środa, 1 czerwca 2016

Konspiracje

         Błądząc wśród bujnych drzew i krzewów lasu Odyna, Czkawka i Astrid świetnie się bawili. Co chwilę para wybuchała głośnym śmiechem, przypominając sobie stare czasy, kiedy oboje mieli osiemnaście lat. Blondynka schyliła się, dusząc ze śmiechu, a gdyby nie szatyn zapewne by upadła i nadal wiła z napadu śmiechu.
- Na Thora! - Syknął z rozbawieniem wódz, trzymając sztywno ukochaną, kiedy ta się chwiała.
- Pamiętasz, jak Heathera wrzuciła cię do rzeki pełnej węgorzy elektrycznych? - Mówiła dalej blondynka, ignorując grymas na twarzy narzeczonego. - Przez kilka godzin nie mogłeś się wysłowić! - Chłopak pokręcił głową, ale cieszył się w duchu, że dziewczyna jest w wyśmienitym humorze. Tak dawno nie widział jej takiej szczęśliwej... 
Kiedy wojowniczka znów chciała coś powiedzieć, wódz szybko zamknął jej usta długim, namiętnym pocałunkiem. Astrid nadal się śmiała, ale włożyła ręce w gęstą czuprynę narzeczonego i poddała się wzniosłym chwilom. Kiedy para powoli oderwała się od siebie, spojrzeli sobie w oczy, a wyraz twarzy przyszłej żony wodza nagle się zmienił.
- Co jest, As? - Spytał, gładząc jej policzek z czułością. Dziewczyna westchnęła i spojrzała w bok, jakby zwykły głaz porośnięty mchem był nadzwyczaj ciekawy.
- Ślub...- Wyszeptała, a w jej głosie Czkawka wyczuł drżenie i jakby poczucie winy. Zmarszczył czoło, widząc, jak jego narzeczona naprawdę się tym zadręcza.
- Później będziemy o tym rozmawiać - odparł, ciągnąc ją do siebie, aż blondynka oparła głowę o jego tors. - Mamy czas...
- Myślałam, że masz wątpliwości - wyznała, na co jej serce ścisnęło się mocniej. Co by zrobiła, gdyby to okazało się prawdą ? Była z Czkawką prawie cztery lata, a jej uczucie tylko się pogłębiało. Dziewczyna nie wyobrażała sobie życia bez tego szalonego chłopca z ogromnym entuzjazmem i głową pełną pomysłów. Był dla prawdziwą podporą, kimś, kogo traktuje nie tylko jako przyszłego męża, ale jak i serdecznego przyjaciela. Chyba dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie często to doceniała...
- Nigdy ich nie miałem - powiedział stanowczo, brzmiąc  niemal jak groźny wódz.  Odkleił od siebie wojowniczkę i spojrzał w jej cudowne oczy, czyste niczym bezchmurne niebo. - Kocham cię i wątpię, aby to kiedyś się zmieniło.
Astrid uśmiechnęła się smutno, choć w jej sercu znów zapłonęła iskierka ogromnej radości, kiedy usłyszała te magiczne słowa z ust jeźdźca. Czy mogła wyobrazić sobie większe szczęście?
- Choć tu.- Chłopak powoli wziął swą ukochaną w ramiona i zaczął powoli kołysać. Astrid poczuła się trochę jak dziecko, które przebiegło do rodziców w środku nocy z powodu koszmaru sennego, ale mimo to, jej wojownicza natura poszła w zapomnienie i blondynka zaznała uczucia spokoju, jakby mogła je znaleźć tylko w ramionach ukochanego.
- Wracamy? - Zapytała, zadzierając głowę do góry, ponieważ Czkawka był od niej wyższy. Wódz skinął głową i obejmując ją w talii, ucałował w skroń, a potem zawołał Szczerbatka, który ciągnął swój długi ogon.

