Nate wpatrywał się w Lauren chodzącą po izbie i wyjaśniającą swój plan. Chłopak zmarszczył czoło, kiedy lekarka posłała mu słodki uśmiech, mający na celu złagodzenie złości, która narastała w jeźdźcu, zaraz po tym jak jego ukochana skończyła objaśnienie pomysłu. Zastępca wodza wstał i zaśmiał się gorzko, kręcąc głową z niedowierzaniem, zaś Lauren siedziała na małym taborecie, który miał liczne zadrapania od straszliwca, trzymanego przez Nate'a od roku.
- Uważam, że to zły pomysł - rzekł, stając nagle przed dziewczyna. Lauren podniosła brew, czekając aż jej chłopak zacznie prawic kazanie na temat jej bezpieczeństwa. Lekarka wiedziała, jak bardzo Nate'owi zależy na zachowaniu jej przy zdrowi. Już wcześniej wykazywał taką cechę ku ważnym mu osobom, jak Astrid, Perła czy Czkawka. Szatynka miała dziwne przeczucie, że ciemnowłosy skrywa głęboką traumę, której wynikiem jest właśnie nadmierna troska. Mimo to, rozumiała jego potrzebę ochrony Berk i jej mieszkańców.
- Naprawdę zamierzasz włamać się do domu Vivian? - Zapytał, chcąc się upewnić, że właśnie to usłyszał. Lauren pokiwała twierdząco głową i zerknęła w górę, na swojego chłopaka, święcącymi oczyma. - Przecież nie ma opcji, aby tam wejść. Mówiłem, że ta banda oszustów siedzi cały czas w domu - protestował ostro wojownik, patrząc hardo na niską znachorkę, która wstała powoli, ruszając w stronę drzwi.
- Nate, należymy do Berk. Jesteśmy jej częścią od wieków i wydaje mi się, że nadeszła pora, aby choć w niewielkim stopniu odwdzięczyć się za to, co mamy - odparła zatrzymawszy rękę na klamce. Szatynka mierzyła się wzrokiem z Nate'm, próbując przekonać go samym spojrzeniem. Chłopak stał pośrodku kuchni ze spuszczonymi barkami, jakby dźwigał jakiś ciężar. Jego niebieskie oczy już dawno straciły blask, choć nie jeden raz Lauren dostrzegała w nich mała iskierkę, która pragnie ponownie rozpalić blask. Jego ciemny, kilkudniowy zarost sprawiał, że wojownik wyglądał na groźniejszego, co było totalną zmyłka, gdyż Nate miał naprawdę wrażliwe serce.
- Masz rację - odparł na słowa dziewczyny, wpatrując się w nią. Wojownik zamrugał kilka razy, westchnął ciężko, przechadzając się po kuchni. - Ale ja nie chcę tak ryzykować - dodał smutno. Szatynka skrzywiła się, słysząc drżenie w głosie jeźdźca. Jego oczy natychmiast zaszły mgłą, jakby chłopak miał wizję albo o czym sobie przypominał. - Zbyt wiele osób odeszło, bym teraz znów miał kogoś stracić....- Szepnął, nie chcąc spojrzeć w stronę lekarki, której serce pękało w tamtym momencie.
- Przecież ty też tam będziesz - powiedziała, chcąc rozochocić niebieskookiego. Lauren położyła mu drobną dłoń na ramieniu i ścisnęła nico, aby wojownik poczuł jej bliskość.
- Nie dasz się od tego odciągnąć, co? - Zaśmiał się, tym samym rozładowując nerwowa atmosferę.
- Nikłe szanse- rzuciła z uśmiechem.
