Wszyscy stali na klifie, przy zachodzącym świetle słońca. Nikt się nie odzywał, nikt nawet nie chciał. Ta niespodziewana wiadomość zstąpiła na wikingów z Berk niczym najgorszy huragan. Czy się z tego podniosą? Marne szanse, lecz oni nigdy się nie poddają. Wierzą, że ich bratnia dusza, Eira Hofferson, zasiadła przy stole wojowników u samego ojca Odyna i czeka, aż oni przybędą do niej, żeby w swej najważniejszej godzinie podjąć walkę u boku Thora, w Ragnaroku.
Rodzina Hoffersonów wydawała się jakby bez życia. Na ich smutnych, udręczonych żalem twarzach, wypisany był ogromny ból po stracie żony i matki. Ciężko było im to przyjąć do wiadomości, a zaakceptować - jeszcze gorzej.
Skrzydlate stworzenia tak samo jaki ich wierni przyjaciele, również zachowywały wielką powagę. Rozumiały sytuację, która tak okropnie dotknęła Berk. Wandale byli ich rodziną, przyjęli ich do swego "stada". Smoki lojalne do samego końca, czuły pustkę. Gościła ona w ich wielkich sercach, postanawiając już nigdy się nie zabliźniać. Nie tylko Hoffersonowie stracili bliską im osobę. Lecz tak samo wikingowie i smoki.
Saw wciąż ocierając płynące łzy, śledził dębową łódź, która niosła ze sobą ciało jego ukochanej. Mógł mieć za złe bogom, że nabrali mu jego żonę? Oczywiście, że tak. Lecz godził się z tym, gdyż taka wola Odyna. Czuł pustkę w swej duszy, jakby część mu jej zabrano i już nic nigdy miało jej nie zastąpić. I rację miał ten, kto powiedział, że gdy rodzi się człowiek dusza jego rozszczepia się na dwie połówki. Celem życia tego człowieka jest znalezienie drugiej cząstki w drugiej osobie, z którą spędzi resztę życia. Saw znalazł, kochał ją najbardziej na świecie, był gotów oddać za nią życie, lecz niestety nie pozwolono mu tego uczynić. Teraz będzie żył ze świadomością, że za jakiś czas spotka wybrankę swego serca, lecz dopiero gdy i jego czas nadejdzie.
Jeźdźcy z żalem w ich oczach patrzyli jak Astrid, tulona przez Czkawkę, nie przestaje płakać, a ciszę przerywa czasami jej rozrywający serce na pół szloch. Czkawka również nie powstrzymywał łez. Mimo że był wodzem, to gdy tylko popatrzył na łódź, od razu przypominał mu się jego ojciec. Wiedział doskonale co czuje Astrid. Sam przeżywał to samo, ale gorsze było to, że nie mógł się z nim pożegnać. Uratował mu życie, lecz nigdy chłopak nie powiedział mu przy końcu, jak bardzo go kocha i jak bardzo żałuje, że to nie on jest na jego miejscu.
Ethan, stojący lekko na uboczu, ale blisko ojca, miał ochotę skoczyć z klifu. Stracił matkę jak był jeszcze małym chłopcem, tak bestialsko rozdzielili go z rodziną. Tułał się po świecie, szukając swych rodziców, a gdy wreszcie ich znalazł, ponownie w połowie utracił. Tym razem na zawsze, bo wiedział, że dopóki nie umrze, nie zobaczy matki. Brakowało mu jej okropnie, bo po dwudziestu trzech latach, mógł z nią pobyć przez kilka dni. O wiele za krótko jak na tak długą rozłąkę. Jego serce również krwawiło, gdy patrzył na Astrid i Sawa. Oni mieli ją na co dzień więc było im gorzej się z nią rozstać. On zdążył się przyzwyczaić, lecz i tak ciężko żyło mu się ze świadomością, że to jego wspólnicy doprowadzili do śmierci jego matki. On na to pozwolił. On jest temu winny.
