piątek, 6 maja 2016

Rozmowy na żądanie

           Blondynka siedziała na kamiennej studni, patrząc na swój dom, który stał w ukryciu drzew od trzech lat. Astrid dobrze pamiętała dzień, kiedy Dagur jednorazowym atakiem zniszczył jej dom. Dziewczyna była załamana, kiedy dotarła na pogorzelisko. Z jej ukochanego schronu został jedynie pył...
Jedno wyszło na plus: Dagur dostał nauczkę, że z Hoffersonami się nie zadziera.
         Wojowniczka odsunęła od siebie mgliste wspomnienie i westchnęła ciężko. Odparła na krótkie " hej " ze strony Gustava i wstała z zimnego miejsca. Ku zaskoczeniu przed nią stała Lauren, mając założona na bok torbę medyczną. Szatynka wpatrywała się w nią smutno, ale z lekkim uśmiechem.
- Cześć, Astrid- przywitała się Lauren z żałością w głosie.
- Hej - odparła blondyna, odwzajemniając delikatnie uśmiech. Potarła zimne ramiona, próbując się ogrzać.
- Jak się czujesz? - Spytała lekarka, otaczając przyjaciółkę serdecznym uściskiem. Astrid westchnęła cicho, chcąc pozbyć się łez wzruszenia, które wzbierały się w kącikach oczu.
- Sama nie wiem- mruknęła, kiedy Lauren spojrzała jej głęboko w oczy, jakby chciała sprawdzić jej stan. Jeźdźczyni czuła, jak pustka i smutek nadal pożerały jej szczęście, nie chcąc odpuścić. Ostatnie wydarzenia wywołały u niej szok, który blokował tę prawdziwą Astrid Hofferson- zadziorna, zaradna i twardą niż nie jeden mężczyzna.
- Porozmawiajmy więc - rzekła dziewczyna stanowczo i chwyciła przyjaciółkę za nadgarstek. Zanim blondyna zaprotestowała, Lauren już ciągnęła ją do swego domu.
           W środku było jasno. Duże okna wpuszczały strugi słońca, które wisiało wysoko na błękitnym niebie.
Blondyna, pchnięta przez Lauren, usiadła na krześle wyłożonym delikatnym wilczym futrem.
- Nie będę Ci mówić, jak dziwnie się zachowujesz- zaczęła pani domu, przygotowując herbatę z cytryną i słodkim miodem. - Ale dłużej tak nie pociągniesz.
Astrid przetarła dłońmi blada twarz i rzuciła zmęczone spojrzenie w stronę przyjaciółki, która stawiała właśnie przed nią parujący kubek.
- Nie patrz tak na mnie- rzuciła i usiadła obok, na mahoniowym krześle. - Ktoś musi ci pomoc, Astrid.
Wojowniczka pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Czyj to był pomysł? Czkawki? Mojego ojca? - Zapytała z wyrzutem, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Lekarka pociągnęła gorący łyk herbaty i zaprzeczyła ruchem głowy.
- Mój - przyznała w końcu.
        Przez następne dwie godziny Astrid powoli otwierała się i wyjawiła swoje zmartwienia i strach. Dziewczyna wspomniała, że nie potrafi pozbierać się po śmierci swojej mamy...
Lauren słuchała uważnie, wiedząc, że wyżalenie się dobrze zrobi jej przyjaciółce. Poradziła blondynce, aby odpoczęła kilka dni oraz żeby przemyślała swoje zdanie na temat Ethana, którego nadal obwiniała o chorobę matki. Pół godziny później blondynka wraz z lekarką stały w drzwiach domu Hoffersonów. Saw, widząc swą córeczkę, wziął ją w ramiona i długo tulił...

