środa, 10 maja 2017


Sojusznik w interesach





                            Wichura wylądowała ostro blisko namiotu. Jej jeźdźczyni ze śmiechem zeskoczyła z siodła i założyła ręce na biodra. Niebieski wzrok Astrid utkwiony był w czarny punkt na niebie, który wylądował chwilę później.
- Coś ostatnio macie słabą kondycję - zauważyła nieco zgryźliwie. Czkawka prychnął, kręcąc oczyma.
- Po prostu daliśmy ci fory, prawda mordko? - Zapytał że śmiechem jeździec nocnej furii. Szczerbatek dmuchnął przez nozdrza, udając, że nie jest zainteresowany ani rozmową ani wyścigami.
- Chodź się przebrać. Posiedzimy na tej zabawie, zrelaksujemy się i wylecimy. Nie możemy pozwolić sobie na tak długą przerwę - powiedziała poważniejszym tonem Astrid, złapawszy męża pod ramię. Popchnęła go delikatnie w stronę namiotu.
- Nie chcę tam iść - mruknął wódz, kiedy znaleźli się już w środku. Blondynka od razu zrzuciła sandały i nalała wody do drewnianej miski. Zanurzyła głowę, by choć trochę się ochłodzić. Byli na tej wyspie niemal trzy dni i dziewczyna już miała dość tych upałów. Patrząc na prażące słońce zatęskniła za Berk. Wolała wieczny śnieg i mróz niż upał nie do zniesienia.
- Chciałabym już wrócić do domu - powiedziała, wycierając twarz. Przez słońce nabrała czerwonych oparzeń, które piekło i szczypało. Czkawka siedział na łóżku, drapiąc Szczerbatka. Mężczyzna podniósł wzrok na żonę.
- Nie dziwię ci się. Ja też wolałbym siedzieć w Berk i pilnować wszystkiego - mruknął, patrząc na twarde łuski nocnej furii. Kilka z nich spadło na podłogę, więc wódz podniósł je i odłożył na szafkę.
- Czkawka, na wyspie zostali znakomici jeźdźcy i wojownicy. Poza tym przed wyjazdem ulepszyłeś klify - uspokoiła go, głaszcząc po policzku. Szatyn wziął jej dłoń i cmoknął szarmancko.
- Wiem, wiem... - Westchnął i położył się na plecy. Zamknął oczy, przywołując widok Berk. Ile razy oglądał tę wspaniałą wyspę z lotu ptaka. Jak wiele razy zachwycał się jej urokiem? Może i wyspa była nieduża i zwykła pośród tysięcy na całym archipelagu, ale to jego dom. Wychował się tam, poznawał życie, smak porażki, ale też i sukcesu. Nie mógł znieść nawet myśli, że coś może się przytrafić Berk. Nie chciał zniszczyć pięknych wspomnień, które wiąże z tą cudowną wyspą.
Astrid dała mu chwilę spokoju. Podeszła do bagażu, chcąc zabrać czyste ubrania. Jej uwagę przykuł duży, czarny materiał. Gdy go wyjęła, okazało się, że jest to zapasowa lotka Szczerbatka.
- Ile masz tych protez? - Zapytała ze śmiechem. Czkawka podrapał się z zakłopotaniem w tył głowy.
- Nawet nie wiesz, kiedy mogą się przydać - odparł po prostu i z powrotem runął na miękkie łóżko, jednak Astrid nie chciała dać mu chwili wytchnienia. Położyła na jego brzuchu zieloną koszulę i kazała mężowi, aby poszedł się przebrać.  Szatyn jęknął, ale po chwili wstał i umył twarz i kark. Zanim założył czystą koszulę, odwrócił się do Astrid.
- Mogę cię o coś spytać?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- No pewnie.
Szatyn odwrócił się z powrotem do misy i spojrzał w swoje odbicie.
- Myślisz o dziecku? - Rzucił wprost, choć był zbyt speszony, by spojrzeć na żonę. Astrid w tym czasie usiadła w bujanym krześle. Zagryzła dolną wargę i wzruszyła ramionami.
- Na razie chciałabym, aby wszystko w Berk się uspokoiło - odparła szczerze.
- Nie wiadomo ile to będzie trwać - westchnął wódz i odwrócił się w końcu. Wytarł twarz i wciągnął koszulę.
- Sam mówiłeś, że nie powinnyśmy się spieszyć - przypomniała.
Jeździec skinął głową, wiedząc, że tak mówił.
- Owszem, tylko... Myślę, że warto by było, abyśmy powoli się ustatkowali.
Astrid zmarszczyła czoło, choć podzielała opinię męża.
- Wiesz, że to ważna decyzja nie tylko dla nas, ale też i dla Berk. Poza tym, gdybyśmy zdecydowali się na dziecko, musiałabym rzucić większość pracy, a jak wiesz, nie mam nikogo na zastępstwo - odpowiedziała i podeszła do ukochanego, by położyć się na łóżku. Ten objął ją ramieniem, delikatnie jeżdżąc palcami po jej delikatnej skórze.
- Ktoś na pewno się znajdzie - mruknął. Astrid wypuściła powietrze przez nos, jakby była poirytowana.
- Najpierw skupmy się na tej misji. Zanim wrócimy do domu minie kilka tygodni - powiedziała w końcu. Nie czekając na odpowiedź Czkawki, weszła na niego i nachyliła się, łącząc ich usta. Mężczyzna zareagował od razu, jakby tylko czekał na takowy ruch. Podwinął delikatnie sukienkę Astrid, dotykając jej nagich pleców. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i pogłębiła pocałunek, delikatnie łącząc ich języki.
- Sądzę, że nic się nie stanie, jeśli się spóźnimy - wysapał Czkawka, chcąc ściągnąć jasną sukienkę żony. Ta jednak powstrzymała go, spoglądając na wejście do namiotu.
- Co jeśli ktoś nas nakryje? - Spytała. Wódz podniósł się, poprawiając dziewczynę na kolanach. Pocałował ją w szyję.
- Raczej nikt nam nie przeszkodzi, kiedy przy wejściu będą dwa smoki - zachichotał. Mężczyzna przyciągnął ją jeszcze bliżej, ciesząc się obecnością Astrid. Uciszył ją pocałunkiem, kiedy blondynka chciała coś powiedzieć, ale nie opierała się. W końcu muszą wykorzystać chwile prywatności, ponieważ przez długi czas nie będą mieli dla siebie ani namiotu ani spokoju od przyjaciół...


