sobota, 25 listopada 2017


Czas wielkiej bitwy





                 Mijały dni, a o Drago nikt nie słyszał. Czkawka pożyczał smoka Astrid i wyruszał na długie patrole, daleko od granic Berk. Blondyna obawiała się o życie męża, jednak wiedziała, że on potrzebuje chwili samotności. Musiał poukładać wszystkie myśli. Inaczej Czkawka popadnie w jeszcze większy dołek.
Młoda kobieta znalazła nowe zajęcie. Niemal codziennie przychodziła do domu Lauren i Nate'a, by pomóc przyjaciołom w opiece nad małym. Czasami Astrid sprzątała dom, robiła obiad, a Lauren w tym czasie ogarniała zajęcia związane z noworodkiem. Teraz obydwie kobiety siedziały na kanapie w salonie, rozkoszując się naparem z imbiru. Szatynka odchyliła głowę i położyła ją na miękkiej poduszce.
- Zmęczona?  - Zapytała Astrid, uśmiechając się delikatnie. Lekarka pokręciła przecząco głową.
- Nie. Po prostu czuję się błogo - odparła szczerze. - Aron, jak na razie, przesypia spokojnie nocki.
Wojowniczka skinęła głową. Dotychczas nie zdawała sobie sprawy, że cisza może być taka przyjemna. Częsty płacz dziecka w nocy na pewno nie jest przyjemny.
- Zobaczymy za kilka miesięcy - zachichotała Astrid, szturchając ramię przyjaciółki. Lauren obrzuciła ją chłodnym wzrokiem, a potem prychnęła.
- Ciebie też to niedługo czeka, kochana - przytaknęła jej szatynka i dopiła herbatę. - A, właśnie, jak się czujesz?
Jeźdźczyni wzruszyła ramionami.
- Różnie. Dziś akurat dobrze, ale wczoraj czułam się masakrycznie. Rano wymiotowałam, potem jęczałam z bólu głowy - westchnęła kobieta, wspominając wczorajsze nudności. Czkawka starał się jej ulżyć, ale kiedy zrobił jajecznicę, Astrid pogoniła go z domu. Jak się okazało, wódz dodał za dużo soli, przez co blondynka najpierw się zdenerwowała, a potem zaczęła płakać.
- Ale mimo wszystko, nie mogę się doczekać, aż zobaczę nasze dziecko. Jeszcze siedem miesięcy - powiedziała Haddock, dokładnie wiedząc, kiedy upływa tydzień za tygodniem.
Lauren zaśmiała się głośno, ale musiała zgodzić się z przyjaciółką. Czekanie na dziecko to jeden z piękniejszych momentów w życiu przyszłej mamy.
Miłą rozmowę przerwał nagły płacz Arona. Lauren westchnęła ciężko i ruszyła na górę, tupiąc ciężko nogami.

Czkawka leciał właśnie nad Skalistymi Plażami, gdzie znalazł kiedyś nowy gatunek smoka. Rozłożył mapę na plecach Wichury i spojrzał, gdzie jeszcze musi zajrzeć. Skierował smoczycę na zachód, by sprawdzić stare jaskinie, gdzie handlarze nielegalnie sprzedawali towary. Uwagę wodza przykuły kilka pozostałości po ogniskach. Jeździec wylądował więc i poszedł do jednego z pozostałych ognisk. Dotknął kamieni, stwierdzając od razu, że kamienie są zimne. Mimo to drewno było niedopalone, więc ktokolwiek tu był opuścił to miejsce całkiem niedawno.
- Co o tym myślisz, Wichura? - Mruknął mężczyzna do gada. Smoczyca zacharczała po swojemu i nastroszyła kolce, by po chwili je schować. Czkawka przeszedł obok kilku ciemnych kamieni obmytych wodą, i spojrzał na brzeg, gdzie leżała strzała. Podniósł ją, choć przeczuwał, jaki symbol tam znajdzie. Insygnia Drago.
- Wracamy na Berk - powiedział szatyn i sprawnie wskoczył na grzbiet Wichurki. Mężczyzna przeczuwał, że wojna niebawem nadejdzie. I mimo że wyspa była świetnie przygotowana, jej przywódca nie mógł pozbyć się uczucia, że coś pójdzie nie tak.