                     Wróciwszy do wioski, Astrid poczuła nagłe zmęczenie, więc pożegnała się z Czkawką, który i tak musiał ją opuścić z powodu pracy i wróciła do domu. Zaś wódz ponownie wrócił na plac budowy, gdzie szkielet ciemnego budynku powoli zasłaniały grube bele i deski.
- Szybko to idzie - zachwycił się jeździec nocnej furii. Będący na budowie Ethan zgodził się z przyszłym szwagrem i wstał z pokrytej pyłem ziemi.
- W takim tempie wyrobimy się w jakieś dwa tygodnie - dopowiedział blondyn, znajdując się po lewej stronie szatyna. Czkawka ucieszył się w myśli, przypominając sobie o tym, że chciał porozmawiać z narzeczoną o ślubie. W końcu nadszedł najwyższy czas, aby zostali małżeństwem.
- Długo się znacie? - Zapytał mi stąd ni zowąd Hofferson.
- Od zawsze - odparł bez ogródek jeździec. - Tyle że zanim wytresowałem Szczerbatka, nasza relacja wygląda tak, żebym nie wchodził w jej drogę - oboje zaśmiali się na krótkie wspomnienie wodza, kiedy Astrid co chwilę groziła każdemu, kto stanął jej na drodze.
- Teraz wygląda na miłą - rzucił Hofferson, podejmując temat rozmów. Do ich dwójki dołączył  Szczerbatek, który od razu zaczął się przymilać do swego przyjaciela.
- Przez odejście Eiry przestała być sobą - mruknął już mniej entuzjastycznie szatyn, patrząc na swego smoka smutnym wzrokiem, pozbawionym iskier. - Gdybyś spędził z nią więcej czasu, na pewno byś zdołał ją poznać lepiej. - W głosie Czkawki nie kryla się złość, gorycz czy też żal, ale jakby propozycja. Wódz spojrzał na Ethana podejrzliwie, pewnie chcąc przekonać go w ten sposób do rozmowy z siostrą.
- Na pewno przyjdzie na to czas - powiedział swoim niskim głosem, który brzmiał znajomo do Sawa. Czkawka poklepał go po przyjacielsku w ramię i pożegnawszy się ruszył do Gothi w celu sporządzenia listy braku ziół, lekarstw i innych ważnych rzeczy.

