niedziela, 25 września 2016

Traktat


                        Przez następne dwie godziny jeźdźcy z Berk nie otrzymali żadnej wiadomości od Halli. Przez ten czas siedzieli w w gospodzie, gdzie pilnowało ich sześciu strażników, uważnie przypatrując się im, ilekroć ktoś wykonywał gwałtowne gesty. Oczywiście Astrid uprzedziła przyjaciół, by nie próbowali żadnych sztuczek. Szczególnie patrzyła na Sączysmarka, który aż gotował się ze złości. Na dodatek Szpadka strasznie się rozchorowała, a paląca gorączka nie ustępowała. Dziewczyna siedziała pod kominkiem, owinięta grubą owcza wełną. Właścicielka gospody ulitowała się nad chorą jeźdźczyni i przygotowała dla niej gorący rosół, ale zupa niestety nie  pomogła.
Astrid tak bardzo żałowała, że bez wahania zgodziła się na tę wyprawę. Wieczorem przed wylotem Czkawka raz jeszcze pytał, czy lecieć z nimi.  Dziewczyna odmówiła, będąc przekonana, że ta misja będzie niemal jak wycieczka rekreacyjna.
Wojowniczka westchnęła pod nosem, rozglądając się z nudów po pomieszczeniu. Gospoda była mała, ale przytulna. Po jej lewej stronie stał duży kominek, a obok niego grube kawałki sosny, które co jakiś czas były wrzucane do ognia. Od kominka na prawo było wejście, a obok niego coś w rodzaju drewnianego baru, za którym stała grubsza kobieta. Oprócz jeźdźców w środku było jakieś stare małżeństwo, które żywo nad czymś dyskutowało, ale Astrid nie miała ochoty podsłuchiwać, o czym rozmawiali. Z grymasem na twarzy mieszała rozsypaną sól na stole, przywołując tym samym wygląd śmiertnika. Przywódczyni małej grupy z Berk martwiła się o smoki, które zostały zabrane kilka godzin temu. Hor wspomniał, że nic im nie zrobią, ale Astrid nie potrafiła w to uwierzyć. Ludzie z Syylin byli bardzo nieufni. Najlepiej wyplenili by wszystko, co choć w małym stopniu im zagraża. Mieszkańcy wyspy zamknęli się na nowe znajomości, nie kupowali czegoś nieznajomego, nawet rzadko wyjeżdżali z domu. A kiedy to robili, wracali szybciej niż mogło by się wydawać.
Astrid szybko odgadnęli przyczynę. Wojowniczka była przekonana, że kiedyś miało miejsce wydarzenie, które przeważyło nad wszystkim. Dla niej było to co najmniej dziwne.  Mieszkańcy Berk stracili swych bliskich, domy, zwierzęta, pola rolne, a mimo to potrafili zapomnieć o przeszłości i zawrzeć pokój między smokami.  Co prawda nie było to łatwe, ale jednak się udało.
Teraz przed jeźdźcami pojawiło się nowe zadanie: przekonać Hallę i jej podopiecznych do smoków.
                    Zepsute drzwi gospody otworzyły się z łoskotem i stanął w nich Hor, mierząc wzrokiem jasne pomieszczenie. Jego krzaczaste brwi ściągnęły się w przypływie zaskoczenia, kiedy zauważył siedzących jeźdźców. Podszedł do niech szybkim, lecz pewnym krokiem i zerknął na strażników, będących niecałe dwa metry od nich.
- Wychodzimy - oznajmił szorstko, a wojownicy od razu zaczęli zbierać swoje hełmy i miecze. Astrid spojrzała na swoich przyjaciół z mieszanymi uczuciami. Młoda kobieta obawiała się, że czekają na nich źle wieści.
- Ruszać się - żachnął niezadowolony Hor, co jeszcze bardziej rozwścieczyło Sączysmarka. Mężczyzna wstał ciężko i tylko chrząknął nisko. Astrid widziała, jak mięśnie na twarzy przyjaciela drgała z nerwów. Najwyraźniej Jorgerson był bliski do wszczęcia awantury.
Jeden strażnik podszedł do Szpadki, nakazując, by wstała, ale blondynka odburknęła coś pod nosem i otuliła się wełną jeszcze bardziej.
- Ej, chyba widzisz, że nie ma siły - rzucił wrogo Smark, podchodząc do rudego strażnika. Jeździec stanął przed Szpadka i założył ręce na klatkę piersiową, piorunując przy tym wojownika.
- Zostawcie ją tutaj - dodała Astrid, widząc jak jej przyjaciółka trzęsie się z zimna. Ze Szpadką było coraz gorzej.
- Halla nakazała sprowadzenie wszystkich jeźdźców - rzucił Hor, opierając ostry  topór o naramiennik. Mężczyzna nie przejął się ani na moment stanem kobiety.
- W takim stanie na pewno nigdzie nie pójdzie - dodał Mieczyk, ściskając dłoń w pięść. - Forg, zostaniesz i będziesz jej pilnował - westchnął w końcu Hor, kręcąc głową.
- Samej jej tu nie zostawię ! - Zdenerwował się Mieczyk i podszedł do siostry, przy której usiadł, od razu obejmując ciepło. - Możecie próbować mnie stąd wyciągać, ale obiecuję wam, że łatwo nie będzie - zagroził bliźniak, patrząc odważnie na przywódcę wojska, który nie krył zaskoczenia.
- Mird, też zostaniesz - rzucił na odczepnego i ruszył do drzwi, a za nimi jeźdźcy, którzy wolno poczłapali za nim.
                          Na zewnątrz było już szarawo i zimno. Kolorowe liście spadały wolno ze starych drzew, dołączając do reszty. Trawa robiła się mniej zielona, a rosnące kwiaty traciły swój urok.
Astrid wzięła głęboki wdech, przypominając sobie jak w takie wieczory siedziała z Czkawką w domu pod kocem, popijając ciepłą herbatę. Minęły niemal trzy dni, a ona już zdążyła się stęsknić...
