czwartek, 28 lipca 2016

Sprzymierzeniec 

                 Gdzieś w oddali słychać było skrzeczenie i warczenie smoków, które przelatywały nad długą łodzią kierującą się na południe. Przez małe okno w celi, Lauren widziała, że jest już noc, a gwiazdy słabo świeciły, więc lekarka praktycznie nic nie mogła dostrzec.
               Więzienie było strasznie zaniedbane. W celi, gdzie siedziała szatynka była woda, która niemiłosiernie cuchnęła, a butwa, która objęła niemal wszystkie dębowe deski przyprawiała drobną dziewczynę o mdłości. Jednak Lauren nie zamierzała się tak łatwo poddać, mimo że wiedziała, że nie ma szans z dziewięcioma cyrkowcami, wśród których byli niezwykle umięśnieni mężczyźni. Szatynka prychnęła pod nosem, mówiąc do siebie w myślach, że nawet osiemnastoletnia Tore zdołała by ją pokonać kilkoma prostymi ruchami. Czy naprawdę była tak beznadziejna, że nie potrafiła wyrwać się z głupiego więzienia szajki złodziei? Nate zapewne by powiedział, że to nie jej wina, ale on zawsze ją usprawiedliwiał jak małe dziecko, które nie wiedziało, że zrobiło coś złego. Lecz z drugiej strony nie mogła zrobić nic więcej - musiała cierpliwie czekać. Pytanie na co. Na moment aż jeden z ostrzy Tore przebije jej serce, a ciało wyrzuci w głąb morza? Może Lauren czeka na cud, kiedy pojawi się ktoś z Berk i bez trudu ją uratuje? Dziewczyna prychnęła po raz kolejny, karcąc siebie za głupotę. Gdyby chociaż potrafiła walczyć, tak jak Nate albo Astrid. Być może nie wygrałaby pojedynku, ale zdecydowanie pokazałaby, że nie jest taką słabą i kruchą kobietą, za jaką ją uważają... Może wtedy zyskała chociażby krztę respektu.
                Przy jej celi na zmianę siedzieli dwoje tancerzy - kobieta o krótkich, męskich włosach w kolorze różowym, co Lauren wydawało się absolutnym dziwactwem, oraz chłopak o wątłej posturze, zmęczonych brązowych oczach i czarnych włosach, które splatał w małego warkoczyka przy lewym uchu. Lauren wydawało się, że chłopak  nie ma nawet osiemnastu lat. Jej uwagę przykuło również to, że nie patrzył na więźnia z odrazą, ale ze współczuciem, jakby jego ciemne oczy mówiły "przepraszam ". Szatynka wiedziała, że nie wszyscy cyrkowcy byli za kradzieżą skarbu Odyna, ponieważ słyszała jak jakiś mężczyzna o niskim głosie zarzucał Vivian totalne szaleństwo, kradnąc bogactwo Berk. Cyganka jednak ignorowała jego zarzuty, mrucząc, że teraz już nie będą korzyć się przed pijakami w tanich gospodach.
- Teraz moja kolej, możesz iść się przespać. - Ponury głos wyrwał Lauren z zamyślenia, kierując wzrok na właściciela. Ten chuderlawy chłopak stał nad różowowłosą, zaciskając małe usta w wąską linię. Kobieta wstała ciężko, biorąc ze sobą jakąś książkę i bez słowa wyszła, kierując się schodami w górę.
Ciemnowłosy usiadł na jej miejscu i wyjął żółty oraz stary pergamin, w który wpatrywał się jakiś czas, a potem szybko go zwinął i schował do głębokiej kieszeni.
Szatynka wpatrywała się w niego o chwilę za długo, ponieważ młodzieniec spiął się i sztywno oparł o zepsute oparcie. Nerwowo zadudnił palcami o udo i wolno wypuścił powietrze.
-  Nie wszyscy są złodziejami - powiedział cicho, kierując spojrzenie na prawo, gdzie stała drabina, która prowadziła na główny pokład. Lauren uniosła brew w zaskoczeniu i przewróciła głową na drugą stronę, aby lepiej przyjrzeć się twarzy nastolatka.