Pyskacz wiedząc, że to już czas, podszedł do kamienia, przy którym ustawione były strzały i łuki. Wziął po jednym i kierując twarz w stronę oceanu, rozpoczął przemowę:
- Odynie nasz, przywitaj z szczerym zachwytem i chwałą jedną z naszych sióstr, z klanu Wandali. Walkirie przeprowadźcie ją bezpiecznie, aż do samych bram cudownej Valhalli. Thorze, wychwalaj jej imię, jak najgłośniej, żeby wszyscy wiedzieli, co uczyniła za życia. Bo życie swe oddała, żeby córkę uratować - W tym momencie Astrid mocno zakuło serce, bo wiedziała, że tylko dzięki mamie żyje. Dziękowała jej za to z całego serca, a słowa Pyskacza, rozłupały jej duszę na pół - Dajcie jej możliwość opiekowania się z góry naszą Berk, bo przez wszystkich była tu kochana. I wszyscy będą pamiętać o niej, na zawsze. Bo dziś poległa... Kowal dał znak jeźdźcom, żeby kontynuowali, gdyż sam nie dałby rady. Za bardzo go to przerosło.
- Wojowniczka - szepnęła Szpadka, biorąc jeden łuk.
- Żona - powiedział Śledzik, stając u boku Thorston.
- Matka - dopowiedział Sączysmark, a jego słowa trafiły z niewyobrażalną mocą do Czkawki. Ojciec-przypomniał sobie wypowiedziane trzy lata temu przez Pyskacza słowa, gdy żegnali Stoika Ważkiego.
- Przyjaciółka - zakończył Mieczyk, doskonale dobierając słowa. Wszyscy mieli w Eirze, oparcie, każdemu pomagała. Teraz oni musieli jej pomóc w ostatniej drodze.
Pyskacz zdając sobie sprawę, że i Astrid i Saw nie dadzą rady wystrzelić strzał, podał łuk Czkawce, przez to, że był wodzem i narzeczonym Astrid, więc tym samym przyszłym zięciem Sawa. Haddock niechętnie oddał Astrid w ramiona Śledzika, który zaraz pojawił się obok nich. Brunet kiwnął głową przyjacielowi i skierował się na środek klifu, do ogniska.
Dokładnie jak trzy lata temu, pomyślał, oglądając się na swoich przyjaciół i matkę. Zanim podpalił strzałę, odetchnął.
- Berk nigdy nie zapomni ile dobrego dla nas zrobiłaś Eiro. Wszyscy jesteśmy ci winni podziękowania, a ja jako wódz, z głębokim żalem cię żegnam. Wiem jednak, że zasiądziesz przy stole królów i będziesz na nas oczekiwać. Bo to nasze życie jest zbyt zaskakujące, żebyśmy wiedzieli, w którym momencie Odyn zechce nas mieć u swego boku - powiedział, zapalając strzałę i przykładając ją blisko twarzy, wymierzył w środek łodzi - Niech Thor przywita cię z należytym szacunkiem, droga Eiro Hofferson - szepnął cicho, po czym wypuścił strzałę, która pognała daleko w ocean, ostatecznie wbijając się w drewno. Szybko łódź zajęła się ogniem, a po Czkawce w chmury powędrowały strzały wystrzelone przez Sączysmarka, bliźnięta, Pyskacza, Valkę i Nate'a.
Astrid mocno wtulała się w grube futro przyjaciela. Nie potrafiła patrzeć przez ciągłe łzy na łódź, która znikała we mgle. Pozostawała po niej jedynie jasna łuna nad granatowym oceanem. Blondynka była w beznadziejnym stanie. Psychicznie już prawie nie dawała rady. Straciła matkę, swoją rodzicielkę, tylko przez głupią wojnę. Już nie przytuli jej na dobranoc, nie powie "kocham cię, mamo", nie poczytają ulubionych książek, nie porozmawiają o dręczących blondynkę, sprawach, nie spędza już razem czasu, nie będzie jej miała obok siebie, w momencie gdy najbardziej jej będzie potrzebować. Eira już nie ujrzy córki na ślubnym kobiercu. Kobieta była przeszczęsliwa, gdy dowiedziała się o planowanym ślubie swej córki. Pokazywała nawet projekty sukni, które sama szyła...
