy chłopak opowiada o nocnej furii, swoim przyjacielu. Nic dziwnego, chciał przedstawić Szczerbatka w jak najlepszym świetle - w końcu jest ostatnim przedstawicielem swojego gatunku...
- Tylko nie wariuj, dobrze? - Powiedziała Astrid, podając mężowi dwa sztylety, które wódz przyczepił do pszczeli.
- A czy ja kiedykolwiek wariuję? - Zaśmiał się. Zwinnie zapinał swój kombinezon, uśmiechając się do żony. Ta podniosła brew i zmrużyła oczy. - Dobra, wygrałaś. Nie będę szarżował.
- Mam nadzieję. A teraz chodź, reszta już czeka - powiedziała i chwyciła dłoń męża, by pociągnąć go w stronę drzwi.
Małżeństwo wyszło i skierowało się ku brzegowi, blisko portu, gdzie czekali pozostali. Czkawka postanowił, że wszyscy jeźdźcy wylecą o tej samej porze i wrócą równo po tygodniu. Może było to dość radykalne posunięcie, ale Astrid upewniła wodza, że w razie kłopotów wezwą pomoc. Na szczęście Albrecht zdeklarował, że jest gotów do walki.
Przy porcie żywo rozmawiali jeźdźcy oraz ich rodziny. Valka stała blisko Nate i Lauren, śmiejąc się z jakiejś historyki.
Czkawka spojrzał na ich wesołe twarze i uświadomił sobie, że czas płynie nieubłaganie szybko. Zdawało mu się, że jeszcze miesiąc temu był z przyjaciółmi na Smoczym Skraju i planował kolejną misję ratowania smoków, które schwytał Ryker. Ale rzeczywistość ciągnęła go w dół, sprowadzała na ziemię, uświadamiając, że jest wodzem. Odpowiedzialnym przywódcą, który musi dbać o bezpieczeństwo swych ludzi. Ciekawe, co powiedziałby Stoick usłyszawszy myśli syna...
Nie cierpię, gdy musimy się rozstać - westchnęła Astrid, sprowadzając Czkawkę do rzeczywistości. Szatyn zamrugał gwałtownie i spojrzał na ukochaną. Objął ją w talii i pocałował w skroń. Po tylu latach nie zwracał uwagi, że patrzą na nich ludzie. Jakiś czas temu zdarzyło się nawet, że kobiety dziwnie patrzyły na Astrid. Okazało się, że ktoś puścił plotkę, iż Haddockowie spodziewają się potomka.
- Ja też nie - zgodził się szatyn, ani myśląc o oderwaniu od sobie dziewczyny. - Ale przetrwamy wszystko, zgadza się?
Blondynka zaśmiała się.
- Oczywiście, kochanie - zachichotała już ciszej i musnęła usta wodza.
Wtedy Czkawka podszedł do reszty i przywitał się miło.
- Każdy wie, co ma robić? - Spytał, chcąc się upewnić. Wszyscy skinęli głowami, oprócz bliźniaków, którzy do tej pory gonili się między smokami.
- Ale że o co chodzi? - Spytał Mieczyk, wymieniając spojrzenia z siostrą.
- Czkawka, pewien jesteś, że dadzą sobie radę? - Westchnął Sączysmark, zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Są ze Śledzikiem, on ich ustawi - odparł Nate, klepiąc jeźdźca Sztukamięs.
- Tylko błagam was, nie zróbcie niczego głupiego. Dość długo zajęło nam przekonanie przywódców do tresowania smoków - zmienił temat wódz Berk, podniósłszy dłonie na wysokość pach.
- To raczej powinieneś kierować do bliźniaków - rzucił Smark, przewracając jasnymi oczyma.
- Różnie bywa - odgryzł się wódz, a potem kazał przygotować się do drogi. Sam zwrócił się do Astrid, biorąc jej ręce w swoje.
- Jeśli cokolwiek będzie się działo, natychmiast wyślij straszliwca - wytłumaczył, patrząc głęboko w oczy ukochanej. Astrid pokręciła głową, śmiejąc się cicho.
- Nie panikuj. Zajmę się wyspą.
- To tak na wszelki - szepnął i przytulił ją do swojej piersi, żałując, że musi opuszczać dom. Już nie pamiętał ostatniego razu, gdy wyjechał z Berk, nie licząc podróży do Albrechta, ale dystans liczył zaledwie pięćdziesiąt kilometrów w dwie strony. Na smoku docierali tam w kilkanaście minut.
Astrid wtuliła się mocniej, chcąc zapamiętać zapach ukochanego. Nienawidziła tego uczucia, gdy budziła się w nocy i nie było obok niej Czkawki. Zazwyczaj chłopak siedział w papierach, a teraz musi przywyknąć do tygodniowej nieobecności męża. Ale jakoś da radę, zresztą jak zawsze...
- Bezpiecznej podróży - powiedziała, patrząc mu w oczy i nie czekając, złączyła jego usta ze swoimi w czułym pocałunku. Gdyby mogła, zatrzymałaby tę chwilę, napawając się obecnością ukochanego. Żałowała, że nie jest to możliwe... W końcu musiała się oderwać.
- Do zobaczenia za tydzień - pocałował ją jeszcze w czoło i z uśmiechem wskoczył na grzbiet przyjaciela. Śledzik i bliźnięta odlecieli w kierunku Skanii, a Valka i Nate w kierunku Andros.
 Astrid stała jeszcze chwilę na brzegu, doprowadzając sylwetkę Szczerbatka, który mocno machał skrzydłami. Kiedy nocna furia zniknęła jej z oczu, dziewczyna westchnęła i obróciła się w kierunku centrum wioski.
                             Podróż wodza Berk i jego smoczego przyjaciela zakończyła się po trzech godzinach. Czkawka czuł już ból u dołu kręgosłupa, więc poczuł się lepiej, gdy zauważył wyłaniającą się z mgły wyspę O'ahu. Z jego ust wydobyło się westchnienie ulgi, a Sączysmark pisnął ze szczęścia. 
- Wreszcie. Już myślałem, że zgubiłeś drogę - zwrócił się do Czkawki Jorgerson. Wódz prychnął, choć nie przejął się słowami zgryźliwego wojownika.
Kiedy wylądowali na brzegu wyspy, dostrzegli znajomą twarz Frojdyna i Inge, która stała obok ojca. Twarzyczka dziewczynki rozpromieniła się, gdy Szczerbatek zwrócił na nią swe szmaragdowe spojrzenie.
- Witajcie na O'ahu - zaczął przywódca wyspy, wyciągając rękę do przyjaciół.
- Cieszymy się, że możemy tu być - oznajmił miło Czkawka, rozglądając się wokół.
Po prawej stronie ciągnęło się pasmo górskie obrośnięte gęstymi drzewami. Na lewo od pomostów pojawiła się piaszczysta ścieżka prowadząca zapewne do wioski. O'ahu nie była wielką wyspą, ale zdecydowanie ważną dla sojuszu z Berk.
Inge w tym czasie przywitała się z Czkawką i Sączysmarkiem, którego się przestraszyła, ale czym prędzej pojawiła się obok Szczerbatka. Smok zamruczał z rozkoszą, gdy dziewięciolatka zaczęła go drapać pod brodą.
- Pewnie jesteście głodni, zapraszam do mnie. Sofia przyrządziła małe co nieco - zaśmiał się Frojdyn, a jego sprzymierzeńcy skinęli głową, dziękując tym samym wodzowi. Inge wdrapała się na siodło nocnej furii i z szerokim uśmiechem ruszyła za gośćmi i ojcem.
Gdy wódz Berk pojawił się w centrum wioski, ludzie od razu zaczęli wymieniać ciche rozmowy. Jedni patrzyli na niego z zainteresowaniem, inni z lekkim strachem, ale większość mieszkańców miała kamienna twarz. Jedynie ich usta skrzywiły się, gdy zobaczyli, że idący za gośćmi i Frojdynem smok to nocna furia. Niektórzy nawet chwycili broń, bądź co bądź smok niósł ma swym grzbiecie córkę wodza...
Czkawka starał się nie zwracać uwagi na zachowanie wikingów, jednak zasmuciło go nieco brak zaufania z ich strony. Wódz Berk miał jednak nadzieję, że on i Sączysmark zdołają zmienić nastawienie mieszkańców O'ahu do smoków, inaczej poczułby, że zawiódł...