- Doprawdy? - Warknęła, choć nie na tyle głośno, by ktokolwiek na górze mógł ją usłyszeć. Czarnowłosy schylił głowę, szukając ewidentnie dobrych słów, aby choć w małym stopniu zagłuszyć wyrzuty sumienia.
- Nie mieliśmy wyjścia. Przynajmniej ci, którzy nie chcieli brać w tym udziału - rzekł ostrożnie, prostując się. Lauren była zaskoczona. Myślała, że chłopak jest zbyt zamknięty w sobie, aby do kogoś się odzywać, tym bardziej do obcych. W dodatku te wyjaśnienia jakby poruszyły młodą lekarkę. Patrzyła na chłopca chłodno, choć jej wrażliwa natura w jakimś stopniu go żałowała.
- Dlaczego? - Spytała po minucie, kiedy wartownik myślał, że szatynka nie ma ochoty go wysłuchiwać i że szczerze go nienawidzi.
- W szeregach Vivain nie ma miejsca na bunt - odparł, dyskretnie zerkając na wyjście, jakby bał się, że przywódczyni go usłyszy.
- To znaczy? - Dopytywała się Lauren, podchodząc do samych kart. Niski poziom wody zafalował pod wpływem jej ruchu, powodując, że odór był jeszcze gorszy.
- Buntownicy zawsze kończą  tak samo - odparł ze śmiertelną miną, patrząc głęboko w orzechowe oczy znachorki. Dziewczyna skrzywiła się. Natychmiast pomyślała, że być może to nie jest taki pierwszy "napad " Vivain. Bez zastanowienia zapytała o to rozmówcę.
- Nie pytaj mnie o to - rzucił tylko i zamilkł do końca, wiedząc, że powiedział i tak za dużo. Gerjawik zabronił mu i tej drugiej kobiecie rozmowy z Lauren, ale najwyraźniej ciemnowłosy nic nie robił sobie z jego zakazu.
                 Lauren westchnęła zrezygnowana i cofnęła się pod ścianę, gdzie padał długi cień. Lekarce od razu zrobiło się zimno, więc objęła się rękoma, ogrzewając się na tyle, ile zdołała. Jakieś piętnaście minut później zasnęła, odganiając od siebie smutne myśli, aby jej serce nie pękło z tęsknoty za domem.
              Lauren obudziła się krótko przed świtem, kiedy statek nagle uderzył lekko o coś, a ludzie zaczęli wykrzykiwać jakieś komendy. Dziewczyna nie słyszała zbyt wiele, gdyż krzyki były zagłuszone, a poza tym, jej ciało powoli trawiło przeziębienie. Szatynka wstała wolno i trzęsąc się, doszła do stalowych krat. Na przeciw niej siedziała ta pulchna kobieta o różowych włosach, czytając z zaciekawieniem jakąś książkę.
- Co się dzieje? - Zapytała znachorka chrypiącym głosem. Strażniczka oderwała wzrok i spojrzała ponuro na więźnia, a potem na wyjście.
- Przystanek - odparła krótko i wróciła do czytania lektury. Lauren wiedziała już, że nie zdoła zdobyć więcej informacji. Usiadła z powrotem na miejsce, pod zimną ścianę i zamknęła oczy, tlumiac gorące łzy. Co się dzieje teraz na Berk? Czy Czkawka się odnalazł i czy Nate o wszystkim zdążył mu opowiedzieć?
Nie mogę się poddać - mówiła do siebie w myślach, poruszając lekko małymi ustami. Muszę coś wykombinować - dodała otwierając oczy. Chwilę tak siedziała, myśląc co może wykombinować, aby wyrwać się z rąk porywaczy, którzy niedługo mieli zamiar się jej pozbyć. Lauren grała teraz na czas, a wygrana oznacza ocalenie swojego życia.
- Mogę dostać coś do picia ? - Zapytała cicho, patrząc błagalnie na różowowłosą. Kobieta zirytowała się, gdyż podniosła nerwowo wzrok i wlepiła go w lekarkę.
- Nie - rzuciła tylko.
