niedziela, 26 lutego 2017

Miłe wspomnienia


                             Wyczekiwany dzień w końcu nadszedł. Czkawka, Astrid, Sączysmark i bliźnięta przygotowywali się do wyprawy od kilku dni. Każdy z jeźdźców miał wyznaczone zadanie, dzięki czemu wszystko poszło sprawniej.
- Skąd mamy pewność, że na południu znajdziemy nocną furię? - Spytał Sączysmark, głaszcząc mimowolnie Hakokła. Czkawka wzruszył ramionami.
- Nie mamy - odparł wódz, patrząc na zaskoczonego przyjaciela.
- Aha, czyli lecimy sobie niewiadomo gdzie tylko dlatego, że jakiś pajac tak ci powiedział? - Oburzył się Jorgerson, krzyżując ręce na szerokiej klatce piersiowej. Wódz uśmiechnął się krzywo.
- Tak, można tak powiedzieć - rzekł miękko po czym wskoczył na grzbiet Szczerbatka. Smok zamruczał zadowolony, czując już powiew chłodnego powietrza.
- Przynajmniej będziesz miał kilka tygodni wolnego - wtrącił Mieczyk, pojawiając się z siostrą przy porcie.
- Niezmiernie się cieszę - burknął Jorgerson i sprawdziwszy siodło, wszedł na cienką szyję swojego koszmara.
Kiedy Czkawka po raz kolejny tłumaczył zasady podczas lotu, do portu przyszli Nate, Lauren i Valka. Starsza kobieta podeszła do syna i chwyciła go za rękę.
- Tylko uważajcie na siebie - poleciła, mówiąc swoim typowym głosem zmartwionej matki. Wódz posłał jej ciepły uśmiech.
- My zawsze uważamy - rzucił, na co Valka pokręciła ze śmiechem głową i podeszła do Astrid. Nate i Lauren w tym czasie rozmawiali z Czkawką. Młoda lekarka podała jeszcze kilka woreczków środków przeciwbólowych i wspomniała o kilku radach, kiedy zdarzy się wypadek.
- Dzięki - odparł szatyn, a potem spojrzał na jeźdźców. Za moment opuszczą Berk na co najmniej miesiąc. Wódz nie czuł się pewnie z tą myślą, ale pocieszający był fakt, że na wyspie została drużyna A, Valka, Nate, wspaniali wojownicy, no i klify zostały dobrze umocnione. Co mogło pójść nie tak?
- Chyba musimy ruszać - westchnęła Astrid, wspinając się na Wichurę. Jeźdźczyni miała ma sobie strój do latania, żeby było jej wygodnie. W kostiumie było mnóstwo kieszeni i miejsc na drobne sztylety. Oczywiście wojowniczka nie zapomniała o swoim ulubionym toporze, który leżał przyczepiony w tyle siodła.
- Niech wam Thor sprzyja - rzekła jeszcze Valka i cofnęła się do Lauren, by stanąć obok jej ramienia. Jeźdźcy wystartowali, a ich smoki ryknęły głośno, by odgłos niebezpiecznych gadów niósł się na cały Archipelag.