                       Jeźdźcy tym razem zostali zaprowadzeni do wielkiej sali, gdzie zazwyczaj Rada wyspy podejmowała ważne decyzje. Po kilku minutach dotarli do drzwi, wcześniej pokonując kilkanaście kamiennych stopni. W środku było jasno od święcących pochodni i ogniska, wokół którego obstawiono marmur. Astrid spojrzała na Nate'a, który twardo wpatrywał się w stojących przed nimi ludzi. Halla znajdowała się pośrodku pięcioosobowej grupy, która cicho rozmawiała między sobą.
- Idźcie - powiedział Hor, ustąpiwszy miejsca. Mężczyzna stanął po prawej stronie drzwi, i odprowadził wzrokiem wysłanników Berk.
Kiedy cała czwórka dotarła do ogniska, Astrid wyszła krok naprzód. Blondynka zilustrowała wzrokiem Radę, którą stanowili trzej mężczyźni i dwie kobiety, wliczając w to Hallę.
- Wraz z Radą przedyskutowałam sytuację, w której się znaleźliśmy - zaczęła wolno przywódczyni, a jej głos odbił się od gołych ścian. Astrid z wyczekiwaniem patrzyła jak palce Halli nerwowo stukają o papier położony przed nią. - Doszliśmy to wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie zerwanie traktatu z Berk.
Odpowiedź totalnie zaskoczyła jeźdźców. Z szeroko otwartymi oczami patrzyli z szokiem na Radę. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Tak naprawdę Halla już złamała jeden z punktów traktatu poprzez zabijanie smoków i tyle wystarczało, by wódz Berk  zerwał sojusz. Ale tym razem to Syylin postanowiła zrobić ten krok.
- Co ? - Rzuciła Astrid,która jako pierwsza wyszła z szoku. - Zrywacie kontrakt ot tak?! - Wybuchła dziewczyna, patrząc ze złością na Radę, a już w szczególności na Hallę.
- Prawo na to pozwala -odezwał się niski mężczyzna o bujnej brodzie splecionej w warkocz.
- Macie pojęcie co to oznacza ? - Syknął Nate, który nie był już w stanie wytrzymać. Do tej pory nie odzywał się zanadto, ale ta sytuacja przerosła i jego.
- Jesteśmy tego świadomi - odparła Halla, skinając głową. Przewertowała jakąś chuda książkę, a potem podniosła wzrok, wybijając go kolejno w jeźdźców.
- Halla, dobrze wiesz, że to nie jest rozwiązanie - próbowała Astrid już spokojniejszym głosem.
- Mówiłam już, że na Syylin rządzą ludzie. To oni chcą zerwać wszelkie stosunki z Berk - powiedziała zimno.
Dopiero teraz Astrid zrozumiała, że los smoków na tej wyspie jest przesądzony. Nagle poczuła, że zawiodła jako żona wodza i obrończyni smoków... Tym razem Astrid nie dała rady.
- Podpisz, proszę, wymówienie i zakończmy tę sprawę - rzuciła jakaś kobieta o której, męskiej fryzurze. Astrid spojrzała na nią z gniewem, ale członkini Rady wytrzymała ten wzrok. Halla w tym czasie wyciągnęła pióro i podała je przewodniczącej grupy. Dziewczyna stała jak wbita w ziemię, ale lekkie szturchnięcie Nate'a przywołało ją do porządku. Podeszła do Halli i ze złością wzięła pióro, a następnie spojrzała na wymówienie. Na pożółkłym papierze było jakieś dwadzieścia podpunktów, które automatycznie zostaną zerwane, gdy Astrid podpisze traktat. Oczywiście jej podpis liczył się zaledwie dwa tygodnie ze względu na to, że tylko wódz mógł ostatecznie podpisać zerwanie sojuszu.
- Nie podpiszę tego - rzuciła z jadem w głosie i rzuciła pióro pod nogi Halli.
Te słowa nie zostały dobrze przyjęte przez Radę. Wikingowie skrzywili się gorzko, będąc bardzo niezadowoleni.
- W takim razie oczekuję, że wasz wódz pojawi się niezwłocznie na Syylin. Jeśli nie zjawi się w przeciągu dwóch tygodni, prawo pozwala na bezwarunkowe wypowiedzenie - odparła przywódczyni, podnosząc pióro. Halla wyprostowała się dumnie i zmierzyła się wzrokiem z dziewczyną.
- Bez obaw, nasz przywódca na pewno się zjawi - odpowiedział Nate swoim niskim głosem.
                             Wtedy Halla nakazała, aby jeźdźcy niezwłocznie opuścili wyspę. Przywódczyni dobitnie wyraziła swą prośbę, więc przyjaciele zabrali Szpadkę i Mieczyka z gospody, a następnie ruszyli pieszo na drugi koniec wyspy, gdzie trzymane były smoki. Zwierzęta od razu podniosły swe pyski i przybiegłszy, przywarły do swych właścicieli.
Leżący nieopodal strażnicy przyglądali im się, jakby zobaczyli wariatów, a potem wstali, by osiodłać konie i zniknęli w odmętach lasu, zostawiając tym samym wysłanników.
- Szpadka, jak się czujesz ? - Zapytała z troską Astrid, która zjawiła się obok przyjaciółki. Bliźniaczka kichnęła dwa razy pod rząd.
Nie najlepiej - powiedziała, pociągając nosem. Szpadka była blada i strasznie się trzęsła, pomimo grubych koców. - Dasz radę kierować Jotem? - Szpadka zerknęła najpierw na Astrid, a potem wczłapała się ostatkami sił na szyję gada.  Blondynka trzymała się chwilę, a potem runęłaby na ziemię, gdyby nie Sączysmark, który złapał jeźdźczynię w porę.
- I co teraz ? - Zapytał z wielkim przerażeniem Śledzik.
- Smark, dasz radę kierować Jotem? - Zapytała Astrid, podpierając się rękoma o biodra.
Wojownik obejrzał się za siebie, patrząc na głowę smoka Szpadki, a potem uśmiechnął się pod nosem.
- Oczywiście, że dam ! - Zakrzyknął i ruszył do prawej głowy zębiroga, na ktory wsiadł bez wahania.
- Szpadka poleci ze mną - dodała Astrid i pomogła przyjaciółce wsiąść na swoją smoczycę. 