               Czkawka szedł przez Berk, słuchając Nate'a, który żywo opowiadał przyjacielowi o festynie wojowników, który odbywał się co rok na Nyks . Jako wojownik Nate wprost kochał tego typu imprezy. Uwielbiał rywalizować na polu walki, gdzie zawsze dawał z siebie sto procent. Oczami wyobraźni widział siebie w lśniącej zbroi i ze śmiercionośną bronią w ręku. Już czuł ekscytacje na myśl o kilkudniowych walkach na jednej z największych aren Archipelagu. Już dawno nie czuł tak wielkiej radości, zupełnie jak dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę.
- Czkawka, płyniesz z nami? - Zapytał po chwili brunet, gdy oboje znaleźli się w kuźni. Rano zmianę miał Ethan, ale skończył godzinę temu. Jak zawsze zostawił idealnie czystą kuźnię, więc wódz miał za zadanie dostarczyć Pyskaczowi drewna.
- Nie przepadam za tego typu festiwalami- odparł i zaczął rozładowywać Szczerbatka, który wraz z Piorunem przywiózł powód sosny.- Poza tym, nie mogę zostawić Berk.
- Szkoda - mruknął tylko wojownik, odczepiając liny od smoków, które sekundę potem pobiegły się bawić. Czkawka wzruszył ramionami, jakby nie żałował swojej decyzji.
Musiał załatwić sprawy dotyczące  zbiorów, odpowiedzieć na kilka listów, przygotować salę na ślub Tarczyka i Nary. Obowiązki były ważne, ale Czkawka nie mógł się skupić z powodu Astrid, o którą bardzo się martwił.
- Astrid też płynie ? - Zapytał z wolną wódz, jakby niezbyt był zainteresowany tym tematem. Nate rzucił drewno do specjalnego pudła i spojrzał na przyjaciela z przebłyskiem smutku.
- Tak- odparł, drapiąc się. - Lauren ostatnio z nią rozmawiała i przekonała do wyjazdu. Pomyślałem, że będzie trochę lepiej, jak...
- Rozumiem- przerwał mu Czkawka spokojnie, choć zakuło go w sercu.-Ten wyjazd dobrze jej zrobi -dodał tylko, chcąc nie wspominać więcej o ukochanej.
Szatyn dowiedział się, że na festiwal wojowników jadą bliźniacy, Nate, Sączysmark oraz Astrid. Lauren wolała zostać na Berk, gdyż wielu mieszkańców dopadła grypa.
Czkawka szedł przez wioskę, przyjmując pozdrowienia od wikingów, którzy zajęci byli swą ciężką pracą.
Spotkał również swą mamę, która dostarczyła mu list w brązowej kopercie. Zaintrygowany chłopak otworzył przesyłkę od razu.

Szanowny wodzu,
Z przyjemnością oznajmiam, iż nasza trupa cyrkowa przebywa właśnie na Rod. Zatrzymamy się na tej wyspie przez następne cztery dni. Kolejnym naszym przystankiem będzie Berk.  Zawitamy na Twojej wyspie piątego dnia tygodnia - oczywiście jeśli wódz nadal sobie tego życzy. 

Z wyrazami szacunku,
Vivian Harridan. 

Czkawka nagle przypomniał sobie, że miesiąc temu pewna kobieta przysłała mu zaproszenie grupy cyrkowej, która podróżuje po całym świecie, zdobywając sławę oraz wynagrodzenie za występy. Wódz Berk zgodził się, aby artyści zagościli na jego wyspie przez trzy dni, podczas których zawodowi cyrkowcy będą zabawiać wikingów. Kilkuosobowa grupa pochodziła z lądu zwanego Europą, a zaintrygowany Czkawka chciał poznać historię tego kontynentu. Miał również cichą nadzieję, że usłyszy o nowym gatunku smoka. 