Przykro mi, wciąż brzęczały jej słowa Lauren, gdy lekarka oznajmiła jej tę okropną wiadomość. To nie prawda!, wrzeszczała wtedy głośno, zalewając twarz łzami. Nawet teraz dalej wrzeszczała, jej dusza wrzeszczała za utraconą matką, za bliską przyjaciółką, za wzorem, który widziała w swojej rodzicielce. Teraz nie został jej już nikt i nic. Co prawda miała Sawa, Czkawkę, Wichurę, przyjaciół i całe Berk, lecz teraz jakby wszyscy dla niej znikli. Pozostała sama pustka, cisza, nierozerwalna przeszkoda, która dzieliła ją od matki.
Smoki smutne, wraz z wystrzałem ostatniej strzały, ryknęły żałośnie schylając swoje potężne głowy ku ziemi. Szczerbatek podniósłszy łepek po odczekaniu należytej chwili, podreptał do Czkawki i patrząc w ocean, wystrzelił kule plazmy w geście honorowego smoczego szacunku. Po nim uczyniły to samo inne smoki, wyrażając głęboką więź ze zmarłą.
Całe plemię powoli zaczęło się rozchodzić, a Czkawka polecił Pyskaczowi zabrać wszystkich na stypę do Twierdzy. Na klifie pozostał tylko on sam i Hoffersonowie oraz Wichura z Szczerbatkiem. Smoczyca podbiegła do swojej właścicielki, otulając ją skrzydłem, a blondynka przytuliła się do jej ciała. Czkawka trzymał rękę na mordce swojego przyjaciela, a już prawie całe schowane za widnokręgiem słońce, ostatnimi promykami wysuszało jego łzy. Ethan patrzył krótką chwilę na ocean, a potem skierował się ku wodzowi.
- Wrócę do celi - szepnął mu na ucho, co zdziwiło chłopaka.
- Idź do Twierdzy - polecił mu za to jeździec Nocnej Furii i poklepał po ramieniu - Potrzebujesz wsparcia, nie samotności - powiedział, posyłając mu lekki uśmiech. Eithan otarł twarz i udał się do Wielkiej Sali.
Niedługo po nim klif opuścił też Saw, ówcześnie całując podobiznę Eiry i wyrzucając ją daleko w ocean. Czkawka wiedział, że w ten sposób kochanej osobie, pokazuje się, że już na zawsze pozostanie w sercu i nic nie zmieni miłości tej osoby względem umarłej.
Gdy zostali sami, a księżyc wstąpił na nieboskłon, Czkawka przysiadł się do Astrid i odrywając ją od smoczycy, otarł kciukiem jej łzy. Przytulił ją mocno do swojego torsu, opierając się plecami na Szczerbatku, który usiadł obok nich.
- Nie płacz, nie mogę patrzeć jak płaczesz - szepnął cicho, lekko kołysając swoją narzeczoną. Przez to, że ona cierpiała, on cierpiał jeszcze bardziej.
- Czkawka - wychlipała - tak bardzo mi jej brakuje - wyszeptała, pierwszy raz od początku pogrzebu. Haddock ucałował jej czoło.
- Wiem. Ale twoja matka zrobiła coś niesamowitego. Uratowała życie mojej ukochanej. Tak samo jak mój ojciec moje - zaczął, a wojowniczka zaczęła stopniowo uspokajać się w jego ramionach - Astrid, pamiętaj, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Gdyby nie nasi rodzice, nie bylibyśmy razem. Oni poświęcili za nas swoje życie. Nie możemy o tym zapomnieć. Bo tylko dzięki nim, nasza miłość przetrwała, As - dokończył.