                       Lecieli już trzecią godzinę. Słońce grzało, wisząc wysoko pośród kilku chmur. Niebo malowało się w odcieniach niebieskiego i pomarańczowo, tworząc ciekawą mieszankę. Patrząc w dół, Czkawka dostrzegł ogromne kry pływające na zachód. Gdzieniegdzie przelatywały dzikie smoki, mknąc zapewne do swych gniazd. Wódz wessał mroźne powietrze, które podrażniło jego płuca, jednak jeździec był już przyzwyczajony. - Ładnie tutaj - rzuciła nagle Astrid, pojawiając się obok Czkawki. Mężczyzna spojrzał na nią i uśmiechnął się, skinając głową. Rzeczywiście, widoki były naprawdę niecodziennie.
- Ej, kiedy zrobimy postój?- Spytał głośno Sączysmark. - Pilna sprawa! - Dodał piskliwie, krzyżując nogi.
Jeźdźcy spojrzeli na siebie, a potem każda para oczu skierowała się na wodza.
- Zaraz powinna pojawić się wyspa - westchnął Czkawka i dla pewności wyjął mapę. Przejrzał ją kilka razy i uśmiechnął się do siebie, zauważywszy skrawek lądu.- Dobra, godzina przerwy. Nie odchodźcie daleko.
Zalecił szatyn i pochylając się nad Szczerbatkiem, skupił się na lądowaniu na upatrzonej wyspie.
Smoki wylądowały na dzikiej plaży. Piasek był niezmiernie szorstki i gruby, a fale ziemnego oceanu rytmicznie uderzyły o brzeg. Sączysmark zaszył się w lesie, z powodu potrzeby jak mówił, Szpadka i Mieczyk przegryzali kanapki, siedząc na wysokich kamieniach. Śledzik i Sztukamięs polecieli obejrzeć wyspę w nadziei, że znajdą nowy gatunek roślin, co było niemal niemożliwe z powodu ubogiej szaty roślinnej na wyspie.
- Daleko jeszcze na południe? - Spytała Astrid, pochylając się nad rozłożona mapą. Czkawka klęczał obok, szkicując położenie lądu, na którym aktualnie się znajdowali.
- Pięć dni spokojnego lotu - westchnął jeździec i wyprostował się. Zabolały go plecy, ale nie skrzywił się. Lata latania na Szczerbatku sprawiały, że mężczyzna był już przyzwyczajony.
- A dolecenie do tej wyspy, o której wspomniał Travis? - Dopytała, przysiadając obok męża.
Czkawka wzruszył ramionami. Jeszcze nigdy wcześniej nie był tak daleko poza Archipelag. Nawet podczas wojny z Viggo nie mógł zapuścić się tak daleko. Obrońcy Skrzydła mieszkają tuż pod granicą z północą, ale to nie równa się z odległością, która czekała ich przez kolejne dni.
Astrid westchnęła ciężko i położyła głowę na ramieniu Czkawki.
- Wierzysz w to, że znajdziemy nocną furię? - Zapytała cicho, żeby nie zwrócić uwagi Szczerbatka. Wcześniej Czkawka uznał, że nie będzie chciał mówić o tym przyjacielowi. Nie miał zamiaru budować nadziei, która szybko może zostać zdmuchnięta.
- Chcę w to wierzyć - odparł pewnie, oglądając jak ocean wlewa się leniwie na plażę. Kika metrów dalej stał Szczerbatek, bawiąc się falami.
Dziewczyna skrzywiła się i zamknęła oczy. Nie odpowiedziała mężowi.
- Coś nie tak, Astrid? - Spytał, patrząc na żonę. Jeźdźczyni mruknęła coś pod nosem i oderwała się od Czkawki.
- To wszystko przeze mnie - powiedziała cicho, odwracając się. Przetarła zmęczoną twarz, obserwując piękne, błękitne niebo.
- Nie rozumiem...
Czkawka odwrócił do siebie Astrid, chcąc spojrzeć jej w oczy, ale dziewczyna wbiła wzrok w piasek.
- Czkawka, co jeśli w Smoczym Oku były jakieś informacje o nocnych furiach? Gdybyś nie oddał Oka Viggo, moglibyśmy znaleźć najrzadsze gatunki, może nawet nocne furie...- Wyrzuciła cicho, podnosząc smutne oczy.
Wódz pojął o co chodzi. Objął Astrid ciasno i delikatnie pocałował w głowę.
- Gdybym nie poświęcił Smoczego Oka, straciłbym szansę na przyszłość z tobą.
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno i pogładziła policzek męża.
- Ale wciąż czuję się podle... Przez moją głupotę, straciliśmy szansę...
- Nie mów o tym, dobrze? - Przerwał jej spokojnie, lecz stanowczo. - Może tak miało być? W każdym razie ja niczego nie żałuję.
Szczerbatek poczłapał do małżeństwa i bez ceregieli położył się obok ich nóg. Astrid uśmiechnęła się szeroko i zaczęła drapać smoka po brzuchu. Nocna furia mruczała z przyjemnością.
- On chyba nie narzeka - zaśmiał się do jej ucha Czkawka.