Był środek nocy. Astrid już dawno spała, zakopana w ciepłym kocu. Czkawka wszedł do ich sypialni cicho, by nie budzić żony. Położył zapalona świecę na swój nocny stolik i przeszedł do łazienki, gdzie szybko się przebrał. Usiadł następnie na skraju łóżka i przeczesał długie włosy. Ze zdziwieniem zauważył, że brązowe kosmyki są dłuższe niż kiedykolwiek.
Wódz położył się na swoją stronę i zdmuchnąwszy świeczkę, objął Astrid, całując delikatnie jej policzek. Kobieta chuchnęła przez sen, ale nie obudziła się. Czkawka pomyślał jeszcze o Szczerbatku. Jak bardzo żałuje, że go zostawił. Ale przecież musiał. Tam była jego prawdziwa rodzina, której Haddock nigdy nie był w stanie zastąpić. Wódz przymknął oczy, domagając się snu. Był wyczerpany i jedyne, czego pragnął, to ciepło wygodnego łóżka i dotyk ukochanej żony.

Noc zdawała się być cicha, spokojna, jak każda poprzednia. Jednak piękny obrazek miłej nocki przerwał przeraźliwy ryk smoków. Z początku nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Gdy wycie gadów,nie ustało, z chaty wyszedł Saczysmark. Poprawiał futro i zaspanym wzrokiem spojrzał na Hakokła, który nerwowo drapał w ściany domu wikinga, zapewne by go zbudzić.
- Ej, co się dzieje? - Mruknął Jorgerson, spokojnie przechodząc do swego przyjaciela. Z początku koszmar ponocnik przytulił się do Saczysmarka, a następnie wyciągnął długą szyję i ryknął w niebo. Wojownik podążył wzrokiem na czarny nieboskłon. Po chwili runął z niego rój płonących strzał zmierzających prosto na przerażonego Smarka. Wiking krzyknął głośno, gdy zasłonił go skrzydłem Hakokieł.
- Co się... Atakują! Ludzie, budźcie się! Wróg na wyspie!
Saczysamrk starał się myśleć logicznie i sprawie, jednak strach, że nieprzyjaciel wkroczył niemal go paraliżowała. Nie zwlekając, Sączysmark wskoczył na siodło Hakokła i szybko pognał do wodza.
Nie zajęło mu to nawet dwóch minut. Jorgerson niemal wyrwał drzwi z zawiasów, wbiegając do środka.
- Czkawka! - Krzyknął wojownik, wspinając się po schodach na górę. Kilka razy zapukał, co bardziej brzmiało jak walenie w mosiężne drzwi. Chwilę później stanęła przed nim zaspana Astrid. Kobieta przetarła oczy, starając się nie namoczyć na Jorgersona. Powstrzymała atak złości za przerwany sen i ziewając, spytała:
- Co się dzieje?
- Budź Czkawkę, wróg na wyspie!  - Wykrzyczał prosto w jej twarz. Blondynka natychmiast ozywila się.
- Jak to? Atakują? Teraz?
- Nie, pojutrze! No jasne, że teraz! - Wrzeszczał, przepychając się do sypialni Haddocków. Czkawka właśnie szedł w jego kierunku ze zmartwiona miną.
- Drago? - Szepnął wódz.
- Nie wiem. Jak tylko zobaczyłem strzały, przyjechałem do ciebie - Odparł natychmiast. Czkawka skinął głową. Wyjrzał przez okno, dostrzegając tylko jak ludzie biegają w popłochu, szukając broni.