                Siedmioosobowa grupa cyrkowców wracała właśnie z kolejnego występu, ciesząc się dużym zarobkiem i pochwałami, które leciały z ust wikingów bezustannie. Vivian i Tore szły smętnie z tyłu, obie rozmyślając nad wymyślonym planem. Starsza z nich była niezmiernie zachwycona, ponieważ Czkawka dał im wolną rękę, więc mogli bez żadnych ciekawskich przebywać gdzie tylko chcą. Trzydziestolatka jeszcze nie poinformowała swoich ludzi o swym pomyśle, gdyż nie zamierzała mieszać ich w tę bardzo delikatną sprawę... Przynajmniej na razie, ale szatynka musiała się spieszyć , ponieważ do odpływu zostały niecałe trzy dni. Tancerka była bardziej przebiegła niż mogło by się przypuszczać i choć podobne rzeczy robiła dziesiątki razy czuła niepokój. Jej zawsze spokojna twarz przybierała przez ostatnie dni wiele grymasów, a nerwy i adrenalina buzowały w jej żyłach jak wrząca lawa. Tore również miała wielkie wątpliwości, co do planu, ale musiała przyznać, że pomysł nie był aż taki zły, a wiedząc, jak bardzo jest to opłacalne chciała zaryzykować.
- Pozwólcie ze mną - nakazała chłodno Vivian, unosząc dumnie podbródek. Tore i kilka dziewczyn w wieku poniżej trzydziestki spojrzały po sobie, ale weszły do domku przywódczyni, a pochód zamykał Groe- piętnastolatek o długich, kręconych włosach.    W środku było jasno, a złota luna słońca rzucała piękne cienie na ścianę, gdzie odbijały się różne kształty. Cyrkowcy usiedli na krzesłach i na małej kanapie, czekając na wyjaśnienie przywódczyni. Szatynka spojrzała bystro na Tore, a kiedy ta skinęła głową, Vivain położyła na stół mapę.
- Na Berk nie przybyliśmy tylko by zabawiać lud - zaczęła ostrożnie, uważnie lustrując zachowania każdego jej podwładnego. Vivian musiała być nadzwyczaj ostrożna, nie chciała, aby wśród jej ludzi był ktoś, kto mógł wyjawić prawdę komukolwiek z Berk.
- Co masz na myśli ?- Zapytał łysy mężczyzna z delikatnym, jasnym zarostem. Wiking stał oparty o blat kuchenny, tym samym zasłaniając okno.
- Tutaj - powiedziała, stukając palcem na jakimś miejscu na mapie - znajduje się coś bardzo cennego. Jeżeli uda nam się to bez przeszkód wydobyć, opuścimy Berk bez żadnych podejrzeń - zakończyła i stanęła prosto, uśmiechając się lekko. Każda para oczu była skierowana w stronę długowłosej, ale przez moment nikt nic nie powiedział. Dopiero po tym, jak Vivian opowiedziała o źródłach informacji, do rozmowy włączył się łysy mężczyzna.
- To absolutnie szalone- wypalił, najwyraźniej niezadowolony z propozycji głównej tancerki. Szatynka zmarszczyła czoło i zerknęła na niego jednym ze swych morderczych spojrzeń, ale wiking nic sobie z tego nie robił. - Berk to groźna wyspa, Vivian, nie masz pojęcia, na co się porywasz.
Kobieta parsknęła śmiechem, pokazując krótkie, śnieżnobiałe zęby, po czym pokręciła głową, patrząc wyzywająco na rozmówcę. Reszta załogi spoglądała na tych dwojga, dogłębnie studiując plan swej szefowej.
- Mówiłam, że na tamte tereny nikt się nie zapuszcza - rzekła raz jeszcze, przypominając mu plan. - Wypłyniemy w nocy, a kiedy mieszkańcy już o nas zapomną, okrążymy wyspę od północy i zacumujemy na dzikiej plaży, gdzie jest ta jaskinia.
Cyrkowiec nadal był niezadowolony. Jako jedyny mierzył Vivian odważnie, choć wśród nich takie zachowanie było karygodne, ale mężczyzna wiedział, że kobieta nie zdoła mu nic zrobić.
- Nawet jeśli tak się stanie, plan masz beznadziejny - odparł bez żadnej myśli o konsekwencji swojej bezpośredniości i tonu. Tancerka zacisnęła ręce w pięść, gotując się z wściekłości. Gotów była wydrapać oczy temu łachudrze, lecz na szczęście do rozmowy włączyła się nieśmiała Tore.
- Masz jakiś lepszy pomysł, Gerjawiku? - Zapytała delikatnym głosem, patrząc w tył. Łysy westchnął ciężko i podszedł do mapy. Przebiegł oczyma jej zarys, sprawdził każdą możliwość i zaczął wprowadzać nowy plan w życie cyrkowców.
- Niewiele się różni - prychnęła Vivian, ale na wzrok pomysłodawcy zamknęła się, choć język aż świerzbił, by wygarnąć mu, co o nim myśli.
- Zostaje nam tylko opracować kto się zajmie czym. Nie możemy siedzieć na Krańcu nawet godziny - wtrąciła nastolatka, pochylając nad starą mapą. - Nawet jeśli są to samotne miejsca, ktoś może wypatrzeć nas na smoku.
- Cholera! - Syknęła Vivian, waląc mocno w dębowy stół. - Nie pomyślałam o tym.
W izbie zapanował szum, stający się coraz głośniejszy. Grajkowie siedzący na kanapie mówili coś do siedzącej obok dziewczyny, której oka zasłaniała czarna przepaska, zupełnie jak u pirata.
- Ciszej! - Wrzasnął Grejawik. Przestraszone spojrzenia wlepiły się w niego, szukając jakiegokolwiek zrozumienia w tej sytuacji. - Jeżeli zależy wam na tym, musimy dobrze się tym zająć. Przez doskonały wszystko można osiągnąć - uspokoił, mówiąc niskim i zimnym głosem.
- Vivian, poproś Czkawkę o przedłużenie pobytu - nakazał jej, na co kobieta warknęła pod nosem. Zdecydowanie nie przepadła, jak ktoś jej rozkazywał, ale tym razem postanowiła ustąpić. W grę wchodziło coś, co każdy chciałby mieć.
- Jak mam niby to zrobić? - Syknęła mu do ucha, zakładając ręce na klatkę piersiową. Z jej oczu biła prawdziwa wściekłość, która była w stanie pozabijać tuzin smoków.
- To ty niby jesteś od myślenia - żachnął szyderczo, przez co tancerka miała ochotę zdzielić go w twarz. Powstrzymała ją jednak Tore, natychmiast łapiąc za rękę i osiągając do tyłu.
- Najpierw działamy razem. Dajmy poczuć mu się ważnym - szepnęła tak, żeby ani jedna żywa dusza tego nie słyszała. Vivian zmarszczyła czoło, a jej podwładna skierowała wzrok ciemnych oczu na Grejawika i pozostałych.
- Co masz na myśli ?- Zdziwiła się kobieta. Młodsza tancerka schyliła głowę i westchnąwszy rzekła:
- W takich czasach nie ma miejsca na dzielenie się. - Oczy przywódczyni błysnęły w przypływie zaskoczenia. Nastolatka fascynowała ją poprzez swą mądrość, ale i chytrość. Tore mogła by idealnie odegrać podwójnego agenta- przeszło przez myśl Vivian.
Akrobatka posłała złowieszczy uśmiech czarnowłosej i wyciągnęła rękę na znak wspólnego działania. Młoda chwyciła ją bez wahania, po czym odwróciła się w stronę pozostałych, kręcąc głową z niezadowolenia.

