Przez następne dwie godziny jeźdźcy z Berk nie otrzymali żadnej
wiadomości od Halli. Przez ten czas siedzieli w w gospodzie, gdzie pilnowało ich sześciu strażników, uważnie przypatrując się im, ilekroć ktoś wykonywał
gwałtowne gesty. Oczywiście Astrid uprzedziła przyjaciół, by nie próbowali
żadnych sztuczek. Szczególnie patrzyła na Sączysmarka, który aż gotował się ze
złości. Na dodatek Szpadka strasznie się rozchorowała, a paląca gorączka nie ustępowała. Dziewczyna siedziała pod kominkiem, owinięta grubą owcza wełną.
Właścicielka gospody ulitowała się nad chorą jeźdźczyni i przygotowała dla niej
gorący rosół, ale zupa niestety nie pomogła.
Astrid tak bardzo żałowała, że bez wahania zgodziła się na tę wyprawę. Wieczorem przed
wylotem Czkawka raz jeszcze pytał, czy lecieć z nimi. Dziewczyna
odmówiła, będąc przekonana, że ta misja będzie niemal jak wycieczka
rekreacyjna.
Wojowniczka westchnęła pod nosem, rozglądając się z nudów po pomieszczeniu. Gospoda była
mała, ale przytulna. Po jej lewej stronie stał duży kominek, a obok niego grube
kawałki sosny, które co jakiś czas były wrzucane do ognia. Od kominka na prawo
było wejście, a obok niego coś w rodzaju drewnianego baru, za którym stała
grubsza kobieta. Oprócz jeźdźców w środku było jakieś stare małżeństwo, które
żywo nad czymś dyskutowało, ale Astrid nie miała ochoty podsłuchiwać, o czym
rozmawiali. Z grymasem na twarzy mieszała rozsypaną sól na stole, przywołując
tym samym wygląd śmiertnika. Przywódczyni małej grupy z Berk martwiła się o
smoki, które zostały zabrane kilka godzin temu. Hor wspomniał, że nic im nie
zrobią, ale Astrid nie potrafiła w to uwierzyć. Ludzie z Syylin byli bardzo nieufni.
Najlepiej wyplenili by wszystko, co choć w małym stopniu im zagraża. Mieszkańcy
wyspy zamknęli się na nowe znajomości, nie kupowali czegoś nieznajomego, nawet
rzadko wyjeżdżali z domu. A kiedy to robili, wracali szybciej niż mogło by się
wydawać.
Astrid
szybko odgadnęli przyczynę. Wojowniczka była przekonana, że kiedyś miało
miejsce wydarzenie, które przeważyło nad wszystkim. Dla niej było to co
najmniej dziwne. Mieszkańcy Berk stracili swych bliskich, domy, zwierzęta, pola rolne, a mimo to potrafili zapomnieć o przeszłości i zawrzeć
pokój między smokami. Co prawda nie było to łatwe, ale jednak się udało.
Teraz
przed jeźdźcami pojawiło się nowe zadanie: przekonać Hallę i jej podopiecznych
do smoków.
Zepsute
drzwi gospody otworzyły się z łoskotem i stanął w nich Hor, mierząc wzrokiem
jasne pomieszczenie. Jego krzaczaste brwi ściągnęły się w przypływie
zaskoczenia, kiedy zauważył siedzących jeźdźców. Podszedł do niech szybkim,
lecz pewnym krokiem i zerknął na strażników, będących niecałe dwa metry od nich.
-
Wychodzimy - oznajmił szorstko, a wojownicy od razu zaczęli zbierać swoje hełmy
i miecze. Astrid spojrzała na swoich przyjaciół z mieszanymi uczuciami. Młoda
kobieta obawiała się, że czekają na nich źle wieści.
-
Ruszać się - żachnął niezadowolony Hor, co jeszcze bardziej rozwścieczyło Sączysmarka. Mężczyzna wstał ciężko i tylko chrząknął nisko. Astrid widziała,
jak mięśnie na twarzy przyjaciela drgała z nerwów. Najwyraźniej Jorgerson był
bliski do wszczęcia awantury.
Jeden
strażnik podszedł do Szpadki, nakazując, by wstała, ale blondynka odburknęła coś pod nosem i otuliła się wełną jeszcze bardziej.
-
Ej, chyba widzisz, że nie ma siły - rzucił wrogo Smark, podchodząc do rudego
strażnika. Jeździec stanął przed Szpadka i założył ręce na klatkę piersiową, piorunując przy tym wojownika.
-
Zostawcie ją tutaj - dodała Astrid, widząc jak jej przyjaciółka trzęsie się z
zimna. Ze Szpadką było coraz gorzej.
-
Halla nakazała sprowadzenie wszystkich jeźdźców - rzucił Hor, opierając
ostry topór o naramiennik. Mężczyzna nie przejął się ani na moment stanem
kobiety.
-
W takim stanie na pewno nigdzie nie pójdzie - dodał Mieczyk, ściskając dłoń w
pięść. - Forg, zostaniesz i będziesz jej pilnował - westchnął w końcu Hor,
kręcąc głową.