Czkawka wyszedł z Akademii z ostrym bólem głowy. Za jego plecami wciąż słyszał krzyki dzieci, które postanowiły porzucać się odchodami swych smoków. Sam wódz o mal nie został strącony w łajno. Zanim doszedł do domu, poczuł jak cały śmierdzi potem i smokami młodych jeźdźców, którzy nadal wariowali na arenie.
Szatyn uchylił drzwi, widząc od razu posturę Valki, która właśnie sprzątała przy kominku.
- Nareszcie jesteś - uśmiechnęła się kobieta. - Obiad stygnie.
Chłopak wziął głęboki wdech, czując jak zapach kurczaka w ziołach dociera do jego nosa. Czym prędzej wziął szybki prysznic i usiadł przy stole. 
- Kiedy Astrid wróci ?- Spytała ni z gruszki ni z pietruszki jeźdźczyni, biorąc do ust mały kawałek mięsa
- Powinna wrócić za dwa, trzy dni - odparł, popijając wodą - Może zejść dłużej, bo pogody nad oceanem często się zmieniają - dodał ciszej. 
Wódz martwił się o swoją żonę i przyjaciół, ale wierzył, że wszystko idzie gładko. Ba, był pewien, w końcu Astrid potrafi postawić ludzi do pionu - w razie konieczności oczywiście. 
Mimo to, czasem miał takie wrażenie, że musi tam być. Sam karcił się za te myśli, ale zawsze wolał samodzielnie nadzorować takie misje. 
- Oh, pewnie wszystko u nich gra - uspokoiła go mama, uśmiechając się w ten sam, uroczy sposób. - Jestem pewna, że nie nudzą się bardziej niż my na Berk - zachichotała i wstała, by odnieść naczynia do zlewu. Po chwili Czkawka uczynił to samo, a kiedy chciał iść na górę, ktoś zapukał mocno, a potem wparował do środka.
Przed wodzem stała ta sama gromadka dzieci, która niecałą godzinę wcześniej podniosła Czkawce ciśnienie.
- Wodzu, czy mógłby wódz nam pomóc ? -Wysapał chłopiec o jasnej czuprynie, biorąc łapczywie powietrze. Jeździec nocnej furii podniósł brwi w zaskoczeniu.
- Chodzi o nasze smoki. One totalnie oszalały ! - Dodała Gerda, opierając się o swą rudą koleżankę. Czkawka zerknął na śmiejącą się Valkę, a potem westchnął i rzekł do siebie:
- A mogłem lecieć z nimi...






Wiem, że opóźnienie duże, ale  proszę o wybaczenie :p Jakoś leń mnie złapał i też trochę zabiegana byłam. Mam nadzieję, że teraz uda mi się dodawać co tydzień rozdziały :)
Miłego tygodnia kochani !

poniedziałek, 12 września 2016

Halla Valgerd


                Jeźdźcy byli prowadzeni przez ścieżkę wyznaczoną wśród bujnych drzew. Las był gęsty i mało co można było dostrzec, a przejście kosztowało wiele wysiłku, gdyż przedostanie się przez kłujce krzewy i drzewa nie było w cale łatwe.
Astrid szła zaraz za przywódcą straży, a po jej bokach kroczyło  dwóch wojowników, jakby jeźdźczyni była niebezpieczną zabójczynią, gotową by zabić w każdej chwili. Za nią szedł wściekły Nate, któremu oberwało się za głupie odzywki. Z jego ust przez kilka chwil ciekła krew, a łuk brwiowy miał rozwalony przez uderzenie klingą miecza. Po tym jak rudy żołnierz przywalił mu prosto w brzuch, mężczyzna ucichł, zrozumiawszy, że tylko pogarsza swoją sytuację.
Szpadka trzymała się blisko brata, a jej czujne, mysie oczy uważnie obserwowały ludzi, którzy ich pojmali. Dziewczyna bała się, choć nie chciała pokazywać tego przy nieprzyjacielu. Mieczyk pocieszał siostrę szeptem, ale strażnicy ciągle warczeli, żeby był spokój, więc bliźniak ścisnął tylko dłoń blondyny i cofnął się do Śledzika, który również się bal. Ostatni szedł Sączysmark, przypatrując się mieczom wojowników i zastanawiając się, czy dał by im radę sam.
                    Astrid próbowała pytać, dlaczego zakuli ich w kajdany, i oczywiście nie kryła swojego oburzenia, ale przewodniczący milczał jak grób. Co jakiś czas kazał wojowniczce, aby się zamknęła, bo inaczej skończy jak Nate. Dziewczyna z trudem powstrzymywała się od nagadania temu idiocie, że nie wie z kim ma do czynienia, ale nie chciała, aby ktokolwiek oberwał za jej śmiałe słowa. Już się spotkała z tym, że za jej błędy cierpieli inni.

