Jak matka z synem
Czkawka snuł się po wiosce, nie wiedząc, co ma robić. Rozglądał się z jakąkolwiek pracą, ale każdy wiking świetnie sobie radził i nie potrzebował pomocy wodza. Tak więc jeździec po prostu doglądał wikingów wraz ze Szczerbatkiem, który towarzyszył przyjacielowi od samego rana, choć sam miał smętny humor. Smok ciągnął swój długi ogon po ziemi, brudząc przy tym protezę, ale Czkawka nawet nie zwrócił uwagi gadowi, jak było wcześniej.
Po jakiejś godzinie wódz dotarł do portu, gdzie Valka wraz z Chmuroskokiem pomagała wyławiać ryby. Wokół kręciła się garstka nastolatków, którzy za karę czyścili łodzie z planktonu, muszli i wszelakich śmieci, które przyczepiły się do burt i dzioba.
- Cześć, mamo- przywitał się Czkawka, kiedy podeszła do niego kobieta o ciemno- brązowych włosach ściągniętych w jeden długi warkocz.
- Już skończyłeś pracę? - Zapytała ze zdziwieniem, wcześniej witając się z synem. Valka zajęła się głaskaniem Szczerbatka, który zamruczał w geście podziękowania.
- Taa- mruknął szatyn, drapiąc się odruchowo w kark. Szmaragdowe oczy starszej jeźdźczyni błysnęły w świetle słońca, kiedy przyglądała się dwudziestotrzylatkowi.
- Co się dzieje? - Zapytała po chwili. Tak naprawdę Valka nie musiała o to pytać, by wiedzieć, że coś męczy swojego syna. Czkawka odwrócił do niej wzrok i westchnął z rezygnacją.
- Chodzi o Astrid -wytłumaczył szeptem tak, jakby bał się, że ktoś go usłyszy. Przepuścił kilku rosłych wikingów, którzy szli z wiklinowymi koszami wypełnionymi po brzegi rybami.- A dokładniej to, w jaki sposób się zachowuje.
Valka skinęła głową, choć w jej oczy błysnęły ze współczuciem. Kiedy zirytowany chłopak po raz kolejny musiał przepuścić znajomych mieszkańców, Valka rzuciła:
- Co powiesz na wspólny lot? - Szczerbatek od razu podskoczył na magiczne słowo i pobiegł susłem do przyjaciela, który zaśmiał się z jego reakcji.
Matka i syn wystrzelili w powietrze jak z procy i skryli się pomiędzy białymi chmurami, gdzie nie było najmniejszego wietrzyka.
- No dalej, wyrzuć to z siebie- zachęciła Valka, kiedy znaleźli się kilkaset metrów od ukochanej Berk. Chłopak spojrzał w jej kierunku, a kiedy ujrzał jej zmartwioną twarz, zdał sobie sprawę, jak wspaniałą mamę ma. Mimo że jeźdźczyni zniknęła z życia Stoika, a co najważniejsze z życia Czkawki, chłopak nie miał żalu. Zdawało mu się, że doskonale rozumiał postępowanie rodzicielki, ponieważ on również zrobił by wszystko, by tylko chronić smoki, no może nie do końca, gdyż Czkawka wiedział, że bez Astrid nie mógłby żyć.
- Pokłóciliście się? - Zapytała po chwili, gdy Czkawka zatracił się w myślach.
- Tak jakby...-Odparł i zrelacjonował mamie ostatnie dni, zachowanie swej narzeczonej, a nawet wyraził swą opinię na ten temat. Chłopak chciał pomóc Astrid w tych trudnych dniach, ponieważ doskonale rozumiał ból po stracie rodzica, ale bardziej martwiło go to, że dziewczyna po prostu odrzucała pomoc, szczególnie z jego strony, co przyprawiało wodza o jeszcze większą troskę. Znał wojowniczkę najlepiej ze wszystkich mieszkańców Berk i nie musiał nawet pytać, czy coś nie gra. Widać było to w jej oczach, które były wtedy jakby przygasłe, a sama Astrid zaczynała milczeć i unikać szmaragdowego spojrzenia narzeczonego.