                                      Wysoki mężczyzna wszedł do niewielkiego, drewnianego domku. W środku panowała idealna cisza. Tylko syk tańczącego ognia w kominku sprawiał, że gość miał wrażenie, iż ktoś tu mieszka. Nie mylił się, gdy zauważył smukłą postać, która jakby wyłoniła się z ciemności.
- Ah, to ty - przywitał go oschły, kobiecy głos. Mężczyzna nie czekał na żadne pozwolenie i usiadł na dużym krześle, kładąc nogi na podnóżek. Kobieta nie była zaskoczona zachowaniem znajomego. Westchnęła tylko i usiadła naprzeciw starego przyjaciela.
- Czym zawdzięczam tę wizytę, Halvarze? - Zapytała.
Gość wyszczerzył się przez chwilę.
- Mam dla ciebie pewną propozycję - rzekł pewnie, patrząc w jasne oczy kobiety. Rozmówczyni podniosła brew, zaintrygowana tajemniczym tonem znajomego.
- Mów więc - popędziła go.
- Wiem dobrze, jak nienawidzisz smoków. Co powiesz na taki układ: ty dostarczysz mi broni, ja zapłacę ci skórą smoków. Są ostatnio bardzo modne, więc z pewnością znajdziesz kupców. Kobieta roześmiała się głośno.
- Brzmi prosto - zauważyła słusznie. - Co za tym stoi? Gdzie są haczyki? - Zapytała, patrząc uważnie na Halvara. Ten westchnął.
- Nie ufasz mi już, droga przyjaciółko? - Rzucił z teatralnym smutkiem.
- Po ostatnim twoim wyczynie mam prawo, czyż nie? - Odgryzła się. Blond włosa kobieta założyła ręce na klatkę piersiową, nie spuszczając ostrego wzroku z handlarza.
- Oh, nadal się gniewasz...- Mruknął speszony. - Ale to stare dzieje! - Dodał pośpiesznie.
- Skąd mam pewność, że tym razem mnie nie oszukasz? - Zapytała, stukając palcami o drewniany stół, przy którym siedzieli.
- Tym razem to poważna sprawa. Nasz dobry znajomy szykuje pewien plan... Niestety nie mogę ci powiedzieć, tajemnica zawodowa. Chodzi o kogoś, kto jako jedyny może przeszkodzić łowcom. Jeśli go złamiemy, zyskamy przewagę. Wyobrażasz sobie zysk z handlu smokami? - Spytał z podekscytowaniem. Jego ciemne oczy zaświeciły się jakby z radością.
Kobieta prychnęła.
- Skoro mam dostarczyć ci broń, musisz mi powiedzieć o kogo chodzi - odparła, nachylając się do twarzy rozmówcy. Halvar jęknął przeciągle. Odchylił się na krześle i podrapał po czarnym, kilkudniowym zaroście.
- Cóż, jeżeli nie chcesz mówić, możesz już iść. Mam inne sprawy do załatwienia - odparła gorzko, wskazując głową na wyjście. Halvar spojrzał na nią spode łba. Dobrze znał jej grę, ale nie miał innego wyboru. Potrzebował broni, a ona jest w stanie ją mu dać nawet w tej chwili.
- Naszą przeszkodą jest Czkawka Haddock - powiedział w końcu. - Mój zwiadowca dostarczył trochę informacji o Berk, które zamierzam wykorzystać.
Kobieta uśmiechnęła się lekko, kręcąc głową, jakby usłyszała kiepski żart. Westchnęła i rzekła znudzona:
- Z Haddockami nie jest wcale tak łatwo. Czkawka ma po swojej stronie nie tylko nocną furię, ale i niezłą armię.
Halvar pozostał jednak niewzruszony, jakby ten fakt w ogóle go nie poruszał.
- My też dysponujemy niezwykłą armią - prychnął. - Jeżeli nie spróbujemy, nie dowiemy się czy było warto.
- Żadnego wroga nie można lekceważyć, Halvarze - odparła na to.
- A czy ja go lekceważę? - Prychnął urażony. Poprawił swój miecz przy pasie, jakby chciał przez to pokazać, że niczego się nie boi. - Myślisz, że dlaczego zbieram tyle broni?
Kobieta uśmiechnęła się z pobłażaniem.
- Smok zniszczy każdą miecz czy topór. Sądzisz, że tobie się uda?
Halvar odchylił się na krześle. Zacmokał cicho i westchnął, kierując spojrzenie w ogień.
- Nie mi, tylko JEMU. Moim zadaniem jest dostarczenie broni i żołnierzy. Dostanę zapłatę i znikam - powiedział tajemniczo. Kobieta wzdrygnęła się nieco.
- Moim zdaniem to samobójstwo, ale nie moja sprawa - wzruszyła ramionami. - Dam ci broń, a ty w zamian przywieziesz mi dobrej jakości skóry smoków.
Zgodziła się w końcu, wyciągając dłoń w stronę Halvra. Ten popatrzył na nią z ciekawością w oczach, jakby myślał, że to podstęp. Uścisnął jednak dłoń i z stwierdził  uśmiechem:
- Interesy z tobą to czysta przyjemność, Hallo.
Powiedział z szerokim, Krzywiń uśmiechem i wyszedł z chaty. Siedząca w środku kobieta westchnęła głośno i oparła się o oparcie drewnianego krzesła.
- Idiotów na świecie nie brakuje - skomentowała i przeszła do pokoju, by zaznać odrobiny snu.