                      Po kwadransie cała grupa wyszła z lasu, a przed ich oczami roztaczały się gęsto postawione domy. Budynki były osłonięte czymś, co przypominało metalowe blachy, a niemal obok każdego gospodarstwa stała studnia i wiadra, co nakazywało Astrid myśleć o tym, że smoki wciąż atakowały wyspę.
- Kiedy spotkamy się z przywódcą ? - Zapytała ostro, zrównując się z rosłym Wikingiem, który cały czas prowadził. Mężczyzna obrzucił ją zimnym wzrokiem, jakby dziewczyna była trędowata.
- Kiedy przyjdzie czas - rzucił oschle, na co Astrid jeszcze bardziej się rozzłościłaZagryzła wargę, czując jak adrenalina buzuje jej w żyłach. Jak to możliwie, że ona i jej przyjaciele są traktowani jak śmiecie ? Nie tak traktuje się gości, a już na pewno nie sojuszników. Przecież Salyyn ma jeden z lepszych kontraktów z Berk. Wyspa dostaje co trzy miesiące zapas owczej wełny oraz kilkaset kilogramów smoczych łusek, z których wyrabiano wytrzymałe tarcze czy kolczugi. Żadne inne plemię nie dostaje nawet kilograma łusek, co Astrid uważała w tej chwili za głupotę. Już ona się postara, aby Salyyn nie dostała niczego, co pochodzi od smoka.

                       Jeźdźcy zostali wtrąceni do lochów, ale przywódca gwardii obiecał, że nie potrwa to długo, ale i tak nikt mu nie wierzył. Astrid próbowała jeszcze negocjować, ale wojownik ignorował jej mowę.
- Czy wy wiecie kim my jesteśmy ? - Zawołała za nim Szpadka, kiedy szef strażników wychodził z kamiennego więzienia.
Nikt jej nie odpowiedział. Przy ich celi stało czterech strażników, którzy i tak niechętnie ich pilnowali. Wojownicy siedzieli w ciemnym  kącie i znudzeni grali w karty.
- I co teraz ? - Zapytał Śledzik, patrząc z wyczekiwaniem na Astrid. Dziewczyna poznała ten wzrok. Jeździec zawsze tak patrzył na Czkawkę, kiedy przerażony czekał, aż przyjaciel powie mu co robić. A Astrid nie wiedziała, co dalej. Nie była Czkawką.
- Czekamy - westchnęła i nie czekając na żadną odpowiedź, usiadła na ziemi, podpierając się plecami o drewnianą ścianę.
Powoli zaczynało do niej docierać, że ta misja okazała się dla niej cięższa niż przypuszczałaŻałowała, że nie ma przy niej Czkawki. On by wiedział, co zrobić, powiedzieć.
Zaczynała też tęsknić za nim. Chciała już wrócić na Berk, przytulić się do męża i wyspać się porządnie, ale czekała przed nią ważna rozmowa, a potem jeszcze jedna wyspa. Na początku myślała, że uwiną się w maksymalnie cztery dni, ale przeczuwała, że ich misja przedłuży się do tygodnia.
Ciekawe jak zareaguje Czkawka, kiedy się dowie, że jego wysłannicy zostali uwięzieni. Kiedyś to było nie do pomyślenia, a zdarzało się nawet, że za uwiezienie lub zabicie wysłannika, wodzowie blokowali handel. Przywódcy uważali, że takie poczynienia znieważali ich władze i honor.
Astrid była przekonana, że jej mąż również wyciągnie konsekwencje.