- Błagam, dajcie mi wyjść na chwilę. Tu jest strasznie mokro i już czuję gorączkę! - Szeptała dziewczyna z żalem w głosie. Szatynka próbowała grać jak najlepiej, aby tylko wyjść na ląd.
Strażniczka warknęła pod nosem, nie dając się przekonać błagania dwudziestodwulatki.
- Jestem kobietą! Nie wytrzymam dłużej ! Muszę  odetchnąć świeżym powietrzem ! - Krzyczała tak, aby ktoś na górze mógł ją usłyszeć, co stało się chwilę później. Pod pokład weszła zła Vivian, kierując złowrogie spojrzenie różowowłosej i więźniarce, która nieco cofnęła się.
- Nasz ptaszek ma niewygodnie ?- Rzuciła kpiąco, będąc już bliżej krat. Vivian kucnęła, aby zrównać się z Lauren, a potem uśmiechnęła się złośliwie. - Nie jestem potworem. Pozwolę ci zobaczyć po raz ostatni ląd - dodała i ku zaskoczeniu znachorki, przywódczyni cyrkowców otworzyła cele i złapała szatynkę za ramię.
- Ale cuchniesz - powiedziała poważnie, popychając ją do przodu. Znachorka poczuła, że ogarnia ją gniew, kiedy ta zwykła i pusta złodziejka ją obrażała. Jednak musiała udawać, że ta uwaga spłynęła po niej jak po kaczce.
             Vivian i Lauren wyszły na główny pokład, skąd od razu zauważyły wschód słońca, które dotychczas chowało się za grubą linią horyzontu. Znachorka wzięła głęboki wdech, czując jak drążnicy pył kluje ją w płucach. Dziewczyna zakaszlnęła ostro, sprowadzając na siebie uwagę pozostałych cyrkowców. Wśród nich był ten sam chłopiec, z  którym Lauren rozmawiała kilka godzin temu. Ciemnowłosy siedział na samym dziobie, którego długa  belka wystawała nad oceanem.
- Co ty robisz, Vivian ?- Rzucił od razu Gerjawik, podnosząc brew w zaskoczeniu. - Chyba nie chcesz jej....
- Jeszcze nie, idioto - odgryzła przywódczyni. - Spełniam jej ostatnią wolę - wytłumaczyła mniej groźnie, kiedy mężczyzna zacisnal usta w cienką linię.
- Hundred, zaprowadź ją do jakiejś karczmy - nakazała nastolatkowi, który od razu stawił się przy przełożonej. Chłopak nie zawiązał jej rąk, tylko po prostu chwycił za ramię, tak jak Vivian chwilę temu i wyprowadził ze statku. Za nim szedł umięśniony mężczyzna, który był nazywany w szeregach jako "goryl ". Wojownik miał przy sobie dwa sztylety przy pasie i jeden długi miecz schowany w pokrowcu, który dyndał przy jego lewej nodze, co nakazało Lauren myśleć, że jest praworęczny. Szatynka wiedziała już, jak może się spodziewać jakiekolwiek ataku, jeśli goryl ją  zaatakuje.
- Proszę, nie rób głupstw - szepnął jej do ucha nastolatek, chwilę przed tym, jak otworzył drzwi do karczmy.
                W środku panowała absolutna rozróba. Wielu wikingów zajadało z ochotą swoje posiłki, inni pili coś ostrzejszego, gaworząc przy tym jak kobiety na targu.
Lauren przełknęła ślinę, widząc, że w pomieszczeniu nie ma wielu kobiet, oprócz niej i kilku innych, które nosiły się jak mężczyźni.
Nastolatek popchnął ją na lewo, gdzie było wejście do jakiegoś pomieszczenia. Jak się okazało, była to łazienka urządzona dość przyzwoicie, choć nieco zaniedbana.
- Nie zamierzacie mnie wypuścić, prawda? - Dopytała się drżącym głosem, będąc oparta o krawędź umywalki.
- Nie wiem, co Vivian planuje - przyznał równie cicho. - Przykro mi. Wyglądasz na porządną dziewczynę - dodał, chcąc choć trochę ją pocieszyć, ale to nie wyszło.