         Gdy Nate śmiał się z kolejnego żartu Pyskacza, kątem oka dostrzegł Lauren, która klęczała przed rudą dziewczynką, owijając bandażem jej rękę. Wojownik pożegnał się z kowalem i ruszył ku lekarce. Jego niebieskie oczy zalśniły krótko, a usta wygięły się w uśmiechu, ilekroć widział szatynkę w akcji.
- Gotowe - rzekła w końcu Lauren do dziewczynki z uśmiechem czulej mamy. Czerwone policzki poszkodowanej nadal palone były przez słone łzy wielkości grochu. - Pamiętaj, żeby oszczędzać tę rękę- nakazała jeszcze lekarka, patrząc na zawinięty nadgarstek ośmiolatki.
- Dobrze, dziękuję - odparła cichutko dziewczynką i ruszyła wolno w kierunku kolegów,którzy stali w cieniu domu Jorgersonów.
- Czyje życie uratowała dziś pani doktor? - Nate zaczął rozmowę z przekąsem, chcąc rozbawić dziewczynę.
- A ty nie masz czasem innych zajęć oprócz dręczenie mnie ? - Spytała słodko, zakładając skórzany pas torby medycznej.
- Właśnie skończyłem pracę u Pyskacza - odparł, tym razem na poważnie. Nastała chwilowa cisza pomiędzy nimi, więc oboje poczuli się niezręcznie.
- Przejdziemy się? - Zaproponował brunet, patrząc jakby ze smutkiem na dziewczynę. Głos Nate'a był niski, męski, lecz i delikatny. Lauren pokiwała chętnie głową i podeszła do niego, zrównując krok.
- Daj, wezmę tę torbę- zaproponował jeździec, będąc już pół metra od  drugiego ramienia lekarki, by zdjąć z niej ciężar. Zanim szatynka zdążyła zaprzeczyć, wojownik już zakładał jej torbę na własne ramię. Uśmiechnął się do niej łobuzersko, choć wżynający się pas w skórę sprawiał ból.
Nate i Lauren szli powoli w stronę Lasu Odyna, gdzie zawsze panował spokój. Delikatny północy wiatr rozwiewał długie włosy szatynki, przez co dziewczyna musiała ciągle je układać ku rozbawieniu niebiesko- okiego bruneta.
- Szkoda, że nie płyniesz z nami- powiedział, kiedy zatrzymali się na małym klifie. Siedzieli obok siebie oparci o stary głaz.
- Nie lubię patrzeć, jak dwoje spoconych mężczyzn próbuje się zabić- zaśmiała się.
- Miałem nadzieję, że zabłysnę przed tobą- powiedział, za co otrzymał kuksańca. Nate zawsze był odważny w stosunku do kobiet, choć dopiero przy Lauren zaczynał poznawać głębsze uczucie.
Brunet objął ostrożnie szatynkę, czując jak serce skacze mu do gardła.
- Nate, posłuchaj, ja...- Zaczęła wolno lekarka, ale zawahała się. Wojownik odwrócił się do niej, wbijając w nią tajemnicze spojrzenie, które swym chłodnym odcieniem przeszyły jej ciało. - Czym my jesteśmy..? - Rzuciła szybko, sama nie dowierzając, że o to zapytała.
Nate chrząknął ostro, czując jak jego twarz staje się czerwona.
- Wcześniej mówiliśmy o tym, abyśmy dali sobie czas...- Dodała nieśmiało, ukrywając twarz w dłoniach z zawstydzenia. Brunet przypomniał sobie tę obietnicę, którą oboje złożyli sobie nawzajem. Było to jakieś cztery miesiące temu, kiedy uczucia jeźdźca do Lauren dopiero się rodziły. Tygodnie spotkań w domu lekarki bądź w spokojnych miejscach w Berk uświadomiły mu, że przy dziewczynie czuje się lepiej. Jakby stał się lepszą wersją samego siebie każdego dnia. Jej uśmiech rozbrajał go od złości i agresji, którą bardzo często wybuchał. Ręce Lauren położone na jego skórze działały na niego jak najlepszy balsam leczniczy. Uśmiech wywoływał u jeźdźca zawroty głowy, a gdy ich spojrzenia się spotykały, czuli niespokojne bicie serc, które gnały ku sobie. Czyżby w ramionach tej drobnej szatynki mógł w końcu znaleźć spokój i uwolnić się od dręczącej przeszłości ? Nate już stracił wszelką nadzieję, jakoby los zesłał odrobinę szczęścia. Jedno było pewne: jeśli nie spróbuje, nie dowie się, czy było warto.
- Chciałbym, aby coś było...- wyszeptał po ponad minucie ciszy. Lauren podniosła czerwone oczy i spojrzała na niego zaskoczona. Chłopak uśmiechnął się do niej ciepło i przesunął się bliżej, by złożyć czuły pocałunek na jej skroni. Nate czuł się oniemiały, ale wiedział, że w tej sytuacji to on musi zrobić ten pierwszy krok.
        I siedzieli tak wtuleni kurczowo w siebie, chroniąc się przed ostrym wiatrem. Lauren położyła głowę na piesi ciemnowłosego, który objął ją mocno. Gdyby była z nim matka i siostra, na pewno były by szczęśliwe nowym rozdziałem życia Nate'a.