                     Minęły już dwie godziny, podczas których jeźdźcy starali się utrzymać pogodę ducha, ale warunki w więzieniu przyprawiały ich o mdłości. Wilgoć sprawiła, że ubrania śmierdziały i były mokre, a Szpadka już pociągała nosem.
Niedługo potem przyszedł jeden mężczyzna ubrany w brązowe futra, które zwisały na nim luźno.
Spojrzał na jeźdźców z pogardą, a potem westchnął i wyciągał klucze z kieszeni.
Wyłazić, szybko - poganiał ich wojownik zachrypniętym głosem. Wychodząc Astrid rzuciła na niego okiem, uważając, że ma około czterdziestki. - Za mną.
                      Jeźdźcy wyszli szybko z celi, a kiedy zauważyli dzienne światło, odetchnęli z ulgą. Słońce wisiało już w najwyższym punkcie, więc do zachodu zostały jakieś pięć godzin.
Ludzie pracujący przy domach wstrzymali się na moment i z zainteresowaniem przyglądali gościom. Chwilę później posypały się plotki, ale Astrid nie mogła niczego usłyszeć. Szła blisko Nate'a, który starał się pokazać, że się nie martwi, ale dziwne zachowanie tubylców naprawdę wzbudziło strach.
Zatrzymali się dziesięć minut później, tuż przy małej chatce mieszczącej się na uboczu.                                         Dom obrośnięty był bluszczem, a na nim została przybita blacha, tak jak u poprzednich budynkach.
Mężczyzna ich prowadzący zapukał głośno, a sekundę później usłyszeli usłyszeli donośne "proszę ". Astrid obejrzała się na przyjaciół, ale nie mogła odczytać z ich twarzy emocji.
- Właźcie, nie mamy całego dnia - rzucił wojownik, popychając pierwszą Astrid, która potknęła się. Weszła jednak dumnie do środka, a jej oczom ukazała się kobieta siedząca na starym fotelu. Zaś za żoną wodza Berk stanęli pozostali, rozglądając się gorączkowo po pomieszczeniu.
- Witam na Salyyn - rzekła kobieta, wstając powoli. Dotychczas panowała ciemność, więc nikt nie mógł dostrzec twarzy przywódczyni. Kiedy kobieta stanęła obok okna, Astrid o mal nie jęknęła. Lewa strona twarzy liderki pokryta była bliznami, oko się zapadało, a część włosów była wygolona. - Wybaczcie proszę zachowanie moich żołnierzy - mówiła dalej poważnym tonem, jakby reakcja jeźdźców ją nie zaskoczyła.
- Fakt, było niemile - rzucił jako pierwszy Mieczyk, wypychając się przed przyjaciół.
- Ty jesteś przywódcą ? - Zapytała przywódczyni, patrząc na bliźniaka jakby z góry.
- Ja ? Gdzie tam - machnął ręką jeździec. - Chciałem po prostu pomarudzić. Trzymanie w lochach jest fajne, ale tylko wtedy kiedy to ja tam siostrę wrzucam - zaśmiał się chwilę, ale zaraz po tym skarciła go Astrid, uderzając w plecy.
- Ja przewodzę tą grupą - wytłumaczyła blondynka i wysunęła się o krok na przód. - Nazywam się Astrid Haddock.
Liderka Salyyn obejrzała ją wzrokiem, a potem chrząknęła.
- Halla Valgerd . Co was tu sprowadza? - Kobieta usiadła na swoim fotelu i wyciągnęła nogi pod stół.
- Nasz wódz, Czkawka Haddock, prosił, abyśmy sprawdzili kilka wysp. Chodzi o nielegalną eksterminacje smoków.
Twarz Halli napięła się, ale szybko przybrała naturalny, choć nieco srogi wyraz.
- Chcecie sprawdzić, czy zabijamy smoki? - Zapytała, chcąc się upewnić, czy dobrze odczytała słowa młodej wojowniczki. Astrid skinęła twardo głową, nie spuszczając wzroku z przywódczyni. Wiedziała, że takie gęsty mają moc, a w dodatku w oczach nieprzyjaciela mogło oznaczać to, że rozmówca był odważny i nieugięty.
- Tak - powiedziała niebieskooka. Wojownik, który przeprowadził tu jeźdźców spojrzał na swoją szefową wzrokiem, który był jasny dla każdego.
- Pani, czy mam... - Zaczął grzecznie, ale kobieta od razu mu przerwała.
- Nie, Hor. Za to chciałbym porozmawiać z Astrid na osobności - mężczyzna skinął głową i już miał wyprowadzać grupę z domu, kiedy Nate stanął twardo, nie chcąc się ruszyć na krok.
- Chcę zostać z Astrid - rzekł poważnie, patrząc na swoją przyjaciółkę, a potem na Hallę. Twarz jeźdźca wyrażała czystą złość, co było oczywiście zrozumiałe. Nie miał zamiaru zostawić swojej przyjaciółki z jakąś dziwną kobietą, której ludzie potraktowali ich jak śmieci. Nie wiadomo, co strzeli przywódczyni Salyyn do głowy.
- Nie musisz się bać - odparła na to Halla, zakładając ręce w pięści, które następnie położyła beztrosko na płaskim brzuchu. - Nie mam żadnego powodu, by skrzywdzić waszą przyjaciółkę - dodała.
Nate jednak nie dał się przekonać do słów jasnowłosej kobiety. Wojownik stał jak wbity w ziemię, mierząc się wzrokiem z Horem.
- W porządku, Nate, idź - wtrąciła się Astrid łagodnym głosem. Przyjaciel zerknął na nią, a widząc w jej oczach pewność, wyszedł, choć pełen obaw.
                 Obie kobiety zostały same wśród ciemności. Jedyne okno było zasłonięte zielonym materiałem i tylko małe dziury w ścianach wpuszczały światło dzienne.
- Skąd ta nagła chęć odwiedzin ? - Zaczęła Halla, patrząc na Astrid, która wolno siadła naprzeciw niej. Dziewczyna poprawiła niechlujny warkocz, zarzucając go do tylu i odparła:
- Dobiegły nas słuchy, że smoki na Południu są zagrożone. - Wojowniczka starała się uważnie dobierać słowa, gdyż nie była jeszcze pewna co do Valgerd.
- Cóż... to prawda - rzuciła rozmówczyni nie owijając w bawełnę. W końcu przywódczyni wstała i zaczęła się przechadzać po izbie. - Wiem, że wyspa Rodriga urządza sobie polowania na smoki. Na krańcu Południa jest pewne plemię, które przepędziło smoki, a te które zostały... chyba wiesz, co się z nimi stało.
Astrid o mal nie wybuchła. Ludzie zabijają smoki, bo im przeszkadzają ? Dziewczyna  była świadoma tego, że te gady  panosza się gdzie chcą, robią co chcą, ale przecież to nie jest powód, by się ich pozbywać. Czkawce przecież się udało zapanować pokój na Berk, a potem powoli na innych wyspach. Dlaczego więc tylko Południe było tak uparte ?
- A jak jest na twojej wyspie ? - Rzuciła blondwłosa, nie chcąc odwracać głowy do rozmówczyni. Jeźdźczyni domyśliła się, że metalowe blachy są po to, aby chronić domy przed ogniem smoków.
- My się tylko bronimy - warknęła Halla, wracając na swoje miejsce, ale nie spoczęła na krześle. Zimny wzrok wbiła w młodą kobietę, jakby chciała pokazać, że to co mówi jest prawdą.
- Czyli zabijacie smoki - dokończyła równie zła dziewczyna.
- Nie mam wyboru. Ja chcę tylko bronić swój lud.
                    Przez chwilę była cisza, a Astrid nie wiedziała, co powiedzieć. Denerwowało ją to, że Halla argumentuje swoje poczynania chęcią obrony swych ludzi, ale gdzieś w głębi duszy wiedziała, że jest w tym ziarenko prawdy. Berk też tak kiedyś robiło, ale jak podkreślał Czkawka to było kiedyś.
- Mam nadzieję, że pamiętasz, co oznaczał kontrakt z Berk - rzuciła w końcu złotowłosa, patrząc na swe dłonie.
- Niekiedy trzeba złamać zasady dla wyższego dobra, Astrid. Każdy troszczący się wódz zrobiłby tak samo - dodała pewna siebie. Wtedy do żony Czkawki dotarło, że negocjacje z tą kobietą będą trudne, a jeśli się jej nie uda przekonać ludzi do smoków, zapewne Czkawka będzie musiał przelecieć osobiście.
- Masz rację - zgodziła się wojowniczka. - Ale kiedy zawrzesz pokój ze smokami, nie będziesz już musiała się martwić o bezpieczeństwo mieszkańców.
Astrid objęła inną taktykę, licząc, że pomoże, a jeśli nie, wtedy naprawdę nie będzie wiedziała, co dalej robić.
- Berk może wam w tym pomóc. Jesteśmy w tym najlepsi - mówiła dalej, kiedy zauważyła grymas niezadowolenia i niepewności na twarzy kobiety.
- Na Salyyn panuje demokracja, rządzą ludzie, ja tylko podejmuję działania ostateczne - wytłumaczyła kobieta, dając Astrid cień szansy, że sytuacja smoków na Salyyn może się zmienić.
- Idź już, chcę pomyśleć - westchnęła ciężko przywódczyni, padając na miękki fotel.
Astrid wyszła bez słowa, ale zanim chwyciła za klamkę, zerknęła odważnie na twarz Halli. Dziewczyna przeczuwała, że niechęć kobiety do smoków związana była z bliznami.