Zostaw po sobie ślad! 😀👇👍

niedziela, 20 listopada 2016

Wyjaśnienia

                         Był już środek nocy, gdy Czkawka i Frojdyn znaleźli Inge. Dziewczynka całą drogę tuliła się do ojca, który mocno trzymał ją w ramionach. Dziewięciolatka była przerażona. Oddychała szybko, a łzy nie przestawały kapać z jasnych oczu.
- Zaprowadźmy ją do lekarza- powiedział wódz Berk, obracając się przez ramię do Frojdyna, który skinął głową. Mężczyzna również był przerażony. Wizja utraty swej ukochanej córki była dla niego zbyt przytłaczająca. Żaden rodzic nie chciałby tego przechodzić.
Przywódcy zeskoczyli z grzbietu Szczerbatka i czym prędzej wpadli do chaty Lauren, która usłyszawszy o zaginięciu dziewczynki przyszykowała swoje medykalia. Młoda lekarka wolała być przygotowana w razie jakiegokolwiek wypadku.
Frojdyn wniósł Inge do środka i ułożył ją delikatnie na łóżku, aby Lauren mogła ją zbadać.
- Dasz sobie radę, Lauren? - Spytał wódz Berk, patrząc smutno na małą córeczkę przyjaciela.
- Oczywiście - powiedziała pewnie i z uśmiechem usiadła na łóżku, obok dziewięciolatki. Dwudziestotrzylatka wiedziała, że przy opanowanym dorosłym dziecko czuje się bezpiecznie.
- Idę zwołać resztę - rzekł Czkawka i wyszedł z chatki.
Kiedy wódz poczuł orzeźwiające powietrze, poczuł się lepiej. Przed nim pojawili się pozostali jeźdźcy. Astrid zaskoczyła z Wichury i podbiegając do męża, przytuliła go mocno.
- Wszystko w porządku? - Spytała szeptem, patrząc na zmartwionego jeźdźca.
- Nie wiem, Astrid...- Wyjąkał, wtulając się w nią jeszcze bardziej. - A co ze smokami?
- Hakokieł oberwał trochę w łapę, ale wyjdzie z tego. Nate poleciał znaleźć grupy poszukiwawcze - wyjaśniła, gładząc delikatnie policzek szatyna. Jednak on był zbyt przejęty, by poczuć kojący dotyk ukochanej.
                         Kwadrans później przed chatą Lauren pojawili się przywódcy oraz wojownicy, którzy brali udział w poszukiwaniu Inge. Sofia natychmiast wpadła do domku Lauren, a reszta ludzi zwróciła uwagę na Czkawkę.
- Gdzie ona była? - Usłyszał pytanie Halli, która jako pierwsza wysunęła się z tłumu. Jej niebieskie oczy tępo wpatrywały się w wodza Berk.
- W lesie -odparł Czkawka, kierując twarz ku kobiecie. Astrid odeszła do Szczerbatka, który siedział smutno pod oknem, chcąc dojrzeć Inge. Dziewczyna odciągnęła go delikatnie i przytuliła jego wielką głowę do swojego biodra. Nocna furia zamruczała smutno.
- Skąd ona się tam wzięła? - Zaszumiało w tłumie. Czkawka spojrzał przez chwilę na Szczerbatka, a potem wziął głęboki wdech, chcą wyjaśnić całą sytuację.
- Inge wraz ze Szczerbatkiem odeszła zbyt daleko, tyle na razie wiem. Kiedy Inge poczuje się lepiej, opowie jak się znalazła w lesie - powiedział spokojnie.
- Najwyraźniej smoki nie są tak wielkimi przyjaciółmi ludzi, skoro porywają niewinne dziecko! - Krzyknęła Halla z oskarżycielskim tonem, na który wszelkie szepty ustały.
- Szczerbatek zaciekle bronił dziewczynki, gdy ta znalazła się pośrodku watahy wilków - zaprzeczył Czkawka. - Nie byłaś tam, Hallo, nie widziałaś, co się stało, więc proszę, abyś nie wysuwała fałszywych oskarżeń - warknął szatyn, piorunując przy tym kobietę, która podniosła dumnie podbródek.
- Zatem sama ją zapytam - rzuciła oschle i bez żadnego pozwolenia weszła szybkim krokiem do chaty Lauren.
                           W kominku palił się ogień, rozpalony kilka godzin wcześniej. Okna były przykryte ciemnymi zasłonami, więc żadna para oczu gapiów nie mogła niczego dojrzeć.
Halla zwróciła wzrok na łóżko, na którym leżała Inge. Obok niej siedziała Lauren, która delikatnie obmywała twarzyczkę dziewczynki. Mała miała również kostkę obwiniętą w bandaż.
- Przyszłam sprawdzić, co z twoją córką - powiedziała Halla, gdy zdziwiony Frojdyn zmarszczył brwi.
- Wszystko w porządku. Inge skręciła kostkę i ma trochę zadrapań - oznajmiła mile Lauren i wstała, biorąc ze sobą małą miskę wody.
- Mogłabym z tobą porozmawiać? - Zapytała przywódczyni Syylin z wymuszonym uśmiechem. Kobieta była wzburzona wcześniejszymi słowami Czkawki i z pewnością chciała udowodnić młodemu wodzowi, że smokom nie można ufać.
- Nie wydaje mi się, aby...- Zaczęła Sofia, która siedziała obok córki, trzymając ją za rączkę.
- To nie potrwa długo - przerwała Halla, siadając na taborecie. Inge patrzyła na nią zmęczonym wzrokiem, a w ramionach wciąż kryła ciemnoszarą kulkę.
Zanim przywódczyni zadała pierwsze pytanie, do środka wszedł Czkawka, za nim Astrid i nocna furia.
- Szczerbatek! - Ucieszyła się Inge i wyciągnęła rączki, by uścisnąć przyjaciela. Smok podszedł do niej wolno i polizał ją w policzek.
- Pozwalasz mu na to?! - Zbulwersowała się Halla, patrząc na Frojdyna. Przywódczyni wstała gwałtownie, czekając na odpowiedź. Sofia jęknęła, słysząc warknięcie Szczerbatka, który obrócił głowę ku Halli.
- Już spokojnie, mordko - powiedział cicho Czkawka, odciągając delikatnie gada.
- Twój smok o mal nie zabił córki Frojdyna. Nie sądzę, aby było to wybaczalne - rzekła blondynka, piorunując wzrokiem wodza Berk. Kobieta miała ogromną ochotę dobyć miecza i powybijać każdego smoka, który stanie jej na drodze.
- Szczerbatek nie zrobił mi żadnej krzywdy! - Krzyknęła Inge, prostując się na łożu. Przytuliła do siebie kuleczkę i wpatrywała się ze strachem w Hallę.
- Kochanie, nie krzycz - upomniała ją delikatnie mama.
- Inge, opowiesz nam, jak znalazłaś się w lesie? - Zapytał Czkawka i podszedł do Frojdyna, by usiąść na krześle obok.
Dziewczynka zerknęła na swoje ramiona i westchnęła.
- Chciałam się tylko przejść ze Szczerbatkiem po wiosce. Chodziliśmy między młynami, koło lasu, gdy usłyszałam pisk. Kiedy podeszłam bliżej, zobaczyłam, że w krzakach leży piesek...- Powiedziała i wyciągnęła z ramion ową szarą kulkę. Każdy otworzył szeroko oczy i z szokiem wpatrywał się w zwierzątko. To nie był szczeniak, a młode wilka.
- Potem słyszałam jakieś odgłosy w lesie i myślałam, że jest ich więcej - spuściła głowę, głaszcząc małe zwierzątko. - Ale okazało się, że to był wilk i nagle pojawiła się całą watahą. Próbowałam uciekać, ale zagrodziły mi drogę i gdyby nie pomoc Szczerbatka, pewnie skończyłabym gorzej - skończyła opowieść, nie będąc w stanie patrzeć w oczy wodzów i mamy.
- Może lepiej będzie, jak wezmę tego szczeniaka - oznajmiła Lauren, wyłaniając się z małej kuchni. Zwierzątko cały czas spało, a ciche piski sprawiły, że Lauren zrobiło się smutno. - Jest chory - zauważyła i uśmiechnęła się pocieszająco  do Inge. - Nie martw się, niedługo twój nowy przyjaciel będzie zdrów jak ryba.
Lekarka wyszła, zostawiając małe skupisko.
- Czyli to ten smok ci pomógł? - Upewniła się Sofia.
- No przecież mówię, że tak! - Oburzyła się dziewczynka. - Dlaczego wy nie potraficie zaakceptować smoków? A pani to powinna się chyba leczyć - skierowała te słowa do Halli, która zaskoczona złością dziewczynki otworzyła szeroko usta.
- Inge! - Skarciła ją Sofia, ale jej córka nic nie robiła sobie z uwag mamy.
Halla zacisnęła dłoń w pięść i czerwona wyszła, trzaskając drzwiami.
Frojdyn uśmiechnął się smutno i usiadł obok swojej córki, mocno ją do siebie przytulając.
- Moja dziewczynka - szepnął i pocałował dziewięciolatkę w głowę.
                     Inge została na noc u Lauren, która chciała się upewnić czy z dziewczynką wszystko w porządku. Przez bałaganie małej, Czkawka zgodził się, aby Szczerbatek został przy niej. Mężczyzna uśmiechnął się, widząc jak jego przyjaciel kładzie się na łóżku i z czułością tuli do siebie dziewczynkę.
Zanim Czkawka i Astrid opuścili domek, Lauren oznajmiła im, że ze szczeniakiem nie jest najgorzej.
- Co za noc - westchnął szatyn, łapiąc się za głowę. Od natłoku myśli i emocji zaczęła go boleć.
- Ważne, że Inge wróciła cała i zdrowa - wsparła go, obejmując ramieniem. Czkawka westchnął, odwracając wzrok.
- Sojusz z Hallą przepadł, wiesz? - Rzucił smutno.
- Wiem, ale to nawet i lepiej. Po co masz męczyć się, próbując za wszelką cenę zdobyć uznanie? Bez wsparcia Syylin i tak jesteśmy silni. Poza tym, wydaje mi się, że nasi goście podpiszą traktat - uśmiechnęła się do niego, gdy odwróciła jego twarz w swoją stronę. Chłopak odnalazł jej wzburzone, niebieskie oczy i nagle poczuł jak kamień spada mu z serca. Ma rację - pomyślał, a potem objął ją mocno.
- Dziękuję - wyszeptał jej do ucha, a potem pocałował w czoło.
- Nie ma za co - odparła i chwyciwszy jego dłoń, ruszyli do domu.
                             Mimo zmęczenia, Czkawka nie spał dobrze. Wciąż rozpamietywal minioną noc i choć dla niego liczyło się zdrowie Ingi, nie mógł pozbyć się tego uczucia zawiedzenia. Stracił sojusz z Syylin, a następne traktaty wisiały pod wielkim znakiem zapytania. Mimo zapewnień Astrid, że będzie dobrze, wódz nie mógł się do tego przekonać. Nie sądził, że przekonanie przywódców do smoków będzie aż tak trudne.
                        Przed południem Czkawka i Astrid pojawili się u Lauren. Lekarka dobrze zajmowała się dziewczynką, a rano przyrządziła jej pożywną owsiankę. Frojdyn został przy córce, a swojej żonie nakazał, aby odpoczęła. Sofia z niechęcią zgodziła się, ale rankiem powróciła do Ingi.
- Widzę, że komuś dopisuje humor - zaśmiał się Czkawka, kierując słowa do Frojdyna. Inge i Szczerbatek wariowali na łóżku, popychając się w ramach zabawy.
- Oj, tak - przyznał rację mężczyzna.
- Możemy porozmawiać? - Dopytał ciszej, a wódz Berk skinął głową.
- Jestem ci wdzięczny za pomoc - zaczął Frojdyn, obserwując życie toczące się w wiosce. Zauważył Gerarda, który rozmawiał z Marion.
- Nie mógł bym ci nie pomóc - odparł Czkawka z uśmiechem.
- Mimo wszystko, dziękuję.
Frojdyn wyciągnął rękę, którą jeździec chwycił bez wahania.
- Wydaje mi się, że mamy teraz sporo tematów do omówienia - zaśmiał się wiking, mając na myśli traktat.
                           Jakiś czas później wodzowie spotkali się w twierdzy, by pożegnać się z Czkawką i Berk. Oczywiście chłopak liczył również na decyzję w sprawie smoków. Jeśli przywódcy wyrażą chęć tresowania smoków, w ciągu kilku tygodniu na ich wyspy przylecą treserzy, aby pokazać jak obchodzić się ze smokami.
W środku twierdzy było duszno, więc Czkawka zostawił otwarte drzwi.
Marion, Fernardyn, Frojdyn, Gerard, Enar oraz stojąca w cieniu Halla rozmawiali między sobą, a kiedy zauważyli wchodzącego szatyna, ucichli.
- Mam nadzieję, że smocze wyścigi były udane - zaczął miło wódz, kierując wzrok na przyjazne twarze gości. Astrid przystanęła przy Sofii oraz Inge, która siedziała w siodle Szczerbatka.
- Przyznam szczerze, że już dawno nie oglądałem takiego widowiska - rzekł niskim głosem Enar, który stał blisko swojej rodziny.
Czkawka skinął głową, tym samym dziękując za te słowa.
- Jeśli chodzi o traktat, jest ktoś, kto chciałby zacząć tresowac smoki? - Zapytał głośno, czekając z niecierpliwością na odpowiedź. Gerard westchnął głośno i zaśmiał się.
- Nasze stanowisko już znasz - powiedział wódz Grot. 
- Oczywiście - odparł chłopak, a potem spojrzał na resztę przywódców.
- Myślę, że moja wyspa skorzysta z pomocy smoków - przyznała z uśmiechem Marion, na co Czkawka poczuł ulgę.
- Fernardynie? - Zwrócił się do przyjaciela, który z kamienną twarzą stał obok ogniska.
- Zgadzam się, ale na okres próbny. Nie jestem pewien co do aprobaty mieszkańców Andros - wytłumaczył.
- Masz do tego prawo - skinął głową Haddock.
- My również zaryzykujemy - odbił się od ścian głos Enara.
- Inge urwałaby mi głowę, jeśli bym się nie zgodził - zaśmiał się Frojdyn, patrząc z uwielbieniem na swą ukochaną córeczkę.
- Z pewnością - zawtórowała Astrid.
Wtedy wszystkie głowy skierowały się ku Halli, która niezadowolona stała w cieniu.
- Jak wcześniej uzgodniliśmy, Czkawko Haddocku, jeśli nie będę przekonana, nie podpiszę traktatu - rzekła donośnie, aż Czkawka się wzdrygnął. - Cóż, nie przekonałeś mnie.
Nastała cisza. Przybyli wodzowie skrzywili się, słysząc ostry ton Halli. Przywódca Berk wiedział, że kobieta od początku się nie zgodzi na traktat, ale miał jednak nadzieję, że się uda...
Nawet Fernardyn dał się przekonać!
- Rozumiem - powiedział w końcu jeździec nocnej furii.
Halla skinęła głową i nie marnując czasu na pożegnania, wyszła z twierdzy, kierując się prosto do portu.
- Co za baba - jęknęła Inge, a reszta gości zaśmiała się na te słowa. Widocznie wodzowie poznali na tyle Hallę, by zgodzić się, że ta kobieta jest niezwykle irytująca. 
Czkawka wyjął potrzebne papiery i podał je wodzom do podpisania. Traktat obejmował najbliższy rok, ale specjalnie dla Fernardyna Czkawka zmienił na okres sześciu miesięcy.
- Było naprawdę świetnie. Inge opowiedziała nam, co zrobił Szczerbatek. Masz wspaniałego przyjaciela - rzekła Marion, gdy żegnała się z wodzem.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że odwiedzicie nas niedługo.
- Najpierw oczekujemy was na Skanii. Moja wyspa też może się pochwalić pięknymi walorami - zaśmiała się Marion, a potem uścisnęła rękę wodza i  jego żony.
Następnie Haddockowie pożegnali Enara i Fenardyna, którzy oznajmili, że obecność smoczych treserów w ich domu będzie przyjemnością.
- Czkawko - zaczął Gerard, ściskając mocno dłoń szatyna. - Dziękujemy za zaproszenie. Jesteśmy szczęśliwi, że mogliśmy uczestniczyć w smoczych wyścigach.
- To ja dziękuję - oznajmił Czkawka. 
- Jeśli jest taka możliwość, wodzu, abym mogła podszkolić się na Berk? - Zapytała nieśmiało Alia, na co Astrid uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście, smoczych jeźdźców nigdy za wiele - rzekła żona Czkawki , a ten zawtórował jej skinięciem. Gerard i jego zachwycona córka pożegnali się serdecznie z przyjaciółmi. Na końcu pojawił się Frojdyn z rodziną. Inge nie odstępowała Szczerbatka na krok. Zapewne gdyby mogła, chętnie by go przygarnęła.
- Myślę, że nasza współpraca będzie owocna - zaśmiał się Frojdyn, obejmując żonę. Jego syn i starsza córka wyszli już wcześniej, nie chcąc się żegnać. 
- Proszę wodza - zaczęła Inge, podchodząc do Czkawki, który klęknął, by zrównać się z dziewczynką.
- Słucham cię.
- Czy mogłabym... polatać? Ze Szczerbatkiem? - Spytała nieśmiało, patrząc na rodziców, którzy pokręcili tylko głowami, w gescie zrezygnowania. Inge była niesamowicie uparta.
- Dla mnie to żaden problem - uśmiechnął się ciepło i wsadzając dziewczynkę na grzbiet Szczerbatka, wyprowadził go na zewnątrz, a potem sam wskoczył za Inge.
- Gotowa? - Spytał, sięgając za uchwyt. Dziewięciolatka pokiwała żywo głową. 
Nocna furia ryknęła zadowolona i odbiła się silnymi łapami, by po chwili zniknąć między chmurami... 