                                      Tańce odbywały się na świeżym powietrzu. Niemal każdy człowiek z prostego ludu Południowców bawił się w najlepsze. Nie brakło słodkiego piwa, drobnych, lecz sytych potraw, czy muzyki, którą zapewniła pięcioosobowa grupa muzyków. Szpadka siedziała blisko Czkawki i Astrid, którzy wesoło rozmawiali ze sobą. Bliźniaczka nadal była wściekła na brata i Sączysmarka, więc wolała trzymać się od nich z daleka. Jorgerson próbował co rusz przepraszać Szpadkę, ale dziewczyna była jak głaz - nic do niej nie docierało. Mieczyk i Smark rozmawiali jeszcze z Czkawką, który wygłosił im kazanie na temat niebezpieczeństwa, w które go wpakowali. Jeźdźcy obiecali, że to już się nie powtórzy.
- Jesteś dla nich zbyt  łagodny - powiedziała Szpadka, szturchając palcem w pierś wodza. Ten podniósł zaskoczony brew i usiadł obok przyjaciółki.
- Niby dlaczego? - Spytał. Szpadka pokręciła głową i spojrzała na dwie, baranie łby, którymi byli Sączysmark i Mieczyk. Przed oczyma pojawił się obraz, jak obaj wisieli na drzewie, a dziewczyna zdjęła ich dopiero po kilku godzinach.
- Mogłeś przez nich zginąć - wymamrotała. Czkawka uśmiechnął się lekko.
- Ale żyję. Tylko to się liczy - powiedział, obejmując delikatnie Szpadkę, by dodać jej otuchy. Wiedział bowiem, że jeźdźczyni strasznie przejęła się wypadkiem.
- Następnym razem wrzuć ich do dzikich smoków - dodała ponuro i wstała, by przejść się po wyspie.
Czkawka doprowadził ją wzrokiem.
- Zmieniła się - zauważyła Astrid, siadając obok męża. Ten przyznał jej rację, skinąwszy głową. Chwycił kubek wody i wypił szybko. Nawet wieczorami bywało strasznie gorąco i duszno. Czkawka otulił żonę ramieniem, delikatnie głaszcząc jej talię. Oboje wpatrywali się w dziwny, raczej ludowy taniec. Mieszkańcy wyspy poruszali się w idealnym rytmie, jakby niósł ich wiatr. Niektóre kobiety trzymały w rękach tamburyny, którymi uderzały o swoje biodra. Zafascynowane tańcem małżeństwo nie zauważyło nawet, jak za ich plecami pojawiła się Toeye.
- To nasz taniec, który ma ułaskawić bogów i przynieść deszcz - zaczęła, pokazując palcem wskazującym na kilka nastolatek.
- Mieszkacie tu od dawna? - Spytał zaintrygowany Czkawka. Tłumaczka pokręciła głową.
- Nie. Co kilka lat przenosimy się na inne ziemie - powiedziała swoim szorstkim głosem.
Nikt już o nic nie pytał. Jeździec nocnej furii oparł się o wygodne futro i obserwował tańce. Nie trwało to jednak długo. Toeye nachyliła się do jego ucha.
- Wielki Trej chcę z tobą porozmawiać - rzekła cicho. Czkawka zmarszczył czoło.
- Dlaczego?
- Tego już nie wiem - odparła, wstając. Szatyn zilustrował ją wzrokiem. Czy to jakiś podstęp?
Astrid przypatrywała się im z ciekawością, ale też i jakby z ostrożnością.
- To nie potrwa długo - dodała pospiesznie tłumaczka, widząc niepewność na twarzach jeźdźców.
- Skoro tak...- Westchnął wódz i wstał, a zaraz za nim Astrid.
- Tylko on - przerwała blondynce Toeye.
- Nie zgadzam się - syknęła jeźdźczyni, wyciągając mały sztylet, jakby czuła niebezpieczeństwo. Czkawka położył dłoń na jej ramieniu.
- Spokojnie, dam sobie radę - uspokoił ją, choć młoda kobieta ani trochę nie wyglądała na przekonaną.
- Tylko wracaj szybko - mruknęła, chowając broń. Jeździec cmoknął ją w policzek i ruszył wraz z Toeye, by spotkać się z Trejem.








 Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam takie "skakanie" z wątkami. Ktoś się czegoś domyśla? :P Chętnie poczytam Wasze teorie ^^. Kolejny rozdział za tydzień :)


czwartek, 4 maja 2017

Chwila słabości


                              Czkawka nie leżał długo. Nie mógł uporać się z dziwnym uczuciem, które towarzyszyło mu od rozmowy z Trejem. Młody wódz nie wiedział, jak wytłumaczyć tę dziwną aurę, która otaczała starszego przywódcę południowców. Biła od niego mądrość, zaufanie, ale również tajemniczość, którą Czkawka musiał poznać. Wstał z łóżka i rozciągnął się długo. W namiocie było duszno, czuć było również pot. Jeździec chwycił duży kubeł wody i wylał połowę zawartości na swoje półnagie ciało. Chwila orzeźwienia sprawiła, że mężczyzna poczuł się lepiej. Zaczesał mokre włosy do tyłu i wziął głęboki wdech. Przez chwilę wpatrywał się w wyjście, jakby zastanawiał się, czy na pewno wyjść.
- Szczerbatek, masz ochotę na spacer? - Zapytał z lekkim śmiechem Czkawka, pojawiając się przy smoku, który pił zimą wodę. Nocna furia zamruczała cicho i już po chwili doskoczyła do wyjścia.
- I po co ja pytałem - mruknął pod nosem wódz i wciągnąwszy jeszcze koszulę na siebie, wyszedł z namiotu.

                                 Widok zaskoczył go nieco. Wszędzie chodzili ludzie odziani w białe szaty. Na głowach niektórych kobiet i dzieci zawiązane zostały chusty, aby chronić przed rażącym słońcem. Z początku nikt nie zwrócił uwagi na niespotykanego smoka i jego jeźdźca, którzy kroczyli wolno z pagórka, gdzie mieścił się namiot. Czkawka dojrzał jasną głowę Astrid. Wojowniczka rozmawiała żywo z Sączysmarkiem i Mieczykiem, którzy nie odważyli się patrzeć w oczy wkurzonej dziewczyny. Wódz zaśmiał się cicho i poklepał Szczerbatka, aby skręcił w prawo.
Oboje dostrzegli drewniane domki. Były zbudowane prosto, bez żadnych ozdób czy grubych filarów. Szatyn przejechał dłonią po cienkim drewnie i przeszedł dalej. Wioska była malutka, dużo mniejsza od Berk. Czkawka śmiał sądzić, że przypomniała bardziej osadę koczowniczą. Nie zauważył nawet głównej sali spotkań. Jeździec przystanął na górce i rozejrzał się wokół. Znów pomyślał o innych nocnych furiach. O tym, jak wspaniale by było, gdyby Szczerbatek znalazł rodzinę, partnerkę i w końcu miałby swoje potomstwo. Czkawka prychnął pod nosem, zauważając, że bardziej skupia się na znalezieniu rodziny Szczerbatkowi niż na sobie. Sam powinien myśleć o swojej familii. O tym, że coraz rzadziej spędza czas z Valką, wymiguje się od rozmowy z Sawem czy Ethanem na rzecz pracy. Nie chciał myśleć nawet o własnych dziecku, ponieważ był zdania, że i dla niego nie będzie miał czasu, choć cieszyła go myśl, że mógłby mieć kogoś, kto jest jego cząstką, kogoś, kogo mógłby uczyć wszystkiego o smokach...
- Co jeśli nie znajdziemy twoich braci? - Spytał ponuro Czkawka, patrząc w szmaragdowe slepia swojego przyjaciela. Szczerbatek zamlaskał, jakby kazał odpuścić temat. Młody mężczyzna zamknął oczy, zduszając smutek w sobie. A kiedy łapała go melancholia, był jeden sposób, aby się jej pozbyć. Wskoczył na siodło Szczerbatka, ustawił lotkę i już po chwili znaleźli się w przestworzach...

                              Ethan pracował wraz z Nate'm na polu. Mężczyźni skończyli właśnie naprawiać pługi i kiedy odpoczęli, wzięli się za orkę. Praca szła szybko. W dodatku wesołe opowieści Nate'a sprawiały, że jego nowy znajomy dowiadywał się coraz więcej o Berk, smokach i własnej rodzinie.
- Ile ty w ogóle masz lat? - Zapytał Nate, przerywając pracę. Odłożył pług i wyprostował się. Czuł ból w ramionach i już przewidział, że jutrzejszy ranek będzie gorszy niż po mocnej imprezie.
- Za dwa miesiące trzydzieści - odparł Ethan i uśmiechnął się lekko, gdy ciemnowłosy wiking zagwizdał głośno.
- Stary jesteś - skomentował i wrócił ze śmiechem. - Powinieneś myśleć o żonie, bo zostaniesz starym kawalerem - dodał i zarechotał jeszcze głośniej.
Wojownik wzruszył ramionami.
- Może Odyn nie chce, żebym się żenił? - Rzucił i dopchał pług do końca grządki.
- Miałbyś spokój, choć powiem ci szczerze, że nawet i cisza jest nudna... - Westchnął Nate. Ethan spojrzał na niego z podniesioną brwią. Słyszał już od Sawa, że jego dziewczyna, Lauren, spodziewa się dziecka.
- Wydajesz się szczęśliwy - zauważył blondyn. Jeździec ponocnika spojrzał na czyste niebo. Jego wzrok był rozmarzony, jakby podziwiał cud bogów.
- Chyba jestem - odparł cicho. - No, a teraz do roboty. Czym szybciej skończymy, tym prędzej będę pił zimny miód -dodał i założył pasy od pługu, by dokończyć robotę.