- Sączysmark, zbierz pierwszą wartę wraz z jezdzcami. Smoki mają krążyć nad wrogiem. Zorientuj się, ilu ich jest i KTO nimi dowodzi. Pierwsza warta ma was osłaniać z ziemi -zarządził hardo Haddock. Jorgerson nie wydusił z siebie żadnego "ale". Skinął głową, jak na lojalnego wojownika i przyjaciela przystało, a potem wybiegł z domu niczym  strzała. Nie zamknął za sobą nawet drzwi.
Astrid odwróciła się do męża. W jej oczach błyszczał ogromny strach. Wiedziała, że bitwa prędzej czy później ich dopadnie, ale nie sądziła, że w samym środku zimy. Wróg musi być naprawdę zdeterminowany, aby osłabić Berk, o ile nie zniszczyć...
Jeździec ubrał już swój kostium, dopinał tylko ostatni pas. Poprawił następnie sterownik i westchnął cicho.
- Czkawka...- Zaczęła ledwie słyszalnie Astrid. Przez chwilę załamał się jej głos. Wódz zwrócił wzrok na swą ukochaną i poczuł jak nogi mu się uginają. Musiał ją zostawić, by bronić wyspy i domu. By zapewnić bezpieczeństwo jego ludziom. Musiał pożegnać się z nią, jakby widział swą miłość po raz ostatni. Podszedł do niej szybko i pochwycił w ramiona tak mocno, jak nigdy wcześniej. Trzymał ją długo, blisko siebie, napawając się jej słodkim zapachem. Astrid łkała w jego szyję. Nie wiedziała, co ma robić. Najbardziej w świecie pragnęła, by nie musiał być wodzem. By mógł po prostu zostać z nią cały czas. Ale los wybrał inaczej. A ona musiała się z tym pogodzić...
- Kocham cię, Czkawka... Nawet nie wiesz, jak bardzo - zaszlochała głośniej. Mimo że mówiła sobie, że będzie silna - nie potrafiła. Nigdy nie rozstawała się z ukochanym w tak drastycznej chwili...
- A ja kocham ciebie. Najmocniej na świecie - odpowiedział najczulej jak potrafił. Jego miękki głos na chwilę uspokoił drżące serce wojowniczki. Oderwała się powoli, by spojrzeć w jego cudowne oczy. Uśmiechnęła się minimalnie, gdy Czkawka ocierał jej słone łzy.
- Posłuchaj mnie, Astrid - rzekł, wyrównując oddech. - To może być nasza ostatnia chwila.
- Nie mów tak - przerwała mu gwałtownie, czując atak paniki.
- Nie wiem, jaki los spisali dla mnie bogowie, ale za wszystko i tak jestem wdzięczny. Między innymi za tak cudowną miłość, którą mnie darzysz - pocałował jej czoło, ale ona wciąż drżała.
- Teraz uważnie mnie posłuchaj - mówił dalej, patrząc w jej smutny wzrok. - Dziecko, które nosisz, jest naszą jedyną nadzieją. Jeśli coś pójdzie nie tak, chcę, żeby ono pamiętało kim jest. Żeby było pewne, jak wspaniała jest nasza Berk.
- I jak wspaniałego ma ojca - dodała cicho, schylając głowę. Objęła swój niewielki brzuch i wzięła głośny, nierównomierny oddech.
Czkawka uśmiechnął się lekko i klęknął przed swoją królową. Z czułością pocałował jej brzuch, żegnając się tym samym ze swoim dzieckiem. Następnie powstał i nachylając się, połączył swe usta z ustami ukochanej. Być może po raz ostatni.








 Krótko, ale jest. Jak się podoba? ;3
Zostawcie komentarz :D Macie może jakieś teorie na następny rozdział? 