Mam nadzieję, że wyszło :')

Zostawcie komentarz, z góry dziękuję!

sobota, 12 listopada 2016

Zaginiona

                  
                             Wieczorną porą, gdy księżyc już się wznosił, w twierdzy panowała nieduża wrzawa. Wszystkie klany zebrały się na uczcie, by na spokojnie porozmawiać i dojść do porozumienia w sprawie zabijania smoków na własnych wyspach. Czkawka wiedział, że ważni przywódcy się wahają, ale pocieszał go fakt, że smocze wyścigi się udały.
Wódz Berk siedział obok Astrid, rozglądając się uważnie po twarzach sojuszników. Halla, Frojdyn, Fernardyn, Marion, Enar oraz Gerard, który przysłuchiwał się rozmowie przywódców.
Dzieci wodzów siedziały pod ścianą, gdzie głośno się śmiałego. Nastolatkowie nic nie robili sobie z powagi sytuacji. Rozmawiali w najlepsze, żartował, a ci którzy mogli, popijali słodki miód.
- Co tak wzdychasz? - Spytała Astrid, patrząc na męża, który dopiero chwilę później odwrócił się ku jej twarzy. Dziewczyna miał na sobie prostą sukienkę w kolorze granatowym. Dwa dobierane warkocze spływały na ramiona blondynki, która wyglądała w nich naprawdę dobrze.
- Zastanawiam się - odparł, delikatnie uśmiechając się.
- Słyszałam jak Marion mówiła do swojego chłopaka, że fajnie byłoby mieć smoka - nachyliła się do ucha wodza, by nikt nie słyszał. Brwi Czkawki podniosły się w zdziwieniu, a jego oczy błysnęły z radością.
- Może jednak nasz plan się uda - powiedział chłopak, patrząc  następnie na wodzów, którzy wciąż rozmawiali, gestykulując i wymieniając się argumentami.