Jakoś dziwny ten rozdział :') Chciałam Was przeprosić, że prawie dwa tygodnie nic nie dodawałam. Nie miałam weny, a teraz złapała mnie grypa ;-; No ale fanów nie wolno zawieść ;p
Do nn-a, kochani ! :3

czwartek, 1 września 2016

Ostrzeżenie 

                     Po śniadaniu, które specjalnie przyrządziła żona Gerarda, jeźdźcy zebrali się do dalszej drogi. Astrid szkoda było opuszczać tak piękną wyspę, ale obiecała sobie, że jeszcze tu wróci. Wcześniej jakoś nie myślała o podróżach poznawczych, podczas których mogła by po prostu odpoczywać i rozkoszować się pięknem krajobrazów, ponieważ  zazwyczaj odwiedzała wyspy z konkretnej przyczyny.
Sączysmark zajął się obudzeniem smoków, które jeszcze chrapały w stajniach, więc pozostali mogli bez pośpiechu pożegnać się z mieszkańcami Grot, a raczej tylko z wodzem i jego rodziną, gdyż reszta Wikingów jeszcze nie wstała.
- Mam nadzieję, że jeszcze nas odwiedzisz - zaczęła Alia, patrząc na Astrid z uśmiechem, choć jej oczy kleiły się jeszcze od snu.
- Z miłą chęcią - rzekła jeźdźczyni, poprawiając swoje ciepłe futro. Jesień już się zbliżała, a wraz z nią chłodne powiewy wiatrów, które na Północy były jeszcze gorsze.
Złotowłosa pozwoliła Alii pożegnać się z resztą grupy oraz ze smokami, które bardzo polubiły młodą jeźdźczynię.
                   Sama żona wodza Berk podeszła do Gerarda, który chciał jeszcze pomówić na osobności. Przywódca zdołał polubić i zaufać wojowniczce, choć wolał, aby to Czkawka był na jej miejscu.
- Posłuchaj, Astrid - zaczął dość cicho, patrząc na Wikingów, którzy mile rozmawiali z jego córką. - Tam, gdzie lecicie jest niebezpiecznie. Gdyby było to możliwe, lepiej by było, gdybyście zwrócili - wytłumaczył nerwowo Gerard. Astrid zmarszczyła czoło, a jej usta zacisnęły się w wąską linię.
- Niestety musimy sprawdzić kilka wysp na Południu - odparła niemrawo, na chwilę wpatrując się w bok, ale zaraz po tym znów odwróciła się do dobrego przyjaciela. - Co masz na myśli, że jest niebezpiecznie ? Chodzi ci o smoki ? - Zapytała, czując niemałą obawę.
Przywódca westchnął.
- Smoki to najmniejsze zmartwienie - wyjaśnił, obejmując dziewczynę ramieniem i prowadząc nieco dalej od jeźdźców. - Na Południowych wyspach roi się od cichych zabójców, wojowników czy Odyn wie kogo jeszcze - mówił twardo, co u dziewczyny wywoływało większe obawy, ale nie mogła zawieźć przecież Czkawki. - Oni tylko czekają na kogoś twojego pokroju czy twoich przyjaciół - dodał, patrząc w oczy Astrid.
Jeźdźczyni zastanowiła się chwilę. Słyszała, że Południe jest niebezpieczne, ale niezbyt wierzyła w tę pogłoskę. Astrid była osobą, która musiała widzieć coś na własne oczy, żeby uwierzyć.
- Może i masz rację, Gerardzie,- przyznała w końcu, lekko skinając głową, a jej oczy jednak wciąż skupiały się na pomarszczonej twarzy Wikinga, ale i tak musimy tam dotrzeć. Sprawa smoków jest naprawdę ważna - wytłumaczyła poważnym głosem, niemal brzmiąc jak waży wódz, któremu nie wolno się sprzeciwiać.
- Rozumiem, ale bądźcie ostrożni. Nie raz inni Wikingowie zaginęli na tamtych obszarach bez śladu - odparł, wiedząc, że i tak nie uda się przekonać Astrid do zmiany decyzji. Nie mógł przecież jej tego zabronić, choć bardzo bał się, że dziewczynie i reszcie coś się stanie. Wszyscy pochodzili z Berk, a dla Gerarda ta wyspa była najlepszym sojusznikiem, a Czkawka dobrym przyjacielem, więc nie wybaczył by sobie, gdyby coś się stało żonie Haddocka, bądź jego przyjaciołom.
- Spokojnie, jesteśmy w końcu twardymi Wikingami - zażartowała, aby nieco rozluźnić atmosferę.
Po chwili Astrid jako ostatnia wyskoczyła na smoczycę, wcześniej żegnając się jeszcze z Alią.

