poniedziałek, 4 lipca 2016

Bezwstydna kradzież


             Lauren biegła wśród ludzi, gorączkowo szukając wodza. Jej bystre, orzechowe oczy kręciły się po twarzach mieszkańców, którzy dziwnie na nią patrzyli. Mimo to, dziewczyna brnęła dalej, szukając chociażby cienia skrzydeł nocnej furii. Kiedy lekarka dotarła do domu Czkawki, zastała puste pomieszczenia, więc wróciła do centrum. Lauren miała nadzieję, że jej przyjaciel nie lata teraz na Szczerbatku, ponieważ w tej sytuacji każda chwila się liczy.
- Lauren? Coś ty taka czerwona? - Usłyszała głos Mieczyka dobiegający zza jej pleców. Dziewczyna odwróciła się do bliźniaka, dysząc ciężko. Jej blada dotychczas twarz była czerwona jak burak, oddech był znacznie szybszy, a serce łomotało w piersi, jakby chciało się wydostać na zewnątrz.
- Widziałeś Czkawkę? - Zapytała z nadzieją, podchodząc do chłopaka. Mieczyk wzruszył ramionami, kręcąc głową wokół.
- A czy ja wiem - zaczął melancholijnie. - Wiesz, to całkiem zakręcony facet. W dodatku jest wodzem...
- Mieczyk! - Zdenerwowała się lekarka, patrząc na niego niemal z furia. Chciała nawet rozerwać go na strzępy.
- Dlaczego kobiety zawsze tak wrzeszczą?  - Mówił dalej, starając się zrozumieć poczynania lekarki, która traciła cierpliwość. Lauren zawsze była spokojną osobą o dobrodusznym uśmiechu, pomocnej dłoni i wielkim sercu, ale każdy ma swoje granice...
- Słuchaj, muszę natychmiast znaleźć Czkawkę, to bardzo ważne - rzekła ostro, kładąc ręce na chude ramiona jeźdźca.
Blondyn westchnął, poprawiając wolno swoje długie włosy i skierował wzrok ku wzgórzu.
- Widziałem go przy dokach - rzekł bez namiętności. Szatynka natychmiast puściła Mieczyka i znów popędziła w ślad za wodzem.

- Czkawka ! - Krzyknęła Lauren, będąc na polu Grubego, gdy zauważyła swego przyjaciela startującego wraz ze Szczerbatkiem. - Czekaj ! - Chłopak na szczęście miał dobry słuch i zdołał usłyszeć nawoływanie przyjaciółki. Czym prędzej zawrócił smoka i podbiegł do lekarki, chwytając ją, aby się nie przewróciła.
- Co się stało? - Zaniepokoił się jeździec, świdrując wzrokiem szatynkę. Dziewczyna pobladła natychmiast i oparła się o szatyna, walcząc o oddech. Czkawka, widząc  czerwoną Lauren, okrążył ją ramieniem i pomógł usiąść jej przy domu. Lekarka przełknęła głośno ślinę i spojrzała na przyjaciele ze strachem.
- Ci cyrkowcy...oni...coś knują - wysapała, ale już z mniejszym zmęczeniem. Wódz zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc  słów przyjaciółki.
- W jakim sensie? - Zapytał, uważnie ilustrując dziewczynę. Lauren oddychała już spokojne, choć jej czerwoną twarz i przerażony wzrok mówiły co innego.
Szatynka opowiedziała to, co słyszała kilkanaście minut temu, bojąc się reakcji Czkawki. Będzie zły? Zmartwi się ?
- Lauren, Vivian i jej ludzie mieli by zrobić krzywdę Berk? - Zapytał, niedowierzając. Dziewczyna wstała powoli, patrząc na jeźdźca z błaganiem, jakby chciała prosić, żeby jej uwierzył.
- Non stop kręcą się przy Krańcach. W dodatku te dziwne rozmowy Vivian i tej młodej prowadzone po kątach. Nie wydaje ci się to dziwne ? - Naskoczyła z pretensjami. Lauren wyczula, że chłopak waha się, myślała jednak, że od razu sprawdzi jej przypuszczenia.
- Mają swoje prywatne sprawy - odparł beznamiętnie. Szatynka westchnęła i spojrzała ze złością na Czkawkę.
- Jesteś wodzem, na Thora! Jeśli zależy ci na dobru wyspy, powinieneś sprawdzić najmniejsze przypuszczenia - krzyczała niemal młoda znachorka. Szatyn patrzył na nią, zaskoczony nagłym wybuchem złości bliskiej znajomej. Lauren była cicha i spokojna, nigdy nie robiła żadnych problemów, a tu nagle wydziera się na całą wioskę.
- Dobrze, już spokojnie - powiedział mężczyzna, wyciągając ręce, jakby tym gestem chciał uspokoić naburmuszona lekarkę.
- Będę miał na nich oko, dobrze? - Obiecał z delikatnym uśmiechem, jakby to pomagało mu być przekonującym.
- Niech będzie, ale sprawdź ich, proszę - błagała Lauren, czując jak strach o Berk wzrasta. Dziewczyna, mimo że była zwykłą medyczka, poczuła nagle dziwną siłę, determinację, która kazała jej się nie poddawać. Może tylko od szatynki zależy, czy tajemnicze plany Vivain zostaną pokrzyżowane.
- Sprawdzę to, obiecuję - rzekł  miękkim tonem, na co dziewczyna nieco zeszła z tonu, choć jej myśli wcale się nie uspokoiły. - A teraz przepraszam cię, ale muszę iść do portu. - Wódz pożegnał się z przyjaciółką i zbudziwszy Szczerbatka, który leżał w cieniu olchy, poszedł spisać wyniki pracy rybaków, które spisywał co miesiąc.
Lauren westchnęła cicho za nim i wróciła do Sophie i Astrid, którym będzie musiała wcisnąć jakąś bajkę o zapomnianym pacjencie bądź o nie zgaszonym palenisku.