-
Samej jej tu nie zostawię ! - Zdenerwował się Mieczyk i podszedł do siostry,
przy której usiadł, od razu obejmując ciepło. - Możecie próbować mnie stąd
wyciągać, ale obiecuję wam, że łatwo nie będzie - zagroził bliźniak, patrząc
odważnie na przywódcę wojska, który nie krył zaskoczenia.
-
Mird, też zostaniesz - rzucił na odczepnego i ruszył do drzwi, a za nimi
jeźdźcy, którzy wolno poczłapali za nim.
Na
zewnątrz było już szarawo i zimno. Kolorowe liście spadały wolno ze starych
drzew, dołączając do reszty. Trawa robiła się mniej zielona, a rosnące kwiaty
traciły swój urok.
Astrid
wzięła głęboki wdech, przypominając sobie jak w takie wieczory siedziała z
Czkawką w domu pod kocem, popijając ciepłą herbatę. Minęły niemal trzy dni, a
ona już zdążyła się stęsknić...
Jeźdźcy
tym razem zostali zaprowadzeni do wielkiej sali, gdzie zazwyczaj Rada wyspy podejmowała ważne decyzje. Po kilku minutach dotarli do drzwi, wcześniej
pokonując kilkanaście kamiennych stopni. W środku było jasno od święcących pochodni i ogniska, wokół którego obstawiono marmur. Astrid spojrzała na
Nate'a, który twardo wpatrywał się w stojących przed nimi ludzi. Halla
znajdowała się pośrodku pięcioosobowej grupy, która cicho rozmawiała między
sobą.
-
Idźcie - powiedział Hor, ustąpiwszy miejsca. Mężczyzna stanął po prawej stronie
drzwi, i odprowadził wzrokiem wysłanników Berk.
Kiedy
cała czwórka dotarła do ogniska, Astrid wyszła krok naprzód. Blondynka zilustrowała wzrokiem Radę, którą stanowili trzej mężczyźni i dwie kobiety,
wliczając w to Hallę.
-
Wraz z Radą przedyskutowałam sytuację, w której się znaleźliśmy - zaczęła wolno przywódczyni, a jej głos odbił się od gołych ścian. Astrid z wyczekiwaniem
patrzyła jak palce Halli nerwowo stukają o papier położony przed nią. -
Doszliśmy to wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie zerwanie traktatu z
Berk.
Odpowiedź
totalnie zaskoczyła jeźdźców. Z szeroko otwartymi oczami patrzyli z szokiem na
Radę. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Tak naprawdę Halla już
złamała jeden z punktów traktatu poprzez zabijanie smoków i tyle wystarczało,
by wódz Berk zerwał sojusz. Ale tym razem to Syylin postanowiła zrobić
ten krok.
-
Co ? - Rzuciła Astrid,która jako pierwsza wyszła z szoku. - Zrywacie kontrakt
ot tak?! - Wybuchła dziewczyna, patrząc ze złością na Radę, a już w
szczególności na Hallę.
-
Prawo na to pozwala -odezwał się niski mężczyzna o bujnej brodzie splecionej w
warkocz.
-
Macie pojęcie co to oznacza ? - Syknął Nate, który nie był już w stanie
wytrzymać. Do tej pory nie odzywał się zanadto, ale ta sytuacja przerosła i
jego.
- Jesteśmy
tego świadomi - odparła Halla, skinając głową. Przewertowała jakąś chuda
książkę, a potem podniosła wzrok, wybijając go kolejno w jeźdźców.
-
Halla, dobrze wiesz, że to nie jest rozwiązanie - próbowała Astrid już
spokojniejszym głosem.
-
Mówiłam już, że na Syylin rządzą ludzie. To oni chcą zerwać wszelkie stosunki z
Berk - powiedziała zimno.
Dopiero
teraz Astrid zrozumiała, że los smoków na tej wyspie jest przesądzony. Nagle
poczuła, że zawiodła jako żona wodza i obrończyni smoków... Tym razem Astrid
nie dała rady.
-
Podpisz, proszę, wymówienie i zakończmy tę sprawę - rzuciła jakaś kobieta o
której, męskiej fryzurze. Astrid spojrzała na nią z gniewem, ale członkini Rady
wytrzymała ten wzrok. Halla w tym czasie wyciągnęła pióro i podała je przewodniczącej
grupy. Dziewczyna stała jak wbita w ziemię, ale lekkie szturchnięcie Nate'a przywołało ją do porządku. Podeszła do Halli i ze złością wzięła pióro, a
następnie spojrzała na wymówienie. Na pożółkłym papierze było jakieś
dwadzieścia podpunktów, które automatycznie zostaną zerwane, gdy Astrid
podpisze traktat. Oczywiście jej podpis liczył się zaledwie dwa tygodnie ze
względu na to, że tylko wódz mógł ostatecznie podpisać zerwanie sojuszu.
-
Nie podpiszę tego - rzuciła z jadem w głosie i rzuciła pióro pod nogi Halli.
Te
słowa nie zostały dobrze przyjęte przez Radę. Wikingowie skrzywili się gorzko,
będąc bardzo niezadowoleni.