- Taa - powiedziała, wycierając małe łzy płynące po jej rozgrzanych policzkach. - W ogóle, co tak młody chłopak robi wśród takich ludzi? - Zapytała, szorując tym razem ręce i buzię.
Ciemnowłosy westchnął i otworzył lekko ciemne drzwi, za którymi nadal było głośno. Goryl siedział przy barze i pił miód.
- Nie miałem wyboru - odparł i ku dalszemu wyjaśnieniu wyjął z kieszeni jakaś kartkę, którą podał następnie młodej lekarce.
Pergamin przedstawiał jakąś starszą kobietę i dużo młodszą dziewczynkę o kręconych krótkich włosach i dużych czarnych włosach. Lauren podniosła wzrok, nie rozumiejąc, co nastolatek chce jej przekazać.
- To moja mama i siostra Taj. Kiedy dowiedziałem się, że Vivain zbiera ludzi do akrobacji od razu się zgłosiłem. Widzisz, moja siostra ciągle choruje, a w Europie jest lekarz, który może jej pomóc, tylko że nie stać nas było na opłacenie go. - Wytłumaczył, odbierając od więźniarki papier. Szatynka była poruszona wyznaniem chłopaka. Wiedziała, że nie kłamie. W jego oczach widoczny był prawdziwy smutek i strach.
- Aż do teraz - rzekła lekarka, uciekając wzrokiem w bok. Było jej strasznie szkoda tej dziewczynki. Znachorce zawsze było żal małych dzieci, które przesiadywały u niej całymi dniami, bo strasznie chorowały.  Ich małe buźki były czerwone od gorączki, a drobne ciałka wstrząsały dreszcze.
- Gdyby nie to, od razu bym się wycofał, ale moja mama i siostra są dla mnie najważniejsze - mówił dalej, będąc bliski łez. Lauren podeszła do niego i położyła dłoń na wątłym ramieniu bruneta.
- Rozumiem cię - wyszeptała, a potem od razu ruszyła ku drzwiom, aby nie pokazywać, że to wyznanie ją zabolało.
                Godzinę później Lauren, Goryl i nastolatek szli do szalupy, na której widok szatynka poczuła gule w gardle. Czyżby była to ostatnia przechadzka na lądzie? Serce dwudziestodwulatki zabiło szybciej, kiedy dziewczyna pomyślała o domu, Nacie, Astrid... Odynie, przecież ona ma całe życie przed sobą !
Szatynka spojrzała na jej sprzymierzeńca błagalnym wzrokiem, ale chłopak nie mógł znieść tego widoku i odwrócił głowę.
Właśnie wtedy, ciemne oczy lekarki napotkały pewną osobę, która stała przy załadowanej łodzi. Tą osobą był Johann, który również zauważył Lauren i bacznie śledził jej wolne kroki. Dziewczyna kręciła oczy na boki, chcąc pokazać, że jest w niewoli. Kupczy skrzywił się, kiedy zauważył dokąd ciemnooka jest prowadzona.
Mężczyzna czym prędzej wszedł na swój pokład, gdzie w jednej z klatek trzymał straszliwca. Johann szybko napisał list i przyczepiwszy go do nóżki smoka posłał, go prosto do Berk.

                   Nate chodził cały szargany z nerwów. Strasznie bał się o Lauren, która tak nagle zaginęła. Chłopak szukał jej dosłownie wszędzie, ale nie mógł odgonić myśli, że za jej zniknięciem stoją cyrkowcy. Wojownik po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co robić. Chodził ciągle w te same miejsca, mając nadzieję, że dziewczyna jednak się odnalazła. Jednak po ukochanej Nate'a nie było ani śladu.
- Odynie...- Wołał z żalem imię najwyższego boga Normanów. Jego strach o Lauren stałe rósł, więc wojownik tracił kontrolę nad myślami. Brunet szedł właśnie do Astrid, którą spotkał pod jej domem.
- Błagam, powiedz, że wiesz gdzie jest Lauren - powiedział od razu, kładąc ręce na ramionach dobrej przyjaciółki.