*gif Leffie-draws-fanart, tumblr*

środa, 15 listopada 2017

Witaj na świecie


                Noc zawisła już dawno nad niemałą wioską wikińską, ale mimo to, dwójka małżonków siedziała przed kominkiem, rozkoszując się jego ciepłem. Astrid trzymała w ręku kubek gorącego mleka z miodem, które przygotował dla niej Czkawka. Teraz wódz wioski siedział pochylony nad stołem, przeglądając po raz kolejny notatki. Ostatnie wywiady na całym Północnym Archipleagu doniosły, że Drago był widziany na nielegalnych targach broni. Informacja ta była niezwykle ważna, ponieważ Czkawka zdołał określić na jakiej wyspie wróg może przebywać. Dzięki ciężkiej pracy Berk i jej sojusznicy byli perfekcyjnie przygotowani. Brakowało tylko odwagi, by stanąć przed Drago po raz kolejny. By spojrzeć mu w oczy i przypomnieć sobie złe wspomnienia, które zapewne namącą w sercach mieszkańców.
- Czkawka, chodź już spać. Jesteś wykończony - powiedziała Astrid, wstając niechętnie. Podeszła do męża i objęła go od tyłu. Jej malinowe usta z czułością musnęły czubek głowy szatyna.
- Już kończę - mruknął, jednak posłuchał żony i szybko pozbierał papiery. Włożył je następnie do specjalnego kosza i odłożył na prawowite miejsce.
- Snoggletog już za tydzień - powiedziała blondynka, tupiąc nogami o drewniane schody. Czkawka przytaknął tylko, a kiedy znaleźli się w sypialni, zamknął drzwi i zdjął protezę lewej nogi. Czasami go uwierała, więc odpoczynek od niej był niemal błogi.
Astrid szybko przebrała się w łazience i wyskoczyła do łóżka, wzdychając ciężko. Mimo że nie pracowała już w akademii, czuła się zmęczona. Nie tylko wpływał na to fakt, że jest w ciąży, ale dlatego, że od pewnego czasu pomagała w porcie. Oczywiście Czkawka zabronił jej ciężkiej pracy i przemęczenia się, ale dziewczyna nie mogła wytrzymać bez zajęcia. Poszli więc na ugodę - Astrid miała pomagać łatać zerwane sieci rybackie i wraz z Wichurą tropić ławice ryb. Małżeństwo postanowiło również, że nie powiedzą na razie nikomu o ciąży. Czkawka był zdania, że ta informacja mogłaby dotrzeć do kogoś nieodpowiedniego i ten ktoś mógłby to wykorzystać. Astrid dodała również, że powiedzą najpierw rodzinie, a potem całej wiosce. Jednak na razie cieszyli się z tej wiadomości tylko we dwoje. Szatyn ułożył się po swojej stronie i westchnął rozmarzony. Wyciągnął ramię i objął nim takie żony tak, że  jego dłoń spokojnie spoczywała na jeszcze płaskim brzuchu żony.
- Nie mogę się doczekać reakcji naszej rodziny - powiedział, delikatnie jeżdżąc palcami po jej nagiej skórze. Astrid uśmiechnęła się szeroko.
- Na pewno będą szczęśliwi - odpowiedziała. Wtuliła się następnie w tors męża, który ucałował na dobranoc jej policzek. Zasnęli wtuleni w siebie, niesieni spokojnym snem, który przyszedł bardzo szybko.

Następny dzień zapowiadał się wyśmienicie. Jednak był to tylko pozór. Zdenerwowany Czkawka wyszedł z twierdzy, trzaskając dużymi drzwiami. W dłoni trzymał list otrzymany od Marion. Przywódczyni napisała, że jej wyspa została napadnięta w nocy. Na szczęście oddział wroga był nieliczny, ale Czkawka przeczuwał, że Drago już zaczyna bawić się jego cierpliwością. Szatyn poprawił futro na plecach i ruszył do Pyskacza. Musiał zasięgnąć rady kowala, który przeżył niejedną bitkę. W międzyczasie pomyślał o Szczerbatku i o tym jak bardzo  mu go brakuje. Ze zdziwieniem zauważył, że widział przyjaciela ponad dwa miesiące temu. Lecz ból nie zmalał. Nadal tęsknił za ukochanym gadem, za wspólnymi lotami, ale musiał odłożyć ten ból na bok. Musiał skupić się na wiosce, jej bezpieczeństwu oraz ciężarnej żonie, która stała się dla niego ważniejsza niż kiedykolwiek. Wódz wszedł do kuźni, zastając tam również matkę. Przywitał się z nią całusem w policzek i z przyjemnością usiadł koło pieca.
- Słyszałem o Marion. Co chcesz zrobić? - Zapytał Pyskacz. Czkawka westchnął i wzruszył ramionami.
- Wyślę tam kilku jeźdźców. Zbadają teren i zostaną na kilka dni - odpowiedział niemrawo, jakby nie miał siły nawet na mówienie. - Denerwuje mnie to ciągle czekanie. Z jednej strony chcę znaleźć Krwawdonia, ale z drugiej nie mogę ryzykować...
Poddał się wódz. Czkawka wyjrzał przez okno. Ludzie jak co dzień pracowali, śmiali się podczas rozmów, a dzieci biegały, bawiąc się wesoło. Byli bezpieczni. Do czasu.
- Nie dziwię ci się - powiedział jako pierwszy Pyskacz. Kowal rzucił szmatę na bok i usiadł ciężko przy drzwiach. Nie miał już tej kondycji, jak kilka lat temu i kilka godzin pracy już dawało się we znaki. - Ale pamiętaj, że cokolwiek postanowisz, cała Berk będzie z tobą.
Szatyn uśmiechnął się lekko. Była to prawda. Wszyscy, którzy mogli, najchętniej chwyciliby za miecz i ruszyło do ataku.
- Oby nie zbyt wysokim kosztem - dodał cicho i wyszedł z kuźni, rzucając jeszcze krótkie pożegnanie. Czkawka ruszył do Sączysmarka, aby zwołać kilku jeźdźców. Następnie chciał ruszyć na krótki lot.

