Tajemnicze plany
Kiedy wzburzone fale ogromnego oceanu uspokoiły się na tyle, by jeźdźcy mogli wypłynąć, Ver i jego znajomy o imieniu Magnus pomagali turystom przygotować łódź. Zaś Astrid siedziała wraz ze Szpadka na końcu pomostu, mocząc stopy w zimnej, lecz orzeźwiającej wodzie. Dziewczyny skierowały twarze do słońca, które tego dnia świeciło dość mocno. Astrid odzyskała nieco siły, ale jej ciało zdradzało, że nie trzyma się twardo, tak jak wcześniej. Wojowniczka poukładała również ostatnie sytuacje, ale wciąż w jej głowie widniał widok matki leżącej w łóżku i umierającej. To było ponad miesiąc temu. Od tego dnia Astrid nie potrafiła znów wstać i iść z determinacją dalej, bo śmierć Eiry przyniosła jej tyle bólu, że nie potrafiła sobie z tym uporać. Nawet nie chciała pomocy ze strony przyjaciół, a tym bardziej ojca i narzeczonego. Astrid była przekonana, że Czkawka ma do niej wielki żal i trudno będzie mu pogodzić się z myślą, że jego ukochana odtrąciła go.
Póki co, rozkoszowała się promieniami słońca i morską bryza, która przyjemnie owiewała jej twarz.
- No, koniec tego dobrego - zawołał Nate, stając za plecami wojowniczek i klaszcząc w dłonie. - Musimy wypływać, zanim dopadnie nas sztorm.
Blondynki wstały i z westchnieniem ogarnęły jeszcze raz wzrokiem uroczą wyspę, na której spędziły kilka radosnych chwil.
- Miło było was poznać - rzekł Ver swoim niskim głosem. Szpadka bez wahania rzuciła się znajomemu na szyje i ściskała mocno, dopóki Astrid jej nie odkleiła.
- Mam nadzieję, że skorzystasz z mojego zaproszenia - mrugnęła do niego wojowniczka z uroczym uśmiechem, który dodawał jej nieco wyglądu małej dziewczynki.
- Oczywiście, że tak - zaśmiał się wesoło, a jego oczy błysnęły dziwnym blaskiem, kiedy znów skierował głowę ku Astrid. - Chciałbym poznać wielkiego tresera smoków. Wiesz, że już krążą o nim legendy? - Dziewczyna była świadoma tego, że Czkawka nie był sławny ze względu bycia wodzem potężnej Berk, ale z tego, że jako pierwszy wytresował smoka. Oczywiście nie licząc Valki, która zrobiła to ponad dwadzieścia lat temu.
- Jestem pewna, że Czkawka z chęcią poznałby takiego wojownika - odparła uprzejmie, a potem nastała cisza. Nate, Smark i Mieczyk łatali małą dziurę w burcie, a Szpadka piłowała paznokcie, które następnie dmuchała, aby pozbyć się pyłu.
- Wygląda na to, że musimy się pożegnać- westchnął Ver z melancholia. Astrid posłała mu smutny uśmiech, ale potem podeszła i przytulia mężczyznę. Wojownik oddał uścisk, kurczowo trzymając dziewczynę w silnych ramionach. Wyglądała przy nim jak malutka mrówka, a Ver zapewne mógłby ją zgnieść.
W końcu odkleili się od siebie, ku uldze Nate'a, który im się przyglądał. Blondyna weszła na pokład i pomogła odcumować łódź, by ta mogła wyruszyć w drodze powrotną do domu.
Wikingowie pomachali Magnusowi i Verowi, oprócz ciemnowłosego, który udawał, że jest zajęty trzymaniem szot. Rudo włosy poczekał jeszcze chwilę, a potem odwrócił się i ruszył swoją drogą.
- Wydaje mi się, że przesadziłeś - rzekł bez ogródek Saw do Czkawki, zadzierając do góry głowę. Mężczyzna patrzył na szkielet budynku, który już oznaczał, że będzie duży. Obok niego stał spocony Ethan, który trzymał w jednej ręce młotek, a w drugiej ręcznik, którym ocierał twarz.
- Może z zewnątrz wygląda dziwnie, ale efekt końcowy będzie tego wart - odparł pewien siebie wódz siedzący na pniu, obok małej lipy. Hoffersonowie spojrzeli na siebie, nie będąc przekonanym, ale w końcu wzruszyli ramionami i spoczęli obok szatyna.