- Dziękuję - odparła, głaskając chropowate łuski Wichury.
- Miłość jest wieczna, Astrid. Nigdy nie przestaną nas kochać - szepnął, mocniej otulając ją ramionami, bo trzymał w rękach cały swój świat.
Mijał już drugi dzień od pogrzebu Eiry. Szok, który towarzyszył wikingom dowiedziawszy się o jej śmierci nadal im towarzyszył. Mieszkańcy Berk pracowali smętnie lub całkowicie oderwali się od pracy i gromadzili w twierdzy, aby powspominać jak dobrą i łagodną kobietą była Eira.
Bogowie musieli dobrze znać ból braci i sióstr zmarłej, ponieważ Thor- bóg piorunów ale i władca wszelakiej pogody, zesłał nad Berk ciężkie, szare chmury, z których kapały ogromne krople. Przez nagłą zmianę pogody, wikingowie całkowicie rzucili narzędzia pracy i znikały albo w ciepłych domach, albo w chłodnej twierdzy.
Czkawka przez cały czas czuwał przy Astrid w domu Hoffersonów. Dziewczyna nie miała siły na nic; nie jadła, mało co piła, nie rozmawiała z nikim. Wódz czuł się tak żałośnie, widząc jak cierpi jego ukochana, że miał ochotę krzyczeć. Blada twarz blondynki zdradzała, że Astrid jest na skraju wytrzymałości. Leżała bezwiednie w ciepłym łóżku, okryta do połowy grubym kocem. Włosy miała w całkowitym nieładnie, ubrania leżały gdzieś w kącie...
Dziewczyna myślała o swojej ukochanej mamie, którą ujrzy dopiero, gdy sam Odyn wezwie ją do siebie. Po delikatnie rumianym policzku spłynęła kolejna łza, którą nie chciała wycierać, ponieważ wiedziała, że następny potok słonej cieczy zamoczy jej niebieską koszulę.
- Astrid, spróbuj zasnąć- szepnął Czkawka, który leżał wraz z narzeczoną w łóżku. Chłopak opierał się o wezgłowie dużego łoża, tuląc do torsu wojowniczkę. Jego serce pękało za każdym razem, gdy słyszał stłumiony szloch jeźdźczyni.
- Ciii...- mruczał wódz, kołysząc Astrid w ramionach i głaszcząc ją po złotej głowie.
Czkawka usłyszał delikatne stąpanie po drewnianych schodach. Do zaciemnionego pokoju weszła nieśmiało Lauren ubrana na czarno. Dziewczyna miała na boku małą torbę, w której trzymała najpotrzebniejsze rzeczy. Uśmiechnęła się lekko do przyjaciela, ale i ona wyglądała na wycieńczona. Wódz pokręcił przecząco głową, wiedząc o co chciała zapytać lekarka. Lauren podeszła wolnym korkiem do narzeczonych i usiadła po lewej stronie. Zabrała ze stolika świeżą wodę i nalała do kubka, dosypując czegoś zielono- żółtego. Czkawka skrzywił się, czując okropny odór naparu.
- Astrid- zaczęła lekarka, patrząc z powątpieniem na wodza.- Musisz to wypić.
Szatynka podała naczynie wojowniczce, która wzięła je bez problemu. Zajrzała w głąb kubka i wypiła jego zawartość jednym chlustem.
- To ci pomoże zasnąć- wytłumaczyła i ścisnęła rękę przyjaciółki.
- Dziękuję...- wyszeptała Astrid, zamykając oczy, jakby wypicie mieszanki ziółek przyniosło jej ukojenie.
Godzinę później Astrid mocno spala. Czkawka nie miał serca, by ją opuścić, ale musiał zajrzeć jeszcze do Sawa i Ethana, który był "pod opieką " Sączysmarka. Wódz ucałował ukochaną w czoło.
