Bitwa o Berk, część I
Szpadka całą drogę tuliła Mieczyka do siebie. Mężczyzna mocno oberwał, krew nie chciała się zatrzymać.
-
Trzymaj się, brat...- Załkała cicho, a słone łzy jeźdźczyni skapnęły na
szyję blondyna. Szpadka nie była w stanie myśleć o niczym innym.
Wcześniej Mieczyk nie był w tak poważnym stanie. Sączysmark zaś milczał
całą drogę, nie chciał dodatkowo martwić Szpadki. Starał się, dotrzeć
jak najszybciej do schronu, gdzie ranny Thorston otrzyma dobrą pomoc.
Hakokieł
wylądował tuż przed wejściem do groty, a zaraz za nim zębiróg, z
którego ostrożnie zsiadła Szpadka. Sączysmark podszedł do swojej
narzeczonej, by pomóc zdjąć blondyna z siodła. Dziewczyna była zbyt
roztrzęsiona, by złapać brata. Kiedy wikingowie zobaczyli jeźdźca we
krwi, natychmiast rzucili się na pomoc. Fin wziął pod ramię Mieczyka i
wraz z Jorgersonem doszli do środka, gdzie rannego przejęły kobiety.
-
Mieczyk... - Załkała żałośnie Szpadka. Wojowniczka nie dała rady ustać
na nogach. Potknęła się i padła niemal na twarz, gdyby nie reakcja
Czkawki, który zauważywszy co się dzieje, podbiegł do przyjaciół. Wódz
przytulił Szpadkę do siebie, prosząc, aby nie patrzyła, jak jej brat
znika za przejściem, gdzie zostały rozłożone łoża dla rannych.
-
Wszystko będzie dobrze. Wychodził z gorszych problemów - wyszeptał
szatyn, mimowolnie patrząc na Astrid. Blondynka skrzywiła się. Czuła
narastający niepokój o życie przyjaciela. Nie mówiąc nic, opuściła
jeźdźców, by dotrzymać towarzystwa Mieczykowi.
Zanim Szpadka się uspokoiła na tyle, by móc stać samodzielnie, minęły dwie długie minuty.
-
Sączysmark, zaprowadź ją do Gothi. Niech da jej coś na uspokojenie -
wyszeptał do ucha wódz. Jorgerson skinął delikatnie głową i objął w
pasie wojowniczkę, idąc z nią do wieszczki. Czkawka odprowadził tę
dwójkę wzrokiem, a po kilku chwilach wskoczył na grzbiet Wichury, by
wrócić na pole bitwy, która zapewnie szła na niekorzyść mieszkańców.
Kiedy tylko wódz wyleciał z tunelu, napotkał Tanyę - młodą jeźdźczynię,
która siedziała wygodnie w siodle fioletowego śmiertnika.
- Wodzu!
Nadciągają statki z południa wyspy! - Zawołała natychmiast. Czkawka
zmarszczył czoło. Jescze brakowało tego, żeby zaatakowali od tyłu!
- Wróg? - Spytał tylko, patrząc hardo na jeźdźczynię. Blondynka wzruszyła ramionami.
-
Przez lunetę niewiele widać - odparła tylko. Szatyn podziękował jej
cicho i popędził Wichurę, docierając na drugą stronę wyspy w kilka
minut. Za nim leciała Tanya, która wylądowała blisko skał.
- U nas
jak na razie spokój, ale za jakiś kwadrans dobiją te statki - rzucił do
swojego przywódcy Henrog. Mężczyzna wyglądał na zdecydowanego i
gotowego do walki. Jednak Haddock czuł, że jest przerażony tym, co się
dzieje na Berk.
- Przygotujcie katapulty. Kiedy zobaczycie sygnał
ogniowy, macie zacząć strzelać - nakazał przywódca i poklepał smoczycę.
Wichura zaharczała po swojemu i odbiła się gwałtownie od podłoża.