               Lauren i Nate odpoczywali w upalny dzień pod wielkim drzewem na Krańcu, gdzie zawsze panował spokój. Wokół nich były tylko ostre kamienie oraz plaża o szorstkim piachu, który nieprzyjemnie drapał po stopach. Mimo to, urok małego krajobrazu budził w parze szacunek. Kiedy patrzyli wprost  na lekko wzburzone morze, czyli dreszcze rozchodzące się po całym ciele. Po lewej stronie znajdowały się stare jaskinie- kilka małych z ogromną po środku. Jednak Lauren i Nate'a nie interesowała tajemniczość grot. Zakochana w sobie para kroczyła wolno przez plażę, zostawiając swoje rzeczy i Pioruna koło spróchniałego dębu. Nad ich głowami latały dzikie patki, kracząc głośno, jakby toczyły ze sobą wojnę.
- Wydaje mi się, że Berk od dawna nie było tak spokojne - westchnęła dziewczyna, zerkając raz na morze, raz na stary las Odyna.
- Oo, tak - zgodził się z nią jeździec, cały czas trzymając za rękę. Chłopak spojrzał na szyję lekarki, a zauważywszy cienką, lecz długą bliznęskrzywił się. Do tej pory nie zdołał zapomnieć przerażonej szatynki trzymanej pod nożem Logana, tuż nad przepaścią, w którą zepchnął niewinną Lauren. Oczy byłego przyjaciela czasem nawiedzały go podczas spokojnego snu, który w kilka chwil zamieniał się w koszmar. Ciemne oczy szatyna zawsze wpatrywały się w Nate'a z tą samą nienawiścią, wrogością, jakby w ten sposób mściły się za tę pamięta noc, kiedy Logan zginął. Nate jakoś radził sobie z męczącymi go nocami, których  zresztą nie przesypiał najlepiej. Wojownik ubierał się wtedy i chodził po Berk bądź latał na Piorunie, ćwicząc coraz to nowsze akrobacje.
- Nate? - Spytała Lauren, odwracając się do niego głową. - Tak?
- Myślałeś kiedyś o tym, co jest ważne ?- Dziewczyna przygryzła nieco wargę i zatrzymała się, stając twarzą w twarz z brunetem. Chłopak wypuścił powietrze wolno, myśląc nad odpowiedzią.
- Kiedyś tak - rzekł ostrożnie, nie chcąc ominąć czegoś ważnego. Jeżeli chcieli być razem, musieli być ze sobą szczerzy. - Kiedy była jeszcze ze mną siostra i matka, często wspominały o wartościach, ale byłem zwykłym nastolatkiem, w dodatku niemyślącym za wiele. - Oboje zaśmiali się na żart chłopaka, ale ponownie wrócili do tematu. Nate, wiedząc, że Lauren ma ochotę na tego typu rozmowę, pociągnął ją ku skale, pod którą usiadł. Lekarka przysiadła się blisko niego, a kiedy silne ramię Nate'a owinęło się wokół jej wysmuklonych ramion, położyła mu głowę blisko serca.
- Opowiedz mi o Corze i twojej mamie - poprosiła cicho, nie patrząc na swojego chłopaka. Nate nie był zły, nie unikał nawet tego tematu. Wcześniej na wzmianki o zmarłych kobietach, ciemnowłosy zdenerwował by się i uciekł, byle tylko nie rozmawiać. Pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała była oczywiście Astrid, która pomogła mu pogodzić się ze śmiercią Perły, a potem chłopak zaczął bardziej się otwierać. Wyjawił swoje problemy, dręczące go myśli, które nieustannie krążyły wokół Cory i mamy. Gdyby nie blondyna, wojownik pewnie nie wytrzymał by tej presji. Nate przypomniał sobie nawet sceny, kiedy widział jak Czkawka posyła mu zawistne spojrzenia. Mieli niecałe dziewiętnaście lat, a pomiędzy Hofferson a szatynem było najwyraźniej coś więcej niż przyjaźń, ale jeździec nigdy nie pomyślał, aby poderwać Astrid.  Lauren zaczęła podobać mu się niecały rok po tym, jak niebieskooki wprowadził się na Berk. Mimo że był odważnym jeźdźcem, nie był w stanie zapytać szatynki o spotkanie. Przez długi czas wystarczyło mu, że ta piękna kobieta po prostu jest przy nim jako dobra przyjaciółka. 
- Więc? - Dopytywała się ciemnooka, zerkając na niego. Chłopak uśmiechnął się łagodnie i zanim zaczął opowiadać o swoim poprzednim życiu, pocałował ją w czoło.
                Nastała noc, kiedy para wracała z kilkugodzinnego odpoczynku z plaży. Lauren prawie zasypiała, ale nie dała się przekonać, by lecieć na Piorunie do domu. Dziewczyna oznajmiła, iż wolała przespacerować się do wioski w towarzystwie Nate'a, na co chłopak skinął głową. Piorun kroczył uważnie blisko nich, rozświetlając kilka metrów swym ogniem. Kiedy cała trójka powoli wychodziła z buszu, natknęła się na kilku cyrkowców, którzy wchodzili właśnie co lasu.
- Co oni tam robią? - Zapytała od razu, zatrzymując wojownika. Nate spojrzał w kierunku, gdzie patrzyła szatynka, ale wzruszył ramionami.
- Może załatwiają swoje sprawy fizjologiczne - zaśmiał się jeździec, unosząc głowę do gwiazd w przypływie rozbawienia. Lekarka przewróciła oczami i uderzyła delikatnie zastępcę wodza w tors.