                Na drugą wyspę przed granicą z Południem jeźdźcy dotarli po niemal trzech godzinach lotu. Przywódcą był niejaki, blisko osiemdziesięcioletni, Norbert. Nate i Astrid szybko sprawdzili zgodność traktatu i na szczęście nie dostrzegli  nieprawidłowości. Dziewczyna postanowiła przedłużyć go jeszcze na rok, a że była żoną wodza, nie było przeciwwskazań.
Starszy pan był bardzo radosnym człowiekiem, choć czasami wydawało się, że odbiegał od normalności. Norbert nieco niedomagał, chwiejąc się na lewo, kiedy chodził, ale jak na swój wiek trzymał się zadziwiająco dobrze.
- Dziękuję za współpracę, Norbercie - uśmiechnęła się miło jeźdźczyni, wyciągając dłoń, by uścisnąć ją z dłonią przyjaciela Berk.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś mnie odwiedzisz - wyseplenił dziadek, a Nate musiał wstrzymać śmiech, kiedy słyszał, jak Norbert mówi, choć nie było to grzeczne, gdyż wódz nie miał dwóch przednich zębów. - Rzadko kiedy widzę tak ładne kobiety - przywódca puścił do niej zawadiacko oczko, sprawiając, że blondynka bardzo się zaczerwieniła.
- Niewykluczone - uśmiechnęła się nerwowo i szybko się pożegnała, kończąc dziwną rozmowę.
             W drodze powrotnej do smoków, Nate drażnił przyjaciółkę, puszczając jej co sekundę oczko.
- Podrywana przez dziadka - śmiał się głośno. - Czkawka może być zazdrosny - dodał, tym razem dusząc się ze śmiechu. Astrid uśmiechała się lekko, choć nie chciała pokazać, że również się z tego śmiała.
                        Już niecałą godzinę później jeźdźcy byli już przy granicy Północy z Południem. Każdy patrzył na siebie z powątpiewaniem, czując dziwną niechęć, a nawet strach. - Na pewno musimy tam lecieć? - Rzucił drżący Śledzik, patrząc na Astrid, jakby błagał ją, aby zwrócili do domu.
- Zostały nam tylko trzy wyspy - powiedziała wojowniczka pewnie, choć sama czuła się źle. Przez całą drogę myślała nad słowami Gerarda. Na razie wokół nich były tylko nagie skały, gdzie od czasu do czasu zsyłano więźniów, którzy dokonali czegoś naprawdę makabrycznego.
- Nie możemy teraz zawrócić - wtrącił się Nate, chcąc nieco uspokoić Wikingów i poprzeć Astrid. - Tym bardziej nie możemy zawieść Czkawkę - dodał ponuro. 
Przez chwilę nikt nie chciał się odezwać. Wikingowie patrzyli prosto na niemal czarny ocean, który tego dnia był bardzo spokojny. Na niebie pojawiały się co jakiś czas chmury, które jednak nie przysłaniały w żaden sposób słońca, które mocno grzało.
- Lecimy - powiedziała w końcu Astrid i pierwsza popędziła Wichurę.
                     Dziewczyna sprawdzała co jakiś czas mapę, aby przypadkiem nie zgubić Salyyn - największą wyspę, z którą Czkawka zawarł pokój. Jeźdźczyni dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, dlaczego jej mąż miał zaledwie trzy traktaty pokojowe na Południowym Archipelagu. Może wódz wiedział o niebezpieczeństwie ? Brzmiało to dziwnie, bo chłopak nie ukrył by tak ważnej informacji.
Będą musieli porozmawiać, kiedy tylko jeźdźcy wrócą na Berk.
- Gdzie jest ta wyspa? - Marudziła Szpadka, opierając się o głowę zmęczonego Wyma. Minus zębiroga był taki, że ten smok dość szybko się męczył.
- Jeszcze pół godziny - westchnęła blondynka.