                                 Smoki jeźdźców zostały zabrane do areny bądź domów, aby nie przeszkadzały. Tylko Szczerbatek wymknął się z domu swego przyjaciela i teraz jego głowa znajdowała się przy drzwiach twierdzy. Nocna furia była niezwykle inteligentnym smokiem, więc nic dziwnego, że smok mógł wyczuć niechęć ludzi do jego osoby. Znał wikingów, więc potrafił również mniej więcej zrozumieć, o czym kto mówi. 
Zielone oczy gada błyszczały mocno w blasku ogniska, które paliło się przy wejściu. Szczerbatek był bardzo ciekaw, co dzieje się w środku, ale wiedział, że nie może wejść. Gdy miał się oddalić i wrócić do domu, zauważyła go mała Inge. Dziewczynka, znużona gadaniną wodzów, zeskoczyła ze stołka i potruchtała szybciutko do nocnej furii. Obejrzała się za siebie, a gdy upewniła się, że nikt jej nie obserwuje, wyszła.
- Cześć, Szczerbatku - przywitała się ze smokiem, stojąc dwa metry od niego. Nocna furia przyjrzała się małej, a potem usiadła na własnych łapach. Inge zaśmiała się cicho, a potem spojrzała na drzwi od twierdzy, jakby lada chwila miał ktoś przez nie wyjść.
- Masz może ochotę na krótki spacer? - Spytała ciszej. Inge nie bała się smoków. Właściwie to bardzo je lubiła i była nimi zaintrygowana.
Szczerbatek mruknął nisko, a potem schylił się, by szturchnąć dziewczynkę głową. Inge zaśmiała się i drapiąc smoka pod brodą, ruszyła wraz z nim na spacer.

