Czkawka zarządził, że Vivian, Tore, Gerjawik i dodatkowo dwóch pozostałych mężczyzn zabierze do więźnia Łupieżców, do których wysłał już list. Wódz miał wyrzuty sumienia, że nie przebywał na Berk w czasie, kiedy Cyrkowcy okradali jego dom. Na dodatek wściekał się na samego siebie, że nie zauważył podejrzanego zachowania artystów, choć Lauren cały czas mu o tym wspominała. Spoglądając na dziewczynę siedzącą blisko Nate'a, czuł, że zawiódł jako przyjaciel... Chyba było by lepiej, gdyby ktoś inny był wodzem. Dla każdego udręka by się skończyła.
- O czym myślisz? - Zapytała Astrid, przystając obok narzeczonego i patrząc na niego z uwagą, jakby chciała odgadnąć wyraz jego twarzy.
Wikingowie zatrzymali się na jakiejś wyspie, gdzie smoki odpoczywały po długim i szalonym locie, a ich jeźdźcy zajmowali się pilnowaniem więźniów.
- O niczym ważnym - westchnął tylko i ruszył do Sączysmarka, który siedział na kamieniu, ostrząc miecz. Zanim Czkawka zrobił kilka kroków, zatrzymał go głos blondynki:
- Jedna porażka niczego nie przekreśla - powiedziała poważnie, skupiając wzrok swoich jasnych oczu na tyle głowy jeźdźca. Wódz odwrócił się do niej, a jego twarz była blada, jakby zobaczył ducha. Patrzył chwilę na ukochaną, dziwiąc się szczerze skąd ona potrafi wiedzieć, o czym myśli.
Chłopak jednak nie miał zamiaru odpowiadać, nie chciał tym razem drążyć tematu i martwić Astrid swoimi myślami.
- Według mnie powinni zostać straceni - rzekł na powitanie Czkawki Sączysmark, rzucając całej piątce piorunujące spojrzenie. Gerjawik wyglądał jakby miał wyrwać się z ciasnych lin i rzucić się na Wikinga, ale najmniejszy jego ruch zwracał uwagę Hakokła, który leżał kilka metrów dalej, wyciągając szyję ku więźniom.
- Sąd Łupiezżców zadecyduje, czy zostaną przy życiu - odparł z całkowitą powagą jeździec, skacząc wzrokiem po cyrkowcach. Złodzieje nie patrzyli w kierunku Wandali, tylko wpatrywali się w wzburzone morze. Jednak wiadomość, że mogą stracić życie sprawiła, że zadrżeli.
- Czemu oni mają o tym decydować? - Zapytał zły Jorgerson, zeskakując z kamienia. Stanął następnie naprzeciw wodza i czekał na odpowiedź.
- Znają się na tym - wzruszył ramionami Czkawka.- Poza tym, nie sądzę aby Berk chciało się zajmować zwykłymi oszustami - rzucił wściekłe, patrząc na związanych więźniów. Smark podniósł brew w zaskoczeniu. Rzadko kiedy widywał przyjaciela w takim stanie, ale od zakończenia wojny z Viggo, potem Drago, Haddock stał się bardziej wybuchowy.
- Jak chcesz - burknął tylko Smark i usiadł z powrotem na kamień. Czkawka westchnął ciężko i ruszył do Szczerbatka, który leżał obok Astrid, a jego szmaragdowe oczy czujnie obserwowały otoczenie.
- Właściwe to na co my czekamy? - Zapytał Mieczyk, siedząc w piasku i bazgroląc po nim.
- Pozwolimy smokom odpocząć, a potem wracamy do domu - rzucił Czkawka i usiadł na drewnianej belce, blisko Astrid.
- Ale nudy - żachnął bliźniak, waląc pięścią w mokry piach, a potem padł na niego twarzą, ku rozbawieniu Szpadki.
Dwie godziny później jeźdźcy zbierali się do powrotnej drogi, przygotowując smoki do podróży. Gaet i reszta jego podobnych wykupiła malutką łajbę i ruszyła na Derby, gdzie się rozdziela i pójdą w różne strony.