- Śpij dobrze- wyszeptał z czułością i przykrył ją szczelniej kocem. Szczerbatek obserwował parę bardzo czujnie, leżąc w najciemniejszym kącie pokoju. Bardzo lubił Astrid a gdy dziewczyna była smutna to i również on.
- Zostaniesz?- Zapytał Czkawka nocą furie szeptem. Szczerbatek wyprostował się nagle i usadowił się wygodnie na łóżku, gdzie spala Astrid, dając do zrozumienia, że chce ją wesprzeć.
- Dziękuję, mordko - powiedział z uśmiechem wódz i wyszedł.
Saw siedział na dole, patrząc jak słońce chowa się za grubą linią oddzielającą ocean od nieba.
- Jak się czujesz?- Spytał Czkawka, stając na ostatnim schodku.
- Byle jak- odparł.- Co z Astrid?
Chłopak usiadł naprzeciw przyszłego teścia i westchnął.
- Dopiero zasnęła- powiedział. - Ciężko to znosi.
Saw kiwnął w geście zrozumienia.
- Myślałem, żeby Astrid przeniosła się do mnie na jakiś czas- ciągnął Czkawka, patrząc miękko na starszego wikinga. Blond-włosy mężczyzna zmarszczył czoło, zastanawiając się nad propozycją wodza.
Czkawka, widząc wątpienie na twarzy wikinga, ciągnął dalej.
- Myślę, że u mnie nie będzie jej tak brakować...Eiry- ostatnie słowo wyszeptał, nie chcąc przywoływać bólu, który już nieco zelżał u Sawa.
- Jeśli Astrid się zgodzi, nie widzę problemu- rzucił miło wojownik, choć w jego oczach malowało się cierpienie i łzy.
- Może ty potrzebujesz czegoś? - Spytał szatyn ze współczuciem. Saw pokręcił głową i podrapał się po złotej czuprynie.
- Pójdę do twierdzy. Ethan niezbyt dobrze przeżywa ostatnie dni- odparł i odsunął się powoli od stołu, zakładając ciepłe futro. Czkawka również podniósł się, choć żal mu było zostawiać ukochaną w takim stanie, mimo że Lauren zapewniała, iż Astrid nie obudzi sie przez następne kilka godzin.
Nate, jako jeden z nielicznych, ostro pracował w kuźni. Mimo że nie było zbyt ciepło, wiking pracował bez koszulki. Jego jasne oczy błyszczały z coraz to nowszą wściekłością. Od zdarzenia z Loganem minął tydzień, ale chłopak nadal nie mógł zapomnieć jego oschłych słów, twarzy zapłakanej Lauren, która zaczynała stawać się dla niego kimś o wiele ważniejszym. Serce wojownika przecinał również płacz Astrid, którą przyrzekł chronić. Blondynka pomogła mu pogodzić się ze śmiercią Perły, więc przyszedł czas aby się odwdzięczyć. Sam nie wiedział, na czyje barki spadła wina śmierci Eiry. Jego, Ethana czy najeźdźców. Być może ktoś zrzuciłby na wrogów, którzy zaatakowali niczego nieświadoma Berk. Nate przecież widział, jak jeden z wojowników wypuszcza strzałę, która mknie wprost na Astrid. Mógł zareagować szybciej, skoczyć pomiędzy blondynę a Toma. Nie tylko Ethan czuł wyrzuty sumienia...
- Nate?- Usłyszał ciche wołanie swojego imienia. Odwrócił się i ujrzał Lauren, na której widok jego serce zabiło mocniej. Chłopak odłożył miecz i dopiero wtedy zauważył, że pod wpływem agresji całkowicie wygiął stał. Rzucił broń do stojaka, do którego trafiały bezużyteczne bronie.
