Sojusznik w interesach
Wichura wylądowała ostro blisko namiotu. Jej jeźdźczyni ze śmiechem zeskoczyła z siodła i założyła ręce na biodra. Niebieski wzrok Astrid utkwiony był w czarny punkt na niebie, który wylądował chwilę później.
- Coś ostatnio macie słabą kondycję - zauważyła nieco zgryźliwie. Czkawka prychnął, kręcąc oczyma.
- Po prostu daliśmy ci fory, prawda mordko? - Zapytał że śmiechem jeździec nocnej furii. Szczerbatek dmuchnął przez nozdrza, udając, że nie jest zainteresowany ani rozmową ani wyścigami.
- Chodź się przebrać. Posiedzimy na tej zabawie, zrelaksujemy się i wylecimy. Nie możemy pozwolić sobie na tak długą przerwę - powiedziała poważniejszym tonem Astrid, złapawszy męża pod ramię. Popchnęła go delikatnie w stronę namiotu.
- Nie chcę tam iść - mruknął wódz, kiedy znaleźli się już w środku. Blondynka od razu zrzuciła sandały i nalała wody do drewnianej miski. Zanurzyła głowę, by choć trochę się ochłodzić. Byli na tej wyspie niemal trzy dni i dziewczyna już miała dość tych upałów. Patrząc na prażące słońce zatęskniła za Berk. Wolała wieczny śnieg i mróz niż upał nie do zniesienia.
- Chciałabym już wrócić do domu - powiedziała, wycierając twarz. Przez słońce nabrała czerwonych oparzeń, które piekło i szczypało. Czkawka siedział na łóżku, drapiąc Szczerbatka. Mężczyzna podniósł wzrok na żonę.
- Nie dziwię ci się. Ja też wolałbym siedzieć w Berk i pilnować wszystkiego - mruknął, patrząc na twarde łuski nocnej furii. Kilka z nich spadło na podłogę, więc wódz podniósł je i odłożył na szafkę.
- Czkawka, na wyspie zostali znakomici jeźdźcy i wojownicy. Poza tym przed wyjazdem ulepszyłeś klify - uspokoiła go, głaszcząc po policzku. Szatyn wziął jej dłoń i cmoknął szarmancko.
- Wiem, wiem... - Westchnął i położył się na plecy. Zamknął oczy, przywołując widok Berk. Ile razy oglądał tę wspaniałą wyspę z lotu ptaka. Jak wiele razy zachwycał się jej urokiem? Może i wyspa była nieduża i zwykła pośród tysięcy na całym archipelagu, ale to jego dom. Wychował się tam, poznawał życie, smak porażki, ale też i sukcesu. Nie mógł znieść nawet myśli, że coś może się przytrafić Berk. Nie chciał zniszczyć pięknych wspomnień, które wiąże z tą cudowną wyspą.
Astrid dała mu chwilę spokoju. Podeszła do bagażu, chcąc zabrać czyste ubrania. Jej uwagę przykuł duży, czarny materiał. Gdy go wyjęła, okazało się, że jest to zapasowa lotka Szczerbatka.
- Ile masz tych protez? - Zapytała ze śmiechem. Czkawka podrapał się z zakłopotaniem w tył głowy.
- Nawet nie wiesz, kiedy mogą się przydać - odparł po prostu i z powrotem runął na miękkie łóżko, jednak Astrid nie chciała dać mu chwili wytchnienia. Położyła na jego brzuchu zieloną koszulę i kazała mężowi, aby poszedł się przebrać. Szatyn jęknął, ale po chwili wstał i umył twarz i kark. Zanim założył czystą koszulę, odwrócił się do Astrid.
- Mogę cię o coś spytać?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- No pewnie.
Szatyn odwrócił się z powrotem do misy i spojrzał w swoje odbicie.
- Myślisz o dziecku? - Rzucił wprost, choć był zbyt speszony, by spojrzeć na żonę. Astrid w tym czasie usiadła w bujanym krześle. Zagryzła dolną wargę i wzruszyła ramionami.
- Na razie chciałabym, aby wszystko w Berk się uspokoiło - odparła szczerze.