Piątka więźniów została zostawiona na wyspie, gdzie akurat przebywali Wandale. Czkawka poprosił o pomocą zarządcę lądu, aby jego ludzie przypilnowali cyrkowców, dopóki Łupieżcy po nich nie przybędą.
- To jak? Wszyscy gotowi ? - Rzucił Czkawka, będąc już w siodle Nocnej Furii. Wódz zerknął na Nate'a, który pomagał Lauren wejść na Pioruna, a potem sam wskoczył za nią, delikatnie obejmując dziewczynę w pasie.
- Możemy lecieć - potwierdził Nate i nie czekając na resztę, wystartował.
Niemal cztery godziny później jeźdźcy dotarli do Berk, wzbudzając małe zamieszanie wśród ludu. Jak się okazało, wybuchł pożar, przez który padło kilka domów.
- Wodzu! - Krzyknął ktoś z tyłu, przepychając się przez rodaków. Po chwili przed Szczerbatkiem wybiegła Róża, odgarniając długie blond włosy do tylu. - Mój Ponocnik oszalał !
Potem gwar stał się głośniejszy, a próby uciszenia rozjuszonych Wikingów nic nie dawała.
W końcu do akcji wkroczył Szczerbatek, rycząc potężnym głosem, skutecznie powodując ciszę.
- Spokojnie. Niech jedna osoba opowie mi co się stało - zarządził wódz, zeskakując ze smoka i głaszcząc go przelotnie. Nastolatka będąca najbliżej przywódcy szybko zrelacjonowała co się wydarzyło, a potem wskazała miejsce pożogi.
- Dobra, robimy tak: Sven, zbierzesz grupę ludzi i przynieście belki, tyle ile się da. Smark pomożesz Róży ogarnąć smoka. Ja i pozostali jeźdźcy zajmiemy się sprzątaniem - rozkazał szybko, nie wahając się ani chwili.
Wikingowie patrzyli na siebie chwilę, a potem ruszyli do wyznaczonej pracy.
- Nate - zatrzymała przyjaciela Astrid, moment później kiedy jej narzeczony poleciał do spalonych domów. - Zajmij się Lauren - powiedziała z uśmiechem, a potem ruszyła w ślady wodza.
- Jak się czujesz? - Spytał czule brunet, podając jej wodę do picia. Szatynka była czerwona od gorączki, choć nadal było jej zimno. Nawet kiedy Nate ciasno przytulał ją do swej piersi, chcąc chociaż minimalnie ją ogrzać.
- Tak sobie - powiedziała, siadając ciężko na fotelu. Nate poszedł do niej i przykucnął, chwytając drobna dłoń szatynki.
- Czego potrzebujesz? Zrobić ci gorącą kąpiel? - Zapytał troskliwie. Lauren zaśmiała się z jego tonu i przejechała ręka w jego gęstych włosach.
- Myślałam, że już cię nie zobaczę - wyszeptała, patrząc w jasne oczy ukochanego. Brunet pocałował ją mocno, pokazując, że jest przy nim bezpieczna.
- Ważne, że jesteś już w domu, skarbie - wyszeptał w jej włosy, nie chcąc jej wypuścić z uścisku. Lekarka oddała się temu czynów bez oporu, choć sięgała jeźdźcowi zaledwie do ramion.
- To może przygotuje ci tą kąpiel - zaśmiał się, kiedy jego dziewczyna kichnęła kilka razy pod rząd.
- Kochany jesteś - powiedziała przez zapchany nos.
Podczas gdy Nate podgrzewał wodę, Lauren szukała świeżych rzeczy. Jej dotychczasowe ubrania śmierdziały i były brudne, więc dziewczyna od razu je wyrzuciła. Powróciła myślami do chwil, gdzie na statku modliła się o powrót do domu. A teraz nie mogła się otrząsnąć, że jednak do niego wróciła. Do tych znajomych miejsc, zielonych lasów, przejrzystych stawów i rzek. Wystarczył jeden dzień, aby dwudziestodwulatce pękało serce z tak silnej tęsknoty. Lauren obiecała sobie, że weźmie tydzień wolnego i spędzi ten czas z przyjaciółmi.