                      Kiedy jeźdźcy mieli wyruszyć w dalszą drogę, okazało się, że Hakokieł ma problem ze skrzydłem. Sączysmark i Czkawka postanowili, że poczekają z wylotem do jutra. Smok został opatrzony i szybko zasnął, tuląc się do Wichury.
- Kto ma ochotę na dorsza? - Rzucił radośnie Mieczyk, niosąc na tacy kilka dużych ryb.- Tym razem nie soliłem - dodał chłopak i usiadł blisko dużego ogniska. Był już wieczór i słońce dawno zaszło za  grubą linią horyzontu.
Jeździec podał kolację przyjaciołom, a potem usiadł obok siostry. Szpadka nadal była obrażona na brata, który starał się jakoś ją udobruchać.
- Czuję się jakbyśmy nadal byli dzieciakami - powiedział melancholijnie Sączysmark, wyrzucając za sobie ości. Jeźdźcy spojrzeli na niego zaskoczeni. - Siedzimy sobie przy ognisku, rozmawiamy...
- Brakuje tylko Śledzika - dodała Szpadka.
- I Heathery - rzekła Astrid. Dziewczyna leżała na ramieniu męża, który otaczał ją ramieniem. Jeźdźczyni tęskniła za przyjaciółką. Ostatni raz widziała ją dwa lata temu, gdy jeźdźczyni odwiedziła Berk razem z Dagurem.
Mieczyk westchnął teatralnie i zaczął przypominać stare czasy, kiedy wszyscy mieszkali na Smoczym Skraju. Dla każdego były to piękne lata młodości, mogli się wyszaleć, nikt im nie mówił, co mają robić. Czkawka miał spokój od ojca, który coraz częściej powtarzał o przejęciu władzy. Jednak chwile beztroski przerwał Viggo i jego smoczy łowcy. Gra o życie smoków i ludzi trwała niezwykle długo. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. No, prawie. Wybuch wulkanu zniszczył bazę jeźdźców, którzy po tym incydencie musieli wrócić na Berk i zacząć dorosłe życie.
- Pamiętajcie Thorstonton? - Zaśmiał się bliźniak. Rozmowy trwały już drugą godzinę i żaden z jeźdźców nie czuł ani zmęczenia ani znudzenia. Mogłoby się wydawać, że ich relacje nie są tak głębokie, jednak przyjaciele nie mogli wyobrazić sobie innego życia bez siebie. Każdy to wiedział, lecz nie każdy się do tego przyznawał.
- Jak moglibyśmy zapomnieć? Prawie spaliliście wyspę - odparła Astrid, patrząc wymownie na bliźnięta.
- Raczej ognioglisty, moja droga - poprawiła ją Szpadka, unosząc palec.
- Ale było... miło - przyznał Smark. Podrapał się po głowie i uśmiechnął pod nosem.
- Pomijając czasy jak Dagur, Ryker i Viggo chcieli nas zabić, to tak, było miło - zaśmiał się Czkawka, a za nim cała reszta. Z upływem czasu jednak musiał przyznać, że mieszkanie na Smoczym Skraju było niesamowite. Właśnie tam tak wiele się nauczył, wynalazł wiele sprzętów, bawił się z przyjaciółmi. Chyba jednym z najlepszych momentów był pierwszy pocałunek z Astrid. Serce zabiło mu szybciej, gdy przypomniał sobie o tym.
- Pójdziemy się przejść? - Spytała smętnie blondynka, patrząc na zamyślonego wodza. Młody mężczyzna skinął głową i z uśmiechem podniósł żonę. Przechadzali się brzegiem, nie odzywając ani słowem. Morska bryza owiewała ich twarze, a co jakiś czas słona woda pluskała ich kamienne miny.
- Cieszę się, że też lecisz. Chyba nie zniósłbym tak długiej rozłąki - rzekł miękko, patrząc w spokojny ocean.
- A ja nie puściłabym cię samego - zachichotała. Włożyła rękę w jego gęste włosy i przytuliła się do jego ramienia. Nie sądzili, że są obserwowani przez przyjaciół.
Sączysmark piekł rybę nad ogniskiem i wpatrywał się w parę.
- Kto by pomyślał, że nasz mały Czkawka Haddock tak szybko dorośnie - zapłakał teatralnie.
- Pasują do siebie - rozmarzyła się Szpadka, patrząc na Czkawkę obejmującego Astrid.
- Zawsze ich do siebie ciągnęło - dodał ciszej Sączysmark i zdjął rybkę znad ogniska.
- A co, zazdrościsz? - prychnął Mieczyk.
- Ani trochę - odparł na to spokojnie Jorgerson.- Miło się na nich patrzy - dodał z uśmiechem.
                Reszta wieczoru minęła spokojnie i leniwie. Jeźdźcy opowiadali sobie śmieszne historie i kawały. Dopiero kiedy nadchodziła północ, wikingowie położyli się spać, by następnego dnia wylecieć w stronę upragnionego południa.