                   Długie loty zawsze były nie wygodne. Ciągle siedzenie w startym siodle powodowało liczne oparzenia wewnętrznych stron ud, a czasem i pośladków, na których ból skarżył się Sączysmark. Dodatkowo utrzymywanie prostej sylwetki źle działało na kręgosłup i szyję jeźdźców, ale niestety wokół nie było żadnej wyspy, aby smoki mogły tam wylądować i odpocząć.
Zanim marudzenie bliźniaków i Smarka osiągnęło apogeum, przed oczami Wikingów zaczęła pojawiać się mała kropka, która później przerodziła się w coraz większą wyspę.
Kiedy tylko Astrid dostrzegła jej większą część, jej niewyjaśnione obawy znowu przybierały na sile. Zerknęła na Nate'a, chcąc zobaczyć, czy wojownik również ma mieszane uczucia.
- Teraz to się zastanawiasz ! - Rzuciła oskarżycielskim tonem Szpadka, wywijając pięścią.
- Daj spokój - uciszył ją Śledzik, zanim Astrid otworzyła usta. - To nie jest zabawa, Szpadka - dodał ostrzej, czym zdołał wywołać ciszę. Bliźniaczka fuknęła coś pod nosem i założyła ręce na klatkę piersiową, udając, że jest obrażona.
- No to lecimy - zachęcił Nate teatralną wesołością i popędził Pioruna. Za nim znalazła się Wichurka, która swą umiejętnością potrafiła wykryć niebezpieczeństwo, więc Astrid poczuła się nieco lepiej.
                  Jeźdźcy rozbili małe ognisko z dala od wioski. Przed wizytą u wodza chcieli nieco odpocząć i umyć się, ponieważ...cóż, ładnie nie pachnieli. Bliźniaki bez wahania wskoczyli do strumienia, do którego wolno wlewał się wodospad. Astrid chciała ich upomnieć za krzyki, ale usiadła zrezygnowana na kamieniu i westchnęła głośno, łapiąc się za bolącą głowę.
Jeźdźczyni zerknęła mimowolnie na piękne smoki, które wycieńczone zasnęły zbite w jedną grupę. Przynajmniej one nie mają zmartwień, przeszło jej przez myśl.
- Co to za mina, blondi ? - Zaczepił ją Nate, siadając obok niej. W ręku trzymał wędzonego kurczaka, który był przystankiem Wikingów. Astrid pokręciła głową, tym samym odmawiając, kiedy przyjaciel zaproponował jej kawałek.
- Szkoda, że nie ma z nami Czkawki - mruknęła cicho tak, aby nikt inny nie mógł jej usłyszeć. Nie chciała, aby Smark, Śledzik, czy bliźniaki poczuli jej niepewność, która dotyczyła tej misji.
- Dlaczego? - Zapytał zdziwiony, wgryzając się w kawałek soczystego mięsa.
- Bo on zawsze potrafił dobrze nami kierować, a ja ? Ja nawet nie potrafię zapanować nad sobą - wyżaliła się, czując jednak ulgę, że przyjaciel ją wysłuchuje.
- Oj, Astrid - westchnął czarnowłosy, rzucając kość za siebie i wybierając tłuste dłonie o spodnie. - Może i nie jesteś typem przywódcy, ale potrafisz sobie poradzić. Nawet jeśli ta rola ci nie pasuje, nie pozwoliłabyś, aby twoi podopieczni byli choć w małym niebezpieczeństwie - powiedział półszeptem, kładąc ciężki łokieć o ramię wojowniczki. Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością, choć nie do końca oczekiwała takiego pocieszenia. Może sprawił to fakt, że Nate po prostu nie był Czkawką.
                  Astrid spojrzała przed siebie, gdzie Śledzik masował skrzydła Sztukamięs, a Smark ucinał sobie drzemkę, opierając się o łapę Hakokła. Mimo że niemal codziennie ją denerwowali na różne sposoby, dziewczyna skoczyłaby za nimi w ogień bez wahania. Dość pokręcona była ta przyjaźń, ale za to jednak nią była.
                   Kiedy odpoczynek się skoczył, każdy zaczął zbierać swoje rzeczy, by następnie załadować je na smoki. Jeźdźcy już mieli wsiąść na grzbiety swych przyjaciół, gdy nagle i bezszelestnie okrążyli ich nieznani ludzie.
Smoki natychmiast stanęły w pozycji obronnej, a wikingowie pochwycili swą broń, patrząc nerwowo na nieprzyjaciół.
Dziwni ludzie ubrani byli w skóry różnych zwierząt. Większość z tubylców była wręcz obwieszona futrami  niedźwiedzi, norek, czy jaków,  wokół talii mieszkańców Salyyn przyczepione były wszelakie noże, szable i proste miecze, które dyndały do kolan.
- Spokojnie, nie jesteśmy wrogami - powiedziała donośnie Astrid, rozkładając ręce w górze, jakby chciała się poddać. Ludzie nie odpowiadali przez jakiś czas. Jeźdźczyni naliczyła, że jest ich co najmniej trzydziestu, a każdy uzbrojony w kuszę i dodatkowo inną broń.
- Skąd jesteście ? - Padło pytanie z ust wysokiego mężczyzny o szarych oczach.
- Z Berk - rzekła blondynka drżącym głosem. Chciała zachować spokój, ale przy takim widoku nawet największy twardziel by zmiękł. Mężczyzna podszedł bliżej, ale tym razem to Wichura zaskrzeczałaostrzegając, by się nie zbliżał.
Złazić ze smoków ! Migiem ! - Krzyknął potężnym głosem, który chwilowo odbiło echo. Jeźdźcy spojrzeli na siebie ze strachem, ale wykonali wolno rozkaz wojownika. Pozostali kusznicy zajęli się odpędzeniem gadów na bezpieczną odległość, gdzie z większym powodzeniem mogli pilnować rozjuszone stworzenia.
- Gdzie jest wasz wódz ? - Zapytał ten sam mężczyzna, nie odstępując jeźdźców nawet na krok. Astrid popatrzyła mu chwilę w oczy, choć nie mogła wytrzymać jego spojrzenia. Okazało się, że owy Wiking ma jedno oko białe, co oznaczało, że jest ślepy.
- W tej misji nie bierze udziału - oparła dzielnie Astrid, zadzierając głowę, by pokazać, że się nie boi, chociaż strach wypełniał ją od stóp do głowy. - Ja go zastępuje - dodała. Jej przyjaciele podeszli do niej, czując się pewniej, kiedy stali tak zbici w grupę, mimo że  wzrok każdego jeźdźca przepełniony był przerażeniem.
- Chcemy mówić z wodzem - wtrącił tym razem Nate, kiedy zauważył, że ten dziwny mężczyzna przypatruje się Astrid. Wojownik odwrócił do niego głowę, od razu mierząc kuszę w jego klatkę piersiową. Każdy wstrzymał oddech, dopóki broń nie opadła na udo jeźdźca koszmara ponocnika.
- Ciesz się, że jesteś z Berk - splunął ślina pod nogi. - Za takie nieproszone odzywki inaczej byśmy pogadali.
Nate przełknął ślinę, patrząc prosto na przeciwnika, który uśmiechał się szyderczo.
- Ale skoro jesteście z Berk i chcecie porozmawiać z przywódcą... - zaczął, zakładając swą kuszę o ramię - Nie pozwólmy, by nasi goście czekali ! - Wykrzyknął, a jego sztucznie miły głos aż zabolał w uszach jeźdźców.
- Gret, zbierz ludzi i przypilnuj smoków - rzucał komendy do swego podwładnego. - Kłos, dawaj kajdany... Zaprowadzimy serdecznych gości prosto do wodza...





Całość to totalny spontan :') Mam nadzieję, że choć trochę osłodzę Wam ten ponury dzień. Jak zapowiada się Wam jutrzejszy dzień ?