- Woda jest już gorąca - zauważył Nate, krzycząc z łazienki.
- Już idę! - Odparła dziewczyna i wytarła łzy, które pomogły jej pozbyć się nadmiaru emocji. Lekarka weszła do ciemnej łazienki, od razu zauważając jak Nate dolewa do wody jej ulubione olejki zapachowe.
- Dziękuję - zachwyciła się ciemnooka, przytulając ukochanego i całując go w policzek, a gdy jej chłopak opuścił pomieszczenie, wyskoczyła do bali, rozkoszując się gorącą kąpielą.
Wikingowie zdołali odbudować domy tylko u podstawy, ponieważ nie mieli ani czasu ani belek, ale przynajmniej mieszkańcy budynków znaleźli schronienie u swej rodziny.
- Czkawka, nic już więcej nie zrobimy na dziś - zaczęła Astrid, podlatując na Wichurze do ukochanego. Wódz właśnie pomagał Szczerbatkowi w przesunięciu drewna, aby ściana lepiej się trzymała.
Był już późny wieczór i na budowie została tylko Astrid, Czkawka i Śledzik.
- Dobrze, już kończę - westchnął szatyn, i podrapał smoka pod brodą. - Dziękuję, stary.
Szczerbatek delikatnie polizał jeźdźca po twarzy, a potem przeciągnął się niczym kot.
- Przemęczasz nie tylko siebie - upomniał go otyły przyjaciel, lądując ze zmęczona Sztukamies obok wodza.
- Tak, tak, wiem - mruknął zirytowany. Astrid już wiedziała, że jej narzeczonego coś dręczy a ona domyślała się co takiego.
- Śledzik, leć już do domu. Ledwo trzymasz się na nogach - zaproponowała i poklepała przyjaciela po ramieniu, kiedy jej smoczyca wylądowała.
- To do jutra - rzucił jeździec i poleciał do chaty.
- Dlaczego nie chcesz mnie słuchać, Czkawka ? - Zapytała wprost, podchodząc do przyszłego męża i łapiąc go za dłoń. Czkawka przypatrywał się, jak ich palce wolno łączą się ze sobą.
- To moja wina - wypuścił wolno powietrze, drugą dłonią głaszcząc policzek narzeczonej. Astrid zmarszczyła śmiesznie nos i zdjęła rękę wodza ze swojej twarzy, ku jego niezadowoleniu. - Gdybym uwierzył Lauren wszystko było by inaczej - dodał. Oczy blondynki błysnęły ze współczuciem. Astrid nienawidziła widzieć Czkawkę w takim stanie. Wtedy wydawał się osobą niepewna siebie, zagubiona, zupełnie nie przypomniał jej Czkawki.
- Wiem, że powiesz, że to nie moja wina - mówił dalej, nie dając dojść do słowa jeźdźczyni. - Ale gdybyś widziała wzrok Nate'a, jak krzyczał o zaginionej Lauren...To było przerażające.
Wódz puścił rękę wojowniczki i usiadł pod belką, a zaraz za nim przysiadł się Szczerbatek, mrucząc pocieszająco. Dla smoka Czkawka był zawsze idealny, dlatego nie szukał żadnej winy w jeźdźcu. Co innego sam przywódca.
- A ty byś tego nie robił, gdybyś był w jego sytuacji? - Rzuciła dziewczyna, zakładając ręce na klatkę piersiowej. Jej złoty warkocz dziwnie błyszczał w blasku małego księżyca, niemal schowanego za ciemnymi chmurami. Oczy Czkawki błysnęły, a Astrid miała wrażenie, że stały się jeszcze bardziej zielone.