Blondynka podniosła brwi w zaskoczeniu.
- Yyy... niestety - odparła, na co chłopak zaklął pod nosem. - Ej, co się dzieje? - Zapytała, widząc jak Nate cały się trzęsie.
- Nie mogę jej znaleźć od wczorajszego wieczora - wyrzucił siebie. Astrid również się zaniepokoiła, ale starała się nie pokazywać tego, aby jeździec jeszcze bardziej się nie bał. Dziewczyna wiedziała, jak bardzo Nate'owi zależy na Lauren.
Kiedy przyszła żona wodza chciała coś odpowiedzieć, kilka metrów dalej wylądowało kilka smoków. Czkawka, Szpadka, Mieczyk, Śledzik, Sączysmark i Valka wracali właśnie ze Smoczego Sanktuarium, gdzie pomagali przyjść na świat młodym smoczkom.
- Gdzieś ty był ?!- Wrzasnął od razu Nate, podchodząc do wodza. Czkawka zmarszczył brwi, skupiając wzrok na wściekłym jeźdźcu.
- O co ci chodzi? - Zapytał spokojnie Czkawka. Reszta jeźdźców uważnie przyglądała się rozmowie przyjaciół.
- Wczoraj wieczorem ja i Lauren szukaliśmy cię po całej Berk. Wiesz co się okazało? Że twoi nowi przyjaciele, cyrkowcy, ukradli skarb Odyna ! - Wytłumaczył, kipiąc ze złości. Wódz rozejrzał się wokół, patrząc kolejno na przyjaciół, którzy nie kryli szoku.
- Ten skarb Odyna ? - Upewnił się wódz. Nate przejechał dłonią we włosach, wdychając ciężko powietrze, aby móc się uspokoić, jednak to nie pomogło.
- Tak, do cholery, ten skarb Odyna ! - Wrzasnął mężczyzna, skacząc niemal do gardła wodza. Czkawce nie spodobał się ten ton, widać było, że Nate ma do niego ogromny żal.
- Uspokój się - warknął szatyn, a za nim Szczerbatek, który stał twardo za przyjacielem.
- Ci cyrkowcy prawdopodobnie zabrali Lauren, a ja mam być spokojny?! - Krzyczał, zwracając na siebie uwagę mieszkańców. Sączysmark podszedł bliżej, aby w razie czego nie doszło do rękoczynów.
- Nate, krzykiem nie pomożesz - wtrąciła się Valka, biorąc za ramię silnego wojownika i odciągając go na bok.
- Proszę, wejdźmy do domu, tam wszystko nam wyjaśnisz - rzuciła Astrid i otworzyła drzwi do swojej chaty.
                Cała grupa usadowiła się w kuchni, słuchając wyjaśnień Nate'a. Chłopak trząsł się, mówiąc jak jego dziewczyna przyszła w nocy całkiem roztrzęsiona, jak cyrkowcy sprytnie schowali bogactwo w swojej łodzi i na koniec jak Nate szukał Czkawki, aby mu o tym powiedzieć.
- To niemożliwe - odezwał się pierwszy Mieczyk, prychając pod nosem. - Jak niby mieli zabrać by tyle diamentów?
- Wykuwali je ze ściany, a potem w workach przemycali do statku - odpowiadał cicho brunet, pochylając głowę.
- Czułem, że ci cyrkowcy są dziwni - przechwalał się Smark, tupiąc nogą, jakby chciał ukarać się w ten sposób za swą głupotę.
- Jeżeli Lauren została porwana, musimy coś zrobić - przerwała Astrid Sączysmarkowi i podeszła do szafki, gdzie trzymała mapę.
- Ci cyrkowcy mogli udać się na Południe bądź Wschód - rzekła pewnie wojowniczka. - Oprócz Berk nie ma wyspy na Północnym Archipelagu, która byłaby tak bogata jak nasza. - Mówiła dalej, jeżdżąc palcem po mapie.
- Ej, zaraz - rzucił Smark, przepychając się przez Śledzika. -  Oni płyną do Brytanii. Słyszałem, jak ten Gerja-coś tam wspomniał o tym Pyskaczowi.