                      Był już późny wieczór, gdy Ethan wracał do domu. Był totalnie przemęczony, oczy kleiły się, domagając snu. Jego mięśnie błagały o chwilę wytchnienia, choć wiking musiał przejść jeszcze spory kawałek do domu. Blondyn przetarł spoconą twarz i westchnął głośno. Usiadł na ławce, chcą odetchnąć nieco. Przez chwilę wydawało mu się, że zaśnie, jednak nie pozwolił mu na to głośny jęk. Gdy otworzył oczy, zauważył leżącą kilka metrów dalej dziewczynę, która leżała przygnieciona belką. Do kawałka drewna przyczepione były dwa wiadra. Ethan podniósł się natychmiast i podszedł do poszkodowanej.
- W porządku? - Zapytał, zabierając drewno z jej barków. Blondyna jęknęła po raz kolejny.
- Tak, tak - odparła, dysząc. Trzydziestoletni wiking pomógł podnieść się blondynce, a potem spojrzał na zepsute narzędzie. Z wiader wciąż sączyła się woda.
- Nabiłaś sobie niezłego guza - zauważył mężczyzna, zerkając z powrotem na dziewczynę. Blondynka dotknęła bolącego miejsca na czole i ze zdziwieniem wyczuła zgrubienie.
- Faktycznie - powiedziała.
- Może warto odwiedzić Lauren?  - Zaproponował, zbierając rozwaloną belkę i wiadra. Przeniósł następnie narzędzie pod najbliższy dom  I powrócił do nieznajomej.
- Nie sądzę, aby było to konieczne - odparła miło. - Ale dziękuję za pomoc - dodała i mówiąc ciche "dobranoc ", ruszyła w stronę zaciemnionego rogu, by następnie rozpłynąć się w ciemności...
Ethan stał jeszcze przez chwilę, obserwując miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała ładna nieznajoma. Było to dla niego dość dziwne, ponieważ nigdy wcześniej nie spotkał się z takim dziwnym uczuciem. Zupełnie jakby został uderzony w twarz z pięści. Ocknął się po dłuższej chwili i obrał kierunek do domu. Ethanowi wydawało się, że przez zmęczenie powoli tracił zmysły. Kiedy tylko dotarł do swojego pokoju, zdjął koszulę i buty, by następnie rzucić się na łóżko i pogrążyć w sen...