Astrid skończyła spacer brzegiem oceanu. Wolno szła w kierunku wioski, nie za bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Nagły brak pracy sprawiał, że kobieta czuła się znudzona. Dotąd żyła w ciągłym biegu, czasem nie mając czasu na normalny posiłek. Najwidoczniej pojawienie się dziecka było niezwykle ważne, aby żona wodza w końcu zaczęła o siebie dbać. I Astrid doskonale to wiedziała. Musiała przestać być zadziorną, surową wojowniczką. No, przynajmniej do czasu, kiedy jej dziecko przyjdzie na świat. Teraz nie liczyła się ona, tylko to maleńkie życie, które już wprowadziło wiele radości do życia Haddocków.
Blond włosa odparła głośno "dzień dobry" do znajomego handlarza i skręciła w lewo, idąc pod górkę, by dotrzeć do wioski. Nie wiedząc, co robić, dotarła do domu Lauren i Nate'a. Zapukała głośno. Gdy usłyszała stłumione "proszę ", weszła do środka. Lauren leżała na kanapie, głaszcząc wolno duży brzuch. Jej twarz krzywiła się w bólu, a sama lekarka oddychała płytko. Astrid od razu przeraziła się, że coś złego się dzieje. Doskoczyła do przyjaciółki i chwyciła ją za dłoń.
- Co się dzieje? - Spytała troskliwie, obserwując twarz szatynki.
- Strasz...strasznie mnie boli - wysapała, gładząc nerwowo brzuch. Astrid otworzyła szeroko usta, domyślając się, co zaraz nastąpi. Zerwała się na równe nogi i pobiegła do kuchni. Chwyciła ręcznik i namoczyła go w wodzie.
- Spokojnie, Lauren, oddychaj - mówiła spokojnie, trzymając przyjaciółkę za dłoń. - Postaraj się równomiernie oddychać, ja sprowadzę Gothi - powiedziała wojowniczka, jednak zanim Astrid ruszyła, zatrzymała ją spocona dłoń lekarki.
- Nie zostawiaj mnie - wyjąkała, oddychając coraz szybciej. Blondynka uśmiechnęła się słabo.
- Zaraz do ciebie wrócę - przysięgła. - Musisz chwilkę wytrzymać.
Astrid odgarnęła grzywkę przyjaciółki na bok, a potem wybiegła szybko, by sprowadzić pomoc. Przy Lauren została tylko wilczyca, Nott, która niespokojnie  krążyła blisko swej pani.