- Oh, myślałam, że sobie radzi- jęknęła Valka z nieukrywaną troską wobec przyszłej synowej. - Kiedy pytałam jak się miewa nawet się uśmiechała...
- Cała Astrid- westchnął Czkawka i puściwszy siodło, wyprostował się. - Rozumiem, że wini Ethana o śmierć Eiry, ale to nie on jest winny - ciągnął dalej jeździec, patrząc gdzieś w dal. Przed nimi roztaczały się tylko białe chmury, przez które od czasu do czasu przelatywały cienie ptaków lub smoków.
- Wydaje mi się, że ona on tym wie, tylko nie potrafi tego zaakceptować - odparła kobieta cicho, czując jak żal w jej sercu wzrasta.
Następne minuty były ciszą, która odpowiadała matce i synowi. Czkawka czuł się bezsilny. Dotychczas wszystko układało się dobrze: sprawy Berk, sojusze, związek wodza z piękną wojowniczką i planowana z nią przyszłość... Życie nauczyło już Czkawkę tego, że uwielbia robić psikusy; szkoda tylko, że w tak okropny sposób. Chłopak starał się jak mógł, poświęcał siebie, ale i w pewnym sensie bliskich, by wyspie niczego nie zabrakło. Możliwe, że ślepe zapatrzenie w opiekę nad ludźmi przysłoniła pamięć Czkawki o tym, jak bardzo Astrid jest dla niego ważna. W tej sytuacji szatyn mógł mieć pretensje tylko do siebie.
- Kiedy ja i twój ojciec mieliśmy gorsze dni, rozmawialiśmy o tym- powiedziała Valka po niecałych dziesięciu minutach. Przelatywali właśnie nad Kamiennymi Wzgórzami, które zasiedliły gronkle trzy lata temu.
- Tak po prostu? - Spytał zaskoczony wódz, patrząc przygasłymi oczyma na mamę.
- Cisza niczego nie rozwiąże - wytłumaczyła kobieta z lekkim uśmiechem.- Poza tym, chyba nie macie innego wyboru, skoro planujecie ślub.
Czkawka skinął głową, dziękując w ten sposób za radę i chęci wysłuchania. Wątpił jednak, że ślub odbędzie się w wyznaczonym terminie, który ustanowił wraz z Astrid na początek maja- miesiącu poświęconym bogini ogniska domowego i małżeństwa.
Po trzygodzinnym locie Valka i Czkawka wrócili na Berk z nieco lepszym humorem. Wódz zajął się budową szkółki medycznej Lauren, a Valka udała się do Akademii, gdzie uczyła dzieci jak obchodzić się z dzikimi smokami.
Czkawka kilka miesięcy temu wpadł na pomysł, aby utworzyć coś na wzór smoczej szkoły. Valka i Śledzik uczyli dzieci wszystkiego o smokach- oczywiście pomijając niektóre kwestie, gdyż uważali, że młodzi jeźdźcy nie są wystarczająco dojrzali. Uczniów było dziewięcioro: sześciu chłopców i trzy dziewczynki. Mieli zaledwie osiem lat, więc przyswajali wiedzę odpowiednią do ich wieku. Sączysmark zajmował się szkoleniem nastolatków w walce wręcz- czasem pomagał mu Nate bądź Astrid. Jorgersonowi szło całkiem nieźle, zważywszy na to, że grupa nastolatków była nieco buntownicza. W skład przyszłych wojowników wchodziło aż szesnaście osób, więc Berk, w razie ataku wroga, mogła czuć się bezpieczniej.
Bliźniaki nie mieli dużej zdatności do uczenia, więc co drugi dzień uzupełniali zapasy dla smoków, sprzątali klatki po gadach i pomagali łowić ryby. Czkawka był pod niemałym zaskoczeniem, kiedy zauważył, że Szpadka i Mieczyk pracują bez kiwnięcia palcem.