               Czkawka maszerował od jednego rybaka do drugiego, trzymając w dłoni notes i węgielek, które były podarkiem na urodziny wodza od Nate'a. Wódz zakończył podliczanie i z zaskoczeniem uznał, że ten miesiąc był zadziwiająco udany. Przynajmniej będzie więcej dla smoków - pomyślał optymistycznie i spojrzał na Szczerbatka, którego głaskała mała dziewczynka o rudych włosach i piwnych oczach. Blisko niej stała jej matka - Helda patrząca na gada spode łba. Czkawka wiedział, że na Berk są jeszcze ludzie, którzy nadal toczyli by wojnę ze smokami, a ich skóry nosiliby z dumą. Mimo dołującej myśli, jeździec podszedł do matki i córki, witając się grzecznie. Podczas gdy Czkawka wciągnął się w rozmowę o tresowaniu smoków z małą Karą, Lauren wracała do domu, idąc brzegiem morza. Patrzyła na przyjaciela zdezorientowana. Przecież miał sprawdzić cyrkowców! - pomyślała ze złością, zaciskając niesiony worek na plecach. Lekarka stanęła na początku drewnianych desek, które zaskrzypiały pod jej ciężarem. Obok niej przechodzili rybacy, kończąc zmianę. Wikingowie witali się ochoczo z młodą znachorka, która odpowiadała tym samym.
- Ja chyba śnie - rzekła do siebie z przekąsem, wiedząc już, że Czkawce nie spieszy się do pogawędki z cyrkowcami. Skoro tak, sama wezmę sprawę w swoje ręce - przysięgła i odwracając się, ruszyła szybkim krokiem do domu, by pomyśleć, jak zwerbować Vivian i jej słodkie kłamstewka.
              Podczas, gdy Lauren starała się wymyślić coś, dzięki czemu mogła by łatwo obserwować tancerzy i muzyków, Vivian i jej banda ruszyli znów na Krańce, niosąc w plecakach worki. Małe przejście do m jaskini oświecili kilkoma pochodniami, które jarzyły się ostrym płomieniem. Do środka weszła najpierw Tore, potem Gerjawik a na końcu dwóch innych mężczyzn, którzy byli wątlej budowy. Reszta cyrkowców pozostała na czatach: czterdziestoletni Wiking i niewiele od niego młodszy tancerz stali przy wejściu do lasu, czujnie obserwując każdy ruch w buszu. Przy samej grocie zostały kobiety i dwóch nastolatków, z małym strachem patrząc, czy nie są obserwowani z powietrza. Każdy czuł adrenalinę, która buzowała w żyłach oszustów.
- Nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo - zaśmiała się Vivian, patrząc z szerokim uśmiechem na towarzyszy, którzy zawtórowali jej.