Wystarczyła niecała minuta, by Czkawka znalazł się nad nieznanymi
statkami. Jego bystre oczy zaświeciły radośnie, gdy spostrzegł, że owe
łodzie należą do Marion i Geralda. Wichura zapikowała więc w dół,
lądując na statku dowodzenia.
- Miło jest cię widzieć żywego, przyjacielu! - Zawołał głośno dowódca. Gerald podszedł żwawo do sojusznika i uściskał jego dłoń.
-
Ciebie też - uśmiechnął się Czkawka. - Jestem ci niezmiernie wdzięczni
za pomoc. Na razie nie jest źle, ale Halla ma mnóstwo żołnierzy.
Pierwsza linia nadal się trzyma, ale to tylko kwestia czasu, kiedy
zostanie złamana - wyjaśnił szybko wódz Berk. Jego przyjaciel skinął
głową. Pokazał na tyłu i zachrząkał.
- Masz nasze wsparcie. Pięciuset moich żołnierzy, dwieście pięćdziesiąt od Marion i zapał do walki.
Szatyn
nie mógł się nie uśmiechnąć. Cieszył się ogromnie, widząc gotowość do
walki. Właśnie tego było mu trzeba. Teraz nic nie może pójść źle.
-
Spotkamy się na lądzie. Teraz lecę pomóc północnej stronie - wyjaśnił
Haddock. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, popędził smoczą
przyjaciółkę, aby szybko przedostać się do pierwszej linii obrony.
-
Ile to ma jeszcze trwać? - Zapytał mężczyzna charpliwym, niskim głosem.
Siedział w swojej ciemnej kajucie od kilku godzin, czekając, aż
oblegana wyspa w końcu zostanie pokonana. Halla skrzywiła się i zmrużyła
oczy. Nie lubiła tonu, którym się do niej odzywał.
- Mają smoki -
odparła w końcu. Chciała zabrzmieć, jakby nie obawiała się jego
reakcji. Jednak zdradził ją głośny wdech, kiedy postawy mężczyzna wstał
gwałtownie i uderzył pięścią w biurko.
- To nie jest wymówka! - Warknął tak głośno, że głosy na pokładzie ucichły. - Macie je wyrżnąć! Co do jednego!
-
Daj mi więcej ludzi - zarządała więc, wytrzymując jego ciemny, gniewny
wzrok. Przywódca ataku machnął ręką i usiadł z powrotem na wysokie
krzesło.
- Weź tyle, ile potrzebujesz, ale chcę w końcu widzieć
wodza Berk martwego - fuknął. Halla zmierzyła go wzrokiem i unosząc
dumnie podbródek wyszła z kajuty, kierując się po kolejnych ludzi.
-
Śledzik, postaraj się uwolnić te zębirogi! - Krzyknął Czkawka do
swojego przyjaciela. Blondyn wyciągnął kciuk do góry, rozumiejąc rozkaz.
Sztukamięs zawarczała głośno i splunęła kulą ognia prosto w katapultę.
Maszyna roztrzaskała się na milon kawałków.
- Pięknie, księżniczko! - pochwalił ją Ingerman, unosząc ręce w geście zwycięstwa.
I
mimo że sytuacja nie wyglądała za dobrze, mieszkańcy Berk cieszyli się z
każdej maleńkiej przewagi zdobytej dzięki smoczym jeźdźcom. Zamkogłowe
smoki wykorzystywane były do produkcji gazu. Wróg zbierał go w maleńkie
buteleczki i za pomocą katapulty wyrzucał je w kierunku walczących. Gaz
wybuchał tuż przy mocnym uderzeniu z ziemią, tworząc niemały ogień.
Kluczem stało się wydostanie jak najwięcej ilości smoków, które w
bestialski sposób były wykorzystywane.
Czkawka przeleciał
nad wrogim statkiem, nakazując Wichurze, by strzeliła kolcami w maszty.
Drewniane konstrukcje runęły z głośnym hukiem, powodując załamanie się
statku, którego zaczynała następnie pochłaniać woda. Śledzik przy pomocy
Sztukamięs zdołał uwolnić większą część zębirogów, które przerażone
uciekły z miejsca bitwy jak najdalej.