- Hej- powiedział tylko i chwycił szarą koszulę. Założył ją a potem nałożył prostą zbroję złożonej z łusek węgorza północnego.- Byłaś u Astrid?
- Taak- mruknęła i weszła dalej, siadając na pierwszy napotkany stołek. Nate przyjrzał się jej dokładniej, przypominając sobie o ostatnim pocałunku. Wciąż nie miał odwagi zapytać, czy to było prawdziwe czy wymuszone chwilą. - Jest załamana.
Lauren zerknęła na przyjaciela, który dostrzegł ból w jej oczach. Usiadł blisko niej i objął niepewnie. - Taka jest wola Odyna -powiedział.- Mimo że jest to cholernie ciężkie, muszą pogodzić się z tym, co się stało.
- Wiem...- Westchnęła, czując kłucie w klatce piersiowej, widząc załamaną Astrid i Sawa. Po chwili Lauren wtuliła się nieśmiało w ramię bruneta, który zesztywniał. Co prawda przytulał ją na pogrzebie, ale to nie było to samo.
- Muszę cię o coś zapytać- wyznał po chwili Nate drżącym głosem. Dziewczyna odkleiła się od niego i zbadała go swoimi ciemnymi oczyma.
- Tamten wieczór...- Zaczął, uciekając wzrokiem. Lecz nie musiał mówić dalej, ponieważ Lauren w mig pojęła, o co chodzi. Zarumieniła się i odchrząknęła.
- Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Przepraszam.
Nate zmarszczył czoło i uśmiechnął się pierwszy raz od śmierci Eiry. Złapał ją delikatnie za rękę, nie pozwalając jej uciec.
- Nie masz za co przepraszać- odparł.- Mi się podobało...
Lauren ledwie usłyszała jego wyznanie. Odwróciła głowę zaskoczona, wpatrując się świdrującymi oczyma w jego chłodne spojrzenie, które tym razem wydawało się iskrzyć.
- Ja nie wiem, co powiedzieć- rzuciła po chwili, patrząc jak Nate zaplata ich dłonie ciasnej.
- Może dajmy sobie czas, co?- Zapytał, czując jak jego serce łomocze. - Ostatnie wydarzenia mocno nami wstrząsnęło...
Lauren była w niemałym szoku. Chłopak, do którego żywiła malutkie uczucie, właśnie je odwzajemniał. Dziewczyna skinęła głową w geście zgody, jednak nie mogła się powstrzymać i musnęła delikatnie jego usta. Wojownik zamrugał szybko, czując na wargach jakby muśnięcie skrzydeł. Nie mógł się jednak wczuć, ponieważ pocałunek skończył się szybciej niż przypuszczał. Lauren zostawiła go oszołomionego i bez pożegnania wyszła z kuźni.
Ethan siedział sam w kącie, pijąc kolejną porcję mocnego trunku. Jego twarz przyjęła mocno czerwonej barwy, co było charakterystyczne, jeśli wypiło się za dużo gorącego miodu. Blondyn zginął w swoich własnych myślach, przeklinając siebie za to, że dał się podpuścić Loganowi. Ah, gdyby tylko dorwał tego drania w swoje ręce! Jednak po chwili porzucił myśl o zemście i powrócił myślami do swojej mamy, którą zdążył poznać. Sam nie wiedział, czy dobrze robi, szukając rodziny. Mógł teraz żyć w spokoju gdzieś daleko stąd, ciesząc się z ogniska domowego. Może miałby teraz żonę i dzieci..?
Chyba za dużo wypiłem. Mruknął w myślach i spojrzał na Smarka, który wraz z bliźniakami i tym grubym siedzieli przy kolumnie podpierającej dach.
Jeźdźcy siedzieli w ciszy, co jakiś czas wymieniając krótkie zdania, aż w końcu każdy sobie poszedł, oprócz Sączysmarka, który usiadł naprzeciw Ethana, jednak nie chciał mu przeszkadzać.