                             Czkawka wrócił dopiero po godzinie lotu. Przyglądał się wyspie z lotu ptaka, podziwiając krajobraz. Jeździec był zaskoczony, gdy latał w przestworzach, bowiem nie mógł dojrzeć osady. Grube i wysokie korony drzew całkowicie utrudniały odnalezienie namiotowego obozowiska. Wódz Berk chodził teraz na obrzeżach lasu, badając teren, który nie różnił się jednak niczym nadzwyczajnym.
- Zaraz dostanę szału - jęknął Czkawka, chwytając się za głowę. Przez upał znów rozbolała go głowa i tym razem ból nie chciał ustąpić. Szczerbatek otarł się o jego plecy i polizał policzek przyjaciela. - Zaraz wrócimy... - Powiedział mężczyzna i przeszedł kilkanaście metrów dalej, dostrzegając jaskinię. Grota była malutka i nawet Czkawka nie dałby rady tam wejść. Jednak jeździec stał blisko niej i przyglądał się. Przypatrując się całej wyspie, sądził, że ten typ lądu nie wykształcił jaskiń. Czkawka kiedyś dowiedział się, że nowo utworzone wyspy bardzo rzadko miewają jaskinie, co innego na Berk, gdzie roiło się od grót. Było to spowodowane wybuchami podwodnych wulkanów w dawnych czasach.
- Hmm, ciekawe - zaintrygował się Czkawka, spostrzegając dziwne pismo na skałach. Niestety nie znał tego języka. Jedyne, czego się domyślił, to z rysunków, które przedstawiały ludzi trzymających włócznie.
- Czkawka! - Usłyszał nagle głos Astrid. Mężczyzna podskoczył nagle i upuścił trzymane do tej pory piekło. - Gdzie ty się włóczysz? - Zapytała, zeskakując z Wichury.
- Nie strasz mnie tak! - Zwrócił jej uwagę, ignorując pytanie wojowniczki. Jeździec przyczepił piekło do uda i wyprostował się, patrząc w oczy żony.
- Trzeba było uważać - odparła. Czkawka wyczuł, że dziewczyna jest nieco zła. Westchnął w końcu, wymyślając na poczekaniu wymówkę.
- Chciałem się odprężyć, pobyć sam...- Odparł w końcu, wzruszywszy ramionami. Oczywiście blondynka nie nabrała się na jego sztuczki. Podeszła bliżej i chwyciła twarz jeźdźca tak, by spojrzał w jej oczy.
- Mogłeś mnie uprzedzić, że wychodzisz z wioski. Niepotrzebnie się narażasz - odparła zła. Szatyn wyplątał się delikatnie z jej uścisku i spojrzał za siebie.
- Trochę przesadzasz, Astrid - mruknął.
- Nie przesądzam - odparła natychmiast, a potem wzięła głęboki wdech. Musiała się nieco uspokoić. - Wiem, jak bardzo zależy ci na Szczerbatku i na odnalezieniu jego rodziny... Ale też musisz brać pod uwagę swoje życie. Jesteś wodzem, Czkawka, przewodzisz innymi, tak jak Szczerbatek, ale przychodzi taki czas, że trzeba patrzeć na wyższe dobro... - Mówiła cicho i spokojnie. To co powiedziała łamało jej serce, aczkolwiek była to prawda. I Czkawka doskonale to wiedział, jednak nie chciał tego przyznać...
                               Zapanowała cisza. W zielonych oczach wodza zaiskrzyły łzy, które szybko zniknęły. Jeździec nie chciał pokazać, jak bardzo było mu z tego powodu przykro. Jak bardzo nie chciał znać tej prawdy, którą Astrid właśnie mu przypomniała.
- To mój przyjaciel. Najlepszy jakiegokolwiek miałem... - Powiedział cicho, zerkając dyskretnie na nocną furię. - Ja muszę mu pomóc. Zrobiłabyś to samo dla Wichury, prawda? - Zapytał z chrypką, choć znał odpowiedź. Blondynka skinęła wolno głową.
- Więc pozwól mi. Ja nie zastąpię mu rodziny, choćbym bardzo się starał - rzekł łamiącym się głosem. Chwycił drżącymi rękami dłonie żony i ścisnął je, zamykając oczy.
Astrid nagle poczuła się winna. Nie chciała sprawić przykrości ukochanemu. Przecież zawsze go wspierała, nawet jeśli pomysły były szalone. Teraz również powinna być dla niego oparciem. Czkawka liczył na nią, potrzebował jej bardziej niż kiedykolwiek.
- Zawsze będę przy tobie - powiedziała ze skruchą i przytuliła się mocno do męża. Ten objął ją jeszcze ciaśniej, pozwalając na upust kilku łez. - Przepraszam, nie powinnam tak mówić... - Dodała ciszej, głaszcząc ciemne włosy jeźdźca, który wolno oderwał się od żony.
- Zawsze mówiłaś to, co myślisz - powiedział, a jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu. - I nie chcę, żebyś przestała.
Dziewczyna uśmiechnęła się. I jeszcze raz przytuliła się do tak dobrze znanej jej sylwetki.
- Tylko uważaj, dobrze? Strasznie cię kocham...- Wyszeptała ledwie słyszalnie. Wódz cmoknął ją z czułością w czoło.
- Będę ostrożny - zapewnił. - Ja ciebie też kocham...
Wojowniczka ścisnęła jeszcze raz męża i odsunęła się. Przyjrzała mu się przez chwilę.
- Musisz się przebrać. W końcu nie wypada pójść na zabawę w ubrudzonej koszuli - zaśmiała się głośno. Czkawka spojrzał w dół i z zaskoczeniem zauważył, że jego nowa koszulka jest brudna od pyłu. Z początku chciał go strzepać, a gdy brud nie zszedł, machnął ręką.
- Wracajmy w takim razie - powiedział, wskakując na Szczerbatka.
- Kto ostatni w namiocie, ten jaczy łeb! - Rzuciła Astrid i wystartowała z głośnym rechotem. Szatyn zawtórował jej głośnym śmiechem i w mig doścignął uciekającą żonę.





 To się dzieje, kiedy otrzymuję tak cudowne i motywujące komentarze! Nawet nie wiecie, jak bardzo potrzebowałam takiego kopa!