Wiem, że rozdział jest krótki i bez ładu i składu, ale jedynie na to mnie stać :') Musicie być cierpliwi, staram się układać dalsze losy 😃

sobota, 4 lutego 2017

Przygotowania do wyprawy


                    Przez niemal dwa tygodnie wikingowie budowali ulepszenia klifów. Wielu mężczyzn kręciło się wokół maszyn, naprawiając je bądź ulepszając. Mieszkańcy z aprobatą oglądali pomysły wodza, który skromnie dziękował, choć sam musiał przyznać, że pomysł był bardzo udany. Dzięki maszynom schowanym w klifach można z pewnością zaskoczyć wroga. W razie ataku oczywiście, ponieważ Berk nie prowadziła żadnych wojen czy bitew.
Czkawka ustalił z radą starszych, że wraz z nim na Południe polecą Sączysmark, Astrid oraz bliźnięta. Nie chciał brać więcej osób. Wolał nie rzucać się w oczy ludziom większą grupą. Nie wiadomo, jak zareagują obcy na widok człowieka na smoku.
Dzisiejszego dnia postanowił, że zbierze prowiant, wodę, koce, zapas gazu zębiroga i inne przydatne rzeczy. Astrid zaoferowała, że zajmie się opatrunkami i pozostałymi medykaliami.
Jednak na razie był świt. Półmork panował w sypialni małżeństwa, a okno przepuszczało nie wielkie ilości światła. Czkawka otworzył leniwie oczy i nieco zdezorientowanym wzrokiem rozejrzał się wokół. Na podłodze leżały rzeczy jego i Astrid. Mimo chaosu, żadnemu z nich nie chciało się sprzątać. Wódz położył głowę z powrotem na poduszkę, a potem przekręcił się na lewo, by objąć śpiącą Astrid. Jej nagie ramiona otulały ciasno poduszkę, a jasne jak słońce włosy rozlewały się niemal na połowę łóżka. Czkawka z zaskoczeniem stwierdził, że włosy jeźdźczyni są znacznie dłuższe niż przypuszczał. Odgarnął je ręką i uśmiechnął się lekko, widząc jak jego żona śpi. Astrid co jakiś czas marszczyła czoło. Czkawka pomyślał, że o czymś śniła. Nie chciał jej budzić, więc szatyn zsunął z siebie ciepłe futro. Natychmiast poczuł, jak chłodne powietrze wpuszczone przez mały otwór w oknie dotyka jego nagiej skóry. Ziewnął głośno i przeczesał gęste włosy, a potem wstał szybko, by przywrócić się do porządku. Będąc w łazience zgolił dość mocny zarost, a potem przemył zimną wodą  twarz. Przeraził się, ujrzawszy worki pod oczami. Choć noc spędzona z Astrid należała do tych najprzyjemniejszych, jego organizm domagał się snu, na który jednak nie mógł sobie pozwolić. Zszedł cicho na dół, budząc przy tym Szczerbatka. Smok podniósł łeb i uśmiechnął się, witając tym samym jeźdźca.
- Cześć, mordko - zamruczał mężczyzna, drapiąc przyjaciela pod brodą. Następnie przyniósł mu kosz ryb, a sam zajął się robieniem śniadania. Przełknął owsiankę i dopił herbatę miętową. Myślami błądził przy wyjeździe. Z jednej strony nie mógł się doczekać, aż postawi nogę na południowych wyspach. Nie był jednak zadowolony, że opuszcza Berk na tak wiele tygodniu.
- Tak, tak, już idziemy - zaśmiał się wódz, kiedy Szczerbatek zaczął go szturchać łbem. Smok domagał się lotu. Tak więc z uśmiechem na twarzy wyszli z domu, by poddać się chwilom wolności.