Zaś Astrid nie miała konkretnego zajęcia. Codziennie trenowała w lesie, latała z Wichurą, pomagała mieszkańcom w pracy, zdarzało się, że wykonywała projekty siodeł i ich wytwarzaniem, ale i tak ta praca nie równała się z wykonaniem Czkawki. Chłopak westchnął na myśl o pięknej jeźdźczyni, która ostatnio mąciła sprzecznymi emocjami w jego sercu. Współczuł Astrid utraty ukochanej matki, rozumiał jej ból, ale dziewczyna w ostatnich dniach stała się oschła, jakby jej serce stało się jak lód. Latała całymi dniami na Wichurze; Czkawka zgadywał, że nie jadła wiele. Nie chciała również rozmawiać z nikim, odtrącała pomoc i pomyśleć, że to wszystko przez pojawienie się Ethana. Czkawka osobiście nic do niego nie miał, nie mniej jedynak, czuł w jakiś sposób żal. Nie miał zamiaru obwiniać strudzonego po latach tułaczki wikinga, ponieważ związek Czkawki miał kryzys. Wódz mocno wierzył, że Astrid w końcu się podda. Nie należała do osób pozbawionych uczuć i prędzej czy później przełamie się i porozmawia na spokojnie ze swoją rodziną.
- Hej, Czkawka- zawołała jak zawsze wesoło Lauren, zadzierając w górę głowę, gdyż jeździec znajdował się na dachu. Wódz pomachał przyjaciółce i zszedł za pomocą drabiny na dół. Szatynka trzymała tacę z wodą z cytryną i małe kulki razowe nadziewane owocowym musem.
- Jak praca ? - Spytała lekarka, oglądając szkielet budynku, który za jakiś czas stanie się jej wymarzoną szkółką. Czkawka otarł usta z lukru i popił wodą, ponieważ kulki były nieco suche.
- Właśnie kładziemy dach- odparł i gestem dłoni przywołał Nate'a, który właśnie lądował wraz z kolejną dostawą fundamentów.
- Dacie radę we dwójkę? - Zapytała zaskoczona dziewczyna i odstawiła tacę na kamienną studnię. Piorun schował dumnie swe pomarańczowe skrzydła i wyprostował długą, pasiastą szyję, pokazując tym dostojność.
- Jesteśmy wikingami! - Rzucił z głośnym okrzykiem Nate i zaczął rozbierać swego smoka z ładunku. Czkawka dołączył do niego i ściągnął przymocowanie, które zapewnione było mahoniem.
- Zawsze macie takie wytłumaczenie? - Zaśmiała się Lauren, pokazując skrawki swych białych i idealnie prostych zębów. Pytanie zostało bez odpowiedzi. Wódz i jego dobry przyjaciel przytaknęli i wyszczerzyli się w uśmiechu.
- Widziałeś może Astrid? - Zapytał w pewnej chwili szatyn, kiedy wraz z Natem znajdowali się na szczycie szkieletu szkoły. Jeździec wbił kolejny gwóźdź i spojrzał poważnie w oczy przyjaciela.
- Taa- mruknął, zastanawiając się nad dalszą odpowiednią. W końcu usiadł i chwycił szmatę, którą wytarł lepkie od potu czoło. Czkawka dosiadł się do niego, tuż obok grubej belki. - Nie chcę się wtrącać, ale Astrid zachowuje się ostatnio dziwnie.
Gorzej, pomyślał szatyn, wzdychając przed siebie.
- Nie wiem, jak do niej dotrzeć - powiedział smutno Czkawka. Jeździec nie byłby sobą, gdyby się czymś nie martwił. Kiedyś jego myśli zaprzątał strach o Szczerbatka i to, że Stoik każe go zabić. Teraz w sercu młodego wodza wzrastał strach o Astrid i o jej stan psychiczny.
- Wygląda na to, że teraz i ją wszystko przerasta- odparł na to Nate, patrząc zmęczonym wzrokiem na ciężki młotek.
Mężczyźni siedzieli tak jakiś czas, dopóki zaczęli kontynuować pracę. Czkawka starał się jakoś wyprzeć myśli o Astrid, ale one- jak na złość, tylko mocniej rozbrzmiewały w jego głowie niczym powracające echo. Postanowił, że zaraz po skończonej budowie, poleci szukać dziewczyny. Może teraz uda się ją przekonać...