- Nie wiadomo ile to będzie trwać - westchnął wódz i odwrócił się w końcu. Wytarł twarz i wciągnął koszulę.
- Sam mówiłeś, że nie powinnyśmy się spieszyć - przypomniała.
Jeździec skinął głową, wiedząc, że tak mówił.
- Owszem, tylko... Myślę, że warto by było, abyśmy powoli się ustatkowali.
Astrid zmarszczyła czoło, choć podzielała opinię męża.
- Wiesz, że to ważna decyzja nie tylko dla nas, ale też i dla Berk. Poza tym, gdybyśmy zdecydowali się na dziecko, musiałabym rzucić większość pracy, a jak wiesz, nie mam nikogo na zastępstwo - odpowiedziała i podeszła do ukochanego, by położyć się na łóżku. Ten objął ją ramieniem, delikatnie jeżdżąc palcami po jej delikatnej skórze.
- Ktoś na pewno się znajdzie - mruknął. Astrid wypuściła powietrze przez nos, jakby była poirytowana.
- Najpierw skupmy się na tej misji. Zanim wrócimy do domu minie kilka tygodni - powiedziała w końcu. Nie czekając na odpowiedź Czkawki, weszła na niego i nachyliła się, łącząc ich usta. Mężczyzna zareagował od razu, jakby tylko czekał na takowy ruch. Podwinął delikatnie sukienkę Astrid, dotykając jej nagich pleców. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i pogłębiła pocałunek, delikatnie łącząc ich języki.
- Sądzę, że nic się nie stanie, jeśli się spóźnimy - wysapał Czkawka, chcąc ściągnąć jasną sukienkę żony. Ta jednak powstrzymała go, spoglądając na wejście do namiotu.
- Co jeśli ktoś nas nakryje? - Spytała. Wódz podniósł się, poprawiając dziewczynę na kolanach. Pocałował ją w szyję.
- Raczej nikt nam nie przeszkodzi, kiedy przy wejściu będą dwa smoki - zachichotał. Mężczyzna przyciągnął ją jeszcze bliżej, ciesząc się obecnością Astrid. Uciszył ją pocałunkiem, kiedy blondynka chciała coś powiedzieć, ale nie opierała się. W końcu muszą wykorzystać chwile prywatności, ponieważ przez długi czas nie będą mieli dla siebie ani namiotu ani spokoju od przyjaciół...
Wysoki mężczyzna wszedł do niewielkiego, drewnianego domku. W środku panowała idealna cisza. Tylko syk tańczącego ognia w kominku sprawiał, że gość miał wrażenie, iż ktoś tu mieszka. Nie mylił się, gdy zauważył smukłą postać, która jakby wyłoniła się z ciemności.
- Ah, to ty - przywitał go oschły, kobiecy głos. Mężczyzna nie czekał na żadne pozwolenie i usiadł na dużym krześle, kładąc nogi na podnóżek. Kobieta nie była zaskoczona zachowaniem znajomego. Westchnęła tylko i usiadła naprzeciw starego przyjaciela.
- Czym zawdzięczam tę wizytę, Halvarze? - Zapytała.
Gość wyszczerzył się przez chwilę.
- Mam dla ciebie pewną propozycję - rzekł pewnie, patrząc w jasne oczy kobiety. Rozmówczyni podniosła brew, zaintrygowana tajemniczym tonem znajomego.
- Mów więc - popędziła go.
- Wiem dobrze, jak nienawidzisz smoków. Co powiesz na taki układ: ty dostarczysz mi broni, ja zapłacę ci skórą smoków. Są ostatnio bardzo modne, więc z pewnością znajdziesz kupców. Kobieta roześmiała się głośno.
- Brzmi prosto - zauważyła słusznie. - Co za tym stoi? Gdzie są haczyki? - Zapytała, patrząc uważnie na Halvara. Ten westchnął.
- Nie ufasz mi już, droga przyjaciółko? - Rzucił z teatralnym smutkiem.
- Po ostatnim twoim wyczynie mam prawo, czyż nie? - Odgryzła się. Blond włosa kobieta założyła ręce na klatkę piersiową, nie spuszczając ostrego wzroku z handlarza.