DZIĘKUJĘ 💖


Ps. Nie zapomniałam o prośbie Naily2005  😏

wtorek, 2 maja 2017

Ludzie południa

                            Od kilku godzin czuł ból rozchodzący się po całym ciele. Próbował wstawać, ale zawsze spotykał się z protestem Astrid, która siedziała przy łóżku męża od wczorajszego wypadku.
Wszyscy jeźdźcy zostali ugoszczeni przez nowo poznanych ludzi. Czkawkę opatrzył młody chłopak, który co chwilę rzucał okiem na Szczerbatka, który drzemał w kącie namiotu. Młodzieniec najwyraźniej obawiał się nocnej furii, a gdy skończył szybko się wyniósł.
- Jak się czujesz? - Pytała po raz kolejny Astrid, kiedy z namiotu wyszedł młody chłopak. Czkawka westchnął. Powoli miał dość ciągłych pytań żony, choć doskonale wiedział, że dziewczyna najadła się strachu.
- Jest dobrze, wychodziłem z gorszych tarapatów - odparł pewnie, na co Astrid tylko westchnęła. Cały Czkawka - pomyślała, ale już nie zamierzała się kłócić.
- Co zrobisz z Sączysmarkiem i Mieczykiem? - Spytała, zmieniając temat. Młody mężczyzna podparł się na łokciach. Wcześniej Astrid wspominała tylko, że była tak przejęta, że nawet nie spoliczkowała jeźdźców.
- Porozmawiam z nimi później. Najpierw chciałbym poznać  przywódcę tych ludzi - odparł, chwytając jej dłoń, a potem pocałował czule i uśmiechnął się delikatnie do ukochanej. Astrid nie czuła tego samego spokoju. Często zastanawiała się, jak Czkawka może być taki spokojny. Wczoraj o mal nie zginął, a teraz mówi o tym, jakby opowiadał o tym, co zjadł na kolację.
- Pomożesz mi wstać? - Spytał Czkawka, chwytając się małej szafki. Astrid natychmiast wstała z krzesła i złapała męża za talię. Chłopak jęknął z powodu bólu głowy, ale na szczęście szybko o tym zapomniał. Rozejrzał się po białym namiocie, a potem ruszył do Szczerbatka. Podrapał go za uchem i przy pomocy żony wyszedł z namiotu.
Uderzyło ich oślepiające słońce. Zmrużyli więc oczy, ale już po kilku sekundach przyzwyczaili się. Przed nimi roztaczało się coś na wzór pola namiotowego. Wokół małej wioski chodzili ludzie, niosąc kosze, rozmawiając, czy po prostu siedząc przed prowizorycznymi domkami.
- Ludzie południa? - Mruknął Czkawka do siebie. Słyszał radosne śmiechy dzieci, które skakały przez skały.
Małżeństwo nie musiało szukać wodza, ponieważ sam do nich podszedł. Towarzyszyła mu tłumaczka, którą Czkawka od razu rozpoznał. W końcu uratowała mu życie.
Przywódca dziwnych ludzi powiedział coś do kobiety, która odezwała się płynnie w języku wikingów:
- Wielki Trej pyta o samopoczucie.
Młody wódz Berk skinął głową z wdzięcznością.
- Coraz lepiej. Bardzo dziękujemy za opiekę - oparł miło jeździec nocnej furii. Pomarszczona twarz Treja wygładziła się w przypływie uśmiechu. Odparł coś, co ciemnoskóra kobieta przetłumaczyła:
- Mój władca chciałby wiedzieć nieco więcej o ludziach, którzy wkroczyli na jego wyspę.
Czkawka skinął głową, zgadzając się. Czuł, że tym  nieznajomym może zaufać. Trej wszedł więc do namiotu, w którym spał Czkawka, i usiadł na poduszkach rozłożonych na ziemi. Wyprostował się i przez chwilę oglądał nocną furię, która nieświadoma gościa, nadal spała w najlepsze. Haddockowie i tłumaczka również usiedli na ziemi. Mężczyzna skinął na kobietę i rzekł dziwnym, chrapliwym głosem. Czkawka starał się wychwycić słówka, ale na próżno. Ten język był zbyt zawiły.
- Trej pyta o twój ród - przetłumaczyła sztywno. Czkawka odparł natychmiast. Dodał, że pochodzi z Berk i że jest jej przywódcą.
- Słyszeliśmy o tej wyspie. Ten smok jest twój, prawda? - Spytała tłumaczka, patrząc na Szczerbatka.
- Tak. To jest mój najlepszy przyjaciel - odrzekł z uśmiechem. Kobieta o imieniu Toeye wyjaśniła swojemu wodzowi słowa. Trej pytał jeszcze o wiele rzeczy. W szczególności o smoki, które bardzo go zainteresowały. Czkawka omijał nieco prawdę, nie mówił ile mają smoków na Berk oraz jak je tresować. Nie wiedział jeszcze, czy można zaufać Trejowi. Z tego, co Czkawka dostrzegł, lud nie był wojowniczy. Zdawało mu się, że wolą zwyczajnie uprawiać ziemię i żyć w spokoju niż toczyć bitwy. Jeździec nie zauważył choćby jednego mężczyznę, który wyglądałby na wojownika, na przykład jak Ethan czy Nate.
- Jaki jest powód waszej wizyty? Trej jest zaskoczony tym, że oddaliliście się od domu tak daleko - zapytała Toeye, poprawiając swoją poduszkę, na której siedziała. Czkawka spojrzał na Astrid. Wojowniczka jednak skrzywiła się, dając jakby znak, żeby nie zdradzać celu podróży.
- Poszukujemy nowych smoków - skłamał więc Czkawka, posyłając uśmiech, który miał pomóc w byciu wiarygodnym.
- Nie obawiasz się o swoją wyspę? - Przetłumaczyła kobieta.