         Wódz siedział na jednej z belek, patrząc jak słońce powoli chowa się za horyzontem. Dotychczasowo niebieskie niebo przejęły ogniste kolory, jakby symbolizowały zbliżającą się wojnę. Starzy Wikingowie wierzyli, że takie niebo jest przestrogą od samych bogów, którzy dają szansę na poprawę inaczej spotka ich śmierć.  Czkawka  nigdy nie wierzył w takie przesądy. Wolał twardo stąpać po ziemi, trzymające się swoich wyznaczonych zasad.
            Szczerbatek siedział obok, również patrząc, jak ognista kula powoli obniża swój lot, jakby zwlekała nadejście zimnej nocy. Szatyn pogłaskał przyjaciela pod brodą, wzdychając ciężko. Chłopak czekał właśnie na przyjaciół, którzy wybierali się na Nyks-  wyspie na której rozpocząć się miał turniej wojowników. Nyks słynęła nie tylko z hucznych imprez, zawodów, silnych wojowników, ale i z ogroma złodziejaszków, którzy tylko czyhali na takich turystów, jak z północy.
Czkawka usłyszał kroki stąpania. Odwrócił się, niechętnie odrywając wzrok od pięknego zachodu słońca i ujrzał piątkę przyjaciół, którzy załadowani bagażem szli w kierunku łodzi. Koło Nate'a szła Lauren, uśmiechając się szeroko  dalej szły bliźnięta, którzy rozglądali się po bokach, jakby nigdy wcześniej nie widzieli Berk. Na końcu szła Astrid, ignorując przechwałki Sączysmarka. Dziewczyna miała smętny wzrok, myśląc o krótkim pożegnaniu z tatą i Ethanem. Powiedziała, że porozmawiają, gdy wróci, choć już chciała mieć to za sobą. Z drugiej jednak strony cieszyła się, że może pobyć gdzieś dalej od domu.
- Bądźcie ostrożni - polecił im Czkawka, kiedy wikingowie wrzucali kolejno swój bagaż.
- Chłopie, nie płyniemy na wojnę - uspokoił go Nate i wrzuciwszy torbę Astrid w kolorze khaki, odwrócił się do wodza z uśmiechem.
- Tak na wszelki- wytłumaczył się jeździec, patrząc z utęsknieniem na gotową łódź.
- Wiem, o co ci chodzi - westchnął brunet i odciągnął przyjaciela na bok, aby zajęci jeźdźcy nie mogli ich usłyszeć. Czkawka zmarszczył ciemne brwi. - Będę miał oko na Astrid, obiecuję. - Wzrok wodza od razu powędrował ku narzeczonej, która rozmawiała z Lauren. Jak długo to jeszcze potrwa? Tydzień ? Miesiąc? Pytał z żalem w myślach sam siebie.
- Rozumiem, że nic się nie zmieniło- smutny głos Nate'a wywołał Czkawkę z myśli o pięknej wojowniczce. Spuścił głowę i pokręcił przecząco.
- Ułoży się, zobaczysz - uśmiechnął się przyjaciel wodza.
- Mam taką nadzieję - odparł chłopak, choć czuł bezradność. Przypomniał mu się poranek, kiedy szedł szybko do zagród Svena. Zauważył na ganku lekarki swoją narzeczoną, która wolno zakładała buty. Wyglądała na niewyspana - jej oczy pozbawione były blasku, skóra blada, a kości policzkowe wyostrzyły się znacząco. Czkawka nie miał żadnych wątpliwości- Astrid strasznie schudła przez ponad tydzień, odkąd Eira zmarła, ale blondyna nadal nie chciała pomocy.
Gdy dziewczyna spostrzegła, że szatyn wpatruje się w nią, błyskawicznie ubrała drugiego buta i wskoczyła na siodło Wichury.
Co mógł zrobić wtedy Czkawka ? Polecieć za nią i przemówić do rozsądku ? Powiedzieć, że zachowuje się jak dziecko ? Dla obojga była to ciężka sytuacja, ale wódz nie rozumiał, dlaczego Astrid odtrąciła go. Przecież miał być jej mężem...
- Idź do niej. - Brunet popchnął lekko przyjaciela ku Astrid, która spojrzała na niego. W tym wzroku chłopak wychwycił ciekawość, ale i udrękę. Zupełnie jakby dziewczyna wołała o pomoc samym spojrzeniem.
- Astrid, możemy pogadać? - Zapytał, czując jak serce przyspiesza. Lauren położyła dłoń na wychudzonym ramieniu jeźdźczyni, po czym odeszła do Nate'a, który dyskretnie chwycił dłoń swojej dziewczyny. Astrid udawała, że nie widzi tej sceny, więc całą swą uwagę skupiła na wodzu.
- Chcę, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć - zaczął wolno, patrząc w niebieskie oczy ukochanej. - Chcę ci pomóc...- Jeździec przerwał na chwilę, wypuszczając powietrze.
- Potrzebuje czasu- rzekła cicho, a Czkawka zadrżał, gdy usłyszał jej wątły głosik. Skinął tylko głową, czując jak w jego szmaragdowych oczach wzbierają łzy.
Przesunął się do ukochanej, niepewny tej czynności, ale Astrid nie opierała się. Kiedy wódz objął ją czule, poczuła rozlewające w jej wnętrzu ciepło, które poraziło ją swą leczniczą mocą. Westchnęła z ulgą, czując, że właśnie tego potrzebowała. Zapach Czkawki działał na nią kojąco, wręcz usypiająco. Przyległa do niego mocno, a sekundę później czuła, jak chłopak kołysze ją. Poddała się temu bez cienia sprzeciwu, zarzucając drobne ręce na jego piegowaty kark.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz- wyszeptał do jej ucha, na co dziewczyna uroniła łzę. Astrid była tak bardzo zagubiona, że nie panowała nad tym, co się z nią dzieje.
Szatyn oderwał się od niej delikatnie, ale tylko po to, by złożyć czuły pocałunek na sinych ustach narzeczonej. Dziewczyna jęknęła, a przez jej ciało przeszła burza dreszczy, jakby wpadła do lodowatej wody. Uchyliła lekko wargi, czując jak język Czkawki wolno łączy się z jej własnym. Po chwili oderwali się od siebie, oddychając nieco szybciej.
- Kocham cię- wyszeptał tuż koło ucha wojowniczki. Astrid zamknęła oczy, rozkoszując się dotykiem oddechu jeźdźca na jej szyi.
           Wikingowie dali parze jeszcze chwilę, ale  Smark zaczął się niecierpliwić. Chrząknął jednoznacznie, przywołując zakochanych do rzeczywistości.
- Muszę iść - szepnęła jeźdźczyni,odrywając się od chłopaka. Czkawka wytarł koniuszkami kciuków jej słone łzy i ucałował jej usta po raz ostatni.
         Dwadzieścia minut później siedział na pomoście wraz z Lauren i Szczerbatkiem, którzy odprowadzili wzrokiem długą łódź, która na końcu zlała się wraz z horyzontem.  Wódz odprowadził przyjaciółkę do domu, po czym ruszył do Sawa i Ethana, którzy obiecali pomóc w tworzeniu pewnego projektu. Plan stworzony był z myślą o Astrid i ich wspólnej przyszłości.