- Nie ma takiej rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił - przyznał, skinając lekko głową. Astrid uśmiechnęła się pod nosem, czując jak nogi lekko się jej uginają, co działo się zawsze kiedy jej ukochany tak mówił.
- No właśnie - zaznaczyła, podchodząc wolno, a potem siadając blisko jeźdźca.- Nate mówił w histerii, był przerażony i jestem pewna, że to rzekome spojrzenie wynikało jedynie ze strachu o Lauren.
Czkawka przymknął oczy. Wokół roztaczała się cisza, tylko koniki polne znów grały swój głośny koncert, powodując magiczną atmosferę.
- Może masz rację - westchnął, oparwszy głowę o ścianę domku. - Ale to nie zmienia faktu, że źle się z tym czuję.
Astrid wyciągnęła rękę i przejechała nią zimny policzek jeźdźca. Czkawka wzdrygnął się na ten gest, a jego ciało zalała fala lodowatych dreszczy.
- Pamiętasz kiedy mieliśmy dziewiętnaście lat i kiedy Dagur atakiem na Berk zniszczył mój dom? - Spytała. Czkawka kiwnął nieśmiało głową. Pamiętał jak martwił się o stan psychiczny ówczesnej przyjaciółki. - Wtedy czułam się dokładnie jak ty teraz, ale na szczęście twój ojciec pomógł mi zrozumieć, że niektórych rzeczy nie jesteśmy w stanie zatrzymać - przerwała na moment, biorąc do płuc duży wdech. - Musimy się z nimi pogodzić i żyć dalej - zakończyła z uśmiechem.
Wódz prychnął pod nosem. Niby było to proste, jak pstrykniecie palcem, ale jakaś wewnętrzna myśl powodowała, że osiągnięcie tego celu staje się trudniejsze.
- Przez to stajemy się silniejsi - mruknął, przypominając sobie jak Stoick mówił, że potężni przywódcy uczą się na własnych błędach.
- Otóż to, skarbie - zachichotała, całując go w policzek. - A teraz chodź. Przejdziemy się do Lauren.
Zapukawszy do drzwi, Astrid cofnęła się krok, czekając aż ktoś otworzy im drzwi. W progi ukazał się Nate, ewidentnie zaskoczony wizytą pary.
- Cześć - zaczęła blondynka. - Przyszliśmy sprawdzić, jak się ma Lauren - wytłumaczyła, zakładając kosmyk złotych włosów za ucho. Brunet uśmiechnął się do przyjaciół i odsunął się od drzwi, aby wpuścić ich do środka.
- Lauren szuka na górze jakichś ziółek - powiedział, podchodząc do naczyń, które zmywał chwilę temu. - Nieźle się przeziębiła.
- Mówiłam, że jest w dobrych rękach - szepnęła na ucho Czkawce Astrid, ciągnąc go na kanapę, która stała blisko schodów. Wódz skinął głową, zgadzając się ze słowami ukochanej.
- A jak ty się masz? - Zagaił Czkawka do Nate'a. Jeździec ponocnika ułożył ostatni talerz na blat wyłożony ręcznikiem i odwrócił się do znajomych.
- Lepiej - przyznał. Chwilę potem zeszła Lauren, trzymając w ręku kilka torebek rumianku. Nos i policzki miała czerwony, jakby napiła się trunku, a kiedy mówiła jej głosem zawładnęła chrypka.
Astrid i Czkawka mocno przytulili przyjaciółkę na powitanie, odczuwając coś na wzór ulgi.
- Lauren, chciałbym bardzo cię przeprosić, - zaczął z wolna wódz, mając położone ręce na jej barkach - że nie wierzyłem w tę historię o cyrkowcach.
- Daj spokój, Czkawka - machnęła ręką, jakby była to błahostka. - Było minęło i lepiej do tego nie wracać- przytuliła go jeszcze raz a potem wskazała na stół i zaproponowała:
- Zostaniecie? Mam spory zapas miodu, a sama tego nie wypije. - Cała trójka zaśmiała się głośno i z chęcią przystanęła na propozycję przyjaciółki.