                            Dwie godziny później Czkawka siedział między wodzami, opowiadając jak wytresował Szczerbatka oraz jak Smocza Akademia zaczęła funkcjonować. Gerard i siedząca obok niego Alia znali już tę historię, ale słuchali wodza z ciekawością. Dziewczyna patrzyła na Czkawkę, marząc, aby być tak wspaniałym treserem. Może on i jej tata zgodzą się, aby nastolatka zamieszkała na jakiś czas na Berk i nauczyła się wielu przydatnych rzeczy...
Astrid w tym czasie przysiadła się do nastolatków, których podpytywała o sytuację na ich wyspach. Ingrid, córka Enara, wyjawiła żonie wodza Berk, że już dwa lata wcześniej próbowała podejmować rozmowy ze swoim ojcem, aby zaniechać zabijania smoków. Jednak on pozostał głuchy na jej prośby, a lud wciąż eksterminował biedne stworzenia.
Blondynka zniesmaczyła się, gdy Ake, syn Fernardyna, rzekł, że w jego pokoju jest mnóstwo skór smoków. Wojownik nie wydawał się tym faktem przejęty. Sam na wlasnym koncie miał trzy ponocniki, jednego śmiertnika i pięć gronkli, które powybijał celnymi rzutami topora.
Zanim Astrid zdążyła wyrazić swe niezadowolenie, ktoś położył rękę na jej ramieniu okrytym jasnym futrem.
- Przepraszam, że przeszkadzam - wtrąciła nieśmiało Sofia, patrząc smutnym wzrokiem na blond wojowniczkę. - Szukam Inge, widziałaś ją może?
Jeźdźczyni rozejrzała się po twierdzy, jakby chciała znaleźć dziewięciolatkę wzrokiem.
- Niestety - westchnęła. - Pomóc ci ją szukać?
- Jeśli możesz - powiedziała Sofia, a Astrid wyczuła, że kobieta naprawdę martwi się o swoją córeczkę. Tak więc ona i Sofia zaczęły szukać najpierw w twierdzy, ale nie było nawet śladu po małej Inge. Przerażona matka miała łzy w oczach. Patrzyła nawet na ciemne kąty, ale Inge zapadła się jak pod ziemię.
- Pójdę powiadomić wodzów - powiedziała Astrid, gdy zmartwiona Sofia usiadła na ławce. - Nie martw się. Znajdziemy Inge - rzekła, próbując pocieszyć kobietę, ale szloch zagłuszył jej słowa.
Wtedy Astrid wstała i szybko podeszła, stając przy ramieniu męża.
Rozmowy ucichły, a każda para oczu wpatrywała się w Astrid.
- Coś się stało? - Spytał Czkawka, obracając się w stronę blondyny.
- Inge się zgubiła - powiedziała, patrząc na Frojdyna. Wódz otworzył szeroko oczy i usta, a potem spojrzał na syna i swą drugą córkę.
- Nie ma jej w twierdzy? - Spytał Lars, najstarsze dziecko Frojdyna.
- Szukałyśmy - odpowiedziała Astrid, coraz bardziej się denerwując, choć pomyślała, że Inge po prostu gdzieś sobie poszła.
- Może poszła do domu - wtrąciła Ana, nieprzejęta losem młodszej siostry.
- Lepiej by było, gdybyśmy ją poszukali - wtrącił Gerard. - Jest za mała, by chodzić sama po zmroku - dodał i wstał. Mężczyzna poprawił jeszcze miecz wiszący przy jego lewej stronie.
Astrid i Lauren zebrały dzieci wodzów i zaprowadziły je do domów, podczas gdy Frojdyn, Halla, Gerard, Fernardyn, Marion, Enar i Czkawka zebrali się przed wejściem twierdzy, by przeszukać wioskę.
- Wezmę kilkoro swoich i przeszukam wioskę - zaproponował Frojdyn, coraz bardziej martwiąc się o córkę. Sofia stała obok niego z oczyma pełnymi łez. Na jej jasnej cerze pojawiały się czerwone plamy od płaczu. Kobieta była zdecydowanie nadopiekuńcza wobec Inge, więc nic dziwnego, że tak bardzo przeżywała zniknięcie dziewczynki.
- Astrid, sprawdzisz wraz z Sofią domy, dobrze? - Zwrócił się Czkawka do dziewczyny, która starała się podtrzymać na duchu zmartwioną matkę.
- Oczywiście - powiedziała pewnie, kładąc rękę na plecy żony Frojdyna i prowadząc ją do domu, gdzie zamieszkiwali, by tam zacząć przeszukiwania. Astrid trzymała się myśli, że dziewięcioletnia dziewczynka może po prostu się znudziła i wróciła do chaty, by odpocząć.
Na polecenie Gerarda, jego córka również ruszyła wraz z Astrid i Sofią.
- Wątpię, by Inge daleko odeszła - powiedział głośno Czkawka, mając przy twarzy pochodnię. 
Przez chwilę wodzowie rozdzielili się. Halla wraz z Enarem i pięcioma strażnikami przeszukiwali brzegi morza, Fernardyn, Gerard i Marion wraz poszli sprawdzić stajnie i większe budynki. Zaś Czkawka i Frojdyn zaczęli szukać Inge w porcie...
                          Po niemal godzinnych poszukiwań dziewczynki nie odnaleziono. Wodzowie i ludzie z wioski przeczesali dwa razy wioskę, nawet dokładnie sprawdzali łodzie, które delikatnie dryfowały przy mostach.
Frojdyn z każdą chwilą denerwował się coraz bardziej. Jego ciemne oczy rozglądały się ze strachem. Mężczyzna czuł się koszmarnie. Zaginięcie jego córeczki było dla niego przytłaczające.
- Gdzie ona może być? - Wyszeptał, a jego głos drżał mocno. Czkawka skrzywił się, widząc przyjaciela w takim stanie. Sam nie miał dzieci, ale mógł sobie wyobrazić, co Frojdyn może czuć.
- Znajdziemy ją - uspokajał go Czkawka. Kiedy reszta wodzów doszła na miejsce zbiórki, wódz Berk poczuł się rozczarowany. Żaden przywódca nie przeprowadził ze sobą dziewięciolatki.
- Przeszukaliśmy wioskę wzdłuż i wszerz - oznajmił cicho Gerard, patrząc raz na Czkawkę, raz na Frojdyna, który usłyszawszy te słowa, zraził się jeszcze bardziej.
- Musimy szukać dalej. Jest już niemal noc - powiedział pewny Czkawka, skacząc wzrokiem po twarzach sojuszników. Wydawali się naprawdę poruszeni zaginięciem dziecka.
- Pójdę po smoczych jeźdźców, mam nadzieję, że z lotu ptaka dostrzeżemy coś więcej - dodał, odwracając się, by pójść do domu po Szczerbatka, jednak zatrzymał go głos Halli.
- Smoki mają znaleźć dziecko? - Spytała z lekką kpiną. Haddock odwrócił się do niej, będąc na granicy wytrzymałości.
- Tak, smoki znajdą dziewczynkę - powiedział ostro, nie hamując się nawet przez chwilę. Skoro Halla może przekraczać wszelkie granice, to dlaczego nie on? Miał dosyć tego, że kobieta wciąż widzi problem w gadach. Wtedy Czkawkę olśniło: po co ma utrzymać z nią sojusz, skoro przywódczyni nie zamierza przestać nienawidzić smoków?
Nie przestanie przecież tresować tych pięknych stworzeń, a już na pewno nie przestanie je kochać. Nawet nie mógłby znieść myśli, że na Berk mogłoby zabraknąć choćby straszliwce.
- Astrid, pójdź po jeźdźców, ja przyprowadzę smoki - rzucił jeszcze do żony, a potem oddalił się szybko, by jak najszybciej sprowadzić Wichurę i Szczerbatka.
                              Wódz biegł kamienną drogą, by szybko dotrzeć do domu, który znajdował się na lekkim wzniesieniu. Powietrze było mroźne i kłuło w płuca, ale szatyn był już do tego przyzwyczajony. Wkroczył z hukiem do chaty, od razu nawołując swego smoczego przyjaciela.
- Szczerbatek, wychodź, jesteś mi potrzeby! - Zawołał Czkawka, idąc na górę, gdy nie znalazł nocnej furii przy kominku. Gdy dotarł do sypialni, poczuł jak gula narasta mu w gardle.
Również Szczerbatek zaginął. 
Haddock zbiegł w zwrotnym tempie po schodach. Wybiegł na zimne powietrze i otworzył boks, gdzie na szczęście była smoczyca Astrid.
- Wichurka, obudź się - zawołał cicho szatyn, drapiąc śmiertnika po głowie. Smoczyca obudziła się szybko, a gdy spostrzegła znajomą twarz uśmiechnęła się na swój sposób. - Jesteś mi potrzeba.
                                 Frojdyn siedział na płaskim glazie, czekając z niecierpliwieniem na Czkawkę. Reszta smoków już wylądowała pośrodku wioski, również niecierpliwie czekając na swego wodza.
Chwilę później pojawił się Czkawka, dosiadający Wichurę. Astrid zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc, dlaczego jej mąż siedzi na grzbiecie Wichury.
- Gdzie Szczerbatek? - Zapytała cicho. Zielonooki posłał jej przestraszone spojrzenie.
- Nie ma go - odparł, wciąż patrząc na żonę. Dziewczyna prychnęła pod nosem, nie dowierzając.
- Jak to?
Wódz wzruszył ramionami.
- Zniknął - wyjaśnił, a jego głos przepełniony był goryczą.  - Astrid, on nigdy nie robił czegoś takiego.
Jeźdźczyni złapała go za rękę i ścisnęła mocno.
- Czkawka, nie denerwuj się. To, że zniknął, nie oznacza, że coś mu się stało. To nocna furia, tak? Szczerbatek zawsze daje sobie radę - wyszeptała, doskonale ukrywając emocje. Astrid przestraszyła się nie na żarty. Smok Czkawki zawsze trzymał się blisko niego, więc dziwne było to, że gad po prostu zniknął.
- Weź Frojdyna, ja polecę z Natem - dodała i odeszła do przyjaciela, któremu nie umknęło szeptanie małżonków. Dziewczyna wyjaśniła mu cicho co się dzieje, a potem wskoczyła na siodło Pioruna.
Czkawka zaś nakazał, aby reszta wodzów rozeszła się do chat, oprócz Frojdyna, który z wahaniem wskoczył na siodło Wichury.
- Wichura ma doświadczenie w tropieniu, na pewno znajdzie poszlakę - rzucił wódz, odwracając się delikatnie do sojusznika, którego emocje wręcz zżerały od środka.
- Lecimy - ostrzegł go szatyn, a potem klepnął delikatnie smoczycę, która poderwała  się do lotu.
Astrid nakazała, aby Śledzik i bliźnięta szukali na zachodzie, Smark na wschodzie, a ona, Nate i oczywiście wodzowie zajęli się środkową częścią lasu.
Było już ciemno, ale dzięki pochodniom i rozpalonemu ciału Pioruna można było dostrzec dużo więcej.
Wszystkie smoki leciały nisko nad kosodrzewiną, aby móc dojrzeć ślady Inge. Frojdyn modlił się w duchu, aby jego córka odnalazła się cała i zdrowa.
- Nate, nie zmieniaj kierunku, ja wyląduję i będę wraz z Frojdynem szukał na piechotę.
Astrid rzuciła mu pełne zmartwienia spojrzenie, ale skinęła głową, prosząc jeszcze aby uważali. Las nocą był niezwykle niebezpieczny. Żyły w nim nie tylko dzikie smoki, ale także wilki.
- Bogowie, moja mała Inge - zapłakał mężczyzna, przeczesując dłonią gęste, ciemne włosy. Czkawka schylił głowę, czując się naprawdę źle. Jego żołądek skręcał się, ilekroć chłopak pomyślał o tym, że córeczka przyjaciela zagubiła się na jego wyspie. Na dodatek dwudziestoosobowa grupa nie mogła znaleźć nawet malutkiego śladu.
- Ruszajmy - zarządził, biorąc do ręki piekło. Wichura otworzyła paszczę, a w jej wnętrzu zaiskrzył ogień.
Mężczyźni szli wzdłuż szlaku, krzycząc głośno imię zaginionej. Z każdą chwilą sytuacja wydawała się coraz bardziej beznadziejna.
Szli już dwadzieścia minut, gdy Czkawka dostrzegł coś czerwonego. Schylił się i wziął do ręki lekki materiał, który rozpoznał bez problemu. Lotka Szczerbatka.
- Inge! - Wrzasnął Frojdyn, a zaraz za nim Czkawka.
Gdy zrobili kolejne kilkanaście korków, usłyszeli ryk nocnej furii.
- Szczerbatek - jęknął przerażony szatyn i rzucił się do biegu, byle by dotrzeć do przyjaciela.
Frojdyn i Czkawka wpadli na ogromną polanę, pośrodku której znajdowała grupa skał z niewielkim wejściem.
Zaskoczeniu wodzowie nie mogli uwierzyć w to, co się dzieje.
Nocna furia warczała zaciekle, patrząc dziko na wilki, które wolnym krokiem zmierzały w jego stronę. Co więcej za Szczerbatkiem skryta była Inge, która trzymała jakąś szarą kulkę w ramionach.
Wichura wystrzeliła sygnał, który rozbłysł jasno na niebie. Czkawka dopiero w tej chwili uświadomił sobie, że jego przyjaciel mierzy się z watahą wilków.
- INGE! - Krzyknął Frojdyn, zwracając tym samym uwagę córki i jej ochroniarza. Szczerbatek owinął ogon wokół ciała dziewięciolatki, przyciskając ją ciasno do swego ciała.
Mała była tak bardzo przerażona, że nie mogła wymówić ani słowa.
- Nie ruszaj się stamtąd! - Nakazał jeździec, odpalając piekło. Frojdyn chwycił miecz w rękę i chciał już biec w stronę najbliższego wilka, ale powstrzymał go w tym Czkawka.
- Jest ich za dużo - wyjaśnił, a na jego czole pojawiły się krople potu. Wichura stanęła przed mężczyznami i strzeliła kolcami, które trafiły dwa wilki. Czkawka podziękował jej, klepiąc w nogę.
Na szczęście sygnał śmiertnika Astrid pojawił się Smark i Nate wraz z pasażerką.
- Co tu się dzieje? - Zapytał zaskoczony Nate. Piorun i Hakokieł nie czekali na prośbę swych jeźdźców i wystrzelili kulami ognia, chcąc przepędzić wilki, które dziko zaczęły rzucać się na gady.
- Smark, Nate odciągnijcie uwagę watahy! - Zawołał Czkawka, patrząc jak Astrid zaskakuje z siodła, by dobiec do męża. Dziewczyna przemknęła szybko mierzy drzewami, a już po chwili znalazła się obok wodzów.
- Astrid, zrobisz linię obrony. Ja i Frojdyn pójdziemy po Szczerbatka i Inge - zwrócił się do jeźdźczyni, która nawet nie miała zamiaru się kłócić, co by robiła w innej sytuacji. Teraz liczyła się każdą chwila. Mogło się wydawać, że przeciwnikami są tylko wilki, ale te północne były znacznie większe, silniejsze i całkowicie zdane na instynkt zabójcy.
Kiedy Sączysmark i Nate zaczęli nawoływać watahę, Astrid ruszyła przed głaz, a obok niej Czkawka i Frojdyn, chronieni ciałem śmiertnika.
- Tato - załkała Inge, gdy mężczyzna podniósł ją i przycisnął do piersi. Czkawka w tym czasie doszedł do swego smoka, ciesząc się, że jest cały.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz - walnął zły, ale z drugiej strony czuł jak poczucie ulgi wypełnia jego ciało. Wódz nie chciał tracić czasu, gdyż wilki z szaleństwem rzucały się na nogi Pioruna i Hakokła.
Frojdyn wskoczył natychmiast na grzbiet nocnej furii, nie puszczając nawet na moment Inge. 
- Lecimy! - Krzyknął Czkawka, patrząc na Sączysmarka, którego smok zaciekle odganiał wilki.
Gdy wszystkie smoki wzniosły się ponad las, szatyn usłyszał szloch dziewczynki, która, dzięki bogom, znajdowała się już w ramionach troskliwego ojca...




Ale zamieszania było z tym rozdziałem. Wybaczcie za błędy, piszę z telefonu (marne tłumaczenie) i jest prawie druga w nocy :')

Ostatnio przeglądałam pierwsze rozdziały i zauważyłam nowe komentarze. Musicie mi wybaczyć, ale nie zaglądam na starsze posty (gdyby nie nuda, zapewne nie przeczytałabym komów :') ). Jeśli chcecie skomentować, zostawcie komentarz pod najświeższym rozdziałem, wtedy na pewno odpowiem :)

A co do komów... Ostatnio trochę ich ubywa. Wiem, że nie chce się Wam regularnie pisać komentarzy, ale raz na jakiś czas warto zostawić ślad po sobie. Wtedy wiem, że warto pisać, bo ktoś to czyta. Nie musicie się nawet rozbudowywać. "Jestem, czytam, chcę  więcej " -wystarczy xD ( Konstruktywna krytyka mile widziana ).