Plan polegał na tym, aby Lauren wkradła się do domku cyrkowców i zwinęła kilka szlachetnych kamieni, by następnie zanieść je Czkawce. Wódz nadal nie chciał słyszeć błagań o przejrzenie gości. Jeździec za bardzo im zaufał, co było niestety wadą przywódcy Berk. Mimo nieporozumień, Lauren i Nate nie zamierzali się poddać. Kiedy akcja się uspokoi, wytkną Czkawce jego ignorancję, nawet jeśli był wodzem i należał mu się szacunek. Szatynka najpierw obserwowała przez kilka godzin poczynania tancerzy i muzyków, aby dobrze wpasować się w czas. Pomimo traumy z poprzedniej nocy, lekarka poczuła siłę, by walczyć o skarb bogów. Dziewczyna czuła się w pewien sposób zdradzona, oszukana i jakby pozbawiono części jej jestestwa. Bądź co bądź, ale była mieszkanka Berk i bardzo kochała swą rodzinną wyspę. Może wzięło się to również z tego, że Lauren nigdy nie potrafiła pozostawać kogoś w potrzebie albo z tego, że dziewczyna nienawidziła kłamców. Kradnąc najświętsze miejsce Odyna poczuła jakby ktoś odbierał jej prywatne rzeczy, a z ta myślą czuła jeszcze większą złość i frustracje. Nikt nie będzie okradał mojego domu! - Mówiła do siebie z absolutną pewnością. Już dawno nie czuła takiej siły w sobie. Czasami nawet uratowanie czyjegoś życia nie dawało jej satysfakcji z siebie, mimo że widziała, że wykonała doskonałą robotę.
Teraz ma także szanse by się wykazać i pokazać światu, że w tym drobnym ciele znajduje się ogromna siłą do walki. Nawet jeśli dojdzie do rękoczynów, szatynka nie ma zamiaru odpuścić. Gdyby to zrobiła, miała by wyrzuty sumienia, że nie nawet nie próbowała odzyskać własności Berk.
Lekarka szła właśnie przez centrum, kierując się wprost do chaty Vivian, niby z zamiarem przyniesienia jej świeżych malin. Nate na razie obserwował Gerjawika i statek, na który na razie nic nie wnoszono.
Lauren zapukała cicho do drewnianych drzwi, czekając na odpowiedź tancerki.
- Tak? Mogę w czymś pomóc? - Spytała słodko kręconowłosa, posyłając jak najsłodszy uśmiech, od którego lekarce zrobiło się niedobrze. Co za dwulicowa żmija! Pomyślała dwudziestodwuletnia.
- Hej. Przyniosłam trochę świeżych owoców. Chciałam przygotować herbatę na słodko, wiesz, tak w ramach podziękowania. Każdy wiking jest wami zachwycony - wytłumaczyła dziewczyna, mówiąc powoli i na luzie, aby kobieta nie mogła się zorientować.
Vivian była zaskoczona tym gestem. Uniosła ciemną brew i zerknąwszy do tyłu, powiedziała:
- Nie wiem, czy to najlepsza pora - odparła pochmurnie, choć posłała lekarce uśmiech. Lauren poczuła gule, która narastała w gardle, ale zdołała jakoś opanować nerwy.
- Oj, Vivian, nie daj się prosić ! - Stęknęła szatynka, kręcąc głową. - To ostatni dzień waszego pobytu. Chciałbym, żebyście zapamiętali gościnną Berk. - Szatynka posłała tancerce oczko i uśmiechnęła się szeroko.
- No, dobrze. Ale tylko na chwilę, potem musimy się spakować...- Rzuciła kręconowłosa za Lauren, która przepchała się przez próg i szybkim krokiem dotarła do kuchni.
- Nie ma problemu - powiedziała spokojnie i położyła koszyk owoców na stół, od razu je czyszcząc. Lauren ukradkiem obserwowała Vivian i pomieszczenie, szukając jakich znaków skradzionego bogactwa. Dziewczyna starała się wyglądać na wyluzowana, ale nie mogła uspokoić szybko bijącego serca i drżących dłoni. Vivian usiadła ciężko na sosnowym krześle i zaczęła obserwować poczynania gościa.
- Gdzie płyniecie potem? - Zapytała ni z gruszki i z pietruszki lekarka, przekładając świeże owoce do kubków. Szatynka chciała z jednej strony zatuszować strach, a z drugiej chciała wyciągnąć jakieś informacje od przywódczyni cyrkowców.