Saw mierzył bystrym wzrokiem kilkanaście belek, które powoli przeistaczały się w ciemny budynek, a następnie spojrzał na przyszłego zięcia, który spokojnie popijał wodę i głaskał Szczerbatka. Mężczyźnie zrobiło się nieco żal chłopaka, wiedząc, przez co ten musi przechodzić z powodu Astrid, mimo że Czkawka nie skarżył się na wojowniczkę ani razu. Sam też wyglądał dobrze, jego twarz nie zdradzała, że jeździec jest zmęczony, ale Saw miał na tyle doświadczenia, by wiedzieć, że pozory mylą. Starszy już wiking przejmował się nie tylko swoją ukochaną córką, ale też jej ślubem. Mężczyzna trzymał pierścionek zaręczynowy jeźdźczyni w jej szafce nocnej. Szczerze mówiąc, był nieco przestraszony tym, że Astrid zdjęła biżuterię. Czy to coś znaczyło..? Czyżby dziewczyna miała wątpliwości co do ślubu? Musiał rozwiać tę wątpliwość i jeszcze raz porozmawiać z Astrid. Z drugiej strony Saw był minimalnie smutny, że jego jedyna córeczka opuszcza rodzinne gniazdo, by stworzyć nową rodzinę z mężczyzną, któremu Hofferson musiał oddać piękną wojowniczkę, ale jak za nic w świecie pragnął, by Astrid była szczęśliwa. A na Berk nie ma żadnego mężczyzny bardziej godnego jego córki niż Czkawka. Saw mógł być spokojny, jeśli chodzi o dobroć wodza; widział, że chłopak zrobi dla Astrid wszystko.
- O czym tak myślisz, tato ? - Spytał Ethan, zerkając na ojca podejrzliwie. Saw położył dłoń na silnym ramieniu syna i posłał mu krzywy uśmiech.
- O życiu -odparł z westchnieniem, ale zaśmiał się delikatnie, aby nie psuć dobrego humoru Ethanowi.
- Czkawka, na kiedy chcesz to skończyć ? - Zwrócił się starszy Hofferson do wodza. Chłopak wzruszył ramionami, dopijając wodę.
- Jak najszybciej- odparł i wstał powoli, by rozprostować kości. Nagle jego wyraz twarzy stał się poważniejszy, a Czkawka nieco zadrżał, kiedy zapytał:
- Nie powiecie nic Astrid?
Obaj wikingowie wybuchnęli głośnym śmiechem.
- Będziemy milczeć jak grób - uspokoił Saw, a Ethan pokiwał głową, zgadzając się z ojcem.
Vivian i Tore były oprowadzane po wyspie przez Lauren, która nie miała wiele pracy w tym dniu, więc z chęcią zgodziła się na małą wycieczkę. Starsza kobieta z dobrodusznym uśmiechem podziwiała piękne pomniki bogów, skały, na których wyryte były złote myśli przodków mieszkańców Berk, oraz wiele innych ważnych zabytków, które stały na wyspie nienaruszone.
- Piękna wyspa- rzuciła z ogromnym podziwem przywódczyni, rozglądając się uważnie wokół. Tore¨ skinęła jej nieśmiało, ale ani razu się nie odezwała. Lauren pomyślała, że nastolatka o ciemnych włosach i piwnych oczach jest po prostu nieśmiała.
- A to jest pomnik Stoicka Ważkiego, naszego poprzedniego wodza - powiedziała z dumna lekarka, stając przed ogromnym marmurem, z którego biła jakby potężna siła.
- Oh, znam go! - Podskoczyła niemal Vivian, uśmiechając się szeroko na widok idealnej rzeźby. - Wiele o nim słyszałam. Na północy naszego kontynentu chodzą legendy, że zabił tysiące smoków !
Lauren skrzywiła się na te słowa. Nigdy nie miała nic przeciwko smokom, a nawet respektowała je, ich piękność i dostojność. Czasami przypatrywała się, jak latają zbite w dużych grupach. Wyglądały jak tysiące kolorów na niebie, jakby tworzyły cudowne tęczę.
- Raczej nie przesadzałabym - odparła Lauren, ale w jej głosie nie było złości czy też zniecierpliwienia. Dziewczyna zawsze była delikatna i z wielkim sercem, więc zawsze ukrywała nawet kiedy ktoś ją zranił. Lauren kochała ludzi, uwielbiała się nimi opiekować, więc praca lekarza była dla niej najlepszym rozwiązaniem, mimo że Nate czasem marudził, że się przepracowuje. Na myśl o niebieskookim chłopaku, szatynka uśmiechnęła się delikatnie, a jej serce ścisnęło z tęsknoty za nim, mimo że jeździec i pozostali powinni przybyć już dzisiejszej nocy.