- Jak każdy wódz, obawiam się, aczkolwiek w domu zostali znakomici jeźdźcy i wojownicy - odparł szatyn. Trej zamilkł i zaczął przyglądać się małżeństwu. Potem jego ciemny wzrok skierował się w stronę Szczerbatka, który teraz przyglądał się nieznajomym. Smok był nadzwyczaj spokojny. Przywódca południowców odezwał się chrapliwym głosem. Czkawka pomyślał z przekąsem, że musi denerwować tym swoich poddanych.
- Mój pan mówi, że masz nadzwyczajnego smoka - powiedziała Toeye, obserwując jak Trej wstaje i kieruje się do nocnej furii. Uklęknął przed smokiem i z największą delikatnością wyciągnął dłoń. Szczerbatek powąchał ją dokładnie i przyjrzał się starszemu mężczyźnie. Po chwili dał się pogłaskać po głowie. Trej usiadł naprzeciw niego. Jego oczy lśniły dziwnym blaskiem. Delikatnie pieścił smoka, głaszcząc go pod brodą. Mężczyzna wyglądał, jakby wpatrywał się w największy cud świata. Po niekrótkiej chwili wstał i skierował się ku wyjściu.
- Nasz pan zaprasza na wieczorną zabawę - dodała Toeye i ruszyła za Trejem.
                                 W namiocie pozostała cisza. Szczerbatek wyglądał, jakby zastanawiał się, co właśnie się wydarzyło. Mruknął jednak, jakby nie interesowały go ludzie południa i poczłapał do Czkawki. Smok polizał go w policzek i ułożył dużą głowę na jego kolanach. Zamruczał jeszcze, jakby chciał zapytać o samopoczucie jeźdźca.
- Jest dobrze, mordko - zapewnił Czkawka z uśmiechem. Spojrzał w końcu na wyjście, jakby stał tam jeszcze Trej. Chłopaka niezmiernie zastanawiało zachowanie mężczyzny, który nie okazał nawet krzty strachu przed nocną furią. Zazwyczaj ludzie uciekali jak najdalej...
- Co zamierzasz zrobić? - Zapytała cicho Astrid. Położyła  się na poduszki i przymknęła z rozkoszą oczy.
- Chciałbym dowiedzieć się więcej o tych ludziach - wyjaśnił. - Są... inni. Zupełnie różnią się od nas.
Blondynka prychnęła.
- Oczywiście, że się różnią. My jesteśmy z północy, z wiecznej zamarźliny, a oni z gorącego południa - zaśmiała się.
Jeździec zaprzeczył ruchem głowy i ułożył się obok żony. Założył ręce na brzuch i wziął głęboki wdech.
- Nie o to mi chodzi - rzekł cicho. - Zauważyłaś, jak Trej patrzy na Szczerbatka? Większość ludzi odsuwa się na co najmniej pięć metrów. A on podszedł ot tak.
Czkawka pstryknął palcem i westchnął. Wpatrywał się w dach namiotu, który falował pod wpływem wiatru. Astrid podparła się o bok i zapatrzyła w oczy męża. Nie za bardzo rozumiała jego myśli.
- Chcesz powiedzieć, że Trej ma chrapkę na Szczerbatka? - Spytała cicho i objęła łapę nocnej furii, która leżała teraz obok niej.
Szatyn wzruszył ramionami.
- Nie wiem, ale na pewno chcę się tu rozejrzeć. Może znajdziemy coś ciekawego...
Blondynka wspięła się na łokcie.
- Masz na myśli informacje o nocnych furiach?
Jeździec również się podniósł. Wyglądał na zmęczonego i smutnego, jakby cała ta rozmowa wyssała z niego energię.
- Może zaczyna mi już odbijać, Astrid... Zawsze kiedy jestem na nowym lądzie myślę, że znajdę jakąś wskazówkę o nocnych furiach, ale przez dziewięć lat nie znalazłem kompletnie niczego, co mogłoby choć trochę nas naprowadzić - rzekł smutno i spuścił głowę. Nie miał już siły, by mówić. Znów łapał go ból głowy.
Astrid milczała przez długą chwilę. Jedyne, co przeszło jej przez myśl, to smocze oko, które, według niej, byłoby rozwiązaniem problemów. Jednak przedmiot został zniszczony sześć lat temu.
- Nie możemy przestać szukać, Czkawka. To że jeszcze niczego nie znaleźliśmy nic nie oznacza. Może nocne furie po prostu dobrze się ukrywają... - Powiedziała i przytuliła się do męża. Czkawka objął ją mocniej. Zamknął oczy, wciągając zapach dziewczyny.
- A teraz idź się przespać. Widzę, że męczy cię sen - powiedziała z czułością w głosie. Szatyn skinął głową i ułożył się na wygodnym łóżku. Zdjął jeszcze kostium, pozostając w samych spodniach.
- A ty gdzie idziesz? - Zapytał żony, która zakładała delikatne sandały, które przyniosła jakiś czas temu dwunastoletnia dziewczyna.
- Idę sprawdzić, czy pozostali nadal żyją. Znając Szpadkę, na pewno wiesza Mieczyka i Smarka na drzewie - odpowiedziała i cmoknęła usta męża, a potem wyszła z namiotu.



 Wiem, że baaardzo długo mnie nie było, ale jak zapewniałam, wróciłam. Tym razem będę dodawać rozdziały w miarę regularnie, choć nie zawsze mi się uda :'). Powiem Wam, że nie zostało dużo do końca bloga i do sierpnia (maksymalnie) chciałabym skończyć :3

Są tu jacyś czytelnicy i okażą wsparcie? :p Może macie jakieś ciekawe pomysły albo coś, co chcielibyście przeczytać? Piszcie śmiało <3 

Miłego wieczoru!