Każda para oczu chwilę wpatrywała się w Jorgersona, a potem na wodza.
- Więc jaki jest plan ? - Spytała Szpadka, patrząc z wyczekiwaniem na Haddocka.
- Siodłajcie smoki, lecimy - rzekł twardo, a chwilę później wszyscy skierowali się do wyjścia.
- Czkawka - zatrzymał jeźdźca zachrypnięty głos Nate'a. Szatyn odwrócił się i spojrzał na przyjaciela. - Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Po prostu bardzo się o nią martwię.
Zielonooki skinął głową.
- Rozumiem. Czułbym się tak samo na twoim miejscu - powiedział i pokazał głową drzwi, aby szybko wyjść z domu.
- Zaraz, a kto cię zastąpi? - Zapytała Astrid, która właśnie wskakiwała na Wichurę.
- Mamo, mogłabyś ?-  Zwrócił się Czkawka do kobiety, która wydawała się czekać na te słowa.
- Zostanę, ale proszę, uważajcie na siebie. - Każdy posłał jej uśmiech, a po chwili ogromne smoki odepchnęły się od ziemi, szybko znikając za popołudniowym słońcem.





Szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać aż skończę ten wątek. Nn w poniedziałek, a jak się wyrobię, to wcześniej. Zapraszam do pozostawienia kilku słów! :)

3 komentarze:

  1. Kilku słów? Ha dobre sobie xd. Ja bym ci tu mogła książkę zostawić!
    w poniedziałek? Błagam cię, zaklinam cię na wszystko, Smile nie rób mi tego do jasnej cholery!!!! Przecież ja w poniedziałek rano zostaję odcięta od internetu :((((( I będę musiała 12 dni siedzieć ze świadomością że dodałaś next w dzień mojego wyjazdu?! No przecież ja się tam pochlastam, jak nie przeczytam nna przed obozem ;) Oczywiście bez gróźb, bez nerwów, bez mordobicia, sugeruję ;) i proszę ;D dodaaaaj next w niedzielę proszęęęęę.
    A co do tego nexta. No no no Smile, na prawdę jestę pod wrażenię xd. świetny, megaaa, po prostu cud miód malina. No staaaraaa takie nexty to ja mogę cały dzień czytać xd. Nie mam się normalnie do czego przyczepić. Jest super. Zarówno pierwszy wątek o więzieniu Lauren i o jej rozmyślaniach co może zrobić, jak i późniejsza rozmowa z przydupasem Vivian, no i oczywiście ten słodko zmartwiony o nią Nate. NO ja nie mogę. NO i nie można zapomnieć o wątku (nareszcieee) z Czkawką i Astrid. Chodź krótki to i tak świetnie, że był. Mam nadzieję, że niedługo dowalisz takim Hicstridem, że się nie pozbieram, zgubię kapcie i będę się wpatrywała w ekran z otwartą buzią, aż mi ślina zacznie kapać na klawiaturę hehheh :D
    No więc jak już mówiłam next świetny, wszystko cycuś glancuś. Tak więc ten, teges, ja kończę, bo mi tu zaśniesz ;)
    Takie tam kisski, lovki, foreverki ;)
    Heheh do nna ;) (liczę na cb)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, Pass *-* takie komy to dla mnie pełne podziękowania za ten "trud" pisania :') Baaaaaaaaardzo ci dziękuję za świetny komentarz *-*
      Hiccstrid będzie niedługo małżeństwem, stawiam na 2-3 rozdziały ^^ więc dowale Wam hiccstrid (no, przynajmniej się postaram ). Kochana, jutro będę pisać szpeszial for ju i na jakieś 95 % myślę, że dam radę. Dziś zdolalam napsiac część, no i osa dla przyjaciółki Ale z innym shipem także wena jest ;3

      Mam też nadzieję, że mój pomysł na nn będzie choć małym szokiem :)

      Usuń
  2. Świetne....

    tak, tylko na tyle mnie stać... gomen :*

    OdpowiedzUsuń