- O bogowie...- Wyszeptała Tore, przykładając pochodnie do lewej ściany pokrytej czymś wypukłym. Jak się okazało, w ścianach tkwiły różnego  rodzaju kamienie szlachetne pokryte ciemnym pyłem. Dziewczyna i jej towarzysze z błyszczącymi oczami wypatrywali się w niewiarygodne bogactwo. Już niedługo poczują jego brzemię na własnej skórze. Każdy z cyrkowców już myślał, na przeznaczyć niemal bezcenne kruszce. Tyle diamentów,  agatów były rzadko spotykane na północnym rynku. Nieczęsto handlarze mieli szansę zobaczyć piękne kamienie, a jeśli tak, najczęściej kradli je i znikali bez śladu.
- Dobra, pakujemy - zarządziła Tore, wychodząc z transu i podziwiania zasobu ciemnej groty.
Jak się okazało, wydobycie kruszców zajęło im cztery godziny, podczas których tancerze i muzycy ciężko pracowali. Kiedy uznali, że na dzisiejszy wieczór skończyli, zapakowali kamienie do brązowych, grubo szytych worów i wrócili do centrum wioski.
Księżyc wisiał już na niebie w postaci rogalika, otoczony przez miliony srebrzystych gwiazd. Wokół roztaczała się tylko cisza, przerywana od czasu do czasu pomrukiwaniem smoków, muzyką małych owadów i wybuchami płaczu  malutkich dzieci.
Vivian cieszyła się z tego obrotu spraw. Noc zawsze sprzyjała w tego typu sprawach - kryła ich w ciemności, nie dając zwerbować dociekliwym ludziom.
Nikt jednak nie spostrzegł, że są obserwowani. Duże oczy Lauren śledziły ich już od kilku minut, chcąc zarejestrować każdy najmniejszy szczegół. Dziewczyna miała na sobie ciemne ubrania, a długie włosy związała w zwykłego kucyka. Kiedy oszuści wyszyli z lasu, lekarka wyszła zza stajni i wolnym krokiem ruszyła za nimi, cicho stąpając po ciemnej glebie. Mały korowód prowadzony był przez Vivian, której kręcone włosy odznaczały się w błysku pochodni. Zaś na końcu znalazła się Tore, trzymając w jednej dłoni pochłonie a w drugiej długi, ostro zakończy miecz. Lauren nie miała zielonego pojęcia, co goście z Europy trzymają w workach. Dziewczyna nawet nie próbowała zgadywać, ponieważ nie chciała ponieść się niesłusznym oskarżeniom. Żeby przekonać Czkawkę, że Vivian i jej świta coś knują, szatynka musiała mieć niezbite dowody. Na razie pozostało jej tylko czekać i czujnie obserwować.
Nagle chłopak, który szedł przed Tore, potknął się i upadł jak długi w piach. Niesiona przez niego torba rozdarła się nieznacznie i przez dziurę wyleciało coś błękitnego. Lauren otworzyła usta w zaskoczeniu i doskoczyła do domku Phlegmy, minimalnie się wychylając, aby zdążyć ujrzeć błyszczące coś. Lekarka usłyszała niegłośne skarcenie wypowiedziane jadowitym głosem Tore. Czarnowłosa podniosła worek, tak aby nic się z niego nie wysypało i chwyciwszy kamień z rąk nastolatka, cisnęła go z powrotem do worka.
Niestety lekarka nie zdołała ujrzeć, co to mogło być. Jej wzrok nieco szwankował, ale dziewczyna postanowiła nie poddawać się. Kiedy cyrkowcy pospiesznie weszli do domku, Lauren podbiegła pod chatę i skryła się za sosna rosnącą nieopodal budynku. W środku słychać było tylko tupanie i wymianę zdań pomiędzy towarzyszami, których Lauren, jak na złość, nie zdołała usłyszeć. Musiała by podejść bliżej, ale bała się, że ktoś mógł wychylić się z okna i ją ujrzeć.
Kiedy ciemnooka chciała zawracać, z domku wyszły szybko Vivian i Tore.
- Według mnie powinnyśmy się już wynosić - zaczęła młodsza z nich, sycząc groźnie. Lauren objęła delikatnie sosnę i wyjrzała zza niej, widząc jak suknia Vivian unosi się w porywach delikatnego wiatru.
- Ale tam jeszcze mnóstwo zostało ! - Kłóciła się przywódczyni, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Tore westchnęła ciężko i zerknąwszy na las, gdzie skryła się Lauren, powróciła wzrokiem na trzydziestolatkę. Przez moment lekarce wydawało się, że nastolatka na nią patrzy, ale dzięki bogom nie zdołała wychwycić jej sylwetki.
- Już i tak zdołaliśmy dużo uzbierać - odparła. - Trzy worki dla nas dwóch to i tak przesada. Zrozum, Vivian, nawet z połową jednego wora jesteśmy ustawione do końca życia. Poza tym, po co mamy ryzykować?
Szepty bardzo zaniepokoiły Lauren. Co to, do pioruna Thora, miało znaczyć ? Połowę czego? Pytała siebie szatynka, marszcząc nos i czoło.  Vivian już miała odpowiedzieć  towarzyszce, ale coś przykuło jej uwagę. Był to odgłos trzaśnięcia gałązki w lesie, który skryty był w ciemności. Lauren zasłoniła ręką usta, próbując nie oddychać głośno, ale adrenalina właśnie skończyła do maksimum. Teraz obie tancerki patrzyły w stronę buszu.
- Ktoś tu jest - powiedziała podejrzliwie kobieta.  Wyciągnęła spod pasa mały sztylet i ruszyła w stronę lasu, gdzie kryła się przerażona Lauren...