Astrid wylądowała miękko obok schodów prowadzących do Twierdzy. Pogłaskała Wichurę, dziękując w myślach, że przynajmniej smoczyca jest z nią. Dziewczyna wspięła się na ciemnoszare i kamienne schody, patrząc w prawo, gdzie Wichura dołącza do swojego stada.
Gdy tylko uchyliła ciężkie drzwi, fala ciepłego powietrza uderzyła w nią niczym potężny wicher. Astrid ogarnęła wzrokiem salę, która jak zawsze lśniła czystością. Jeźdźczyni, patrząc wprost, pomyślała o ślubie, który zbliżał się wielkimi krokami. Co prawda wraz z Czkawką nie ustalili konkretnej daty, ale para chciała odbyć ceremonię w maju.
- Hej, Astrid! - Usłyszała znajomy głos. Obróciła się i ujrzała Śledzika, który wraz z Mieczykiem siedzieli przy małym stoliku obok drzwi. Dziewczyna podeszła do przyjaciół, uśmiechając się lekko na powitanie. - Jak tam?
Pytanie Śledzika było dwuznaczne, co Astrid wychwyciła od razu. Blondyn wpatrywał się w nią, czekając na odpowiedź. Naprawdę martwił się o przyjaciółkę.
- Jakoś daje radę - uspokoiła go wojowniczka, dodając do tego uśmiech. Była to połowa prawdy, gdyż Astrid nadal tęskniła za mamą- i to nigdy się nie zmieni, ale z biegiem czasu zaczęła się przyzwyczajać, że nie zwróci się do kobiety "mamo". W oczach blondyny zabłyszczały łzy, dlatego odwróciła się i westchnęła.
Dopiero, gdy wróciła z powrotem do przyjaciół, zauważyła, że Mieczyk nie odezwał się ani razu. Widocznie i jego coś trapi- uznała narzeczona wodza.
- Hej, Mieczyk, gdzie Szpadka? - Zagaiła dziewczyna. Śledzik przerysowywał mapę, ale uważnie słuchał rozmowy. Podniósł zielone spojrzenie na Astrid, jakby chciał w ten sposób zatrzymać jeźdźczynię przed zadaniem tego pytania.
- Nie mam pojęcia - odparł chłopak. Jego głos brzmiał tak obojętnie, że Astrid nieco się wzdrygnęła. Szare oczy bliźniaka skupione były na kubku, w którym chłopak mieszał słodki miód.
- Coś się stało? - Zapytała wojowniczka, przesiadając się naprzeciw blondyna.
- Nic- uciął chłopak krótko. Astrid nie potrzebowała ani chwili dłużej, by wiedzieć, że zły humor Thorsona związany był z jego siostrą. Chwilę potem bliźniak wstał gwałtownie i nie żegnając się z dwójką jeźdźców, wyszedł. Zaskoczona Astrid przeniosła wzrok na otyłego blondyna. Śledzik westchnął ciężko i usiadł na miejsce Mieczyka.
- Mieczyk jest wściekły na Szpadkę - wyznał wiking. Astrid skinęła głową, marszcząc przy tym jasne brwi.- Słyszałem, że ona i Smark są...no wiesz...
W przypływie ogromnego szoku, dziewczyna niemal krzyknęła. Odchyliła się nieco od stołu i spojrzała z niemal strachem na Śledzika.
- Parą ?! - Chłopak skinął nieśmiało głową, a jego wypukłe policzki zaróżowiły się. - Jak to w ogóle możliwe ?
Jeździec wzruszył ramionami, popijając nietknięty przez Mieczyka miód. Kliku wikingów z tyłu zaśmiało się, przywołując tym uwagę narzeczonej wodza. Astrid odwróciła się, obawiając się, że mieszkańcy usłyszeli nowinę.
Sączysmark i Szpadka? Zapytała siebie w myślach. Astrid wiedziała od jakiegoś czasu, że Jorgerson zabiega o dziewczynę, ale myślała, że to w pewien sposób żart, który jednak okazał się prawdą. Dlaczego tego nie zauważyłam? - To pytanie przeszło od razu przez myśl wojownicze.