I jeszcze jedno. Nie wiem, czy jesteście świadomi, ale małymi kroczkami zbliżamy się do końca bloga. Ostatni post zaplanowałam na 15 lipca (minie dokładnie dwa lata od założenia bloga). Póki co, życzę przyjemnej lektury :)



wtorek, 1 listopada 2016

Smocze wyścigi 

                            Ostatni goście przybyli krótko przed północą, więc Czkawka cały czas musiał ich wyczekiwać.  Dopiero wtedy poczuł jak nagromadzone zmęczenie dopada go w swe szpony. Nawet przemywanie twarzy zimną wodą niewiele pomogło. Astrid również chciała przywitać gości, ale zasnęła w fotelu przed kominkiem, a Czkawka nie miał serca, by ją budzić. Zwłaszcza, że wiedział ile trudu dziewczyna sobie zadała, by Berk wyglądała teraz jak wyjęta z obrazka
Gdy odprowadził młodą przywódczyni Skanii i jej narzeczonego, wrócił do domu, kładąc się do ciepłego łóżka. Przytulił do siebie Astrid i zanim zasnął, pomyślał o Stoicku. Byłby na pewno dumny - pomyślał, tym razem bez żadnej ironii. Czkawka czuł się tak wyjątkowo, jakby nadzieja na udane wyścigi wzrastała jeszcze bardziej. Nawet sam z siebie był zadowolony, co przytrafiało mu się niestety rzadko...
                               Rano zbudził go pocałunek otrzymany w policzek. Jeździec otworzył oczy leniwie i ujrzał przed sobą uśmiechniętą Astrid.
- Dzień dobry - zaśmiała się, zagarniając do tyłu włosy Czkawki, które wchodziły mu na oczy.
- Hej - mruknął, wciąż zaspany. Chłopak przytulał się do zielonej poduszki, uśmiechając się z zadowoleniem. Jego żona usiadła na skraju łóżka i potrząsnęła ramieniem wodza.
- Wstawaj, bo się spóźnisz - powiedziała szeptem, jakby nie chciała go jeszcze budzić. Jednak spotkanie z gośćmi nie mogło być odłożone. W takiej sytuacji wódz po prostu nie ma wyjścia i musi się zjawić, by oprowadzić turystów po wyspie. Astrid zaproponowała wczoraj, że weźmie trzy grupy, a Czkawka resztę. Dzięki temu nie będzie tłoczno, a sojusznicy nie będą czuć się niekomfortowo w towarzystwie nieznajomych wodzów.
Po kilku minutach szatyn wstał w końcu i przeciągnął się leniwie, ziewając. Blondynka w tym czasie odsłoniła zasłony i wzięła z nocego stolika pusty kubek po rumianku.
- Śniadanie jest już gotowe - oznajmiła i zeszła na dół, dając chwilę mężowi, by mógł się ubrać.
Czkawka chwycił wolno koszulę, nałożył szybko kombinezon i stanął w kuchni, patrząc łakomo na kanapki.
- Jesteś kochana - zaszczebiotał do żony i usiadł naprzeciw niej, szybko biorąc pierwszą kanapkę do ust. Zwiedzanie Berk miało zacząć się za pół godziny.
                       Astrid miała na sobie granatową tunikę, która sięgała niemal do połowy ud. Wokół talii dziewczyna przewiązała szeroki pas w kolorze ciemnego brązu. Oczywiście wojowniczka nie zapomniała o broni. Długi miecz stał oparty o szafkę, delikatnie pobłyskując w świetle słońca, które wkradało się przez kuchenne okno. Broń należała kiedyś do ojca Astrid, ale jak nakazuje tradycja, w dzień dwudziestych urodzin miecz został przekazany właśnie blond wojowniczce przez Sawa.
- Jesteś gotowy na wyścigi ? - Spytała, wkładając do zlewu naczynia. Czkawka stał przy wyjściu, grzebiąc przy pasie kombinezonu.
- Jak najbardziej - odparł pewnie, siląc się z zapięciem, które jak na złość zacięło się. Jego żona pokręciła głową i podeszła do wodza, pomagając mu rozwiązać problem.
- Oby nam się udało - rzekła poważnie, gdy podniosła wzrok na męża. Czkawka wyczytał niepewność ze spojrzenia wojowniczki, przez co poczuł jakby ciężar spadał na jego barki ze zdwojoną siłą.
- Uda się. Nie ma innej opcji - odpowiedział, biorąc w swe ręce twarzyczkę jeźdźczyni. - Zaufaj mi - dodał z delikatnym uśmiechem.
Jak to sie dzieje, że wystarczy jego jedno spojrzenie, jeden uśmiech, by Astrid poczuła się znacznie lepiej. Nawet moc jego zielonych oczu mówiła, że wszystko idealnie się ułoży.
- Ufam ci - powiedziała i stanęła na palcach, by sięgnąć ust męża. Mężczyzna zareagował od razu, obejmując ukochaną w pasie i przyciągając ją bliżej, jakby brakowalo mu jej bliskości. Napierał mocniej, a Astrid zachichotała cichutko, czując jak Czkawka całuje ją z uczuciem.
- Też chciałabym nie przerywać tej chwili, ale niestety, robota wzywa - powiedziała Astrid, kiedy już oderwała się od wodza. Zwilżyła wargi, wciąż czując smak ust szatyna.
Czkawka zaśmiał się z reakcji ukochanej, a potem chwycił ją pod ramię i wyprowadził z domu, aby dziesięć minut później się rozdzielić.
                         Astrid oprowadzała gości z Grot, Skanii i Halland. Dziewczyna uśmiechnęła się do przybyłych, ciesząc się w duchu, że nie mieli nic przeciwko, aby to kobieta ich oprowadzała. Dziewczynie wydawało się, że przywódcy, którzy teraz słuchali jej krótkiej opowieści o Smoczej Akademii byli jakby zahipnotyzowani. Jedynie młodsza córka Enara, lidera Halland, wydawała się znudzona do potęgi.
- Wybacz, że ci przerwę - zaczęła nieśmiało Marion - najmłodsza z zaproszonych widzów - ale czy plotka o ataku zmiennoskrzydłych to prawda ? Ludzie na mojej wiosce jakoś nie są co do tego przekonani.
Przez chwilę zapanował szmer, każdy miał teraz na języku pytanie ciemnowłosej Marion.
- To nie plotka - uśmiechnęła się Astrid i zaczęła wspominać, jak przez przypadek Sączysmark sprowadził na Berk chmarę dzikich i wściekłych jak osy gadów. Gdy żona wodza zakończyła krótką historyjkę, grupa wodzów zaśmiała się.
- Każda nasza misja była niebezpieczna, ale zawsze nam się udawało zwyciężyć. Wiem, że brzmi to niedorzecznie i zapewne myślicie, jak banda dzieciaków dała radę pokonać czerwoną śmierć, krzykozgona, czy alfę - mówiła dalej spokojnym, dźwięcznym głosem, a goście nie przestali słuchać. - Ale dzięki Czkawce wszystko stało się możliwe i uwierzcie mi: jeśli Berk pokochała smoki to i inne wyspy są w stanie - dopowiedziała, rozglądając się po twarzach wodzów i ich rodzin.
- Przez smoki wielu ludzi straciło domy, dobytek, ukochanych bliskich - rzucił z jadem Enar, zakładając muskularne ramiona na klatkę piersiową. - Nie uważasz, że sprawiedliwości musi być zadość ?
- To błędne myślenie, przyjacielu - rzekła smutno blondynka, patrząc odważnie w ciemne oczy sojusznika. - Smoki zniszczą nas, my będziemy niszczyć smoki. To błędne koło. Jeśli chcemy pokoju, wystarczy go chcieć i przestać gonić za zemstą.
Słowa młodej kobiety zwisły w powietrzu, a Enar otworzył usta w zaskoczeniu. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Przejdźmy teraz do szkoły medycznej - pokazała ręką na prawo i z uśmiechem zaprosiła do dalej części zwiedzania.
                             Czkawka i reszta gości właśnie wyszła z kuźni, gdzie Pyskacz nie przestawał gadać o łataniu zębów smokom. Ku jego zaskoczeniu, młody wojownik, syn Fernardyna z Andros, zapytał o stracone lata temu kończyny Pyskacza. Kowal od razu rzucił się w wir szalonych opowiadań, gestykulując zanadto ręką i kikutem.
- Musiało być super, kiedy ponocnik dziabnął ci rękę! - Wypalił ten sam młodzieniec o imieniu Asbjorn, na co ojciec szturchnął go z pogardą w ramię.
- Jeden plus był taki, że miało co się opowiadać - machnął ręką Gbur.
Czkawka spojrzał ukradkiem na Hallę, która do tej pory milczała. Nawet nie śmiała się z zabawnych historyjek grubego Wikinga. Kobieta stała z boku, tępo wpatrując się w Pyskacza, choć od czasu do czasu rozglądała się po niebie, szukając smoków.
- Wszystko w porządku, Hallo ? - Spytał szeptem, gdy cała grupa zamierzała właśnie ku arenie, gdzie za pół godziny zaczynały się wyścigi.
- Dziwi mnie brak smoków - odparła niemrawo i odwróciła szare spojrzenie ku młodemu przywódcy.
- Mój zastępca zabrał je na drugą stronę wyspy. Nie chciałem siać niepotrzebnej paniki - odparł zgodnie z prawdą, na co blondynka podniosła brew, jakby kpiła sobie z jeźdźca.
- No tak... Mówiąc szczerze, jestem pod wrażeniem. Berk jest pięknie przystrojona, smoki się nie panoszą... Nawet zwiedzanie wydaje się miłe - dopowiedziała i wyprzedziła szybkim krokiem szatyna, który myślał, że sie przesłyszał. Halla mówiła szczerze, więc ten fakt tylko utwierdził chłopaka w przekonaniu, że sojusz będzie uratowany. Póki co, najpierw musiał wygłosić oficjalne powitanie, przedstawić startujących jeźdźców i co najważniejsze - dostarczyć odpowiedniej rozrywki. Miał tylko nadzieję, że nie wystraszy nikogo widokiem ujarzmionych bestii.
                             Dopiero gdy ujrzał cudownie przystrojoną arenę, poczuł zimne dreszcze biegnące wzdłuż kręgosłupa. Jego zielony wzrok uważnie śledził powiewające na wietrze duże chorągwie. Wśród nich znajdowały się herby wysp, których przedstawiciele podziwiali plac z zapartym tchem.
Mieszkańcy Berk już zajmowali miejsca na trybunach, a między nimi pomocnicy wodzów.
- Musimy iść po smoki - powiedziała Astrid, pojawiając sie znikąd obok męża. Czkawka westchnął pod nosem, zgadzając się tym samym z jeźdźczynią. - Albo zrobimy tak: ja pójdę po Wichurę i Szczerbatka, a ty zaprowadź gości na ich miejsca.
Chłopak spojrzał w tył, gdzie wodzowie stali w kółku i rozmawiali między sobą. Konwersacja była o dziwo nerwowa. Gerard twardo coś tłumaczył, a Halla i Enar kręcili tylko głowami, rzucając cicho gniewną odpowiedź.
Jeździec nocnej furii postanowił się nie wtrącać, widział bowiem, że wodzowie już zaczynają dyskutować na temat skrzydlatych gadów.
- W sumie dobry pomysł - rzekł niepewnie, na co Astrid się skrzywiła. Złapała wodza dyskretnie za rękę, każąc mu, aby się odwrócił.
- Daj z siebie wszystko - powiedziała z anielskim uśmiechem i musnęła delikatnie usta męża, a potem weszła do Akademii, by zabrać Szczerbatka i Wichurę.