Była już późna noc, kiedy usłyszeli głośny krzyk nowo narodzonego dziecka. Astrid ocknęła się gwałtownie. Zasnęła na ramieniu męża, czekając na ganku. Wraz z nimi był również Ethan, który pomógł wcześniej wnieść Lauren na futra. Nate, kiedy tylko dowiedział się, że jego żona zaczęła rodzić, wpadł w panikę i nie wiedział nawet, gdzie znajduje się jego dom. Pomimo początkowego szoku, postanowił, że będzie przy porodzie. Skończyło się złamanym palcem u ręki, ale niczego nie żałował. Po sześciu godzinach morderczego wysiłku, Lauren wydała na świat zdrowego chłopca, tak jak przepowiadała jej Gothi. Szatynka raz płakała ze szczęścia, potem śmiała się głośno, oczarowana swoim synkiem. Nie zwracała uwagi nawet na to, że do środka weszła trójka przyjaciół, którzy nieśmiało przystanęli niedaleko. Nate trzymał swą żonę za rękę, a drugą dłonią gładził ciemną główkę synka. Astrid dostrzegła łzy w oczach przyjaciela, przez co zabrakło jej tchu. Wyglądali tak szczęśliwie. Jak nigdy dotąd. Delikatnie spojrzała na Czkawkę, a on na nią. Oboje zaśmiali się, myśląc o tym samym.
- Kto chce go potrzymać? - Zapytała Lauren, patrząc na przyjaciół. Jej twarz była czerwona jak burak, włosy spocone, ale nie wyglądała jakby rodziła w bólach kilka godzin. Uśmiech maskował wszystko.
Pierwsza zgłosiła się oczywiście Astrid. Podeszła do przyjaciół i z największą delikatnością pochwyciła noworodka. Poprawiła kocyk, w który mały był zawinięty i uśmiechnęła się do niego.
- Cześć, mały - powiedziała, obserwując twarz dziecka. Delikatnie pobujała maleństwo w ramionach i ucałowała w czoło. - Fajnie, że już jesteś - dodała i spojrzała radośnie na męża. Czkawka wiedział, o czym myśli jego żona. Lauren również dostrzegła to znajome spojrzenie i o mały włos nie powiedziała czegoś, czego nie powinna. Astrid przekazała dziecko wodzowi, który uśmiechnął się do niego.
- Tylko go nie rozpieszczajcie, bo wyrośnie na kolejnego Sączysmarka - rzucił, co wywołało salwę śmiechu w pokoju. - Jak dacie mu na imię?
Nate spojrzał na żonę, która wyszeptała coś, na co wojownik skinął głową.
- Aron - rzekła szatynka.
- A więc niech cię bogowie błogosławią, Aronie - powiedział z czułością, rysując na czole małego wikinga runę Odyna.
Czkawka przyglądał się dziecku przez dłuższą chwilę. Chłopiec był taki maleńki, że aż chwytało za serce. Kto by pomyślał, że takie maleństwo potrafi obudzić tak wielkie emocje. Czkawka chyba dopiero wtedy zaczynał rozumieć, co znaczy być rodzicem. Mimo że jego dziecko jeszcze się nie urodziło, już czuł się jako ojciec. Na pewno było to spowodowane tym, że pierwszy raz trzymał nowo narodzone dziecko. Już nie mógł się doczekać, aż powita swoje własne, które przyjdzie na świat za jakieś osiem miesięcy.
Aron zaczął machać niespokojnie nóżkami i rączkami, więc Czkawka oddał maleństwo Nate'owi. Mężczyzna wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać ze szczęścia.
- Lauren, pomogę ci się umyć - zaproponowała Astrid, powoli wspierając przyjaciółkę przy zejściu z loża. Na ręcznikach i futrach wciąż były ślady porodu, ale nikt nie zwracał na to szczególnej uwagi. W końcu to normalne.
Kobiety ruszyły do łazienki wolnym krokiem. Lekarka wciąż miała obrzmiały brzuch i czuła potworne zmęczenie, jednak musiała zadbać o higienę, aby nie wystąpiły żadne komplikacje. Czkawka usiadł blisko Nate'a, a w ślad za nim ruszył Ethan, który z uśmiechem obserwował nowe życie. Zauważył, jak bardzo ważne jest posiadanie rodziny. I jak bardzo chciałby mieć własną...