Trójka kobiet ruszyła do Akademii, gdzie lekarka opowiedziała co nieco o tym, jak pierwsi jeźdźcy smoków wyruszali na niezapomniane przygody, jak tresowali smoki, czy choćby jak na Arenie odbywały się roztopy.
- Tradycja, rzecz święta, prawda Tore¨? - Rzekła na to Vivian, kiedy Lauren opowiadała o wyścigach smoków i o tradycji wręczania nagród zwycięzcy.
- Oczywiście - mruknęła cicho nastolatka, jakby bała się czegoś. Lekarka zmarszczyła czoło, przyglądając się chwilowo osiemnastolatce. Dziewczyna była nieco wyższa od niej, miała krótkie do ramion ciemne włosy, a oczy wbijała w podłoże, byle nie załapać kontaktu wzrokowego.
- Mam prośbę. Mogłabyś pokazać nam Krańce ? - Zapytała starsza tancerka, stając tuż przy znajomej. Lekarka zaciela się na chwilę, ale ostatecznie skinęła głową.
- Tyle, że tam nie ma nic oprócz jaskiń - odparła zmieszana.
- Chciałam obejrzeć dzikie plaże. Ponoć te na Archipelagu są najpiękniejsze - wytłumaczyła, rumieniąc się nieco przy tym. Rumiane policzki dodały jej uroku, a kręcone włosy odgarnęła na plecy, na których miała czerwoną długą chustę z cekinami. Lauren uważała, że taki strój jest dość dziwny, ale nie było nic w tym nadzwyczajnego, gdyż cyrkowcy pochodzili z zupełnie innego zakątku świata.
- Musimy wziąć konie, lub smoki. Na piechotę zejdzie nam co najmniej dwie godziny - wytłumaczyła Lauren. - Ale to da się załatwić.
Już godzinę później Vivian, Tore oraz nowa przewodniczka stały w lodowatej wodzie, ciesząc się pięknymi widokami i niecodziennym zapachem morza. Lauren stała obok Kasztanki - zwykłego, czteroletniego konia o brązowej maści. Dziewczyna była szczerze zaskoczona, że goście chcieli obejrzeć akurat Krańce Berk. Nikt nigdy się tu nie zapuszczał, oprócz dzikich smoków, czy leśnych zwierząt. Dla ludzi wiało tu samą nudą, no chyba, że ktoś lubi przebywać w samotności, z dala od głośnej wioski.
Vivian wyszła spokojnie z wody, a za nią nastolatka, której twarz przybrała wyraźniejszych kolorów. Trzydziestolatka zerknęła w kierunku jaskiń, ogarniając ich nienaruszona naturę. Kobieta wzdrygnęła się, widząc, że groty są owiane jakby jakaś tajemnicą.
- Robi się dość chłodno - zaczęła lekarka, kiedy towarzyszki dołączyły do niej. - Wracajmy do wioski, lepiej nie zapuszczać się do dzikich lasów samemu.
Kobiety przyznały jej rację i z małą trudnością wsiadły na dwa pozostałe konie. Vivian, rzucając ostatnie tęskne spojrzenie ku jaskiniom, dogoniła towarzyszki, które powoli znikały w lesie Odyna.
Berk powoli zasłaniała delikatna mgła wraz z nadchodzącą nocą. Wyspa zapadała wolno w sen, niosąc upragnione chwile wolnego i odpoczynku po całym dniu ciężkiej pracy. Cudowne były chwile spędzane wśród głuchej nocy, gdy wokół nie ma żadnej żywej duszy. Można wtedy śmiało wyjść na dach swego domu, by podziwiać jasne od gwiazd niebo.
Vivian zdążyła już przywyknąć do tego stanu, który wyrywał w jej głowie dziurę, byle tylko ten widok został przez nią zapamiętany. Mimo czarującej aury, kobieta wolała pozostać niewzruszona na urocze widoki wyspy. Uśmiech z drobnych ust szatynki zszedł od razu, kiedy akrobatka pożegnała się z Lauren. Przywódczyni cyrkowców szła dostojnie wraz z Tore do domku, który już z daleka odznaczał się jasnoniebieskim kolorem. Nastolatka nadal nic nie mówiła, ale kiedy tylko przekroczyły progi budynku, czarnowłosa usiadła ciężko na najbliższym krześle i wbija spojrzenie jasnych oczu w przywódczynię.
- To na pewno tam? - Spytała młodsza, uważnie obserwując kroki Vivian. Kobieta w końcu zatrzymała się i posłała jakby urażone spojrzenie.