Dziesięć minut później, gdy wszystko było już załatwione, Czkawka stanął na środku placu, tuż na podwyższeniu i odkrząknął głośno, a potem rozłożył ręce w geście powitania.
- Witam na trzynastych wyścigach smoków ! - Zawołał donośnie, a lud Berk zawiwatował głośno. Czkawka uśmiechnął się. - Pragnę serdecznie powitać specjalnych gości, którzy zgodzili się wziąć udział w tak ważnym wydarzeniu.
Mówił dalej, patrząc w górę, na siedemnastoosobową grupę, na którą składały się rodziny przywódców. - Wierzę, że rozrywka będzie samą przyjemnością. Niech nam Thor sprzyja !
Mówiąc to, chwycił małą pochodnię i podpalił nią o wiele większą, w kształcie półmiska. Ogień wybuchł na dwa metry i zasyczał groźnie, a do uszu wodza Berk dobiegły śmiechy ludzi.
Wtedy wrota otworzyły się i wyszli z nich jeźdźcy, a za nimi smoki, dumnie unosząc głowy.
Czkawka od razu spojrzał na swych sojuszników i ujrzał to, czego się spodziewał: niepewność. Enar i Fernardyn skrzywili się, kładąc ostrożnie dłonie na broni, która cały czas towarzyszyła im, wisząc przy biodrze. Córeczka Frojdyna, Inge, podskoczyła radośnie, ujrzawszy Szczerbatka
- Tato, zobacz ! To nocna furia ! - Krzyknęła podekscytowana, ale troskliwy ojciec nakazał, aby trzymała się blisko brata. Frojdyn i jego żona byli dobrymi przyjaciółmi Haddocków, ale na ich wyspie niezbyt chętnie trzymano smoki. Jednymi, które nie budziły strachu, to straszliwce. Jeszcze kiedy żył Stoick, próbowano nauczyć tresowania smoków, ale Frojdyn po prostu bał się większych gadów, więc wszelkie próby skończyły się fiaskiem.
                      Valka zgłosiła się, aby rozpocząć konkurs. Kobieta wyszła z uśmiechem na tak zwany podest wodza i uniosła białą flagę.
Jeźdźcy wskoczyli na siodła swych wierzchowców, aby potem dolecieć do linii startu.
Każdy był już gotowy. Wszystkie pary oczu uważnie przyglądały się Valce, która już kilka sekund później upuściła flagę, tym samym rozpoczynając wyścig.
                         Na pierwsze miejsce od razu wysunął się Nate, a za nim Sączysmark, śmiejąc się dziko. Najpierw uczestniczący musieli zrobić pełne okrążenie, dopiero potem wystrzelono pierwszą owce.
Pyskacz zadął w róg, sygnalizując, że okrążenie dobiega końca.
- Gotowy, mordko ? - Spytał szeptem wódz, nachylając się do przyjaciela. Smok mruknął skupiony i rozłożył szczerze skrzydła. Czkawka nie spieszył się. Leciał wolno, będąc tuż przed Śledzikiem, który mimo starań był na końcu.
Owca powędrowała korkociągiem w górę, a już chwilę później przechwycił ją Piorun.
- Tak się to robi ! - Zaśmiał się wojownik, klepiąc smoka po grubych łuskach.  Sączysmark próbował podlecieć do Wikinga, ale Nate nie dał się przechytrzyć. Zapikował w dół, potem zrobił beczkę tuż pod koszami, a gdy wyleciał z zawrotną prędkością, wrzucił owcę do sieci.
Wikingowie kibicujący Nate'owi zaczęli klaskać i dopingować jeszcze bardziej.
Sojusznicy zaśmiali się lekko, gdy wkurzony Smark stracił panowanie i wyleciał ponad arenę, by potem spaść. Na szczęście Hakokieł droczył się tylko i złapał jeźdźca.
- Czkawka ! Coś słabo ci idzie ! - Rzucił złośliwie Mieczyk, szczerząc się do przyjaciela.
- A znasz takie zdanie jak nie chwal dnia przed zachodem słońca ? - Odgryzł się wódz Bliźniak podrapał się po zalążku zarostu i spytał o to samo siostrę. Ta wzruszyła ramionami, a potem walnęła brata, przywołując go do porządku.
Czkawka zaśmiał się i odwrócił w stronę kierunku jazdy, mając przed sobą Wichurę.
- To co, stary, pokażmy, kto tu rządzi - powiedział z chytrym uśmiechem, a Szczerbatek wierzgnął, zgadzając się z ludzkim przyjacielem.
Wtedy szatyn przekręcił lotkę, a gdy to robił, zrobił dodatkowo beczkę, tuż nad głową Astrid. Dziewczyna otworzyła usta w zdziwieniu, a jej mąż puścił do niej tylko oczko i wyprzedził natychmiast.
Wikingowie na trybunach ryknęli zadowoleni, że prawdziwa frajda już się zaczyna. Nawet ich gardła były  zdarte od dopingu.
 Następny punkt zdobył Sączysmark, który wyrwał owcę z rąk Nate'a.
- Ej ! - Wrzasnął niezadowolony wojownik, ale jego głos zagłuszył śmiech Hakokła.
                         Kolejny dźwięk trąby oznaczał, że trzecia owieczka została wystrzelona.
Szczerbatek zniżył lot, szykując w tej samej chwili szpony. Gdy owca trafiła prosto w jego łapy, wzbił się w górę, by lecący pod nimi Śledzik nie ukradł zwierzęcia. Jednak to nie jego powinien bać się Czkawka. Zaraz za jego plecami kręciła się Astrid, wpatrując się łakomo w owce, która niewzruszona dała się nieść w łapach nocnej furii.
Wichura wyrównała lot na silnym powiewie wiatru, a potem zbliżyła się do nic nieprzeczuwającego wodza.
- Jeszcze chwilę - upomniała ją łagodnie blondynka, choć sama miała ochotę wydrzeć perfidnie owcę Szczerbatkowi.
Kiedy czarny smok wyszedł na prostą, Astrid nakazała smoczycy, aby podleciała szybko. Gdy tylko blondynka znalazła się tuż pod brzuchem smoczego przyjaciela, wstała i wyrwała gwałtownie owce,  wskakując z powrotem w siodło śmiertnika. Nocna furia spojrzała w dół zaskoczona, tak samo jak Czkawka.
- Co za spryciula - powiedział chłopak do siebie. - Niezły ruch, Astrid!  - Rzucił za nią, ale dziewczyna była już za daleko, by usłyszeć pochwałę męża.
- Bierzmy się do roboty, mordko, bo raczej nie widzi mi się przegrana - powiedział pół żartem, pół serio.
Wtedy smok przyspieszył gwałtownie i pokazał to, na co go stać.