- Ponoć wcześniej zerwali - dodał Śledzik cicho. Astrid otworzyła szeroko oczy, czując złość, że żadne z przyjaciół jej o tym nie powiedziało.
- Dlaczego Mieczyk jest w takim razie zły na Szpadkę? - Zapytała po minucie dziewczyna.
- Bo uważa, że Smark nie będzie dla niej dobry...A ona ciągle mu wybacza...- Astrid w życiu nie słyszała takiej wieści. Zaskoczenie ciągle z nią wygrywało, a ona nie mogła się otrząsnąć.
- Ostatnio słyszałem, jak Mieczyk gadał do Szpadki, że będzie tego żałować- powiedział blondyn i zaczął powoli sprzątać stół. Drzwi do sali uchyliły się i wszedł przez nie Sączyślin wraz z Sączysmarkiem. Wikingowie skinęli głową do Hofferson i Śledzika w geście powstania, na co przyjaciele odparli tym samym.
Astrid miała ochotę natychmiast podejść do Sączysmarka i poważnie z nim porozmawiać, ale zniechęciło ją to, że czarnowłosy żywo rozmawiał z ojcem i Pyskaczem.
- Było by dobrze, gdyby Czkawka z nimi pogadał. Wydaje mi się, że tylko on umie ich utemperować- powiedział Śledzik, patrząc w tym samym kierunku, co niebieskooka.- Na mnie czas. Na razie!
Śledzik pożegnał się z Astrid i wyszedł szybkim krokiem sali w towarzystwie Sztukamięs. Dziewczyna pozostała chwilę sama, przyglądając się jeszcze Sączysmarkowi. Nie mogła jednak czekać na niego w nieskończoność, więc również wyszła z sali i udała się na spacer.
Głowa Astrid bolała ją coraz bardziej od natłoku myśli. Nie dość, że sama znalazła się w nieciekawej sytuacji, to do tego doszły problemy z bliźniakami. Rodzeństwo rzadko się kłóciło, ale kiedy to się działo, powód był poważny. Tak jak teraz. Dziewczynie nie umknęła również myśl, że Mieczyk po prostu martwi się o siostrę. Nie chce, aby zmarnowała siebie życia, choć to trochę przesadne określenie. Saczysmark jest...niezbyt skory do okazywania uczuć, a Szpadka jest kobietą, która mimo wszytko pragnie ciepła i miłości od mężczyzny. I to martwiło Mieczyka najbardziej, że Smark nie da jej tego, na co Szpadka zasługuje.
Astrid nagle przywołała wspomnienie o Ethanie. Czy gdyby był z nimi od początku, też by dbał o swą młodszą siostrę? Jakby wyglądała ich relacja teraz?
Dziewczyna podniosła zmęczone spojrzenie ku gwiazdom, które powoli pojawiały się na niebie wraz z księżycem w postaci rogalika. Gdyby była z nią Eira, na pewno by pomogła swej córce. Zawsze to robiła. Kiedy nastoletnia Astrid zaczynała czuć coś więcej do syna wodza, wpadła niemal w panikę. Co powiedzą ludzie? Przecież to nadal ten wątły chłopiec, mimo że wytresował nocną furie. Na początku po prostu ignorowała szybsze bicie serca ilekroć Czkawka znajdował się obok niej. Miała wtedy siedemnaście lat- myślała, że niedługo jej przejedzie. Potem, gdy założyli Smocza Krawędź, uczcie tylko się pogłębiło. Wtedy porozmawiała o tym z mamą. W pierwszej chwili Eira była zachwycona tym, że jej córka zaczyna się interesować takimi rzeczami. Kobieta zawsze marzyła, aby jej ukochana córka dobrze wyszła za mąż, ale nie sądziła, że serce Astrid wybierze syna wodza.