- Oh, nadal się gniewasz...- Mruknął speszony. - Ale to stare dzieje! - Dodał pośpiesznie.
- Skąd mam pewność, że tym razem mnie nie oszukasz? - Zapytała, stukając palcami o drewniany stół, przy którym siedzieli.
- Tym razem to poważna sprawa. Nasz dobry znajomy szykuje pewien plan... Niestety nie mogę ci powiedzieć, tajemnica zawodowa. Chodzi o kogoś, kto jako jedyny może przeszkodzić łowcom. Jeśli go złamiemy, zyskamy przewagę. Wyobrażasz sobie zysk z handlu smokami? - Spytał z podekscytowaniem. Jego ciemne oczy zaświeciły się jakby z radością.
Kobieta prychnęła.
- Skoro mam dostarczyć ci broń, musisz mi powiedzieć o kogo chodzi - odparła, nachylając się do twarzy rozmówcy. Halvar jęknął przeciągle. Odchylił się na krześle i podrapał po czarnym, kilkudniowym zaroście.
- Cóż, jeżeli nie chcesz mówić, możesz już iść. Mam inne sprawy do załatwienia - odparła gorzko, wskazując głową na wyjście. Halvar spojrzał na nią spode łba. Dobrze znał jej grę, ale nie miał innego wyboru. Potrzebował broni, a ona jest w stanie ją mu dać nawet w tej chwili.
- Naszą przeszkodą jest Czkawka Haddock - powiedział w końcu. - Mój zwiadowca dostarczył trochę informacji o Berk, które zamierzam wykorzystać.
Kobieta uśmiechnęła się lekko, kręcąc głową, jakby usłyszała kiepski żart. Westchnęła i rzekła znudzona:
- Z Haddockami nie jest wcale tak łatwo. Czkawka ma po swojej stronie nie tylko nocną furię, ale i niezłą armię.
Halvar pozostał jednak niewzruszony, jakby ten fakt w ogóle go nie poruszał.
- My też dysponujemy niezwykłą armią - prychnął. - Jeżeli nie spróbujemy, nie dowiemy się czy było warto.
- Żadnego wroga nie można lekceważyć, Halvarze - odparła na to.
- A czy ja go lekceważę? - Prychnął urażony. Poprawił swój miecz przy pasie, jakby chciał przez to pokazać, że niczego się nie boi. - Myślisz, że dlaczego zbieram tyle broni?
Kobieta uśmiechnęła się z pobłażaniem.
- Smok zniszczy każdą miecz czy topór. Sądzisz, że tobie się uda?
Halvar odchylił się na krześle. Zacmokał cicho i westchnął, kierując spojrzenie w ogień.
- Nie mi, tylko JEMU. Moim zadaniem jest dostarczenie broni i żołnierzy. Dostanę zapłatę i znikam - powiedział tajemniczo. Kobieta wzdrygnęła się nieco.
- Moim zdaniem to samobójstwo, ale nie moja sprawa - wzruszyła ramionami. - Dam ci broń, a ty w zamian przywieziesz mi dobrej jakości skóry smoków.
Zgodziła się w końcu, wyciągając dłoń w stronę Halvra. Ten popatrzył na nią z ciekawością w oczach, jakby myślał, że to podstęp. Uścisnął jednak dłoń i z stwierdził uśmiechem:
- Interesy z tobą to czysta przyjemność, Hallo.
Powiedział z szerokim, Krzywiń uśmiechem i wyszedł z chaty. Siedząca w środku kobieta westchnęła głośno i oparła się o oparcie drewnianego krzesła.
- Idiotów na świecie nie brakuje - skomentowała i przeszła do pokoju, by zaznać odrobiny snu.