                 Przewodniczący trzyosobowej grupy- Gerjawik, szedł przodem, trzymając w ręku pochodnie. Za mężczyzną szła Tore i jeszcze jeden mężczyzna, który jako jedyny w grupie potrafił dobrze władać. bronią.
- Iść w nocy przez las, świetny pomysł - rzuciła z sarkazmem Tore, przekładając nogę, by nie wpaść do małej dziury. Nikt nie odpowiedział nastolatce. Każdy skupił się na wędrówce, aby nie natknąć się na groźne wilki, dziki czy jadowite węże. Suche drewna trzaskały pod naporem ciężaru cyrkowców, przez co każdy miał wrażenie, że ktoś ich śledzi. W końcu cała trójka dodała do celu: przed nimi roztaczało się wielkie morze, wybuchając przy skałach spienionymi falami.
- Do jaskiń- rzuciła szybko Tore, czując ekscytacje. Tancerka wymienia rosłych wikingów, mknąc do grot. Szare wejścia trzeba było dobrze oświetlić, więc ostatni mężczyzn wyciągnął z plecaka kolejne pięć pochodni, które następnie zapalił. 
Z początku nic nie było widać. Dopóki ognista czerwień rozświetliła wejście, które i tak zasypane było przez tony kamieni.
- Szlag by to trafił ! - Syknęła młoda, uderzając raz w pobliska ścianę. Obaj mężczyźni również nie byli zadowoleni, ale niczego nie powiedzieli. Ich spojrzenia uważnie ilustrowali dużą jaskinię, która jakby nie chciała, aby naruszono jej przestrzeń.
- Czyli czeka nas ciężka robota - westchnął Gerjawik, ostatecznie opuszczając miejsce, by zdać relacje Vivian.