- Wielka Brytania - powiedziała bez żadnej ekscytacji czy szczęścia w głosie. Jej ton był raczej oschły i oficjalny.
- Musicie ciężko pracować. Słyszałam, że cyrkowcy nie zarabiają wielkich pieniędzy - rzekła sztucznym, smutnym głosem. Tym faktem Lauren nieco naruszyła ego Vivian, ponieważ kobieta naburmuszyła się.
- Łatwo nie jest, ale każdy z nas kocha to, co robi - odparła.
- Dorabiacie sobie też inaczej ? - Zagaiła beznamiętnie lekarka, wlewając wodę do garnuszka, który następnie postawiła nad ogień.
Tancerka zilustrowała szatynkę od stóp do głowy i zapytała podejrzliwie:
- W jakim sensie? - Serce Lauren zabiło szybciej, słysząc jadowity ton starszej kobiety. Dziewczyna przelała wodę do kubków i podała jeden Cygance.
- Myślałam, że jesteście też...Eee...tkaczkami - wypaliła pośpiesznie młoda znachorka, posyłając nerwowy uśmiech kręconowłosej. Ciemne oczy Vivian błysnęły w przypływie zaskoczenia. Chyba to łyknęła, przeszło przez myśl Lauren.
- Dlaczego tak pomyślałaś ? - Zapytała, wlewając nieco miodu do herbaty.
- No bo...macie takie stroje... niecodzienne - wytłumaczyła szatynka, ogrzewając ręce przez ciepły kubek.
Tancerka spojrzała na swój ubiór: długa suknia do ziemi w kolorze dzikiej róży, na to narzucone delikatne ponczo, czerwona chusta okalająca kawałek czoła i długie włosy artystki.
- Nie jesteśmy żadnymi tkaczkami - rzekła poważnie kobieta, jakby była urażona zdaniem gościa. - Zajmujemy się tylko muzyką i tańcem.
- Oh, rozumiem - uśmiechnęła się Lauren. Dziewczyna zaczęła myśleć, gdzie znajdują się skradzione bogactwa Odyna. Cyrkowcy nie byli głupcami i na pewno nie wystawiliby diamentów, agatów i innych kruszców publicznie. Gdzieś musieli to schować, mówiła do siebie w myślach młodsza szatynka.
- Mam taką nietypową prośbę - zaczęła po chwili lekarka, rozglądając się po kuchni, udając zainteresowanie. - Mogłabyś oprowadzić mnie po domu? Czkawka chwalił się, że dodał jakieś systemy, grzewczy i prysznicowy. Mogłabym je zobaczyć?
Vivian wyglądała jakby patrzyła na Lauren jak na wariatkę. Jej czarne oczy świdrowały, kiedy kobieta przyglądała się młodszej.
- Czyli nie wszystkie domy na Berk są tak urozmaicone? - Zapytała z przekąsem. Lekarka miała ochotę uderzyć Viavin w jej okrągłą twarzyczkę, ale niestety musiała się powstrzymać.
- Większość z nich została wybudowana podczas kadencji poprzednio wodza - wytłumaczyła Lauren, prosząc w myślach bogów, aby jej się udało. Jednak kobieta siedząca naprzeciw niej nie wydawała się, jakby z ochotą miała oprowadzać gościa po wynajmowanym domku.
- Czasem mi się wydaje, ze ludzie z Północnego Archipelagu są z innego świata- skwitowała Cyganka, wstając z sosnowego krzesła.- Zapraszam.
Lauren nie mogła uwierzyć, ze Vivian w końcu zechciała oprowadzić ja po domu. Dziewczyna miała ciacha nadzieje, ze zaprowadzi ja w miejsce, gdzie blisko cyrkowcy schowali skradzione diamenty.
Tancerka prowadziła lekarkę po schodach do góry, gdzie skrywało się piec małych pomieszczeń, które służyły jako sypialnie. Szatynka z ciekawością przyglądała się każdemu z nich, chcąc dostrzec jakiegokolwiek błysku kruszców, ale niestety po skarbie Odyna ani śladu.