- Świetna robota! - Krzyknął
Haddock do przyjaciela. Blond włosy jeździec uśmiechnął się szeroko i
zawrócił, wiedząc, że jego zadanie zostało wykonane. Wódz spojrzał na
statki, szukając Halli, jednak nie dostrzegł jej złotej głowy. Czkawka
wiedział, że nic już nie zdziała. Zawrócił więc, czując, że kolejny atak
będzie silniejszy i tym razem pierwsza linia obrony na pewno padnie.
-
Ethan! - Krzyknął wódz, dostrzegając mężczyznę w tłumie wojowników.
Blondyn wyglądał na zmęczonego walką. W dłoni wciąż dzierżył miecz,
który okalała krew wroga. - Wszystko gra?
Czkawka wylądował tuż obok szwagra i zeskoczył z Wichury. Hofferson skinął głową, choć jego twarz wyrażała niepewność.
-
Dajemy radę, ale ledwie - mruknął Ethan, wzruszając ramionami. Nie był
zanadto przejęty tym, że grupa bojowników, z którymi walczył, niedługo
zostanie złamana.
- Wycofajcie się do drugiej linii obrony. W tyle
będą oddziały naszych sprzymierzeńców i jakby co, pomogą wam. Halla
niedługo przestanie się patyczkować i wyśle wszystkich ludzi - wyjaśnił
pospiesznie wódz, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Myślałem podobnie. Miejmy nadzieję, że wszystko dobrze się skończy.
Czkawka
spochmurnial. Nie był pewien, czy bogowie tego dnia będą dla niego
przychylni. Dla niego i każdego mieszkańca, który dzielnie bronił
swojego domu. Wiedział jednak, że z całych sił musiał pokazać swą siłę
jako przywódca i protektor Berk.
- Oby...- Mruknął cicho szatyn,
wskakując ponownie na grzbiet Wichury. - Wykonajcie rozkaz i czekajcie
na kolejne kroki - rzucił na odchodne Czkawka i wystartował, by dotrzeć
do drugiej części obrony.
Gdyby życie dało
Nate'owi drugą szansę, zapewne postąpiłby inaczej. Wyniósłby się od ojca
jak najdalej, byleby nie mieć z nim nic wspólnego. Ale nie mógł
zaprzeczyć, że Drago nie jest jego ojcem. Zawsze nim będzie. Ale tylko z
biologicznego punktu. Nate zawsze sobie powtarzał, że dla swojej
rodziny będzie całym oparciem. Patrząc na małego Arona obiecał, że
będzie najlepszym ojcem pod słońcem. Że zrobi dla niego wszystko, będzie
go chronić za wszelką cenę.
Teraz wojownik stał na skałach
obserwując łódź Drago Krawdonia. Znalazł ją przez przypadek, patrolując
południowo- wschodnią część. Nie zawiadomił jeszcze wodza, musiał być
pewien, że postawny mężczyzna to właśnie jego ojciec. Piorun mruknął
cicho do niego, jednak jeździec zignorował smoka i skupił się na
obserwacji. Trzy statki Krawdonia były idealnie skryte za skałami, które
pokrywał busz. Nie były na szczęście tak dobrze schowane, żeby ich nie
dostrzec. Wojownik westchnął i cofnął się. Nie mógł teraz wsiąść na
smoka i poprowadzić go na wrogie statki. Czkawka musiał o tym wiedzieć.
Dzięki tej informacji Berk może zyskać znaczną przewagę.
- Wracamy
- rzucił Nate do Pioruna. Koszmar schylił swą długą szyję, pozwalając
się dosiąść. Mężczyzna poklepał przyjaciela po łbie i w mig obaj
znaleźli się nad Berk. Przelecieli nad pierwszą linią obrony, która
cofała się na tyłu. Z morza wychodziła setka żołnierzy, uzbrojonych po
zęby. Nate przeklął pod nosem i zawrócił. Czkawka musiał wiedzieć o
ruchu przeciwnika, skoro zarządził wycofanie wojsk.