Uwaga, uwaga! Z ogromną radością stwierdzam, że jest to pięćdziesiąty rozdział na tym blogu, nie wliczając one-shotów, których jest cztery ;) Zajęło mi to niecały rok, patrząc na dwie lub trzy długie przerwy, podczas których nie dodałam żadnego postu. :D 
Chciałabym już Was uprzedzić, że planuję tego bloga zakończyć po setnym rozdziale, tak aby liczba postów była okrągła :3 Mam nadzieję, że również się cieszycie. ;)

8 komentarzy:

  1. Next jest, jak zwykle zresztą, fajny. Wkradły się tam jakieś błędy, ale kto by na to patrzył ? ;)

    Już jest 50 rozdział ? Gratuluję:D

    Ps. Nie zapomnij o porwaniu Czkawki ! ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowa dotrzymam, bez obaw :D błędy u mnie to podstawa, nie chce mi się sprawdzać :')
      Dziękuję za kom, to dla mnie radość, że mam takich fanów :P

      Usuń
  2. Smile, ten rozdział był świetny! Super, że od roku piszesz dla nas i jeszcze ci się to nie nudzi. Nawet nie chcę myśleć co będzie jak ten blog się skończy O.O Ale póki jest mam się czym cieszyć ;) Bardzo mi się podoba temat Vivian i reszty. Trochę tajemnczy są ale to jest właśnie najfajniejsze. Cieszę się, że piszesz tego bloga. Jest świetny!
    Do następnego xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, Pass ! ♡ Pisanie dla mnie to pasja- dla Was radość (chyba xd) Więc się układamy w puzzle :P

      Do nn :*

      Usuń
  3. Aaaa! Nie jestem pierwsza! Szkoda ale nie ma tragedii, cieszę się że mogłam przeczytać ten cudowny next ;)
    Jest Hiccy z As, jest Nate i Lauren jestem szczęśliwa. No i w dodatku zżera mnie ciekawość. O co chodzi z tą Vivian i Tore i całą resztą.
    Podziwiam, że przez te 50 rozdziałów wena wciąż dopisuje i ciągle piszesz, szkoda że to tylko 100 rozdziałów planujesz bo ja mogłabym czytać i czytać takie cuda przez całe lata, no ale niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy :(
    Ale dość o smutkach, świetnie się czytało. Szybko ostatnio dodajesz i to mi się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szybko dodaje, bo mnie motywujecie ;) Planuję napisać ponad 100,ale muszę mieć dobre pomysły :) Dla takich czytelników - wszystko ♡

      Usuń