                          Wrócili po dwóch godzinach. Berk już nie spala - mieszkańcy już pracowali w pocie czoła. Kilka osób czekali na mały targ Tayi, starszej pani, która uprawiała najlepsze warzywa. W porcie dryfowały leniwie łodzie, odbijając się delikatnie co jakiś czas o most. Zajęcia w Akademii prowadzili Nate i Śledzik, którzy tym razem postanowili zrobić test z wiedzy o koszmarach ponocnikach. Szczerbatek przeleciał nad areną, wzbudzając chwilowy zachwyt dziesięcioletnich dzieci. Nate i Śledzik pomachali wodzowi krótko, a potem wrócili do rozmowy.
Czkawka westchnął głęboko. Wiedział, że jego mama i Nate godnie i dobrze go zastąpią, ale, jak to przywódca ma w zwyczaju, wolał sam mieć rękę na pulsie. Wylądowali gładko obok kuźni. Nocna furia od razu zaczęła wyciągać Marudę do zabawy, który, o dziwo, ruszył się bez słowa. Nie minęła chwila, a smoków już nie było.
- Cześć, Pyskacz - rzucił szatyn, wchodząc do środka azylu kowala. Jego uwagę przykula teczka leżąca na krześle.
- Witam, szanownego wodza - zaśmiał się stary wiking, wychodząc z kantorka, gdzie siedzibę miał niegdyś Czkawka.- W czym mogę służyć?
- Przyszedłem wyrobić kilka drutów do ogona Szczerbatka - odparł, biorąc do ręki intrygującą teczkę.
- Metal leży na półce nad piłami - odparł Pyskacz, kierując wzrok na ścianę z bronią.
- Dzięki - mruknął Czkawka, oglądając zawartość trzymanej teczki. - To moje rysunki...
Kowal podszedł do wodza, kuśtykając.
- Owszem. Rysowałeś je, kiedy miałeś siedem lat. Pamiętam jakby było to wczoraj - powiedział Gbur, wspominając jak mały Czkawka siedział w swoim pokoiku w kuźni i ze skupieniem rysował przeróżne rzeczy. Najczęściej były to wyrzutnie, smoki oraz dziwne pomysły na udogodnienia życia mieszkańców.
- Mogę je zabrać? - Spytał z nadzieją szatyn, nie mogąc oderwać wzroku od malowideł.
- Oczywiście, przecież są twoje - wzruszył ramionami gruby wiking. Wódz podziękował cicho, a potem zabrał się do pracy.
                            Pracował już trzecią godzinę, kiedy do kuźni wszedł Nate. Odłożył na zagracony blat skrzynkę z narzędziami, a potem przywitał się uściskiem dłoni z przyjacielem.
- Jak ci idzie? - Spytał Nate, pochylając się nad rozżarzonym drutem.
- Wolno - odparł wódz i przełożył ostatnie strzemię do wody. Metal zasyczał niemiło. - Szczerze mówiąc, już mi się nie chce - dodał ze śmiechem i się wyprostował.
- Pomóc ci? - Spytał starszy mężczyzna.
- Nie, dziękuję, już kończę - odparł miło jeździec i wyjąwszy z wody drut odłożył go na stertę. - Jak się czuje Lauren? - Zmienił temat wódz, opierając się o blat i popijając zimną wodę. Nate uśmiechnął się na wspomnienie o dziewczynie. Od czasu, gdy lekarka powiedziała mu o ciąży minął niemal miesiąc. Czkawka dowiedział się tydzień temu. Lauren i Nate nie czuli się na siłach, by wcześniej o tym mówić. Temat wciąż budził strach, ale z każdym dniem malał. Wizja posiadania dziecka jakoś ukoiła myśli Nate'a. Mimo że ta wiadomość spadła na niego jak grom z jasnego nieba, czuł, że jest gotowy do roli ojca. Miał tylko nadzieję, że da radę.
- Różnie. Wczoraj wymiotowała przez cały ranek - westchnął wojownik. - Ale dziś już przeszło. Z tego co wiem, umówiła się na dziś z Astrid.
Wódz skinął głową i dolał sobie wody. Wziął drugi kubek i napełniwszy go, podał przyjacielowi.
- Myśleliście nad ślubem? - Zapytał szatyn. Chłopak doskonale wiedział, jakie plotki krążyły w Berk. Wiele starszych kobiet niemal ze złośliwością i oburzeniem komentowały sytuację, w której znaleźli się Lauren i Nate. Nie były zadowolone z tego, że para jest bez ślubu, ale ani lekarka ani jej partner nie przejmowali się tym.