- Zaraz tu będą! - Rzucił niski głos mężczyzny, który poprawił na głowie hełm i przyjął postawę do obrony.
-
Tarcze w górę! - Zarządził dowódca, tuż przed tym jak wrogi oddział
wystrzelił strzały, a potem natarł na mieszkańców Berk. Piorun
automatycznie zaczął strzelać ogniem, za nim pojawił się Chmuroskok wraz
z Valką, oraz Śledzik.
- Gdzie jest Czkawka? - Krzyknął Nate do matki wodza.
-
Na tyłach wyspy. Pomaga cumować statki Geralda! - Odparła głośno
jeźdźczyni. Zaraz potem jej smok wykonał zręczny skręt w prawo, unikając
sieci. Mimo iż Nate chciał zostać i pomóc, musiał zdać relację wodzowi
tego, co zobaczył.
- Lecimy, stary - powiedział cicho do Pioruna.
Koszmar zaryczał złowrogo i zrobił piękna beczkę w tył, by szybko i
sprawnie dostać się na południową stronę.
Czkawka pomógł ludziom Geralda zacumować statki. A kiedy wszystko było gotowe, ludzie zaczęli zakładać ciężkie pancerze.
-
Stańcie na tyłach drugiej linii. Nie wiem, jak będzie później, ale
wojska Halli są ogromne. Nie będzie łatwo ich złamać - powiedział smutno
Haddock, stając przy sojuszniku. Rudowłosy mężczyzna poklepał go po
ramieniu.
- Spokojnie, młody. Moi żołnierze przeżyli nie jedną
bitkę. Są naprawdę doświadczeni i dadzą sobie radę - pokrzepił go
Gerald. Przywódca Berk skinął głową i westchnął ciężko. Miał już wsiadać
na Wichurę i odlecieć w stronę północy, lecz został zatrzymany przez
znajomy głos przyjaciela, który go nawoływał.
- Co się dzieje? -
Spytał przestraszony Czkawka, widząc bladą twarz Nate'a. Mężczyzna wziął
głęboki wdech, opierając się o kolana.
- Trzy statki Drago kryją się pod skałami na południowym- wschodzie.
Haddock zamarł. Drago? Teraz? Na Berk? Wódz spojrzał na Geralda, który wydawał się być równie zdziwiony co on.
- Czkawka, co robimy? - Nate wyprostował się i spojrzał przyjacielowi.
- Pokaż mi, gdzie on dokładnie jest - mruknął zdenerwowany, zaciskając dłonie w pięści.
-
Pójdę z wami. Ja i moi ludzie. Poradzimy sobie z nim natychmiast -
zaproponował Gerald, biorąc do ręki ciężki miecz. Czkawka skinął głową w
podzięce i wskoczył na Wichurę.
Mógł to przewidzieć. Gra na dwa
fronty to sposób Halli. Drago zapewnie będzie chciał zaatakować od
wschodu, aż jego ludzie dojdą do północnej linii obrony, rozbrajając ją
na drobny mak. Haddock synął pod nosem. Przypomniał mu się ojciec. W
końcu miał szansę odegrać się na Krwawdoniu za to co uczynił. Za to że
wyrwał mu jedną z najważniejszych cząstek w jego życiu.
Drago
będzie cierpiał tak samo, jak cierpiał Czkawka przez tyle lat odkąd
przy boku młodego wodza zabrało Stoicka. I nie odpuści dopóki nie pomści
swego ojca. Zrobi to za wszelką cenę.
Od razu przepraszam za tak małą aktywność, ale już brakuje mi chęci do pisania tego bloga. Wolę skupić się na one shotach na Wattpadzie, ale to nie znaczy, że nie dokończę " love for eternity". Zostało kilka rozdziałów! Bądźcie cierpliwi jescze troszkę. 💓💓