- Tak mi się wydaje - odparła, chwytając się podbródka, a sekundę później złapała szarą i starą torbę, gorączkowo czegoś w niej szukając. Trzydziestolatka rozłożyła na stole żółty papier, na którym idealnie odwzorowano granice Berk.
- Sprawdź okna - poleciła sucho szatynka, patrząc na jedno z nich. Tore natychmiast wstała, a kiedy upewniła się, że są same dokładnie zasłoniła okna ciemnymi zasłonami.
- Według informacji, właśnie na Krańcu Berk jest najwięcej tego, czego potrzebujemy - wyznała cicho tancerka, stukając palcem w odpowiednie miejsce na mapie. Tore pokręciła głową, niedowierzająco.
- Wydawały się zwykłymi jaskiniami - odparła. Vivian wyprostowała się, marszcząc brwi w zamyśleniu.
- Najciemniej pod latarnią, moja droga - zaśmiała się chrapliwie, chwaląc się w myślach za plan, który powoli się tworzył. Nastolatka nieśmiało skinęła głową, a jej czerwone usta uniosły się w uśmiechu.
- Jak odwrócimy uwagę Czkawki i pozostałych ? - Spytała po jakimś czasie Tore. Vivian zakaszlnęła głośniej, a jej oczy błysnęły z ciekawością.
- Ta lekarka wspominała, że tam nikt się nie zapuszcza - wytłumaczyła. - Wyślę kogoś na zwiady, a kiedy nasze przypuszczenia się potwierdzą, reszta naszych załatwi sprawę.
Ogień w kominku trzasnął groźnie, jakby był wściekły za niecne plany tancerek, ale Vivian tylko uśmiechnęła się szerzej. Ten plan musi się udać, mówiła w myślach. Ludzie z Berk nawet się nie zorientują...
Nie miałam pomysłu, ale mam nadzieję, że udało mi się Was zaciekawić ^^ Następny rozdział będzie w piątek albo sobotę :D (ノ◕ヮ◕)ノ
No więc tak, Vivian i Tore chcą coś ukraść tylko co takiego? Czy na Berk jest jakieś złoto? Albo może smocze jaja? Chociaż nie bo nie było smoków. Zaciekawiłaś mnie tym okropnie, dlatego pytam kiedy next?
OdpowiedzUsuńTrochę krótko ale się śpieszę. Długość koma poprawię następnym razem ;-)
Pozdrawiam gorąco i całe mnóstwo weny życzę, kochana Smile :-)
Ps.
Czyżbym była pierwsza?
Tak, udało ci się ^^
UsuńNext będzie może w piątek/sobotę ;)
A co do Vivian i Tore wszystko w swoim czasie.... :D
Superrr jak zawsze!!! Ten kom nie będzie za długi bo telefon mi pada xd.
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś tą sytuacją nie powm ;).
Ciekawa jestem jak As zareaguję na niespodziankę. Znając cb wymyślisz coś super.
Weny!!!!!!!!!
(Rozszarpię tego Vera jak przypłynie na Berk...Razem z Nate'm zapewne xd)
~Pass
Hahaha, dziękuję, kochana ^^ Cóż, sytuacja z Verem będzie nieco inaczej przedstawiona niż u just, jak kiedyś było u niej :P Ale pewnie uda mi się to ciekawie opisać. :)
UsuńA niespodzianka....No Myślę, że to nic wielkiego, ale dla hiccstrid...Bardzo ważne ;)
no ,no jestem ciekawa , więc możesz coś już dziś dodać :) Niech powróci moje Hiccstrid :(((
OdpowiedzUsuńDodała bym, gdybym miała napisany rozdzial :P Hiccstrid już niedługo :)
UsuńPowoli wracam do normalności. Dasz mi kilka dni na skomentowanie ostatnich kilku rozdziałów? Bardzo proszę. A to, co tworzysz przyprawia mnie o dreszcze. Znowu mnie zadziwiasz. Twój talent jest wspaniały, jak ty <3
OdpowiedzUsuńPrzywracasz mi wiarę siebie, dziękuję ! ^^
UsuńHero, bez przesady, nie komentuj ostatnich rozdziałów. Rzadko kiedy patrzę na nie, więc spokojnie nie musisz niczego nadrabiać ;)
Dziękuję za kom :*
Kiedy next????
OdpowiedzUsuńPrawie skończyłam, więc jak dorwe laptopa, to dodam. Dziś w nocy albo jutro rano ;)
Usuń