- Muszę przyznać, że wasz wódz jest bardzo kreatywny - zaczęła Vivian ku zdziwieniu młodszej znajomej. Cyrkowczyni w oczach Lauren znaczyła tyle ile pasożyt. W środku aż wrzało od emocji, które nieudolnie chciały wydostać się z młodej znachorki, która jakimś cudem zdołała utrzymać je na wodzy. Dziewczyna spojrzała ze złością na kobietę, która tymczasem weszła do jakiegoś malutkiego, znacznie mniejszego od pozostałych, pomieszczenia.
- Te pompy ogrzewają cały dom. Nie pytaj mnie jak to działa, bo nie wiem. Najlepiej będzie jeśli spytasz Czkawki. - Lauren skinęła głową, pokazując, ze rozumie. Przez kilka chwil lekarka udawała zachwyconą niezwykłymi pomysłami jej bliskiego przyjaciela, a potem odwróciła się do Vivian z uśmiechem.
- Dziękuję za gościnę, ale będę już lecieć, nie chcę wam przeszkadzać - rzekła o tyle przyjaźnie, na ile mogła się wysilić, choć miała coraz większą ochotę poprawić plastycznie ciemny nos kręconowłosej. Co z tego, że pięścią.
- Dziękuję za herbatę - mruknęła tylko i pożegnała się zwykłym " do widzenia".
Kiedy tylko Lauren wyszła z chaty, udała się do portu, gdzie pracował Nate. Chłopak wcześniej upierał się, ze pójdzie sprawdzić Vivian wraz z nią, ale lekarka się nie zgodziła. Uznała, ze obecność świetnie wyszkolonego wojownika możne wzbudzić podejrzenia. Dziewczyna nawet nie przystała na to, aby jeździec czekał blisko domu. Kiedy ciemnowłosy dał się ułaskawić długimi prośbami, Nate podarował jej sztylet, który Lauren dyskretnie ukryła pod ciemnym gorsetem, którego zazwyczaj nie nosiła.
Gdy drobna postać szatynki pojawiła się na początku pomostu, Nate odetchnął z ulga, szybko do niej podbiegając i biorąc w silne ramiona.
- Tylko mnie nie uduś - zawołała dziewczyna, chcąc żartem uspokoić swojego chłopaka.
- Jesteś cala, tak? -Upewniał się wojownik, oglądając dokładnie jej twarz i oczy. Lekarka przewróciła oczyma i uśmiechnęła się delikatnie do Nate'a. Jak dobrze, że ktoś się tak o mnie troszczy pomyślała.
- Wszystko gra - odparła, chwytając rękę jeźdźca ponocnika. - Oprócz tego, że nie znalazłam żadnego śladu Skarbu Odyna - dodała ponuro, odwracając głowę ku kilku łodziom, które były wodowane.
Nastała chwila ciszy, podczas której odzywali się tylko wikingowie pracujący w porcie. Lekarka z utęsknieniem wpatrywała się w niewielki statek należący do Cyrkowców.
- Czemu ich statek jest wodowany? Nie powinien stać zacumowany w brzegu? - Spytała zaskoczona. Nate powędrował za jej wzorkiem i westchnął.
- Mieli usterkę - powiedział cicho.- Prawdopodobnie jakiś smok zrobił dziurę pod rufą.
Dziewczyna wpatrywała się intensywnie w statek ożaglowany w białą banderę z wizerunkiem dziwnej mitycznej kobiety ze skrzydłami.
- Nate, czy coś łączy się z dolną rufą ? -Spytała, będąc w uścisku ukochanego. Chłopak zmarszczył czoło i spojrzał na swą dziewczynę, niezbyt rozumiejąc powodu zadania tego pytania.
- Zazwyczaj pomieszczenia sterownicze albo zejście pod pokład - odparł.- A czemu pytasz?
Lauren nie odpowiedziała, Wpatrywała się tylko ze strachem w jasne oczy jeźdźca, jakby chciała jednym spojrzeniem powiedzieć mu, o co jej chodzi. Nate otworzył szeroko oczy i z paniką skierował wzrok na przygotowaną do odpływu łódź.