Tańce odbywały się na świeżym powietrzu. Niemal każdy człowiek z prostego ludu Południowców bawił się w najlepsze. Nie brakło słodkiego piwa, drobnych, lecz sytych potraw, czy muzyki, którą zapewniła pięcioosobowa grupa muzyków. Szpadka siedziała blisko Czkawki i Astrid, którzy wesoło rozmawiali ze sobą. Bliźniaczka nadal była wściekła na brata i Sączysmarka, więc wolała trzymać się od nich z daleka. Jorgerson próbował co rusz przepraszać Szpadkę, ale dziewczyna była jak głaz - nic do niej nie docierało. Mieczyk i Smark rozmawiali jeszcze z Czkawką, który wygłosił im kazanie na temat niebezpieczeństwa, w które go wpakowali. Jeźdźcy obiecali, że to już się nie powtórzy.
- Jesteś dla nich zbyt łagodny - powiedziała Szpadka, szturchając palcem w pierś wodza. Ten podniósł zaskoczony brew i usiadł obok przyjaciółki.
- Niby dlaczego? - Spytał. Szpadka pokręciła głową i spojrzała na dwie, baranie łby, którymi byli Sączysmark i Mieczyk. Przed oczyma pojawił się obraz, jak obaj wisieli na drzewie, a dziewczyna zdjęła ich dopiero po kilku godzinach.
- Mogłeś przez nich zginąć - wymamrotała. Czkawka uśmiechnął się lekko.
- Ale żyję. Tylko to się liczy - powiedział, obejmując delikatnie Szpadkę, by dodać jej otuchy. Wiedział bowiem, że jeźdźczyni strasznie przejęła się wypadkiem.
- Następnym razem wrzuć ich do dzikich smoków - dodała ponuro i wstała, by przejść się po wyspie.
Czkawka doprowadził ją wzrokiem.
- Zmieniła się - zauważyła Astrid, siadając obok męża. Ten przyznał jej rację, skinąwszy głową. Chwycił kubek wody i wypił szybko. Nawet wieczorami bywało strasznie gorąco i duszno. Czkawka otulił żonę ramieniem, delikatnie głaszcząc jej talię. Oboje wpatrywali się w dziwny, raczej ludowy taniec. Mieszkańcy wyspy poruszali się w idealnym rytmie, jakby niósł ich wiatr. Niektóre kobiety trzymały w rękach tamburyny, którymi uderzały o swoje biodra. Zafascynowane tańcem małżeństwo nie zauważyło nawet, jak za ich plecami pojawiła się Toeye.
- To nasz taniec, który ma ułaskawić bogów i przynieść deszcz - zaczęła, pokazując palcem wskazującym na kilka nastolatek.
- Mieszkacie tu od dawna? - Spytał zaintrygowany Czkawka. Tłumaczka pokręciła głową.
- Nie. Co kilka lat przenosimy się na inne ziemie - powiedziała swoim szorstkim głosem.
Nikt już o nic nie pytał. Jeździec nocnej furii oparł się o wygodne futro i obserwował tańce. Nie trwało to jednak długo. Toeye nachyliła się do jego ucha.
- Wielki Trej chcę z tobą porozmawiać - rzekła cicho. Czkawka zmarszczył czoło.
- Dlaczego?
- Tego już nie wiem - odparła, wstając. Szatyn zilustrował ją wzrokiem. Czy to jakiś podstęp?
Astrid przypatrywała się im z ciekawością, ale też i jakby z ostrożnością.
- To nie potrwa długo - dodała pospiesznie tłumaczka, widząc niepewność na twarzach jeźdźców.
- Skoro tak...- Westchnął wódz i wstał, a zaraz za nim Astrid.
- Tylko on - przerwała blondynce Toeye.
- Nie zgadzam się - syknęła jeźdźczyni, wyciągając mały sztylet, jakby czuła niebezpieczeństwo. Czkawka położył dłoń na jej ramieniu.
- Spokojnie, dam sobie radę - uspokoił ją, choć młoda kobieta ani trochę nie wyglądała na przekonaną.
- Tylko wracaj szybko - mruknęła, chowając broń. Jeździec cmoknął ją w policzek i ruszył wraz z Toeye, by spotkać się z Trejem.
Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam takie "skakanie" z wątkami. Ktoś się czegoś domyśla? :P Chętnie poczytam Wasze teorie ^^. Kolejny rozdział za tydzień :)