- Ja myślałem, ale Lauren chyba nie... - Odparł cicho. Chciał, aby matka jego dziecka została jego żoną, tylko bał się zbyt  szybkich zmian. - W każdym razie, chciałbym tego, żebyśmy byli rodziną. Znam Lauren od wielu lat, jesteśmy razem od roku i wiem, że ją kocham...
- Ale...? - Zapytał wódz, kiedy jego przyjaciel się zaciął.
- Co jeśli nie będę dobrym mężem i ojcem? Co jeśli zrobię coś nie tak? - Spytał ze smutkiem. Czkawka ujrzał przerażenie na twarzy przyjaciela. Poruszyło go na tyle, że poczuł współczucie.
- Mężem będziesz na pewno dobrym - uspokoił go przyjaciel. - Widzę, że zależy ci na Lauren. Szczere mówiąc, chyba nie ma lepszej partii dla niej. No, nie licząc mnie - dodał ze śmiechem za co dostał kuksańca od wojownika.- A co do bycia ojcem... do tego nie ma instrukcji. Po prostu będziesz działał instynktownie. Wszystko się ułoży, a jeśli będziecie mieli problem, możecie na nas liczyć - dokończył jeździec, klepiąc przyjaciela w ramię.
Nate rozchmurzył się. Na jego ustach pojawił się szczery uśmiech, a sam poczuł się jakoś lepiej, lżej.
- Dziękuję - powiedział szczerze mężczyzna, na co Czkawka machnął ręką. - A wy?
- Co my? - Spytał wódz, zaczynając sprzątać bałagan. Chwycił kosz na śmieci i postawił go pod blat, by łatwiej było zrzucić okruchy metalu i inne śmieci.
- Myślicie o dziecku? - Rzucił prosto z mostu wojownik. Uśmiechnął się zadziornie, zauważywszy rumieńce na policzkach Czkawki. Jeździec wzruszył ramionami.
- Nie spieszymy się. Wydaje mi się, że Astrid na razie nie jest do tego przekonana. Wolimy jeszcze poczekać - odparł cicho. Czkawka czasami myślał o dziecku, o małym brzdącu, które bez przerwy krząta się pod nogami. Jednak wiedział, że na razie nie dałby rady powiązać roli wodza i ojca. Już i tak spędzał za dużo czasu wiosce. Astrid mówiła, że to rozumie, choć szatyn widział na jej twarzy smutek. Wiedział, że jego żona go potrzebuje i że chce z nim spędzać więcej czasu.
- Dobrze to rozumiem - zaśmiał się czarnowłosy wojownik i spojrzał przez okno. W oddali zauważył, jak Astrid przytula na powitanie Lauren. Cieszył się, że jego ukochana ma tak wspaniałą przyjaciółkę. Doprawdy Astrid była jak do rany przyłóż
- Sprawdzimy klify? - Czkawka wytrącił go z uwagi. Mężczyzna zgodził się od razu i wolnym krokiem ruszyli nad wzniesienia.
                                  Jak się okazało ostania maszyna została już włożona w wydrążoną dziurę. Czkawka z zachwytem stwierdził, że wszystko zostało zrealizowane idealnie według planu. Siedem wyrzutni, dwie katapulty oraz wieża obserwacyjna, na której zasiadły już straszliwce straszliwe.
- Jak tam, Saw? - Zapytał teścia wódz, przedtem witając się z nim.
- Skończyliśmy jakiś czas temu. Teraz tylko sprawdzamy stabilność - wyjaśnił, pokazując punkty na rysunku.
- Świetna robota. Jestem pod wrażeniem, że uporaliśmy się z tym w trzy tygodnie - powiedział wódz, oglądając ludzi, którzy siedzieli na futrach, jedząc i pijąc.
                         Dziesięć minut później Czkawka i Nate wsiedli na swoje smoki, by wypróbować nowy sposób obrony. Saw wydał rozkaz do wystrzelenia strzał, które w mgnieniu oka pognały ku smokom. Gady wyminęły je z trudnością. Czkawka starał się dojrzeć skąd groty wylatują, ale jedyne, co ujrzał, to zwykły klif. Oczywiście trzeba było jeszcze zakryć bluszczem dziury z bronią, ale nawet i bez tego nikt nie będzie w stanie dostrzec katapult i wyrzutni. Szczerbatek zamruczał z zadowoleniem i wylądował blisko Astrid, która wraz z Lauren pojawiły się na placu.