Blondyn skrzywił się, gdy zauważył, że skończył się alkohol. Odłożył kubek do reszty, która walała się po całym stole. Jorgerson podniósł zdziwiony brwi, ale wzruszył tylko ramionami, gdy jego wzrok spotkał się ze wzrokiem starszego wikinga.
Ethan zamknął oczy i położył głowę na drewnie, myśląc, co ma zrobić dalej. Widział, jak jego siostra posyła mu pełne żalu spojrzenie. Rozumiał, że winiła go za śmierć ich matki. Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. Gdy tylko sytuacja się uspokoi, wyjedzie z Berk. Nie będzie więcej źródłem kłopotów. Gdyby mógł najchętniej oddał by życie za matkę.
Prawdziwi Hoffersonowie dbają o swoich. Nawet za najwyższą cenę. Dudnił w jego głowie oskarżycielski głos Astrid.
Myśli stały się zbyt ciężkie aby znów nad nimi dumać. Ethan osunął się na ławę, uśpiony ambrozją wikingów...
Podziękujcie SuperHero, gdyż to dzięki niej rozdział pojawił się tak szybko. I po drugie: to właśnie jej dedykuję ten nn, ponieważ Hero napisała opis pogrzebu. Jesteś wielka, jeszcze raz dziękuję!!! :D
PS. Zachęcam do komentowania :)
Ja nie wiem co powiedzieć. Dla mnie? Na serio? Kochanie dziękuję! <3
OdpowiedzUsuńOj tam, nie masz za co dziękować. To była przyjemność Misia ❤ ❤ ❤
Biedna Astrid. Jest z nią okropnie, ale wiem, że musi to być dla niej bardzo ciężkie. Czkawek zabierze ją do siebie? To dobrze. Będzie się lepiej czuła przy ukochanym. :*
Nauren kwitnie wokół nas ❤ aqwwwwwww ❤
Ahhj Eithan - chłopie, nie wiem co ci powiedzieć. Może lepiej, żebyś wyjechał? To lepszy pomysł.
Kochana, brawo, brawo. Świetny rozdział. Bardzo :* Mówię tu tylko o twojej części bo moja to może jakoś ewentualnie się prześlizgnie... :*
Przeslizgnie się? Kobieto, wyciskaczu łez, jesteś niesamowita ! Uwielbiam twoje opko i dla mnie rzadzisz, misia ^^ :*
UsuńDzięki, zawsze mogę na Ciebie liczyć ^^ :D
<3 Jezu cudowne <3 <3 ale znów ryczę :'( Dobra teraz trochę ochłonęłam :'( Dziewczyno jestem pesymistką i szybko wprowadzam się w stan żalu, beznadziejności i wg. Ale ten next wyparł u mnie wielkie emocje bo był żal ,smutek za stratą żony, matki , przyszłej teściowej oraz pojawiła się tu słodycz i jakby nie patrząc bardziej popłakałam się na momentach jak Czkawka przytulał naszą As i przy ich rozmowie na klifie niż na pogrzebie... <3 Jedynym słowem skleiłaś moje złamane serducho <3
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że rozdział ci się podobał. I dziękuję, że chce ci się komentować :)
Usuń0:50 a jutro szkoła
OdpowiedzUsuńBrawo ja!
Co do rozdziału to przy poprzednim i przy tym rycze biedna Astrid.. troche rozumiem jej rodziców ale mogli jej powiedziec.. Pogrzeb tak wzruszający... po prostu rycze.. nie moge to było takie smutne... ale rozdział i tak był wspaniały i cudowny ;)
Ja mam ferie, więc szaleje xD
UsuńRodzice As nie chcieli jej mówić, ponieważ przypominało to o bólu po stracie synka. A po drugie po co o tym wspominać, kiedy ich syn już nigdy się nie odnajdzie ?
Taka logika :P
Dziękuję za każdy kom, to naprawdę dużo znaczy ! :* :)
Też mam ferie <3
Usuń