Przez następne pół godziny wyścigi jeszcze bardziej się rozkręciły. Goście byli zachwyceni, kiedy Nate, wskoczył za Smarka i po prostu zaczął szarpać się z przyjacielem owcą. Wtedy niespodziewanie zwierzę wypadło im z rąk, trafiając na zadowoloną Szpadkę.
- Bardzo dziękuję, skarby ! - Jeźdźczyni posłała im udawanego całusa i zaśmiała się gardłowo, odchylając głowę do tyłu.
- To twoja wina ! - Rzucił oskarżycielskim tonem Jorgerson, a Nate wzruszył tylko ramionami, ciesząc się, że przynajmniej Smark nie dostał owcy.
Punkty prezentowały się tak: bliźnięta, Astrid i Smark jeden, Nate dwa, a Czkawka i Śledzik na razie zero.
Ostanią białą owcę dostał Szczerbatek, który sprytnie latał nad maszyną wystrzeliwującą zwierzę. Gdy tylko podał owieczkę Czkawce, od razu pojawił się zdeterminowany Śledzik, jednak jego smoczyca była zbyt wolna, by równać się z nocną furią.
Tak więc wódz zdobył pierwszy punkt.
- Czarna owca ! - Rzucił podekscytowany jeździec, zwracając Szczerbatka w stronę wyrzutni. - Dawaj, mordko ! - Zagrzewał do walki przyjaciela.
Zanim owca zawisła w powietrzu, przed nimi pojawiła się Astrid ze złośliwym uśmiechem. Jakby tego było mało, z lewej strony przyleciał Hakokieł, a za nim Piorun, rycząc, chcąc odstraszyć rywali.
Czkawka poczuł dreszcz emocji. Kropelki potu pojawiły się na jego czole, a całe ciało drżało z gorąca. Jeśli ktoś z całej czwórki nie zwolni, czeka ich dotkliwe zderzenie, jednak żadne z jeźdźców nie myślało, aby się wycofać.
                         Owca poleciała gwałtownie w górę, więc smoczy jeźdźcy przyspieszyli znacząco. Smoki były już zmęczone, ale adrenalina sprawiła, że siła wzrastała.
- Czarna owca jest moja ! - Krzyknął Smark, trzymając się kurczowo rogów swego wierzchowca. Gdy cała trójka zbliżała się do zwierzęcia, wszyscy obserwatorzy wstrzymali oddech. Przerażony  Sączysmark zawrócił, nie chcąc zderzyć się z przyjaciółmi.
- Teraz ! - Krzyknął Czkawka, skręcając lotkę w mgnieniu oka. Szczerbatek ryknął, wysuwając się na przód i z powodzeniem chwycił przestraszoną owieczkę.
W pościg ruszyli Nate i Astrid, którzy mieli największe szanse, by sprzątać wodzowi wygraną sprzed nosa. Jednak ich marzenia o najwyższym podium zostało szybko rozwiane, gdy szatyn wrzucił czarną owce do swego kosza.
- Taaak ! - Krzyknął pełną piersią mężczyzna, unosząc w górę ręce. Szczerbatek zrobił korkociąg, równie szczęśliwy jak jego jeździec.
Wikingowie wstali z trybun i z dzikim szałem zaczęli skandować imię swego przywódcy.
Po chwili wszyscy uczestnicy wyścigów wylądowali na podejście, dysząc ciężko. Ich twarze były czerwone od wysiłku, ale jednak jeźdźcy nie mogli się nie uśmiechać. Zadowoleni pogratulowali sobie, tylko Smark był dość marudny, że to Czkawka zgarnął wygraną.
- Świetny wyścig - pogratulowała synowi Valka, kładąc rękę na ramieniu szatyna.
- Dziękuję, mamo - odrzekł.
Wtedy do wodza podeszła Astrid, a raczej podbiegła, rzucając się na szyję męża. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, gdy blondynka ucałowała go w policzek.
- Znakomicie się spisaliście - pochwaliła go, a potem skierowała wzrok na Szczerbatka, którego drapała pod brodą Valka.
- Ty też byłaś niezła - powiedział, a Astrid uśmiechnęła się i stanęła obok ramienia ukochanego.
- Nie wiem jak wy, ale przez te wyścigi strasznie zgłodniałem - rzucił Nate, poprawiając swoją bujną, ciemną czuprynę.
Jeźdźcy śmiali się przez chwilę, a potem wyszli ze swoimi smokami, by przygotować się na wieczorną ucztę.
Czkawka w tym czasie zebrał gości, którzy od razu zaczęli wyrażać swe zdanie. Gerard i jego nastoletnia córka oczywiście byli bardzo zadowoleni. Alia od razu zarzekła, że koniecznie weźmie udział w kolejnych wyścigach, co bardzo ucieszyło Czkawkę.  Marion i jej narzeczony powiedzieli, że nie spodziewali się takiego widowiska. Dzieci Enara - dwudziestojednoletnia Ingrid i czternastoletnia Thora cały czas dopingowały wodzowi.
Tak naprawdę dorośli wodzowie zastanawiali się, co ich dzieci widzą w smokach. Dziewczęta i chłopcy zachowywali się, jakby gady były ulubionymi pupilami, a nie niebezpiecznymi bestiami...
- No, muszę przyznać, że Berk wie, co znaczy porządna dawka adrenaliny - powiedział szczerze Gerard i poklepał po przyjacielsku ramię gospodarza imprezy.
- Dziękuję. Cóż, teraz proponuję krótki odpoczynek, bo w twierdzy zaplanowano małą ucztę - oznajmił szatyn, poprawiając spocone włosy.
- Przepraszam pana - usłyszał cichutki głosił dochodzący z dołu. Czkawka ujrzał małą dziewczynkę, którą wcześniej widział u boku Frojdyna. Musiała być jego córką - pomyślał.
- Słucham cię - uklęknął przed nią, tak aby dobrze ją słyszeć. Mała miała czarne włosy i wydawać by się mogło, że  jeszcze ciemniejsze oczy.
- Czy mogłabym poznać Szczerbatka ? - Spytała nieśmiało, kręcąc stópką w ziemi.
- Co się dzieje, Inge? - Spytała jej matka, podchodząc do swej córki.
- Chcę pogłaskać smoka - powiedziała, wskazując palcem na Szczerbatka, który stał koło areny  wraz z Valką i Astrid.
Mina żony Frojdyna zrzedła, choć spojrzała na córeczkę współczująco.
- Kochanie, nie możemy tak zawracać głowy - wytłumaczyła, również klękając przed Inge.
- Dla nas to żaden problem - powiedział miło Czkawka, a Sofia spojrzała na niego, bijąc się z myślami. Oczywiście, że chodziło o to, że Szczerbatek to nocna furia - najniebezpieczniejszy smok na Archipelagu.
- Coś się stało ? - Spytał tym razem mąż Sofii, patrząc dziwnie na smutną siedmiolatkę.
- Mała chce poznać smoka Czkawki - wyznała cicho jego żona, prostując się.
Frojdyn chrząknął cicho.
- Może innym razem, kochanie - rzekł do córeczki.
- Ale ja chcę teraz - oburzyła się, tupiąc nogą. Dobrze, że reszta stała dalej, zawzięcie dyktując. Tylko nastolatkowie wymknęli się z tłumu, by jeszcze raz zwiedzić arenę.
- Szczerbatek jest bardzo łagodny - wytłumaczył wódz, wstając, by przekonać rodziców Inge.
- Tylko na chwilę - rzucił ojciec, na co mała rozpromieniła się i przytuliła do nogi taty.
- Szczerbatek!  - Zawołał Czkawka przyjaciela, który ożywił się na dźwięk swego imienia. Smok ruszył wolno ku kilkuosobowej grupie, stając posłusznie obok wodza Berk. Rozmowy drugiej grupy ucichły i teraz każdy przypatrywał się ciekawiej scenie.
- Możesz go pogłaskać, jeśli chcesz - powiedział miło wódz, sam drapiąc smoka za uchem.
Dziewczynka podeszła wolno, a za nią Frojdyn, patrząc twardo na nocną furię.
Inge wyciągnęła małą rączkę i dotknąwszy łusek, uśmiechnęła się.
- Ma szorstkie łuski - zauważyła, gdy już pewniej głaskała gada.
- Może już wystarczy - przerwał Frojdyn, stając blisko córki, by w razie czego móc ją ochronić.
- Mogę usiąść w siodle ? - Zignorowała słowa ojca, kierując pytanie do Czkawki, który zaczerwienił się. Popatrzył pytająco na Frojdyna, a potem na Sofię.
- Inge...- Szepnęła jej mama.
- Proszę, to nie potrwa długo - prosiła z błagalnym tonem.
Czkawka znów spojrzał na niepewnych rodziców.
- Co ja z tobą mam...- Westchnął jej tata, ale uśmiechnął się delikatnie. Inga była jego drugą córką, ale to właśnie ona była jego oczkiem w głowie. Smoczy jeździec podziękował skinięciem głowy i chwyciwszy siedmiolatkę, posadził ją wygodnie w siodle.
Sam Szczerbatek zaśmiał się i odwrócił do małej, która niewiele myśląc, przytuliła się mocno do ciepłej szyi nowego przyjaciela.





Coś szybko ten next się pojawił ^-^ Mam nadzieję, że docenicie ;3