- O cholera....
Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni. Tak naprawdę nie mam zbytnio pomysły na dalsze wątki, ale zobaczymy co wena przyniesie ;)
Ps. Dzis bez gifów, rysunków, artów itp, bo nie mogłam niczego odpowiedniego znalezc :D
Na początek ,,Lauren miała ciacha" Tak mi się to rzuciło w oczy ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie wszystko to opisałaś, chociaż spodziewałam się jakiejś wojny albo coś, ale przez to czekam niecierpliwie na next.
Czkawka mnie wkurza i to coraz bardziej. Dlaczego on nie wierzy Lauren tylko tej Vivian, dziwne to wszystko.
Trochę brakuje mi tutaj hiccstrid :( Ale i tak świetnie się czyta takie cuda.
Weny i jeszcze raz weny! Niech cię nie opuszcza <333
Dziękuję ^^ wiem, że to dziwne, ale zobaczycie, jaki wpadł mi pomysł 😁
UsuńPo tym wszystkim, będzie hiccstrid i ich wymarzony ślub ;)
Dzięki za kom ;* ♡
Witam witam ;D.
OdpowiedzUsuńNie zaglądałam tu troszkę więc nadrabiam zaległości. Oba nexty jak zwykle napisane pierwszorzędnie xd.Bardzo podobał mi się opis jak Nate troszczy się o Lauren. To słooooodkiieee <3. Hahahah i to:
o cholera... na końcu. ^^ bezcenne...
Coś czuję ,że zapowiada się walka z czasem ;) i niestety Wandale są na straconej pozycji żeby odzyskać skarby ale wierzę, że Naturen, czy tam Laurate coś wykombinuje i Czkawce jeszcze będzie głupiooo. Co do ostatnich rysunków muszę ci powiedzieć, że są na prawdę dobre. Nie zmuszam, ale byłoby supeeer gdybyś dodawała ich więcej ;).
No i co ja tu jeszcze mogę dodać. Świetnie piszesz, baardzo mi się podoba to opko i z radością czytam każdy kolejny next. WENYYY :*
Do nna ;)
Takie komentarze mogłabym czytać i czytać ^^ dziękuję bardzo :)
UsuńCo do rysunków: są to zwykle szkice, na dodatek proporcje płaczą (np oczy Astrid), ale jednak od czegoś jest nauka :P
Co do tego nna... wiesz, że sama nie wiem,jak to się potoczy ? Miałam mały plan, ale nie wiem, czy to się uda :'D
Tak czy siak, jeszcze raz dzięki ♡
Będę taka jak ty. Gdzie, do cholery, podziewa się to Hiccstrid?! Hurhehhe udawanie ciebie jest fajne xdd
OdpowiedzUsuńNa temat Czkawki już się nie wypowiem bo to palant straszny. Już mnie tak wkurzył, że ma szczęście, iż ma głównej tapecie spogląda na mnie tymi zmielonymi oczkami i śmieje się do mnie lekko (*0*). Bo inaczej już bym go zabiła.
Lauren jest bardzo odważna i po tej całej sprawie, wódz (nie powiem inaczej) powinien dać jej medal albo jakiś order za zasługi. No bo ona się stara, żeby jakoś wyciągnąć przekręty cyrkowców na światło dzienne. Dlatego bardzo ją za to uwielbiam!
Och, słodkie Nauren <3
Pozdr, Miśka - dawno tak na ciebie nie mówiłam 😊
~ Hero <3
Dzięki wielkie, miśka :P Co wyście na hiccstrid się uparli ? XD Hiccstrid będzie niedługo, tak za dwa rozdziały zią :P A Czkawka....No cóż, jeśli lubi być palantem, no to niech będzie xD
OdpowiedzUsuńNo, Lauren potrafi być odważna,choć zazwyczaj nie jest. Bardziej kieruje się instynktem,ale jednak :)
Do nna :* :>