-
W takim razie oczekuję, że wasz wódz pojawi się niezwłocznie na Syylin. Jeśli
nie zjawi się w przeciągu dwóch tygodni, prawo pozwala na bezwarunkowe
wypowiedzenie - odparła przywódczyni, podnosząc pióro. Halla wyprostowała się
dumnie i zmierzyła się wzrokiem z dziewczyną.
-
Bez obaw, nasz przywódca na pewno się zjawi - odpowiedział Nate swoim niskim
głosem.
Wtedy
Halla nakazała, aby jeźdźcy niezwłocznie opuścili wyspę. Przywódczyni dobitnie
wyraziła swą prośbę, więc przyjaciele zabrali Szpadkę i Mieczyka z gospody, a
następnie ruszyli pieszo na drugi koniec wyspy, gdzie trzymane były smoki.
Zwierzęta od razu podniosły swe pyski i przybiegłszy, przywarły do swych właścicieli.
Leżący
nieopodal strażnicy przyglądali im się, jakby zobaczyli wariatów, a potem
wstali, by osiodłać konie i zniknęli w odmętach lasu, zostawiając tym samym wysłanników.
-
Szpadka, jak się czujesz ? - Zapytała z troską Astrid, która zjawiła się obok
przyjaciółki. Bliźniaczka kichnęła dwa razy pod rząd.
- Nie najlepiej - powiedziała, pociągając nosem. Szpadka była blada i strasznie
się trzęsła, pomimo grubych koców. - Dasz radę kierować Jotem? - Szpadka zerknęła najpierw na Astrid, a potem wczłapała się ostatkami sił na szyję
gada. Blondynka trzymała się chwilę, a potem runęłaby na ziemię, gdyby
nie Sączysmark, który złapał jeźdźczynię w porę.
-
I co teraz ? - Zapytał z wielkim przerażeniem Śledzik.
-
Smark, dasz radę kierować Jotem? - Zapytała Astrid, podpierając się rękoma o
biodra.
Wojownik obejrzał się za siebie, patrząc na głowę smoka Szpadki, a potem uśmiechnął się pod nosem.
- Oczywiście, że dam ! - Zakrzyknął i ruszył do prawej głowy zębiroga, na ktory wsiadł bez wahania.
- Szpadka poleci ze mną - dodała Astrid i pomogła przyjaciółce wsiąść na swoją smoczycę.
Czkawka wyszedł z Akademii z ostrym bólem głowy. Za jego plecami wciąż słyszał krzyki dzieci, które postanowiły porzucać się odchodami swych smoków. Sam wódz o mal nie został strącony w łajno. Zanim doszedł do domu, poczuł jak cały śmierdzi potem i smokami młodych jeźdźców, którzy nadal wariowali na arenie.
Szatyn uchylił drzwi, widząc od razu posturę Valki, która właśnie sprzątała przy kominku.
- Nareszcie jesteś - uśmiechnęła się kobieta. - Obiad stygnie.
Chłopak wziął głęboki wdech, czując jak zapach kurczaka w ziołach dociera do jego nosa. Czym prędzej wziął szybki prysznic i usiadł przy stole.
- Kiedy Astrid wróci ?- Spytała ni z gruszki ni z pietruszki jeźdźczyni, biorąc do ust mały kawałek mięsa
- Powinna wrócić za dwa, trzy dni - odparł, popijając wodą - Może zejść dłużej, bo pogody nad oceanem często się zmieniają - dodał ciszej.
Wódz martwił się o swoją żonę i przyjaciół, ale wierzył, że wszystko idzie gładko. Ba, był pewien, w końcu Astrid potrafi postawić ludzi do pionu - w razie konieczności oczywiście.
Mimo to, czasem miał takie wrażenie, że musi tam być. Sam karcił się za te myśli, ale zawsze wolał samodzielnie nadzorować takie misje.
- Oh, pewnie wszystko u nich gra - uspokoiła go mama, uśmiechając się w ten sam, uroczy sposób. - Jestem pewna, że nie nudzą się bardziej niż my na Berk - zachichotała i wstała, by odnieść naczynia do zlewu. Po chwili Czkawka uczynił to samo, a kiedy chciał iść na górę, ktoś zapukał mocno, a potem wparował do środka.
Przed wodzem stała ta sama gromadka dzieci, która niecałą godzinę wcześniej podniosła Czkawce ciśnienie.
- Wodzu, czy mógłby wódz nam pomóc ? -Wysapał chłopiec o jasnej czuprynie, biorąc łapczywie powietrze. Jeździec nocnej furii podniósł brwi w zaskoczeniu.
- Chodzi o nasze smoki. One totalnie oszalały ! - Dodała Gerda, opierając się o swą rudą koleżankę. Czkawka zerknął na śmiejącą się Valkę, a potem westchnął i rzekł do siebie:
- A mogłem lecieć z nimi...
Wiem, że opóźnienie duże, ale proszę o wybaczenie :p Jakoś leń mnie złapał i też trochę zabiegana byłam. Mam nadzieję, że teraz uda mi się dodawać co tydzień rozdziały :)
Miłego tygodnia kochani !