Pytanko: czy długość Wam odpowiada? Dawać szczere odpowiedzi! :P 

5 komentarzy:

  1. Nononono smile...genialny jak zawsze xd Brakuje mi słów ;) Długość jest spk. Czytać takie blogi to po prostu marzenie! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Passion ! A czytać takie komentarze, to miód dla mojej " twórczości " xD

      Kiedy u Ciebie będzie nexcik? :D

      Usuń
    2. Planuję dzisiaj ;) najpóźniej jutro xd

      Usuń
  2. DObra na początku miałam napisać jakie to cudowne opisy nam pokazujesz ale NIE! Najpierw będzie opieprz! Ten Ver mi się nie podoba, pokonał Nate'a i jeszcze się do Astrid przystawia o nie kochana Smile, żadne takie! Niech ona lepiej szybko wraca na Berk a nie nowe życie zaczyna, pff...!
    No a teraz...Jak cudownie się to wszystko czyta. Miałam tutaj spore zaległości ale dzięki temu widzę jak dużo zmieniło się w Twoim stylu pisania (oczywiście na lepsze). Jak to czytam to po prostu to wszystko widzę, takie to...no Cudowne po prostu. Lepszego określenia nie znam.
    Tak w ogóle, to żal mi Astrid. Jak wiesz sama też szykuję dla niej coś tam złego no ale twoja to chyba została żywym kościotrupem. Nie wiem czy ona to wytrzyma ale ja nie, niech już wróci na Berk i będzie szczęśliwa!
    No a tak na poważnie(postaram się :D . Kocham to opko no i kocham Ciebie Smile, szybciutko, bardzo ładnie proszę o next :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem okropna, ale ja tu wrócę.... Przygotuj się. Będę się rozklejać....

    OdpowiedzUsuń