                       Siedział w swoim starym pokoju i wdychał zapach stęchlizny. Smród za bardzo podrażnił jego płuca, więc zakaszlnął kilka razy i wstał, kierując się do drzwi. Wyszedłszy na zewnątrz, odetchnął świeżym powietrzem. Jego ludzie grali w karty, pili zimne wino albo leżeli pod drzewem, rozmawiając i ostrząc ulubione bronie.
- Panie - usłyszał niski głos z nutą strachu. Odwrócił się i ujrzał młodzieńca, trzymającego w ręku kartkę.
- Tak?
- Przyszła wiadomość od informatora - odparł i podał niewielki skrawek papieru. Mężczyzna chwycił lewą dłonią świstek i przeczytał.

 Na wyspie nic ciekawego się nie dzieje. Coś budują przy południowym klifie i z tego co widziałem, to dwie katapulty i wieża obserwacyjna. Nic więcej. Nie wiem, czy ich wódz wylatuje na południe. Nie będę  nikogo pytał, nie chcę ryzykować zostać zdemaskowany. Zostanę jeszcze dwa dni. W razie konieczności wyślę wiadomość.
                                                                                          ~ B.T.






 Wybaczcie, nie mam pomysłów... Nn pojawi się około 20.02. Tak myślałam, że prawdopodobnie mam za mało wątków, żeby pociągnąć tego bloga do setnego rozdziału... Poza tym, jest mało czytelników i chociaż nie chcę zawieść tej garstki osób, nie chcę pisać na siłę, bo to nie wypali. Mam nadzieję, że rozumiecie. Jeśli ktokolwiek ma jakikolwiek pomysł, chętnie wysłucham :') 

Przypominam o one-shotach na wattpadzie (tematyka jws oczywiście)

https://www.wattpad.com/story/80497189-hiccstrid-one-shots-pl