- Sama będziesz wiedziała -odparła z uśmiechem Eira, kiedy blondynka wyznała, że nie ma pojęcia o prawdziwości uczucia. Szczególnie tak mylnego jak zakochanie, które większość ludzi myliło z miłością.- Poza tym, Czkawka to bardzo miły chłopiec i wydaje mi się, że ciebie także lubi.
Jak miłe były takie wieczory, kiedy za oknem szalała burza, a Astrid wraz z mamą rozmawiały przy kubku gorącego mleka. Ile by dała, aby móc przeżyć jeszcze jeden țaki wieczór...
Dziewczyna potrzebowała z kimś porozmawiać na temat bliźniaków ale też i o sobie. Czuła, że jej serce pragnie rozmowy z tatą i co najważniejsze- musiała przeprosić za swoje zachowanie. Najpierw wolała poczekać jeszcze jeden dzień, choć od kłótni z Czkawką minęły już trzy dni. Bądź co bądź tęskniła za nim...
Dzień był bardzo przyjemny. Słońce delikatnie ogrzewało spracowanych wikingów, dodając energii i dobrego humoru. Lekki wiaterek z północy bawił się kosmykami mieszkańców Berk, przyprawiając nie jedną kobietę o nerwy. Lauren zamknęła z uśmiechem drzwi, przedtem wpuszczając Nate'a.
- Byłeś na patrolu? -Zagaiła od razu szatynka i podeszła do blatu, na którym wolno smażyły się słodkie naleśniki. - Jak co dzień -odparł jeździec, spadając na krzesło przy stole, na którym Lauren postawiła świeże kwiaty. Cały dom był wysprzątany na błysk: podłoga pozamiatana i powymywana, w szafach zapanował porządek, nawet świeżo wyprane zasłony pachniały ziołami.
- Znalazłeś coś? - Spytała lekarka, ciągnąc temat. Jeździec odwrócił wzrok od oliwkowych fieranek i uśmiechnął się.
- Jakąś dziką wyspę- odparł znużonym głosem, jakby była to dla niego codzienność. Spojrzał z powrotem na Lauren, która stała do niego plecami i przewracała na drugą stronę naleśniki. - Może...ee..chciałabyś wybrać się kiedyś ze mną?
Dziewczyna odwróciła się zaskoczona propozycją.
- Pewnie. Przydałby się mi dzień wolny- mrugnęła do niego, a Nate poczuł, że się czerwieni.
- To..f-fajnie - chrząknął, chcąc zasłonić tym swoje jąkanie.
Nastała cisza, przerywana skrzeczeniem smażących się naleśników. Chłopak wstał wolno i podszedł do blatu, by nalać sobie parzonej pokrzywy. Czuł się nieco niezręcznie, jak zawsze ilekroć spędzał czas z Lauren. Spojrzał na nią ukradkiem, zachwycając się jej delikatną urodą. Mały nosek, usta malowane delikatnym różem, czekoladowe oczy i policzki usiane małymi piegami.
- Co tak patrzysz? - Spytała dziewczyna ze śmiechem. Nate natychmiast wrócił do wlewania napoju do drewnianego kubka.
- Nic- mruknął szybko. Lekarka pokręciła tylko głową, nadal śmiejąc się cicho. Zaraz po tym podała na stół kilkanaście naleśników polanych miodem, musem z jabłkami i cynamonem.
- Nie dość, że jesteś świetną lekarka, to i w kuchni nieźle sobie radzisz- oznajmił jeździec, jedząc trzeciego placka. Dziewczyna skwintowała to szczerym " dziękuję" i włożyła na talerz dokładkę.
- Więc teraz mieszka z tobą Astrid, tak ? - Zapytał Nate godzinę później, kiedy oboje myli naczynia, ponieważ Czkawka poprosił przyjaciela, aby dyskretnie wypytał szatynkę o wojowniczkę.
- Tak, ale tylko tu śpi - mruknęła kobieta, tracąc dobry humor na wzmiance o przyjaciółce. - Codziennie rano gdzieś wylatuje.
Nate skinął głową i wytarł sztućce, które podała mu Lauren, a następnie włożył je do szuflady. - Próbowałam z nią rozmawiać, ale ona zawsze tłumaczyła, że się spieszy.