Małżeństwo Haddocków i Ethan wracali do swych domów. Również i im udzielał się trud poprzedniej nocy. Astrid ledwo włóczyła nogami, minimalnie ściągając dłoń męża. Ethan szedł po prawej stronie szwagra, rozmyślając o pewnej sprawie.
- Aron jest przeuroczy - wyrwała w końcu blondynka, aby nie zasnąć.
- Wszystkie dzieci są urocze, dopóki nie budzą się co chwilę w nocy - zaśmiał się jej brat. Czkawka również się uśmiechnął. Może to i prawda, ale jeśli ma się dziecko z osobą, którą się kocha ponad wszystko, to nie ma znaczenia. Będą nieprzespane noce, rezygnacja, nawet i poirytowanie. Jednak uśmiech dziecka, jego śmiech rekompensują wszystko.
- Niewielka cena szczęścia - oznajmił w końcu wódz i objął ciasnej żonę.
- Owszem, ale powinniśmy już się do tego przyzwyczajać - zachichotała Astrid, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z  tego, co powiedziała. Ethan spojrzał na nich i zmarszczył czoło.
- Ale czemu? - Rzucił, nie rozumiejąc. Haddockowie zaczerwienili się jak na rozkaz. - Planujecie powiększenie rodziny? - Blondyn poruszył śmiesznie brwiami, szturchając łokciem Czkawkę. Ten spojrzał na żonę, chrząkając cicho.
- Chyba już nie musimy planować...- Odparła Astrid i uśmiechnęła się szeroko do brata, który dopiero po chwili pojął, o co chodzi. Otworzył szeroko usta i zatrzymał się tuż obok studni. Zmierzył bystrym okiem Astrid i Czkawkę, ale jedyne co dostrzegł to ich roześmiane twarze. Musiał wyglądać naprawdę głupio.
- To znaczy, że...
- Będziesz wujkiem - dokończył Czkawka i zaśmiał się, widząc zdziwienie na twarzy szwagra. Ethan przetarł twarz dłońmi, a następnie włosy.
- W końcu! - Powiedział głośno. Z radości podniósł i przytulił Astrid, jakby nic nie ważyła. Blondyn był przeszczęśliwy. Wiedział, że małżeństwo jej siostry i wodza jest takim, które zdarza się rzadko. Od lat ich uczucie się nie zmieniło. Nawet więcej - jest jeszcze silniejsze. A maleństwo tylko dopełni cały ich związek.
Kiedy Ethan puścił Astrid, przytulił mocno Czkawkę, który ledwo złapał dech. Wódz uśmiechnął się.
- Czemu nie powiedzieliście wcześniej? - Zapytał Hofferson.
- Nie chcemy ryzykować. Informacja o tym, że Astrid jest w ciąży mogłaby wpaść w ręce wroga... Dla Drago to byłaby wisienka na torcie do zrealizowania swojej zemsty - wyjaśnił ciszej wódz. Objął troskliwie Astrid.
- Obiecaj, że nikomu nie powiesz. Chcemy zrobić to sami, kiedy wszystko się uspokoi - dodała żona wodza. Jej lewa dłoń znalazła się na płaskim brzuchu.
Ethan skinął głową.
- Będę milczał jak grób - przyrzekł, kładąc dłoń na swą lewą pierś, gdzie ze szczęścia  biło jego serce.





 Wiem, że nie było mnie cholernie długo, ale uwierzcie mi, że miałam po prostu za dużo na głowie. Chodzi tu o sprawy prywatne, jak i o szkołę. Niestety jestem w klasie maturalnej,  codziennie mam jakiś ważny test, sprawdzian, a w szczególności z matematyki... Mam mało czasu również z tego względu, że zaczęłam udzielać korepetycji. Trochę ich mam, a kiedy mam luźny dzień, to zazwyczaj się relaksuję, bo psychicznie można paść od natłoku nauki... :') 
Bardzo przepraszam Was za to wszystko, spróbuję się poprawić, ale wiecie - różnie bywa. W przyszłym tygodniu mam próbne matury :') 
Do końca  tego miesiąca mam już sporo kartk, sprawdzianów i muszę ostro kuć xD Nie wiem więc, czy coś się ukaże. Może na poczatku grudnia, bo potem wyjeżdżam na tydzień i raczej nie będę miała czasu na tworzenie rozdziałów...
Postaram się jak mogę! Dziękuję tym, którzy rozumieją. Jesteście wielcy! 💗💗