Długo coś mnie nie było, za co bardzo Was przepraszam. Złapał mnie wakacyjny leń c: Mam nadzieję, że u moich czytelników wszystko gra :) Dobrego wypoczynku, kochani ;D

6 komentarzy:

  1. No tak zabij nam Lauren bo po co nam ona ;_____________;
    Kobito nie narażaj się tak! Było Czkawke za fraki łapać i ciągnąć do tych "cyrkowców". Żal okradają Berk.... milutko ;-;
    Czkawek jaki dobry wódz.... ryby mu w głowie a nie ważne sprawy typu ta dziwna Vivian i Tora :/ dejta spokój co się porobiło ;-;
    Ogólnie fajny rozdział xd taki hmmm kryminalny bym powiedziała xd
    Pozdrawiam ❤
    Ps.: Kocham Cię !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Chi, myślisz,że mogłabym zabić Lauren? :')
      A co do Czkawki, to chciałam coś odmiennego napisać, więc się nie dziw, ze mu ryby w głowie xD

      Dzięki za kom ;)

      Usuń
  2. Zarąbisty rozdział. Przybywam z nową klawiaturą xD i muszę powiedzieć, że na prawdę wooooowww. Wątek Vivian i cyrkowców od początku jest super ale teraz akcja się rozwija i rozwija. Jak dla mnie bomba ;) Ahhh ten Hiccy...Tak tak Lauren porozmawiam...Swoją drogą to Lauren się wykazałaa, nie powiem. Z niecierpliwością czekam na nna, aczkolwiek nie pospieszam. Wierzę, że będzie meeeeegaaa, a moje przypuszczenia znając ciebie się spełnią ;)
    Do nna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że masz nową klawiaturę. Oznacza to, że będę czytać jeszcze częściej rozdziały u cb xD
      Taki żart :')
      Chciałam, żeby się akcja rozwiajala, bo wydaje mi się, że mój blog wieje trochę nudą :')

      Ale dzięki za kom ^^

      Usuń
  3. Tak. Byłabym wcześniej, ale no wiesz jak jest.
    Moja kochana Lauren na posterunku! Oczywiście! A Czkawkę mam ochotę zabić. Tak. Swojego męża. Mam wielką ochotę zabić. Mi tu kurde śmierdzi tym, że cyrkowcy pojmą Lauren, a Czkawka dupa nie ruszy! No what the fuck!

    Zrzucę go z klifu! -.-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już spokojne Hero :P
      Mąż potrzeby jednak jest :')

      Haha, dzięki za miłe słowa ;)

      Usuń