Lauren przypomniała sobie ostatni poranek, kiedy siedząc w kuchni i jedząc śniadanie, próbowała namówić Astrid na rozmowę, ale blondynka szybko wymknęła się z domu.
- Nie martw się- powiedział wesoło Nate, ogarniając silnym ramieniem szatynkę. - Jestem pewien, że w końcu wszystko się ułoży.
Lauren westchnęła tylko i położyła głowę na klatkę piersiową chłopaka, który na ten gest wzdrygnął się nieco.
Trwali w takim uścisku jakiś czas, dopóki do domu nie wpadła Astrid, otwierając ostro drzwi. Para natychmiast odsunęła się od siebie, jakby oparzona, ale wojowniczka zdążyła wychwycić ich uścisk.
- Będę na górze - powiedziała od razu Astrid. Szybkim krokiem dostała się do schodów i zniknęła za drzwiami pokoju gościnnego. Czerwieni Lauren i Nate wymienili spojrzenia, ale nic nie powiedzieli. Chwilę później jeździec zdecydował, że pójdzie do domu.
- Lauren, chciałbym, abyś spróbowała porozmawiać z Astrid jeszcze raz- poprosił czarnowłosy, kiedy oboje stali na ganku.- Wydaje mi się, że tobie ufa teraz najbardziej.
- Spróbować zawsze można - odparła z lekkim uśmiechem.
- Dobrze. To...dobranoc. - Nate pochylił się nieznacznie i pocałował szatynkę w policzek. Dziewczyna zaczerwieniła się i również życzyła wikingowi dobrej nocy. Wracając do domu, Lauren spojrzała w górę, gdzie Astrid wyskakiwała przez okno wprost na grzbiet Wichury.
Szatynka z niedużym bólem w sercu obiecała sobie, że pomoże przyjaciółce w tych trudnych chwilach.Widocznie Lauren nie zdawała sobie sprawy, że Astrid bezgłośnie woła o pomoc.
Więc wracam do Was, mordki :D Kto się cieszy? :P
Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej mi się pisać i tym razem Was nie opuszczę, zwłaszcza, że mam tydzień wolny, bo trzecie klasy piszą matury :P Miłej niedzieli, kochani :)
Pierwsza ^^
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowite, a ja jestem najgorsza, bo nie umiem ci nic napisać lepszego i jeszcze sie spóźniam. Jestem do dupy wiem to! Ważne, że ty jesteś wspaniała. Rozwijasz się, masz genialnego bloga. Cudowne pomysły! Mistrzowsko kreujesz bohaterów, emocje, uczucia i akcje. Powalasz kochana. To jeden z moich ulubionych rozdziałów. Uwielbiam te takie długie przemyślenia bohaterów. To jest urocze <3 A to wszystko jest wspaniałe. I to ostatnie zdanie *.* Kocham całą sobą Misia <3
UsuńDziękuję za mile słowa, Hero :*
UsuńCóż staram się ^^ Chcę jeszcze trochę namieszać, szczególnie w hiccstrid :') :D
<3
OdpowiedzUsuńJesteś najlepsza! Masz zarąbiste pomysły i widać twoją pracę nad tą historią. Od pierwszego rozdziału który już był niesamowity, piszesz coraz lepsze. Na prawdę można się tego od ciebie uczyć. Super blog. Wiem ,że komentuję pierwszy raz, ale wcześniej się na niego nie natknęłam ;) Pochłonęłam całą napisaną przez ciebie historię jak gąbka i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Mam prośbę. Mogłabyś przeczytać coś z moich wypocin xd chociaż jeden rozdział i powiedzieć co myślisz? Ciekawa jestem bardzo twojej opinii zwłaszcza ,że jesteś na prawdę dobra w pisaniu.
OdpowiedzUsuńTu masz linka ;)
http://czkastrid.blogspot.com/
Dziękuję z góry :D
Marzenie czytać tak miłe komentarze :D Od razu mordka się cieszy ^^
UsuńDziękuję baaaardzo i z chęcią przeczytam Twojego bloga ;)