Spotkanie przełożyło się do pierwszej w nocy, ale rozmowa tak łatwo się toczyła, że nikomu nie chciało się wracać do domu. W końcu Astrid i Czkawka wyszli, gdyż jutrzejszego dnia znów musieli odbudowywać domy.
- Dzięki za miły wieczór - powiedział Czkawka, stając w progu. Wódz wypił kilka kubków miodu, ale jak zawsze zachował trzeźwość umysłu. Jeździec nie był zagorzałym fanem alkoholu, ale w takie sytuacje jak te lubił sączyć coś słodkiego.
- Nie ma sprawy - odparła miło Lauren i pożegnawszy się z parą, zamknęła drzwi.
- Jak samopoczucie, wodzu ? - zakpiła Astrid, śmiejąc się głośniej. Dziewczyna szła pod ramię z Czkawką, wyciągając twarz ku zimnemu wiatrowi. Nic nie działało na nią lepiej niż północy, ostry wietrzyk.
- Znakomite, my'lady - odparł na luzie, całując swą ukochaną w policzek.
Para szła wolno do domu Astrid, a nie chcąc się jeszcze rozstawać postanowili, że przejdą się po wiosce. Prawie cała Berk pogrążona była w głębokim śnie, ale gdzieniegdzie paliły się świece w wikińskich domach.
- Jak dobrze, że ciebie mam - wymruczał do jej ucha, a przez ciało Astrid przebiegł dreszcz.
Dziewczyna wtulona w tors wodza, zamknęła oczy, delektując się chwilą.
- Wiesz co? - Zapytał w pewnym momencie. - Jeszcze dwa tygodnie. - Astrid wyszczerzyła zęby w uśmiechu, kładąc ręce na klatkę piersiową narzeczonego. Za czternaście dni ona i wódz Berk staną na ślubnym kobiercu, zawierając długo wyczekiwany związek małżeński.
- Strasznie długo czekaliśmy - przyznała blondynka. - Prawie osiem miesięcy - policzyła szybko, krzywiąc się, że naprawdę para co chwilę przekładała ślub. Mieli przecież pobrać się na wiosnę, co było cztery miesiące temu.
- Teraz to już nieważne - burknął, stykając usta z jej gładką skórą na szyi. Na szczęście nikt ich nie widział.
- Moja ciotka Berta przypłynie za tydzień. Odynie, jak ja jej nie cierpię - marudziła wojowniczka. Mina wódz również zrzedła.
- Jakoś wytrwamy - puścił do niej oczko i splótł ich dłonie razem.
- Bo musimy - odparła niemrawo jeźdźczyni, dając się odprowadzić do domu.
- Widzimy się jutro, tak ? - Spytał, upewniając się, na co dziewczyna posłała mu jeden z najsłodszych uśmiechów.
- Oczywiście. Ja się nigdzie nie wybieram, kochanie - mruknęła zawadiacko, na co chłopak przygryzł wargę i przyciągnął ją szybko do siebie, namiętnie całując...
Satysfakcjonuje Was zakończenie tego wątku ? Chyba mi nie poszło, no ale dodać coś trzeba :/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńczytam twój blog od dawna ale jeszce nigdy nie napisałam komentarza więc może najwyższa pora :) przyznaję nie masz sobie równych a te rozdziały są poprostu zajebiste! Jesteś moją ulubioną blogerką, a co do rozdziału poprostu genialny. Nie mogę doczekać się nextu mam nadzieję że będzie niedługo :). Życzę ci weny i jeszcze raz weny i niech cię nigdy nie opuszcza
OdpowiedzUsuńJejku, serio? *-* straaaaaaasznie mi miło, kochana ♡ dziękuję Ci bardzo :)
UsuńW roboczych mam dwa nexty, więc myślę, że jutro dodam ;p
To. Było. Cudowne. ❤
OdpowiedzUsuńFangirl działa jak najlepiej ^^
Jajsjsjnxjenendmdnendndndndjdjdjdkdjddmk ❤